![]() |
3 Załącznik(ów)
Uprzejmie donoszę, już jestem :).
Więc gdzie my to ostatnio byliśmy? Aa, jeszcze w Rosji. O to, to, to. Dorwałem się w końcu do mapy. Prawdziwej, papierowej. Żadne mrówki na parkingu i mchem północnym zarośnięty drzewostan. Więc z tej karty jasno wynikało, że do granicy to sekund pięć, 300 km z hakiem po stronie radzieckiej, dobra stówka po kazachskiej i już jestem w Uralsku (nie napiszę nazwy rdzennej, bo mi się źle kojarzy:D ). Myliłem się. Droga od Engelsa do przejścia granicznego, to asfaltowe kopce kreta, wyeby i koszmar drogowca. SHL nie jest szybka, ale ten odcinek przejeżdżałem często dwójką, jedynką, poboczem i rowem, w desperacji trójką, skacząc po grzbietach nierówności. Na osłodę widoki. Diametralnie zmienił się krajobraz; zaczęły dominować wpierw rozległe połacie pól uprawnych (i zasiewów niekoniecznie zebranych), które stopniowo przechodziły w step. Ogromne przestrzenie, niezbyt często przecięte ludzkimi osadami czy większymi miejscowościami. Minąłem Jerschow, i już wiedziałem, że z planu kilometrowego nici. Mknąc dalej, oglądałem pożar stepu. Już wieczorem dojechałem pod granicę, zjechałem z głównej do Ozino, aby wyhaczyć jakieś lokum. Niestety, słabo mi szło, więc odwiedziłem jedyny spożywczy, tradycyjnie zakupiłem produkty na kolację i kolejne śniadanie. Czyli tuszonka, jakaś inna ryba, chleb, browar w plastiku. Pogawędziłem chwilę pod magazinem z miejscowymi i pognałem dalej- pod granicę. Za radą tychże miejscowych, podjechałem do knajpki przygranicznej, zakąsiłem obiadokolację i zaległem pod transformatorem. Elka miała lokum pod dachem :lol8: . Niespecjalnie przepadam za przygranicznymi miejscówkami, ale tu, po początkowych niejasnościach, zrobiło się całkiem przyjemnie. Długo w noc, rozmawiałem z Rosjanami, Kazachami, Uzbekami i innymi, którzy pędzili w swoim kierunku. Dysputa o wszystkim, bez napinki, pełen luz. Pytania, kuda, atkuda?, przestały być irytujące. Z perspektywy czasu stwierdzam, że jeszcze nie raz tam zawitam. A co! Ps. Szanowni. Gdy zasiadałem do pisania tych słów, plan był na relację również z kolejnego dnia- granica i droga do Aktobe. Niestety, oczy mi się kleją:spac:; to już w kolejnym odcinku. Wybaczycie? A tak w ogóle, to pisząc i, po raz kolejny przeglądając zdjęcia, już mam ochotę na kolejną taką wyrypę. SHL pewnie też :D . |
Cytat:
A może różnica w postrzeganiu drogi wynika z różnicy w sprzęcie, na którym była pokonywana? My jakoś niespecjalnie odczuliśmy trudy tego odcinka. A może to przez to, że to właśnie był pierwszy ciepły dzień gdy pierwszy raz przegoniliśmy zimny front atmosferyczny i bardziej niż na jakości drogi skupiliśmy się na grzejącym słońcu? Cytat:
Ten czerwony dach na "północ" do niej to doś duży sklep, coś jak nasze Netto lub Lidl. Sama noclegownia to taka speluna o statusie hotelu robotniczego za jakieś groszaki. Łazienka i prysznic wspólny na piętro. My byliśmy sami w całym budynku. I przypomniał mi się moment meldowania się na "recepcji". Recepcjonistką była bardzo fajna i prostoliniowa kobieta. Taki dialog: Recepcjonistka: - Wam nada pałatinku? Ja: Szto eto pałatinku? Ja nie znaju tego? R: Pałatinku? No, kak to skazać. No mordu wycierać! Chodziło o to, czy chcemy ręcznik (nie znałem tego słowa po rosyjsku). |
5 Załącznik(ów)
Chemiku, kompletna analiza :).
Z mojej strony: tak, SHL to demon drogowy. Skoki zawieszeń nijak się mają do Katów czy innych Tener. I masz rację. Miejscowość to Ozinki. Mój błąd. Tak to jest, gdy się pisze z pamięci. Po ostatnich kocich łbach drogowych, podłożyłem pod zbiornik paliwa kawał kartonu i dokręciłem śrubkę, bo okropnie tłukł się na dziurach, a te najlepsze były jeszcze przede mną. Rankiem zakąsiłem śniadanie w barze i heja na granicę. Oczywiście ominąłem wszystkich i już miałem ładować się za szlaban, gdy przyczepiło się kilku młodych, po cywilu, politruków. I znów: skąd, dokąd, po co, dlaczego takim starym motocyklem, to u was lepszych nie ma? Aha, pomyślałem, zaczyna się. Faktycznie, polityczni. A u was to nie ma demokracji, prezydenta nie wpuścili za granicę i polityka. O co im chodzi? Nie miałem ze sobą internetów, po powrocie dowiedziałem się, w czym rzecz. Udałem, że nie rozumiem, coś jeszcze smucili, więc po polsku powiedziałem; spieprzaj, paszport dawaj i pojechałem. Granica rosyjska tym razem szybko, po kazachskiej stronie również sprawnie. Szlaban otwarty. Nie pierwszy raz byłem w Kazachstanie, ale co zawsze mnie urzeka w tym, wielkim kraju, to przestrzeń. Tam generalnie jest step, step, step, czasem jakaś mniejsza miejscowość lub miasto i nic. Dla nas, przyzwyczajonych do notorycznych obszarów zabudowanych, barierek i innych znaków drogowych, to coś prawie zapomnianego. Niemniej, ja lubię to wielkie nic. W dzień, może być lekko męczące, latem upał, zimą mróz, zawsze wiatr, który zmienia kierunek ot, tak sobie. Najbardziej zaś, uwielbiam możliwość rozkładania obozowiska w zasadzie tam, gdzie mi się podoba. 3 km od drogi i za towarzystwo mam tylko świerszcze i gwiazdy. Gdy tylko temperatura wiosną wskoczy na 10-15 stopni, już mnie kusi, aby znów tam być. Niesamowite przestrzenie. Jednakoż teraz jest wcześnie i jadę. Choć Kazachowie błyskawicznie kładą nową nawierzchnię, to jeszcze pozostało trochę drogi, z dziurami, w której bus się zmieści. Objazdy stepem, kurz i wyeby. Dojechałem do Uralska, chwilę pokręciłem się po mieście, w poszukiwaniu kantoru. Podstawa, to miejscowa waluta. A, mała dygresja. Początkowo chciałem zamienić trochę $ na granicy, ale kurs był no, śmieszny. Gość proponował coraz lepsze warunki, dorzucał ekstra jakieś ruble rosyjskie (bo mogą przydać się w drodze powrotnej), proponował w mega promocyjnej cenie strachowkę na przejazd, ale nie dobiliśmy targu. Na marginesie, jeszcze nie kupiłem w Kazachstanie żadnego papierka drogowego i ubezpieczenia na drogę. I nie mam zamiaru. No więc, zamieniłem $ na tenge, dotankowałem SHL i szukamy dworca kolejowego. Z nieocenioną pomocą miejscowych, dotarłem dość szybko. Porzuciłem maszynę pod speluną i do dzieła. Dlaczego dworzec kolejowy? Bo wiedziałem, że jazda przez rozległy Kazachstan trochę potrwa, a alternatywą jest pociąg. Dowiedziałem się, że skład na południe odjeżdża już jutro, tylko jest mały problem. Po rozpadzie ZSRR, jakoś tak dziwnie wyszło, że szlak kolejowy między Uralskiem a Aktubińskiem (Aktobe), wiedzie około 100 km przez terytorium Rosji. Więc wiza i te sprawy. Niezrażon, odnalazłem Elkę, chwilę poprzekomarzałem się z miejscowym pijakiem, w sukurs przyszła mi rosła barmanka i gnam dalej. Zajechałem pod pomnik jakiegoś miejscowego ważniaka i już mknąłem dalej. Przede mną około 500 km w upale, a tu już wczesne popołudnie. Za miastem mały obiad i wyjeżdżam w pustkę. Jest gorąco, około 35 st. C, piję dużo, ścigam się z ciężarówkami, czasem zatrzymuję na zdjęcie. SHL idzie jak atomowy dzik, upał nie robi na niej wrażenia. Dolewam do pełna w Dżimpity, bo do Kobdy kawałek. Gdzieś po drodze, zaczynam jednak czuć i słyszeć dziwne dźwięki i drgania. Ki diabeł? Zaczęły ginąć wolne obroty i dół silnika. Szybka inspekcja parkingowa i są zdrajcy :D . Poluzowany króciec dolotowy i mocowanie silnika w ramie, przy okazji, sprawdziłem dokręcenie cedeika na wale. Sekund dziesięć na kluczowe manewry i gnam dalej. Choć już się zmierzchało, postanowiłem dojechać do Aktobe. Dyplomatycznie ujmę to tak: jazda SHL nocą na 25 watowej żarówce z przodu, bez stopu i sygnału, w kraju, gdzie ciężarówki są najważniejsze, a liche komarki jak mój, nieistotnym dodatkiem folkloru drogowego, może być ciekawym doświadczeniem. Koło północy, zaległem gdzieś przy drodze pod Aktobe. Namiotu nie wyciągałem, tylko flaszę i coś na ząb. Spanie w rowie ma swoje zalety :D . Jest fantastycznie. Leżę sobie w wysokich trawach, miliony świerszczy grają, świeci księżyc, światełka miasta w oddali. Elka obok, 20 st. na plusie i czuję, że jestem na wakacjach. Aaa, przyziemność. Dystans: z 600 - 650 km . Jak na dzień z przekraczaniem granicy i krążeniem po Uralsku, nie najgorzej. |
Zazdrość qwa zazdrość mnie bierze
|
Sylwek piszesz fantastycznie! Z niecierpliwością czekam na kolejne części. W Narolu mi opowiadałeś ale tylko ogólnie, a tu rewelka!
|
7 Załącznik(ów)
Cześć, Aśka! Miło Cię tu widzieć:).
Molek, bierz przykład z dziewczyny; czeka, co prawda z niecierpliwością, ale jednak ;). A Ty tylko zazdrościsz:-) Rankiem obudziło mnie słońce. Mimo, że mieszkam na zadupiu i do oglądania wschodu nie muszę wyjeżdżać w plener, to jednak lubię ten spektakl w podróży. Może dlatego, że moje dalsze wyjazdy odbywam z reguły na motocyklu, a słoneczny poranek jest znacznie lepszy, od plumkającego deszczu:) . Zwłaszcza, gdy miejsca noclegowe mają milion gwiazdek. Lubię wczesnojesienne poranki, gdy lekkie mgły, zamglenia chwilowe raczej, zapraszają do spokojnego rytuału dnia, tu akurat podróżnego; czy też choćby do chwili refleksji. Nie będąc pewnym jednak tłumaczeń Kazachów w Uralsku, o której startuje pociąg, pognałem na dworzec. Dłuższa chwila kluczenia i jest. Z zewnątrz, jak wszystkie (zwłaszcza w dużych miastach) imponujący, odświeżony. Podjechałem na parking i ledwo podszedłem do głównego wejścia, otoczyło mnie kilku ludzi z obsługi. Wszyscy młodzi, w garniturach lub uniformach, pomocni. Na wejściach bramki, wewnątrz budynków również grupy takowych oraz policji i innych służb w mundurach. Ciągle sprawdzają bilety, w zasadzie bez tego trudno wejść na dworzec. Przedstawiłem sprawę, na początku consierge nie mogli pojąć, dlaczego chcę transportować moto. Ale gdy zeszli na parking.. Musielibyście widzieć ich miny :D . Z Zachodu, takim gratem :eek: ? Chwila konsternacji i jeden odważny zapytał, czy mam pieniądze... pokazałem mu zwitek. Dobra, idziemy na dworzec. Kupiłem bilet dla siebie, przedział koedukacyjny -4 osoby (tzw. coupe). Teraz SHL. Zajechałem kawałek dalej, do bagażowego i tu zeszła chwila. Ile waży -przyjęli moje wartości bez problemu, zostaw co chcesz, nic nie zginie. Oczywiście do wszystkich manewrów papierowych paszport obowiązkowy. Dostałem bilet nr 2, przebrałem się, zabrałem potrzebne rzeczy i znów na dworzec. Tu nowi kumple z obsługi, którzy nie odstępowali mnie na krok, wytłumaczyli, o co chodzi z czasem, a czego do końca nie załapałem w Uralsku. Nie jest to specjalnie zagmatwane, ale Kazachstan ma trzy strefy czasowe i rozkłady jazdy są wg czasu Astany, a pociągi jeżdżą wg lokalnego. Nie jest to ludny kraj, a wielki, więc składy liczy się raczej na godziny lub dni, dlatego jakoś wszystko się kręci. Np. z Uralska czy Aktobe do Ałmat jadą dwa razy w tygodniu i tak samo abarot. Dobra nasza. Dowiedziałem się, gdzie jest przechowalnia bagażu, łazienka. Ta ostatnia już nie tak efektowna, jak elewacje, z lekka obskurna, ale płynęła woda w kranie, choć tylko zimna jak lód. Dokonałem ablucji, przebrałem się. Dziś odpoczywamy, w końcu wakacje. Za mną 6 dni, 3 granice i ponad 3 tys. km w siodle. Czas na relaks. Najpierw obiad, później na miejscowe piwo. Niezłe. Panie w kraju muzułmańskim również spożywają i to same. Zgroza :-) Popatrzyłem na gwarne miasto, mnóstwo kolorowo ubranych ludzi, stroje współczesne i nieco tradycyjnych, ludzie biali i bardziej śniadzi, tygiel. Wszędzie dzieci, biegają i mało kto dowozi je suv-em. Ruch drogowy spory, czuć już pozorny chaos Wschodu. Mój pociąg odjeżdżał wieczorem, więc nie śpieszyłem się zbytnio. Krążąc po dworcu wielokrotnie, na tyle wyróżniałem się, że nikt już mnie nie kontrolował. Doładowałem baterie aparatu i telefonu. W wagonach również są działające gniazdka. Dowiedziałem się, że alkoholu nie mogę spożywać oficjalnie, a jedynie "technicznie" :lol8: lub w ichniejszym Warsie. Że na większych stacjach, pociąg ma dłuższą przerwę i można coś na ząb nabyć, a naczalnik wagonu dysponuje kubkiem i łyżeczką. Wrzątek jest zawsze, z kranu na korytarzu. Pasuje. Podjechał skład, wydawał mi się jakiś krótki, bez wagonów bagażowych, ale pognałem, jak cały tłum, przez remontowane torowiska:eek: . Odnalazłem swój wagon, a razwiednik (kierownik) : to nie twój pociąg. Jako to, przecież jedzie do Ałmat. Tak, ale twój pojedzie za 1,5 godz. O co chodzi ? Kurs dwa razy w tygodniu i po dwa pociągi za sobą? Okazało się, że jeden jedzie "wewnątrz trasy", na krótszym dystansie, szybciej i bez wagonów bagażowych. Mój faktycznie przyjechał później. Chciałem obejrzeć, jak ładują Elkę i czy w ogóle pojedzie ze mną na południe, ale ciemno było, zapewne wózki z pakunkami musiały objeżdżać to chore torowisko bez przejść dla pieszych. Przy wejściu podałem bilet (warto zrobić sobie zdjęcie na pamiątkę, bo nie oddają), znalazłem miejsce. Na łóżku jest komplet świeżej pościeli i ręcznik. Za pasażerów miałem samych panów. Jeden z nich, gruby i sapiący, okazał się jakimś muzykiem. Repertuar? Proszę bardzo- disco orient, disco kazach, itp. Niezapomniana noc... Gdy już wyczerpał mu się zapas utworów własnych, odpalił smartfona. I znów to samo. Gdzieś tak koło trzeciej nad ranem, pan grajek osłabł. Cóż z tego, skoro jego sen to sapanie, świstanie, jęki, bezdechy, a chrapanie budziło wszystkich. Na szczęście, spał do południa dnia następnego, za to gdy się przebudził.. Wyciągnął dla odmiany swoją bakałajkę, zleciała się połowa pasażerów, a on ciągnął te swoje smętne pieśni. Dobrze, że miałem znieczulacze techniczne :D . Na szczęście, pan grajek wysiadł wczesnym popołudniem w Bajkonurze. Z pozostałym poszedłem na piwo do Warsa, a i on odpadł gdzieś w Kyzyłordzie. Za to dosiadły się do mnie dwie Rosjanki z Machaczkały (jedna miała wdzianko z napisem wolna Czeczenia) z małymi synami. Na początku brały mnie za Anglika i po rosyjsku trochę oceniały. Dowiedziałem się co nieco o sobie :hehehe: Nie chcąc brnąć dalej, rozwiałem w rosyjskim wątpliwości i już gawędziliśmy miło do późna w noc; maluchy nie przeszkadzały. A tematy? Wszystko po trochu, skąd, dokąd, dlaczego tu? Ale również o historii, geografii, Zachodzie i Wschodzie. Czy mam żonę, bo jedna z nich jest rozwódką, jakby co... Cdn. |
Sylwek, jaki koszt i czas tego przejazdu do Almaty?
|
Pociąg dystans Aktobe - Taraz przejeżdża w około 30 -32 godziny. To jest około 1500-1600 km, więc średnia nie za bogata, ale ciągle do przodu :)
Startujesz około północy, jedziesz noc, dzień i kolejną noc. Około 6.00-7.00 na miejscu. Na powrocie odwrotnie, wyjazd rankiem. Z godzinę wcześniej konduktor dyskretnie, aby nie budzić innych podróżujących, powiadamia, że to już:D. Oddajesz pościel i ręcznik. O kosztach wspomnę przy powrocie. Nie zrobiłem zdjęcia biletu "tam" i chcę sobie to przypomnieć. Pamiętam, że mój był w jednakowej cenie, a Elki różnił się znacząco. Edyta. Emek, okulary mam Ci zafundować? :-) Masz rozkład jazdy wklejony w poście;-) |
Coś za łatwo Ci idzie:D:at:
|
Tak fajnie to opisales ze mam ochote zwiedzic Azje pociagiem :)
|
Sylwek dzięks.
Poszerzyłeś mocno mój horyzont,. Technicznie :p ps. dawaj dalej....:Thumbs_Up: |
8 Załącznik(ów)
Majo, niedoczekanie Twoje :D.
Myku, szykuj bagaż i do dzieła. To nie jest trudne:-) Zabierz jeno jakąś książkę, bo inaczej to, w ZSRR, będziesz czytał Komsomolską Prawdę w wersji białoruskiej :D. Zbyszku; SHL to taki atomowy dzik, że czasoprzestrzeń i horyzont pogłębia :-) A my mkniemy dalej. Ściślej wyładowujemy się. Postój w Dżambule (Tarazie) trwa ok. 30 min. Popędziłem raźno do tyłu pociągu zobaczyć, czy SHL faktycznie przyjechała ze mną. JEST! Ucieszyłem się jak diabli, bo choć Kazachstan już bez wizy, a i radziecką miałem na trzy miesiące, to jednak perspektywa poszukiwania zaginionej Elki, gdzieś w bezkresach stepów, do najciekawszych nie należy. Tym bardziej, że składy kursują, na tej linii, dwa razy w tygodniu. Wyładunek. Elka, jak na królową dróg przystało, przyjechała opatulona w stado miękkich bagaży, których był cały wagon. Znakomita większość tych toreb to takie wielkie, kraciaste, które pamiętacie z targowisk lat '90. Wytargaliśmy maszynę z półtorametrowej wysokości i już miałem jechać. Nie,nie,nie. Nie tak ostro :D . Najpierw biurokracja. BARDZO POWAŻNA KIEROWNIK DZIAŁU BAGAŻOWEGO zjawiła się nieśpiesznie, wypełniła mnóstwo BARDZO POTRZEBNYCH PAPIERÓW i, po oddaniu biletu i podpisaniu mnóstwa BARDZO WAŻNYCH DOKUMENTÓW, już mogłem odjechać z peronu :) . Niedaleko zresztą- postanowiłem dokonać odwlekanego małego przeglądu, w cieniu, pod budynkiem poczty, w towarzystwie kilku ciekawskich Kazachów, łącznie z policjantami.Bacznie śledzili i komentowali moje poczynania i nagle cisza. Co jest? Ledwo słyszę; afganka, afganka? Dobrałem się do lampy przedniej, aby przejrzeć styki i tu towarzystwo zobaczyło jej zawartość :grass:. Policjant nie sprawdzał organoleptycznie, dał wiarę, ze to zapasowa elektronika :) . Tu gratka dla Pawła z Jasła- Elka z zadartą kiecą z ekoskóry i pozbawiona podwiązek, znaczy się ekspanderów, ukazuje swoje szczupłe wdzięki :lol8:. Poskładałem maszynę, pognałem do miasta do kantoru i na granicę. Tu sprawnie, u Kazachów kupon, po kirgiskiej mam wrażenie, że nie zdążyłem zdjąć kasku i już jestem! Tak Elciu, dojechaliśmy tu! Szanowni, pozwolicie, że teraz będzie mało opowieści, a więcej zdjęć. Na przełęczy, Kirgistan wita setki razy obfotografowanym Zbiornikiem Kirowskim. Posiedziałem długą chwilę, pogapiłem się, zlazłem na dół. Nawet najpiękniejsze dni, kiedyś się kończą, więc mknąłem jak easy rider, w stronę zachodzącego słońca. po drodze coś na ruszt i już rozglądam się za jakimiś spokojnymi krzakami na nocleg. |
Piękna wyprawa, czekam na dalsze odcinki
p. |
Dziękuję za dedykowane zdjęcia:bow: a wyprawa BOMBOWA to się nazywa mieć /a może nie mieć/ wyobraźnie !!:dizzy:
|
7 Załącznik(ów)
Jestem.
Jeszcze zima za oknem, więc nie śpieszę się zbytnio. Dziękuję przedmówcom za kilka słów komentarza. W tym odcinku mało pisaniny, dużo obrazków. Całkiem możliwe, że osobistości, które jeszcze się wahają, zgubią wątpliwości i pomkną w kierunku wschodzącego słońca. Niekoniecznie na SHL, może być np. WSK albo MZ, skoro poruszamy się w temacie demoludowych oldtimerów :D . Bo Trampkiem, Afrą czy inną Tenerką to jakoś tak trywialnie :). Zajeżdżasz, smakujesz, milion wspomnień i dzida do domu. A naprawy w rowie? Dobra, wracam na drogę. Cóż może być piękniejszego, niż słoneczny poranek w motocyklowej podróży? Cóż może być, do cholery, za zakrętem? Jeszcze piękniejsze zakręty:-) Kicz i landszaft normalnie. Nic dodać, nic ująć. Przebiegi dzienne i średnia prędkość spadły do takich wartości, że nie podam ich do publicznej wiadomości. Wielce szacowne grono, bardzo podróżniczego forum, mogłoby mnie tu śmiechem zmieść :hehehe:. A tak w ogóle, to zaczęły się poważniejsze górki. Tu po raz pierwszy musiałem przyjąć do wiadomości fakt, że wymarzony Tadżykistan, nie będzie tak łatwo osiągalny, choć jest na wyciągnięcie ręki. Natenczas cierpliwie wspinamy się na jedynce, czasem, gdy wiatr w plecy zawieje, na dwójce, na przełęcz Otmok. Dojeżdżając do takich miejsc, nie dajcie się zwieść sielance z obrazka. Miejscowe psy: złe, okropne i całkiem duże, już czekają na takie łatwe cele jak Elka i ja. Pilnują miejscowych stad, a że ewidentnie nie podchodził im dźwięk wyjącego na podjazdach cwajtakta, ścigały mnie dość skutecznie. Jeden to pikuś, gorzej gdy było ich kilka. Pewnie nim pasterz podjechałby na koniu lub zdezelowanym Audi cygarem, już by oblizywały kosteczki :lol8: . Za to, na zjazdach, mogły tylko wąchać subtelny zapach półsyntetyka w mieszance. Tymczasem wspinamy się. Im wyżej ,tym chłodniej, ale i ciszej. Jest przepięknie, głowa obraca mi się niczym peryskop. Na zdjęciach tego nie widać, ale stromizna jest spora. Zatrzymując się na postój, często podkładam kamień pod koło. Aby ruszyć i nie palić sprzęgła, rozpędzam się, biegnąc obok SHL i dopiero, gdy nabierze prędkości, wskakuję na siodło. Ze zrozumiałych względów, staram się nie parkować w pobliżu wilków okropnych ;) . Gratka dla tomkape z FTA- prawie selfie :-) . Cóż, czas się zdemaskować. Wiem, że w tej chwili, niektórzy czytelnicy przecierają oczy ze zdumienia. Tak, ten brzydal to ja.. W dobrym stylu (czyt. silnika nie zatarłem), wjechałem na przełęcz Otmok i jakoś mi umknęło, że pogoda zaczęła się zmieniać. Poranek śliczny, a tu zaczyna się chmurzyć. Zrobiło się zimno, wietrznie i jakoś mało przyjaźnie. W końcu góry. Ps. Wrócę za chwilę.. |
Gitara :Thumbs_Up:
|
Miało być za chwilę .... Nie doczekam :(
|
Przyznaj się wypchałeś pod górkę ją na 3300? :)
|
Kosisz system Sylwek i dajesz oddech wyobraźni. Że też w Narolu nie spotkaliśmy się...
|
Cytat:
|
6 Załącznik(ów)
Mirek, bo ja działałem w kuluarach..
Tak Aśka, to był szatański wieczór:D. A teraz kilka słów dalszych, bo niedługo zapomnę, gdzie właściwie byłem;) Gęstniejące chmury przerwały moje zasiadanie na przełęczy. Silnik wystygł zupełnie, ale teraz to z górki; przynajmniej chwilowo. Niechcący uciekło mi dużo czasu; zresztą dlaczego zaraz uciekło? Wszak jestem na wakacjach, moc maszyny nie pozwala na harce, więc szybko dostosowuję się do nowej sytuacji. Odpuszczam ambitne 500+ :D na dzień i skupiam na widokach. A tych nie brakuje. Dojechałem do drogi M41, na skrzyżowaniu harmider, znienacka ruch drogowy wzrósł znacząco. Oczywiście stado sprzedających wszystko, co potrzebne podróżnikowi. Kozy i barany obok wykładzin i dywanów to podstawa ;-) . Kierunek Biszkek odpuściłem, byłem w tych stronach dwa lata wcześniej więc pozostało jechać w prawo. Grubo przed zmrokiem (niesamowite), znalazłem jakieś sympatyczne, spokojne miejsce na nocleg. Coś na odkażenie i na ząb, sms, że żyję i że tu jest ekstra ( jakby odbierający o tym nie wiedzieli :rolleyes: ). Próbowałem wydzwonić Gila, bo wiedziałem, że kręci się gdzieś w pobliżu, ale wyłączył telefon. Gilu, do tablicy! Kolejny dzień to snucie się po okolicach, gdzie osią była droga M41 w kierunku Toktogul i Osh, ale i bardziej nieśpieszne zaglądanie w boczne drogi, skoczyłem w kierunku Toluk i Kyzył-Oi. Starałem się nie mieć bliskich spotkań ze złymi wilkami pasterskimi, ale to nie zawsze się udawało. Jeden z nich capnął mnie za nogę i oderwał kawałek podeszwy. Pokleiłem kapcia powertaśmą, ale po powrocie buty poszły na złom. Nie zajmowałem się zdobywaniem kolejnych przełęczy, gdy w Elce jęczało sprzęgło, po prostu odpuszczałem. Postój, wychłodzenie mechanizmów- miałem świadomość, że jeszcze kawałek drogi powrotnej przed nami. Dużą burzę i ulewę napotkałem w okolicach Uch- Terek. Podczas tego wypadu, zweryfikowałem moje dotychczasowe (skromne) postrzeganie Kirgistanu jako miejsca, gdzie zawsze świeci słońce. Tym razem otrzymałem sporą dawkę deszczu, a zwłaszcza na przełęczach. Zresztą wyścigi i unikanie ulew na podjazdach, to osobna historia. Jeśli, szanowny czytelniku, w tamtych rejonach świata dosiadłbyś narowistego ogra o mocy 10-12 KM, zrozumiesz o czym piszę. Kilka albo i więcej km pod górę pod górę na jedynce, a i tak zdarzało mi się wyprzedzać jeszcze wolniejsze ciężarówki. Nie liczę tych, które stały przegrzane na poboczach. Niełatwo znaleźć w tych warunkach kawałek prostej, aby łyknąć Elką coś jeszcze wolniejszego i nie być zjedzonym przez szybszych i osobliwie dużo trąbiących, użyszkodników. |
"Cóż może być piękniejszego, niż słoneczny poranek w motocyklowej podróży?
Cóż może być, do cholery, za zakrętem? Jeszcze piękniejsze zakręty:-) " pięknie napisane |
Piękna sprawa!
Czytam z podziwem i zazdrością. Wysłane z mojego SM-J530F przy użyciu Tapatalka |
Sylwester ten nienormowany czas pracy...zazdroszczę!
|
5 Załącznik(ów)
Cytat:
Po dłuższej przerwie, nazwijmy ją techniczną, wracamy na drogę. Stwierdziłem, że snucie się bez napinki na zdobywanie kolejnych punktów na trasie, najlepiej nam wyjdzie na zdrowie- jednym słowem: czoperowanie po Kirgistanie:D . Więc oganiam się od wilków złych, oglądam zmieniające plenery i nieśpiesznie konsumuję. 500+ definitywnie odpuściłem (przynajmniej natenczas), podobnie jak i Tadżykistan. Z perspektywy czasu wiem, że rąbnąłbym te kilka km więcej, najwyżej pchając Elkę na stromiznach, ale przestało mnie rajcować zaliczanie dystansu. Najmłodszy nie jestem, trochę podróży już w życiu odbyłem. Pewnie łatwiej byłoby zawieźć zabytek na lawecie i śmigać świeżą maszyną na miejscu. W tyle głowy miałem ilość km do przejechania w drodze powrotnej i fakt, że na dobrą sprawę, dopiero poznawaliśmy się z SHL. Może to wstęp do czegoś większego? A, tu dygresja. Przypomniałem sobie, gdy mając 21 lat, rankiem zabierałem się za składanie silnika AWO Sporta, by już po południu, w ramach docierania, gnać na zlot do Nysy i do Czech. Niechybnie, za 20 lat, podobnie wspominał będę ten wypadzik do Azji. Tylko realia bogatsze, bo i zapasowe części, waszyngtony w kieszeni i wiedza, a przede wszystkim pewność siebie, większa. A wtedy? Zamontowane najbardziej pewne z wątpliwych: regulator i prądnica, parę kluczy i płaski tłok z pierścieniami od Skody setki w plecak i dużo wiary, że się uda. Z reguły tak było :lol8: . Ale wracamy do Kirgistanu. Pojechałem odwiedzić bielika. Ciągle bez korony, czyli jakby nie nasz;-) i kibice również inną czcionką się podpisują ;) . Nieśpieszne rozmowy z miejscowymi (nieśmiertelne kuda, atkuda? na początek) ,rozglądanie się za miejscem na nocleg, wieczorne piwo i ... samotność. Bliskość technicznego porozumiewania się, a intuicyjnie dużej, i powiększającej się, odległości. Wtedy nieokreślonej, a dziś zrozumiałej i ciągle jeszcze boleśnie odbijającej we wspomnieniach. Niespecjalnie wychodzi mi fotografowanie ludzi, a i z tego wypadu mam ich maleńko. Jest za to trochę gór i przestrzeni, oceńcie sami. |
Cytat:
Sent from my G8441 using Tapatalk |
Proszę, sneer :-).
Zazwyczaj podróżuję sam. Przywykłem do samotności i dawno ją, na swój sposób, zaakceptowałem, a nawet- polubiłem. Niemniej, tu konkretnie chodziło mi o powiększający się dystans między dwojgiem ludzi. Tylko skąd, po moich enigmatycznych słowach, mogłeś o tym wiedzieć :). |
Klękajcie narody, piękna historia i piękna wyprawa na zacnej maszynie!!:)
|
10 Załącznik(ów)
Już jestem,jestem, choć pora to mocno śpiąca i piszę dalej.
Wracamy. Teraz już (czasem) z górki. Choć niektórzy wzięli to zbyt dosłownie, staram się trzymać fason. Dostojnie, na pierwszym biegu, pomykam na północ, jednakowoż zdaję sobie sprawę, że dla niektórych, może to wyglądać jak odwrót pewnego, nikczemnego wzrostu Francuza, względnie, niedointernowanego i niespełnionego austriackiego malarza sztalugowego- spod Moskwy. Chwilę pobył i już wraca ;-) Choć widzę różnice- na pewno było cieplej i nie odnotowano strat w ludności i sprzęcie . Na kolejnym, deszczowym, stromym podjeździe, spotykam grupę motocykli na polskich numerach, jadących z naprzeciwka. Podniosłem rękę, ale gdzie by tam beemiarze spojrzeli na SHL ;-) Odwinęli manety, dymka puściła jadąca za nimi Delica, a ja zadumałem się nad marnością moich mechanicznych habet. Czas zmienić motocykl na prawilny i wdzianka na jakieś bardziej nowoczesne, szaro-popielate-odblaskowe, bo człek uschnie z samotności w stadzie, hy,hy. Pod tym względem, humor poprawiło mi dopiero spotkanie z miejscowymi bikerami w Tałasie. Przestałem martwić się notorycznym brakiem kufrów aluminiowych na wyposażeniu moich rumaków;-) Kolejne kilometry nie byłyby warte wzmianki,; lawirowanie wśród chmur i deszczu i wreszcie jest! AWARIA! Pierwsze lekkie spuchnięcie tłoka na długim podjeździe, i ostatnie zarazem . Zjechałem na pobocze i dojrzałem solidny wyciek benzyny z gaźnika. Poluzowała się nakrętka od komory pływaka, kilka zwojów dzieliło ją od lotu, gdzieś w kamienie na poboczu. Tu nieśmiała rada: jeśli będziecie wybierać się dalej motocyklem zasilanym Pegazem, zabierzcie taki gadget w kieszeń, gwint 6x0,75 niezbyt często jest spotykany u innych pojazdów. Po kilkunastu minutach, pomknąłem dalej. Wracając, znów zatrzymałem się chwilę na Otmoku, przymocowałem moją naklejkę na tablicy. W dolinach gorąco i parówa, burze krążyły w pobliżu, ale nie zmokłem. Zajechałem na nocleg w pobliże gospodarstwa. Chwila rozmowy z rodziną, dałem dzieciakom drobne rzeczy z moich skromnych zasobów, otrzymałem pomidory, chleb. Miły czas. Kolejnego dnia, poszedłem się pożegnać, a tu zaproszenie na śniadanie. Lepioszka, czaj, ser, warzywa, ajran. Skromnie, acz treściwie. Dłuższa chwila pogaduch, doładowałem baterię telefonu i rozstaliśmy się. Pojechałem w kierunku Chanach, pokręciłem po okolicy. Na skrzyżowaniu w Kyzył-Adyr spotkałem policjantów w zdezelowanym radiowozie. Trochę późno pomachali, ale nawróciłem i tradycyjne zdziwienie: z Polszy, na takim motocyklu? Podchwytliwe pytanie, ile mam euro;-) , tego udałem ,że nie rozumiem:D . Jeden chciał coś uszczknąć z mej kieszeni bogatego westmana, ale ostatecznie chłopaki dostali na pamiątkę po 20 gr, bo akurat takie miałem w dwu egzemplarzach. Sprawiedliwie musi być. Znów zbiornik im. Kirowa,znów granica i Kazachstan. Chwila krążenia po Dżambule i jestem na dworcu. W kasie nie bardzo mogłem się dogadać, ale jak spod ziemi, znienacka, pojawiła się elokwentna starsza pani, która znała rosyjski, angielski, możliwe, że trochę niemiecki, bo i w tym języku, pytająco wypowiedziała kilka słów. Oprowadziła mnie po budynku, wyszukała dogodne połączenie, objaśniła nieco leniwym kasjerkom sprawę biletu na Elkę. Ledwo zdążyłem podziękować, zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Cicho i dyskretnie. :bow::bow: Ponieważ zrobiło się późne popołudnie, odnalazłem leniwą Bardzo Ważną Kierownik działu bagażowego. -Sylwester, szybko objechałeś; już wracasz? Co się stało? -Maszyna słaba, nie rabotajet w wysokich górach. -A, fakt maleńka ona i stareńka. -Ano stareńka, nie da się ukryć. Skolko za bilet? -A 8000 tenge. O, to ciekawostka. W Aktobe zapłaciłem około 18 tys. tenge. Oficjalnie, z kwitancją. Nie wnikałem w szczegóły, już miałem się oddalić, ale: -Sylwester, ale benzyny niet w maszinie? Wrrr, cholera, jak na złość, sporo. -Musisz wylać. Dobra, tylko gdzie? Na szczęście, w zasobach pani kierownik, znalazły się puste butelki. Spuściłem dla spokojności klika litrów, tylko co zrobić z paliwem? I na to jest sposób, a konkretnie tajemna szafka na różne souveniry kolejowe:lol8: Cdn. |
Czyta sie 😉
Wysłane z mojego E2303 przy użyciu Tapatalka |
Super :)
|
Na tym zdjęciu , ostatnim, to co to jest? Szczątki projektu Raptor czy jakiegoś inszej myśli technicznej?
|
Zgruzowana naczepa z belami kabli.
|
I teraz wiadomo skąd się wzięło rosyjskie okreslenie ciężarówki - gruzowik. :)
Wysłane z mojego WAS-LX1 przy użyciu Tapatalka |
Cytat:
|
Coś na odkażenie i na ząb, sms, że żyję i że tu jest ekstra ( jakby odbierający o tym nie wiedzieli ). Próbowałem wydzwonić Gila, bo wiedziałem, że kręci się gdzieś w pobliżu, ale wyłączył telefon. Gilu, do tablicy!
Kolejny dzień to snucie się po okolicach, gdzie osią była droga M41 w kierunku Toktogul i Osh, ale i bardziej nieśpieszne zaglądanie w boczne drogi, skoczyłem w kierunku Toluk i Kyzył-Oi. Starałem się nie mieć bliskich spotkań ze złymi wilkami pasterskimi, ale to nie zawsze się udawało. Jeden z nich capnął mnie za nogę i oderwał kawałek podeszwy. Pokleiłem kapcia powertaśmą, ale po powrocie buty poszły na złom. Nie zajmowałem się zdobywaniem kolejnych przełęczy, gdy w Elce jęczało sprzęgło, po prostu odpuszczałem. Postój, wychłodzenie mechanizmów- miałem świadomość, że jeszcze kawałek drogi powrotnej przed nami. Dużą burzę i ulewę napotkałem w okolicach Uch- Terek. Sylwek musimy rozebrać to z kalendarzem w ręku,coś mi nie pasuje ta ulewa okolicach Uch- Terek Ja z kolegą przebywaliśmy w tym rejonie do ok 3-4 września a jedyny opad podczas całej podróży to śnieżyca na powrocie do Biszkeku przez przełęcz Kegety chyba 12tego Po przylocie przed wymianą w telefonie na kartę Kirgiską wysłałem Ci sms z nowym nr, ze względu że błąkaliśmy się po górach i bezdrożach zasięg mieliśmy kiedy zjeżdżaliśmy do jakiejś wioski co 2-3 dni Ok 4tego odpoczywaliśmy 1 dzień w Chaek skąd próbowałem kilka razy skontaktować się z Tobą bez rezultatu,jak również później kiedy zjeżdżaliśmy do cywilizacji Wiesz że jestem Twoim dłużnikiem,spokój i dystans do problemów jaki wprowadziłeś przed moim wyjazdem oraz towarzystwo Kazika z którym dzieliliśmy niewygody sprawiły że bardzo mile wspominam ten wyjazd Dzięki i do zobaczenia |
Szczątki madmaxa.
Każdy, kto był na wschodzie, musiał spotkać madmaxa. Zap... dala w chmurze kurzu, tyczy, dymi na czarno, jaka już wchodzi w bliski kadr, zauważasz latające, zardzewiale blachy i znudzonego lokalesa z petem w zębach. Na twarzy ma wpisaną melancholię i determinację, wodnisty wzrok zaopatrzony gdzieś w dal, chuda noga zaparta w wyslizgane żelazo gazu... No fear and spierd..alaj, zdają się mówić jego usta, podczas gdy echo odpowiada "...mat', mat'.. Cytat:
|
7 Załącznik(ów)
Gilu, wyostrzymy kalendarz, kropelki rozweselające również mogą mieć w tym udział:D.
Sneer, opis madmaxa jak najbardziej kompletny :Thumbs_Up: Szkoda, że czasem ten gruzawik na którejś serpentynie, faktycznie staje się kupą gruzu. A my dalej, znaczy się tylko z opowieścią. Elka nadana, ja mam bilet, czas na łowy. Zlokalizowałem spożywczo-monopolowy w pobliżu dworca, czynny 24 godz.:D Tradycyjnie, nieśpiesznym krokiem, obszedłem miasto. Na tej kontemplacji, znienacka dopadł mnie wieczór, więc zapragnąłem odpocząć na ławce w poczekalni. Pociąg odjeżdżał wczesnym rankiem, niezbędne zakupy ( :beer::beer: ) miałem ogarnąć bezpośrednio przed wyjazdem. Ale wpierw odpoczynek… Morfeusz to fajny gość, zazwyczaj umożliwia reset. Niemniej, czasem, pojawia się gruby Garcia i nie pozwala na dokończenie tego przyjemnego procesu. W moim przypadku, stróż prawa objawił się w postaci chudego, młodego policjanta, w otoczeniu świty; który to chłopak był zdezorientowany całą sytuacją bardziej niż ja. -Po rosyjsku mówisz? -Owszem. Widzę lekką ulgę na twarzy młodego. Chwilę porozmawialiśmy i ruchem ręki odprawił towarzystwo. -Skąd, dokąd, masz bilet? –A mam. -A paszport? Pokaż. I tu wyjąłem moje tajne zawiniątko, z wszelakimi papierami granicznymi, walutą różniastą, i jeszcze wypadło mi coś. -A co to? -Nic wielkiego, to tylko schemat elektryki w moim motocyklu. -Jaki motocykl? Jaki schemat? Młody policjant zgłupiał zupełnie.-Piłeś. -Ja? Boże broń, a skąd :D . No dobra, jedno piwo.. Dogadaliśmy się w końcu, schemat podłączenia CDI pozostał cedeikiem, a nie domowej bombki :lol8: . Chłopak zaprowadził mnie do dworcowego hotelu i przypilnował, abym zakupił miejsce. Dostałem ręcznik, pościel i do łóżka. O tej noclegowni wspominał mi ktoś wcześniej, nawet jej szukałem, ale nie wpadłem na pomysł, że może znajdować się w jednym wejściu z pralnią ;-) Cena niewygórowana, pokój dwuosobowy to kwota około 15- 20 zł. W sumie nawet dobrze, że ktoś uprzejmie doniósł, a policjant był wyrozumiały, bo wyspałem się dobrze i to nie w areszcie :lol8: . Jednakowoż myślę, że młody na pewno był wystraszony ( co tu zrobić z innostrańcem z tajemniczym kolorowym rysunkiem? ). Rankiem zrobiłem zakupy, pomogłem paniom z całodobowego pogonić natarczywych meneli i spotkałem mojego anioła stróża, który bardzo żywo zainteresował się, czy aby wszystko w porządku, czy wyspałem się. Życzyliśmy sobie wszystkiego najciekawszego, niemniej, odnotowałem ulgę na jego twarzy, gdy już wsiadłem do pociągu :) . A tam znów przedział koedukacyjny. Tym razem, trzy panie. Młoda, ze słuchawkami na uszach, totalnie niekompatybilna. Średnia, z córką. Najstarsza- nauczycielka. Oglądaliśmy Maszę i niedźwiedzia, rozmawialiśmy o wszystkim. Wypożyczyłem naczynia od kierownika wagonu i mogłem wrąbać vietkonga, którego w wersji maxi, podobnie jak i tysiące innych specjałów, można zakupić na większych stacjach, na których skład zatrzymuje się na dłużej. Obserwowałem technikę sprzedaży obwoźnych sprzedawców wszystkiego, począwszy od zegarków i biżuterii, poprzez wielkie, suszone ryby, skończywszy na futrach (tylko po co to komu latem w stepie?). Zabawnie targowali się z kierownikiem, aby nie płacić za przejazd. Spacerowałem po pociągu, a później czytałem Komsomolską Prawdę, w wersji białoruskiej. Z tegoż periodyku dowiedziałem się, że Gorbaczow również nie był „nasz”, znaczy się ich, bo zgodził się na pieriestrojkę. Biedni ci mieszkańcy ZSRR, ciągle wszyscy ich zdradzają. Pewnikiem o świcie :D . A ja wyspałem się na zapas. Trochę pomagały mi w tym znieczulacze techniczne i fakt, że żadna z towarzyszek podróży nie grała na bakałajce ;-) |
Rzeczywiście wygląda jak instrukcja budowy bomby :) Dziękuję za nienaganną polszczyznę, ortografię i interpunkcję :) Znacznie ułatwia czytanie i zrozumienie.
|
3 Załącznik(ów)
Sluza, do usług :).
Koniec lenistwa. Na horyzoncie Aktobe i wyładunek. Pomogłem nauczycielce wynieść bagaże bliżej wyjścia, gdzie znienacka pojawiło się mnóstwo wielkich, kraciastych toreb i innych pakunków. Planowy postój pociągu to pół godziny, więc przeczekałem spokojnie dziki tłum i wysiadłem na końcu. Pomaszerowałem na koniec składu i zonk. Nie ma wagonów towarowych. Co jest grane? Pytam kierownika, ale ten rozkłada ręce. Kolejny też nic, więc uderzyłem do szeregowych pracowników. Spokojnie, już nadjeżdżają. Nim wysiadłem, kolejarze odczepili dwa ostatnie i przetaczali na tory bliższe budynkowi stacji. Tam podjechał mały traktor z dwiema platformami i zaczęło się. Wszyscy chcą swoje pakunki jako pierwsze, ale nie, nie. Najpierw maszina Poljaka, potem reszta. Grupa pomocników sprawnie wyłuskała Elkę, która opatulona w stado bagaży, przyjechała nienaruszona. Odsunąłem się na bok, załadowałem swoje rzeczy i nim przyszedł kierownik bagażowego, cichaczem wypchnąłem SHL przed budynek. Bilet został na pamiątkę :) , formalności nie dopełniłem. Odpaliłem na pych, bo wybujana Elka, zalała się całkowicie- ta chmura dymu przed dworcem, poezja. Przejazd przez miasto na azymut i na czuja. Na wylocie, na stacji paliw, spotkałem młodego Ukraińca, który pracował w Aktobe. Dłuższa pogawędka i mknę dalej. Plan na dziś, to dobić możliwie blisko Uralska, wszak już popołudnie. Znów posępne widoki spalonego stepu, znów Kobda. Tankowanie Elki, paliwo słabe na tyle, że rozpuściło lakier na zbiorniku, a tankbag śmierdział do końca podróży. Już wiem, dlaczego tylu tankowało na tej malutkiej stacyjce, pośrodku miejscowości, gdzie i ja lałem paliwo, jadąc w tamtą stronę. Plan na dotarcie do Żympity zapewne ziściłby się, gdyby nie pewien Kazach. Wypatrzył mnie ze stepu szerokiego i wytrwale gonił swoim Iżem Planetą. Chwila rozmowy i już ciągnie do siebie, na nocleg. - Gdzie tak będziesz spał w krzakach, jak wilk jakiś, jedziemy do mnie, rzecze. W porządku, nie będę się opierał, dobry człowieku :bow: . Gość okazał się rolnikiem, pasterzem i wielkim miłośnikiem motocykli. Pognaliśmy w dwa moto w step. Niesamowite uczucie jechać tak sobie, na przełaj, po horyzont. Nikt nie pędzi za tobą z widłami, nikt mandatem nie straszy, linki zawieszonej w poprzek nie ma, bo i po co i na czym ją rozwiesić. Jest przestrzeń i moc zapieprzania przed siebie. Mała wioska, Nowonadieżdinka, obejście na końcu. Żona, bardzo konkretna i rozeznana w tematach różnorakich, dwoje synów. Przy rodzinnej kolacji dowiedziałem się, że niedawno gościli grupę Francuzów, również na motocyklach; żartowali, że bardzo ich ręce bolały od rozmów :lol: . Później, przy krążącej burzy, do późna w noc, przy świetle latarki, oglądaliśmy SHL i IŻ-a, porównywaliśmy rozwiązania konstrukcyjne. Gospodarz generalnie pomstował na ruską myśl techniczną, a szczególnie na opony. Nie mógł się nadziwić, że Mitasy tyle przejechały i śladu zużycia zanadto nie widać. Bardzo byłby rad, gdybym kiedyś jeszcze go odwiedził i przytargał ze dwie 3.50-18. Może ktoś tamtędy pojedzie? A, Elkę też chciał przytulić, skoro tyle km przejechała, to ,stwierdził, będzie mu służyć wiernie w stepie. Nie dobiliśmy targu, ale otrzymał ode mnie latarkę i ekspandery, bo sznurki, którymi troczył dobytek, wyglądały marnie. Rankiem, po śniadaniu, przy gęstniejących chmurach, pognałem dalej. Burze, deszcz, parówa i tak na zmianę. Na zmianę również wskakuję i wyplątuję się z kondona. A później mam to gdzieś, bo i tak w pożartych butach chlupie woda. Żympity za mną, zbliżam się do Uralska. Przestaje padać, nawet się przejaśnia. W mieście tankowanie do oporu, resztę tenge zamieniam na ruble i szpula na granicę. Wiatr co chwilę zmienia kierunek, chmury rozstępują się i zaczyna grzać. Jadę po koszmarnej drodze do przejścia. Na granicy tym razem sprawnie, ludność wpuszcza mnie przed siebie. Znów drogowe kopce kreta, na drodze do Engelsa. Późno wieczór, gdy po zmroku zacząłem rozglądać się za miejscem na nocleg, zgadałem się z sympatycznymi Uzbekami, którzy jechali Sprinterem . Chwila negocjacji i już montujemy Elkę na pakę. Przebrałem się i przez kilka godzin, nocą, przedrzemałem w szoferce najgorszy odcinek drogi i Saratów. Dziękuję, dobrzy ludzie :bow: . Wczesnym rankiem rozjechaliśmy się w swoje strony. |
Podziwiam 😊
|
Pięknie się czyta :)
|
5 Załącznik(ów)
Dalej to już wrześniowa Rosja. Zamglone okolice Borisoglebska, moje chytre i tajemne skróty, aby ominąć zatkany Woroneż. Znów nocleg bez historii, gdzieś w krzakach. Kolejny świt, krótkie pakowanie, droga. Tankowanie, wizyta w magazinie, ot powrotny tranzyt przez Rosję. Wczesnojesienne widoki w okolicach Nowego Oskołu i dalej do granicy w Hoptiwce.
Kolejka jak cholera, ale kilka stanowisk odprawy powoduje, że jakoś to idzie. Ukraińska strona sprawnie, późne śniadanie i już gnam do Charkowa. Na obwodnicy ratuję miejscowego bikera na Dnieprze swoją świecą, ogarniamy radziecką elektrykę w zaprzęgu, wspólne zdjęcie i mknę dalej. Późny obiad, tankowanie, oglądanie wojskowych transportów uzbrojenia. Piękna pogoda zaczyna się kończyć, chmury coraz bardziej zaciągają po horyzont. Wieczorem dobijam pod Kijów, śmiech na sali, bo kilka km przed stacją , zabrakło mi paliwa. Zapasową bańkę zgubiłem gdzieś w Kirgistanie, ale pobujałem SHL i na oparach dotarłem. Kijów przejechałem o zmroku i zaległem w, jak zwykle, sympatycznym lesie na przedmieściach. Chyba nawet namiotu nie rozkładałem. Przed świtem, obudził mnie nieśmiało kropiący deszcz, więc… na koń. Nim się całkiem rozwidniło, miałem za sobą około 100km. Znana droga, rytuał tankowania, unikania deszczu. Późne śniadanie i w południe granica. Ludzi ogrom, kolejka jak cholera, głównie Ukraińców i to ich obsługują pogranicznicy, ale wreszcie czas i na mnie. Gdzieś przed Lublinem obiad, telefony, że jestem. Wiadomość do szwagra, aby był w gotowości z busem, gdyby coś wydarzyło się na ostatnim etapie. Nic takiego nie nastąpiło, około 20.00, zobaczyłem swoje strony. To był długi dzień, 900 km w siodle, podobnie zresztą jak poprzednie. Powitalnego kielicha za pomyślny powrót i coś smakowitego na ząb, zorganizował komitet powitalny. Sto tysięcy pytań, nieco jeszcze chaotyczne opowieści i ciśnienie pomału zaczęło schodzić ze mnie. Koniec :). |
Dzięki Sylwek. Super się czytało.
|
Noo Panie,tym skromnym SHLkowym pierdzeniem przeszedłeś do historii
|
Dziękuję. Warto było czytać o Twojej podróży. Szacuneczek, to za mało...
Bywaj zatem, bywaj, Byku jeden! |
Nieszablonowa ta relacja, ale jedna z lepszych:)
|
To jest kurka Coś. Szacun. Kropka.
|
Świetnie się czytało. Inspirujący wyjazd, może kiedyś bujnę swoją Stefę w tamte rejony. Dzięki :Thumbs_Up:
|
Piękny wyjazd :)
za ostatnie dni dostajesz order stalowej dupy. Po 900km na SHL to jest wynik :D Wysłane z mojego HT20Pro przy użyciu Tapatalka |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:44. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.