Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Mongolia w czerwcu 2009 (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=3048)

chinol 14.06.2009 18:04

5 Załącznik(ów)
dla przejrzystości sama Mongolia

niestety Lepi Twoje koordynaty na Ułan bator wypadły lekko w lewo. Dałem poglądowo fotkę, jak byś dał nazwę hotelu i adres, może poszukałbym zdjęć w necie i zobaczylibyśmy na jakich łózkach się wylegujesz ;) i o której ta wodę zakręcają ;)

lepianka 14.06.2009 18:23

wieści z podróży
 
od lepiego
14.06.2009 godz. 12:36

"W nocy okazalo sie, ze spimy nad dyskoteka.ze spania nici, poszlismy na piwko. dzis robilismy motocykle. juz raczej nie wyjedziemy. pyszne jedzenie w barze i ciepla woda."

godz 12:42

"Wlasnie ide sie targowac o cene i zapytam czy nie ma wolnego domku kempingowego bo chce sie wyspac"

lepianka 16.06.2009 14:14

wieści z podróży
 
no wiec sprawa wyglada tak :) po drobnych problemach z telefonem i nadmiarem martini pisze z pamieci co lepi slal do mnie a bylo to jakos tak :)

zostaja tam na jeszcze jedna noc choc przeniesli sie z dyskoteki do jakis domków z dykty :) podrywaja go faceci :) wieczorem przy ognisku bylo 11 facetow i jedna babka ( chyba) :) marcinowi mongol przedstrawil swojego chlopaka :) marcin i robert postanowili jak naszybciej rano uciekac puki ich tylki nie bola :) mieli nie pic duzo ( tylko jedna flaszeczka) ale znow sie nie udalo i tak sie spil ze spadl z lozka :) wyglada jakby mu jakis mongol przywalił :)
to byly wiesci z wczoraj tj 15.06.2009

to chyba na tyle, moze z czasem jak glowka przestanie bolec cos jeszcze sobie przypomnie to dopisze ;)

pozdrawiam

Lepi 17.06.2009 07:05

Hej, hej, kilka dni bylismy odcieci od swiata.
Znaczy nie bylo neta. Pierwszego wieczoru przyjechalismy wieczorem i wyladowalismy na dyskotece. Drugiego dnia robilismy serwis motocykli.
Robert, przy mojej dezaprobacie, zakladal 3 lancuch na te same zebatki. Przednia nie miala wszystich zebow:(. Wieczorem popilismy i w poludnie okazalo sie, ze nie da sie jechac na tych zebatkach wiec znowu zmiana, tym razem na nowe zebatki. Stare nie chcialy zejsc no i robota w moto bez centralki...
Do wyjazdu gotowi bylismy kolo 18 wiec niue bylo sensu. Umowilismy sie, ze wstajemy wczesnie i jedziemy zwiedzac karakorum. Mi powoli konczy sie czas. Wieczorem wyladowalismy na imprezie studenckiej. Faktycznie 14 facetow i jedna kobieta. Troche dziwnie. Robert postanowil dotrzymac im tempa w piciu w bylo ono przeogromne. Ja wypilem tylko jedna szklanke ze studentami i w nocy spadlem z lozka. Przywalilem o stol.
Rano nie moglem dobudzic Roberta wiec skoczylem sam do Karakorum i powiedzialem, ze tam bede czekal.
Pozwiedzalem to co bylo do zwiedzania w towarzysstwie przesympatycznej studentki zafascynowanej Buddyzmem. Oprocz religii interesowalo ja jednak bardziej czy mam zone i czy zostaje w miescie na noc. Poniewaz moja silna wola jest coraz slabsza, pozegnalem sie i zablefowalem, ze musze jechac dalej.
W miescie z samochodu usmiechal sie sympatyczny Mongol. Zapytalem go, gdzie mozna cos zjesc. Zaprowadzil mnie do baru, pozwolil skorzystac z neta i wogole byl OK. No i znal swietnie angielski! Po krotkiej rozmowie zaproponowal mi nocleg u niego w domu, poniewaz on nocuje w monastyrze, gdyz jest mnichem.
Wieczorem pogralismy jeszcze w siatkowke z jego bratem i bratowa, ktorzy mowili po rosyjsku. Brat mi dopiero opowiedzial, ze jego brat jest najwyzszym Lama w klasztorze i wogole to wazna osobistosc. Robert nie dojechal do wieczora i nie odpowiadal na smsy. Postanowilismy rano rozpoczac poszukiwania wraz z mnichami.
Tymczasem ugoszcono mnie jak sie nalezy, zjadlem pyszne danie a w sasiedniej jurcie przygotowana takze cos do zjedzenia dla goscia. Niestety bylo to najgorsze zarcie jakie jadlem z usmiechem na twarzy :)

No i jeszcze jedno, jednak jestem dzieckiem szczescia. Zgubilem jedna srubke od mocowania tylu ramy w motocyklu wiec zaczal mi sie zginac. W jurcie gdzie sie zatrzymalem mieli tylko dwie srubli, z ktorych jendna pasowala! No i mieli jedyny klucz imbusowy (wlasciwie jego kawalek), zeby podokrecac pozostale sruby! Szok normalnie.

Rano Robert napisal, ze jest w miescie obok. Akurat sie ubieralem i mialem jechac do lamy rozpoczac poszukiwania.
Roztrwonilismy sporo czasu ale bylo tez troche roboty przy moto.
Teraz jestem glodny jak wilk i ide zjesc jakiegos baranka.
No i musze napisac sms do Lamy z wilkimi podziekowaniami :)

Lepi 17.06.2009 07:09

To oczywiscei wszystko w telegraficznym sktocie, powoli zbiera sie na gruba ksiazke ;)
Pozdrowienia dla forumowiczek i forumowiczow.
Przepraszam za tyle bledow ale cos mi nie idzie pisanie. No i klawiatury dziwne.

Mirmil 18.06.2009 05:53

Cytat:

Napisał Lepi (Post 62913)
Hej, hej, kilka dni bylismy odcieci od swiata.
Znaczy nie bylo neta. Pierwszego wieczoru przyjechalismy wieczorem i wyladowalismy na dyskotece. Drugiego dnia robilismy serwis motocykli.
Robert, przy mojej dezaprobacie, zakladal 3 lancuch na te same zebatki. Przednia nie miala wszystich zebow:(. Wieczorem popilismy i w poludnie okazalo sie, ze nie da sie jechac na tych zebatkach wiec znowu zmiana, tym razem na nowe zebatki. Stare nie chcialy zejsc no i robota w moto bez centralki...
Do wyjazdu gotowi bylismy kolo 18 wiec niue bylo sensu. Umowilismy sie, ze wstajemy wczesnie i jedziemy zwiedzac karakorum. Mi powoli konczy sie czas. Wieczorem wyladowalismy na imprezie studenckiej. Faktycznie 14 facetow i jedna kobieta. Troche dziwnie. Robert postanowil dotrzymac im tempa w piciu w bylo ono przeogromne. Ja wypilem tylko jedna szklanke ze studentami i w nocy spadlem z lozka. Przywalilem o stol.
Rano nie moglem dobudzic Roberta wiec skoczylem sam do Karakorum i powiedzialem, ze tam bede czekal.
Pozwiedzalem to co bylo do zwiedzania w towarzysstwie przesympatycznej studentki zafascynowanej Buddyzmem. Oprocz religii interesowalo ja jednak bardziej czy mam zone i czy zostaje w miescie na noc. Poniewaz moja silna wola jest coraz slabsza, pozegnalem sie i zablefowalem, ze musze jechac dalej.
W miescie z samochodu usmiechal sie sympatyczny Mongol. Zapytalem go, gdzie mozna cos zjesc. Zaprowadzil mnie do baru, pozwolil skorzystac z neta i wogole byl OK. No i znal swietnie angielski! Po krotkiej rozmowie zaproponowal mi nocleg u niego w domu, poniewaz on nocuje w monastyrze, gdyz jest mnichem.
Wieczorem pogralismy jeszcze w siatkowke z jego bratem i bratowa, ktorzy mowili po rosyjsku. Brat mi dopiero opowiedzial, ze jego brat jest najwyzszym Lama w klasztorze i wogole to wazna osobistosc. Robert nie dojechal do wieczora i nie odpowiadal na smsy. Postanowilismy rano rozpoczac poszukiwania wraz z mnichami.
Tymczasem ugoszcono mnie jak sie nalezy, zjadlem pyszne danie a w sasiedniej jurcie przygotowana takze cos do zjedzenia dla goscia. Niestety bylo to najgorsze zarcie jakie jadlem z usmiechem na twarzy :)

No i jeszcze jedno, jednak jestem dzieckiem szczescia. Zgubilem jedna srubke od mocowania tylu ramy w motocyklu wiec zaczal mi sie zginac. W jurcie gdzie sie zatrzymalem mieli tylko dwie srubli, z ktorych jendna pasowala! No i mieli jedyny klucz imbusowy (wlasciwie jego kawalek), zeby podokrecac pozostale sruby! Szok normalnie.

Rano Robert napisal, ze jest w miescie obok. Akurat sie ubieralem i mialem jechac do lamy rozpoczac poszukiwania.
Roztrwonilismy sporo czasu ale bylo tez troche roboty przy moto.
Teraz jestem glodny jak wilk i ide zjesc jakiegos baranka.
No i musze napisac sms do Lamy z wilkimi podziekowaniami :)


ZYCIE MOZE BYC JEDNAK PIEKNE......

Dzida i ostroznie z gazem:oldman:,zeby opony starczylo jeszcze na kilka km.

ucek 18.06.2009 20:38

oj, Lepi.. duuużo radości mi dają te twoje relacje :)

Lepi 21.06.2009 08:46

Przedwczoraj nocowalismy u w jakiejs czrnej dupie. Spotkalismy niemcow, ktorzy jada juz 11 miesiecy. Nic dziwnego przy ich predkosciach;)
Postanowilismu wieczorem wzmocnic miedzynarodowa przyjazn piwem i wodeczka. Pogadalismy, posmialismy sie i bylo milo.
Kaska! cos nie podajesz codziennie wysylanych pozycji!
Rano proszy snieg. To i poprzedni wieczor zniechecily Robert do dalszej jazdy. W koncu mu ise nie spieszy. Ubralem sie w kondona i na moto. Po 15 minutach zaczela sie sniezna zadyma. Przez przelecz przejechalem juz po sniegu. Praktycznie nic nie widzialem. Po godzinie, z drugiej strony super pogoda. Rozebralem sie, przesuszylem, zjadlemi dalej w droge. Pojechlem wzdlu jeziora Hyargas nuur. Droga super, szeroko, raz piasek, raz zwirek, plasko, amorek dawal rade. Szybkie winkle i super widoki. Potem zrobilo sie jeszcze lepiej, same hopki, wysokie bandy i winkle. Jechalem niestety powolutku i mialem praktycznie lzy w oczach ze nie moge przy******lic. Zrobilem kilka fotek band do polowy kata i hopek na kilka metrow :(. Zycie bez dzidy jest nie do przyjecia!!!
Pozniej droga sie uspokoila, znowu szybciej. Widoki cudowne. jechalem 100km wdluz jeziora. Cudownie. Byla dopiero 16, wiec normalnie jeszcze bym jechal 2 godziny ale pewno miejsce tak mnie urzeklo, ze postanowilem nocowac w "osrodku kolonijnym". Po czterech godzinach dojechal Robert. Zostwilem motocykl tak, zeby mnie zuwazyl.
Wieczor upynal pod znakiem przyjazni polsko mongolskiej. Brat uroczej barmanki rozmawial po rosyjsku i byl calkiem kumaty. Robrt odsypial a ja integrowalem sie najlepszym mongolskim piwem "Borgo".
Ranek przywital nas piekna pogoda ale o tym w nastepnym odcinku....

Lepi 21.06.2009 09:32

Znad Hyargas nurr ruszylismy do Naranbulag. Przed Naranbulag ponownie zgibilem srube od zadupka. Moto prowadzil sie fatalnie. W wiosce wszystko naprawione, tym razem sruba taka jaka powinna byc a nie taka jaka byla dostepna :)
To mial byc ostatni dzien w mongolii, potem tylko dojazdowka do granicy. Czegos brakowalo mi na zakonczenie. Bylo roznie ale ani razu nie dostalem w kosc tak, zebym mial naprawde dosc. A poniewaz ostatnimi dniami, gdy jechalem sam, jechalo mi sie swoim tempem calkiem fajnie, postanowilem odbic na Ulaangom i jechac trasa "polnocna", wedlug informacji Roberta nieprzejezdna. Robert pojechal na zachod do Ulgi (Olgy).
Do Ulaangom wiodla super droga, zatankowalem paliwo do kanistra bo droga miala byc ciezka i dluga, ponad 200km. Z Ulaangom bylo troche asfaltu ale szybko trzeba bylo skrecic w pasmo gorskie i przecisnac sie przez urocza przelecz, gdzie o dziwo bylo troche roslinnosci i skaly koloru czerwonego. Bylo czadowo, sporo szutrowych podjazdow, ktory mozna bylo objechac ale poco? Opona nie robila wiec wyciskalem co sie dalo z kata. Az mi sie pierwszy raz zgrzal. Zrobilem wiec postoj i kilka fotek. Nad glowa splataly sie jakies dwa drapiezne ptaki w tancu godowym. Zanim wyjalem aparat zdazylem tylko zrobic fotke z oddali.
Juz spokojnie dojechalem do jeziora Uureg nuur. Znow bajeczne widoki. Dalej droga byla kiepska i wymagajaca. Na jednej dziurze prawie wyrwalo mi oba barki. Przez chwile wydawalo mi sie, ze mam nogi wyzej od glowy. Ale kiery nie puscilem, balem sie, ze rozwale sie jak wczesniej i nikt mnie nie pozbiera. Raz wolniej raz szybciej dojechalem do wioski Bohmoron. Straszne zadupie polozone wsrod bajecznych skalek. Raj do wspinania ale ja wole zatankowac i w droge. Nie bardzo potrafiono mi wytlumczyc jak jechac. Chcialem do Tsagaannuurr. Mialem wrazenie, ze pukaja sie w glowe. Nic to. Jak niema drogi jak na nawigacji jest. Jade na czuja tropiac slady innych pojazdow. Dojezdzam do dziwnego rozlewiska porosnietego drzewami przypominajacymi lasy namorzynowe. Pierwszy brod, lekkie zawachanie. Bedzie mokro. Przejezdzam bez problemu. Z drugiej strony dzieci pieka na kiju glowe barana. Masakryczny widok. 100 metrow dalej rzeka na 30 metrow. Zatrzymalem sie. Dzieci zachecaja mnie zebym jechal. Przyszedl ktos starszy i mowi, ze to niemozliwe. Ja upieram sie ze jade. Powiedzieli ze zorganizuje wiecej ludzi i przeniosa moto. Bez sensu, przeciez moga mnie tez wylowic. Wrzucam 1 i gaz. Jade, coraz glebiej, kola pod woda. W polowie chwyta mnie nurt, niema wyjscia skrecam i jade wzdluz rzeki. Coraz glebiej, kanapa pod woda. Ryzykuje i skrecam w prawo, pod skosem dojezdam do brzegu kiladziesiat metrow dalej niz planowalem. Niedlugo ciesze sie szutrem. Kolejny przejazd przez rzeke, jeszcze szerszy ale chyba spokojniejszy. Tym razem nie wacham ani sekunde, jestem mokry, nakrecony, a cofac sie nie bede prze poprzedni brod bo to szalenstwo. Ogien i do wody! Poszlo gladko, mokre jest juz wszystko. JAde dalej i z marszu lykam kolejne, mniejsze brody i straszne kluczenie wokol wszystkich przeszkod. Po 40 min jestem 2 kilometry od wioski, z ktorej wyjechalem. Nie czuje nawet zimna. Po prostu jade. Z przodu mam malo powietrza jak na kamienie, ktore sie pojawily. Wspinam sie na przelecz. Z drugiej strony czai sie zlo. Widac tylko ciemnosc. Jest coraz trudniej. Od przeleczy deszcz, ktory padal tu juz od kilku godzin. Pozostalo jakies 30 km. Opona sie slizga, coraz czescie robie bledy. Nie mam juz sily. Boje sie zatrzymac. Nie byl bym w stanie wsiasc spowrotem. Po lewej stronie zbocze, po prawe przepasc. Jade powoli, boli mnie juz wszystko. Najgorzej barki i kolana. Z przepasci ktos do mnie macha. Stoi jurta. Chce tam zjechac ale nie wiem ktoredy. Pozostalo 20 km. Caly czas pada, Jestem caly przemoczony. Widocznosc kiepska. Jestem na siebie wk*rwiony, ze wpakowalem sie w takie gowno. Nie mysle juz o niczym, nie pamietam drogi. Ktos do mnie biegnie i macha, proponuje nocleg za kase. Wiec jednak dojechalem. Podobno jest tu niebezpiecznie i chca wniesc motocykl do domu. Nie mam sily na takie zabawy, rozpedzam sie i wjezdzam po schodach, cudem trafiam w drzwi. Zrzucam wszystko z siebie i zasypiam z usmiechem na twarzy. Jest 19:30.
O 22 budza mnie na jedzenie ale to juz inna historia.

lepianka 21.06.2009 09:52

wieści z podróży
 
juz podaje :) troche zaniemoglam przed wczoraj i wczoraj i nadal jest bardzo niebardzo ;)

od lepiego
20.06.2009 godz 4.27

"pierwszy od 5 dni nocleg w namiocie. juz wiem ze zmarzne. jade na samej sprezynie. jak pileczka. nowe doswiadczenia.N 48.08.054 E099.06.853 10052 km. 2204 mnpm 4 dni do rosji"

20.06.2009 godz 4.28

"spie w najladniejszym zakatku mongoli N49.19.722 E93.09.624 Robert nie wyjechal bo padal snieg. jechalo sie fajnie z malymi przygodami .pozdrawiam. do domu 5114 w lini prostej"

21.06.2009 godz 3.28

"spalem tu N49.31.100 E89.44.680 . czekam do jutra na otwarcie granicy. wczoraj na pozegnanie zrobilem sobie niezly wycisk. bylo pieknie i goznie 11064km 2113mnpm"


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:56.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.