Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   IranTrip 2017 - The Persian Gulf Inferno. (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=29729)

czosnek 26.07.2017 16:54

Skąd decyzja żeby jechać na Rosję, Gruzję? Z tego co piszesz mieliście mocno napięty grafik, więc druga na Serbię, Turcję wydaje się szybsza. No i odpada wiza Rosyjska.
Z niecierpliwością czekam na odcinki irańskie :-)

Emek 26.07.2017 17:29

Czosnek, google pokazuje czas krótszy o godzinę więc to bez znaczenia. Podróż przez UA,RUS, Gruzję i Armenię wydała nam się.po pierwsze zdecydowanie ciekawsza niż przeloty przez Europę a po drugie koszt paliwa na Ukrainie i w Rosji jest zdecydowanie niższy. Dodatkowo chcieliśmy zahaczyć o Kaukaz Północny.

czosnek 26.07.2017 17:49

Понял :-) Ciekawsza, to na pewno. Po prostu widząc napinkę czasową l, wydawało mi się, że przelot Turcją do celu byłby szybszy.
Ok. Koniec głupich rozważań, czekam na kolejną część ;)

Korbol 26.07.2017 19:53

To ja dorzucę od siebie 3 grosze :)
Napinka wynikała w znacznym stopniu w pogody jak nas dopadła po drodze, bo droga była naprawdę dobra, pozwalająca na szybkie przeloty(i mówi to główny hamulcowy grupy). Poza tym plusem tej trasy było to, że nie było po drodze Istambułu:P

bender42 26.07.2017 20:47

Cytat:

Napisał czosnek (Post 541329)
Понял :-) Ciekawsza, to na pewno. Po prostu widząc napinkę czasową l, wydawało mi się, że przelot Turcją do celu byłby szybszy.
Ok. Koniec głupich rozważań, czekam na kolejną część ;)

Gdyby nie warunki pogodowe to dojechalibyśmy przynajmniej dzień wcześniej. Już od granicy z Ukrainą kulanie po 1000 jest wykonalne przy konsekwentnym wyjeżdżaniu w trasę o 7 rano, średnia 120km/h do zrobienia. Miast po drodze wiele nie ma a tak naprawdę to są chyba 3: Kijów, Władykaukaz i Tibilisi z czego przez Władykaukaz jedzie się naprawdę dobrze. Drogi lepsze niż w europie i o zdecydowanie mniejszym natężeniu ruchu.

Nas niestety matka natura nie rozpieszczała więc ruszaliśmy w drogę późno.

Jedyny minus to granice na których leci trochę czasu.

tomajkAT 26.07.2017 23:08

ŚPIOCHY :D
CzekasieCzytasie :D

chemik 27.07.2017 08:25

Cytat:

Napisał bender42 (Post 541372)
Już od granicy z Ukrainą kulanie po 1000 jest wykonalne przy konsekwentnym wyjeżdżaniu w trasę o 7 rano

Jak napisałem w marcu coś podobnego (pisałem o 700km dziennie) to forumowicze niemalże mnie zliczowali. Jak sie gdzieś jedzie, w jakieś ciekawe miejsce, to kilometry szybko lecą. Wystarczy samodyscyplina i samoorganizacja.
Czekam na kolejny odcinek.

Emek 27.07.2017 08:59

Nie zlinczowali, tylko sam ci mówiłem i podtrzymuję, że realne jest 700 km dziennie pod warunkiem przyzwoitej pogody. Nam akurat trafiła się mało przyzwoita i nie udało się na dojeździe ani razu zrobić takiego dystansu. Nie było szans. Jeśli pogoda OK to bez większych problemów zrobisz 700-800 km dziennie ale teraz to już sam wiesz.

chemik 27.07.2017 09:02

Cytat:

Napisał Emek (Post 541423)
sam ci mówiłem i podtrzymuję, że realne jest 700 km dziennie

Ty byłes wyjątkiem. ;)

qbaRD07 27.07.2017 11:59

Super,
Czyta i ogląda sie z wielką przyjemnością.

Niebawem profi relacja to będzie dron i wideo z komentarzem, coś mi się wydaje.

Emek 27.07.2017 12:03

Dron i profi to jakoś do mnie nie pasi :). Jest jak jest czyli prosto i po chłopsku.

qbaRD07 27.07.2017 12:15

I dobrze, mi się bardzo podoba.
Video bardzo fajny pomysł, widac Ciebie jak i co gadasz, to zawsze nieco więcej info niż słowo pisane.
A wiesz, ja jak czytam relacje (inne też) to tak trochę jakbym jechał z Wami.

Z tymi dronami to takie ogólne stwierdzenie.

Czekam na Iran

Pirania 27.07.2017 12:55

Chyba z 6 lat temu lecieliśmy z chłopakami do Gruzji ( AT/ KTM990/ AT/ Wiadro/ BMW 650) przez Turcję i robiliśmy w tamtym kierunku po 1000km/ dobę. Od świtu do nocy na moto, tankowanie na wyścigi, sranie na godziny o świcie bo nie było czasu. Autostrada i tempomat 140km/h, masakra była.. Drugi raz bym tak nie pojechał a te 600-700km/dobę to jak zgrana ekipa, beż ciapka na ogonie to km lecą..

W oczekiwaniu na Iran..;)

Emek 27.07.2017 15:40

IMO kluczem do dużych przebiegów powyżej 7-8 stówek jest start bardzo wcześnie. Jak wstawaliśmy o 4-5 i startowaliśmy koło 6 to do południa robiło się 5 stówek. Wtedy dalsza część dnia, która z reguły idzie bardziej opornie nie wymaga napinki bo spokojnie co najmniej 2-4 stówki się dołoży do wieczora. Spokojnie mam na myśli bez zapierdzielania jak wariat, srania w biegu i jedzenia na czas.
Z rana ruch jest mniejszy, zdecydowanie lepiej się jedzie. Ważne też jest porządne śniadanie bo jak to mówi Nynek na mielonce to pół dnia się spokojnie pojedzie i trzeba się z nim zgodzić :D. Jak śniadanie byle jakie to i jazda taka sama.

wojtekk 27.07.2017 16:20

Ostatnio w Kazachstanie usłyszałem od Pani Gospodyni (od której wynajmowałem mieszkanie, gdy tam pracowałem) która nakładała dokładkę koniny (a ja się wzbraniałem, bo byłem pewien):

Kak kuszasz - kak rabotajesz (czy jakoś tak).

Coś w tym jest ze śniadaniem.

ofca234 27.07.2017 21:54

ja potrafilem przez Turcje tez robic takie przebiegi pod 1000. No i klasycznie przez Kazachstan, 600-800 norma.

No, ale dzień był długi, często kończyłem koło 22.

Wyjeżdzałem o dowolnej porze (czasem o 13, w zależności ile było pite) i jechałem w opór. Ale byłem sam, więc jadłem kiedy chciałem, tankowałem co 100 km i dużo piłem wody. W kilka osób to nawet sobie nie wyobrażam.

Trudno powiedzieć, żeby była to taka część podróży którą się wspomina potem z wielką radością :/

Emek 28.07.2017 09:35

18 maja

Wstaję jak zwykle najwcześniej i wyłażę z mojej norki wciśniętej w krzaczory tuż obok rzeczki. Pierwsze co mnie uderza to wilgoć i chłód. Wracam więc z powrotem, zakładam bluzę, polar i czapkę bo jest naprawdę rześko. Następnie kieruję swe kroki do ogniska, które wczoraj wieczorem rozpaliliśmy aby sprawdzić czy coś się jeszcze tli to może uda się je uratować i będzie nas ogrzewać w czasie śniadanka. Nie chcę budzić chłopaków, jest 5.30, jeszcze mocno szaro i ponuro. Ognisko zdechło ale postanawiam przejść się po okolicy i zobaczyć co to za zabudowania są na polanie obok. Może uda się tam znaleźć kilka desek, które na dłużej pozwolą nam podtrzymać ogień bowiem wczoraj wieczorem znalezienie opału zajęło nam sporo czasu a i tak wyniki były nędzne. Opuszczony budynek jest za siatką ale znajduję szczelinę i rozglądając się czy aby ktoś z pałą nie leci w moim kierunku eksploruję jego wnętrze. W środku nie ma nic a wygląda jak stary warsztat. Niestety tutaj nic nie znajdę. Wracam więc do rzeki i buszując po krzakach łamę trochę suchych gałęzi, które starczą wedle mojej oceny na jakąś godzinkę. To wystarczy. Rozpalam ognisko a że w brzuchu już burczy to odpalam benzynówkę i grzeję wodę na herbatę dla wszystkich. Ryba w puszcze dziś będzie w menu a do tego lepioszki i herbata. Cóż, musi wystarczyć. Budzę w końcu chłopaków, którzy niechętnie wyłażą z namiotów bowiem temperatura nie zachęca do wyjścia z ciepłego śpiwora. Jemy śniadanie kuląc się przy ognisku. Gorąca herbata dostarcza nam zastrzyku ciepła, poranna toaleta odświeża i pomału zaczynamy codzienny rytuał pakowania betów. Może nie tak codzienny bowiem namioty wyciągnęliśmy pierwszy raz od noclegu jeszcze na Ukrainie. Nie pamiętam już kiedy to było. Tryb wyprawowy włączony, poczucie czasu zagubione.
http://i.imgur.com/MwMTklI.jpg
Trzeba ruszać. Motocykle załadowane, membrany powpinane więc lecimy. Ruszamy pomału, wszak nigdzie nam się nie spieszy. Ledwie ruszyliśmy, pierwsza miejscowość a widok zapiera nam dech. Łagodne szczyty pagórków zatopione częściowo we mgle wyglądają jak te latające góry z Avatara. Niestety zanim się zatrzymaliśmy i udało nam się zrobić jakiekolwiek fotki jest już za późno na uchwycenie tego widoku. Ale i tak jest wspaniale.
http://i.imgur.com/rKJfLIY.jpg?1
http://i.imgur.com/Z3MeVfK.jpg
http://i.imgur.com/dxfNiIv.jpg
http://i.imgur.com/xhRh1M7.jpg
Komunistyczne miasteczko z opustoszałym lunaparkiem nad którym góruje diabelski młyn w promieniach słońca wygląda postapokaliptycznie wręcz.
http://i.imgur.com/56bavJB.jpg
http://i.imgur.com/mih9fBu.jpg
http://i.imgur.com/T0Zv9Zq.jpg
http://i.imgur.com/kVQLBQT.jpg
Brodaty zawsze radosny.
http://i.imgur.com/u8XxhQ9.jpg
Lecimy więc dalej próbując po drodze zatankować ale niestety nie mamy za bardzo kasy a kartą zapłacić się nie da. Jedziemy i wkrótce dojeżdżamy do Dilidżan. Tuż za miastem zaczyna się droga z fantastycznymi serpentynami. Wspinamy się pod górę, droga piękna i szeroka ale niestety mokra więc nie można mocniej poodkręcać ale i tak mamy banany na twarzach. Wjeżdżamy w końcu pod górkę i jesteśmy na płaskowyżu na którym położone jest największe jezioro w Armenii - Sevan. Już z dala wygląda nieziemsko położone wśród szczytów gór. Postanawiamy że zatrzymamy się na kawę i zjeżdżamy na lewo w kierunku jeziora. najbliżej położony obiekt to hotel i liczyliśmy że uda się w restauracji dostać jakąś kawę ale niestety wszystko pozamykane. Postanawiamy pojechać dalej w głąb w kierunku monastyru Sewanawank. Zatrzymujemy się na czymś w rodzaju małego rynku gdzie ludkowie wystawiają dobra, którymi zamierzają handlować. Wokół jest kilka hoteli i restauracji ale wszystko pozamykane. Zajeżdżamy pod jeden hotel, w którym dostrzegamy jakąś krzątaninę ale kobieta która do nas wyszła mówi że niestety jeszcze nie sezon i wszystko pozamykane. Idę więc na plaże przy hotelu aby z bliska zobaczyć jak wygląda jezioro. No wygląda nieźle.
http://i.imgur.com/bu4SAD2.jpg
Po lewej dostrzegam też monastyr górujący nad jeziorem
http://i.imgur.com/bu4SAD2.jpg
Woda jest krystalicznie czysta ale lodowata.
http://i.imgur.com/h2kbxO8.jpg
http://i.imgur.com/kynO1OX.jpg
Wszystko już prawie przygotowane na nadchodzący sezon letni. Podobno najwięcej przyjeżdża tutaj Rosjan.
http://i.imgur.com/oPY02Rq.jpg?1
NIc tu po nas , droga jeszcze daleka a kawy się tutaj raczej nie napijemy. Wracamy na główną drogę i wpadam na pomysł że przecież sami możemy sobie kawę zrobić kuchenka i ogeiń. Zjeżdżamy na bok i parkujemy obok pozamykanej na cztery spusty restauracji. FUCK! Nie mamy wody. Kręcę się wokół restauracji i liczę że może jest gdzieś na ścianie działający kran, wtedy nabiorę widy. Trafiam w końcu na dobudówkę, drzwi otwarte w środku gada telewizor i siedzi cieć. Pytam go o wodę a ten gestem wskazuje mi węża, który leży na ziemi tuż przed drzwiami. Nabieram wody i wracam do chłopaków. Kuchenka odpalona, woda się grzeje, robi się coraz cieplej więc rozbieramy się i w oczekiwaniu na kawę wykonujemy drobne czynności kontrolne przy motocyklach, bo jakoś wcześniej mało było czasu aby popatrzeć czy coś nie wskazuje na usterkę. Ja zlewam olej z odmy, Filip smaruje łańcuch, ot dłubanina.
W zasadzie stoimy na stacji paliw, która nie rabotajet i wtem podjeżdża Wołga i wysiada z niej bardzo sympatyczny człowieczek. Wita się, standardowo kuda, otkuda i od razu informuje że knaję otworzą za pół godziny to nas ugości bo on tutaj kucharzy. Fajnie się gada ale kawa zrobiona, wypita więc czas ruszać dalej. To ten oto jegomość.
http://i.imgur.com/EMg2RPX.jpg
Lecimy więc dalej rozkoszując się słońcem ale w pewnym momencie wylatuję do przodu a nie jestem nawigatorem bo moja navi nie działa i przegapiam właściwy zjazd. Filip mnie dogonił i zjeżdżam na prawo aby zawrócić. Wbijamy się w wiochę jedziemy jakimiś opłotkami. W końcu dojeżdżamy do drogi i jest stacja paliw. Tankujemy szybko i dalej lecimy już wzdłuż jeziora. Pięknie się leci jest zielono i rześko, wokół piękne góry, cudowne jezioro i co ważne nie pada. Przy drodze zaczynają pojawiać się handlarze z wędzonymi rybami. Mam do takich słabość. Nie jedliśmy nic od śniadania więc zatrzymuję się coby zakupić rybki. Kupuję 3 sztuki za bodaj tysiaka ichniej waluty.
http://i.imgur.com/ppKSdjl.jpg
Pakuję ryby w reklamówkę i proszę Filipa coby do kuferka schował. Napierdziela mnie oczywiście, że mu ciuchy będą śmierdziały (jakby co najmniej teraz nie śmierdział ;-)). W końcu z bólem ładuje do kuferka te ryby i gonimy dalej. W końcu żegnamy się z jeziorkiem i na wysokości miejscowości Martuni odbijamy na Jeghegnadzor. Droga jest piękna ale wjeżdża się dość wysoko i mimo słońca jest naprawdę chłodno i do tego dość mocno wieje. Za to droga jest pusta a serpentyny wspaniałe.
http://i.imgur.com/UFPeKhp.jpg
http://i.imgur.com/JdP7fFz.jpg
http://i.imgur.com/KNg9Pw0.jpg
Zjeżdżamy znów w dół i znów robi się ciepło. Musimy się zatrzymać gdyż nie mamy nic do picia i trzeba też się posilić. Zjeżdżamy do sklepu w Jeghegnadzor i robimy zaopatrzenie w wodę. Orientujemy się również że nie mamy dość kasy aby zjeść obiad. Pytam więc gościa w sklepie gdzie tu kasę wymienić a ten prowadzi mnie na tyły budynku do swojego domu i tam wymienia mi dolce na lokalną walutę. Do restauracji musimy się kawałek cofnąć ale warto było. Oj fest pojedliśmy.
http://i.imgur.com/g1YRz5C.jpg
Siedzimy jeszcze chwilę odpoczywając po posiłku a w międzyczasie zrobiło się naprawdę gorąco. Czas ruszać jednak dalej. Zostało nam jeszcze jakieś 250 km do Iranu. Niby niewiele ale parząc na mapę wiem że nie będzie szybko bo przed nami przynajmniej 2 dość duże przełęcze. Widzę kręte drogi jakimi przyjdzie nam jechać i patrząc na czas oceniam, że kurde trzeba się streszczać. No to lecim. Wspaniała zieleń otula nas podczas gdy zaczynamy wjeżdżać na pierwszą przełęcz, która stanęła na naszej drodze. Niebo lekko się chmurzy i czasami czuć oddech deszczu. Nie pada jednak ale podjeżdżając na szczyt wśród lasów w cieniu robi się wyraźnie chłodniej. Droga jest jednak dobra i lecimy stałym tempem. Z drugiej strony zastajemy naprawdę wspaniałe widoki.

http://i.imgur.com/cFhmZtZ.jpg
http://i.imgur.com/SVo7Wl1.jpg

Krótki filmik.


Gonimy dalej, pomału zbliżając się do granicy irańskiej. Z mapy wnioskujemy że jeszcze 2 przełęcze i będziemy na miejscu. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na kawę. Napisy są tu już w farsi mimo że obsługa bez problemu rozmawia z nami po rosyjsku.
Szybka kawa i znów jesteśmy na trasie. Dojeżdżamy do miasteczka gdzie na krótko gubimy drogę jednak lokalesi szybko wskazują nam właściwą ścieżkę. Znów zaczynamy się wspinać ale tym razem patrząc w górę minę mam nietęgą. Wydaje mi się że będzie lało i to porządnie więc zatrzymujemy się i zakładam membranę i w drogę.
http://i.imgur.com/DmvKenv.jpg
Wjeżdżamy w ciemność, widoczność spada. Droga jest kręta i wilgotna więc jedziemy powoli gdy nagle wychodzi piękne słońce a widoki są po prostu nieziemskie. Okazało się że to wcale nie deszczone chmury. Tak to wyglądało z dołu a u góry tak.
http://i.imgur.com/xaEFX0O.jpg
http://i.imgur.com/dSIzT2t.jpg
http://i.imgur.com/VKxQHYB.jpg
http://i.imgur.com/IqirsKf.jpg
http://i.imgur.com/Ao48Tus.jpg
Napawamy się widokami ale czas leci nieubłaganie a jeszcze czekają nas dwie granice. Lecimy w dół. Teraz jedzie się w słoneczku i już czuć że zbliżamy się do kraju o ciepłym klimacie. Kolejna przełęcz na której robimy sobie krótki przystanek na sikanko. Zatrzymuje się TIR na iranskich blachach i uśmiechnięty od ucha do ucha irańczyk krzyczy coś do nas na powitanie. Miło.
http://i.imgur.com/wB6l2cW.jpg
http://i.imgur.com/z9nl4OM.jpg
W końcu dojeżdżamy do miejscowości Meghri które leży tuż przy granicy z Iranem. Lecimy na granicę. Robi się szaro i dość późno. Granica armeńska leci dość sprawnie choć tracimy tam nieco czasu. W końcu dojeżdżamy do rzeki, za którą jest już granica irańska. Jeszcze tylko ostatnia kontrola przez Armeńca i podjeżdżamy mostem do irańczyków.
Mili, uśmiechnięci, no inny klimat. Proszą o paszporty. WIza OK. Płynnym angielskim mówią abyśmy zostawili to motocykle i poszli do odprawy. Zostawiamy więc motki i gonimy do budynku. Wchodzimy a tam od razu WELCOME TO IRAN z uśmiechem na twarzy wita nas koleś od kontroli paszportowej. OK. Jedno okienko, potem kolejne i wracamy do motocykli. Szlaban się otwiera i wjeżdżamy na teren Iranu. Kolejna kontrola. Kolesie pytają proszą o CPD więc wyciągamy i są dość zaskoczeni że mamy właściwe papiery. Pytają czy byliśmy na X-Ray. Nie byliśmy. No więc motki na bok, wszystkie bety musimy zatargać do środka na prześwietlenie. Idzie to opornie i tracimy czas. Jeszcze więcej czasu tracimy jak wrzucam swoje toboły a koleś pokazuje mi coś na monitorze i każe mi to wyciągnąć. Ni cholery nie wiem co to jest i nie mogę tego znaleźć w torbie. Szukają już wszyscy łącznie z pogranicznikami. Nie ma nic takiego. Okazało się że obraz z kilku toreb się nałożył i tym niebezpiecznym przedmiotem okazuje się butla z benzyną do kuchenki. Jest OK. Możecie jechać. Pakujemy toboły na motki a Michał leci jeszcze do budynku wymienić dolce na riale. Wraca po chwili z wiadomością że właśnie zostaliśmy milionerami pokazuje garść banknotów. Wracamy więc do kolesi, którzy skierowali nas na to prześwietlenie dajemy karnety i chłop idzie z nimi do kolejnego budynku. Atmosfera super. Miło, przyjemnie , zatrzymuje się koleś autokarem i pyta czy aby nie pomóc. Fajnie ale już jest ciemno i późno. W końcu wraca. Wszystko OK, CPD podbite , możemy jechać dalej. Ostatnia budka gdzie koleś jeszcze raz sprawdza paszporty i jesteśmy już za szlabanem. Zatrzymujemy się na chwilę ustalić taktykę bowiem jest bodaj 22 a jesteśmy głodni, zmęczeni i nie mamy bazy na nocleg. Jako że jest ciemno nie uśmiecha mi się szukać miejscówki po zmroku. Decydujemy że szukamy bazy pod dachem. Zaczyna grzmieć i niebo przecinają wstęgi piorunów. Co prawda w oddali ale w tym kierunku jedziemy. Kuwa znów dupa mokra będzie. Proszę chłopaków aby wzięły mnie w środek i nie gonili gdyż po ciemku widzę słabo i źle. Ruszamy. Z tej trasy pamiętam niewiele oprócz tych śmiesznych napisów na znakach drogowych i serduszek na ograniczeniach prędkości. Pierwsze miasteczko i zatrzymujemy się zagadać o nocleg. Komunikacja nie będzie tu łatwa, oj nie. W końcu w czynnej aptece udaje mi się namierzyć kogoś kto kuma po angielsku. Kierują nas do Dżolfy, to większe miasto i tam są jakieś hotele i guest housy. Lecimy więc, senność mnie dopada, zbliżamy się do burzy, która w końcu nas dopada. Na szczęście deszcz ie jest duży a Michał na przedzie nie ma zamiaru zatrzymać się aby wpiąć membrany. W końcu wjeżdżamy do miasta gdzie zaprowadziła nas Michałowa nawigacja. Jesteśmy pod gest housem. Wbijam na górę gdzie miły młodzieniec łamaną angielszczyzną pokazuje mi pokój za 50$. To w zasadzie mieszkanie Pokój z kuchnią i jadalnią i łazienka. Jest koło północy więc nie marudzimy. Pytam jedynie czy motocykle jest gdzie postawić. Idzie ze mną na tyły budynku, pokazuje podwórze i mówi że tutaj możemy wjechać ale musimy motocykle przepchać przez coś w rodzaju pasażu bo ludzie tam mieszkają i mamy nie hałasować. Chyba cię pogięło chłopie, że będę pchał obładowany motocykl 200 metrów. Obchodzę wokół i da się dojechać wkoło, co prawda chodnikiem bo to rodzaj deptaku ale lepsze to niż pchanie moto. Wjeżdżamy na tyły i rozpakowujemy motocykle. Jest za ciepło na takie manewry więc rozbieram się z ciuchów i przenoszę resztę potrzebnych tobołów do obiektu.
W końcu lądujemy w pokoju, szybki prysznic i głód daje znać o sobie ale przypominam sobie o tych rybkach co garują w kufrze u Filipa zakupione nad jeziorem Sevan. Wyciągam je na talerz i zabieram się za konsumpcję bez entuzjazmu ale pierwszy kęs powala mnie na ziemię. Ryba jest wręcz niesamowicie smaczna. Już żałuję że nie kupiłem ich więcej. Zjadamy rybkę i lecimy zobaczyć jak wygląda Iran nocą. Wygląda nieźle, wszystko oświetlone, pełno neonów, sklepy pootwierane, ludkowie siedzą, wszędzie flagi irańskie. Zajebiście jest. Wbijam do sklepu typ warzywniak. Zapach świeżych owoców powala na kolana. Bierzemy arbuza, napitki i wracamy na chwilę do pokoju rzucić go do lodówki. I z powrotem na obchód. Od razu łapią nas kolesie, stawiają herbatę , rozmawiamy. Jeden mówi po niemiecku, którego my nie kumamy ale drugi trochę gada po angielsku więc da się pokonwersować. No fajnie, tylko już nie mamy siły. Jesteśmy zmęczeni, od 6.00 na nogach, jest 3.00. Trzeba iść spać. Żegnamy się z naszymi nowymi przyjaciółmi i jeszcze krótki spacerek pod przejście graniczne z Nachczewanem.

http://i.imgur.com/kpr858M.jpg
http://i.imgur.com/LOkoqBR.jpg
Przejście widać w głębi, pomiędzy filarami.
http://i.imgur.com/cBXzUet.jpg
Michał foci jeszcze klawiaturę w bankomacie abyśmy przynajmniej z tych szlaczków te cyferki zakumali. W sumie to jest do ogarnięcia.
http://i.imgur.com/b1eJPn2.jpg

Powrót na bazę, jeszcze łykamy arbuza i spać. Jesteśmy potwornie zmęczeni ale też szczęśliwi że udało się osiągnąć zaplanowany cel. To był piękny dzień. Wspaniałe widoki po drodze zwieńczone niezwykłą wręcz uprzejmością ludzi, na których twarzach gości nieschodzący niemal uśmiech.

Krzaczory były oczywiście w Armenii

Emek 28.07.2017 11:30

Dla potomności jak jeszcze pamiętam. Dla tych, którzy chcieliby się porwać jadąc do Iranu na pyknięcie Gruzji i Armenii w jeden dzionek. Niby teoretycznie jest to wykonalne ale osobiście nawet bym nie próbował bo to kilkanaście ładnych godzin jazdy. To jakieś 750 km ale przełęcze po drodze powodują że nie da się pogonić a i szkoda gonić bo widoki wspaniałe więc sugeruję tą drogę kalkulować jako dwudniową.

yeuop 30.07.2017 19:19

Super się czyta, jednak nie mogę się oprzec wrazeniu, ze ta wasza podróż to jednak straszna gonitwa. A to mowie jako czlek, który notorycznie jest oskarżany o to samo ;-)
A co do jazdy w Gruzji - byłem tam równo 10 lat temu i zapamietalem wlasnie, ze wszyscy tam bardzo spokojnie jeździli, nawet w stolicy. No mniejsza z tym, czekam na kolejne części!

Emek 30.07.2017 20:29

Cytat:

Napisał yeuop (Post 541853)
Super się czyta, jednak nie mogę się oprzec wrazeniu, ze ta wasza podróż to jednak straszna gonitwa. A to mowie jako czlek, który notorycznie jest oskarżany o to samo ;-)

Masz rację ale mając miesiąc wolnego i 15 tys km do zrobienia to raczej inaczej się nie da :D. Już sam ten fakt narzuca średnią dzienną 500 km a nie chcąc gonić na miejscu wolę robić jak największe przebiegi na dojazdówce.

yeuop 31.07.2017 07:52

Spoko, ja się nie czepiam.
W zeszłym roku zrobiłem w dwa tygodnie 7,5 tys. km, wiec mam wyobrażenie o tym, jakie to jest tempo. Z ta tylko roznica, ze ja to zrobiłem na XT 600 ;-)
Dobra, oddaje mikrofon!

Emek 31.07.2017 08:46

My i tak jedziemy ok 100-110 km/h więc czy XT czy KAT 1190 średnia taka sama. Michał był przeca Tereską ;).

chemik 31.07.2017 09:03

Cytat:

Napisał Emek (Post 541858)
...nie chcąc gonić na miejscu wolę robić jak największe przebiegi na dojazdówce.

Mam dokładnie taką samą filozofię podróżowania, która wymuszona jest warunkami czasowymi (urlop to max. 3 tygodnie). Jest kilka zasad, które pomagają machnąć 700 - 800 km dziennie bez nadmiernego znużenia:
1. Wstajemy rano, siku, prysznic i w drogę. Jak musisz robić akurat teraz "kapitalkę silnika" i "remont skrzyni biegów" to wstań wcześniej przed grupą, zrób swoje i bądź z tym gotowy na pobódkę reszty grupy.
Oczywiście powyższe nie dotyczny zdarzeń losowych - jeśli komuś się sypnie coś poważnego, to pomaga cała gupa. Stąd cudzysłowy. Chodzi o to, że jak grupa startuje i właśnie wtedy komuś się przypomni, że nie naciagnął łańcucha (co trwa 5-10 minut) to w tym czasie ktos inny pójdzie siku, inny zapalić i wszyscy się rozlezą. Powtórne zbieranie grupy konsumuje czas.
2. Jak tankujemy to wszyscy. Nieważne, że masz jeszcze pół baku - tankujesz! Bo inaczej za 100km każdy w grupie bedzie miał 2/3 baku, a Ty sucho.
3. Co ok 2 godziny przerwa na fajkę (jak ktos musi), siku (tu raczej "na siłę" jak ktos nie musi) i rozprostowanie kości. 5 - 10 minut. Nie zapominać o piciu.
4. Jedziemy grupą. Jak kogoś rwie do przodu to powinien się powstrzymać. Chyba, że ustalamy punkt docelowy każdego dnia i każdy nawiguje sam. Jeśli "rwący do przodu" nie wie gdzie ma jechać to zazwyczaj kończy się tak, że przegapia skręt w lewo/prawo i cisnie dalej prosto. Potem zaczynają się telefony, czekanie, gonienie grupy.
No i się rozpisałem w nieswoim wątku. Podsumowując: chcesz dojechać daleko, to nie musisz rozwijać zawrotnie dużych prędkości, tylko dobrze sie organizować w czasie.

wojtekk 31.07.2017 09:22

Co do przerw. Ja wolę co godzinę na 5 min max niż co dwie 10 minut. Wychodzi na to samo, ale znacznie poprawia mi przyjemność podróży i odczucia dupy (która po 10 godzinach jazdy dziękuje). Co drugą wypijam butelczynę wody, co przypomina o postoju :)

radiolog 31.07.2017 09:28

Wszystko co Chemik napisałeś jest prawdziwe, ale co najważniejsze przy takich wyjazdach to zgranie grupy, to muszę być osoby, które znają się jak łyse konie, jeździli już ze sobą i wiedzą co można się po każdym spodziewać, dlatego bawią mnie ogłoszenia w stylu : jadę na koniec świata, kto chętny dołączyć. Taka grupa ma 95% szansę na niedojechanie nigdzie i cała

Emek 31.07.2017 10:03

Doświadczenie pokazuje że postój na 5 minut rzadko kiedy jest pięciominutowy :D.
Jednemu starczy 5 minut a drugiemu trzeba 10 - tu trzeba być elastycznym i się nie napinać. Ostatnio miałem taką rozmowę z kolegą który pojechał do Rumunii (trasa po czarnym) i że tak powiem "przewodnik" zatrzymywał się na stacjach na tankowanie i siku. Potem ogień dalej. Robili po ok. 900 km dziennie co jest chyba lekką przesadą, rozumiem dojazdówkę ale taka gonitwa na miejscu jest moim zdaniem bez sensu. Tankowanie, siku, kupa, fotka, tankowanie....
Ktoś ostatnio wrzucił gdzieś do netu trip GSem - 1150 km po Kaszubach i Pomorzu. Nazwaliśmy to tripem na hot doga, bo ponad 1000 km po Polsce w 1 dzionek, no niby da się tylko po co? Jaki cel takiej wycieczki? Oprócz przechwałek w necie co może być dla kogoś ważne nie widzę tutaj większego sensu.

My w zależności od pogody, klimatu i samopoczucia latamy w blokach 100-250 km i przerwa (tyle ile trzeba). Z rana przy dobrej pogodzie i bogatym śniadaniu tak jak już wspominałem wcześniej do południa wielokrotnie robiliśmy po 500 km. Potem zmęczenie daje znać o sobie i przebiegi pomiędzy przerwami skracamy. W gorącu co najmniej pół litra płynów co postój, który wyznacza wysychanie ciuchów po namoczeniu i fakt, że zaczynamy się pocić (ok 1 godzina w 40 stopniach).
Nie polecam nawadniać się wodą lepsze są napoje z tzw. wuzzlami, dość powszechne na wschodzie wszelkiego rodzaju pulpy z pomarańczy, aloesu, ananasów czy innych owoców (woda z kokosa rewelacyjna). Nawadniają zdecydowanie lepiej, starczają na dłużej a dodatkowo pulpa jest dość sycąca i można dłużej pociągnąć bez porządnego posiłku.

Radio, ja właśnie tak pojechałem w Pamir w zeszłym roku. Akurat udało się zebrać zgraną grupę, podobnie jak w tym roku. Gdyby było tak jak piszesz to oba tripy powinny skończyć się porażką. Uważam, że przed takim wyjazdem nieznanych sobie ludzi należy się spotkać, ustalić zasady gry. Bez spotkania ludzi na żywo, wypicia wspólnie paru browców i szczerej rozmowy kto i czego oczekuje od pozostałych to się raczej nie uda. To tak jak często ludzie jeżdżą na wyprawy zorganizowane (niekoniecznie motocyklowe). Sam byłem to wiem jak naród marudzi i truje doopę przewodnikowi (a ile jeszcze, kiedy dojedziemy, za mało offu, za dużo offu, kiedy postój ....). Jak ktoś organizuje takie wycieczki, robi to dla kasy i pewnie się z tym liczy, gdybym takich narzekań miał słuchać na wyprawie niekomercyjnej to chyba mimo obaw czy dam sobie radę wolałbym jechać samemu.

bender42 31.07.2017 10:44

Cytat:

Napisał radiolog (Post 541892)
Wszystko co Chemik napisałeś jest prawdziwe, ale co najważniejsze przy takich wyjazdach to zgranie grupy, to muszę być osoby, które znają się jak łyse konie, jeździli już ze sobą i wiedzą co można się po każdym spodziewać, dlatego bawią mnie ogłoszenia w stylu : jadę na koniec świata, kto chętny dołączyć. Taka grupa ma 95% szansę na niedojechanie nigdzie i cała

Tak właśnie było :D W planie miałem nawet jechać samemu jak nikogo nie znajdę.

radiolog 31.07.2017 12:36

No to macie szczęście, są tacy urodzeni w czepku 😊

Neo 31.07.2017 13:06

Cytat:

Napisał radiolog (Post 541922)
No to macie szczęście, są tacy urodzeni w czepku ��

Ja bym tego do końca tak nie przyoblekał w szczęście. Bardziej stawiam na naturalną zgodność osób o podobnych zainteresowaniach.

Mam zdecydowanie więcej doświadczeń z wyjazdów plecakowych (w znaczeniu z bagażem na plecach, nie jako pasażer motocykla ;)) niż motocyklowych ale sądzę że sposób przemieszczania się nie ma dużego znaczenia w tej kwestii.

Jeśli spotkają się osoby które mają za sobą indywidualnie spore doświadczenie wyjazdowe, wiedzą czego się po sobie samych spodziewać w umiarkowanie trudnych warunkach w rodzaju brak snu, jedzenia, trudności komunikacyjne itp., to pierwszy wspólny wyjazd nie musi być "zapoznawczy". Można zaryzykować właściwy jedynie po przegadaniu wcześniej planu i wzajemnych oczekiwań. Indywidualne doświadczenie pomaga przy układaniu sobie relacji wzajemnych w czasie grupowych wyjazdów, także z nieznanymi wcześniej osobami.

Według mnie tego rodzaju wyjazdy są atrakcyjne dla określonej grupy osób. Już sam fakt chęci pojechania "w świat" na samodzielnie organizowany wyjazd mówi sporo o tym co dana osoba ma w głowie. Pewnie bywają przykre wyjątki ale dla mnie każdy pasjonat (i pasjonatka:)) podróżowania to potencjalnie bardzo ciekawe osoby z którymi zawsze warto pogadać i wymienić doświadczenia.

Pojechałem tak w grupie czterech osób do Maroka połazić w Atlasie i zobaczyć trochę kraju. Poznaliśmy się nawzajem na festiwalu podróżników w Łodzi, dogadanie trasy trwało tydzień z kawałkiem, obiecaliśmy sobie, że "jedziemy razem, wracamy razem bez względu jak ułożą się relacje na miejscu" i było bardzo fajnie chociaż mieliśmy jeden dzień ścięcia, także z mojej winy ale wszystko wyjaśniło się na miejscu i kolejnego dnia wspólnie walczyliśmy z miejscowymi o wolnego busa ;)

Emek 31.07.2017 18:45

20 maja
Zmęczeni jazdą od rana do nocy a następnie zwiedzaniem miasteczka do 3 nad ranem wstajemy późno bo ok 10. Wyglądam przez okno i już wiem że wyjście na dwór będzie niezbyt miłym doświadczeniem. Idę więc najpierw do naszego gospodarza. Ma na imię Hadji i pytam czy mógłby polecić mi jakieś miejsce gdzie możemy zjeść śniadanie. Wskazuje lokal na dole tuż obok naszej bazy. Wychodzę więc na zewnątrz i udaję się do wspomnianego lokalu. Niestety komunikacja z Irańczykami idzie mi opornie więc postanawiam wrócić po Hadjiego aby pomógł mi zamówić śniadanie. Dogadujemy z chłopakami z baru, że chcemy zjeść śniadanie i zamawiamy coś w rodzaju omleta z pomidorami, do tego cienki jak papier chleb, w który lokalesi zawijają jedzenie i tak konsumują i herbata. Siedzimy z chłopakami przy śniadaniu i postanawiam rzucić okiem na mapę na którą naniosłem sobie interesujące mnie punkty gdyby nawigacja zdechła co zresztą się stało. Niestety szybko okazuje się że moja mapa schowana w plecaku przez kilka dni ulewnych deszczy nadaje się jedynie do wysuszenia na słońcu. Korzystamy więc z mapy Michała, ktora jest Ok i planujemy na początek, krótką dojazdówkę do skalnego miasta, które jest pierwszą atrakcją po naszej trasie bowiem celem głównym jest wyspa Queshm.
Śniadanie jest pyszne ale jak na mój gust zbyt mało sycące. Wracamy więc do pokoju i zaczynamy pakować toboły. Niestety aby dostać się do parkingu musimy przejść ładny kawałek a że moich tobołów nie jestem w stanie zabrać samemu na raz droga tam i z powrotem skutkuje tym, że jestem zlany potem i ugotowany. Kontroluję bezpieczniki w Afri coby reanimować nawigację jednak wszystki są sprawne i jak się okazało dopiero w PL spalił się ten pod plastikami, do którego trudno się dostać i odpuściłem.
W końcu możemy ruszać, motocykle załadowane i pomału próbujemy wydostać się z miasta na drogę prowadzącą do celu naszej dzisiejszej wycieczki. Pierwsze co rzuca się w oczy w Iranie to wręcz nieskończona liczba motocykli typu Romet 125 czy 150 (oczywiście wszystkie mają chińskie oznaczenia na silnikach). Dodatkowo elementem tuningu są naklejki Honda i kanapy z takimi samymi napisami. Jednak z Rometem mają niewiele wspólnego gdyż.brzmią naprawdę rasowo a kolesie zapierdzielają na nich tak, że jadąc 120 zdarzało się, że ktoś nas mijał lecąc bardzo szybko.
Drugą rzekłbym równoległą sprawą jest ruch uliczny, który śmiało można nazwać chaotycznym choć po zgłębieniu tematu dochodzimy do wniosku, że wcale taki nie jest ale o tym może później.
Kolejną sprawą jest ogromna liczba spowalniaczy zwanych u nas śpiącymi policjantami. No kuwa są wszędzie w ilości gigantycznej.
Przejazd przez miasto to seria podskoków. Miałem obawy o stan łożyska główki ramy po przejechaniu tych kilku tysi po Iranie ale wszystko sprawne.
Jak wiadomo Irańczycy to naród supermiły, życzliwy i gościnny. Do wyrzygania wręcz. Ledwie udało nam się wydostać z miasta, natychmiast podjechał do mnie czarny SUV z ciemnymi szybami, w oknach 4 Irańczyków z telefonami w dłoniach, kręcących nam filmy. Podjechał to słabe słowo, wręcz zajechał mi drogę na środku 3 czy 4 pasmowej drogi, zmusił do zatrzymania się na środku tej drogi bowiem chłopcy musieli zrobić sobie z nami foty, potem foty przy motocyklach, potem na motocyklach, potem przy ich aucie … I tak z 15 minut. Praktycznie każdy mijający nas pojazd to ludzie w oknach z telefonami robiący zdjęcia czy filmiki. Sympatycznie ale już mi dało to do myślenia, szczególnie jak rozmawiałem z Ofcą, że trzeba być baaardzo asertywnym jeśli chce się jakiś przebieg zrobić. Praktycznie każdy napotkany ludek jak zobaczy motocykl dostaje kociokwiku i zaczyna się rozmowa, fotki, wymiana numerów telefonów czy meila etc.
Lecimy więc pomału trzymając się mniej więcej ograniczeń prędkości. Dość szybko okazuje się że Irańczycy jeżdżą naprawdę świetnie a już z pewnością mają oczy dookoła głowy i widzą wszystko co się dzieje na drodze. Nie dziwi mnie to , u nich w takim zamęcie to po prostu konieczność, element gry.
Lecimy w kierunku skalnego miasta ale upał daje nam się we znaki. Postanawiamy więc zatrzymać się na nawadnianie i krótki odpoczynek. Zjeżdżamy więc na stację paliw i rozglądamy się za kawałkiem cienia aby schować się przed palącym słońcem. Niewiele tego ale za chwilę nie wiadomo skąd wyskakuje jakiś koleś i kieruje nas do blaszanego baraku, który daje cień schowanym tam samochodom a teraz również nam i naszym
maszynom.
http://i.imgur.com/THk1Y87.jpg
http://i.imgur.com/FvX9EbB.jpg
http://i.imgur.com/tSbsY71.jpg
http://i.imgur.com/PGk8FIC.jpg

Kupujemy wodę i lody. Korzystając z kawałka cienia odpoczywamy przed dalszą podróżą. Po chwili znów wracamy na trasę do Kandovan. To w sumie niedaleko ok 180 km od Dżolfy, w której nocowaliśmy ale nie jedzie się najlepiej. Wieje okropny wiatr a jak spojrzałem na góry po prawej zauważam nadciągające wraz z wiatrem tumany pyłu. Coś jak burza piaskowa i faktycznie na postoju czuć latające wraz z wiatrem drobinki piasku. Trzeba jechać z opuszczoną szybą w kasku, gdyż mimo deflektora i okularów nie jedzie się komfortowo. W końcu krajobraz nieco się zmienia, wjeżdżamy do miasteczka Osku, skąd mamy już tylko 20 km do skalnego miasta.
Tuż za Osku pojawiają się jakieś ostoje zieleni, w których mnóstwo Irańczyków piknikuje. Siedzą, jedzą i leniuchują. To ich piknikowanie to osobny temat. Przyznam że trudno mi pojąć jaką przyjemność można mieć z pikniku zlokalizowanego na pasie zieleni położonym pomiędzy pasami ruchliwej drogi.
Takie sytuacje są na porządku dziennym. 3 pasy w jedną, 3 w drugą a pomiędzy nimi pas zieleni i ludzie na dywanach. Hmmm.
W końcu dojeżdżamy do miasteczka Kandovan. Od razu widać że to ruchliwe, turystyczne miejsce. Ruch jest bardzo duży, kupa samochodów wokół drogi. Na wjeździe pobierają opłaty ale my na motocyklach nie zapłaciliśmy nic.
http://i.imgur.com/2tIZ1or.jpg?1
Droga zmienia się na brukową ale bruk jest nierówny a wielkość kostki to jakieś 40x40 cm. Nie byłoby problemów gdyby dało się jechać normalnie ale gęsty ruch powoduje że wleczemy się na jedynce i taka jazda wymaga koncentracji i marzę o tym aby zjechać na bok i zejść już z motocykla. W końcu wjeżdżamy w boczną uliczkę, jest strasznie ciasno ale jako tako udaje nam się wcisnąć nasze motocykle w wolne przestrzenie, tak że auta mogą przejechać.
http://i.imgur.com/OWIX3FT.jpg
http://i.imgur.com/QpSaR8J.jpg
http://i.imgur.com/BEAgh32.jpg
Jest wąsko i ciasno. Podjechać da się tylko na kilka uliczek a wyżej już tylko schody i wspinaczka pod górę. Nie chce mi się nosić tobołów więc proszę ulicznego sprzedawcę aby zgodził się, żebyśmy zostawili je u niego na co ten przystaje.
Super, przynajmniej nie trzeba będzie nosić kasku i reszty bałaganu.
Hondo-chinole są wszędzie.
http://i.imgur.com/iQz47r2.jpg
W każdej dziupli coś się dzieje. A to sklep z pamiątkami czy spożywką, domy, pomieszczenia gospodarcze czy zagrody dla zwierząt. Ciasno to upchane na niewielkiej przestrzeni.
http://i.imgur.com/z9ixxxt.jpg
Na głównej ulicy w zasadzie same sklepy.
http://i.imgur.com/hY8zqy9.jpg
http://i.imgur.com/dv6x3Xw.jpg
Zachodzę do jednego gdyż jest tam niewiarygodna wręcz ilość wszelkiej maści orzechów i ziaren. Oczywiście właściciel od razu zagaduje i każe sobie i koledze robić fotki. Oczywiście robimy.
http://i.imgur.com/dMMvaci.jpg
Włazimy pod górę zobaczyć jak to wygląda ze szczytu.
http://i.imgur.com/EGEJtSA.jpg
Można powiedzieć że odkąd zaparkowaliśmy wzbudziliśmy zainteresowani małej dziewczynki, która nie odstępuje nas nawet na krok.
http://i.imgur.com/hGPSlUL.jpg
http://i.imgur.com/Kis9SfB.jpg
Wszędzie schody,słońce pali niemiłosiernie a że w motocyklowych ciuchach nie najlepiej się chodzi więc po dupach się leje.
http://i.imgur.com/mYQT2Vq.jpg
http://i.imgur.com/jveupda.jpg
http://i.imgur.com/3yKwYgd.jpg
http://i.imgur.com/IdgP83o.jpg
http://i.imgur.com/mEhkIAG.jpg
http://i.imgur.com/ZDWq0E6.jpg
Uczciwie muszę przyznać, że zwiedzanie zabytków to nie jest mój konik. Zdecydowanie wolę podziwiać atrakcje przyrodnicze czy eksplorować jakieś ciekawe ścieżki, niż łazić po mieście i zachwycać się architekturą. Chłopaki mają podobne podejście więc ze względu na upał i średnią jak dla nas atrakcyjność tego miejsca postanawiamy spadać i zajechać nad jezioro Urmia od strony wschodniej.
Złazimy więc na dół, do motocykli, które obracamy w kierunku powrotnym bo zawrócić ciężko i pomału wyjeżdżamy do głównego szlaku. Jedzie się dobrze i tylko większe miasteczka hamują płynność naszego ruchu.Każdy postój kończy się oczywiście kolejnymi powitaniami, obowiązkowymi fotkami itp. Tutaj kolejni lokalesi na naszej drodze.
http://i.imgur.com/dyRqXe4.jpg
http://i.imgur.com/NXLMF5U.jpg
Zjeżdżamy w końcu w kierunku jeziora ścieżką którą namierzył Michał i wydała mu się najkrótsza. Z daleka majaczy coś ale wodą bym tego nie nazwał. Podjeżdżamy do brzegu a tam twardo jak beton, wody nie widać w pobliżu. Chwilę pałujemy po jeziorze ale mam obawy się wepchać głębiej bo nie uśmiecha mi się wcale aby wydłubywać ciężki motocykl z mazi błotnej bo taką spodziewam się znaleźć dalej pod pozorną twardą warstwą na wierzchu. Michał jednak próbuje i zaraz szybciutko zawraca bo robi się naprawdę grząsko.
http://i.imgur.com/WDtHw8U.jpg
http://i.imgur.com/8dx60SX.jpg
http://i.imgur.com/aJZQOVx.jpg
Ani to ładne ani ciekawe. Zwrócić należy uwagę na kiepską widoczność. Pagórki są dość blisko a prawie ich nie widać.
http://i.imgur.com/UJCzTdv.jpg
http://i.imgur.com/nhSUFBq.jpg
http://i.imgur.com/c5VQHAb.jpg
W końcu wybijamy się z jeziora i zaczynamy szukać noclegu. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie czy w ogóle jedliśmy jakiś obiad. Jesteśmy zmęczeni. Stajemy w sklepie w wiosce tuż obok jeziorka aby zrobić niezbędne zakupy - jedzenie, wodę i takie tam. Robimy zakupy i podpytuję gościa, który coś tam kuma o jakąś miejscówkę na nocleg. Nie bardzo kuma ale już akcja, włączone są telefonicznie jakieś osoby, z którymi rozmawiam , przekazują słuchawkę i tak z 10 minut. Niestety angielski tych osób jest szczątkowy, trudno się dogadać ale od razu jest propozycja coby jechać za gościem on nam coś zorganizuje. Grzecznie dziękujemy bowiem mamy mocny plan biwakowy na dziś. Ruszamy więc i rozglądamy się na boki w poszukiwaniu jakichś krzaczorów, lasku, czegokolwiek bo budziłoby choć nadzieję na nocleg pod drzewem. Niestety z tym słabo i postanawiamy zjechać z głównej drogi i zapuścić się bardziej w głąb. Tak też robimy. W końcu widzę jakieś duże drzewa. Jest nadzieja. Zjeżdżamy. Ruszyliśmy dziś bardzo późno, droga nie szła najlepiej a słońce zaczyna spadać niespodziewanie szybko. Czasu mamy niewiele. Dojeżdżam do tego „lasu” i widzę gościa który coś tam działa w tym jakby sadzie. Komunikacja jest trudna więc biorę przewodnik bo tam jakieś szczątkowe zwroty są więc może jakoś się dogadamy. Idę do niego ale już widzę że z noclegu między drzewami to nic nie będzie. Cały obszar jest nawadniany i w zasadzie pod wodą. Nie ma opcji na namiot bo wszystko mokre. Pytam więc o nocleg na migi, pokazując namiot, spać i takie tam ręczne pokazywajki. No kuwa ciężko. Wracam więc do chłopaków i już widzę że coś ich jakby za dużo tych motocykli. Pojawili się lokalesi na tych ichnich piździkach. Koleś pracujący w polu też za mną kroczy do chłopaków. Okazuje się, że coś tam skumał a młodzież na motocyklach już nas ciągnie za sobą wiedząc że szukamy noclegu. OK. Podjeżdżamy może 300 metrów do zabudowań obok. Otwiera młody chłopak, z którym tamci gadają a my stoimy kompletnie nic nie kumając. W końcu okazuje się że zabudowania tuż obok są jego i stoi tam niewykończony dom. Proponują nam nocleg właśnie tamchoć nastawiałem się na kawałek placu pod namioty. OK. Dziękujemy i wbijamy się na bazę, wjeźdżając przez bramę na podwórze. Nie wiadomo skąd kolesi nagle jest kilkunastu, ca chwilę 5 potem znów ich przybywa. Noszą jakieś rzeczy. Wchodzę do środka do budynku a tam niewykończony pokoik, gruz na podłodze. No nie ma co wybrzydzać w sumie pod dachem a gospodarze super mili. Ale to nie koniec. Okazało się, że dopiero szykowali nam miejscówkę znosząc koce, dywany, poduszki etc. I finalnie wyglądało to tak.
http://i.imgur.com/6oJaOZa.jpg
http://i.imgur.com/wTsK6Uy.jpg
Motki na podwórku, spanie ogarnięte rewelacja.
http://i.imgur.com/M9OzyZ5.jpg
http://i.imgur.com/fN5HAUG.jpg
To co działo się potem, to w zasadzie pasowałoby jako odrębną historię opisać bowiem podejście tych ludzi do nas obcych, integracja pomimo nieznajomości języka i finalnie impreza akoholowa to dla mnie wręcz niesamowite doświadczenie. Streszczę więc pokrótce co się tam działo. A działo się oj działo. W każdym razie zabrane z PL małpy żołądkowej + mój zapas domowej mailnówki w piersiówce pękł. Piersiówka zmieniła właściciela na naszego gospodarza Pehzeda.
To ten gościnny jegomość lat 24 czy jakoś tak.
http://i.imgur.com/GYMQSIz.jpg
Żeby nie było że durne Polaki rozpijają muzłumanów to 1,5L ichniego samogonu też pękło. Do tego napitki, zagrycha, szisza i takie tam różne inne ;-).
A tak wyglądała ta banda wesołków na irańskim zadupiu (to tylko część z grupy, która przewinęła się tego wieczora przez naszą noclegownię, łącznie z dziewczętami, które miały tłumaczyć naszym gospodarzom z angielskiego, co się nie udało. Dziewczynka znała tylko kilka podstawowych zwrotów po angielsku.
http://i.imgur.com/FiWCD2l.jpg
http://i.imgur.com/kf34hAn.jpg
http://i.imgur.com/ydOansC.jpg
http://i.imgur.com/5MMDsu7.jpg
http://i.imgur.com/TwfTl8s.jpg
http://i.imgur.com/jvuS2nU.jpg
No było grubo ale zajebiście fajnie. W końcu nasz gospodarz uznał chyba że należy nam się w końcu odrobina spokoju więc pożegnaliśmy się.ze wszystkimi i wykończeni położyliśmy się.spać.

Emek 05.08.2017 17:36

Po wczorajszej imprezie z Persami pozostał lekki kac ale jak zwykle zrywam się z rana i wychodzę przed nasze domostwo zaczerpnąć.świeżego powietrza. Jest pochmurno i siąpi deszcz, temperatura jak w Skandynawii a nie w Iranie. Jest dość chłodno co z jednej strony mnie cieszy a z drugiej już widzę jak po przejechaniu kawałka drogi dopadnie nas upał i trzeba będzie wszystko z siebie ściągać. Widzę że chłopaki w trosce o nasze zdrowie i życie zastawili kawałem żelaza otwór ściekowy do czegoś w rodzaju szamba (dziura na dobre naście metrów więc wpadnięcie do niej to w najlepszym wypadku połamanie wielu kości). Nasz gospodarz był też na tyle wspaniałomyślny, że wczorajszego wieczora po imprezie wiedząc, że chcemy wyruszyć wcześnie przyniósł nam herbatę w termosie , chleb, ser i coś tam jeszcze na śniadanie. Miło z jego strony. Śniadanie zjedzone, wkrótce zjawił się też Pehzed. Pakujemy motocykle, czas ruszać w drogę. Żegnamy się serdecznie z naszym gospodarzem i ruszamy. Od razu zaczyna padać ale bez dramatu. W sumie dobrze że założyliśmy membrany bo jest po prostu zimno. Dzisiejszy dzień jest dniem drogi. Zmierzamy w kierunku Szusztar ale dziś z pewnością tam nie dojedziemy. Brak konkretnego celu podróży na dzisiejszy dzień powoduje, że jedzie się źle. Kilometry uciekają powoli i wszystko strasznie się dłuży. W końcu zatrzymujemy się w mieście, gdzie Filip zamierza zakupić kartę do netu tak abyśmy mieli jakiś kontakt ze światem. Stajemy na poboczu i oczywiście za moment otacza nas tłum ludzi. Brodaty włazi do sklepu bodaj z armaturą łazienkową zapytać kolesia gdzie zakupić kartę do netu. Życzliwy Irańczyk , zamyka sklep i idą razem do innego punktu gdzie można kupić kartę. My z Michałem gotujemy się przy motocyklach ale przynajmniej mogę się rozebrać i trochę odpocząć. O ile można nazwać odpoczynkiem ciągłe pozowanie do fotek i konwersację z ludźmi, których nie jestem w stanie zrozumieć.



Okazuje się, że zakup irańskiej karty telefonicznej nie jest żadnym problemem ale jej rejestracja to już kompletnie inna bajka. Jak na przesłuchaniu, łącznie z odciskami palców. Procedura się przedłuża, są jakieś problemy i w końcu irańczyk, który pomaga Filipowo w zakupie bierze kartę na siebie bo odciski palców Brodatego wskazują, że nie jest on na tyle odpowiedzialny coby korzystać z netu w Iranie ;-).
Tracimy chyba z godzinę, słońce pali już niemiłosiernie, stoimy przy ruchliwej ulicy. Jest przeyebane. Wreszcie ładujemy się z powrotem na motocykle i przebijając się przez tłum gapiów wyjeżdżamy z miasta. Jedzie się jednak fatalnie. Wokół drogi wiatr wzbija tumany kurzu, widoczność słaba a sam wiatr chce nas zrzucić z motocykli, targając nami na boki swoimi podmuchami. Zatrzymujemy się.dość często i nie jesteśmy w stanie pociągnąć dłużej.
http://i.imgur.com/8SDjoZO.jpg


Stojąc w tym miejscu Michał zauważa kolesia na starej Supertenerce. Postanawiamy dojść gościa bo z pewnością to nie lokales. Doganiamy go w końcu w mieście. Zatrzymał się odpocząć. Okazuje się, że to Słoweniec, który podróżował w grupie kilku motków ale ze względu na błędy w kwitach :-)) zatrzymali go Turcy i dwa tygodnie czekał na właściwe kwity. Teraz już.nie goni ekipy, która mu odjechala w kierunku Turkmenistanu bo nie ma na to szans więc postanowił objechać samotnie Iran. Gość ma prawie 60 lat. Oczywiście ledwo się zatrzymaliśmy, od razu mamy towarzystwo lokalesów. Miło i fajnie gawędzimy, palimy fajki i odpoczywamy na trawie w cieniu.

http://i.imgur.com/ODBvpkf.jpg
http://i.imgur.com/dP83Qv3.jpg


Jadę myśląc o tym, że w takim ruchu zadziwiające jest to że nie widziałem żadnego wypadku, auta wcale nie są poobijane jak np we Włoszech. Te moje myśli rozwiewa półciężarówka, którą dostrzegam po wyjściu z jednego z zakrętów. Auto leży na dachu, wokół tłum ludzi i człowiek leżący na plecach na drodze, chyba kierowca :(. No to jednak nie jest tak cudownie jak mi się zdawało.
Dość ciekawie jedzie się obserwując ludzi w miasteczkach, które mijamy. WIdać że zmienia nie nie tylko krajobraz ale również stroje ludzi. Sami mieszkańcy też jakby ciut bardziej zdystansowani. Oczywiście wzbudzamy ogromną ciekawość ale tutaj gdzie się znajdujemy nie jest to nachalne lecz bardziej stonowane. A ludkowie wyglądają tak.
http://i.imgur.com/s7hmWqs.jpg
Śmieszne ale bardzo wygodne mają te pory. Nie jest też w nich gorąco.
http://i.imgur.com/oIOmsoE.jpg
Nasze posiłki jeśli chodzi o obiady w Iranie wyglądają tak.
http://i.imgur.com/AMAUqU5.jpg
To Kebab-e-kubideh. Do tego jest jeszcze sok z limonki, który stoi na stolikach w butelkach i polewa się nim jedzenie. W kombosie jest smaczniejsze.

Często też podawane jest coś w rodzaju sałatki złożonej z ziół - mięta, szałwia, szczypior i jakieś nieznane mi zioła, które mają chyba na celu poprawić trawienie po posiłku.
Żarcie jest bardzo smaczne a niemal natychmiast przekonujemy się że baaardzo trudno byłoby się zatruć tutaj jedzeniem. Irańczycy mają jobla na punkcie czystości. Ręce myją bardzo często podobnie jak stopy. Instrukcja mycia rąk w opisana w kilkunastu punktach wisi praktycznie w każdym lokalu.

Dzisiejszy dzień kończy się.bardzo szybko, słońce spada, przejechane niewiele bo ciut ponad 400 km. Zaczynamy szukać noclegu i postanowiliśmy że dziś spróbujemy przespać się w namiotach. Dojeżdżamy do miasta Kermanszah i na przedmieściach zapytuję ludzi o jakieś miejsce do spania.
http://i.imgur.com/pSk9QJd.jpg
Polecają nam park i postanawiamy sprawdzić.czy da się.i jak to wygląda. Parki są w większych miastach a że właśnie takie mamy przed sobą, namierzam dość duży park na mapsme i udajemy się w tamtym kierunku. Trochę kluczenia ale w końcu udaje się.nam wjechać do parku i zaparkować. Ściągam ciężkie ciuchy i idę do sklepiku z lodami w parku zapytać czy możemy się tu kimnąć. Niestety żaden z Panów nie kuma po angielsku wracam więc do chłopaków. W parku ludzi opór, jedzą, odpoczywają, piknikują. Widzę grupę kilku kobiet po drugiej stronie alejki ale mam wątpliwości czy można do nich podejść bez obawy skrócenia o głowę ponieważ nie ma z nimi żadnego mężczyzny. Podchodzę niepewnie zapytując czy możemy spać w parku pod namiotami. Komunikacja leży, znów nikt nic nie kuma ale kobiety chcą pomóc coś tam gmerają w telefonach próbując włączyć tłumacza, ja wyciągam notes, w którym zapisałem sobie fonetycznie jak zapytać czy możemy rozłożyć tu namiot. Ciężko idzie ale w końcu Filip daje mi telefon z odpalonym tłumaczem (mamy już internet) i idzie już sprawnie. Możemy tu biwakować bez problemów. No to ognia. Toboły z motków, rozbijamy namioty i wciągamy motocykle na chodnik bo ruch dość spory , każdy przystaje i mam obawy że w końcu ktoś w nas wjedzie. Motocykle zabezpieczone, namioty rozstawione - idziemy po browar ;-) (bezalkoholowy).
http://i.imgur.com/gLlLESk.jpg
Oczywiście znów tłumy ciekawskich ale tym razem strasznie miło. Przynoszą nam jedzenie, lody, owoce więc obowiązkowo wypełniamy zadania i focimy się wspólnie.

http://i.imgur.com/YGM2skH.jpg
http://i.imgur.com/vLh88Zg.jpg
http://i.imgur.com/8S22MOy.jpg

Ludzi przewija się naprawdę.mnóstwo i w końcu spotykamy kolesia, który płynnie mówi po angielsku , jest bowiem przewodnikiem. To ten koleżka w kasku. Sporo dowiadujemy się o sytuacji w Iranie, podejściu ludzi do rządu, religii itp. Przekonuję się.po raz kolejny i utwierdzam w przekonaniu, że ta medialna papka, którą nas karmią nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i prawdziwym obrazem danego kraju czy ludzi w nim żyjących. Okropnie mnie to wku#$ia, że wciska nam się.kompletne bzdury a ludzie łykają jak młode pelikany medialne informacje nie mając zielonego pojęcia że w wielu przypadkach to po prostu manipulacja.
http://i.imgur.com/BrCZqpf.jpg
http://i.imgur.com/XpAfVZP.jpg

Rozmawiamy długo , zapada zmrok. Wypijamy hektolitry bezalkoholowego browca, za który płacimy majątek (bodaj 9 zł za puchę). Park jest niesamowicie wręcz oświetlony wielokolorowymi lampionami. Jest spokojnie i bezpiecznie. Do późnych godzin nocnych tętni życiem, ludzie jedzą, bawią się. Nie tylko my jesteśmy pod namiotami. Irańczycy po imprezie też śpią w namiotach lub na kocach bezpośrednio na trawie. To bardzo fajne, nie to co u nas. W każdym parku jest duża toaleta z umywalnią. Czasami też jest prysznic lub można wziąć go po prostu w kiblu. Dostęp do wody jest zapewniony i jak się.okazuje to jest główną przyczyną że irańczycy mówili nam że spanie na dziko jest niebezpieczne. Próbując ustalić o co biega rozmawiałem z kilkoma osobami, z którymi komunikacja byla możliwa i wszyscy wskazali że brak dostępu do wody = niebezpieczeństwo. W parku masz wodę i toaletę, jak to spać w krzakach na dziko? To niebezpieczne :-). Hmmm. W parku też nie jest najbezpieczniej, o czym dowiemy się z rana…

JL79 07.08.2017 14:52

Sieczyta. Dobrze piszesz:Thumbs_Up:

Emek 07.08.2017 19:33

Rankiem po wypiciu ogromnej ilości bezalkoholowych browarów natura wygania mnie z namiotu i każe udać się do toalety. To dobry kawałek od naszych namiotów ale idę twardo, nie będę robił wiochy i lał pod drzewo. Niestety okazuje się, że nie mam innego wyjścia, toalety są pozamykane. Sprawdzam też damską dla pewności ale też zamknięta na głucho. No więc zostają krzaczory. Wracam na bazę i mijam się z Michałem, którego informuję że klop nie rabotajet.
Jest wcześnie, Filip śpi więc wyciągamy kuchenkę coby zagotować wodę na herbatę i szykujemy sobie śniadanie. Gasną światła w parku mimo że wcale nie wzeszło jeszcze słońce. Jest ciemno więc działamy w świetle czołówek. Pyszna makrela z puchy poprawia samopoczucie, herbatka rozgrzewa i jest git. Dziś mamy w planie dojechać do Szusztar po drodze zaliczając największy ziggurat na świecie - Czogha Zanbil. Mamy więc do zrobienia ok 450 km. W sumie niewiele ale kilometry w Iranie nawija nam się opornie i ciężko. Czas pomału się zbierać zanim słońce będzie wysoko i gorąco będzie nie do zniesienia. Budzimy Filipa i pomału zaczynamy zwijać majdan i pakować się na motocykle. Chwilę wcześniej przypałętał się do nas jakiś bezdomny i coś tam mamrotał po persku ale jak tylko zauważył to koleś , który przejeżdżał obok autem zatrzymał się, wysiadł z auta i przegonił intruza.
Wkrótce okazuje się że Filipowi brakuje torby. Jak to nie ma? - pytam. Leżała na trawie a potem Filip wciągnął ją do namiotu. Teraz w namiocie jej nie ma. Kuwa, zajumali???? Kto, jak? Z namiotu? Może gdzieś leży, może pies jakiś wytargał, różne pomysły chodzą nam po głowie.
OK. Co tam było? Okazuje się że w zasadzie nic - buty, narzędzia, zapasowe części do moto i zapas soczewek jednorazowych brodatego na cały wyjazd. Ma okulary więc spokojnie się ogarnie. Ruszamy w teren rozejrzeć się czy jakaś menda nie porzuciła torby lub uznała że część betów jej się nie przyda i leżą gdzieś w krzakach. Niestety bez efektu. Czas ucieka i Filip decyduje że ruszamy. Buty można kupić, a soczewki ogarniemy później. Chodzą nam po głowie myśli coby zgłosić to na Policję i może dojadą złodzieja ale czas goni i jak pomyśleliśmy ile czasu zajmie nam samo wytłumaczenie Irańczykom o co nam biega. Rezygnujemy.
Jesteśmy w Kermanszah oczywiście. To mnie się.wali w bani i wymyślam nazwy nieistniejących miejscówek ;).

Ruszamy zatem w drogę. Przed odjazdem jeszcze raz objeżdżamy cały park w nadziei że torba gdzieś jednak leży. Ni uja. Gonimy więc.
Mamy zamiar dobić się do autostrady i tam trochę podgonić niestety gubimy się i jak się okazuje zrobiliśmy ponad 50 km nie w tym kierunku. Gorąc piana na ryju. Jesteśmy wkurzeni tą pomyłką. Tracimy ponad godzinę. W końcu docieramy z powrotem do punktu niemal startowego i walimy do hajłeja.
Przed nami autostrada irańska i chcemy na nią wskoczyć i zobaczyć jak wygląda i jak się nią leci. Zaczyna się jednak dopiero w Chorramabad gdzie mamy ok 200 km dojazdówki. Idzie jednak dość szybko i w końcu dojeżdżamy do bramek. Wszyscy płacą więc ustawiamy się grzecznie w kolejce jednak po podjechaniu do szlabanu koleś macha nam tylko z uśmiechem na ustach wskazując ręką drogę. Zaaaapierr$%laaaammy. No tu już nic nas nie trzyma. Żadnych miast, śpiących policjantów tylko droga. Naginamy szybko i sprawnie ale słońce pali niemiłosiernie i przydałaby się chwila oddechu. Autostrada ma jedynie ok 150 km ale nie jest tak idealnie jakbyśmy się tego spodziewali po drodze tej klasy. Pomijam fakt że miejscami dość mocno wieje.
http://i.imgur.com/HnvN3My.jpg
http://i.imgur.com/B3smAxL.jpg
http://i.imgur.com/QOe5GB8.jpg
Przy drodze chodzą zwierzęta, jest sporo zjazdów szutrowych z których wypadają kolesie na motorkach. Innymi słowy trzeba uważać. Podczas jednego z postojów Brodaty zauważa słusznie że dołem płynie rzeczka i może byśmy tak skorzystali z chłodzenia cieczą i zjechali gdzieś na boczek i do rzeki. Pierwsza próba nieudana, strome urwiste brzegi, nijak tam podjechać a zajście na dół będzie skutkować stromym podejściem, odpuszczamy. Kolejny zjazd i bingo stajemy pod wiaduktem autostrady mając obok strumień (trudno to nazwać rzeką, bez problemu idzie to przeskoczyć).
http://i.imgur.com/JcaD8fT.jpg
http://i.imgur.com/c61acxf.jpg
Woda chłodna i dobrze nam zrobiła ta kąpiel, choć na krótko. Lecimy więc dalej, zgłodnieliśmy i zatrzymujemy się w knajpie na posiłek. Tym razem czaimy się chwilę pod lokalem, bowiem cały czas ktoś wchodzi i wychodzi. Ludzie wynoszą mnóstwo pakunków z jedzeniem. Włazimy jednak. Bierzemy menu , z którego oczywiście ni uja nie kumamy więc chwilę debatujemy. Jednak za moment wjeżdża na stół micha z zupą i talerze. Nie wiemy o co biega bo nie zamawialiśmy nic. Może uznali nas za bezdomnych czy co i mają dla takich przygotowane żarcie. To oczywiście żart ale byliśmy nieco zaskoczeni. W każdym razie zupa jest z pęczaku czy podobnych ziaren . Jest lekko gęsta, smaczna i bardzo sycąca. Popychamy mięsiwem z ryżem i jesteśmy gotowi do dalszej drogi. Gnamy cały czas na południe i chyba w związku z tym słońce jakby porusza się szybciej.

Do Czogha Zanbil jeszcze kawałek więc zbieramy się w sobie i lecimy. Droga jest niezła i wkrótce dojeżdżamy do czegoś w rodzaju postu. Posterunek, szlaban i tyle. Nic nie sprawdzają więc mijamy go i lecimy dalej. Krajobraz mało ciekawy lecz jest trochę zielono bowiem jesteśmy w dolinie rzeki Dez. Wokół pola uprawne, które ustępują w piaskowym wzniesieniom, w miarę zbliżania się do celu naszej podróży. Wreszcie zjeżdżamy z drogi i mamy kawałem dojazdówki z bardziej głównej trasy. Wkrótce naszym oczom ukazuje się dość spory parking i widać już obiekt, który chcieliśmy zobaczyć. Co ciekawe pytałem w Kermanszach przewodnika, którego poznaliśmy w parku i nie miał on zielonego pojęcia o czym mówię. Dopiero jak pokazaliśmy mu w necie coś tam zaczaił ale że największa taka budowla znajduje się właśnie w Iranie to już nie miał bladego pojęcia.
Zatrzymujemy się przed budynkiem, w którym golą bilety aby móc podejść pod sam obiekt. Nie są wcale tanie. Coś koło 20 złociszy na nasze co w Iranie jest kwotą skandaliczną. Bardzo często zdarzało się że z 500 000 riali nie mogli nam wydać reszty (oprócz stacji paliw), więc 600 000 za 3 bilety to kupa forsy skoro pełny zbiornik paliwa kosztuje ok 180 000 (10 000 za litr). Innymi słowy koszt zwiedzenia tego przybytku=pełny bak=porządny obiad więc sami oceńcie. Proszę kolesi co sprzedają bilety aby zwrócili uwagę na nasze motocykle, gdyż jest gorąco a nie chce nam się zabierać rzeczy z motocykli a to kawałek drogi. Niby niedaleko ale po co to dźwigać. Mówią że OK, nie ma problemu więc zostawiamy wszystko, biorę tylko kamerkę i aparat i gonimy.
Sam ziggurat zrobił jednak na mnie wrażenie. Mimo, że zwiedzanie uważam za czasu marnowanie i wolę plener, góry, rzekę, jezioro, łotewer to uważam że ta miejscówka jest warta zobaczenia i zapłacenia 20 złociszy. Obiekt jest spory. Ma ok 100x100 metrów. Słońce szybko spadało o nie mieliśmy czasu na czytanie informacji więc zrobiłem im foty aby poczytać później.
No i wygląda to tak.
http://i.imgur.com/vcBCswB.jpg
http://i.imgur.com/Ss2Q2Pd.jpg
http://i.imgur.com/mat5CXm.jpg
http://i.imgur.com/SYYyvG1.jpg
http://i.imgur.com/0yjqCDX.jpg
http://i.imgur.com/FYl7rEF.jpg
http://i.imgur.com/2Zu8rBG.jpg
http://i.imgur.com/oPXhxNg.jpg
http://i.imgur.com/1KjLuTU.jpg
http://i.imgur.com/DBn2wvo.jpg
http://i.imgur.com/z3Wkd7B.jpg
http://i.imgur.com/RCwqHlY.jpg
http://i.imgur.com/LMRm9NC.jpg
No fajne toto. W promieniach zachodzącego słońca naprawdę mi się podobało.
http://i.imgur.com/XLxvQjd.jpg

Niestety musimy naginać choć nawet przyszło mi do głowy coby rozbić sobie tutaj namiot ale brak wody, brak żarcia i chęć dojechania do Szusztar studzą mój zapał. Wracamy więc do motocykli i ruszamy w kierunku miasta. To niedaleko jakieś 50 kilosów. Dość szybko dolatujemy do miasta prawie pustą drogą. Przebijamy się przez most na rzece i zatrzymujemy się aby obczaić gdzie tutaj jakiś park coby zanocować i coś zjeść. Pomijam już celowo w relacji co się dzieje jak zatrzymamy się w mieście i tym razem nie jest wcale inaczej. Otacza nas tłum tubylców na motorkach i klasyczne foty, gadka i tak dalej. Prosimy więc ich o wskazanie jakiegoś parku gdzie możemy rozbić nasze namioty na tyle blisko centrum coby blisko było jakieś pożywienie i sklepy. Oczywiście już mamy kilkunastu przewodników, którzy prowadzą nas przez miasto skutecznie tamując ruch aut tak aby nikt w nas nie wjechał. Zjeżdżamy kawałek w prawo i jesteśmy przy parku. Jawi się fajnie. Spokojny , sporo zieleni i miejsc do biwakowania. Jest zamykany i dozorowany. Niestety okazuje się że dozorowany jest nie bez powodu. To park wyłącznie dla kobiet i mężczyznom wstęp wzbroniony. Nic z tego. Musimy poszukać drugiego. Walę z innej beczki , czy może jest jakiś park przy posterunku policji to zostawimy tam motki (jak wspominał Ofca) i pójdziemy na miasto. Okazuje się, że jest i to sąsiaduje z posterunkiem. Zajebiście. Wbijamy się do parku, stawiamy maszyny, rozbieramy się i rozpoczynamy procedury rozbijania obozu.
http://i.imgur.com/lLlxsmF.jpg
http://i.imgur.com/OF6CYED.jpg
To co się zaczęło dziać w tym momencie jak i wydarzenia, które miały miejsce w nocy sprawiły, że był to nasz trzeci i ostatni biwak w Iranie. Tłum był po prostu gigantyczny. Nie kilka czy kilkadziesiąt osób. Po prostu "ludziów jak mrówków". Dramat. Obsiedli nas jak komary w ruskiej tajdze. Trwało to ze 3 godziny, do momentu jak poszliśmy spać. Namioty rozbiliśmy po trójkącie tak aby pomiędzy nimi stworzyć sobie miejsce do siedzenia i nikt tu nie właził. Nie ma szans. Non stop ktoś wyciągał ręce i szarpał nas coby powiedzieć heloł mister i trzasnąć ci w oczy fleszem z lampy telefony robiąc fotkę. Na motocyklach siedziało naraz po 4-5 kolesi aż zacząłem meić obawy, czy kosa wytrzyma lub Filipowy KAT stojąc na centralce przewróci się raniąc dzieciaki. Koszmar. Zostawiamy z Michałem Brodatego i idziemy odsapnąć chwilę od tłumu i zrobić zakupy na kolację i ewentualnie śniadanie. W samym mieście dość uroczo ale ruch bardzo duży i strach przejść przez ulicę mimo tego że są światla na skrzyżowaniu. Kupujemy potrzebne rzeczy i wracamy do obozu w parku. Niewiele się zmieniło. Może oprócz tego że większość linek mocujących namiot jest powyrywana razem ze śledziami i muszę na nowo stawiać domek. Dalej dziki, oszalały z ciekawości tłum. Nic fajnego i przyjemnego. To raczej gigantyczny nachalny napad. Zacząłem czuć się niepewnie a już na pewno niekomfortowo i źle. Filip choć też wkurwiony jakoś radzi sobie z tymi zaczepkami ale ja już mam nerwa i to sporego. Mam ochotę stanąć i krzyknąć - wypi#$%alać! No cóż, nic takiego nie będzie miało miejsca. Oddalam się więc na kilkanaście metrów w stronę ulicy i budki z jakimś żarciem. Spotykam policjanta. Wskazuję mu nasze namioty i na migi pytam czy tak jest OK, czy możemy tu zostać. Dla pewności pokazuję tłumacza z perskiego, którego jest w stanie sam przeczytać gdyby mój przekaz był niejasny. Potwierdza że jest gitara. OK. Nie mam ochoty tam wracać ale jesteśmy zmęczeni i śpiący. W końcu wracam i próbujemy złapać choć odrobinę prywatności. Pijemy browary bezalko i wreszcie decydujemy, że zabezpieczamy cały towar w namiotach i walimy w kimę. Może się w końcu odwalą i pójdą sobie. Wbijam do namiotu, zatyczki w uszy i tylko jeszcze przez chwilę coś słyszę, następnie przychodzi sen. Głęboki, dobry.

Jednak nie na długo. Mijają może 2-3 godziny. Około pierwszej słyszę krzyki nad moim namiotem i wiele rąk szarpie tropikiem. Co jest kuwa. Głosy docierają do mnie jak przez mgłę. W końcu słyszę angielski - łejk ap mister. Łapią mnie obawy, co tu się dzieje. Krzyczę do chłopaków. W końcu odzywa się Michał. OK. Michał jest.
Ubieram się i niepewnie wychylam łeb z namiotu z obawą czy zaraz nie dostanę kopa w ryj. Na szczęście widzę mundurowego więc obawy trochę opadają ale dalej nie wiem o co chodzi. Ludków wokół siła i jeden łamaną angielszczyzną tłumaczy że policja każe nam zwinąć namioty i postawić je na chodniku przed posterunkiem dosłownie kawałek dalej. Poyebało was? Jak ja namiot postawię na betonie. Mój domek nie ma takiej opcji, muszę być na trawie. Gość kumający po angielsku rozmawia z policjantem a ten wskazuje miejscówkę gdzie mamy się przenieść. Na trawę pod płot koło policji. Ja pier… budzą nas w środku nocy aby przenieść wszystkie toboły kawałeczek dalej nie wiadomo po jaki chooy.
W porządku, Michał na nogach, Filipa nie możemy dobudzić. Wstaje wreszcie zaspany, może i dobrze bo nie zaczaił początku akcji.
Przenosimy się niech się odpieprzą wreszcie. Cała operacja zajmuje nam chyba z godzinę. Musimy też.przejechać motocyklami pod drzwi policjantów. Masakra. Kilka kursów noszenia tobołów, tak aby ktoś stale filował żeby nikt nam nic nie zayebał, ponowne rozbijanie namiotów, przeparkowanie motocykli. Kupa straconego snu. W końcu pakuję się do namiotu i próbuję zasnąć. Stres, nerwy, wysyłek fizyczny i psychiczny nie pozwalają mi już na sen tej nocy. Dosypiam może z godzinkę. Czas wstawać.
Tego ranka udało mi się nagrać streszczenie wczorajszego dnia ale uznałem je za zbyt radykalne i postanowiłem nagrać po drugi raz . Oto wersja II (soft).

Emek 07.08.2017 23:08

Zapomniałem dodać, że tego dnia mieliśmy (znaczy ja miałem) jeszcze dość ciekawą choć niebezpieczną przygodę. Mianowicie jadąc przez jedno z miasteczek obserwowaliśmy zjawisko, które już po tych kilku dniach spędzonych w Iranie kompletnie nam spowszedniało. Mianowicie lecimy sobie przez miasto i ludzie podróżujący wokół nas w autach nagrywają nas telefonami, robią foty etc. Nie dziwi mnie już to ale akcja była taka, że taksówkarz wraz z pasażerem jechali równolegle do mnie a kierowca wyciągnął rękę z telefonem przez okno pasażera i mnie nagrywa.
Tak patrzę a gość skoncentrowany na złapaniu zajebistego ujęcia mojej osoby kompletnie nie kontroluje co dzieje się z pojazdem. Od czasu do czasu lekko korygował tor jazdy aby pozostać na swoim pasie. W pewnym momencie jednak widzę że tak jest zaaferowany nagraniem (podobnie jego pasażer siedzący z tyłu), że zaczyna się niebezpiecznie do mnie zbliżać. Dobrze, że w porę się zorientowałem ale nie było już szans na uniknięcie kontaktu, dałem lekko w palnik i na szczęście walnął mnie w sakwy na tyle. Wydarłem na niego ryja choć pewnie nie usłyszał i poprawiłem z kopa a ten jedynie zaczął bić jakieś pokłony i machać ręką na zgodę. Kuwa, w takim ruchu gdybym się wywalił to na 99% ktoś Zamyadem jadący za mną rozjechałby mnie jak żabę.
A Zamyad wygląda tak.
http://i.imgur.com/y2HxAGE.jpg
99% półciężarówek w Iranie to właśnie Zamyady - to coś co zapierdziela dość szybko, nie hamuje i z reguły jest załadowane 3 razy bardziej niż wskazuje logika.
To tak dla potomności, ludziska uważajta bo zapatrzeni na kosmitów (jakimi dla Irańczyków niewątpliwie jesteśmy) robią głupoty za kółkiem (choć generalnie uważam ich za świetnych kierowców) co może skończyć się tragicznie i to raczej nie dla nich ;).
Dodatkowo, wyjątkowo wkurzająca cecha irańskiego kierowcy to wielokrotne wyprzedzanie i zwalnianie tak aby zrobić milion zdjęć z różnych perspektyw. Nie znajduję innego wytłumaczenia a zdarzało się jechać po 100 i więcej kilometrów i ten sam pojazd wyprzedzał nas i był przez nas wyprzedzany dziesiątki razy.

ofca234 08.08.2017 15:01

macie jakieś ładniejsze motocykle i mordy ciekawsze - to jedyne wytłumaczenie na to, że mnie aż tak bardzo nie atakowali. ;)

z drugiej strony, ja tylko raz spałem tak "w parku" - to był.dobry strzał akurat bo dostałem i śniadanie i możliwość.skorzystania z prysznica.. inne noclegi był w mniej lub bardziej formalnych "kempingach".

Emek 08.08.2017 15:50

W Kermanszah ludzie byli mili, sympatyczni i otwarci. Tutaj w większości (bo były wyjątki) mieliśmy do czynienia a nachalnym, wręcz chamskim tłumem. W Iranie zauważyłem, że podejście ludzi zmienia się wraz z prowincją. W takim portowym Bushehr praktycznie nikt się nami nie interesował. A jak byliśmy bez motocykli to już zupełnie luz. To samo w Shiraz.

bender42 08.08.2017 16:17

Cytat:

Napisał Emek (Post 542931)
W Kermanszah ludzie byli mili, sympatyczni i otwarci. Tutaj w większości (bo były wyjątki) mieliśmy do czynienia a nachalnym, wręcz chamskim tłumem. W Iranie zauważyłem, że podejście ludzi zmienia się wraz z prowincją. W takim portowym Bushehr praktycznie nikt się nami nie interesował. A jak byliśmy bez motocykli to już zupełnie luz. To samo w Shiraz.

Prowincja jak prowincja, podejście ludzi zmieniało się dosłownie co postój czyli 100km. Natomiast ich wygląd potrafił się zmieniać co 20km z prawie całkowicie zakrytych ubranych na czarno kobiet po delikatnie zasłonięte włosy i kolorowe odzienie.

W Bushehr mogliśmy poczuć się całkowicie anonimowi w Shiraz natomiast (co było bardzo fajne :D) wzbudzaliśmy głównie zainteresowanie kobiet.

Boże drogi jakie one są śliczne! To w jaki sposób patrzą i się uśmiechają sprawia, że codziennie widzisz kwintesencje piękna :D

Najgorsze jednak, że karta sd na której być może zostały uchwycone zaginęła w akcji :(

Emek 08.08.2017 22:08

Wstaję wkurwiony na wieczorne i nocne akcje tubylców. Rozglądam się czy czasem nie da się w pobliżu zjeść śniadania ale rozmawiam z chłopakami i postanawiamy że chcemy się jak najszybciej ulotnić z tego miejsca. Ruch zaczyna gęstnieć i obawiamy się, że za chwilę znów otoczy nas dziki tłum. W pośpiechu zwijamy majdan i pakujemy się. na motocykle. Niestety wczoraj nie udało nam się zobaczyć wodnych instalacji, z których słynie to miasto więc postanawiamy ruszyć w tym kierunku a potem wylecieć z miasta i zająć się.śniadaniem. Tak właśnie robimy. Nasz parkowy obóz jest położony w sumie niedaleko ale chwilę kluczymy nie mogąc namierzyć.miejscówki. Wreszcie Filip włącza nawigację w telefonie i trafiamy bez pudła pod tamę.
Schodzimy po schodach w dół ale jest tak wcześnie , że bramy pozwalające zobaczyć to miejsce z dołu i z bliska są pozamykane. Włazimy więc na most, z którego widok jest doskonały.

http://i.imgur.com/po8Os0D.jpg

http://i.imgur.com/IxJdqm2.jpg

http://i.imgur.com/RS3tWr5.jpg

http://i.imgur.com/rlF6c5c.jpg

http://i.imgur.com/NR24dUP.jpg

http://i.imgur.com/1j4QkOe.jpg

Fajnie to wygląda i żałuję, że nie da się zejść na dół zobaczyć tego z bliska. W uproszczeniu to system mostów, młynów, tam i kanałów nawadniających. Naprawdę spoko i warto to zobaczyć.
No ale czas się.posilić bo od wczoraj lecimy na oparach a słońce zaczyna już mocno przygrzewać. Wracamy do motocykli i ruszamy w kierunku wylotu z miasta. Znajdujemy się dość szybko na peryferiach i zatrzymujemy się.przed sklepem, który jest otwarty a kolesie właśnie rozładowują.Zamyada wypchanego pod sufit arbuzami.

http://i.imgur.com/NB6Z13m.jpg

http://i.imgur.com/d7k7AQ7.jpg

Przed sklepem nowiuśki chinol na alusach.

http://i.imgur.com/McZo31J.jpg

Siadamy na progu sklepu i idę kupić coś na śniadanie. Biorę jakieś słodkie bułki, kilka pomidorów na uzupełnienie potasu i kilka innych pierdół. Siedzimy w cieniu i zajadamy nasze śniadanko. Zadziwiająco sielsko i spokojnie w porównaniu z wczorajszym wieczorem. Pomału trzeba się zbierać w dalszą drogę. Dziś chcemy dotrzeć do zatoki perskiej. Po cichu liczę na kąpiel i zmianę klimatu. Zakładam, że nad morzem będzie chociaż wiało i może upał będzie mniej dokuczliwy. Patrzę na moją.oponę z przodu i już po raz kolejny przychodzi mi do głowy plan , że trzeba ją obrócić. TKC jest mocno wyząbkowane, zrobione już sporo a opona nie była nowa jak ruszaliśmy. Jak będzie okazja to się zatrzymamy i spróbuję.namierzyć jakiś zakład wulkanizacyjny.

Postanawiamy też, że całkowicie odpuszczamy drogi główne i poruszamy się tylko lokalnymi, o ile tylko się da. Da się. Jedzie się bardzo ładnie, te gorsze drogi jakością nie ustępują.głównym a nie ma miast i jedzie się zajebiście. Nie spinając się.połykamy kilometry. W miarę zbliżania się.do morza , coraz częściej spotykamy ślady wskazujące na wydobycie ropy i gazu. Pojawiają się te wieże ze szczytów których buchają płomienie. W wielu miejscach ogień pali się po prostu w otworach w ziemi. Są ich dziesiątki. Ciekawe zjawisko ale przez to wszystko powietrze śmierdzi, wszystko jest jakby rozmyte jak powietrze nad rozgrzanym słońcem asfaltem. Krajobraz księżycowy, cokolwiek zielonego to zjawisko. Bardzo ciężko dostrzec również jakiekolwiek dzikie zwierzęta, łącznie z ptactwem. Niepokojące.

http://i.imgur.com/daZY1wz.jpg

http://i.imgur.com/zEeovfs.jpg

http://i.imgur.com/aFcloYT.jpg

Ogólnie dla mnie krajobrazy te i instalacje wydobywcze są bardzo ciekawe. Zatrzymujemy się.robiąc foty choć słońce pali i ciężko oddycha się.tym czymś co wciągamy do płuc.

http://i.imgur.com/l2Yhq3U.jpg

http://i.imgur.com/xYNG0WR.jpg

Droga przebiega bardzo fajnie bowiem jest kręta, raz się wspinamy raz zjeżdżamy w dolinkę. Co chwila jednak raz z jednej raz z drugiej strony mamy takie widoki.

http://i.imgur.com/YvoxDrc.jpg

http://i.imgur.com/F0XWcZk.jpg

Dotychczas lecieliśmy opłotkami wzdłuż instalacji. Wreszcie mamy jakieś miasteczko i stację.paliw. Czas na odpoczynek, moczenie ciuchów i nawadnianie.

http://i.imgur.com/QHwte6l.jpg

http://i.imgur.com/1flSKKz.jpg

http://i.imgur.com/70wuqCi.jpg

Bardzo fajne jest to że w Iranie praktycznie nie da się.kupić.ciepłych napojów. Wszystko jest bardzo zimne a woda to często zamarznięta na kość butelka lodu. Rewelacja na takie klimaty jak tutaj mają. Zaczynam jednak odczuwać że jakby jest gorzej mimo że temperatura nie jest bardzo wysoka. Jedziemy w kierunku morza i wilgotność rośnie. Wolę jak jest sucho. Wilgoć w powietrzu w połączeniu z upałem po prostu wysysa życie.
Ruszamy dalej miasteczkiem i szukamy pomału warsztatu coby przełożyć oponę. Przytrafia mi się.kolejna niebezpieczna sytuacja na tej wyprawie ale tym razem to moja wina. Wlokąc się za ciężarówką w mieście zauważam że skręca w prawo, daję w palnik i w ostatnim momencie zauważam że koleś autem uznał że duża wywrotka robi mu przysłonę i wyjechał z prawej strony skręcając w lewo. Na szczęście w porę mnie zauważył i dał po hamplach bo mój manewr wymijający nie miałby szans powodzenia. Prędkość za duża, dystans to auta niewielki czas na reakcję.niemal zerowy. Z fartem udaje mi się wywinąć ale w gaciach kisiel. Jedziemy dalej i zatrzymuję.się.przy warsztacie gdzie kilku kolesi coś.tam dłubie przy aucie. Podchodzę i pokazuję o co mi chodzi. Tłumaczę, że chcę obrócić.oponę aby równomiernie się ścierała. Koleś patrzy ogląda i niby mnie rozumie ale uparcie twierdzi że jest OK. Cwaniak spojrzał na markery kierunku wybite na TKC. OK. Wiem, że jest dobrze ale ma być źle pod prąd. Trudno się dogadać. Niby kumają ale niezbyt są skłonni podjąć się.roboty.

Nagle za plecami słyszę, że ktoś płynnym angielskim wita się z nami i pyta czy nie może pomóc. Okazuje się.że to Jakub irański wolontariusz zajmujący się uzależnieniami wsród młodzieży. To ten pierwszy z prawej.

http://i.imgur.com/ZI0hF8z.jpg

Git. Tłumaczę o co mi chodzi i wiem że się rozumiemy. Jakub gada coś po persku z chłopakami z warsztatu i wraca do nas ze słowami - Zapraszam na kawę. Kuwa! O co chodzi? My tu musimy jechać , motocykl zrobić jaka kawa? Nie ma czasu. Jakub nie zwracając uwagi na moją gadkę mówi, że mój problem został już załatwiony a teraz czas na kawę. Zgłupiałem. Może lepiej walnąć kawę? Przy kawie tłumaczy nam że sprawę się.załatwi ale nie tutaj. Napijmy się a potem ogarniemy problem z oponą. Walimy więc kawę a następnie jedziemy za Jakubem do innego warsztatu. Jakub tłumaczy a ja mówię że będę pomagał. Wyjmuję.narzędzia, podnosimy motocykl. Zdejmuję.koło a resztą zajmuje się.już nasz nowy mechanik.

http://i.imgur.com/VC7BXqF.jpg

Załatwiamy sprawę szybko i bezboleśnie i oczywiście za free gdyż właściciel warsztatu nalega żeby nawet nie mówić o jakichkolwiek pieniądzach. Dziękuję mu serdecznie. Wymiana telefonów z Jakubem, który oczywiście oferuje pomoc w każdej sytuacji i jak się.okazało później kilkakrotnie korzystaliśmy z tej opcji.

http://i.imgur.com/Wyc7eh0.jpg

Lecimy zatem dalej w kierunku Bushehr. Krajobraz się.zmienia, pomalutku zbliżamy się.bo miasta. Dolatujemy w końcu i zatrzymujemy się.na przedmieściach aby ogarnąć temat noclegu. Zależy nam aby nie wbijać się w miasto ale znaleźć lokal na przedmieściach tak aby łatwo jutro się.wybić znów na trasę bez konieczności wjazdu do centrum. Znajdujemy hotel ok 8 km od centrum i parkujemy motocykle. Idziemy zagadać o ceny i dostępność. Wszystko git, to w zasadzie motel z centralnym wejściem i dostępem do pokoi bezpośrednio z podwórza. Koszt ok 200 złociszy za święty spokój, wygodne łóżka, klimę, TV, śniadanie w cenie. Bezcenne.
Logujemy się.do pokoi i nosząc toboły zaczepia mnie młodziutka Iranka wraz z ojcem i chyba jej narzeczonym. Ostrzega aby niczego nie zostawiać na motocyklach bo w nocy nam mogą zayebać. Tłumaczy że nic nam nie grozi ale kradzieże są bardzo powszechnie i trzeba dobytku pilnować. Skąd my to znamy?
Dla pewności idę to recepcji i ustalam że motocykli ktoś ma pilnować. Koleś coś.tam gada z cieciem, który już.poczuł się.najważniejszy na świecie bowiem nakazał nam ustawić.motocykle dokładnie w taki sposób, który zapewniał mu bezproblemowy widok i oświetlenie na pojazdy w nocy. Zdejmujemy śmierdzące ciuchy bo prać i suszyć nie było jak przez ostatnie 3 dni. Pranie, suszenie, prysznic, zimny browar i decyzja - idziemy na miasto. W recepcji zamawiam taksówkę i pytam od razu ile taki kurs wyniesie. Do miasta i z powrotem 100000 riali. Kuwa 10 pln. Zajebiście. Bierzemy. Za 15 minut podjeżdża nasz kierowca. Mówi po angielsku i jest tak wesoły że sprawia wrażenie ujaranego. Pyta po co my tu przyjechaliśmy. Na co odpowiadamy - just for fun. Eksplozja śmiechu jaka wtedy się wydarzyła spowodowała że brechtaliśmy się.wszyscy tak że brzuch mnie nawalał następne 2 dni. Nie wiem co kolesia tak rozbawiło ale śmiał się do rozpuku. Zawiózł nas do centrum miasta gdzie rozpoczęliśmy eksplorację. W mieście może i wzbudzaliśmy jakieś zainteresowanie ale stonowane. Ludzie się witali, pozdrawiali ale w granicach kultury i dobrego smaku. Miasto fajne, kolorowe, bazary pachnące przyprawami i świeżymi owocami. Super po prostu. Masa budek z street foodem. Oczywiście musieliśmy spróbować ale z fast foodem nie ma to wiele wspólnego. To raczej slow food. Brodaty wpierniczał falafele a my z Michałem coś co się.nazywało bonderi - buła z podsmażanymi warzywami, pomidorami i czymś tam jeszcze , pikantne i smaczne. Ciekawskie kobiety widząc 3 europejczyków w środku maluteńkiego lokalu wbiły się.i wspólnie czekaliśmy chyba z pół godziny na żarcie. Miło i sympatycznie.

http://i.imgur.com/A91AL4v.jpg

http://i.imgur.com/5tfovEX.jpg

http://i.imgur.com/JoXjB4R.jpg

http://i.imgur.com/4oWVYjY.jpg

http://i.imgur.com/hHLV4pG.jpg

http://i.imgur.com/W5pZfHa.jpg

http://i.imgur.com/jdIrgu8.jpg

http://i.imgur.com/Fo9GIvQ.jpg

http://i.imgur.com/1BzKuLq.jpg

http://i.imgur.com/93L7AKe.jpg

http://i.imgur.com/JM87YLw.jpg

http://i.imgur.com/GGJFqMm.jpg

http://i.imgur.com/HzzFfdI.jpg

http://i.imgur.com/WSVm8ym.jpg

http://i.imgur.com/yPRhlHd.jpg

Pojedliśmy, poszwędaliśmy się po mieście, zakupy porobione więc czas wracać na bazę. Filip jeszcze kupuje okulary przeciwsłoneczne i dzwonimy do naszego drajwera coby nas odwiózł na bazę. Czekamy chwilę ale w końcu pojawia się w tym samym miejscu w którym nas zostawił. Stajla za kierą ma takiego, że natychmiast rzucamy się do zapinania pasów w tym jego pudełku. Jedziemy po mieście i obserwujemy to co się.tam dzieje. Pełny luz i zabawa. Zapakowane dziewczynami i chłopakami auta jeżdżą jak wściekłe. Dym palonej trawki bucha ledwo uchylonymi oknami, muza nadupca na maksa. No jest wesoło.

Filip rzuca do naszego kierowcy czy może da się.tu zorganizować jakiś alkohol. Oczywiście a gdzie chcemy pić w lokalu czy w samochodzie? Zdziwienie nas dopada ale gość zjeżdża na pobocze bierze komórkę i wydzwania gdzieś krótko rozmawiając. No da się ale niestety za późno. Gdybyśmy powiedzieli o tym jak jechaliśmy do miasta o bez problemu teraz już za późno. Wracamy więc na bazę wśród latających na gumie piździków. Nie do wiary. Jak ogląda się takie rzeczy na YT to można uznać że ktoś to robi dla potrzeb filmiku czy po prostu dla szpanu. Tam kolesie latają dla fanu pomiędzy autami na kole a kolesi na motku jest dwóch lub trzech (często). Jaja normalnie. Super wycieczka do miasta i fajne doznania. Wracamy na bazę, dziękujemy naszemu kierowcy , dyszka w łapę i walimy do hotelowego baru po bezalkoholowe. Czas się kimnąć.

bender42 09.08.2017 09:51

Dodam jeszcze, że w drodze do Bushehr miałem pierwszą niebezpieczną sytuację.związaną z brakiem soczewek.

Przez kradzież torby musiałem zmienić okulary przeciwsłoneczne na korekcyjne. Jadąc przez gorące pustkowie nagle cholewa wie dlaczego oczy zaczęły mi łzawić a łzy te paliły, dosłownie paliły. Po 5 sekundach czułem ogromny ból i byłem totalnie ślepy. Na czuja z zamkniętymi oczami zjechałem na pobocze i zastanawiałem się czy przygodę zakończę o białej lasce. Na szczęście po 5 minutach przeszło, wyjebałem okulary korekcyjne do torby i wziąłem przeciwsłoneczne. Jednak słaby wzrok na pustej drodze jest mniej niebezpieczny niż nagłe oślepienie. Sytuacja potem jeszcze się powtórzyła raz czy dwa ale już świadomy tego co będzie od razu pałzowałem.

Generalnie okularów przeciwsłonecznych na południu Iranu należy używać przez cały dzień. Kolory otoczenia i siła słońca sprawiają, że oczy dostają wybitnie po dupie.

radiolog 09.08.2017 09:59

Reakcja spojówek na nadmiar UV, u mnie podobny problem, ale nie jestem w stanie wytrzymać w soczewka hej cały dzień, wybrałem alternatywę, czyli okulary sportowe z fotochromami i wkładkę korekcyjną

Nynek 09.08.2017 14:58

U mnie sprawdza się blenda przyciemniana z normalnymi okularami.

Gończy 10.08.2017 15:11

Fajna przygoda. Człowiek czuje jakby gonił z wami. Czekam na dalszy ciąg sprawozdania.
Pozdrawiam.

Qter 10.08.2017 16:03

super wyjazd! czekam na cd

PZDR

Qter

honda_honda 10.08.2017 18:47

Cytat:

Napisał radiolog (Post 542993)
Reakcja spojówek na nadmiar UV, u mnie podobny problem, ale nie jestem w stanie wytrzymać w soczewka hej cały dzień, wybrałem alternatywę, czyli okulary sportowe z fotochromami i wkładkę korekcyjną

To nie jest reakcja na UV a wysychanie spojówek i rogówki podczas jazdy w gorące dni.
Trzeba na każdym możliwym postoju stosować sztuczne łzy i problem nie wystąpi.

Emek 10.08.2017 22:49

Wrzucam trochę ruchomych obrazków z Bushehr i proszę bez szydery, że tak mi się nazwy miejscowości majtają. Kompletnie nie mam do tego pamięci tym bardziej, że Irańczycy wymawiają je całkiem inaczej niż jest to opisane na mapach.

szafura 12.08.2017 23:15

Petarda, muszę tam pojechać :)

henry 19.08.2017 18:57

Emek, czy Wy to już wróciliście ... bo nie zauważyłem ?

Emek 19.08.2017 19:00

Jeszcze się jedzie Heniu ;)

wojtekk 19.08.2017 21:34

Czeka się. Czyta(łoby)się!

Emek 19.08.2017 22:02

Przerwa urlopowa ;)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:18.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.