Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   DLACZEGO KIRGIZ SCHODZI Z KONIA? Czyli Leszcz Adventure Team w wielkiej wyprawie badawczej do Azji centralnej (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=3783)

Pastor 18.11.2009 09:19

Szacun chłopaki! Wprawdzie omijam ten dział jak świnia grypę, ale przez Ciebie Czosnek ciągle tu kurde wracam :) I wogóle to zajebiście się cieszę że Twoje opowiadanie będzie wydrukowane w książce .
Poproszę o dedykację :Thumbs_Up:

chomik 18.11.2009 09:44

Cytat:

Napisał Pastor (Post 84543)
będzie wydrukowane w książce .

Co do druku, książek, to pracuję w dużej drukarni i mogę pomóc w temacie....

sambor1965 18.11.2009 10:11

Cytat:

Napisał Pastor (Post 84543)
Szacun chłopaki! Wprawdzie omijam ten dział jak świnia grypę, ale przez Ciebie Czosnek ciągle tu kurde wracam :) I wogóle to zajebiście się cieszę że Twoje opowiadanie będzie wydrukowane w książce .
Poproszę o dedykację :Thumbs_Up:

Nie rozumiem. To Czosnek o tym nie wiedzial? Czy moze jest jakis inny cel tego wpisu?
Drogi Kolego Pastorze czy tez Elwoodzie. Poinformowalibysmy o ksiazce z tego chocby powodu, ze jej motocyklowa czesc jest poklosiem tego ze ludzie spotkali sie tutaj - na forum. To ze sie wszyscy juz tu nie spotykaja to sprawa zachowania Elwooda, ktory sprawdzal gdzie jest granica wytrzymalosci i wreszcie sie dowiedzial.

Pastor 18.11.2009 11:13

Cytat:

Napisał sambor1965 (Post 84551)
Nie rozumiem. To Czosnek o tym nie wiedzial? Czy moze jest jakis inny cel tego wpisu?
Drogi Kolego Pastorze czy tez Elwoodzie. Poinformowalibysmy o ksiazce z tego chocby powodu, ze jej motocyklowa czesc jest poklosiem tego ze ludzie spotkali sie tutaj - na forum. To ze sie wszyscy juz tu nie spotykaja to sprawa zachowania Elwooda, ktory sprawdzal gdzie jest granica wytrzymalosci i wreszcie sie dowiedzial.

Drogi Kolego Samborze - Czosnek o tym że będzie w druku na pewno wiedział, ale chciałem żeby sie dowiedział, że ja - czyli Pastor się z tego bardzo cieszę. O tym mógł nie wiedzieć, bo z nim nie rozmawiałem. Dokładnie to było celem mojego wpisu i dokładnie to napisałem. W razie dalszych wątpliwości masz mój tel. Nie bój się - żaden Elłód nie podsłuchuje.
:hello:

sambor1965 18.11.2009 11:35

Cytat:

Napisał Pastor (Post 84568)
Drogi Kolego Samborze - Czosnek o tym że będzie w druku na pewno wiedział, ale chciałem żeby sie dowiedział, że ja - czyli Pastor się z tego bardzo cieszę. O tym mógł nie wiedzieć, bo z nim nie rozmawiałem. Dokładnie to było celem mojego wpisu i dokładnie to napisałem. W razie dalszych wątpliwości masz mój tel. Nie bój się - żaden Elłód nie podsłuchuje.
:hello:

Jakbys chcial zeby sie Czosnek dowiedzial o Twojej radosci na pewno poinformowalbys go o tym na priv. Jak ktos pisze na forum to przeciez po to, by dowiedzialo sie wiecej osob. Taka na przyklad byla intencja wczorajszego wpisu Elwooda na ten temat na forum advrider. Tutaj tego zrobic nie mogl, wiec poprosil o to Ciebie. Nie widze w tym nic zdroznego. Ani w jego prosbie, ani w tym ze ja spelniles. Sam bym zrobil to samo gdyby Elwood zadzwonil do mnie w tej sprawie.
Jak widzisz Pastorze nie mam watpliwosci co do intencji Twojego wpisu wiec w tej sprawie z pewnoscia nie bede do Ciebie dzwonil, ani jej nawet przy okazji poruszal.
A jesli w przyszlosci bede mial watpliwosci to na pewno zadzwonie. Ty jakbys mial w podobnej sprawie tez pewnie bys zadzwonil.

czosnek 18.11.2009 11:40

Nie tak dawno Elwood zaproponował mi umieszczenie relacji w książce jednak się tym nie chwaliłem ponieważ nie wiedziałem i przyznam że nadal nie jestem pewny czy zdążę przed tzw. deadlinem. Jeśli się uda to będę się tym chwalił na prawo i lewo bo jestem żądny sławy i pieniędzy :D W kwestiach pozostałych się nie wypowiadam.

czosnek 18.11.2009 18:01

12 Załącznik(ów)
Dzień dwudziesty pierwszy<o>

</o>
Rutyna zabija więc dziś postanowiliśmy najpierw wyruszyć a później wstać z łóżka. <o>

</o> Efekt przełamania rutyny nie spełnił jednak pokładanych w nim nadziei więc dość tradycyjnie wyruszyliśmy , kierując się na Kazachstan.

Załącznik 8788

Tuż po wyruszeniu droga pnie się coraz bardziej w górę a co za tym idzie robi się coraz chłodniej. Próbuję ignorować chłód z nadzieją, że i on mnie zignoruję… i prawie się udało.. przyjął mnie chłodno. <o>

</o> W końcu na wysokości ok. 2000m. kapitulujemy. Stajemy na poboczu i wdziewamy na siebie ciepłe galoty robiąc wspaniałe widowisko dla miejscowych.
<o></o>
Po chwili dla odmiany zaczyna padać śnieg. Robi się tak zimno, że co chwilę zatrzymujemy się żeby rozgrzać dłonie na tłumiku. Dookoła góry śnieg a w tym wszystkim jurty zestawie krowami i końmi. <o>

</o>Załącznik 8790
<o>
</o> Jako wytrawny filmowiec wystawiam poza owiewkę łapę z kamerą co było bardzo słabym pomysłem i po chwili znów wiszę z dłonią na tłumiku. <o>

</o>Załącznik 8789

Zaczyna się mgła. Chwilami jest tak gęsta, że w ostatniej chwili omijam głazy, które zaległy na drodze.

Załącznik 8791
<o></o>
W końcu dojeżdżamy na przełęcz 3300m. skąd pozostał nam już tylko zjazd. <o></o>

Załącznik 8792

Na drodze zalega topniejący śnieg, więc biorąc poprawkę na mitasy na tylnym kole, jedziemy bardzo ostrożnie.

Załącznik 8793
Załącznik 8794

Powoli robi się coraz cieplej , znika śnieg, tylko czasem zawiewa zimnym górskim wiatrem. <o></o>

Załącznik 8795

Kończy się asfalt a mi kończy się powietrze w przedniej oponie. Śmiszna sprawa. Dętka dziurawa a opona cała. Zmieniamy dętkę a przy okazji przekładamy oponę na właściwy kierunek. Pomimo, że na TKC jest narysowany kierunek kręcenia to do tej pory nie odkryłem różnicy w jeździe, zużyciu czy czymkolwiek innym. <o></o>
Tym samym została zaliczona pierwsza i ostatnia guma na tym wyjeździe. <o>

</o>Załącznik 8796
<o>
</o> Pomimo tego, ze już od dłuższego czasu jedziemy w cieple nie mogę się rozgrzać a co gorsza przemroziłem sobie „części delikatne” co objawia się częstymi postojami i cholernym bólem przy laniu. <o>

</o> W Talas na bazarze kupujemy Kirgiskie czapy. Tzn. Bartek kupuje a ja walczę z wyjątkowo nachalnymi kibicami. Goście są po prostu bezczelni i prawie mnie spychają z motocykla bo se muszą dotknąć. Niestety muszę się przyznać, że miałem szczerą ochotę przypier… któremuś. <o></o>
Na szczęście wraca Bartek i możemy jechać dalej. <o>

</o> Zatrzymujemy się jeszcze na obiad u bardzo sympatycznej Pani. Zamawiamy Kurdak. Na ogół była to fajna smażona baranina lecz tutaj dostaliśmy jakieś gąbczaste fragmenty trzewi pływające w głębokim tłuszczu. Jemy to zgodnie z zasadą „najwyżej nas rozesra”, popijamy kumysem (czy jak tutaj piszą, kymyzem) I jedziemy dalej. Kask ma niestety tą cechę, że pozwala wielokrotnie przeżywać na nowo niedawny obiad. Tak więc jedziemy, chcąc nie chcąc wspominając kurdaka. <o>

</o> Kiedy przejeżdżamy przez kolejną wieś na drogę wyskakuje koń. Wystraszywszy się Bartka jadącego z przodu próbuje gwałtownie zawrócić. Podczas tego manewru, koń łapie poślizg i ładuje mi się prosto pod koła. Chcę uciekać na pobocze jednak akurat w tym momencie wyprzedza mnie Kirgiz ładą pomimo tego, ze doskonale widział co się dzieje. Na szczęście w ostatniej chwili koń chwyta przyczepność i mijamy się patrząc sobie bardzo głęboko w oczy.<o>

</o> Kirgizi mają genetycznie zakodowaną potrzebę wyprzedzania dla samej idei wyprzedzania. Wyprzedzanie na trzeciego czy czwartego najwyraźniej jest tutaj w dobrym tonie. Bardzo urzekła mnie troska kierowców idących prosto na czołówkę, którzy to mrugali na mnie światłami. Nie bardzo mając pomysł jakiego zachowania się ode mnie oczekuje, przyjaźnie odmrugiwałem delikwentowi. <o>

</o> Jeszcze sympatyczniejszym bardzo popularnym manewrem było wyprzedzanie tylko po to, żeby na sekundę po zakończeniu wyprzedzania dać po hamulcach i skręcić pod dom. <o>

</o> Na kilka kilometrów przez granicą z Kazachstanem zjeżdżamy w pola gdzie przy zachodzie słońca jemy melona tradycyjnie popijając winem.<o>

</o>Załącznik 8797
Załącznik 8799
Załącznik 8798
<o>

</o>

czosnek 18.11.2009 18:09

14 Załącznik(ów)
Dzień dwudziesty drugi<o>

</o>
Grawiejką podjeżdżamy do granicy. W pierwszym okienku ambitna Pani celnik przez 20 minut dzielnie wstukuje nasze dane w komputer… po czym przepisuje to wszystko do dyżurnego zeszyciku. <o>

</o> W tym czasie granicę przekracza rodzina Uzbeków w sile ok. 15 osób. Każdy z nich dźwiga w tobołkach chyba cały swój dobytek. Kursuję w te i we wte przenosząc cały ten majdan. Widać, że to bardzo biedni ludzie. Spotykamy ich wszystkich przy kolejnym okienku. Proszą nas o wypisanie druczków ponieważ nikt z całej 15 nie potrafi czytać ani pisać. Jadą do Kazachstanu za pracą. Są bardzo wdzięczni za pomoc a my cieszymy się, ze choć tak mogliśmy im pomóc. <o>

</o> Teraz czeka nas obszukiwanie bagażu. Na pierwszy ogień idzie Bartek. Upierdliwy celnik każe wyciągać wszystko z kufrów, torby i z każdego pudełeczka. Bartek wnerwiony na maxa, ja coś tam ględzę ale gość nieugięty w swej upierdliwości. Na znak dezaprobaty kładę się na murku i staram się pokazać, że mam go w dupie. Ta taktyka rodem z podstawówki okazała się na tyle skuteczna, że koleś każe mi tylko uchylić wieko kufra a na koniec wręcza mi jabłko zarekwirowane z obszukiwanego samochodu. <o>

</o> Wzrok Bartka zabija wszystko w promieniu trzech kilometrów. <o>

</o> Następnie podchodzimy do okienka z wypełnionym wriemmiennym wwozem po pieczątkę. Młody celnik nie bardzo wie co i jak. Coś tam sprawdza, mruczy i widać, że bidny jest zagubiony. Widząc to podchodzi drugi młodzian, szpakowaty pomimo chyba 19 lat. Do tego na jego palcu tkwi wielki złoty sygnet.
Piękny ten kawaler bierze papiery przybija pieczątkę i z dumno-cwaniackim uśmiecham wskazuje na papiery, których jednak nam nie podaje.<o>

</o> - Voila! – mówię z uznaniem i wyciągam łapę udając, że nie wiem o co mu chodzi <o></o>
- A nie nie- odpowiada sygneciarz i porozumiewawczo łypie to na nas to na papiery.<o></o>
- Wypełniłem i podbiłem – dodaje dumnie robiąc te swoje szpiegowskie miny.<o>

</o> - Wspaniale, dziękujemy bardzo – rżniemy głupa. O nie koleżko. Nie dostaniesz ani grosza za wypełnienie swoich zasranych obowiązków<o>

</o> Widząc, że nie rozumiemy, wychodzi z kanciapy i prowadzi mnie do kąta. Coś tam mruczy pokazując na papiery. Ja znów mu dziękuje za trud i poświęcenie i próbuję wyciągnąć mu je z łapy. Menda jednak trzyma kurczowo te papiery i nie odpuszcza. Wołam Bartka, że niby nie rozumiem o co chodzi. Gość licząc , że Bartek jest bardziej kumaty pokazuje na papiery, pokazuje gest pieniędzy i powtarza, że czaj czy też na czaj (taki chyba łapówkowy slang) <o>

</o> - Aaaaa… nasz okrzyk zrozumienia obudził nadzieję w sygneciarzu – Czaj!!! A nieeeeeee!!! Spasiba!!!! My czaj uże pili!!! Spasiba!! Nie nada!!!<o>

</o> Zdjęcie celnika powinno być w wikipedii pod hasłem „Opadające ręce” <o>

</o> Próbując jeszcze zachować twarz żąda paszportu. Coś tam intensywnie sprawdza, po czym paszport oddaje, wręcza wriemienne wwozy, rzuca Śzczastliwa! i znika. <o>

</o> <o></o>Załącznik 8800

Następnym punktem podróży jest Taraz, duże, całkiem nowoczesne miasto. <o></o>

Zajeżdżamy pod restauracje z hotelem i klubem, gdzie jemy fajny obiad. Kiedy już zwijamy tobołki podchodzi właściciel knajpy i zaprasza do zwiedzania lokalu. Prowadzi nas do głównej sali myśliwskiej. Na ścianach wiszą wszelkiego rodzaju łby. Jest nawet cały wilk. Prowadzi nas też do ogródka gdzie czeka pani fotograf. pozujemy na tle poroży na tle fontanny, z właścicielem, bez właściciela, z właścicielem i pracownicą itp. Itd. Brudni, zarośnięci i śmierdzący czujemy się cokolwiek nie na miejscu lecz to właściciela nie zraża. Zaprasza na herbatę, wręcza ulotki, zapisuje adres i telefon a po chwili przybiega pani fotograf z gotowymi zdjęciami.

Załącznik 8801
Załącznik 8802
Załącznik 8803
Tak obdarowani, żegnamy się wylewnie po czym ruszamy w na Turkiestan.

Znów zaczyna się step a dzień się wydłuża. Kilka km przed Turkiestanem kupujemy ciacho, wino i wjeżdżamy na nocleg w step. Rozbijamy się przy jedynym drzewie w okolicy. Siadamy przy winie i słuchając niesamowicie intensywnych dźwięków (cykady?) gapimy się w gwiazdy. <o>

</o>Załącznik 8804
Załącznik 8805

Zasypiamy słuchając śpiewu stepu.<o>

</o> <o></o>
Dzień dwudziesty trzeci<o>

</o>
Kierując się na Bajkonur szybko mijamy Turkiestan a później Quizilordę. Przez pierwszych 300 km Jedzie się beznadziejnie. Nie najlepszy asfalt, duży ruch a do tego tak silny boczny wiatr, ze bolą nas ręce, szyja i głowa od bocznego naporu kasku. <o>

</o>Załącznik 8806

Na przedmieściach Quizylordy ogromne połacie terenu zajmują paskudne szare slumsy. Szare slumsy okazują się jednak nowiutkimi domkami jednorodzinnymi o czym dowiadujemy się z billboardów. Żeby było ciekawiej te pierwszorzędnej urody rezydencje leżące na największym stepie na świecie są tak upakowane jeden obok drugiego, że dzieli je praktycznie tylko droga. Przypomniał mi się kawał o wariacie, który każe się przesunąć kumplowi siedzącemu na torach kolejowych.<o>

</o> Oprócz reklam rezydencji co chwilę z billboardów spogląda na nas czujnym okiem Prezydent. <o>

</o> Prezydent Kazachstanu to istny człowiek renesansu bo oto Prezydent ze zrozumieniem wysłuchuje naukowców, po chwili Prezydent przechadza się wśród brzóz by na następnym plakacie z ojcowską czułością głaskać dzieci. Mało tego! Prezydent fachowym okiem ocenia jakość pszenicy, Prezydent żartuje z kobietami z strojach ludowych, Prezydent przemawia na uniwersytecie, Prezydent bacznym okiem przygląda się mapie swego Kraju. <o>

</o> Po godzinie spontanicznie śpiewamy hymny pochwalne na cześć Prezydenta a Bartek porwany entuzjazmem zapisuje się do miejscowych pionierów.<o>

</o> Na 70 km przed Bajkonurem droga robi, się pusta, słabnie wiatr, otacza nas piękny step. Wszystko to sprawia, że jedzie się naprawdę świetnie.<o>

</o>Załącznik 8809

Już z daleka dostrzegamy sylwetki radarów z kosmodromu.

Załącznik 8807

Trochę surrealistyczny klimat. W środku niczego wyrasta nagle potężna stacja radarowa a kilka kilometrów dalej majaczy potężna sylwetka wyrzutni.<o>

</o>Załącznik 8808

Próbujemy podjechać bliżej lecz stopuje nas rosyjska milicja, mówiąc, ze zona zakryta. <o></o>
Napatrzywszy się z daleka na ten kawał współczesnej historii ludzkości ruszamy dalej.<o>

</o> Kolejne kilometry to czysta radość z jazdy w iście filmowej scenerii. Dwa motocykle sunące prostą drogą na pustkowiu w stronę zachodzącego słońca sprawiają, ze czujemy się jak …no jak bohaterowie jadący w kierunku zachodzącego słońca. <o>

</o> Za Aralskiem zjeżdżamy nad jezioro, które kiedyś prawdopodobnie było częścią Jeziora Aralskiego.

Załącznik 8810

Filmowa sceneria się nie kończy więc przy winie obserwujemy klucze ptaków na tle różowego nieba odbijającego się w wodach jeziora. <o></o>
<o></o>
Załącznik 8811
Załącznik 8812
Załącznik 8813

czosnek 18.11.2009 18:17

7 Załącznik(ów)
Rozdział Piąty<o>

</o>
Czyli:<o>

</o> Jak nie urok to sraczka. <o></o>
<o></o>
Dzień dwudziesty czwarty<o>

</o>
Po wyjściu z namiotu wita mnie rozmyta w biegu zielona gęba Bartka oraz powiewający za nim papier. Razem znikają za krzakiem. Po chwili wraca wymęczony walką na dwie strony. <o>

</o> Po kilku takich przebieżkach wali się do namiotu słaby jak nomen omen gówno. <o>

</o>Załącznik 8814

Wygrzebuję gdzieś tabletki na podobne dolegliwości. Bartek zażywa i zasypia.<o></o>

Ja w tym czasie idę głęboko w step, gdzie obserwuje rytuały piesków preriowych czy jak się te śmieszne stworki nazywają. Niestety Krystyna Czubówna miała dziś wolne więc pozostała mi tylko tępa obserwacja bez narracji.<o>

</o> Z fałszywą troską wynikającą z chęci dalszej jazdy co chwilę pytam Bartka czy już lepiej się czuje. W końcu chłopak dochodzi do wniosku, że moja upierdliwość jest dalece gorsza od sraczki. Pakuje szybko tobołki i po chwili możemy jechać dalej<o>

</o> Przez 230 km jedzie się fajnie po czym międzynarodowa droga M32 przechodzi w dziury, które z kolei przechodzą w większe dziury a te dla odmiany w drogę gruntową.<o>

</o>Załącznik 8820

W przydrożnym kafe przy okazji obiadu pytamy na jakim odcinku jest taka droga<o></o>
- Przez 80 kilometrów a potem to już tylko aaasfalt i aaaasfalt.<o></o>

Droga to... w zasadzie to nie droga tylko koleiny i doły upchane na pasie drogowym. Kluczymy pomiędzy tymi dziurami zastanawiając się jakim cudem jeżdzą tędy samochody. Niektóre doły bez większego problemu schowałyby pojazd łącznie z dachem. <o>

</o> Po paru kilometrach zjeżdżamy na wąską dróżkę w stepie, biegnąca równolegle do międzynarodowej drogi M32 i paradoksalnie tempo naszej jazdy mocno wzrasta. <o>

</o> No i oczywiście komuś to strasznie przeszkadzało bo po chwili zaczęła się ulewa. Zakładamy przeciwdeszczowe ciuchy i wszystko byłoby elegancko gdyby nie to, że w przypływie geniuszu innowacji zamiast założyć ten zestaw jak należy, wkładam kurtkę w spodnie. W efekcie cała woda spływa mi w gacie. <o>

</o> Wracamy na główną drogę a tam wita nas kleista śliska maź.

Załącznik 8816

Dopóki jedziemy po śladach poprzedzającej nas ciężarówki jest znośnie, jednak wszystko się zmienia gdy postanawiam ciężarówkę wyprzedzić. Już w połowie ciężarówki zaczyna mną miotać na boki. Po wyprzedzeniu jadę jeszcze 10 metrów zygzakiem po czym kładę się jak długi.
Gleba była na tyle konkretna, że odrywa mi kufer i wgniata osłonę silnika. Okazało się , że to gęste i lepkie błoto zapchało mi cały błotnik, a że brakowało w błotniku jednej śruby, wykręciło go na tyle, ze po raz kolejny wlazł pod osłonę silnika blokując koło i kierownicę. Wyprzedzana ciężarówka zatrzymała się a kierowca z pasażerem urządzili sobie teatr obserwując moje tarzanie się w błocie. Gdy już spełnili się jako widzowie, ciężarówka ruszyła w dalszą drogę tylko po to aby 100m dalej zakopać się w błocie. Cały ruch na drodze zamarł. Nawet kamazy nie były w stanie jechać w tej mazi. <o>

</o>Załącznik 8817
<o>
</o> Tylko jeden Rosjanin w nowiutkim lancerze ambitnie zaatakował. Bardzo dziękował gdy go w końcu wypchaliśmy z błotnistego dołu. <o>

</o> Droga zamieniła się w miejsce piknikowe. Rozmówki, melony i ogólnie bardzo wesoła atmosfera. Kierowcy ciężarówek zapewniają, że jak zaświeci słońce droga momentalnie wyschnie i będzie można jechać. <o>

</o> W końcu wydaje się, że już jest lepiej. Ruszyły ciężarówki a w końcu my. Po 50 metrach tańca znów się zatrzymujemy. Opony a zwłaszcza przednie TKC tak się zapchały, że zamieniły się w slicki a wiadomo jak czymś takim jeździ się po błocie. Próbujemy wygrzebać błoto z pomiędzy koła a błotnika jednak to cholerstwo jest tak gęste, ledwo się udaje. <o>

</o>Załącznik 8818
<o>
</o> Po odczekaniu chwili jedziemy dalej. Jadący teraz z przodu Bartek zatrzymuje się i dotyka przedniej opony. Opona parzy a na jej powierzchni wyryte są głębokie bruzdy. Po odkręceniu błotnika okazuje się, że jest pełny pięknie wypalonej ceramiki, na tyle twardej, że udaje się ją wykruszyć dopiero po dłuższej walce.
U mnie niewiele lepiej. Widząc, że dalsza jazda zakończy się kolejnym zblokowaniem koła odkręcam błotnik zupełnie. <o></o>

Załącznik 8815

Jedzie się trochę lepiej aż w końcu dojeżdżamy do suchego, gdzie znów przykręcam błotnik. Jednak jest on już na tyle wykręcony, że na odcinku 1000m, 4 razy włazi mi pod osłonę silnika 4 razy o mało mnie nie kładąc. <o>

</o> W końcu nie wytrzymuje i odcinam kawał błotnika, zyskując tym samym niesamowitą ulgę psychiczną wiedząc, że byle dziura nie grozi już blokadą kierownicy. <o>

</o> Znów jedziemy ścieżką w stepie. Widząc, że już jest sucho i nie grozi mi blokada kierownicy jadę sobie beztrosko kompletnie tracąc czujność. W efekcie nie zauważam kiedy wbijam się głęboki kopny piach. <o></o>
Następna rzeczą był lot piękną parabolą nad kierownicą. Tak sobie lecąc zabieram po drodze ze sobą szybę wraz z kawałkiem owiewki, a że odpadł też kufer to już chyba nawet pisać nie trzeba.<o>

</o>Załącznik 8819
<o>
</o> Po wypluciu piachu coś we mnie pęka. Rzucam kurwami na prawo i lewo mając ochotę pierdolnąć tym wszystkim w pizdu. Dopuściłem się także znieważenia głowy państwa wrzeszcząc, ze szkoda, że się pedał nie umieścił na plakacie podczas przecinania wstęgi na nowej drodze. Od Kirgistanu jechaliśmy już w pełni wyluzowani mając w pamięci idealne drogi w Kazachstanie. Całe napięcie po Tadżykistanie już z nas dawno spłynęło i to co zastaliśmy tutaj kompletnie nas zaskoczyło. <o>

</o> Polskie przekleństwa mają cudowną moc terapeutyczną. Kilka porządnych wiązanek i od razu się człowiek uspokaja. <o>

</o> Już po zmroku dojeżdżamy do osady gdzie jemy i tankujemy. Miejscowi twierdzą, że od tego momentu to już świetny asfalt. <o></o>

Skoro tak to jedziemy dalej w kierunku Aktobe.<o></o>
Faktycznie przez 30 km jedziemy nowiutkim asfaltem. Ogarnia nas jednak stanowczo przedwczesna radość. Po 30 km Nowy asfalt przechodzi w dziurawe szczątki starego asfaltu, który znów kończy się grawiejka i piachem a wszystko to jest ozdobione kropiącym deszczem. Dociągamy do północy, po czym wjeżdżamy w pierwszy zjazd i bez sił walimy się do spania.<o></o>

puntek 18.11.2009 20:42

zajebiście gościu piszesz :) ślina mi cieknie cały czas gdyby nie papier toaletowy klawiatura by się rozpuściła ...:)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:38.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.