![]() |
Filmik kuriera z a40tki, nawet widać muzeum madame Tussauds, tak się jeździ po Londku nie tylko na kurierce.
Paru znajomych pracowało w dawnych latach na bajkach, sporo znanych ludzi spotkali, sam trafiłem przy okazji podwózki do posiadłości JK z Jamiroquai. Ciekawy lecz nie lekki kawałek chleba. Prosimy dalej miła K ;) |
2 Załącznik(ów)
Jakoś tak, Luzaku. Nie zapisałeś się na IZI meeting, zapamiętam to sobie... ;)
Ta fucha mocno ingeruje w życie... Np. moje pierwsze moto kurierskie, CBF... 3latek, a siwiutki... https://lh3.googleusercontent.com/-k...0/DSC08973.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-3...2/DSC09031.JPG Przebieg... w milach :) https://lh5.googleusercontent.com/-H...0/DSC09032.JPG Załącznik 45641 Mocowanie uchwytu pod nawigację... jedno z profesjonaljnieszych w moim wydaniu ;) Załącznik 45642 kszyyyykszyyyyyyyy 5-1-7 5-1-7 Karolajna... kszyyyy kszy kszyyyyyy |
1 Załącznik(ów)
o, i znalazłam fotę przedstawiającą symbiozę skrzynki z filmem i kwiatów w torbie papierowej...
Załącznik 45643 |
No co tak cicho tutaj?
|
1 Załącznik(ów)
|
nie ,nie do szuflady
|
Jak to do szuflady ?????????????
Marnacja by była !!!!!!!!!!!!! |
ej! bo znajdziemy tą szufladę... a wtedy będzie już za późno na "edycję" :D
|
Wilczyca proszę natychmiast przeprosić wszystkich i niezwłocznie zamieścić następny odcinek ;):D
|
Co do szuflady?! Jak do szuflady?! Oj, bo jak pasa wezme!:oldman:
|
@wilczyca
Opowiedz prosze, dlaczego zakotwiczylas na wyspach tylko na kilka miesiecy? Przecie byla frajda z jazdy w szalenczym ruchu ,praca,przygoda,pod presja czasu ,nowe otoczenie i zdziebko inna kulturowosc... No co sie stalo :)? Zawsze ciekawi mnie,dlaczego te same warunki jednych motywuja a innych zniechecaja. Podzielisz sie subiektywnymi wrazeniami? pozdrowienia |
Odpowiem za Karolę:
Bo w Londynie nie ma "Piwa w Bielsku". To uzależnia bardziej niż dragi!:D |
1 Załącznik(ów)
Ok, ok… będę kontynuować :) Dziękuję za uwagę i przepraszam za tę prowokację. Czas zamącić trochę w wątku?
Zipo. To jest dosyć dobre pytanie. Chociaż też niespodziewanie osobiste :) Myślę, że masz szansę doczekać się odpowiedzi :) Może Ty chcesz coś opowiedzieć? Podzielić się? To jest właśnie ten wątek. Zachęcam. A ja tymczasem, borem, lasem… pomyślę, o czym Wam opowiedzieć… Załącznik 45696 |
2 Załącznik(ów)
Właściwie mam coś dla Was. Szybkie streszczenie mojej sytuacji parę tygodni po przyjeździe do Londynu... Fragment spowiedzi.
Cytat:
Załącznik 45702 kszykszyyyy 5-1-7 5-1-7 kszyykszyyyyyy blablablablablablablablablaaaaa bla blabla blablabla blaaaaa OK? kszyyyy kszyyy Hir 5-1-7 yyyyy sejit egen plis kszyyykszyyyy kszykszyyyy 5-1-7 5-1-7 kszyykszyyyyyy BLABLABLABLABLABLABLABLABLAAAAA BLA BLABLA BLABLABLA BLAAAAA OK? kszyyyy kszyyykszyy... 5-1 7 yyyy kszykszyykszyyy roger roger kszyyykszyyykszyyy k... że co?! tryyy tryyy.... - halo? - o, Magda odebrała, pewnie właśnie dostarcza paczkę... - hej Magda, słyszałaś może co Bill do mnie mówił przez radio? - taaak, masz mieć ze sobą ID jak będziesz wchodzić do chłopaków z Citigroup, 25 Canada Square. - Dzięki Madziu, wiszę Ci flaszkę wina wieczorem... Trzymaj się. - Nie ma sprawy. Pa. |
:bow: Karolina,fajnie,że nie Piszesz do szuflady
|
ano ano :bow:
też się wkręciłem :) widać, że fragmenty opowieści trafiają do różnych odbiorców. ech, gdyby tak zebrać w całość :D pięćjedensiedem.....piszszsz, piiiszszszszsz.... |
Właśnie próbuję, tupku. Mam bałagan w szufladach, taka ja. Powyższy tekścik o tyle specyficzny, że odzwierciedlający mój wtedejszy nastrój dokładnie ;) To musiało być po dłuuugim dniu roboczym...
Fajnie, że są jacyś czytacy. |
myślę, że czytaczy jest znacznie więcej :)
jacy tacy czytacy nie zawsze są pisaci ;) lubię jak opowieść się snuje, jak fragmenty odkurzają się z szuflad. to prawie jak opowieść ogniskowa, opowiastka niby. gdy się kończy, słońce wschodzi, nikt nic nie mówi... ale i nikt nie wstaje jeszcze. ogrzewam się i słów czekam. ciepłe pozdrufki tup |
Czytamy... ukradkiem, zeby Cie nie sploszyc;)
Karolina fajnie piszesz, focisz jeszcze lepiej! |
Cytat:
Informacje na temat kurierki "od kuchni" pochłaniam w ciszy ;) |
Nowa gazeta: "Kurier Londyński" :)
|
No dobra Karola. Jeśli czekałaś aż napiszę, że czytam to czytam przecie ;). Pisz już dalej bo cierpliwości nie staje. Fajnie się to wszystko plącze Wilczku.
|
9 Załącznik(ów)
Pewnie że czekałam :D
Wiele moich poglądów zostało zweryfikowanych Tam. Intensywność bycia motocyklistą, a może nawet motocyklistką w owym czasie i tym specyficznym miejscu przyprawiała o matrixowe poczucie czasoprzestrzeni. Ruszam rano do pracy. Ubieram się bardzo starannie, każdy element ma swoje miejsce i kolej w uzbrajaniu. Kolejne warstwy następują po sobie, w zależności od pory roku i stanu świeżości. Ostatnim elementem jest warkocz. Jeśli go nie zdążę zrobić, albo nie zdecyduję się na przekazanie paru minut tej czynności, moje włosy będą protestować przy następnym myciu włosów. Skołtunią się przez dzień, mimo ukrycia pod szalem i kaskiem, nie będą zadowolone. A ja będę musiała walczyć z gąszczem. Dodatkowo będą chciały mi się wczesać w każde słowo, a na autostradzie pewniakiem będą się znęcać i łaskotać po nosie do momentu, kiedy pokonana postanowię zjechać na stację benzynową i zrobić z nimi porządek. A wiedzą doskonale, że bardzo nie będzie mi się chciało przerywać podróży tylko dla nich, ściągać rękawiczek, kasku, kominiary…. Pleść warkocza zmarzniętymi paluchami [z malej litery, proszę Pana]. Wiedzą, że mogą bezkarnie się znęcać nade mną. Testować moją psychikę. I mimikę. Kręcenie nosem, próby wypluwania i wyciągania językiem z gardła… maska na nosie nie pomaga, jest ciężko, siła charakteru zostaje wystawiona na próbę. Jedną z wielu. Taki niepozorny włosek… Kiedy było ciepło, latem, mój ubiór nie stanowił większego problemu. Cienkie geterki, dżinsy, ochraniacze. Górskie, pancerne buty. Jakaś koszulka, T-shirt lub długi rękaw i kurtka. Polar do kufra. Wełniany buffowy szalik, kask i zwykłe, szosowe skórzane rękawiczki. Włala. Nawet wtedy człowiek wyglądał jak człowiek trochę, prawda? W razie deszczu goreteksowe spodenki wojskowe i tyle. Ale membrana w kilkuletniej kurtce wkrótce się skończyła i o nieprzemakalności trzeba było zapomnieć. Nadeszły zimne i deszczowe dni. Poranny rytuał ubierania się wydłużył się o kilka warstw. Ciepłe geterki, dżinsy, spodnie dresowo-goreteksowe. Ochraniacze na kolana, spodnie wojskowe nieprzemakalne. Wełniana koszulka z długim rękawem, sweter wełniany, polar, kurtka. Na to kurtka żeglarska – gumowana: nieprzewiewna, nieprzemakalna. Szal z windstoperem. Wełniany szal na głowę, kask. Rękawiczki zimowe. Druga para do kufra, bo na pewno przemokną mimo mufek na kierze. Druga para spodni nieprzemakalnych [żeglarskie do kompletu, 100% waterproof] do kufra. Stuptuty megawypasione z osłoną na całego buta, sięgające pod kolano [dziękuję, Banditosie, ratowały mi życie] do kufra. I gorąca herbata w termosie do kufra…. Biedny kufer, widzieliście, jak był dopakowywany jeszcze zanim ruszyłam w trasę ;) I tak, w ekstremalną pogodę poubierana jak strażak [zestaw żeglarski był w kolorze czerwonym… teraz przybrał barwę czarności, próbuję go właśnie wskrzesić odrobinę…] poruszałam się momentami jak astronauta… Nie zdejmując kasku, bo groziło to obtarciem twarzy i rozszczelnieniem misternie ułożonych warstw podkaskowych, przemieszczałam się chodem interesującym z motura do loading bayów i z powrotem. Pakowanie się na motura i złażenie z niego musiało przyprawiać przypadkowych widzów o radość :) Na zdrowie im :) Ale wiecie co? Było mi sucho. I było mi w miarę ciepło. Najbardziej cierpiały ręce. Brak grzanych manetek i mój wewnętrzny protest wobec inwestycji w cudze moto rzutowały okrutnym uczuciem zimności i bólu w moich paluchach [znowu!]. Miałam ciepłe, choć za duże [rozmiar XL] rukkowe rękawice zimowe. Ale po długotrwałym deszczu, kiedy jeszcze nie miałam mufek, nabierały w końcu wody, jak wszystko, i dawały ciała… Takie ważące sporo nawodnione rękawice zwalniały czas reakcji na hamowanie. Za to używane już w mufach także przyprawiały mnie o dodatkową adrenalinę przy hamowaniu, bo mufy pod wpływem oporu powietrza przywierały do klamek [czasem robiąc nawet nieprzyjemne kuku w postaci ślizgającego się sprzęgła i przyhomowywania na autostradzie], a kiedy przyszło nagle hamować, trudno się było tymi rękawiczkami wbić między klamki a mufki. Kupiłam więc zimówki w mniejszym rozmiarze, ale brak przestrzeni między paluchami [o zgrozo!] a materiałem nie sprzyjał ocieplaniu atmosfery. I tak trzeba było kombinować… Każdorazowe ściąganie rękawic [niestety trzeba było przy każdym postoju to uczynić – obsługa komputerka] wiązało się przy deszczowej pogodzie z sukcesywnym nawilżaniem rękawiczek od środka. I stawała się mokrość. Abstrahując od mojego ubioru… Wielu kurierów dawało radę innymi sposobami. Niektórzy jeździli w kompletach goreteksowych z army-shopów, ale moje spodnie z tego segmentu były wodoodporne jedynie do pewnego czasu, później się poddawały. Inni próbowali docieplać się ubiorem płetwonurka… pianka pod ubranko motocyklowe ;) jeszcze inni mieli pogodę w dupie i jeździli w poprutych skórach. Bywali też tacy, którzy zakupywali systemy grzewcze… podgrzewana kurtka, spodnie, buty, rękawice… Reszta knuła z pseudo-nieprzemakalnymi ortalionami różnego rodzaju. Najbardziej przerażali mnie wyznawcy ubierania gumowców w deszczową pogodę… Wyobraźnia działa… Pokaz mody, sezon 2013 – Londyn… Po letniemu... Włosy nie będą zadowolone. Załącznik 45725 Załącznik 45726 Standard. Załącznik 45727 Testy nieprzemakalności. Załącznik 45728 Obuwie i warstwy dolne. Załącznik 45729 Weryfikacja trwałości materiałów. Załącznik 45730 Ciepłoszczelność... Załącznik 45731 Załącznik 45732 Kurierki po godzinach... Załącznik 45733 kszyyy kszyyyy fajf bul łan bul sewen kszyyy kszyyyy kszyyy kszyyyyy bul bul bul kszyyy kszyyyyykszyyyyyyy |
:bow::bow::bow: Szacuneczek!
|
Do wyobrazni prxemawia mi zdiecie pierwsze i ostatnie.
Pierwsze-te w windzie,verrry sexi ;) Ostanie-bezbronne ,zwiewne"wilczatka" w swej naturze :) Reszta fotek-jak to w pracy;) Przeczytalem wszystko z uwaga.Rozumiem juz chyba dlaczego tylki kilka mcy. Teraz juz wiesz,ze Londyn zyje na krawedzi a jego krwiobieg (ludzie jak Ty) po tygodniu w takiej pracy nie potrzebuja juz off road-owych zabaw hmm?:) Znaczy...ci ,ktorzy juz nie wiedza jak powiedziec"dosc" Londyn meczy.Wysysa soki i dzisiaj cie podkrecajac,jutro wypija twoja witalnosc niczym vampir. Liczysz sie tylko wtedy,gdy podazasz co najmniej z pradem,lub szybcie. Poczytac o tym w relacji to jedno.Przezyc to samemu to cos innego. Jestem pewien,ze deszcz wyspiewal @Wilczycy niezapomniana piosenke w pamieci. Ale jest cos co pociaga ludzi z calego swiata,by dolaczyc do tego szalenstwa- To mozliwosc spotkania Wszystkich Innych Wedrowcow w czasie i przestrzeni. To taki "assembly point" dla wielu niespokojnych dusz w ludzkiej skorze... Wyrazy uznania I ps ..no verry,very.. ;) |
Super się czyta..
Kolejna runda pytań: masz zamiar jeszcze raz taki wypad zrobić? Koniec końców wspominasz tą pracę jako coś miłego/fajnego, czy raczej :cold:? |
Tak, czytaczy wiecej niż pisaczy
|
Tak, Londyn jest londyński. Żałuję, że nie dane mi było poznać Anglii… Anglików, w końcu… angielskiego :P Zipo, masz sporo racji, długo tam siedzisz :) A może po prostu masz dar obserwacji. Jestem wilkiem, ciągnie mnie do lasu. Gąszcz londyński nie umywa się dla mnie do zielonego. Może to jedna z przyczyn mojego powrotu.
Oczywiście, że dobrze wspominam ten czas. Było dużo adrenaliny, dużo nowego, dużo doświadczeń i zabawy. Było przycieranie podnóżkami i jazda bez trzymanki. Było ściganie się i jazda na krawędzi. Była zabawa w labirynt z celem pod światłami. Były próby jazdy na kole i klaksony we wstecznym lusterku ;) … Fajnie, nie? Dobrze jest powspominać, bo siedząc na motocyklu 15-tą godzinę i mając do domu jeszcze co najmniej jedną, będąc permanentnie mokrym i zmarzniętym, bojąc się zatrzymać na światłach, żeby się nie przewrócić [czy moje nogi zadziałają? Czy kolano się rozprostuje?], pędząc autostradą w strugach deszczu, po ciemku, nie widząc prawie nic przez zamazaną szybę kasku, prując w takich warunkach jakieś 80-90 mil/h, bo jest ci w zasadzie już wszystko jedno, i tak mijany setny tir nie zmoczy cię mniej, niż 94-ty. Odpychasz myśli co by było gdyby… gdyby zaskoczyły cię zwłoki tragicznie poległego pod czyimiś kołami lisa, plama oleju, ostry kawałek rozpruwający ci znienacka oponę. Wracasz do domu, ale jednak nie do końca. Nie zastałam kogoś w domu odległym od stolicy 100 mil. Więc nie wracam do domu, muszę najpierw skoczyć do biura. Jak się czuję? Oj… jestem naładowana. Dojadę do biura o 22, wejdę, pozostawiając po sobie kałużę złości przed okienkiem zdawczym. Wejdę, nie zdejmę kasku. Nie powiem prawie nic. Słaba znajomość języka angielskiego uczy pokory. Ktoś z biura odbierze ode mnie zmoczoną moimi rękawiczkami kopertę. Może powie senkju. Pędzę tam, żeby tym mokrym i zimnym milczeniem/spojrzeniem zmiażdżyć zawartość pokoju pełnego komputerów i map. Tak, to mnie trzyma przy życiu, przy kierownicy. Dobrze brzmi? Dobrze się pisze. Niedobrze się w tym jest tu i teraz. Czy takie udowadnianie sobie, innym, komu? coś mi daje? Wolę jednak off-road: tam mogę być zła tylko na siebie, udowodnić sobie, że dam radę wygrzebać się z piaskownicy. Nabyć kilka siniaków i spocić się przy kolejnym podnoszeniu motocykla. Co mi to daje? To, że następnym razem podniosę motura może dwa razy mniej, że wyjdę z sytuacji ostatnim-razem-bez-wyjścia. Że, w końcu, lecąc najszybszym pasem autostrady 150km/h i łąpiąc niespodziewanie kapcia z tyłu nie spanikuję i przeżyję, bo będę wiedziała jak zachować się z tańczącym motocyklem. Tak. Jak jest sucho, jest dużo lepiej. Kiedy zamiast 3-ch pasów w jedną stronę jest jeden w obie, jest dużo lepiej. Kiedy dzień był udany, a ostatni klient czekał wesoło na ostatnią paczkę w chatce na końcu świata, jest dużo lepiej. Można włączyć na chwilę dobrą muzykę, nabrać świeższego powietrza w nozdrza, ucieszyć się ciemnością i krzakami na poboczu, wiecie co można? Można nawet zatańczyć na motorku! :) Czyżbym trochę przymroczyła? Może kilka fotek z pracy… Tu z paczką dla Robina… Nottingham. https://lh4.googleusercontent.com/-R...0/DSC09395.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-Q...2/DSC09400.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-X...0/DSC09403.JPG https://lh4.googleusercontent.com/-8...0/DSC09409.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-d...0/DSC09414.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-5...0/DSC09415.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-9...0/DSC09419.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-u...2/DSC09427.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-H...0/DSC09430.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-1...2/DSC09436.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-2...2/DSC09438.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-F...0/DSC09439.JPG kszyyykszyyyy 5-1-7-5-1-7 kszyyykszyyyy kszyyykszyyy 5-1-7 I know, I know, sorry about that kszyyykszyyyyyyy |
Super :bow:!!! Czytamy czytamy!!!!
|
Ja bym nie chciał tu wazeliny jakoś uskuteczniać ale ze szczerym podziwem twierdzę iż trzeba mieć nieźle pod sufitem żeby sobie znaleźć robotę związaną z pasją, w diabelskim mieście, dobrze ją wykonać i jeszcze tak to opisać żeby czarnuchy chcieli to czytać i mlaskali przy tym !
Widać wilczy ród tajne umiejętności opanował ! :) |
:lukacz:
|
Zdecydowanie najlepsza relacja na tym forum ostatnio. :Thumbs_Up:
A tak sobie myślę jakie masz plany na przyszłość...w każdym razie pisz dalej |
7 Załącznik(ów)
Dziękuję Wam. Cieszę się, że Wy też czerpiecie z tego trochę radości :)
Zipo, „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść…” niepokonanym… przez rutynę przede wszystkim. Magda, z którą byłam na moim pierwszym wyjeździe motorkowym, na Bałkany, a która w pewnym sensie ściągnęła mnie Tam i wypożyczyła kajutę na tym samym pokładzie dzieląc się ze mną szczotkami do szorowania pokładu, pracuje jako kurier już ponad rok. Tu my w trasie na południe... Ja ze stażem półtorarocznym [no, dodać można by jeszcze jakiś czas ćwiczeń na vespie przedtem], Magda z... półrocznym. https://lh5.googleusercontent.com/-K...0/DSC06142.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-3...2/DSC04814.JPG OK, u góry "...w trasie", pod spodem "My..." https://lh6.googleusercontent.com/-E...0/DSC04669.JPG A tu znowu bliźniaczki sprzętowe... tym razem nie yamahy xj 600 s diversion, ale hondy nc 700 n... Załącznik 45829 Pierwsza z nią przejażdżka po Londynie wprawiła mnie w osłupienie… Nie widziałyśmy się długo, a od czasów bałkanowych minęło sporo czasu, a jeszcze więcej mil i kilometrów… To najpierw od niej nauczyłam się jak korzystać z jezdni, na co mogę sobie pozwalać [wykreślone linie, niektóre busline’y], a na co uważać [kamery i fotoradary]. Ona „objeździła” ze mną podstawowe postroomy i loading bay’e. Ona odbierała ode mnie telefony i „teksty” służąc pierwszą pomocą. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Wsparcie niesamowite, również, jeśli nie przede wszystkim, psychiczne ;) https://lh3.googleusercontent.com/-o...0/DSC08718.JPG Pamiętam taki jeden poranek po niesamowicie wietrznej nocy… Byłam pewna, że wszystkie motocykle zaparkowane przed domem leżą i przeklinają w filtrach ten porywczy wiatr… Mocny, nagły… Ale nie, wiał potężnie, motorki jednak dały radę. Więc po przebudzeniu zajrzałam przez drzwi jak ma się sytuacja pogodowa… Liście przemykały pozostawiając przed oczyma tylko kolorowe smugi, wiatr omal nie wyrwał mi drzwi z uścisku. Cofnęłam się gratulując sobie pomysłu pozostania w ten dzień w domu i podniosłam oczy na schody prowadzące wprost do pokoju Magdy, żeby oznajmić jej tę dobrą wagarową nowinę… a tu… widzę ją w pełnym rynsztunku schodzącą z kaskiem na głowie z zamiarem wyjścia. Zatkało mnie z lekka, a ona niewzruszenie do mnie, że ma dziś dyżur wcześniej… Cóż było robić, ubrałam się, zjadłam, zatekstowałam do niej, czy i jak dojechała [niestety wszystko cacy, wiatru prawie nie czuć, jest OK], no i… cóż miałam czynić. Ruszyłam do boju… W takich sytuacjach [orkanowych na przykład] przysyłali nam z firmy maila ostrzegawczego: że warunki mają być trudne i że w związku z tym wiele prac zostanie przerzuconych na vany, a nas motocyklistów nie będą wysyłać poza M25 – obwodnicę okalającą Londyn. Czasem było jak przyrzekli, czasem wysłali parę osób kilkadziesiąt/-set mil poza miasto… Cóż… Scourwiel Systems, jak czasem przejęzyczali się przypadkowo Polacy [to od nazwy firmy: Courier Systems]… A - wrzucę nawet chętnym treść takiego maila do poczytania po obcemu ;) Cytat:
Ale do czego zmierzam… Zmierzam do tego, że widziałam, jak zmieniło się podejście mojej koleżanki do motocykla… W dzień powszedni motocykl jako narzędzie pracy. W weekendy ewentualnie jako środek transportu do celu [najchętniej nad wodę :D], jeśli cel był w zasięgu metra – motor pewniakiem zostawiała przed domem nawet nie spoglądając na niego wychodząc z mieszkania. Każda wzmianka „techniczna” na temat motocykli była przez nią ignorowana, a jeśli trwała za długo, było się ignorowanym przez towarzystwo Magdy ;) Nie chciałam dopuścić takiego stanu w moim przypadku. Nie wiem, czy by do tego doszło i kiedy mogłoby to nastąpić, ale miałam to cały czas z tyłu mojej głowy [od pędu wiatru ta myśl przykleiła się do potylicy]. Może jestem innym typem od mojej współtowarzyski, a właściwie na pewno jestem, nie łatwo mnie zniechęcić do motocyklizmu, bo sprawia mi to naprawdę dużo radości, kwestie warsztatowe i trytytki przyprawiają mnie o dreszcze [romantyczny wieczór przy świecach zapłonowych… mmm…], ale rutyna potrafi zabić każdą pasję. To kolejny powód odpuszczenia sobie tego zawodu. Tu londyński tymczasowy warsztat... Załącznik 45832 Tak, Londyn żyje na krawędzi. Kurierzy są tego najlepszym, najbardziej namacalnym dowodem. Bardziej od „nas”, bajkowych [jak to magicznie brzmi], hard core’owi są tylko rowerowi ściganci. Szczególnie jeden rzucał się w oczy… Na lewej łydce najordynarniejszą czcionką miał wytatuowane FUCK a na drugiej TAXIS. Tak, taksówkarze byli bardzo niebezpieczni, bo ich tendencja do zawracania wszędzie i znienacka przyprawiała nie raz o ścieranie się klocków hamulcowych i produkcję adrenaliny. Więc moim pierwszym nauczycielem była Magda, później uczyłam się od tych, którzy mnie wyprzedzali… Pierwsze dni to siadanie na ogonie piździkantom i motorniczym i obserwacje „jak się to robi w wielkim mieście”. Z dnia na dzień udawało mi się coraz mniej takich spryciarzy gubić. Były też niekiedy konsultacje dokształcające on-line, wieczorno-nocne, z profesjonalistą Beddim :) Dzięki za moc praktycznych wskazówek i wsparcie. No i trudno byłoby nie wspomnieć w tym miejscu o Banditosie, który był i jest moją inspiracją. Dzięki towarzystwu tego wariata pojęcie rutyny znikało z mojego słownika, a jazda motocyklem stawała się czystą przyjemnością… mam nadzieję, że wybaczy mi kiedyś ukradkowe podwędzenie grzejącej się xr-y i marne, aczkolwiek odrobinę skuteczne próby postawienia jej na koło, jako że miała do tego tendencje :) Banditos w swoim żywiole... Załącznik 45831 I ze swoją królową Olgą... Załącznik 45830 A tu, hehe, fotopsychoanaliza naszej muszkieterskiej trójki... Banditos wyjeżdża z krzaków, Magda ostentacyjnie ignoruje to motocyklistyczne ADHD kolegi, a ja... ja razem z nimi w tym wszystkim... https://lh4.googleusercontent.com/-g...0/DSC09382.JPG Gdyby nie ludzie tam, i Ci będący Tu, chociaż elektronicznie ze mną Tam – moje ubłocone Anioły Stróże, byłoby jałowo. A nie było. Było przygodowo :) Cytat:
Załącznik 45834 Pamiętam weekendy spędzone bardzo aktywnie, pamiętam też takie, kiedy największym osiągnięciem dnia było wybranie się do sklepiku za rogiem po chleb i wino. Może dlatego, że jestem kobietą i mam łagodniejszą naturę, chociaż wilczą, nigdy nie miałam ambicji żeby dojechać gdzieś wyjątkowo „na czas” jadąc ponad moje… hm, jak to nazwać? Umiejętności? Poczucie nieprzegięcia? ;) Nie przejmowałam się zbytnio deadline’ami, miałam je na uwadze, ale bez kozaczenia. Dwa razy udało mi się wziąć do serca płynięcie szybciej od prądu, mimo że pod prąd. Za pierwszym razem miałam za zadanie zawieźć klientowi paszport bezpośrednio na lotnisko. Po pierwsze jednak dostałam o tym powiadomienie 10 minut przed zakładanym czasem ostatecznym, po drugie na lotnisko nie było blisko i właśnie korki się zagęściły popołudniowo. Ale dałam z siebie wszystko i nawet skończyło się to szczęśliwie dla mnie i prawdopodobnie dla odlatującego też… chociaż ręki sobie nie dam sobie uciąć, w końcu miałam półgodzinny poślizg ;) Zachwycony nie był. Za drugim razem pewien golf zweryfikował mój przerost ambicji i musiałam najpierw pojechać do workshopu, zanim wróciłam do pracy po lekkiej rekonstrukcji motka… Załącznik 45835 Jaki z tego wniosek? Lepsza rekonstrukcja motka niż rekonstrukcja człowieka. Lepiej nie reagować zbyt nerwowo na deadline’y. Gdyby to jeszcze była firma rodzinna, a nie taka wylęgarnia naiwniaków ;) Codziennie rotacje personalne – ten odchodzi, bo nie wytrzymuje ogromu niesprawiedliwości ze strony góry, inny ma dość deszczu, kolejny marudzi na za mało zer na czeku… a co któryś po prostu rozwala motorek w pierwszym tygodniu służby. Zdarzyło się, że jeździłam później do takiego złamasa i obdrapusa po sprzęt do zwrotu… I nasłuchałam się [w miarę możliwości językowych] jak to nie dostali żadnego, albo bardzo symboliczne odszkodowanie… Strach się bać. Cytat:
Cytat:
Stany i barwy różne... podróżne. Załącznik 45833 Cytat:
Duniu, teraz? Szukam ciekawej pracy trochę bliżej moich lasów... Może macie jakieś propozycje? :) |
oh, zapomniałabym....
kszyyykszyyyykszyyyy 5-1-7 5-1-7 why are you standing? kszyyykszyyyy kszyyy kszyyyyy 5-1-7 ... Bill, I had an accident... kszyyykszyyyyy kszyyykszyyy oh no! Are you okay? kszyyykszyyyy kszyyy yes, I'm fine... But I must go to workshop, OK? kszyyyykszyyy kszyyy OK 5-1-7, I cancelled you job. kszyyykszyyyyyyy 5-8-8 where are you now? kszyyykszyyyyyy |
kurde bele - wzrusza mnie Twoja opowieść, po prostu
|
Karolino, nie bolało czasem gdy office wywoływał po numerze a nie po imieniu? Przerobiłem kilka kołchozów i nigdy nikt do mnie numerem nie mówił.
|
Myślę ze Office nie znal wszystkich imion :) i było mu to obojętne
|
hard life :-) Fajnie to opisujesz.
|
Bo to jest hard life.
Bol odczuwasz ale nie powinno sie nim z nikim innym dzielic bo...kazdy ma wlasny i nie chce czyjegos..Trasformacji ulega uczuciowosc.Od stanu euforii do wiary ,ze jakos to bedzie po koncowa faze realnego trzezwego spojrzenia. Uczuciowosc stopniowo zostaje schlodzona,tlumiona by skrajnych przypadkach zostac wyparta.. Wtedy zwisa ci co bedzie dalej,tak jak twoja twarz zaczyna zwisac w dol, gdy patrzysz w lustro a jeszcze pamietasz kim byles nim,nim zaczales byc tym kim sie stajesz-nikim. "Live today fuck tomorrow" staje sie twoim memento. Taki czy inny office zawsze nada ci imie-numer. Od teraz to jest twoja nazwa.Przyjmujesz ja bez sprzeciwu i stajesz sie kolkiem w mashinie lub zachwajac swoja indywidualnosc,osobowosc,zostawiasz to i idziesz swoja droga. Zyjesz zyciem wlasnym.. No tak,czyta sie to troche ze smutkiem ale tak w isticie jest. @Wilczyca, Twoja dzikosc obronila wszystko to czym jestes. Pewnie dowiedzialas sie w UK,ze nie jest przyjetym polegac na swoim instynkcie,pierwotnej jazni.. Tam trzeba uzywac tego, co Brytole lubia najbardziej-umyslu. Byc podleglym(poddanym) to oczekiwania wzgledem migrant'ow. Kreatywnosc indywidualna nie jest dobrze widziana u pracownika. U szefa-o tak. :) ...Ddrzaca i mokra.....:) to bardzo osobiste ...;) Moge napisac,w moj desen ;) Humor z Wysp to kolejna interesujaca rzecz. Chcialo by sie powiedziec,ze slowa nabieraja innego znaczenia Ale nie uprzedzajac fabuly,poczekam na to, jak widzi to @Wilczyca Dziekuje tez za tak szerokie cytowanie . Dopisze reszte moich slow pozniej.. edit: Cytat:
Każdy z nas widzi swiat swoimi oczami, nie każdy widzi to samo. Zywioly znajdziemy wszedzie, nie wszedzie znajdziemy ludzi, jakich chcielibyśmy znalezc⌠Anglicy, mistrzowie manipulacji,wraz z-jak to sami okreslaja- ich wysoce "manipulatywnym" jezykiem.Mozna rozmawiac tym jezykiem prawie doslownie,tylko do okreslonego poziomu pojec. Kwestie podstawowe i socjalne w potocznej komunikacji. Im wyzej ku zaawansowanej specyficznie terminologii, tym wiecej razy uslyszysz "co chcesz przez to powiedziec?.." Jakby samo wypowiadanie zdan było niewystarczajace. Jest tez cos, co karze lawirowac Anglikowi w waznych kwestiach i czestokroc unikac dosadnego wyrazania opini i pogladow w rozmowie z emigrantem Nie chodzi by najmniej o wyrozumialosc dla rozmowcy. Po prostu sikaja do majtek gdy uwazaja , ze utrzymuja kontrole :) Sa tez zasady a jedna z nich mowi, ze jeśli chcesz by wszyscy w kolo szybko się czegos dowiedzieli, powiedz to Angolowi i zaznacz-" ..tylko nie mow nikomu.." ;).Nastepnego dnia wszyscy szepcza..:) Być może to moja bledna opinia, ale uwazam ze Anglicy ( nie Wyspiarze) nigdy nigdzie calkowicie się nie asymiluja. Pdobnie jak Niemcy.Choc wymagaja asymilacji od przybyszy. Dobrze znaja slabbosc ludzkiej natury i wykorzystuja to w niejawnych i jawnych dzialaniach. Ogolnie rzecz biorac trzymaja się razem zerujac na innych. Zwlaszcza teraz jest to widoczne gdy system peka w szwach.Niestety ale mozna dostrzec to tylko w przypadku, gdy ma się wystarczajaco duzo czasu by się nad tym zastanowic. W pracy jaka opisuje @Wilczyca nie ma szans na retrospekcje, obserwacje, planowanie przyszlosci.Po prostu ta robota zabiera cie w swiat stresu,zmeczenia, pol jawy i snu,monotonii. To troche smiesznie paradoksalne ,ze można na motocyklu doznawac monotonii i nudy, ale tak wlasnie po jakims czasie jest.Twojej przyjaciolce Magdzie się nie dziwie. I tak jest super dziewczyna , ze nie zostawila cie samej sobie na drogachâŚdobrze miec takie Osoby obok.:bow: Jedno ze zdiec i opis pokazuje wypadek, czy mialas stres i jakiekolwiek obrazenia, i czy to kierowca golfa zawinil? Bo jeśli tak, to masz @Wilczyca 3 lata by ubezpieczyciel pokryl szkody.Pojechalabys sobie gdzies za te kilka funtof..:) Bardzo wciagajaco piszesz.Reportersko. Tak jak lubie. Najlepsza relacja !:beer2: ps Na prawde napisalem co mysle (sexi) Nawet w brudnych ciuchach dziewczyny sie prezentuja, z odpryskami na lakierze tez . Mysle , ze sie nie obrazisz za to.Z jakiegos powodu pstryka sie takie fotki :) |
wykopane
|
trochę mało przyjemny obraz życia tam prezentujecie.
są jakieś pozytywne możliwości Wyspy? pytam poważnie. sam nie przeżyłem dłuższych wyjazdów zagranicznych niż 4 miesiące. do tego to były studia, trochę inne podejście do świata. może już z pewną świadomością o co w nim chodzi ale z żenującą naiwnością co do tego, co w istocie w sobie zawiera. no i też pamiętam w sumie tylko zapierdziel po dach (na następny rok studiowania trzeba było zarobić - i po co? ;) ), odliczanie dni do końca i prawdziwą rozkosz powrotu, coś jak powiew świeżego powietrza wraz z pewnością, że teraz będzie wszystko pięknie. i choć teraz różnie bywa, to - póki mam wybór - nie chcę szukać szczęścia gdzieś daleko. |
Cytat:
|
Cytat:
5-1-7 Czy ja wiem? Było to dla mnie logiczne, że wołają po numerku. W firmie rotacja była spora. Bywały dni, kiedy siedzieliśmy nic nie robiąc, bo w wakacje ruch zelżał i przyprawiał nas o frustracje… a tymczasem w biurze przyjmowano kolejnych nowicjuszy, bo przecież firma musi mieć swoich ludzi w każdym miejscu miasta… kszykszyyykszyyy 5-1-7 5-1-7 Karolajna… kszyyykszyyykszyyyy Tak też do mnie wołano czasami :) Kiedy 1/3 ludzi znika z firmy po tygodniu, dwóch, nie dziwię się, że kontrolerzy nie zwracają uwagi na imiona. Mój numerek nie był prosty do wymówienia, ale lubiłam go, bo jest związany z moją datą urodzenia :) Ciekawe było, że organizm potrafił żywo reagować na ten zestaw cyferek w radiu. Często z letargu wyrywało mnie wołanie 5-1-6 albo 4-9-7… Brzmiało podobnie i działało na moje ciało jak moje osobiste 5 – 1 – 7. No właśnie, Zipo, widzisz w mojej relacji smutek i zniechęcenie, ale to nie do końca tak. Bywały takie momenty, stany zniecierpliwienia. Ale w każdej chwili mogłam zrezygnować. Nie ograniczała mnie żadna czasowa umowa. Godziłam się na to. To był swego rodzaju test – przeprowadzony przeze mnie na mnie. Ile wytrzymam, czy dam radę? Ile spokoju z siebie wykrzesam w tak ch…ej sytuacji? To było wyzwanie, coś pozytywnego. Ciekawym było, jak moje ograniczenie językowe wpływało na pokorę i… zmianę myślenia. W normalnej sytuacji, bez barier językowych, pewnie nie raz nie wytrzymałabym i wygarnęła niejednemu co o nim myślę. Nie mając jednak wystarczającego zasobu słów, a FUCK z wszelkimi dodatkami byłoby zbyt prostackie jednak…, zmuszona byłam przełknąć to, co mi nie pasowało i zareagować na to spokojnie i z dystansem. Yes or not. Prosta sprawa, prawda? Można się buntować, ale można też wypróbować życie w innym wymiarze. Stać się elastycznym. Przekroczyć własne ograniczenia, bariery. Zrobić coś pozornie wbrew sobie, ale w swoim stylu. Brzmi dziwnie? A może życie zaczyna się właśnie w tym miejscu? Po drugiej stronie lustra? ;) Zauważyłam też pewną prawidłowość w komunikacji między officem a 5-1-7. Mianowicie… Biuro miało w stosunku do mnie pewien dystans i respect ;) Możliwe, że było to spowodowane właśnie tą moją „dostojnością”, której na co dzień, jak wielu z Was wie, nie posiadam ;) Nie kłóciłam się, nie żartowałam [wyższa szkoła językowa], wytrwale słuchałam, co góra ma mi do powiedzenia i przez to byłam traktowana z pewnym szacunkiem, jakkolwiek by to nie zabrzmiało… Kiedy Magda była wysyłana w południe do Newcastle, jakieś 500km od Londynu, mnie nigdy nie wykorzystali tak perfidnie… Nawet, kiedy miałam już dłuższy staż. I nie sądzę, żeby spowodowane to było jakimiś niedomaganiami z mojej strony, bo nie nawaliłam nigdy znacznie. Myślę, że byłam dla nich trochę tajemniczą personą, której się odrobinę bali ;) Taką mam teorię, trochę głęboko posuniętą, ale jak dla mnie – wiarygodną. Kiedy w ostatni dzień żegnałam się z Billem, powiedział mi coś w stylu, że mają dla mnie dużo respect :) Wiem, że byłam dziwnym trybkiem tej machiny, dostałam duży kredyt zaufania i robiłam rzeczy, które – gdyby się racjonalnie zastanowić – były prawie niemożliwe do realizacji w moim położeniu. A jednak się dało i udało. Dosyć tego fruwania. Pewnego dnia uziemił mnie golf. Dzień był wyjątkowy pogodowo – na przemian lało i wychodziło słońce. Czyli droga na zachód była bardzo świetlista i mokra momentami. Oślepiający, zmyty asfalt nie dawał szans oczom. Dzień jak co dzień… Długo czekałam rano, zanim dostałam pierwsze zlecenie. Rzuciłam się więc na nie z ogromem zapału. Zawiozłam jedną, drugą pakę, dostałam pilne powiadomienie o odbiorze czegoś gdzieś. Drogę właściwie znałam, więc wskoczyłam na motura i heja! Wylatuję spod mcDonaldsa, wskakuję na szybką drogę w kierunku zachodnim, tunel, zwalniam przy trzech fotoradarach wewnątrz, jeden już mnie kiedyś ustrzelił, ale bez konsekwencji o dziwo… Wypadam z podziemia i frunę wykreskowanym pasem mijając stłoczone puszki… Ależ dobrze mi idzie, dziduję pełna euforii, słońce naparza, jezdnia ładnie umyta przez ulewny deszcz przed chwilą… i ten golf… jakby nie mógł się opanować… przecież wyjeżdża mi prosto pod koła! Jak mam wyhamować nie podcinając sobie przodu? Moment wyczuwania hamulca, ustalania trajektorii lotu między golfem a jadącymi z przeciwka autami… Jak uderzyć, żeby straty były jak najmniejsze? Ostatecznie uderzam lewą stroną kierownicy w kant auta, uciekając lewą ręką i nogą, za to prawą trzymając kierunek lotu. Zatrzymuję się równolegle do vw, trochę za blisko, żeby utrzymać równowagę, motor przechyla się na prawo i muszę go puścić, auta z przeciwka pozwalają mi na tę ekstrawagancję i honda zostaje położona. Oczywiście w osłupienie wprawia mnie, że wysiada pasażer… znaczy kierowca :D z prawej strony. To jakoś wciąż mi nie pasowało… Ja w lekkim szoku, gościu w niemniejszym. Wyciąga od razu aparat i strzela foty. No więc ja też… ;) Tablice rejestracyjne już sfocone, pozostaje wymienić numery tel. Podaję namiary na firmę. Wiecie, że nigdy nie miałam dokumentów z motocykli? Tam wszystko jest zawarte w numerze tablicy rejestracyjnej. Cóż więc mam robić. Podnoszę motura, proszę o pomoc kierowcę, bo samej mi się nie chce dźwigać. Przepycham sama na pobocze, bo nikomu się nie chce pomóc. Gościu się spieszy, więc mówię mu, że wszystko w porządku i żeby spadał. Sama daję sobie chwilę na oszacowanie strat. Jakiś miesiąc temu miałam podobną sytuację w Polsce. Dzień przed wyjazdem motocyklem do Anglii wyprzedzałam kolumnę samochodów, pech chciał, że na jej początku ktoś po prostu skręcał w lewo. Wtedy nie miałam tyle szczęścia i wpakowałam się w tylny błotnik thalii. Przywaliłam konkretniej bokiem ciała w blachę, zrzuciło mnie z motka, ale na szczęście mało inwazyjnie. Właściwie nic się nie stało większego. Ten incydent następił w czasie mojego tygodniowego urlopu w Polsce. Trochę mnie wtedy poniosło po londyńsku... Teraz mam do kompletu... symetrycznie... Tak więc rozmawiam chwilę z moim ciałem: stopy, piszczele, kolana… uda, biodra, korpusik… barki, łokcie, nadgarstki i ręce… głowa na karku. Wszystko wydaje się posłuszne mózgowi. Teraz motor. Nic nie odpadło. Zawieszenie z przodu wygląda ok. Jeden kierunek zwisa, ale działa. Pali? Pali. Kierownica jakby krzywa trochę… Kontaktuję się z biurem, zapowiadam wizytę w serwisie. Wsiadam, ruszam… Kierownica w dziwnej pozycji, ale motor jedzie prosto i chętnie. W workshopie jak zwykle cieszą się na mój widok ;) Wymagająca klientka ze mnie. Dostaję jakiś papier do wypełnienia w biurze, co się stało, jak to było. Pomaga mi Kuba z biura. W serwisie przyglądają się moturkowi, biorą długą rurę spod ściany i nakładają na kierownicę. Dźwignia robi swoje. Kiera się odkształca. Za pomocą palów wymierzają odległości i doprowadzają kierownicę do pierwotnego, ba, praktycznie fabrycznego stanu. Włala. Jeszcze tylko przykleić niesforny kierunkowskaz czarną taśmą i może pani wracać do pracy… Ok…. Kszyyykszyyyyy 5-1-7 5-1-7 kszyyykszyyyy ar ju redi? kszyyyykszyyyy ju szut goł tu Marylebone kszyyykszyyyyyy Kszyykszyyy itsss 5-1-7 kszyyykszyyyyy Roger Roger…. Kszyyykszyyyyyyy kszyyyyyy W następnym odcinku nadrobię optymistycznymi fotkami. Nie jest moim celem pochmurne przedstawienie Lądka, szczególnie że miałam podobno sporo szczęścia pogodowego w tym sezonie ;) Znowu kończę mój odcinek późno, ale dziś w warsztacie dostałam pogróżki, że zamiast siedzieć przed klawiaturą rozbieram motura... A oni czekają na nowe wieści z "kuriera londyńskiego" ;) No to na dzień dobry niespodzianka, jaką uraczyła mnie DRacula... https://fbcdn-sphotos-a-a.akamaihd.n...98473448_n.jpg Zaprawdę powiadam Wam... serwisujcie swoje motocykle mimo braku śniegu... ;) |
2 Załącznik(ów)
Cytat:
A wiesz ze British Road Law stanowi ,ze w najgorszym razie jest zawsze 50/50 jesli kolizja czy wypadek byl z udzialem motocykla ? Popytaj.Zawsze jest szansa . Krotko musze tez skomentowac tych"mechanikow" co to rura I w droge...co za buraki Kiera musi powinna byc wymieniana zawsze Czasem "kurierzy" sa niezle wkreceni...albo powykrecany maja sprzet..ale widac ze jada bez napinki :) ... |
kurierem byc :)
|
Cytat:
|
Żeby nie było, czytamy na okrągło
|
eee tam czytamy...krew była, sex był, kapelusznik w reno również i motocykle dla pokolenia 60+, to co niby teraz się wydarzy?...zawieje nudą...ot co.
|
Nie było pomarańczowych paznokci :)
|
9 Załącznik(ów)
Hehehe, tu 5 – 1 – 7…
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Załącznik 45888 Załącznik 45887 Cytat:
Weekendowe, letnie wyjazdy… Bardziej lub mniej skonkretyzowane. To akurat te drugie… - Ej, Magda! Patrz, tu na mapie jest taka jakby wyspa… - zagaduję młodą znad google maps… - Isle of… Sheppey… - Nad wodą? – pada najważniejsze dla Magdy pytanie. - No tak…- dookoła jest woda. Uszka się jej zastrzygły… -Możemy jechać. A daleko to? – prośba o drugą w kolejności ważną informację. - Nie… rzut beretem. No to lecimy… historia obrazkowa pewnego zdechlaka… https://lh5.googleusercontent.com/-B...0/DSC09248.JPG Plaża kamienisto-muszelkowa... https://lh3.googleusercontent.com/-I...2/DSC09251.JPG Przepraszam, muszelkowa, z dodatkiem kamyków. Niesamowite... szeleszcząca plaża. Chrupiąca... Kieszenie pełne łupów muszelkowych... i nie tylko... https://lh5.googleusercontent.com/-9...2/DSC09257.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-_...2/DSC09264.JPG A oto i zdechlak... https://lh6.googleusercontent.com/-I...2/DSC09273.JPG I jego krótka historia... Otóż tym zezowatym wzrokiem ściągnął moją uwagę, kiedy spacerowałyśmy z Magdą w poszukiwaniu zakręconych i stopopodobnych muszli... Spojrzał tymi swoimi oczkami i zajarzył błyskawicą przeszywającą mu mózg, niemal jak Harry Potter... Podeszłyśmy zafascynowane Jegotwardomościem. Jegowielkotwardomościem. Jak się okazało po bliższych oględzinach: Jegowielkotwardopowalającymsmrodemmościem.... Yh! Chwila walki oczu z nosem. Szczelina w mózgu wyzwala konkretny odorek... Ale. Ale! Wieje! - Pokażmy go Banditosowi! - na genialny pomysł wpada Magda. - eee, ja go nie zabieram, chyba że Ty. - podpuszczam ją. - Dobra. - zaskakuje mnie tą odpowiedzią. Podnosi delikatnie za twardy pancerzyk z obu stron, ustawia na zawietrznej, czy tej drugiej, w każdym razie poza zasięgiem naszego węchu i idziemy... Idziemy sobie w trójkę. Oczywiście Banditos bardzo się ucieszył na widok dodatkowego koleżki do browcal. Ten zajął strategiczne stanowisko przed nami i zaczął przyglądać się nam z równym zainteresowaniem, jak my jemu. W końcu coś się miedzy nami podziało... pojawiła się jakaś chemia jakby... Chyba wiatr zmienił kierunek... Dławiący odór zaparł nam dech w piersiach. - Zrób coś, Magdo! - zajęczał Banditos. Magda zaplanowała utopić smutne, aczkolwiek toksyczne oczka w czeluściach ujścia Tamizy... Wstała, z godnością odrzuciła gęste blond włosy i wzięła rozpęd... Jednym celnym uderzeniem poruszyła Śmierdziela z posad, jednak... kto by pomyślał... szrama dzieląca jego ciało na pół ustąpiła miejsca przestrzeni kosmicznej i uwolniła zgniły "mózg" wprost na magdziny but... Mina sprawczyni... ruszcie wyobraźnią ;) A jej buty nocowały później w naszym wspólnym jeszcze wtedy pokoju... Koszmary gwarantowane... Duch Śmierdziela krążył po sypialni jeszcze przez tydzień. W formie wonnej... Załącznik 45881 Załącznik 45880 A tu kolejny spontaniczny wyjazd dwóch dziołszek Wpizdu Weekendowe. Moja współlokatorka sięgnęła po przewodnik jUKejowski i na oczy padł jej widok lawendowych pól... Fotka dawała po oczach kolorem, uczyniła nieodwracalne zmiany w mózgu Magdy i już miałyśmy zaplanowany sobotni wyjazd. Dokąd? Na północny-wschód. W kierunku Norwich. - Gdzieś tam po drodze będą. Jest ich ponoć fh.j. - Logicznie zakomunikowała M. - A przy okazji zahaczymy o jakąś plażę... No tak. Woda musi być. A po drodze: https://lh4.googleusercontent.com/-i...2/DSC09499.JPG https://lh4.googleusercontent.com/-r...2/DSC09508.JPG Załącznik 45882 Organizacja prowiantu. Przerwa na sikanie zaowocowała łupem w postaci czegoś wyglądającego na jadalne. Wyglądającego... https://lh4.googleusercontent.com/-i...2/DSC09515.JPG Załącznik 45883 Załącznik 45884 Poszukiwania lawendy skutkują odnalezieniem wrzosowisk... Też jest pięknie... Drogi nieautostradowe są rozkoszne... Uraczają człowieka pięknymi widokami... Załącznik 45885 https://lh6.googleusercontent.com/-K...2/DSC09571.JPG Docieramy nad pierwszą wodę. Jest ładnie, ale nie jest to jeszcze Ta Wielka Woda... Jesteśmy w Orford i rzeka Alde tylko udaje morze. Wpakowałyśmy się w ślepą uliczkę. Nie no, miałyśmy dotrzeć nad morze. Trzeba sprostać temu prostemu zadaniu. https://lh3.googleusercontent.com/-3...2/DSC09520.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-G...2/DSC09523.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-H...2/DSC09535.JPG Brniemy na północ ku naszemu przeznaczeniu. Pól lawendowych jak na złość nie ma. Ale jest ciepło, słonko świeci, rozglądamy się wokół leniwie sunąc wąskimi uliczkami wśród wysokich żywopłotów, zupełnie nie w stylu kurierek... O, minęłyśmy jakąś tabliczkę wskazującą na obiekt turystyczny... Wpadnijmy zobaczyć co tam jest... To Leiston Abbey... https://lh3.googleusercontent.com/-J...0/DSC09542.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-L...2/DSC09545.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-U...2/DSC09546.JPG https://lh4.googleusercontent.com/-c...2/DSC09551.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-g...2/DSC09556.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-r...2/DSC09557.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-J...2/DSC09558.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-n...2/DSC09565.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-t...2/DSC09567.JPG Jest... plaża [zapomnij o piasku...], woda... wiatr... i nawet rybka. Upolowany uprzednio burak pastewny nie spełnił jednak naszych oczekiwań. Załącznik 45886 I kolejny nowo poznany przystojniak na plaży... https://lh3.googleusercontent.com/-w...2/DSC09597.JPG kszyyyykszyyyyykszszształcą te podróże... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:28. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.