![]() |
Ale kozacko!!!:bow::bow::bow:
|
Podos, czytając tą częśc realacji podsunąłeś mi ciekawy pomysł na przysżły rok - aby pożyczyć od Kirgiza konia i przejechać tą część trasy łączącą te dwie przełęcze. :)
|
pados wysłałem Ci priv proszę o odpowiedz panowie gratulacje :bow:
|
Cytat:
|
Cytat:
|
My tu gadu gadu, a gdzie dzisiejszy odcinek ??
|
Czołgiem druzja.
Zacna poniewierka... Ja w męce dotarłem do przełęczy Bedel, wcześniej pokunując Tosor od strony Sary Bułak. |
Przywitanie bylo.. http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=69&page=60 , zeby mnie nikt nie jechal....:) ,tak wiec teraz juz chyba moge sie odezwac... Czekam na kolejne odcinki z utesknieniem... pzdrv
|
31 Załącznik(ów)
Kirgizja cd.
Kirgizi w jurcie już prawie kładli się spać, ale na nasz prośbę o uratowanie nas ponownie wstawili na środek izby niski stół i nakryli go do spóźnionej kolacji. Gospodyni napaliła w piecyku (rozpala się drewnem przywożonym z doliny 2000m niżej) a my przemarznięci i mokrzy Jesteśmy wdzięczni z okazaną gościnę. Za chwile dymi już gorący czaj i na stół wjeżdża duszona koźlina, chleb, śmietana, masło. Gospodarz zapala też lampkę na baterię, ale odmawiamy, bo mamy jedną czołówkę. Po baterie raczej Kirgiz nie skoczy za róg. Jesteśmy tak zmęczeni, że nawet nie bardzo głodni, szybko się zapychamy, chwile rozmawiamy przestawiając buty przy piecyku z prawej na lewą. W między czasie wyjechał stolik a my na ziemi mamy już rozłożone dodatkowe dywany czy materace, dostajemy koce i grube kożuchy-futra do przykrycia. Jakoś nikt nie narzeka na ich zapach, kolor czy na ewentualnych mieszkańców… Zasypiam, abo tak mi się wydaje. Ciągle słyszę szum silnika motocykla, albo szum dryfów Patroli, co chwila wydaje mi się, że pomoc z dołu nadchodzi. Budzę się i nasłuchuję. Jednak mi się wydaje, to tylko szum płonącego piecyka… Martwię się o Sambora, żałuję ze go puściliśmy, trzeba było jechać, choćby razem. Ten nocny zjazd z Tosoru to proszenie się o kłopoty. Jak on przejedzie ten głęboki bród? Przez cały dzień przecież topiły się lodowce… Nagle budzi mnie dźwięk helikoptera. Zrywam się. Nie, kurwa to serce mi tak napierdziela o tej wysokości…wreszcie budzi się dzień… Załącznik 1505 7 sierpnia Budzimy się niewyspani. Emocje i wysokość daje znać o sobie. Szybkie śniadanko, podziękowania za uratowanie życia i zasuwamy na dół po kamieniach. Nerwowo zerkamy w okoliczne przepaście, szczęśliwie nie zauważając niczego niepokojącego. Są ślady po TKC, ale mieszają się z naszymi wjazdowymi wiec nic nie wiadomo. Bród na dole forsujemy bez zbędnego certolenia się, wiemy ze już za chwile przeleżymy cały dzień na plaży, a buty i tak nic a nic nie wyschły przez noc. Załącznik 1510 Zjazd zajął nam 1,5 godziny. Ciekawe ile jechał Sambor w nocy. Szczęśliwie dojeżdżamy na dół i spotykamy się z drugą ekipą czekającą u wejścia doliny. Uff, Sambor dojechał przed północą po 2,5h jazdy po omacku. (nie lubi jeździć w nocy i ma słabe światła w babci). - Martwiliście się o nas? - pytam -Tak, dopóki się nie nawaliliśmy…- stwierdza ktoś, a mi wraca humor. Jest też Jojna z Agą – bezpiecznie wrócili znad Song kul, przekazali sprzęt naszym Pik Leninowcom i spotkali naszego Maxa – amerykańca, co się z nami buja już od Krakowa na KTM990. Oddajemy GPSa chłopakom, krotka instrukcja, gdzie jechać i za chwilę jesteśmy na plaży. Ten dzień zaliczamy sobie do kondycyjnych. Na motor już nie wsiadamy, kąpiemy się, opalamy, przewracamy buty na słońcu. Sielanka. O druga grupę też się nie martwimy. Tak schodzi cały dzień z przerwą na obiad w knajpce nad jeziorem w Tamdze. Docierają do nas też wieści z Chin. Dalej zamknięta jest granica, wiec choński agent proponuje nam wjazd przez Irkeshtam i kontynuowanie podróży autobusem. Kurwa, nam, bohaterom, autobusem? Po Karakorum Highway, po pustytni Taklamakan? Z naszymi chińskimi prawa jazdami i dowodami rejestracyjnymi! Z chińskimi tablicami, autobusem? Nigdy! Oburzeni tą propozycją planujemy kręcić się po Kirgizji niedaleko wspomnianej granicy i jeśli sytuacja się ustabilizuje jednak wbić się na sprzętach do Państwa Środka. Wieczorkiem zjeżdża druga ekipa z Torosu, wypijamy małe co nieco, wymieniając wrażenia z ostatnich dwóch dni. Planujemy też następny dzień. Załącznik 1511 Załącznik 1494 Załącznik 1493 8 sierpnia Raniutko zwijka obozu, śniadanie, kawka i lecimy na trasę, zaplanowaną jeszcze w Krakowie – górską grogą nad jezioro Song Kul – kirgiską perełkę górskich jezior. Asfaltowe wersje trasy są już dogłębnie poznane (Cz. 1. Tutaj Cz.2 Tutaj)pora zmierzyć się z czymś naprawę wartym grzechu. Załącznik 1492 Droga wiedzie przez poznany już dogłębnie Tosor a następnie, na przełęczy odbija w prawo na zachód. Prowadząc dolinami między pasmami górskimi do Narynia i Sary Bulak – małej miejscowości na trasie Rybacze (Bałykczy) – Naryń. Na mapie wygląda to zachęcająco, ponadto nie ma grama asfaltu, co potwierdził nasz Kirgiz. Mówił też, że się tam normalnie jeździ… Koniem… No nic. Pakujemy kufry na dach Patrola Kajmana, żeby jakoś z klasą pokonać ponownie Tosor, tankujemy 3 kanistry benzyny, bo droga ma ok. 300km i nie wiemy jaka będzie. O dziwo nie ma wielu chętnych na tą przejażdżkę – duża część ekipy wybiera trasę asfaltową wokół jeziora. Za bardzo się na tą trasę nastawiałem, żeby ją sobie teraz odpuścić… Znów się więc rozdzielamy i umawiamy się nad Song-kulem wieczorem. Prowadzi Sambor z Martą, potem Waldek z Kubą, ja z Irma i Kajman z Gosią swoim Patrolem. Tosor już znaliśmy – czas wjazdu na górę skróciliśmy z 4 do 2,5h. Oprócz znanego głębokiego brodu przy żadnej z przeszkód nawet nie zsadzaliśmy pasażerów – tak już czuliśmy się pewnie. Załącznik 1495 Załącznik 1481 Wlecieliśmy na górę sprawnie lawirując miedzy kamyrdolcami, nawet się nie zająknąwszy. Ćwiczenie czyni mistrza. Za przełęczą kamienista szutrówka prowadzi już tylko w dół zieloną doliną, lekko przymgloną poranną mgiełką. Jest pięknie, chce się krzyczeć. Dnem płynie rzeka, ta sama, która tak dała nam w dupę pod przełęczą Barskoon dwa dni wczesniej. Teraz jest to już regularna rzeka, i w miarę pokonywanych kilometrów, staje się coraz większa. Cóż, nie dziwota, mijamy góry, z czapami wiecznego śniegu, spod których wypływają błękitno zielone stróżki i zasilają naszą rzekę. Tu i ówdzie zielone zbocze upstrzone jest pasącymi się krowami i owcami. Znaleźli się nasi kumple na sowieckim Uralu. Doglądają tu teraz swoich stad. Załącznik 1484 Załącznik 1485 Załącznik 1486 Droga istnie afrykańska, jest drogą wymarzoną. Afrykanerzy o takich śnią cały rok planując kolejną wyprawę. Pewnie przejechało by się jakaś puszką wiec nie żaden hardkore, ślad na dwa koła, nieduże kamienie zmuszające do uwagi i otwarta po horyzont głębia doliny. Bosko. Co chwile przecinamy jakiś kryształowy potok, bez ekstremy, po prostu fajny bród i foty. I dzicz. Nikogo. Zero zabudowań, czasem jakaś zabudowa pasterska. Nawet nie jurta, bo się nie opłaca transportować jej z dołu na te parę miesięcy. Załącznik 1483 Załącznik 1508 Załącznik 1509 W jednym z takich potoków Waldek daje popis ekwilibrystyki płynnie połączony z efektownym padem w nurt. - Kurwa, Kurwa, Kurwa – wyrwało się Kubie – 17latkowi, synowi Waldka – aż echo poniosło po górach, a świstaki wskoczyły do swych nor. To pierwsze głośno wypowiedziane słowa, wiec wszyscy jesteśmy pod wrażeniem. Tata chyba też, tylko mama pewnie nie będzie zachwycona jak przeczyta. Od tej chwili Kuba został mężczyzną. No prawie. Koniaku marki Kirgistan nie proponowaliśmy. Chwilkę później dajemy sobie na wstrzymanie, zatrzymujemy się na płaskiej łące, suszymy na słoneczku chłopaków, gotujemy „zemsty Viet-kongu”, odpoczywamy. Słoneczko praży. Załącznik 1482 Załącznik 1488 Załącznik 1512 Po około 100 km jazdy zmienia się krajobraz z wysokogórskiego na górski, trawa żółknie spalona słońcem, zaczyna się mocno kurzyć. Widać też duże stada dziko pasących się koni. Jak mustangi!- przypomina się stary kawał i towarzyszy do końca wyjazdu. Napotykamy tez osadę –starszy Kirgiz hoduje tu orły. Suszy się też ogromna ilość łajna – w zimie będzie tu jedynym paliwem grzewczym. A zimy mają srogie, nawet do -40stopni Celsjusza. Załącznik 1489 Załącznik 1490 Załącznik 1491 Potem dolina się rozszerza, pojawiają się zabudowania i całe wioski, droga zasadniczo zmienia swój charakter – jest teraz szeroką, równą, kurzącą się szutrówką. Musimy zachowywać dystans kilkaset metrów, żeby widzieć cokolwiek. Dochodzi do tego pralka, a że nie mam z nią doświadczenia, więc próbuję, różne metody jej pokonywania. Wychodzi, że przy 70 km/h przestaje się wszystko telepać, plomby przestają wypadać i mózg nie obija się w czaszce. Zmęczył mnie jakoś ten odcinek, wiec z zadowoleniem powitałem asfalt – pierwszy od 3 dni, który po kilku km doprowadził nas do głównej drogi z Torugartu (Chińska granica, przez którą nas nie chcą wpuścić.) Załącznik 1500 Załącznik 1499 A na skrzyżowaniu handelek przydrożny kwitnie w najlepsze, stoi kilka restauracji w blaszanych kontenerach. Zapraszam żonę na seafood w postaci smażonej ryby. Wygląda to wszystko strasznie, danie przygotowane jest strasznie, knajpa jest straszna, ale i tak zamawiamy po dwa razy taka jest wyśmienita. Popijamy wszystko kolą dla kurażu i rozglądamy się za benzyną. Załącznik 1496 Załącznik 1497 Załącznik 1498 Stacji – wiadomo – nie ma, ale napisy cyrylicą Benzin czy Soljarka (ropa), wraz ze stojącym PET-em napełnionym jakąś żółtawą substancją nakierują nas na właściwe tory. Pachnie ekstremą, Kirgiz z kanciapy przychodzi z wiadrem, takim zwykłym wsiowym, ocynkowanym i pogiętym wiadrem i zalewa nam Afryki do pełna. Załącznik 1504 Za zakrętu wyjeżdża reszta ekipy, Toyota, dwa Patrole i dwie Afryki. To nasi! Zabalowali nieźle w Bałykczy w poszukiwaniu internetu…Dalej jedziemy już razem. Ostatnie 60km pokonujemy po równym szutrze, równie piękną drogą jak na początku dnia. Tylko znacznie równiejszą. To tu Pastor, 2 lata wcześniej, zaliczył konkretną figurę, kiedy koleina szutrowa pociągnęła go za koło i nie zdążył wyprostować. Ten luźny nasypany na środku szuter potrafi faktycznie być zdradliwy, wiec na wszelki wypadek nie mowie nic Irmie i napieram w skupieniu. Koleina łapie mnie za koło jak niegdyś Pastora i chce obalić, ale chyba siłą woli dodaje gazu i jakoś się wyratowywuję… Uff gorąco było. Z tyłu dochodzi mnię opierdol. Załącznik 1501 Załącznik 1502 Załącznik 1503 Ma się już ku wieczorowi, kiedy docieramy na przełęcz Kalmak Ashuu oddzielającą nas od jeziora. To już cos prawie 3500 m npm, chłodno ale pięknie. Ostatnie promienie słońca połyskują na tafli tego górskiego jeziora. Za moment jest już całkiem ciemno. Z oddali, w ciemności pulsuje LEDowa latarka, nasi migaja nam z daleka Petzlem. Jak helikoptery jeden po drugim lądujemy na równiutkiej trawiastej łące , na której rozbite jest jurtowisko. Wódeczka i jakże zasłużone lulu w prawdziwej kirgiskiej jurcie… Załącznik 1506 Załącznik 1507 |
:Thumbs_Up:
Trochę kazałeś czekać :umowa: |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:20. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.