![]() |
a Śluza z Mateuszem nic nie pożyczyli tylko jak rasowi mechanicy MotoGP w 30 sekund wzięli i mi ją zajebali :haha2: odkrecili w sensie od mojego moto kiedy ja kulturalnie alkoholizowalem sie 10 metrów dalej.... zauważyłem to dopiero jak pompe położyli na stole kolo mojego kieliszka :D
|
no Panowie Rewelacja... uprawiacie ten rodzaj turystyki jaki lubię...
jeżeli będziemy gdzieś jechać w tym roku macie miejsce w ekipie zapewnione! :D fajnie że się podoba nasz trakt do jeziorka! :D w sumie to już kilkanaście ekip zostało zainspirowanych filmem Louisa... ;) i bardzo fajnie! no to teraz czekam na ciąg dalszy opowieści... mam nadzieję że dojechaliście do jeziorka i do krzyża :) no i oczywiście jak tam zjazd z golgoty? próbował ktoś robić podjazd pod nią..? |
Z jeziorka to był szybki odwrót jak zauważony został biegnący z gory pies pasterski wielkości - uwaga Niedźwiedzia
|
Cytat:
Louis mówił, żeby się tam nie pchać afrykami :oldman: do krzyża nie dalibyśmy rady raczej... lepiej przyjedź kiedy na podlasie |
Cytat:
.. Kurcze wielka szkoda że nie pojechaliście dalej śladem w górę, tam właśnie idzie trakt po grzbiecie gór... właśnie ta część jest najbardziej widoczna w Filmie.. :) |
Cytat:
|
Nooo Pany, pełne uznanie. Jak patrzę na te foty, to odżyły bolesne wspomnienia, a jak widzę czym tam wjechaliście, to boli mnie jakby jeszcze bardziej ;) Pozdrawiam. Gratuluję.
|
Chłopaki zdobywali Farcaul i chwała im za to. Jak zostało to przedstawione we wcześniejszym opisach, myśmy jednego dnia byli trochę nazbyt wczorajsi na jazdę (i tego dnia ograniczyliśmy się do ostrych szutrów i góry błota w najbliższej okolicy - rzecz jasna późnym popołudniem). Drugiego z kolei na chłopaków gromkie "wstawajcie - jedziemy na Farcaul" z Sawym odparliśmy - #$@#$@#$@#$@#$@#@.
I zostaliśmy oto z Sawym i z zamiarem udania się na długą piękną szutrówkę w okolicach Alibaby czy jakoś tak :). Około 70 km na południowy wschód od Borszy. No to jedziemy. Najpierw tankowanie. A stacji ni ma. W sensie - wyjechaliśmy z Borszy z takim zamiarem, żeby tankowanie zrobić gdzieś w okolicach Alibaby (czy jakoś tak) tyle że jak nazłość petroliny niet. Chłopaki wcześniej nam dość dokładnie opisali trasę - jedzecie daleeeeeko w tamtą stronę i w takiej miejscowości (Alibabie) będzie po lewej duży kościół i za nim szuterek piękny i dłuuuugi. W sam raz na afryki. Jedziemy i jedziemy, dojeżdżamy do Alibaby. Patrzę - jest kościół. Hura! Wreszcie bo tyle asfaltu (zresztą w stanie jak po bombardowaniu) to było jednak za dużo jak na mnie tego dnia i ciągnęło nas do szutrów. Ale benzynki już prawie niet (jechałem na grawitacji od paru dni - swoją drogą, sprawdzone organoleptycznie, afryka rd04 na grawitacji ma jakieś 210 km zasięgu w cyklu mieszanym, czyli całkiem spooooko). Pytam w tej Alibabie gdzie petrolinka i słyszę jeszcze 10 km dalej. Patrzę na Sawego, niezbyt pocieszony, no ale co zrobić. Ujechaliśmy już 70 km, to 10 km też jeszcze przejedziemy. I 10 z powrotem. Jedziemy jedziemy i jest. Stacja benzynowa. Najbardziej zapyziała ze wszystkich możliwych. Przy okazji gdzieś tam na postoju stwierdziłem radośnie że mi spieprzył płyn hamulcowy. Trochę znaczy, ale zapobiegawczo przydałoby się go uzupełnić, bo nic innego nie poradzę a szkoda żeby się zapowietrzyły heble z przodu. Oczywiście płynu nie było na stacji. Znaczy był, ale do maszyn rolniczych. No dobra, to jak coś, to sobie ściągnę z tylnego zbiorniczka i przeleję. W sumie tylnego hebla mniej używam. W każdem razie już napaleni na ten szuter wracamy do Alibaby (czy jakoś tak), lecimy na kościółek i szukamy tej szutrówki. JEST JEST JEEEEEEST wreszcie. Gopro odpalone, my natankowani redbullami to dwójeczka i pizda przed siebie... 100 metrów. Szlaban. Nie to żebyśmy się przejmowali szlabanem ale się przejęliśmy. Dzień wcześniej chłopaki z lekkiej mieli spotkanie z leśnikami i nie należało do przyjemnych bo zostali piknie zamknięci w pułapce. Patrzę na znaki i wyczytuję z ikonek że generalnie "Polakom na motocyklach WON". No to sobie myślę. Piknie. Ale nic - dużo zieleni, jedziemy szukać innego wjazdu i się pokombinuje. Jedziemy polną dróżką wzdłóż ogrodzeń i widzę z daleka piękny dłuuuuugi szutrowy podjazd w góry. Na prywatnej posesji. I brama zamknięta. No pogrodzili się. Nie wie czy to akurat specyfika Suceavy (wyjechaliśmy z Maramureszu), ale gdzie były tereny do jazdy, tam wszystko pogrodzone. Jedziemy dalej i znaleźliśmy naszą upragnioną drogę z górą błota i kamieni. Parę kilometrów zrywki leśnej i dotarliśmy do stromego podjazdu z wielgachnymi koleinami. - Jedziemy? - Chodźmy obejrzeć najpierw... Poszliśmy z buta w górę i tak jakby.... no tak jakby stwierdziliśmy że wjechać to wjedziemy ale wyjazdu to nie będzie. A ponieważ już żeśmy trochę sobie najeździli to zdecydowaliśmy się na odwrót. A wracając rzeczka. To sobie myślimy - nie no, musimy utopić złomy. Na tej wysepce co tam jest. I jak debile wjeżdżamy do rzeczki, na wysepkę, szybka fotka (ja musiałem siedzieć bo nie miałem już stopki i by afryka nie postała za bardzo) i wyjeżdżamy. I..... Wracamy do Borszy. Popołudnie już, kilkadziesiąt kilometrów, chill. To był ostatni dzień jazdy na Maramureszu, dla mnie - ostatni raz kiedy siedziałem na Afryce. Ale o tym za moment. |
Dzień 7 – 29 maja 2014 – jak Farcau zdobywaliśmy - ciąg dalszy
29 Załącznik(ów)
Dzień 7 – 29 maja 2014 – jak Farcau zdobywaliśmy - ciąg dalszy
Dojeżdżam do chłopaków. Z ich perspektywy wyglądało to przepięknie. Ja na swojej Afryce na wysokości przelotowej balonów – no popatrzcie sami… Załącznik 49089 Załącznik 49090 Podjazd żlebem dostarczał adrenaliny, czachy dymiły, naprawdę było ciężko. Konieczna była asekuracja, bo po jednym błędzie trzeba by było schodzić po motocykl kilkadziesiąt metrów w dół. Załącznik 49091 Po dłuższej walce na tym żlebie wyjeżdżamy na rozległą hale. Czeka nas BARDZO ciężki podjazd po kępach traw, jagodnikach i innych pułapkach jak np kamienie. Załącznik 49092 Wcześniej miałem poważny kryzys przy mniejszej górce, która miała chociaż jakąś ścieżkę. Teraz przyjąłem to na zimno, wiem że muszę tam wjechać i czekam na to jak na wyrok. Nawet się nie łudzę, że mi się to uda. Plan prosty: jadę na maksa wysoko, wypierdzielam się i czekam aż chłopaki zejdą i mnie wepchną albo Mateusz, ten od kaszy ze skwarkami, weźmie i za mnie wjedzie. Załącznik 49093 Krzysiek zmawia jeszcze modlitwę o moc. 29 maj 2014, godz. 13.40. Atak. Pierwszy rusza znowu Tomek. Mówię mu: „Tomek, masz zawaloną piachem sprężynę silnika krokowego, która błędnie podaje odczyt. Jesteś pewny, że dasz radę?” Nie posłuchał, pojechał. Dobrze szło, już, już był u szczytu niemal… i gleba. Pojechali wszyscy i znowu sam zostałem, jak palec. Wojtek jeszcze przewraca się niedaleko Tomka, ale to chyba tak dla towarzystwa. To była w zasadzie jego jedyna gleba na tym wyjeździe, ale się liczy. Tak patrzę sobie z dołu jak Tomek stara się sam podnieść Tigera, nikt nie kwapi się, żeby zejść i mu pomóc i już wiem, że mój plan poszedł wpisdu. Nikt nie zejdzie, to zresztą zrozumiałe. Wjechać na górę, żeby potem schodzić i pomagać jakiemuś lamerowi, który pojechał na oponach Sahara w góry Rumunii zamiast na pustynie Maroka?! A potem jeszcze wchodzić pod górę?! To w ogóle motocykle trzeba było zostawić na dole i walić z buta. Czas ruszyć. Na jedynce czy na dwójce? Nieważne. Z relacji Louisa wiedziałem, że piękna zielona połoninka to jedne wielkie kartoflisko, ale żeby do tego stopnia. Tam na piechotę można było nogi połamać, a my pod to wjeżdżamy… Oczywiście gleba. Gleba za glebą. Padam, obracam motocykl do stoku, podnoszę, zjeżdżam i znowu próbuję. Wiecie ile razy tak zrobiłem? Cztery razy - wjazd-gleba- zjazd. Aż w końcu nadeszła ta chwila, że byłem już tak wysoko, że chłopcy zlitowali się, zeszli do mnie i troszkę pomogli, a troszkę dalej sam już trawersując wjechałem. Na połonince przy większej kałuży krótki odpoczynek. Dalej już łatwiej, wprawdzie krowią ścieżką, ale najtrudniejsze mamy za sobą. Załącznik 49094 Od teraz spijamy śmietankę, kwintesencja wyjazdu, satysfakcja z włożonego trudu, który okupiłem zniszczeniem paru elementów w Afryce, ale było warto. Już bez dylematów, spacerowa jazda i chłonięcie widoków. Nasza nagroda. Załącznik 49095 Załącznik 49096 Załącznik 49097 Załącznik 49098 Zatrzymujemy się jeszcze na posiłek. Mieliśmy kuchenkę, więc było na ciepło Załącznik 49099 Tomek z Wojtkiem nie rozumieją, że pora obiadowa to rzecz święta. Pojechali za daleko i musieli sobie radzić sami. Czy była winna sprężyna silnika krokowego? Nie wiem, ale przecież uprzedzałem :haha2: Załącznik 49100 W takich okolicznościach wszystko smakuje wyśmienicie. Wśród szumu wiatru i dochodzących gdzieś z dołu krowich dzwonków.. Załącznik 49102 Załącznik 49101 Przed nami Farcau, jak na wyciągnięcie ręki. Załącznik 49117 Po środku ja i cztery ocalone przeze mnie istoty :) czyli od lewej: Tomek, Krzysiek, ja, Mateusz i Wojtek Załącznik 49103 Jedziemy dalej, jest już naprawdę niedaleko. Zaraz za kolejnym wzniesieniem jest cel naszej wyprawy – jeziorko Vinderel, mokra plama pod Farcau. Tu kończy się track Louisa, choć teraz wiem od Exa, że można było spróbować jeszcze dalej. Oni tu nocowali :bow: Na północnych stokach jeszcze leży śnieg, wiatr dmucha... Załącznik 49104 Krzysiek z Mateuszem ruszają na brzeg jeziora. Załącznik 49105 Z mojego punktu wygląda to przepięknie i robię epickie foty. Załącznik 49106 Chłopaki zsiadają dostojnie z motocykli, zdejmują rękawice w tempie zdobywców „nigdzie się już nam nie śpieszy, zostajemy tu na popas”. A tu nagle – rach ciach, w tempie „Sp…lamy” wracają w naszym kierunku. Nie wiem co to było, ale po analizie zdjęć wychodzi na niedźwiedzia polarnego. Załącznik 49107 Mieliśmy już 15.30, a przed nami jeszcze powrót. Popołudniowe słońce kładło piękne światło na Karpaty, więc powrót, mimo że tą samą drogą dostarczał nowych wrażeń Załącznik 49108 Załącznik 49109 Załącznik 49110 Załącznik 49111 Do pewnych rzeczy już się przyzwyczaiłem Załącznik 49112 Jeśli istnieje forum Triumpha Tigera XC to ta fota chyba powinna się znaleźć na stronie głównej Załącznik 49113 Bez większych przygód dojechaliśmy do miejsca, które powinienem nazwać chyba Przełęczą Dylematu. Przy podjeździe wahałem się czy jechać dalej, teraz, którą drogą wracać. Gdy tak staliśmy naszym oczom ukazał się chłopak na crossie GasGas zjeżdżający z góry. Lekkość jego maszyny wszystkim przypadła do gustu, ale wiadomo, na lekkim nie ma przygody. Phi, każdy by wjechał, tylko co ja bym teraz opisywał? Załącznik 49114 Simi, tak miał na imię, rozwiał nasze wątpliwości dotyczące drogi powrotnej. Zaproponował, że sprowadzi nas do Repedea inną, o wiele ładniejszą, drogą niż wjeżdżaliśmy. Nie krył uznania dla naszego dokonania, dobrze, że nie widział jak dokonywaliśmy tego. Po popasie, poczęstunku pysznym jakovacem, takim ichniejszym kołaczem ruszyliśmy na dół. Spójrzcie na tę drogę na stoku w oddali, prosta dzida w dół. Załącznik 49115 O mało się tam nie zabiłem!!! Bałem się hamować przednim i nabrałem takiej prędkości na jedynce, że o mały włos nie spiąłem się z Simim. Włos mie się zjeżył, Mateusz na mnie wrzeszczy „Używaj przedniego trochę!!!”. Rany boskie, Krzysiek też leci na łeb na szyję… Udało się. Żyjemy. Ruszamy dalej, a te konie ze zdjęcia powyżej zaczynają galopować przed nami. Jakaś baśń, coś niesamowitego. Przede mną jedzie Simi, przed nim galopują trzy konie. Tego w żadnym filmie nie widziałem. Sięgam do kamerki na kasku, włączam: pik – włączona, pik-pik – wyłączona. Nożesz k….wa w takim momencie bateria mi padła!!! Jedziemy tak z kilometr, te konie tak pięknie galopują przed nami obok siebie, a ja tylko bezradnie mogę ten widok zapisać w swojej pamięci. Żal. Gliniasto-szutrowym zjazdem plącząc agrafki dojeżdżamy do Repedea. Nie wyobrażam sobie pokonania tej drogi po deszczu. Simi zresztą też uważał, że nie jest do przejechania na mokro. Na dole pamiątkowe zdjęcie, podziękowanie, pożegnanie Załącznik 49116 Zmęczeni ale szczęśliwi do granic możliwości wracamy do Borsy. Wieczorem resztkami sił udajemy się na pizzę. Wszyscy śnięci, nie do życia, nikt już nie żartuje, nie zanosi się rubasznym śmiechem… Wszyscy dostają pizzę oprócz Mateusza. Może jeszcze robią? Nie, jakiś błąd kelnerki. O 22.00 zaczynają zamykać bar, ale po naszej interwencji kucharz zostaje zmuszony do upieczenia jej. W międzyczasie okazuje się, że Evvil dzisiaj zbekał się głośno przy kelnerce… Przeprosił, ale niesmak pozostał... O 04.00 rano dnia następnego brakuje dwóch motocykli. Mateusza i Evvila. Czy to był przypadek? Wtedy nie było do śmiechu... ale teraz chyba mogłem sobie na to pozwolić Dalej Evil albo Mateusz niech dopowiedzą. Chyba należy się parę słów o pracy policji, zaangażowaniu innych osób i o zakończeniu tej historii... A ja jeszcze wrócę na Maramuresz i w ogóle do Rumunii. I planuję zrobić to kilka razy, bo raz czy dwa to stanowczo za mało... |
Filmowa relacja Maramuresz 2014 by Śluza
W międzyczasie na potrzeby rodziny i znajomych zmotałem relację filmową z tej wyprawy - Maramuresz 2014 by Śluza.
Mam nadzieję, że 35 min to nie za długo... Zapraszam, wprawdzie bez fajerwerków ale może się spodoba.. najlepiej w ustawieniach wybrać HD |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:46. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.