![]() |
:Thumbs_Up: a ja nie mogłem być - czekam na spotkanie z prezentacją :bow:
|
Witajcie cali i zdrowi :webers:.Fajnie ze chlopaki przygotowali wam powitanie :Thumbs_Up:
|
Witajcie - szczęśliwie wróciliście, czekamy na spotkanie z opowieściami na żywo przy prezentacji :zdrufko::lukacz:
|
witam serdecznie. zaistniała sytuacja moze słuzyc jako podrecznikowe wyjasnie pojecia : uczucia ambiwalentne....
czekam z niecierpliwością na info o jakims odczycie , prezentacji itd... Jeszcze raz, wielkie gratulacje |
67 Załącznik(ów)
Kurcze, nie przepadam za publicznymi występami ale spróbujemy przygotować coś na mikołaja ;)
Tymczasem jesteśmy w Boliwii, kraju chyba najbardziej indiańskim ze wszystkich, które dotąd odwiedziliśmy. To jedyny kraj w Ameryce Południowej którego prezydent, niejaki Evo Morales zalegaliziował kokę i trzyma stronę rdzennej ludności bo sam jest Indianinem z urodzenia. Autochtoni, nie powiem są bardzo gościnni. Już na pierwszym postoju zaprosili nas do wspólnego biesiadowania. Załącznik 25955 Załącznik 25956 Załącznik 25957 Załącznik 25958 Załącznik 25959 Posileni ziemniaczkami dojeżdżamy do Miasta Matki Boskiej Pokoju w skrócie La Paz. Boliwia rozgrywa i wygrywa tu wszystkie swoje mecze międzynarodowe bo miasto leży około 4000m npm. W La Paz warto wybrać się na Targ Czarownic gdzie można dostać zmumifikowane płody lam służące do odprawiania czarów jak również różne magiczne zioła i inne cudowne specyfiki. W La Paz znalazłem też motocykl o którym marzyłem przez całą podróż. Niestety właściciel nie dał się przekonać do zamiany na pomarańczę. Załącznik 25960 Załącznik 25961 Załącznik 25962 Załącznik 25963 Załącznik 25964 Załącznik 25965 Załącznik 25966 Załącznik 25967 Załącznik 25968 Stosunkowo niedaleko La Paz leży osławiona Droga Śmierci. Jako że miałem ją zapisaną w planach wyprawowych jako Top Ten Moto Lans musieliśmy się tam pofatygować. Niestety, droga nie jest zbyt hardkorowa i jest już prawie wyłącznie atrakcją turystyczną przez co byłem rozczarowany do tego stopnia, że oddałem lejce Ule, żeby choć trochę poczuć dreszczyk emocji. Bardziej hardkorowy był powrót przez zamarzniętą przełęcz która oddziela Andy od dżungli. Ładnie nas tam wygwizdało. Załącznik 25969 Załącznik 25970 Załącznik 25971 Załącznik 25972 Załącznik 25973 Załącznik 25974 Załącznik 25975 Stamtąd kierujemy się na południe przemierzając Boliwijskie Altiplano - zimny płaskowyż na wysokościach oscylujących w okolicach 3500m npm aby dotrzeć w okolice miasta Potosi. Załącznik 25976 Załącznik 25977 Załącznik 25978 Przed snem zażywam kąpieli w gorącym górskim jeziorze. Następnego dnia wybieramy się do wnętrza osławionej góry - Cerro Rico u której stóp rozciąga się miasto Potosi. To miejsce było dla mnie najistotniejszym i najbardziej przerazającym przystankiem w naszej podróży po Ameryce Południowej, pozwalającym zrozumieć biedę tego kontynentu. Cerro Rico - “Bogate Wzgórze” to góra srebra, którą eksploatowali intensywnie hiszpanie przez trzy stulecia wywożąc stąd srebro, które stymulowało rozwój całej europy, napędzało rewolucję przemysłową. Tylko w Potosi w ciągu trzech stuleci zginęło z głodu, chorób i wyniszczającej, niewolniczej pracy 8 milionów (!!!) rdzennych indian. Warto sięgnąć po świetną książkę Galeano “Otwarte żyły Ameryki Łacińskiej” aby lepiej zdać sobie sprawę z ogromu niesprawiedliwości i krzywdy jaki wyrządziliśmy Ameryce Łacińskiej. Potosi to symbol tej niesprawiedliwości. Mam wrażenie, że to właśnie przez miejsca takie jak ta wyeksploatowana kopalnia my możemy mówić o kryzysie w europie, a oni żyjąc w skrajnej nędzy jeszcze długo nie będą znać takiego pojęcia. W każdym razie, wycieczkę do jednej z około 400 ‘dziur’ w górze można wykupić w jednym z wielu tamtejszych biur turystycznych. Chociaż srebra już praktycznie nie ma to po zamknięciu w latach 80-tych przedsiębiorstwa państwowego eksploatującego górę, bezrobotni górnicy zaczęli na własną rękę kopać cynę i inne występujące jeszcze w śladowych ilościach minerały. I robią to metodami średniowiecznymi. Prowizoryczne korytarze, dynamit okręcony w gazetę, koka w zębach i spirytus przemysłowy dla zabicia smaku pyłu i gorąca. Zeszliśmy kilka drewnianych drabin w doł, do korytarza w którym zatrzymało nas dwóch górników. Ziemia zaczęła drżeć, pył z sufitu sypać się na nas, wybuchały kolejne laski dynamitu. Byłem lekko przerażony. W końcu jeden z nich powiedział, że ładunków było dwanaście, ale słyszał tylko jedenaście wybuchów ale to pewnie dlatego, że dwa wybuchy się nałożyły. Poszedł sprawdzić. W środku góry ciągle giną ludzie i nie ma mowy o żadnym BHP. W dniu naszych ‘odwiedzin’ też ktoś zginał. Poszliśmy dalej do korytarza w którym mieszka tzw. wujek. Wujek dba o pomyślność kopalni, o to żeby nie zdarzały się wypadki i żeby urobek był bogaty w minerały. Wujek ma wielką pałę i rżnie nią matkę ziemię czego owocem są bogate pokłady rozmaitych surowców. Tak nam powiedział przewodnnik, były górnik. Codzieninie górnicy przychodzą do wujka i dzielą się z nim spirytusem i skrętami prosząc o opiekę. Wypiliśmy więc z wujkiem kilka kolejek spirytusu i wróciliśmy na powierzchnię. Załącznik 25979 Załącznik 25980 Załącznik 25981 Załącznik 25982 Załącznik 25983 Załącznik 25984 Załącznik 25985 Załącznik 25986 Załącznik 25987 Załącznik 25988 Załącznik 25989 Załącznik 25990 Ruszyliśmy dalej w kierunku największej na świecie pustyni solnej Uyuni. Nie ujechaliśmy za daleko bo znowu stwierdziłem olej w wodzie i odwrotnie i siły mnie opadły. Zatrzymaliśmy się w małej górskiej mieścinie gdzie akurat odbywała się jakaś lokalna zabawa. Zostaliśmy przyjęci jak zwykle dobrze. Nie bardzo było jednak gdzie spać. Z pomocą przyszli na szczęście policjanci którzy oddali nam do dyspozycji gabinet na posterunku. Załącznik 25991 Załącznik 25992 Załącznik 25993 Załącznik 25994 Załącznik 25995 W małej górskiej miejscowości niewiele można było zrobić z wodą w oleju więc postanowiłem się tym nie przejmować. Tymczasem zaskoczenie na drodze przyszło z innej strony. Nasz chiński łańcuch kupiony za około 35PLN po niecałych 3000 km postanowił odmowić współpracy dostarczając nam tym samym sporo śmiechu. Na szczęście zostawiłem sobie starego DIDa skróconego o kilka ogniw. Jakie było nasze zdziwienia kiedy okazało się ze DID jest skrócony ‘troszkę’ za dużo. Koniec końców po pewnym czasie z dwóch łańcuchów udało się zrobić jeden i dotrzeć do salaru. Załącznik 25996 Załącznik 25997 Załącznik 25998 Salar przywitał nas tablica upamiętniającą śmierć 13 osób w 2008 roku. Dwie terenówki pełne turystów z przewodnikami wyjechały poza wytyczone szlaki i utknęły w trudno zauważalnych solnych bajorkach. Pasażerowie postanowili kontynuować powrót na piechotę i ponoć zamarzli w nocy. Bo ląd który wydaje się być niedaleko może być odległy nawet o 200km. Dlatego my postanowiliśmy jechać na Uyuni samodzielnie ;). Na jednej z odległych ‘wysp’ znaleźliśmy jaskinię w której rozbiliśmy namiot i w romantycznych okolicznościach na prawdę z dala od ludzi spędziliśmy noc. (flaga akurat taka bo innej nie było pod ręką) Załącznik 25999 Załącznik 26000 Załącznik 26001 Załącznik 26002 Załącznik 26003 Załącznik 26004 Załącznik 26005 Załącznik 26006 Załącznik 26007 Załącznik 26008 Załącznik 26009 Załącznik 26010 Następnego dnia opuściliśmy salar kierując się w stronę najbliższego przejścia granicznego z Chile. Nie pierwszy raz okazało się, że drogi a nawet miejscowości na mapach są fikcją. Po kilku godzinach jazdy bezdrożami dojechaliśmy do dużej osady w której liczyliśmy na nocleg. Przyszło nam się przekonać, że już nikt tutaj nie mieszka więc zdecydowaliśmy się przez pustkowia dotrzeć do granicy. Udało się to dopiero po zmroku. Noclegu użyczył nam nauczyciel w miejscowej szkole. Nazajutrz był dzień ucznia więc wszyscy trzej uczniowie mieli swoje świeto. Dobrze się złożylo bo mogliśmy wziąć udział w apelu czekając aż rozmarznie nasz KTM, który zamarzł w nocy do tego stopnia, że spod korka chłodnicy wywaliło lód. Załącznik 26011 Załącznik 26012 Załącznik 26013 Załącznik 26014 Załącznik 26015 Załącznik 26016 Tego dnia przekroczyliśmy granicę Chile. W końcu, po około 20 000 kilometrów dojazdówek zaczęły się odcinki specjalne... Załącznik 26017 Załącznik 26018 Załącznik 26019 Załącznik 26020 Załącznik 26021 |
Kurde ale Was podziwiam :)
|
Super !!! :Thumbs_Up:
Ja wrażenia z jazdy na Death Road ?? |
Death Road niestety to już tylko atrakcja turystyczna. Kilka lat temu zbudowali nową, świetną, z kilkoma pasami w każdą stronę drogę równolegle do drogi śmierci i z tej już praktycznie nikt nie korzysta. Ruch jest niemal zerowy nie licząc turystów na rowerach uprawiających amatorski downhill. Są ze dwa miejsca gdzie wodospady leją się na głowę, na mokre kamienie i trzeba uważać. Można znaleźć ciekawsze drogi w tej okolicy nie zaznaczone na mapie. Kiedyś było na pewno ciekawiej. Nie wyobrażam sobie np. dwóch autobusów próbujących się wyminąć, jest wąsko i ktoś musiał ustąpić :) W każdym razie okolica piękna i na pewno warto tam skręcić.
|
1 Załącznik(ów)
Bolivia jest moją nadzieją i cierpieniem. Kiedyś tam wrócę. W jeziorze czasem bywa woda - wtedy jest inaczej
|
W 2009 miałem okazję jechać tam właśnie rowerem . Kilka samochodów ciężarowych po drodze jeszcze mijaliśmy . Droga pomimo , iż na pierwszy rzut oka nie jest tak niebezpieczna jak by się wydawało robi wrażenie . Lepiej niebezpieczeństwo widać w samochodzie jak jedziesz i siedząc przy szybie przykładasz do niej nos i....nie widzisz drogi . Na potwierdzenie "zabójczości" drogi na poboczu jest sporo tablic i krzyży . Byliśmy świadkami jak już wracając ze zjazdu ,pnąc się samochodem pod górę w stronę La Paz przeprowadzano akcję ratowniczą . Wyciągali chłopaka ( chyba z USA) który wypadł z drogi na zakręcie . Na dole jak kładli go na nosze jeszcze był władny od pasa w górę . Jak wynieśli jego na drogę już nie było z nim kontaktu. Zmarł na naszych oczach . Dodam , że ja i kolega z którym byłem w pierwszą stronę zapierdzielaliśmy tak , że przewodnik nie mógł nas dogonić. Świadomość niebezpieczeństwa przyszła dopiero jak zobaczyłem opisaną scenę.
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:46. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.