![]() |
tak sie składa ze jestem czysty - dawno nie paliłem... a pic w środek dnia nie lubię...
tak czy inaczej widzę tam jakby kamyki ułożone w jakiś napis,,, EDIT: szkoda ze zdjęcie w malej rozdzielczości - może dałoby rade przeczytać co tam jest napisane :D |
Cytat:
|
27 Załącznik(ów)
Dzień szesnasty<o>
</o> Motocyklista 1: <o></o> - Jednakowoż dzisiaj musimy dojechać do Karakul gdyż jak dobrze wiesz, mieliśmy dokonać tego wyczynu już wczoraj.<o></o> Motocyklista 2:<o></o> - Nie sposób się z tobą nie zgodzić. Niestety w wyniku trudności natury obiektywnej zamarudziliśmy tutaj dłużej niż planowaliśmy.<o> </o> Razem:<o> </o> - Zatem dalej, raźno siadajmy na motocykle aby jeszcze dziś spędzić noc w Karakul!!!<o></o> Chór:<o></o> - O święta naiwności ! O święta naiwności !<o></o> <o> </o> Rano naprawiam szybko latający kufer i w drogę.<o> </o>Załącznik 8642 <o> </o> Po przejechaniu 7 kilometrów motocykl dławi się i staje. Od dłuższego czasu jechałem na rezerwie więc tym sposobem staje się posiadaczem 300 kilogramowej hulajnogi. <o></o> Na luzie staczam się akurat na tyle aby gdzieś tam w dole pojawiła się wioska. <o></o> Biorę od Bartka puste kanistry i ruszam na nieplanowana przechadzkę po górach. <o> </o>Załącznik 8643 <o> </o> Po ok. 20 minutach docieram do pierwszego domu. Zapytany właściciel prowadzi mnie na drugi koniec wsi gdzie mieszka miejscowy biznesmen. Załącznik 8644 Biznesmen jest właścicielem jedynego sklepu we wsi oraz jedynej stacji benzynowej w promieniu 200 km. Idziemy razem poza wieś gdzie mieści się dystrybutor z benzyną. <o></o> Pan rezolutnie ściąga wielką kłódkę z zakopanego do połowy w ziemi, pordzewiałego zbiornika, wyciąga miarkę w formie wiadra , strzepuje popiół z papierosa i pyta: - ile?<o></o> Biorę po ok. 7 litrów do każdego kanistra i kieruję się do motocykli. Na koniec dostaję jeszcze od poznanego na początku człowieka worek moreli, które zrywamy u niego pod domem. <o></o> Tuż za domem zaczyna się ostre podejście. 2 kanistry, upał oraz wysokość sprawiają, że te 40 metrów pionie pokonuje na 5 rat. W końcu wyczołguję się na bardziej plaski odcinek skąd widać już motocykle. Lezę jeszcze kilkanaście metrów po czym zalegam zwłokami na kamieniu i macham do Bartka, który schodzi przejąć kanistry. <o> </o> Wlewamy benzynę do baku i postanawiamy jeszcze raz zatankować, tym razem bezpośrednio do motocykli. Tutaj nasunęło mi się pytanie: - Po jakiego ch… targałem obydwa pełne kanistry. Nie znajdując satysfakcjonującej odpowiedzi zajeżdżamy pod dystrybutor.<o> </o>Załącznik 8645 Po zatankowaniu tego wybornego paliwa moja Afryka zamieniła się w znany i lubiany ciągnik Wladimirec. Jechałem więc przy akompaniamencie dźwięków samochodu Baltazara Gąbki zostawiając za sobą kłęby czarnej sadzy. Najbardziej niepokojącym był jednak towarzyszący efektom audio wizualnym bardzo duży spadek mocy. O dziwo Bartka Afryka praktycznie nie odczuła różnicy w paliwie. <o> </o>Załącznik 8646 <o> </o> Zanim dojechaliśmy do kolejnej wsi Rush czekała nas przeprawa przez most. <o> </o> Ów owoc lokalnej myśli inżynierskiej składał się z poprzecznych żerdzi ułożonych w odległości ok. 50 cm od siebie oraz z kilku dziurawych desek ułożonych luźno w 2 pasy pod koła. <o> </o>Załącznik 8647 Początkowo chcieliśmy przejechać po tym tradycyjnie lecz po bliższych oględzinach stwierdziliśmy, że jest całkiem spora szansa, że skończymy w rzece z połamanymi o żerdzie nogami. Pokonywanie mostu na piechotę też nie okazało się łatwe. Bartek trzymając Afrykę za kierownicę sadził kroki od żerdzi do żerdzi, Ja natomiast szedłem po deskach trzymając motocykl od tyłu za kufry. <o> </o> W Rush wprosiliśmy się na obiad do sympatycznej rodziny a przy okazji pobawiliśmy się w lekarzy dając aspirynę dla gorączkującego dziadka. <o> </o>Załącznik 8648 Załącznik 8649 <o> </o> Wg. Naszej arcydokładnej mapy Pamiru w skali 1:3 000 000 od Ruhsz do Karakul prowadzi prosta jak drut świetnej jakości żółta droga. <o></o> Załącznik 8650 Załącznik 8651 Zamiast się polepszyć, droga zamieniła w wielkie kamieniste gówno z jeszcze jednym wspaniałym mostem tuż przed ostatnią wsią przed Karakul – Kudara. <o></o> Załącznik 8652 Z Kudara do Karakul pozostało ok. 120km. Licząc na odnalezienie mitycznej żółtej drogi mijamy wieś i dziarsko ciśniemy na wschód. <o> </o>Załącznik 8653 Załącznik 8656 Już pierwszy podjazd za wsią to czołganie się na jedynce pomiędzy kamieniami. Duże okragłe kamienie przechodzą w mniejsze okrągłe kamienie, te natomiast w piach a ten z kolei w błoto , który płynnie przechodzi w ostry rumosz skalny. Załącznik 8654 Załącznik 8655 Często pełzamy podpierając się nogami z 2 stron motocykla. Miejscami droga ginie zupełnie. Załącznik 8659 Załącznik 8658 Załącznik 8657 Część drogi pokonujemy korytem wyschniętej rzeki by wyjechać na czymś w rodzaju zaschniętej pooranej kanałami lawy.<o></o> Załącznik 8664 Załącznik 8665 W końcu dojeżdżamy do miejsca gdzie droga znika pomiędzy dużymi otoczakami. Załącznik 8661 Czołgamy się usiłując utrzymać motocykl w pionie. Obrana przez nas droga kończy się jednak w strumieniu płynącym przez środek owej kamiennej łąki. Załącznik 8663 Po dłuższym czasie udaje się nam odnaleźć cos co minimalnie przypomina bród. Moja Afryka nie radzi sobie z wyjazdem pod każdą większa przeszkodę. Wyje, pierdzi i gaśnie przez co Bartek musi mnie wypychać. Załącznik 8662 Zmasakrowani fizycznie wjeżdżamy na wąską dróżkę pnąca się w górę, na której zatrzymuje nas zator z piargu. Zsiadamy z motocykli jednak oprócz śladów kóz na piargu, który zsunął się z góry nie widzimy nic. <o> </o>Załącznik 8660 Patrzymy na mapę i jej żółtą drogę lecz z tej, wynika, że rzekę powinniśmy mieć po prawej stronie natomiast my mamy ją po lewej. <o> </o> - Nie ta droga – wyduszam z siebie załamany. Pomyliliśmy drogi. Przegapiliśmy zjazd na żółtą. To pewnie jest jakaś ścieżka pasterska…..wracamy. <o></o> Zmierzcha się. Od Kudara przez ok. 5 godzin pokonaliśmy 35 km. Zmiażdżeni wizją powrotu tą samą drogą zawracamy. Jadąc rozglądamy się nadaremno za alternatywnym szlakiem. Postanawiamy wrócić do Kudara i zapytać się gdzie jest droga właściwa. <o> </o> W połowie drogi na horyzoncie ukazuje się ściana kurzu. <o></o> Zgodnie z zasadą „jak masz w życiu pecha oraz nieszczęść kupę złamiesz sobie palec wycierając dupę „ wjeżdżamy w sam środek burzy piaskowej. Na szczęście burza trwa na jedynym w miarę sensownym odcinku drogi więc jest bezboleśnie. <o> </o>Załącznik 8666 Na kilka kilometrów przed wsią zastaje nas noc. Jedziemy już tylko i wyłącznie siłą woli. Na kamienistych serpentynach kierownica lata mi jak chce. Zatrzymuje się przekonany, że nie mam powietrza w przedniej oponie. Okazuje się jednak, że to ze zmęczenia nie mam już siły utrzymać prosto kierownicy. Bartek przeżywa dokładnie to samo. <o> </o> We wsi pytamy czy można rozbić namioty jednak zapytany nie chce o tym słyszeć i zaprasza nas do swojego domu, Nie protestujemy.<o> </o> Dom składa się z 2 dużych izb. Jedna to sypialnia dla ok. 10 osób, druga to coś w rodzaju pokoju dziennego z jadalnią. Załącznik 8668 Mieszkańcy częstują nas herbatą, lepioszką, ciepłym mlekiem i jajecznica. W Kudara nie ma prądu więc siedzimy przy świecach. Palące się świece tworzą w chatce atmosferę bezpieczeństwa i przytulności. Po dzisiejszej trasie jest nam tutaj niesamowicie dobrze. (edit: własnie zauważyłem, że to latarka była a nie swieca...pardon ) Załącznik 8667 Pytamy o własciwą drogę do Karakul.<o></o> Odpowiedź wali nas w łeb jak porządna sztacheta w remizie. <o> </o> - Jechaliście dobrą droga. Innej tutaj nie ma. <o> </o> Okazało się, że zawróciliśmy tuż przed przełęczą po której zaczyna się płaska jak stół pustynia.<o> </o> Czyli jutro po raz trzeci musimy pokonać najgorszy odcinek tego wyjazdu…. <o> </o> Przez chwilę rozważamy odwrót z Bartang lecz idea ta szybko upada<o> </o> Wykończeni fizycznie i podłamani psychicznie kładziemy się spać. <o> </o> Nie możemy jednak zasnąć. Snujemy najgorsze wizje. Wizją przewodnią jest lot w przepaść w drodze na przełęcz. Do tego niepokoi nas ilość benzyny, zwłaszcza, ze moja Afryka pali chyba 10 litrów na 100km. Żeby tego było mało słyszymy deszcz uderzający o okno w suficie. <o> </o> A co z żółtą drogą?? A to, że ona nie istnieje, nie istniała i prawdopodobnie istnieć nie będzie. Jest to marzenie lokalnego kartografa, który miał wizję autostrady trans bartangskiej… <o></o> |
Super :D Że też Ci się chce o 3 w nocy pisać ... Wydaje mi się że mieszkańcy tego Pamiru całego to myślą że na zachodzie jest tylko jeden model motocykla :D Co przyjedzie ktoś z daleka to te dwie lampki z przodu ma :D SUPER SUPER SUPER!!!! I ZA MAŁO :P
|
Cytat:
Dwie lampki z przodu ma też m.in. ST i stary Tajger ;) |
Cytat:
Czytam, czytam, dziękuję za to że Ci się chce pisać. |
Cytat:
Tak naprawde pisze z czystego egoizmu. Kiedy ten Niemiec Alzheimer zacznie mi chować różne rzeczy to będę mógł sobie przeczytać gdzie byłem....pod warunkiem, że nie zapomnę, że to opisałem ;) |
24 Załącznik(ów)
Dzień siedemnasty<o>
</o> <o></o> O 6 jesteśmy już na nogach. Na zewnątrz zimno i mokro a góry pokryte śniegiem. <o></o> Załącznik 8692 Wczorajsza trasa, na którą nałożyły się nasze nocne wizje w połączeniu z dzisiejszą pogodą sprawiają, że zbieramy się do dalszej jazdy jak na egzekucję. Miejscowi zapytani o benzynę wskazują nam dom, w którym mieszka właściciel jedynego ziła we wsi.<o></o> Żegnamy się z mieszkańcami domu, kiedy podchodzi do mnie właściciel domu i pokazuję, że chce kasę za nocleg. Trochę zdziwiony pytam ile na co gość rzecze – 100. 100 ichniej kasy to ponad 20$. Dość mocno zdegustowani wręczamy mu 20$ i jedziemy po benzynę. Właściciel ziła może sprzedać nam tylko po 3 litry na motocykl. Mało, cholernie mało ale już nie ma odwrotu. Bierzemy te 6 litrów, za które płacimy jakąś abstrakcyjnie wysoką sumę (też chyba ok. 20$) i wyjeżdżamy głęboko zniesmaczeni. <o> </o>Załącznik 8693 Wczorajszą trasę do miejsca obsuniętego piargu udaje nam się pokonać w niewiele ponad 2 godziny. Niestety w wyniku tego samo-nakręcenia się jadę niesamowicie wysztywniony co przekłada się na idiotyczne 4 gleby. Załącznik 8694 Wczorajszy piach zamienił się miejscami w błoto nie widoczne na pierwszy rzut oka. Dowiaduję się o nim dopiero w momencie gdy wywija mi tylne koło a ja leże obok. <o> </o> Tak czy inaczej dotarliśmy do miejsca wczorajszego odwrotu. <o> </o>Załącznik 8695 <o> </o> Na czworaka pokonujemy zasypany odcinek i rozpoczynamy wspinaczkę na przełęcz. <o> </o>Załącznik 8696 <o> </o> Nie możemy uwierzyć, że gość jeździ tędy ziłem. Wąska dróżka z tak ciasnymi i stromymi zakrętami, że Afryką ciężko wykręcić a co dopiero ciężarówką. <o> </o>Załącznik 8697 Jesteśmy już prawie na wys. 4000 metrów a moja Afryka z każdym metrem coraz bardziej traci moc aż w końcu staje na amen. Wymieniamy filtry powietrza co przez chwilę pomaga jednak po kolejnym zakręcie motocykl staje nie poradziwszy sobie z kamienistym podjazdem. <o> </o> Próbujemy na pych jednak niewiele to daje a pchający Bartek już po chwili leży dysząc i charcząc. Takie uroki wysokości. <o> </o> Załącznik 8698 Najgorsze jest to, że aby moja afryka ruszyła trzeba odkręcić gaz do końca licząc, że w pewnym momencie wystrzeli do przodu. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że musi wystrzelić prosto w duże, luźne kanciaste kamienie znajdujące się akurat na zwężeniu i tak wąskiej dróżki. Jeśli na jednym z nich podrzuci mi koło to mam wielką szansę aby z całym majdanem w trybie niezwykle przyspieszonym pofrunąć w przepaść. <o> </o> Następuje zmiana. Siada Bartek a ja pcham. W końcu Afryka załapuje i przeskakuje po kamieniach a Bartek nie chcąc zatrzymywać tej sieczkarni w obawie przed kolejnym zgonem dojeżdża na szczyt przełęczy. <o> </o> Ja pokonuję ten odcinek z buta próbując przekonać płuca, ze na zewnątrz nie na nic specjalnie ciekawego i nie muszą wyłazić.<o></o> Załącznik 8699 W końcu jest! Pustynia! Alleluja! Teraz byle jak najdalej do przodu przed końcem paliwa. <o> </o>Załącznik 8700 Załącznik 8701 <o> </o> Góry coraz bardziej się rozstępują robiąc miejsce pustyni. Po przejechaniu dosłownie kilku kilometrów moja Afryka staje. Załącznik 8702 Do Karakul ok. 80 km a ja na rezerwie. W normalnych warunkach powinno starczyć jednak przy obecnym spalaniu wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jestem w głębokiej dupie. W desperacji dolewam do baku benzynę z kuchenki po czym koncentruję się tylko na jednym. Byle dalej. Załącznik 8703 Jedziemy szeroką pustynią z widokiem na pięknie ośnieżone szczyty. Załącznik 8704 Załącznik 8705 Zatrzymujemy się na foty jednak w obliczu widma zostania tutaj na amen jakoś mniej niż zwykle zachwycam się widokami a te są po prostu niesamowite. <o> </o>Załącznik 8707 Załącznik 8708 Żeby naszemu twardzielstwu stało sie zadość wjeżdżamy prosto w śnieżycę. Zimno, mokro i gówno widać. Śnieżyca się kończy ale żeby równowaga została zachowana, po przejechaniu 60 km kończy się rezerwa. <o> </o>Załącznik 8706 Załącznik 8710 Załącznik 8711 Bartek dopiero przełączył na rezerwę więc odlewamy od niego ok. 1 litra. Tankowanie to starcza na przejechanie jeszcze 5 km. Załącznik 8712 Załącznik 8713 Na szczęście udało się dojechać do asfaltu prowadzącego do Karakul. Nie odlewamy już benzyny z drugiej Afryki bojąc się, że w ten sposób żaden z nas nie dojedzie do cywilizacji. <o> </o>Załącznik 8714 Załącznik 8715 <o> </o> Postanawiamy, że ja czekam a Bartek jedzie z kanistrami do Karakul po benzynę. <o> </o> Jak postanowiliśmy tak też uczyniliśmy. <o></o> Jest pusto, ponuro i zimno jak cholera a do tego mam mokro w butach od przeprawy przez strumień, w którym utknąłem.<o> </o> W końcu wraca Bartek. Jest siny z zimna ale zdobył, wg zapewnień sprzedawcy ostatnie 5 litrów benzyny w całym Karakul. Zatrzymujemy jeszcze kirgiskiego uaza, którego kierowca sprzedaje nam jeszcze 2 litry. Oczywiście nie musze już wspominać o tym, że podczas przetaczania benzyny palił papierosa pochylony z zainteresowaniem nad strumykiem benzyny.<o> </o> Po dojechaniu do Karakul do pełni wizerunku brakowało nam już tylko węglowych guziczków i marchwianego nosa. Bartek zsiadł z motocykla pierwszy kiedy zapalono pod nim ognisku, mnie polano wrzątkiem i już razem zameldowaliśmy się w Homestay (tak się zwie takie niby schronisku w domu u ludzi) <o> </o> Oprócz nas zameldowała się tam także śmieszna czeska ekipa, która właśnie zakończyła wyprawę na Pik Marksa. Kiedy trochę się rozgrzaliśmy przy rozkosznie ciepłym piecyku poszliśmy w „miasto” poszukać telefonu. <o></o> Telekomunikacja Tadżycka S.A. mieści się w jednym z domów mieszkalnych. Po wyłuszczeniu naszej potrzeby, zostaliśmy skierowani przez starszego Pana do następnych drzwi.<o></o> Następne drzwi prowadziły do pomieszczenia o wymiarach 100x150cm, za wyposażeniu, którego znajdował się taboret oraz okienko. W okienku po chwili pojawił się poznany przed chwilą Pan wręczając kartkę, na której napisałem numer telefonu. Pan wykręcił numer i po chwili mogłem już przekazać światu, że jeszcze nie należy wyprzedawać naszych gratów. <o> </o> Następnym punktem wycieczki był sklep wielobranżowy. Sklep sprzedawał nic oraz benzynę. Wyraziliśmy wielkie zainteresowanie benzyną, której miało nie być. Umówiliśmy się na tankowanie jutro rano po czym poczłapaliśmy pozachwycać się największym jeziorem Tadżykistanu leżącym na wys. 3914 m. Wyszło słońce więc pomimo zimna zrobiło się całkiem przyjemnie. Załącznik 8716 Wróciliśmy do domu akurat na pyszny obiad (ziemniaki z mięsem), posiedzieliśmy jeszcze chwilę z Czechami po czym w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, walnęliśmy się spać zrzucając z siebie całego psychicznego doła. |
Cytat:
Dobrze sie to czyta i można się wczuć w sytuację i klimat. |
Cytat:
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:08. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.