![]() |
Ci, którym przeszkodziły połamane kończyny również pozdrawiają i czekają na pełną relację, a nie sranie po parę linijek co kilka dni :D.
|
Takie początki powodują, że zawsze czytam do końca:D Czekam....
|
ojtam ojtam, ma być tak ja zawsze było :umowa: dzida tszoda i najepka:umowa:
:haha2: |
Calgon !!!:lukacz:
Wstaje rano,zaparzam kawke w czarnuchowym kubku :D,odpalam forum,bym se coś poczytał, a Ty nic nie Napisałeś.:umowa::lukacz: To może jakieś foty ? |
Calgon
"jest taka tradycja" Jak ktoś swietnie pisze to PISZE !!! No dobra PROSZĘ :) |
1 Załącznik(ów)
Wszystko niby mam spakowane ,ale myśli krążą po głowie jak demony.Czy o czymś nie zapomniałem?Staram się szybko zasnąć aby skrócić czas do wyjazdu.Niestety nie przychodzi mi to łatwo.
Dzień I Nagle budzik wyrwał mnie ze snu i ucieszony wstałem bez przeciągania, bez klasycznego-jeszcze dziesięć minut. Szybki telefon do chłopaków czy powstawali i lecę kulbaczyć ostatecznie konia. Ze Sławkiem i dużym Mańkiem spotykamy się w Strzelinie i tam tankujemy motocykle. Nasze orły czyli Motyl i Mały Maniek albo nie wstali albo nadeszło tsunami. Nie zdziwiło nas to zbytnio bo znamy się długo. Dogonią nas na trasie, ustalilismy wspólnie i ruszylismy w kierunku Olomouca w Czechach. Jazda w trzy osoby przebiegała bardzo spokojnie. Tylko temperatura ok. 10 c przypominała ,że to jesień.Na szczęście pocieszałem się ,że dalej będzie już tylko cieplej.Plan na dzisiaj to spotkać się z resztą kolegów i dotrzeć nad Balaton na Węgrzech. Nagle dzwoni Rysiek: -Calgon mała korekta współrzędnych bo Duży nie ma zielonej karty. -Spoko Rychu,Orły też nie mają także gdzie się spotykamy? -Hasło brzmi Nove Mesto nad Vahom- City centre! Poinformowałem Motyla o zmianie miejsca spotkania a on zrewanżował mi sie informacją ,że Afryka małego Mańka zaczęła palić 10 l. na 100 km. Serwis Orlen Teamu byłby z nich dumny pomyślałem i powłóczyliśmy dalej. Nie wiadomo kiedy dobiliśmy do reszty ekipy, która wylegiwała się na słowackim ryneczku. Dawno nie widziane mordy ucieszyły mnie ogromnie a Rysiek zaprezentował fotę nowego Mitasa Jarka, którego wymienili dnia poprzedniego. Miny właścicieli Mitasów bezcenne!!! Motyl nie dojechał na Słowacje także dostał koordynaty na Balaton:-) Rychu prowadził starając się urozmaicać drogę z którą na Węgrzech niezbyt wiele da się jednak zrobić i jest po prostu nudna.Siedem motocykli robiło już trochę zamieszania tym bardziej ,że towarzystwo głodne było jazdy a jeźdzcy jeszcze nie poskromieni upadkami, które niechybnie musiały kiedyś nastapić. Obyło się też bez policji choć średnia była niezła.Generalnie odnoszę wrażenie,że jeśli chodzi o kontrole to w Polsce jest tego najwięcej.Wyjątek stanowi chyba tylko Ukraina. Obecność komisarza Dużego również podnosi morale załogi gdyż zawsze dba on o bezpieczeństwo współtowarzyszy. Nad samym Balatonem pustki w sensie dosłownym.Miałem okazję bywać tam kilka razy w sezonie i różnica jest ogromna. Nasz październikowy wypad dał mi możliwość postrzegania krajów odwiedzanych przeze mnie w wakacje w zgoła odmienny sposób. Szybka akcja z wyborem noclegu doprowadziła nas na plaże kompleksu usytuowanego w lesie w którym nie było nikogo, nawet stróża nocnego. Rozbicie namiotów i tzw. szybkie pierwsze polanie wspaniale nas nastroiło. Pierwsze 650 km za nami. Wódeczka wsiąkła jak w gąbkę i każdy zaczął wyciągać zapasy. Ja odbezpieczyłem księżycówkę roboty Bloba za co dziekuje mu na łamach relacji. Gdy już nasycilismy żołądki nadszedł czas podać namiary noclegu Motylowi i Mańkowi. Zrobił się problem bo my byliśmy wstawieni a Motyla Garmin został zdemontowany chyba z jakiejś przywiezionej na handel przez niego łodzi! Odniosłem wrażenie ,że przelicza on kursy walut zamiast podawać koordynaty. Całe szczęście Sławek nie pił bo sytuacja robiła się nerwowa a chłopaki grali od dwóch godzin w filmach" Ulice San Francisko""Zagubieni w Pekinie"-chiński klasyk oraz kluczowy węgierski horror "460 rond do Veszprem" Gdy szcześliwie dotarli prowadzeni przez Sławka, toastom nie było końca. Feta lekko zastanowiła nocnego stróża z pobliskiej przystani jachtowej. Został jednak kulturalnie poinformowany w podobnym do ojczystego języku z wyraźnym cechami ugrofińskimi: -kierrrowwwniku o pfiątej jużżżż nazz nieeeeema -ok ok. Zabrał rower i pojechał. Z pobliskiego namiotu zdało się tylko słyszeć: -słyszeliście co się stało? -co? -podobno 6 latek uratował księdzu życie! -jak? -wybadał mu guza na jądrach bleeee świnia |
Czytam z takim zaciekawieniem jak by mnie tam nie było :))
|
hehehe... uśmiałem się! Dawaj dalej... :Thumbs_Up:
|
:lukacz:
|
zdjęcie nie hula
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:24. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.