Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Z Polski do Indii - 2019 lipiec - wrzesień. (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=37079)

Emek 27.05.2020 12:59

Sambor, czy to Nanga na pierwszej fotce??

sambor1965 27.05.2020 13:04

Na pierwszej fotce w 100 poście.

Emek 27.05.2020 13:09

Dokładnie.

Gilu 27.05.2020 21:17

Nie widziałem w relacjach ani filmach aby ktoś dotarł do"Bajkowej Łączki"na motocyklu.
Ciekaw jestem czy płacąc dolę zamiast jechać Jeepem puściliby w górę?

Molek 27.05.2020 22:43

Cytat:

Napisał Gilu (Post 683462)
Nie widziałem w relacjach ani filmach aby ktoś dotarł do"Bajkowej Łączki"na motocyklu.
Ciekaw jestem czy płacąc dolę zamiast jechać Jeepem puściliby w górę?

Mówisz i masz https://youtu.be/IOI9WDx6Qe0

pattryk 27.05.2020 23:36

Cytat:

Napisał Molek (Post 683477)

byle Adibasy czyste były i piosenka na ustach
:bow:

Gilu 28.05.2020 06:40

1 Załącznik(ów)
To widziałem.Oni podjeżdżają pod Naga z drugiej strony,tutaj trzeba poświęcić więcej czasu i sił i niepewność niedojechania większa


Na Bajkową Łączkę jedzie się od Rajkot Bridge
Załącznik 97228

sambor1965 28.05.2020 12:49

Droga do Skardu okazała się łatwa, nawet na za duże i za ciężkie motocykle. Jest w przebudowie, ale mieliśmy szczęście trafić na dzień wolny i roboty drogowe nie utrudniały nam zadania. Praktycznie cały czas jedzie się wzdłuż Indusu - widziałem tę rzekę już w wielu miejscach w jej górnym biegu, chyba najbardziej podoba mi się ten kawałek, gdy jedzie się górną drogą z Lamayuru w stronę Leh, widok doliny Indusu z tego miejsca jest niezapomniany. Ale i tu było na co popatrzeć. Wprawdzie droga nie ma jakichś kolosalnych ekspozycji, ale w paru miejscach wyobraźnia zaczyna się włączać.

Zaletą prowadzenia grupy w górach wysokich jest dość oczywista trasa - nie zdarza się, by ktoś się zgubił, musiałby chyba wpaść do rzeki. Mimo to proszę zawsze, by ludzie jeździli przynajmniej w parach - będziemy chociaż wiedzieli, gdzie ktoś zniknął z drogi. Moje prowadzenie polega na tym, że wyznaczam jakieś miejsce w którym cała grupa się spotyka. Sam trzymam się na końcu na takich odcinkach. W razie problemów wolę wiedzieć od razu, że coś się stało, a nie przyjechać pierwszemu i denerwować się, że nie mam informacji o tym co się stało. Awaria czy coś grubszego...

Telefony tu nie działają, a i radiotelefon ma zasięg ograniczony do paru kilometrów. Używam Garmina InReach mini, ale to bardzie po to, by rodziny wiedziały gdzie jesteśmy. Ale gdy już w grupie są dwa czy trzy InReache to można podglądać kto gdzie jest. Używałem też trackimo, ale to się sprawdza tylko tam gdzie jest zasięg.

Skardu rozczarowało, ot oaza zieleni na pustynnym szlaku, ale po prawdzie nie wiem czego się spodziewałem, może czegoś w rodzaju Zakopanego? Ze strzelistymi górami tuż obok, z ciupagami i turystami? Pewnie kiedyś takie będzie, stąd do Kargil tylko 126 kilometrów, setki lat wiodła tędy jedna z odnóg Jedwabnego Szlaku. Drogę zamknięto w 1949 roku i ustanowiono granicę na linii zawieszenie ognia. Wcześniej i Skardu i Leh stanowiły jedną całość, ale cóż - religia... Wiecznie pewnie tak nie będzie, ale póki co zmian na lepsze nie widać. Niewątpliwie, pomimo religii bardziej im kulturowo blisko do Ladakhu niż do Islamabadu.

Wieczory są ciężkie, jedzenie dość monotonne, a ostatni alkohol wypiliśmy jeszcze w Chinach, rozmowa się trochę nie klei... ale to nie jest tak, że w tym kraju nie ma w ogóle alkoholu, jest jednak dostępny tylko w niewielu sklepach w dużych miastach i w hotelach dla cudzoziemców. W tych pipidówach przez które jedziemy nie da sie kupić. Naszą frustrację pogłebia fakt, że nikt nam do bagaży nie zaglądał i mogliśmy przewieźć w kufrach spory zapasik. Frycowe, następnym razem będziemy mądrzejsi. Nie potrafię opisać jak smakowało nam piwo 4 dni później, w Rawalpindi, w podziemnym barze Holiday Inn. Zaledwie 5 dolarów za butelkę 0,25 - raz się żyje, zapłacilibyśmy i więcej.

Po rozczarowującym nijakością Skardu pojechaliśmy do parku narodowego Deosai. Osobiście byłem rozczarowany drogą do Skardu, po prostu liczyłem na coś więcej. Od Deosai nie oczekiwałem z kolei niczego specjalnego, a dostałem dużo więcej niż się spodziewałem. Zaraz za Skardu droga podnosiła się pięknymi szutrowymi serpentynami, by osiągnąć wysokość 4200 metrów. I tu zaczynał się inny świat. Znany mi z Mongolii czy Kirgistanu, trochę też z ukraińskich połonin. Niespodziewanie wokół zrobiło się nieprawdopodobnie zielono, gdzie okiem sięgnąć była trawa. W oddali majaczyły białe góry, a na płaskowyżu płynęły potoki. To drugie po indyjskim Changtangu najwyższe plateau na świecie, byłby prawdziwy raj gdybym miał lżejszy motocykl. Założyłem na ten wyjazd Pirelli Skorpion i może nie był to błąd, ale na pewno dowód pomieszania beztroski i odwagi. Limit tych opon znalazłem tydzień później, w Indiach na zjeździe z Sach pass.

To był jeden z najładniejszych dni tej podróży, przyświeciło słoneczko, niebo odbijało się w wodzie a ciężkie beemki wcale nie leżały tak często jak się spodziewałem. Na szczęście nie ma tam i chyba nigdy nie będzie asfaltu. Można tamtędy przejechać wyłącznie latem, a od siebie dodam, że nie chciałbym tamtędy jechać, gdy pada deszcz. W każdym razie nie na ciężkim motocyklu.

Był akurat 15 sierpnia, święto narodowe Pakistańczyków (i Hindusów też), park był pełen świętujących młodych ludzi. Grali i tańczyli do swojego grania i śpiewu. Tylko faceci. Kobiet w tym kraju prawie nie widać. Pakistan Zindabad! Ano niech żyje i niech da żyć innym.

sambor1965 02.06.2020 23:01

19 Załącznik(ów)
Trochę pakistańskich fotek

sambor1965 03.06.2020 00:36

W kolejnych dniach posuwaliśmy się w stronę stolicy. Ruch gęstniał, wysokość spadała, a temperatura rosła. Nie wjechaliśmy z powrotem na szosę karakorumską tylko skręciliśmy w kierunku Naranu. Przełęcz Babur jest jedną z najładniejszych, choć wcale nie taka wysoka. To właściwie pierwsza taka prawdziwie górska okolica jeśli ktoś jedzie ze stolicy. Pewnie dlatego na przełęczy było tak dużo miejscowych turystów. Tego dnia to nie ośnieżone szczyty były atrakcją, ale nasza grupa. Fotki, autografy etc… Bycie gwiazdą jest przyjemne tylko przez chwilę. Nie mogliśmy nawet spokojnie zjeść.
Po drodze do Rawalpindi wpadliśmy do Abottabadu i nawet zajrzeliśmy na miejsce, gdzie stała willa Bin Ladena. Nic tam nie ma i nic nikt nie wie. Zrównano wszystko z ziemią.
https://www.youtube.com/watch?v=tHltNSWSPO8
Rawalpindi i Islamabad to właściwe jedno miasto. Dość nowoczesne, z szerokimi alejami. Niektórych z nas nie wpuszczono tego dnia na autostradę, kolejnego nie wpuszczono żadnego motocykla. Autostrady są dla samochodów – motocykle jeżdżą zbyt wolno. No cóż, nie pogadasz.
W Islamabadzie musiałem zajrzeć do polskiej ambasady, gdzie czekał na mnie Carnet Żanasa. I to było coś wyjątkowego – wszystkie placówki są w jednej dyplomatycznej dzielnicy. Owe miasteczko jest silnie ufortyfikowane i dostanie się do niego jest nie lada wyczynem. Na portierni musiałem zdeponować dosłownie wszystko. Dopiero czystego, prześwietlonego zabrano mnie do autobusu, który krążył po dzielnicy od placówki do placówki. W ambasadzie poszło aksamitnie i miałem po chwili czysty, nieużywany karnet Litwina.
O drodze do Lahore nie ma co wspominać, może już mi jednak te Azje trochę spowszedniały. Góry zniknęły, zrobiło się płasko i gdyby nie to, że zauwają tu klony hondy i suzuki, a nie enfieldy i bajaje pomyślałbym, że jestem w Indiach. Lahore już jednak zrobiło wrażenie, z jednej strony ruchem, a z drugiej swym orientalnym pięknem.
Wciąż pamiętam moje pierwsze Indie, z Podosem, Pastorem, Mateo, Jojną, Enzo i Waldkiem. Pamiętam ile wrażeń mi dostarczyły. Jak fascynowała mnie ich lepkość, zapach, jak uczyłem się tego kraju próbując zrozumieć. Jak długo mogłem patrzeć na ruch uliczny, na kolorowe ciężarówki. Wtedy chciałem jeszcze pomagać rikszarzom pchającym swój dobytek i jaki zachwyt wywoływała we mnie orientalna kuchnia. Minęło kilkanaście lat, w międzyczasie spędziłem w Azji kilka lat i jestem w tej okolicy nasty już raz. Cieszy mnie to wciąż, ale już nie ma we mnie dziecięcego zachwytu i niezrozumienia. Już się nie dziwię, że biedacy nie mają dosłownie nic, a bogaci opływają w luksusy. Nie dziwią mnie smaki i zapachy. Coś się zgubiło. Pasożytuję trochę żywiąc się emocjami tych, którzy są tu pierwszy raz. Patrzę jak często robią zdjęcia, obserwuję ich gdy piją pierwszą masala tea i gdy po posiłku powtarzają, by jechać po lewej stronie.
Coś za coś. Jutro wjeżdżamy do Indii. Kryzys w stosunkach między oboma krajami trwa, ale granica dla nas otwarta.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:09.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.