![]() |
minia mowa jest o zdjęciach...są takowe??
|
Zgodnie z sugestią i panującym zwyczajem po rozkminieniu techniki wkleiłem kilka zdjęć. Nie są one zbyt piekne. Nie umiem zrobić ładnego zdjęcia widoku. Te były tam niesamowite. Żadne zdjęcie nie oddaje takiego klimatu jak na żywo. W każdym razie żadne moje zdjęcie.
Co do uwagi kolegi o wycieczkach wokół komina w porównaniu do zagranicy. Pozwolę sobie się z tą sugestią nie zgodzić. Przygodę można przeżyć wszędzie, niezależnie od przebytej odległości. U mnie to akurat tak się trafiło. Z drugiej strony tam nikt się nie czepiał, że jedziemy lasem. Mało tego wiele razy podpowiadano nam drogę. A to tu a to tam. W jednej sytuacji tylko odradzano nam jazdę na jakąś górę gdyż jest tam "zakaznik" i można sztraf dostać. Jednak było to raczej w formie rady czy przestrogi. I sprawiało bardziej wrażenie troski o nasz portfel niż o sam zakaznik. |
Pięknie piszesz...uroda to kwestia gustu,także zdjec...nie jest ważne czy są "piękne' ważne, że Twoje i są w nich Twoje emocje...a podróże tak naprawde wcale nie muszą byc dalekie żeby były ciekawe....egzotyka też ma swoje granice...jak zwiedzisz pół świata może stwierdzisz, że wcale nie podróżujesz dla egzotyki...ale po to aby odnaleźc siebie..:at:
|
Wielkie dzięki za dobre słowo...To naprawdę miłe, że sprawia to radość jeszcze komuś....
Tak naprawdę w podróżach motocyklem najfajniejsze jest to, że jesteś sam ze sobą, lub Sama ze sobą. Masz czas dla siebie. I jesteś sobą dla samego siebie. W innej stytacji możnaby nazwać to egoizmem. Dziś jest takie modne słowo "asertywność"... Kiedyś, niejaki lord Farquad miał powiedzieć ' Zapewne wielu z was zginie, ale jest to poświęcenie na które jestem gotów" - te słowa kryją sobie esencję dzisiejszego świata. Czy ktoś to akceptuje, czy nie to już inna sprawa, nie mnie to oceniać.... |
Ło matko, ale jaja.
|
8 Załącznik(ów)
No cóż każdy ma to na co zasługuje. Taki lajf. Jedni mają temat do polewki, a inni błoto miedzy zębami. Na dodatek bajoro było z tych wrednych. Mimo, że deerek masą nie powala w porównaniu do takiej Afryki czy Geesa, to jednak tak się w tym błocie zassał, że wyrwać go nie było łatwo. No dobra, może to ja nie mam torsu Herkulesa. Na dodatek w tej nierównej walce zostałem pokonany na przemian rosnącą we mnie złością i histerycznym śmiechem. No cóż - nie udał mi się ten skok.
Załącznik 22510 Gwiazdą fotoreporterów nie zostałem, za to sakwa z moją jedyną mapą i kilkoma jeszcze innymi rzeczami okazała się zupełnie szczelna. Ale o tym miałem się przekonać kilka kilometrów dalej. Pod sklepem. W ramach popasu, uzupełniania elektrolitów i konwersacji z lokalną młodzieżą od niechcenia zajrzałem do sakwy, co to się pod wodą znalazła. Była szczelna i wodoodporna jak należy. Co wlało się przez suwak do środka w żaden sposób już wnętrza opuścić nie chciało. Załącznik 22508 Nieśpiesznie poruszamy się dalej. Dopadamy jakiegoś linowego mostka akurat na szerokość kierownicy. Na drugim brzegu zaczyna się coś z czym przyjdzie mi się zaprzyjaźnić przez kilka najbliższych dni. To była trudna i wymagająca przyjaźń. To, że musiałem się zaprzyjaźnić nie oznacza, że to polubiłem. Ale, cóż życie stawia przed nami różne wyzwania. Te jakiś dzień później nazwę krowimi schodami i ścieżkami melasy. Ale o tym nieco później. Załącznik 22509 Tymczasem wspinamy się na drugim brzegu po bydlęcych ścieżkach w górę. Nie dość, że jest potwornie nierówno to jeszcze właściwie nie ma drogi. Jedyne co na razie udało mi się przyswoić od kolegów to ino gaz.<?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" /><o:p></o:p> -Misiek, co by to nie było nie możesz zamknąć. Pamiętaj ino gaz.<o:p></o:p> -A jak wpadam w krzaki?<o:p></o:p> -To zaciskaj zęby, chowaj gębę, ale nie zamykaj, bo przegrałeś. <o:p></o:p> -A jak nie widać co jest dalej? <o:p></o:p> -Ino gaz może cię uratować. Jak zamkniesz to nie zobaczysz co jest po drugiej stronie.<o:p></o:p> I tak od tej pory starałem się kierować tą zasadą. Niestety parę razy nie wytrzymałem i zamknąłem. I rzeczywiście nie dane mi było zobaczyć co jest dalej. Musiałem wracać na dół, aby zacząć wszystko od nowa. Jednak tym razem wracać musiałem zupełnie z innego powodu. Zaciskając zęby i podskakując rozpaczliwcami z chopki na chopkę pokonałem kilkanaście ostrych progów i ustawiłem się aby zrobić jakieś efektowne foto… Ale dupa, nic z tego nie wyszło. Akcja ‘ino gaz’ się udała się idealnie. Mi, ale nie chłopakom. Wojtek został już w połowie. I to tak na otro. Koło w górze. Galancio. Jak to zrobił nie umiem powiedzieć. Z góry nie widać. Za to widzę, że szarpie się nieźle. W tę, to w tamtą i nic. Ze zdjęć nic nie wyjdzie póki nie dojadą. Chyba muszę zjechać na dół. I na co tyle zachodu. Ten ino gaz …. Wszystko na nic. Zjeżdżam w dół jak po schodach. Załącznik 22511 Wojtek tkwi w gównie po uszy. A raczej po wahacz, albo ramę. Wpadł w jakąś dziurę i tylne koło nie ma żadnego oparcia. Nawet można by rzec, że wisi w powietrzu. Ale o tym przekonaliśmy się dopiero gdy wyciągnęliśmy dziada. No cóż dziura wyglądała jak studnia. Po wydobyciu Wojtka ruszamy w górę. Ja umieram w melasowym żlebie. Nie udało mi się z gazem. Dzień, dwa, góra tydzień i już udało mi się za którymś tam podejściem wydostać na górę. Z góry zjeżdżamy do jakiejś wioski. Kotwiczymy przy sklepie. Załącznik 22513 Zostaję przy moturach. Chłopaki idą do sklepu. Nie wiem z jak i z kąd, ale zjawia się… nazwijmy go Stepan. Gada o tym i o tamtym. Właściwie to nie do końca Go rozumiem. Chyba jest nieco wstawiony. Z naciskiem na słowo nieco. Za Stepanem przychodzą inni. Robi się kółko dyskusyjne. Chwilami, a właściwie przez cały czas mam wrażenie, że nie mam zielonego pojęcia o czym dyskusja się toczy. I powiem Wam, wcale mi to nie przeszkadzało. Od czasu do czasu zabieram w niej głos i o dziwo nadal się toczy swoim torem. Chłopaki przynoszą herbacianą różę. No cóż za piękny bukiet… A i okoliczności robią swoje. Pani sklepowa mówi, że zamyka bo za chwilę autobus. Ale we wsi jest jeszcze jeden sklep. Załącznik 22515 I jest naprawdę. Tylko każdy wychowany w relacyjnym marketingu na pewno go nie znajdzie. To, że nie ma szyldu to pikuś. Powiedzmy Pan Pikuś. Nie widać nawet tego, że to sklep. Ale można to mieć w wielkim poważaniu. I tak wszyscy wiedzą, że tam jest sklep. I to tak naprawdę wystarczy. A sklep jest i to jaki…. Bezcenne. Nie zapłacisz w nim mastercardem. Upojeni wonią herbacianej róży ruszamy w górę. Załącznik 22514 Droga niestety masakryczna. Na luzaku da się ją nazwać kamiennymi schodkami. Pewną trudność stanowi to, że ciężko jest sięgnąć nogami do podłoża. Z wielkimi trudami i sporą pomocą udaje mi się dotrzeć do góry. Miklasz dociera nieco później. Nie ma Wojtka. Nie ma go dłuższą chwilę. Chyba musimy wrócić. Może utonął w błocie? Miklasz ruszył pierwszy. Jako, że nie wrócił , ruszyłem i ja. Dojeżdżam do ścieżki gdzie widzieliśmy się ostatni raz. Jest dwóch ludzi. Niestety motor tylko jeden…. |
Bardzo fajnie się czyta.
Dawaj dalej, bo ciekawość zżera...:D |
:lukacz::lukacz::lukacz: Fajnie jest, proszę dalej ;)
|
Super relacja, inspirujące zdjęcia...to jest to co tygryski lubią najbardziej ( małe tygryski na małych motorkach tyż)..:at::at::at:
|
6 Załącznik(ów)
Bo szczęście to trzeba mieć...
Pora na ocene sytuacji. Jest Wojtek, ale brak motura. - Co jest to cholery ? Gdzie motur ? - Pojechał windą. Jest piętro niżej. - Jaką windą ? Jakie piętro niżej? Nie wiem co żeś palił, ale bierz tego mniej... Teraz dopiero dostrzegamy, że na krąwędzi drogi jest lej wyplukany wodą. Idzie ostro w dół. Na dole leży motur Wojtka. W sumie prawie prosta droga... - Jak, do diabła, żeś to zrobił ? - Sam chciałbym to wiedzieć. Jadę sobie za wami, aż tu nagle sru i lecę windą w dół. Motor gdzieś został, a ja dalej lecę. Jakby mi się ta winda urwała. Zanim się wydrapałem na górę myślałem, że ducha wyzionę. Wiążemy do kupy wszystkie wolne linki i taśmy bagażowe. Wojtek mota je za bagażnik i próbujemy wyciągać. Załącznik 22848 - Nie tak, nie tak. Tam wiąż. Nie wiadomo z kąd znalazł się jakiś lokalny pasterz. Mówił coś po swojemu. Nie do końca wszystko dało sie zrozumieć, ale wyraźnie domagał się wiązania za wahacz, przy osi koła. Nie wiem z kąd On to wie, ale na pewno ma rację. Nie wiem właściwie czemu wiązaliśmy za bagażnik. To nie miało najmniejszego sensu. Zamotalismy za oś. Gostek na końcu naszej liny zasadził swój kosturek i tak mogliśmy ciągnąć we trzech do góry. Wojtek starał się utrzymywać motur na kołach. W pionie, bo w pionie, ale na kołach. Metr po metrze wyciągamy cholerę w górę. Początkowo szło słabo, bo ciągle się o coś kleszczyło. Im bliżej góry tym łatwiej. Trening czyni mistrza. W końcu obaj są na górze. Znaczy i motor i Wojtek. Załącznik 22849 Pora na ocenę strat. Właściwie nie ma żadnych zniszczeń. Nie do wiary ale tak jest. Wojtek cały. Nawet humoru nie stracił. Motorek nawet klamki nie złamał. Dopiero teraz gdy akcja została zakończona powoli dociera do mnie co się stało. A tak naprawdę, to co się stać mogło. Nie wiem w sumie czy to kwestia umiejętności czy szczęścia. Jednak w życiu trzeba mieć pewien kredyt od opatrzności. Właściwie wjechał do studni. I to takiej gdzie ściany wyznaczają drzewa. Leciał ileś tam metrów dół. Najpierw razem z maszyną a potem sam. Zaliczył strzał z procy przez kierownicę i to nie w poziomie, a w pionie i nic . Zupełnie nic. Pożegnaliśmy się z Sergiejem. Jak pojawił się z nikąd tak szybko zniknoł i tyle go wiedzieliśmy. Ruszamy dalej. Ma się już ku wieczorowi. Zaopatzenie w prowiant mamy zrobione. Czas rozejżeć się za jakąś fajną miejscówką na spanie. Właściwie apartament przychodzi sam. Wyjeżdżamy z lasu na zarąbiste przestrzenie. Załącznik 22854 Ogromna łaką. Pod lasem kilka zwalonych, a może zciętych drzew. W sumie nie ważne jak to się stało, ale opału mamy w opór. W dole pod nami wioska i banie cerkwi złocące się w blasku chylacego się za chmurki słońca. A wokół góry, góry, góry. Absolutny czad. W głowię się pętli; Załącznik 22850 - A jeśli dom kiedyś będę miał to w takim miejscu koniecznie.... i będzie bukowy koniecznie, pachnący i serdeczny. Wieczorem usiąde, wiatr gra, a zegar na scianie gwarzy.... Jedziemy przez wysoką trawę na miejsce naszego biwaku i tylko Wojtek musi jeszcze efektownie zakończyć dzień. - Zgadnijcie jak ? - Lotem nad kierownicą? - Brawo dla tego pana. Zalicza sporą dziurę i lot nad kierownicą. Niewiem czemu, ale jemu chyba jeszcze było mało. W wysokiej trawie nic nie było widać. Ale tam była. Jakby czekała specjalnie tylko na niego. Łąki w cholerę we wszystkich kierunkach. A On trafił na swoje. Rozstawiamy biwak, ognisko i jest bosko. - A zegar na ścianie gwarzy dobrze się marzy Panie zegarze .... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:57. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.