![]() |
Cytat:
a że czekam na kolejne części Twojej opowieści to już chyba nawet pisać nie trzeba:lukacz: |
I znowu dzisiaj będę niewyspany, a jednocześnie ciekawy, co dalej....Sie ma.
|
Poprostu brak słów... nie pamiętam żebym kiedykolwiek z taką niecierpliwością czekał na kolejną część czegoś... jak narazie jedna z najlepszych powieśći podrózniczo-przygodowych jakie kiedykolwiek czytałem...a że momentami się smieje do łez to się wytnie... dajesz stary dalej :Thumbs_Up:
|
Panowie. Wielkie dzięki. Bardzo się ciesze, że tak pozytywnie przyjęliście te wypociny :)
|
Jak mówił Frank Lucas w filmie American Gangster ... "Swój chłop" jesteś Czosnek, swój chłop ... i za to pełen szacun.
|
Cytat:
dawać dawać dawać :haha2: |
O żesz w mordę!!! Wyprawa i opis rewelacja :brawo: Pełen szacun. Czytam z wypiekami, dzieci zaniedbuję... Książkę kupię na pewno, niech mąż też ma coś z życia hehe ;) No i oczywiście czekam na c.d.
|
29 Załącznik(ów)
Dzień dwudziesty piąty <o>
</o> <o></o> Pakujemy się w deszczu i wracamy na „drogę”. Przez godzinę przejechaliśmy 30km. Tłuczemy się po dziurach a najbardziej irytuje nas fakt, że jedziemy wzdłuż nasypu z nowiutkim asfaltem. Niestety oddzielony jest od nas zwałami piachu oraz rowami. <o> </o> W końcu udaje się znaleźć miejsce gdzie z biedą, na czworaka przebijamy się na asfalt. No i oczywiście 300 m dalej był już zupełnie normalny wjazd…. <o> </o> Od tej chwili do samego Aktobe jedziemy eleganckim asfaltem. W samym Aktobe trafiamy za korek. Zapytany policjant odpowiada, że powodem wstrzymania ruchu jest wizyta prezydenta, który przyjechał…… otworzyć nową drogę. W milczeniu pojechaliśmy dalej. <o></o> Po godzinie błądzenia w Aktobe jedziemy w kierunku na rosyjski Orenburg. <o> </o> Późnym popołudniem, w deszczu podjeżdżamy na granicę. Przed samą granicą zaczyna się ulewa. Szybko podbiegamy do pierwszej budki żeby się dostać przez szlaban pod wiatę. <o> </o> Cieć w budce jednak jest wielce zainteresowany naszymi paszportami. Złośliwe bydle wertuje kartka po kartce nasze paszporty a my w tym czasie coraz bardziej przemoknięci zdążyliśmy już obrazić jego rodzinę na siedem pokoleń wstecz. <o> </o> W końcu łaskawie podnosi szlaban i możemy schować się pod wiatą. Przy papierkach znów jakiś młody celnik zaczyna coś do nas szeptać lecz szybko przestaje gdy zbiera się więcej osób. Wracamy z papierami do kontroli bagażu a tam znów młody urzędas woła nas do kanciapy i zaczyna.<o></o> – Wracacie z Tadżykistanu…. ajajaj. Kraj niebezpieczny, duży przemyt broni, narkotyków i rubinów. Powinienem wam bardzo dokładnie przeszukać bagaże ale widzę, że jesteście zmęczeni więc was puszczę.<o> </o> - Ooo balszoje spasiba - Standardowo udajemy tępote i chcemy zasiadać na motocykle.<o> </o> - a nienienienie. Rozumiecie? PUSZCZAM WAS A POWINIENEM OBSZUKAĆ<o> </o> - no tak tak baaaardzo dziękujemy! Czyli możemy jechać<o>?? </o> - aj nienienie wiecie… powinienem was obszukać<o>/ </o> - no to obszukuj pan – Jednak nasza uwaga jakoś nie mogła przebić się przez już ukierunkowanie zwoje mózgowe urzędasa, więc dalej coś tam nawija, skrobie palcem o palec gotowy za chwilę urządzić teatr cieni aby obrazowo pokazać łapówę. My jednak okazujemy się wyjątkowo odporni na pojmowanie delikatnych aluzji. Twierdząc, że nic nie kapuję wychodzę z kanciapy. Po chwili wypada Bartek zwijając się ze śmiechu. <o></o> Okazało się, że zdesperowany urzędnik wyciągnął banknot i macha nim przed Bartkiem. <o></o> - dla mnie?? Naprawdę? Dziękuje!! – z tępym wyrazem zadowolenia na pysku Bartek sięga po banknot. <o> </o> Pomimo załamania psychicznego jeszcze nie pozwala jechać. Łazimy oglądamy z zaciekawieniem budynki i ogólnie zachowujemy jak turyści w Notre-Dame.<o></o> Czara goryczy urzędnika przelała się gdy wyciągnęliśmy się na ławce przed jego okienkiem prowadząc nieskrępowane rozmowy o życiu.<o> </o> Pokonany, bez słowa oddał nam paszporty. <o> </o> Strona rosyjska to już sama przyjemność. Szybko i sympatycznie. Jako, ze zrobiło się już ciemno a deszcz nadal pada pytamy się o jakiś hotelik. <o></o> <o></o> Jedziemy 90 km pod wskazany adres. Jest to motel głównie dla kierowców ciężarówek. Motocykle zostawiamy w motelowym garażu. <o> </o> Po zostawieniu rzeczy w pokoju idziemy do baru. Bar jest przeglądem każdej możliwej nacji dawnego Sowieckiego Sojuza. Czujemy się jak w barze awanturników z gwiezdnych wojen. Brakuje jeszcze tylko jakiegoś osobnika ze słoniową trąbką zamiast nosa i mistrza Yody <o> </o> Chłoniemy ten niesamowity klimat wpieprzając genialnego szaszłyka zrobionego przez Uzbeckiego kucharza. Całym tym samczym spędem rządzi drobna blondynka, której jednak jedno słowo wystarczy aby podpity wielki chłop schował się szlochając do kąta. <o> </o> Pani okazuje się tak miła, że pokój, jedzenia a rano śniadanie dostajemy na krechę. <o></o> Czas na pierwszy od Ukrainy prysznic. Po kolei włazimy do kabiny, napawając się strumieniem gorącej wody. Nie muszę chyba mówić co z nas spłynęło… w każdym razie było to czarne, z kożuchem i chyba zaobserwowałem pierwsze oznaki samodzielnego życia. <o></o> <o></o> Rozdział szósty<o> </o> Czyli:<o></o> Kierowca Łady Samary nie wybacza błędów <o></o> <o></o> Dzień dwudziesty szósty <o> </o> Rano po śniadaniu Bartek jedzie jeszcze do banku wymienić kasę aby zapłacić za motel po czym ruszamy na Orenburg. Załącznik 8836 <o></o> W Rosji widać już pierwsze objawy pięknej złotej jesieni więc jedziemy w słońcu zachwyceni krajobrazem. Załącznik 8835 W Orenburgu milicja na każdym rogu. Okazuje się, że do miasta przybył nie kto inny jak sam…….Prezydent Kazachstanu !!!! Ileż to będzie nowych tematów na plakaty!!! <o> </o> Z Orenburga jedziemy na Samarę a stamtąd na Penzę i Toliatti. Załącznik 8837 <o></o> Za Toliatti przekraczamy przepiękną Wołgę, która bardziej przypomina morze niż rzekę. Załącznik 8838 Przez most na Wołdze jedziemy w korku. Rosjanie są bardzo pomysłowym narodem. Z jednego pasa zrobili 3. 1 właściwy a oprócz niego jeden na poboczu i trzeci na lewym pasie. Załącznik 8839 <o></o> Zatrzymujemy się w przydrożnym barze na szaszłyka. Za barem jest ogródek, w którym trwają różne imprezy. Przy motocyklach zagaduje nas jeden z uczestników odbywających się tutaj urodzin. Okazuje się , że służył kiedyś w Legnicy i bardzo miło to wspomina. Zwłaszcza jak go nasi spili na warcie oraz jak handlował zużytymi czołgowymi akumulatorami. <o> </o> W końcu zaprasza nas do siebie na noc. Po chwili przyprowadza radośnie podpitą żonę. Żona potwierdza zaproszenie jednak prosi żeby poczekać jeszcze 40 minut na zakończenie imprezy. Po chwili poznajemy jeszcze przyjaciela rodziny który przynosi nam talerz winogron. <o> </o> Całości sympatycznego obrazu dopełnia właściciel knajpy, który wręcza nam po lodzie o wdzięcznej nazwie CCCP. <o> </o> Każdy spotkany Rosjanin na tym wyjeździe był niesamowicie przyjazny. Szkoda, że w Polsce panuje bezsensowna rusofobia napędzana przez polityków. <o> </o> Rozważamy tez dalszą trasę. Początkowo chcieliśmy jechać na północ by wrócić przez Litwę. Jednak jesteśmy na granicy ważności wizy więc nie chcemy ryzykować i wybieramy drogę przez Ukrainę.<o> </o> Urodziny musiały się jednak na dobre rozkręcić więc po 3 godzinach czekania postanawiamy jechać dalej. <o> </o> Jedziemy nocą lecz nie jest to nie najlepszy pomysł. Po krótkiej jeździe słyszę za sobą pisk opon a w lusterku gwałtownie zbliżające się światła. Odruchowo chowam głowę w ramiona czekając na huk. Na szczęście jakoś wyhamował. Rosjanie jeżdżą ze sporą fantazją więc noc dla motocyklisty nie jest chyba najlepszą porą. Szybko zjeżdżamy w krzaki na noc. Załącznik 8840 <o></o><o></o> Dzień dwudziesty siódmy<o> </o><o></o> Załącznik 8841 Z Penzy kierujemy się na Tambow. To nie jazda! To walka o przetrwanie! Pamiętaj synu, jeśli choć na 1/10 sekundy zawahasz się przed wyprzedzaniem to na twoje miejsce od razu znajdują się 3 Łady i to na ogół jednocześnie. Przetrwają najlepsi. Reszta nie zasługuje na to by żyć.. Załącznik 8842 Załącznik 8843 <o></o> Tego dnia nic szczególnego się nie wydarzyło. Jedynym urozmaiceniem był pościg policjanta za Bartkiem. Kiedy wyjeżdżaliśmy spod knajpy po obiedzie zauważyłem, że na głównej drodze jedzie za mną radiowóz. Zwolniłem i jadę sobie powoli. Bartek nie widząc policji wystrzelił do przodu. Ja zwolniłem, policjant też. Ja przyspieszam, policjant też. Acha. Czyli to tak… Zwolniłem do… w zasadzie nie wiem do ilu zwolniłem bo przecie prędkościomierz nie rabotajet. W każdym razie jechałem jak pierdoła. W końcu policjant nie wytrzymuje i włączając koguta rusza w pościg za Bartkiem. Rządny taniej sensacji cisnę za nimi. Policaj dopada w końcu Bartka. Zatrzymałem się w bezpiecznej odległości i obserwuję bieg wydarzeń. Widzę jednak, ze Bartek obrał słuszną taktykę na biednego idiotę. Co chwilę widzę tylko jego bezradne unoszenie rąk. Taktyka okazała się skuteczna więc bez strat finansowych jedziemy dalej. <o></o> Załącznik 8844 Przed Woroneżem jedziemy przez piękne jesienne lasy a że robi się ciemno rozbijamy się na noc w brzozach za cmentarzem. <o></o> Załącznik 8845 Dzień dwudziesty ósmy. <o> </o> Dziś szybka piłka. Po przebiciu się przez Woroneż jedziemy na Kursk gdzie ku memu wielkiemu rozczarowaniu nie ma ani jednego czołgu. <o> </o>Załącznik 8846 Załącznik 8847 Kiedy po dłuższej jeździe wjeżdżamy na rondo zatrzymuje nas stojący tam policjant. <o> </o> Mówi nam, że nie mieliśmy prawa przyjechać droga, którą przyjechaliśmy ponieważ jest to strefa elektrowni atomowej czy czegoś tam innego związanego z promieniowaniem i należy się mandat.<o></o> - Mówicie po Rusku ? <o></o> - Da da kanieszna!!!! <o></o> - Noo to były napisy mówiące o tym, ze strefa zamknięta. Będzie sztraf!<o> </o> - Aaaa no bo wiecie. My wprawdzie mówimy po rusku aaaale strasznie słabo a czytanie to już w ogóle katastrofa, więc zanim poskładaliśmy literki to już dawno minęliśmy znak. Gdyby jakiś szlaban albo co, to tak, to owszem ale napisyyy? <o> </o> Jak się Państwo domyślają nasze tak inteligentnie przedstawione tutaj rozmowy po rosyjsku w rzeczywistości brzmiały mniej więcej tak:<o> </o> - My mówię słabo. My też Czytają słabo. My nie widział tego nooo z napisami. Jakby stać ten no taki (tu następuje machanie rękami obrazujące szlaban). Mandatu nie. Mandatu nie trzeba. <o></o> <o></o> Może ze zdumienia a może z powodu napromieniowania milicjant odpuszcza i każe jechać dalej.<o></o> <o></o> Załącznik 8848 Załącznik 8849 Tym samym osiągamy granicę z Ukrainą. Ostatnie kilometry w Rosji to prawdziwa magia. Załącznik 8850 Jedziemy przez małe wioseczki przy zachodzącym słońcu. Nad polami wisi pięknie pachnący dym z palonych liści. Na jeziorze, w którym odbijają się ostatnie promienie słońca kołysze się czarna sylwetka łódki ze stojącym w niej wędkarzem. Te ostatnie kilometry odkleiły mnie zupełnie od rzeczywistości.<o></o> <o></o> Granica poszła bardzo sprawnie. Dłuższa rozmowa była tylko z rosyjskim wojakiem, który 15 razy z prędkością kałacha pytał czy aby na pewno nie mamy broni i narkotyków. Zwłaszcza z brakiem narkotyków nie chciał się pogodzić twierdząc, że wszyscy motocykliści ćpają. Jego nadzieję obudził woreczek z proszkiem do prania u Bratka w kufrze (nie pytajcie po co Bartek brał proszek do prania bo nie wiem). Jednak nie przystał na moją sugestię aby se wciągnął ścieżkę przez studolarówkę w ramach analizy.<o></o> Śpimy gdzieś na łące.<o></o> Załącznik 8851 <o></o> Rozdział siódmy <o></o> Czyli:<o></o> Wszystko co fajne szybko się kończy<o> </o> Dzień dwudziesty dziewiąty.<o> </o> Na Kijów jedziemy prostą, pustą a co najlepsze, świetnej jakości drogą a , że do tego otaczają nas piękne widoki to jazda jest czystą przyjemnością. Załącznik 8852 Po drodze zatrzymujemy się na chwilę w Głuchowie, gdzie jest piękny pałac oraz drewniany gród wyglądający jak Mirmiłowo. (Niech CO krwawy Hegemon!!!??? - to jest test na znajomość klasyki ) <o> </o>Załącznik 8853 Wbijamy się na czteropasmówkę, którą jedziemy już do samego Kijowa. Kijów to potężne i nowoczesne miasto. Nad płynącą przez miasto Diesną powstaje nowe miasto. Taki jakby Manhattan w wydaniu wschodnim, czyli kupa złota, łuków i kopuł maści wszelakiej. <o></o> W pewnym momencie, na zatłoczonej 3-pasmówce pojawia się nasz zjazd. Bartek zjeżdza w ostatniej chwili, ja wyprzedzając akurat ładę drugim pasem nie zdążam. Zjeżdżam w kolejny zjazd, którym dostaję się na właściwą drogę. No i owszem kierunek mam dobry tylko kur.. zwrot przeciwny a że jest to 3-pasmówka przedzielona murem nie mam szans zawrócić. No i zwiedzam sobie Kijów próbując wrócić na właściwy tor. W końcu gdzieś tam skręciłem, gdzieś nawróciłem, gdzieś się wepchałem przez przejście dla pieszych i wróciłem do czekającego Bartka aby kontynuować jazdę we właściwym już kierunku. Po 3 godzinach i 50km nadal jesteśmy w Kijowie... W końcu udało nam się wydostać ze stolicy i pod wieczór minęliśmy Żytomierz. Zimno, mokro i ciemno. W tych pięknych okolicznościach przyrody wjeżdżamy głęboko w las na ostatni nasz nocleg pod namiotami. <o></o><o></o> Załącznik 8854 Dzień trzydziesty<o> </o> Od rana grzeje słońce. Piękny jesienny las, w którym spaliśmy spowity jest we mgle… no magia, powiadam, magia. <o> </o>Załącznik 8855 Po zwinięciu po raz ostatni obozu jedziemy na Równe, Dubno i Beresteczko. Im bliżej granicy tym biedniej ale jednocześnie, przynajmniej dla mnie piękniej. No ale ja mam skrzywienie na punkcie naszych dawnych kresów. <o> </o> Jeszcze zanim zaczęły się gorsze drogi, podczas przejazdu przez jakąś wieś haltuje nas drogówka. Zanim ich zauważyliśmy trzaskają nam 2 zdjęcia laserowym radarem. Mamy 80 na 40 więc oczywista będzie sztraf. Otrzymujemy zaproszenie do radiowozu gdzie milicjant informuje nas o potworności naszego przestępstwa i wysokości mandatu. Mówi o wysokości mandatu (co ciekawe nie płatne do łapy ale przelewem) oraz o 9 punktach karnych. Właśnie te punkty nas zaniepokoiły bo nie byliśmy pewni czy Ukraina podpisała z Polską umowę w tej kwestii. No ale pan milicjant nieszczególnie chciał dać nam mandat. Zdecydowanie bardziej interesowało go wypisanie upomnienia. Za ten szlachetny czyn otrzymał po 10$ od łba (na propozycję 10$ za dwóch zareagował parsknięciem)<o> </o> Tym samym, w ostatnim dniu za granicą otrzymaliśmy jedyny mandat wyjazdu. <o> </o> Za Beresteczkiem chcąc odnaleźć miejscowość, w której nasz pradziad był dyrektorem szkoły zjeżdżamy na Burzany. Skąd piękną drogą a później piękną błotnistą drogą na azymut wyjeżdżamy w Tetewczycach. Załącznik 8856 Stamtąd już rzut beretem do Niestanic gdzie właśnie chcieliśmy się dostać. Załącznik 8857 Załącznik 8858 Jesteśmy w delikatnym szoku kiedy zapytani starsi ludzie pamiętali pradziadka. <o> Żeby było jeszcze ciekawiej, na lokalnym cmentarzu spotkalismy... Zygmunta Chajzera </o>Załącznik 8859 Z Niestanic szybki przejazd do Rawy ruskiej na przejście graniczne. W tym momencie dziękujemy Bogu, że jedziemy motocyklami. Kolejka aut ciągnie nie na kilometry. Zagadani ludzie oświadczają, że stoją od rana (jest ok. 21 w nocy) Przy okienkach podziwiamy odbywający się tutaj cyrk. Ukraińskie celniczki otwierają okienka kiedy mają ku temu kaprys. Jak kaprysu akurat nie mają, plotkują sobie radośnie i malują oczka. Gdy w końcu okienko otworzą. Przyjmują paszporty, z których do uchylonej szufladki wpadają wszelkiego rodzaju banknoty. Po załatwieniu pieczątki, bokiem podjeżdżamy pod ostatni szlaban gdzie wyskakuje do nas z pyskiem wojak, wrzeszcząc, że kolejka jest, że będzie mandat za jeżdżenie bokiem i że mamy zjechać na bok i czekać Bóg wie na co. <o> </o> -Przepraszam ale czy tutaj zawsze odbywa się taki cyrk – pytam na cały głos czekających w kolejce Ukraińców. Odpowiadają mi kamienne oblicza i wzrok utkwiony w dali. <o> </o> Siadamy na krawężniku mając już wszystko w dupie. Na szczęście kolego wojaka okazał się normalny i kazał jechać dalej. Strona polska i już formalność. Na noc zajeżdżamy do znajomych mieszkających w Zamościu<o> </o> Dzień trzydziesty pierwszy - ostatni. <o> </o> Rano urządzamy sobie szybki spacer po Zamościu a następnie kierunek Kraków. Załącznik 8860 Jedziemy jednak troszkę naokoło chcąc pozachwycać się jeszcze Zamojszczyzną. No i tak jakoś wyszło, że wylądowaliśmy w Sandomierzu. Kiedy zsiadamy pod zamkiem z motocykli. Słyszymy za plecami głos<o></o> - Witam Panów.<o></o> Głos wydobywa się z eleganckiego Pana w garniturze i ciemnych okularach. <o> </o> Eleganckim Panem okazał się JOJNA. Pech chciał, że Jojna obyty z Tadżykistanem więc musieliśmy mówić mniej więcej prawdę. Pożegnawszy się, Jojna pojechał w swoja stronę, a my skoczyliśmy jeszcze na naleśniki na rynek.<o> </o>Załącznik 8861 Po naleśnikach ruszyliśmy w drogę aby pokonać ostatnie kilometry tego wyjazdu. W Krakowie zatrzymaliśmy się jeszcze na stacji benzynowej gdzie zrobione zostało ostatnie wspólne zdjęcie. Uścisk rąk i już każdy na własną rękę powrócił do rzeczywistości.<o> </o>Załącznik 8862 Tym samym wyprawa dwóch leszczy dobiegła końca <o> </o> Podczas tych 31 dni przejechaliśmy 12 500 km wydając na łeb po 1000$ (nie licząc wiz oraz przygotowania motocykli)<o> </o> Jeśli ktoś w was powtórzy za jakiś czas naszą trasę może stwierdzić, że miejsca, które opisałem jako trudne, które nas wymordowały dla niego okażą się całkiem łatwe. Na tej wyprawie zdobywaliśmy pierwsze szlify w turystyce motocyklowej więc proszę czytać ta relację biorąc poprawkę na postrzeganie rzeczywistości przez takiego właśnie motocyklowego leszcza…. Hmmm … w zasadzie to taka informacja powinna znaleźć się chyba na początku…… <o> Z poważaniem Bartek und Czosnek PS. Przepraszam za "zamerykanizowanie" niektórych nazw miejscowości ale na wyjeździe korzystaliśmy z węgierskiej mapy z taką a nie inną pisownią, co z rozpędu przeniosłem do relacji. </o>Załącznik 8863 <o> </o> |
:Thumbs_Up:Super
|
no i chwilowo, mam nadzieję, nie będzie czego czytać wieczorami... :)
za to będzie można robić powtórki :)) wielkie 'dzięki' za przybliżenie oddalonego świata... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:32. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.