![]() |
IV dzień
Rano jak zwykle pobudka, śniadanie, pakowanie i w drogę. Przy śniadaniu dowiaduję się, że Artur chce pomóc Piotrowi w drodze powrotnej i wraca z nim. Jestem pod wrażeniem i wielki szacun dla niego za taką decyzję, zwłaszcza, że impreza nie jest darmowa. Długo potem myślałem, co ja bym zrobił, gdyby mój przyjaciel znalazł się w takiej sytuacji. Ustalamy z Wojtkiem, że będę jechał za nim w razie gdyby KAT odmówił posłuszeństwa. Piotr w pickupie, Ewa za kierownicą i Neno na moto Piotra. Jedziemy dalej wzdłuż linii kolejowej ku Abdulowi jadącemu z przeciwnej strony z Ataru. Po jakiś 10 km Wojtek od KTMa staje i mówi mi, że nie ma już w ogóle biegów, a z okolic wałka zdawczego siknął olej. Kurwaaaaa!!! https://lh3.googleusercontent.com/4N...w1931-h1085-no Po powrocie do Polski i rozebraniu silnika okazało się, że pękł wałek zdawczy i zrobił bałagan w połowie silnika. :dizzy: Jakby policzyć ile go będzie to kosztowało (wycieczka, wcześniejszy powrót, remont) to nie wiele brakuje, żeby kupić drugie takie moto....... albo 2-3 DRki. Masakra jakaś. :( Chciałbym kiedyś zaufać KTMowi, bo ma super sprzęty, ale takie rzeczy powodują, że mam dalej 22 letnią DRkę. Wszyscy się zbieramy. Upał niesamowity. Postanawiamy czekać na Abdula. Szczęście w nieszczęściu, że to stało się w tym momencie, a nie dzień później. Chłopaki mogą podzielić koszty na pół. Będą jechać tą samą trasą, co przyjechaliśmy, czyli jakieś 300 km do granicy. Ku zaskoczeniu wszystkich Artur dalej chce wracać z Piotrem i Wojtkiem. Nie wiem dlaczego tak zadecydował, bo Piotr już ma pomoc Wojtka, Artur cały, moto jego też, przygoda dopiero się zaczyna ...... taką podjął decyzję i już. Czekając na Abdula pośrodku niczego jemy obiad (rybka, ryż i groszek z marchewką). Jest coraz goręcej i ku naszej radości Neno wyciąga coś co sprawia wiele radości ..... prawie dochodzę jak dostaję zimne piwko. :) :D Robimy łomżing i plażing, bo piasku nie brakuje. :) https://lh3.googleusercontent.com/KD...=w610-h1085-no https://lh3.googleusercontent.com/XU...w1931-h1085-no Na pickapie jest lodówka i zamrażarka, w których jest kupę jedzenia plus niespodzianki, które powodują, że gdy już jesteśmy totalnie wyjeb....... życie jest łatwiejsze, przyjemniejsze i kochamy z całego serca organizatora ......a zwłaszcza organizatorkę ..... ,bo dużo ładniejsza od organizatora. :) https://lh3.googleusercontent.com/Si...w1628-h1085-no Niektórzy są twardzi i nie ściągają z siebie plasytku, a nie którzy są mądrzejsi i preferują lekki negliż. :) Właściwie od tego dnia, po nabyciu mądrości życiowych, przy każdej okazji na dłuższych postojach rozbieramy wszystko co się da. Słońce cały czas ostro świeci i trzeba uważać, żeby nie było przypieczonej skórki, bo potem ciężko się zakłada wszystkie protektory ..... w towarzystwie wszędobylskiego piasku. :) Plus prawie zerowej wilgotności jest taki, że wszystko schnie w ciągu 15 minut. https://lh3.googleusercontent.com/mn...w1743-h1085-no Jest w końcu Abdul mistrz krojenia białasków. Sprzeda Ci wszystko po SUPER NIE atrakcyjnej cenie, bo wie, że nie masz innej opcji. Spuszczamy paliwo w motorów, pakujemy BMW i KATa na pickapa. Kombinujemy raz motory przodem, raz tyłem. Ledwo, co się mieszczą. Słabo to wygląda i mam wrażenie, że na pierwszym wyboju motory wylądują na Arturze jadącym za nimi na swojej CRFie. Zdajemy się na doświadczenie miejscowych. https://lh3.googleusercontent.com/W4...w1628-h1085-no https://lh3.googleusercontent.com/Qm...w2148-h1085-no Żegnamy chłopaków z żalem i jedziemy pod Ben Amerę, gdzie rozbijamy camping. Jest nawet dość wcześnie, ale to nawet fajnie, bo można trochę się zregenerować. https://lh3.googleusercontent.com/gW...w1628-h1085-no https://lh3.googleusercontent.com/e8...w1628-h1085-no Jazda po piachu to non-stop 1000% koncentracji, żeby nie wpakować się w coś co widać w ostatniej chwili. Ciągła zmiana co 10-20 m sypkości piachu powoduje, że raz po raz skaczesz jak żaba, gdy moto łapie i traci przyczepność. Jedzie się dobrze, a za chwile moto wyje jak wściekłe, a ty prawie stoisz, tak jest grząsko. Pierwsze wrażenie, że spaliłeś sprzęgło. W korytach rzek był najgorszy rodzaj miałkiego piachu. Tam trzeba było grzać koło 90-100 km/h żeby w miarę się stabilnie jechało. W każdy wypadku jazda poniżej 60 km/h gwarantowała glebę, albo zakopanie się. Wystarczyło odpuścić gaz i po paru metrach stałeś w miejscu ...... bez użycia hamulca. Jazda dawała wrażenie jakbyś cały czas ciągnął kogoś dużo cięższego za sobą. Ewa i Neno tankują wodę do mycia. https://lh3.googleusercontent.com/HO...w1628-h1085-no Mamy luksusy w postaci prysznica raz na jakiś czas w zależności od dostępności wody. :) Jest specjalny namiot prysznicowy i każdemu przysługuje dwie minuty orzeźwiającego wodospadu z słuchawki napędzanej z aku. Początkowo rozbijamy ww. namiot, żeby Ewa nie napatrzyła się na "boskie" ciała i mogła spać spokojnie.... bez niepotrzebnych napięć. :D Potem to już nam było wszystko jedno i stawało się z drugiej strony samochodu tam, gdzie Ewy nie było. Robiło się swoje pamiętając, że nie schylamy się po mydełko gdy przypadkiem wyślizgnie się z rączki. :D Po trzech tygodniach celibatu różnie może być. :D Jak już jesteśmy w kupie to rozbijamy namioty wśród akacji dających wymarzony cień. Z drugiej strony trzeba uważać, bo kolce długie i ostre. Bez problemu przechodzą przez podeszwy sandałów. https://lh3.googleusercontent.com/Jd...w1628-h1085-no https://lh3.googleusercontent.com/AT...w1822-h1085-no Jedziemy z Neno po drzewo. Wypatrujemy jakiś suchy pniak. Wiążemy liną do haka i próbujemy wyrwać z korzeniami. Modlę się żeby przypadkiem nie wkomponował się w pakę pickupa, jak korzeń puści. :) Jak zwykle nie wiadomo skąd pojawiają się miejscowi i chyba dobrze, bo chcieliśmy urządzić ognisko na czyimś grobie otoczonym kamieniami. Stoją, patrzą i nic nie mówią. Dostają jakieś gifty i znikają nie wiadomo kiedy. Trzech z nas pojechało do domu, więc limity dzienne rotosia wzrosły. :D Jednak wizja jazdy na kacu następnego dnia prostowała wszystkich. :( Kolacja, rotoś i w kimę Ogłoszenie parafialne :umowa: Ze względu na urlopy i inne rzeczy do ogarnięcia będę kontynuował pod koniec września. Postaram się dostarczyć nieco gorących klimatów w porze jesienno - zimowej. ;) Cieszę się, że dajecie odczuć, że nie piszę sam dla siebie. :) Zostało jeszcze dużo do napisania i zmontowania, bo ok. 15 dni ...... i będą jeszcze MOMENTY. :) |
Kurde naprawde dobre
Rzadko sie czyta taką relację |
Cholera, mamy czekać ponad półtora miesiąca na dalszy ciąg??? To nawet Hitchcock nie był taki perfidny w temacie budowania napięcia. Nie bądź taki niekolega, daj coś wcześniej...:bow:
|
Fajna ralacja i super kierunek. Zabraniamy urlopu i czekamy na ciąg dalszy ;) :D
|
Fajnie, że taki pressing, ale nie ogarnę wszystkiego. ;)
Żeby temat nie umarł to do wznowienia relacji będę wrzucał jakąś fotkę z tych moich ulubionych. :) https://lh3.googleusercontent.com/DR...=w2304-h760-no |
Czytamy, czytamy!
Świetna relacja. No problem, to czekamy do września, bo czuję że warto. |
Świetnie się czyta 👍
|
szykuje się relacja roku!
Wysłane z mojego SM-G970F przy użyciu Tapatalka |
Rychu. Pozmywam za Ciebie naczynia, poodkurzam, wyprowadzę kota, przystrzygę trawnik, zaopiekuję się Twoją żoną, ale Ty pisz,pisz....
|
Cytat:
|
Rychu, jaki urlop! Urlop to miałeś Pan w Mauretanii :D
Naprawdę mamy czekać do września? :confused: |
|
W miarę czasu będę coś wrzucał, żeby w końcu września ruszyć z pełną parą ;)
Zróbmy inwentaryzację, albo jak to mówi kobieta za lady w GS-owskim sklepie, remanent. :) Tak, więc kto nam pozostał? Wojtek od wypasionej Huski. Człowiek przygotowany na wszystko, dzięki któremu oszczędziliśmy sporo czasu, paliwa i nerwów. A to wszystko dlatego, że przed wyjazdem szarpnął się na telefon satelitarny, który się okazał zbawieniem w kryzysowych sytuacjach. Dzięki niemu mieliśmy kontakt z Neno i szukanie siebie nawzajem na środku niczego zredukowaliśmy do minimum. Ratował dupę nam i organizatorowi. Po za jednym przypadkiem, gdzie pogubiliśmy się (później będzie o tym), telefon działał perfekcyjnie. https://lh3.googleusercontent.com/zL...w3000-h2000-no Andrzej Gość z wielkim zapałem do przemieszczania się. Nie ustoi, nie usiedzi. :D Człowiek, który przeniósł swoją wielką i nieskalaną miłość z wypasionego GS na leciwą DRkę. :) https://lh3.googleusercontent.com/Px...w3000-h2000-no Witek Oaza spokoju, podchodząca do problemów rzeczowo i analitycznie, czym skradł moją sympatię. :) https://lh3.googleusercontent.com/39...w3000-h1798-no Łukasz Człowiek, który ma wyjeba .... e na wszystko, człowiek lubiący wyzwania wybierając się na taką wycieczkę, na czymś, co powinno pozostać na asfalcie. :) Zapewnił nam darmową siłownię, po której mieliśmy bicki, takie, że Pudzian poczuł wstyd i zapisał się do psychoterapeuty. :D Lubiałem bardzo gościa, bo glebił częściej odemnie. :D https://lh3.googleusercontent.com/Us...w3000-h2000-no Rychu Ten od tego całego biadolenia i przynudzania. :) https://lh3.googleusercontent.com/3G...w3000-h2000-no Neno i Ewa Nasz statek matka, który żywił, poił i dawał dach nad głową. Na widok, którego radowaliśmy się bez umiaru po dłuższym rozstaniu. Symbolizował ŻYCIE. https://lh3.googleusercontent.com/PC...w3000-h2000-no |
Super. Czyta się super, a wrażenia i przygody lepsze niż na najcięższym etapie Dakaru.
Dawaj dalej. |
Czyta się super... ale nie zauważyłem tu ani jednego kiepskiego zdjęcia! Więc czyta się i jest na co popatrzeć :)
|
Nooo, Rychu, szacun. Naprawdę, relacja super, a z twoim darem do pisania i budowania dramaturgii - krótko - czekam na książkę. Czytam z wypiekami na twarzy bo ja to chyba nigdy po piochu się nie nauczę jeździć.
A co do twoich dylematów w stylu: "Długo potem myślałem, co ja bym zrobił, gdyby mój przyjaciel znalazł się w takiej sytuacji" to wystawiam Ci najlepszą rekomendację, bo zdecydowanie nie jesteś typem faceta który zostawi kolegę w potrzebie. Miałem okazję się o tym osobiście przekonać. Czytam i czekam na więcej |
Zdjęcia wymiatają. Czekamy...
|
Cytat:
Wobec powyższego szukam wyjazdowych sponsorów, żeby było o czym pisać. :) Za karę jutro będzie kolejny dzień z filmem. ;) Miras Nauka jazdy po piasku wymaga trochę czasu i potu, ale do ogarnięcia. Jednak nigdy nie będzie to łatwe, nawet mając doświadczenie. Plus ten, że gleby są mniej bolesne w porównaniu do innych nawierzchni. :) Co do zostawiania kolegów to mam zasadę, że jak komuś proponuję wspólny wyjazd, to czuję się za niego odpowiedzialny i w razie W zapewnie mu swoją opiekę lub czyjąś, ale nigdy nie zostawię samemu sobie. ;) Nasze drogi trochę się rozeszły, bo przynoszę Ci dużego pecha. Każdy wspólny wyjazd zawsze coś, a to złamanie, a to inne kontuzje kończące wycieczkę. :( |
Dzieciaki
Jak na taki biedny kraj to było ich tyle, że myślałem, że miejscowe Prawo i Sprawiedliwość wprowadziło na każde dziecko progarm +50 000,00 ..... i to Euro. :) Jak tylko gdziś się pojawiliśmy to wychodziły tłumnie z każdej chaty, szałasu, dziurki, czy norki. :) Pan Prezes byłby zadowolony jakby to działo się w naszym kraju. :D https://lh3.googleusercontent.com/sw...w3858-h2170-no Co napewno to miały słuch absolutny, bo jeszcze nie dojechaliśmy do wioski, a one już z niej wybiegały zobaczyć, kto robi tyle rumoru, walcząc z piaszczystą drogą. https://lh3.googleusercontent.com/cT...w1447-h2170-no Jak już wjechaliśmy i staneliśmy to następowało bliższe zapoznanie. Najpierw od bonżur sawa..... sawa bien? Itd. Po krótkiej obczajce i uprzejmych grzecznościach, czyli kurtuazja w domu i w zagrodzie, padało magiczne słowo Kadu albo Stilo. :) Kadu znaczy prezent, a Stilo to długopis. https://lh3.googleusercontent.com/QN...w2304-h1536-no https://lh3.googleusercontent.com/8q...w3862-h2170-no Niektóre dzieciaki szybko odpuszczały, ale bywały bardziej ambitne i dalej nas cisnęły. :bow::bow::bow: Jakiejś agresji raczej nie było, ale raz pewna dziewczynka postanowiła mnie zatrzymać rzucając patyka, który odbił się odemnie i nic wielkiego się nie stało. Są dwie szkoły. Jedna daje prezenty, a druga nie, żeby ich nie uczyć, że biały człowiek = Kadu. Jak dla mnie to one już są nauczone, że biały daje. https://lh3.googleusercontent.com/HC...w1092-h1536-no Przy tej ilości dzieciaków moje Kadu i Stilo skończyły się na III dzień w wiosce, gdzie czekałem na chłopaków po wypadku Piotra. Żeby obdarować każdego spotkanego dzieciaka musiałby za nami jechać konwój TIRów. https://lh3.googleusercontent.com/EB...w2304-h1536-no Trochę mi było ich szkoda, bo bieda tam niesamowita. Mieliśmy limity kilogramowe bagaży i zamiast prezentów wziełem zapasowe sprzęgło, gaźnik i inne szpeje w razie awarii. https://lh3.googleusercontent.com/57...w1447-h2170-no Co mnie udeżyło to, że te dzieciaki były wesołe, radosne, pełne energi i życia w porównaniu do swoich rówieśników z Europy, gdzie zamiast kolegów i koleżanek każde ma smartfon. https://lh3.googleusercontent.com/U7...w2304-h1536-no Zdjęcia trzeba było robić z partyzanta, bo niektóre zaraz się chowały lub uciekały. Za to młodzież pchała się przed obiektyw. :) https://lh3.googleusercontent.com/cI...w2304-h1536-no https://lh3.googleusercontent.com/3x...w3000-h2000-no https://lh3.googleusercontent.com/rd...w2304-h1536-no |
No to czekam na wrzesień. Nie częśto można przeczytać tak świetnie skrojoną relację, jest napięcie, jest ciekawie. Do tego zdjęcia - klasa! Czekam na więcej, szczególnie że mysli moje ciągle koło tego wyjazdu krążą. Pisz!
|
No to jedziemy ;)
V dzień Idziemy na Ben Amerę. Rano jemy i robimy trekking na kamyczek. https://lh3.googleusercontent.com/oF...w2169-h1446-no Na początku trochę strach, bo wrażenie ekspozycji i możliwość zjechania powoduje, że idziemy na czworaka. Widok 7 osób posuwających się w takiej pozycji nasuwa skojarzenie powrotu z niezłej imprezki. :D https://lh3.googleusercontent.com/uL...w2169-h1446-no Po drodze myślę sobie co zrobić jak zacznę się zsuwać w dół. Trochę w życiu już polatałem po ferratach w Dolomitach i mam obycie z ekspozycją. Tam jednak byłem dopięty lonżami do stalówki, a tu ….. hmm. https://lh3.googleusercontent.com/yV...w2169-h1446-no Tak, więc wymyśliłem, że jak wpadnę w poślizg to szybko padam i przylegam całym ciałem do skały. Dla dodatkowego kotwienia robię za glonojada i przyssam się otworem gębowym i pępkiem. Płeć piękna ma jeszcze jedną możliwość, ale nie drążę tematu. Potem czekam na miejscowy TOPR, czy tam GOPR, aż mnie odkleją i bezpiecznie zniosą do piaskownicy na dole. Sorki, ale człowiek w upale i z przegrzanymi zwojami ma totalnie odjechane pomysły. :D https://lh3.googleusercontent.com/4X...w2169-h1446-no Wejście zajmuje nam godzinę. Przyjemnie wieje chłodnym wiatrem i daje trochę odetchnąć od upału. https://lh3.googleusercontent.com/_g...w2169-h1446-no Kiedyś czytałem książkę "DIUNA" Franka Herberta i pierwsze skojarzenie to, że te czarne kamienie to wystające grzbiety śpiących czerwi. Mam wrażenie, że to inna planeta. Dookoła, aż po horyzont tylko morze żółtego piasku z czarnymi wyspami, zwieńczone błękitno - białym niebem. Magia tego miejsca powala i żałuję, że przez chwilę nie mogę być tam sam. Pustynia jak żadne miejsce potrafi wyciszyć i ukoić zmysły ..... o ile nie musisz za chwilę walczyć z piachem. :D Na filmie będzie więcej fotek, ale jak za dużo to wiecie jak się przewija. ;) https://lh3.googleusercontent.com/H9...w2169-h1446-no Jeszcze na etapie planowania założyliśmy sobie, że przenocujemy na szczycie. Jednak po przybyciu tu nikt nie wyrywał się, żeby targać wszystkie toboły na górę. Co pewne to czarna skała i do tego ekspozycja na słońce zrobiłaby z nas suszone śliwki. https://lh3.googleusercontent.com/iS...w2169-h1446-no Na szczycie znajdujemy pod kamieniem poskładaną kartkę. Otwieramy i okazuje się, że to fiszka jakiegoś turysty. Czytamy, a to gość z Polski. Ktoś robi fotkę, żeby namierzyć go na FB. Neno i Ewa robi nam dobrze ...... wyciągają z plecaka dwa szampany, czy tam wina musujące. Jest super i na chwilę zapominamy o zmęczeniu. Humory i morale rośnie. https://lh3.googleusercontent.com/OG...w2169-h1446-no Zostałbym tam na dużej, ale mamy lekką obsuwę po wydarzeniach z poprzednich dni. Po powrocie Ewa robi obiad (ziemniaki, mielone, buraczki). Za to gotowanie dałbym im Nobla. Często wstają o 5 rano, żeby przygotować wszystko na kolejny dzień i żeby „Pan” był cały dzień zadowolony. Wiadomo, że Polak głodny, Polak zły. https://lh3.googleusercontent.com/2b...w1928-h1446-no Po obiedzie baaaaardzo wolno i niechętnie wrzucamy na siebie cały szpej. Jest południe więc klara daje niesamowicie. Ktoś rzuca hasło, żeby może trochę poleżeć w cieniu, ale patrzę na zegarek i mówię, że trochę późno, a samo się nie przejedzie……. mimo, że też bym najchętniej zaległ gdzieś w cieniu pod akacją i obudził się po kilku dniach. :) Jedziemy do starego, już nieczynnego tunelu kolejowego. Przejechanie go wymaga przekroczenia granicy z Marokiem/Sahary Zachodniej i powrót parę km do Mauretanii. Dalej podążamy wzdłuż linii kolejowej. Jakieś 10 km to istny koszmar. Trzeba było zapieprzać na pełnej kicie, bo piach wręcz zasysał. Raz lekko zwolniłem i nie podjechałem na małą wydmę zakopując tylne koło po ośkę. Ambitnie sam, wzorem dakarowców, lekko odkopałem z jednej strony koło, położyłem moto, przeciągnąłem pół metra, postawiłem i w tył nazad w dół, żeby złapać prędkość. Zaatakowałem wydmę i się udało. :) W wielu sytuacjach dziękowałem chłopakom za chęci i starałem radzić sobie sam, tak jakbym jechał w rajdzie. Chciałem sprawdzić, czy dam radę, gdyby jednak w przyszłości coś wyszło z moich planów. Były też sytuację, że dałem sobie pomóc, żeby szybciej ruszyć w dalszą drogę i nie gotować się na patelni. Po tych 10 km trafiamy na piękną szutrówkę, którą przecinaliśmy pod Ben Amerą i mogliśmy nią dojechać na luzie do tego miejsca. No cóż. Jak to przyjęło się u nas mówić: „Zapłaciłeś to się baw” :D. Nie nacieszyliśmy się za długo, bo wydmy rozkraczyły się na niej i trzeba było robić co chwilę objazdy po bardzo kopnym piachu. https://lh3.googleusercontent.com/pw...w2169-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/pp...w2169-h1446-no Jedziemy po tracku w stronę tunelu. Mamy nawet z kilometr asfaltu. Po paru dniach jazdy na piasku teraz na asfalcie jest dziwnie. :) Trochę kluczymy, bo track sobie, a teren sobie. Wszystko rozkopane i wygląda jak jeden wielki teren budowy. Nie ma żadnych posterunków granicznych i brak jakiś tablic, że nie wolno. Żołnierz na check poincie w pobliskim miasteczku, nawet nie chciał fiszek, bo był mocno zajęty przeglądaniem Facebooka. Nawet dobrze, bo poza paroma potarganymi przez oponę nie mam innych. :o Patrząc na góry przed nami i gps prowadzę trochę na czuja, wypatrując dziury w pionowej ścianie gór. Wlot jest tak schowany, że nawet ze 50 m go trudno zobaczyć, bo jest w małym wąwozie. Jedziemy po starym nasypie, który jest poprzecinany wykopami. Potem przez suche koryta i akacjowe krzaczory w których się modlę, żeby nikt nie złapał gumy. W końcu docieramy do wlotu. https://lh3.googleusercontent.com/s2...w2573-h1446-no Sam przejazd to ok. 2 km tunelu i jesteśmy na Saharze Zachodniej. Stajemy w tunelu złapać trochę chłodu. https://lh3.googleusercontent.com/vW...w2573-h1446-no Jako, że Wojtek ma najlepsze światła to prowadzi przez tunel. Po drugiej stronie jedziemy trochę wąwozem, który przechodzi w płaski teren. Mamy fajną, prawie trialową, trasę pokrytą sporymi kamieniami. Tańczymy i podskakujemy. Miła odmiana od piasku. Zrobiliśmy pętelkę i wracamy do Choum, gdzie spotykamy Neno i Ewę kupujących od miejscowych paliwo i jedzenie. Dzieciaków jest cała chmara i każde chce kadu. Decydujemy się na szybkie ulotnienie. :dizzy: Jedziemy dalej nowym asfaltem do miejsca oznaczonego na gpsie jako biwak. Niedawno była tam szutrówka. Docieramy do miejsca z paroma szałasami i paroma murowanymi chatynkami. Nie wiadomo, czy to mikro wieś, czy zajazd. Witają nas miejscowe piękności. Próbujemy im przekazać, że za chwile dojedzie Neno i Ewa, których ponoć znają. Robią nietęgie miny i po chwili znikają w jednej z chat. Po pół godzinie jest Neno. Miejscowe dziewczyny wyskakują z chaty i miska im się cieszy ……będzie dobrze. https://lh3.googleusercontent.com/l0...w2169-h1446-no W oczekiwaniu na kolację pomagam Andrzejowi skasować luz na główce ramy, bo narzekał na stukanie. Ewa dała dziewczyną produkty do zrobienia kolacji, gdzieś ok. 18.00. Niestety nie doczekałem, bo kolacja była o północy. Co można robić z rybą i kuzkuzem tyle czasu? https://lh3.googleusercontent.com/0C...w1085-h1446-no Ponoć nic nie straciłem, bo chłopakom nie smakowało. Na szczęście wcześniej nawtykałem się chleba ze smalcem i kiszonymi ogórkami z podlasia, więc nie poszedłem spać z pustą kichą. :spac: :) Śpimy w jednej z słomianych chat. Mają tyle otworów wentylacyjnych przy podłodze, że w nocy wiatr ściąga mi śpiwór. Zatykam, czym się da i uderzam dalej w kimę. https://lh3.googleusercontent.com/bI...w2169-h1446-no Stopery nadewszystko, bo nasze grupowe pijoki i akoholiki nie dałyby pospać. Do tego Łukasz śpi dwa metry odemnie. Jedyną i słuszną decyzję podjął Witek, bo rozbił sobie namiot parę metrów od nas. https://lh3.googleusercontent.com/LK...w2169-h1446-no GPSy A propos GPSów to w stanowczej większości były Garminy Montany. Co ciekawe to przesył tracków między starymi i nowymi był niemożliwy. Na szczęście tylko jedna była nowa. :) Co rano na stole lądowało, na początku 5 Montan, a po pożegnaniu chłopaków 3 i jedna nawi od BMW (zwykle miała problem z ogarnięciem tracka). Po 6 latach użytkowania, jakby ta w końcu poległa, to bym kupił nową taką samą i nie szukał nic innego. Dobry i trwały sprzęt. |
:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:
|
Nie będę oryginalny - relacja super ! i zdjęcia … takie '' soczyste '' jeśli można wiedzieć jakim aparatem robione ? a może smartfonem ?
|
Cieszę się , że już jest koniec września . Tak trzymaj . :Thumbs_Up::)
|
Cytat:
Neno coś bardziej profesjonalnego, ale nie przyglądałem się. Witek robił Iphonem. Andrzej miał jakiś pancenrny Olympus Though. Łukasz w ogóle nie robił. Ja miałem Canona S120 + telefon + GP 5 Session. Najlepszym wyborem był aparat Andrzeja. Zero ruchomych części na zewnątrz. Jak pisałem to piasek był wszędzie i mój wysuwany obiektyw poległ po paru dniach. W domu, po powrocie, wziąłem odkurzacz i przywróciłem do żywych. :) W relacji i w filmach jest zbieranina zdjęć z różnych aparatów, ale te od Neno najfajniesze. |
Co do relacji nie mogę napisać nic odkrywczego - jest genialna.
A co do fotek to tylko dodam, że często z byle aparatu jak tylko wyjdzie ostre zdjęcia to można raz dwa zrobić fajnie wyglądające zdjęcie w programie do obróbki. Czasami aparaty już same poprawiają zdjęcia i wyglądają dużo lepiej. Mam nie najnowszy kompakt i jak cykam w trybie auto to raz sam podbije kolory i wygląda super, a raz wyjdzie "szare" i "smutne" zdjęcie - oba zdjęcia z tego samego miejsca i czasu, tylko raz aparat zrobi korektę a raz nie. Nie ma sensu porównywać fotek po obróbce do wykonanych przez nas fotek i szukać wady w sprzęcie oraz liczyć na to, że będziemy mieć takie same fotki jak zrobimy je lepszym aparatem :) Sent from my SM-J600FN using Tapatalk |
Dopiero dzisiaj znalazłem chwilkę żeby przeczytać. Wszystko od pierwszej strony. Oczywiście jedząc obiad musiałem natrafić na stwierdzenie "ciśnienie fekalne" no i następnie musiałem wydłubywać marchewkę oraz ryz z klawiatury oraz wytrzeć monitor. Relacja mega wyprawa musiała być super. Na fotce ukazującej wspinanie się na kamyk wystający z piachu, widać iż jednak trójka facetów zdecydowała się na motywator kobiecy :D
PS czy taka wyprawa była by możliwa bez "statku matki"? |
Czytam, czytam i łza w oku się kręci, miałem być z Wami, ale życie.. :( aaaa tego gościa, no ten, Łukasz to chyba znam , nie, nie, on nie chrapie jest warunek trza pić równo z nim. :)))
|
1 Załącznik(ów)
Cytat:
Ewidentny ich błąd. :D Osobiście wolałem podąrzać na szpicy. Dlaczego? Dlatego, że wobec jeszcze nieuregulowanej flory bakteryjnej układu pokarmowo - wydalniczego istniało duże niebezpieczeństwo podążania za kimkolwiek. W razie niespodziewanej i nagłej eksplozji, wiązało się z ryzykiem gwałtownego zaniku wizji lub wpadniecię w niekontrolowany poślizg, a to znowu się wiązało z ponownym robieniem ściany. :) Odnośnie ciśnienia fekalnego to taka historyjka. Przy pierwszej spsobności wysłałem paru znajmomym poniższą fotkę z ładnym widoczkiem. Załącznik 89773 Jeden, jedyny, niemający jeszcze problemów z wzrokiem, pyta mnie, co ten gość tam robi. Myślę sobie jaki gość? Nie wysyłałem fotek żadnych kolegów. No, ale przeglądam fotkę no i faktycznie jeden załapał się w kadr podczas wyrównywania ciśnienia wewnętrznego z zewnętrznym. :D Jak wiecie to czym wyżej, to ciśnienie maleje. Odpowiedziałem wymijająco, że "rzeźbi" w skale. :D Czy można zrobić tą trasę bez wsparcia? To pytanie najlepiej zadać Neno, bo robił Mauretanie trochę sam, i trochę z kolegą. Wg mnie to proszenie się o kłopoty. Biorąc przykładowo nasz pierwszy odcinek wzdłuż linii kolejowej, gdzie do w miarę pewnego miejsca tankowania jest ponad 400 km ( tylko piasek ) to musisz mieć ze sobą: - około 40-50 litrów paliwa, w zależności od spalania, - około 15-20 litrów wody ( nie licząc zapasów w razie awarii, kontuzji), - cały bagaż, - jedzenie na minimum 2 dni ( nie licząc zapasów w razie awarii, kontuzji). Miejscami jazda na lekko była dość ciężka, a przy takim dodatkowym balaście to byłaby walka o życie. Z tankowaniem to też nie można nic przewidzieć, bo mało gdzie jest stacja i zazwyczaj leją z butelek. Z dislem nie ma problemów, ale z benzyną duże. Nawet na stacjach. Dlatego na samochodzie był zbiornik 400 litrów na benzynę i dodatkowo na ropę. Jeżeli już trafi się stacje, to bywa tak, że nawet jak mają benzynę to powiedzą, że nie ma, żeby skroić białasów. Jak stoisz i nie wiesz co robić, to któryś z obsługi podejdzie i zaoferuje pomoc ...... ale tanio nie będzie. Raz staliśmy 12 godzin na stacji, zanim załatwiliśmy paliwo, ale tam chyba faktycznie nie mieli. Później więcej napiszę. :( Przykładowo moto, albo kierownik nie będzie mógł dalej jechać z jakiegoś powodu i do najbliższego miasteczka będzie 200 km przez piachy. To wiąże się z conajmniej dodatkowym dwudniowym pobytem na pustyni, zanim koledzy sprowadzą pomoc. Jeżeli jest woda i jedzenie to nie problem, ale zwykle na moto ciężko zapakować tyle wody. Miejscowi mówią, że bez wody można pożyć maksymalnie 32 godziny. Nawet, a może zwłaszcza teraz, znając trasę to bałbym się jechać bez wsparcia (nie mówiąc, że nie chciałbym jechać tak załadowany), bo różne złe rzeczy mogą się przytrafić po drodze, jak już pisałem w poprzednich postach. Mauretanię można zrobić też po asfalcie, ale jak chce się posmakować nieco Dakaru to taka opcja odpada. Jadąc na mauretańską Saharę trzeba mieć wszystko połapane logistycznie i nie myśleć, że jakoś tam będzie. To nie cywilizowane Maroko. Sahara jest to bardzo ekstremalne miejsce, na które trzeba się dobrze przygotować na wszelkie warianty i nie liczyć zbytnio na szczęście. Obecnie dakarowcy naciskają przycisk i helikopter szybko dolatuje. Pierwsze dakary to istny obłęd. :dizzy: |
Cytat:
|
Piękne wyjście z progu, godne Małysza, albo Stocha :)
https://lh3.googleusercontent.com/z6...w2573-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/_R...w2573-h1446-no ..... raczej niegodne :D https://lh3.googleusercontent.com/dV...w2169-h1446-no Fotki robine powiedzmy, że na asfalcie. :) Jechaliśmy po tracku i miał być szuterek, ale i tam asfaltują na potęgę. Pod tą wydmą, wysoką na ok. 5 m jest nowiutki asfalt. Pustynia nie daje za wygraną i wydmy na asfalcie ciągną się kilometrami, a ekipy drogowe usuwają je przy pomocy spychaczy. Raz spotkaliśmy kampera, który stał przed jedną z pierwszych wydm i czekał, aż usuną ją, bo nie umiał objechać jej po kopnym piachu. Ekipa była jakieś 20 km dalej i pewnie dotrą do kampera za miesiąc, albo dłużej. :) Jak mi ktoś mówi, że jechał i wystraszył się, bo był piasek na asfalcie to uśmiecham się pod nosem. :) Jak już wspominałem to robię w drogach i tak się zastanawiałem, co by było jakby tamtejszym drogowcom podarować piaskarkę. Pewnie jakby doszli do czego to służy to byłby ostry łomot. :D |
Cytat:
|
Straszne fajna ta 701 w kicie , jakby wyjęta z rajdu Dakar
|
Cytat:
Cytat:
Do tego musieli się dotrzeć, bo trochę kapryśna ta lalunia. W Kirgistanie płyn z pompy sprzęgła wypłynął do silnika. Trochę kłopotów przez jeden mały oring za parę groszy. W Portugalii spalone sprzęgło. Wymiana na nowe, poprawione przez Lyndona Poskita ok. 7 tys. Na szczęście Mauretanię przejechała bez zająknięcia .... o ile nie liczyć pogiętych felg. :) |
Zachody słońca. Co tu komentować. Ech:)
Słońce było czymś, co się podziwiało wieczorem, a nienawidziło nad ranem. https://lh3.googleusercontent.com/pd...w2169-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/Ht...w2169-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/Qv...w2573-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/Fy...w2169-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/bU...w2169-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/z3...w2169-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/jK...w1928-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/2L...w2169-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/08...w2169-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/q2...w2169-h1446-no |
Wspaniałe... :)
|
kiMałe rewolucje w życiu i trochę się zluzowało. ;)
VI dzień Wstajemy, jemy, pakujemy się i czule żegnamy się z miejscowymi damami. https://lh3.googleusercontent.com/Js...w2169-h1446-no Andrzej daje na pożegnanie miejscowej starszyźnie parę starych, ale działających telefonów. Poprzedniej nocy sklejaliśmy mu okulary, bo nic nie widział. https://lh3.googleusercontent.com/sX...=w964-h1446-no Dzisiaj jedziemy do Ataru, gdzie byłby dzień przerwy w jakimś "wypasionym" zajeździe, ale nie będzie. Mamy obsuwę. :confused::mur::mur::mur: Po drodze trochę całkiem nowego asfaltu. Czasami track prowadzi parę metrów od niego, ale trzymamy się tracka, nie ułatwiając sobie życia, bo nie po to tu przyjechaliśmy. W końcu musimy wjechać na czarne, bo tylko jedna droga prowadzi na przełęcz za którą track odbija z asfaltu w boczną, piaskową drogę. Na początku dobrze się jedzie, ale za wiochą jest trochę walki w koleinach i Wojtek glebi, a ja hamuję, żeby go nie rozjechać. Andrzej skupiony na utrzymaniu prędkości w ostatniej chwili widzi, że stoję w jego koleinie i żeby nie zaparkować między moimi pośladkami i nie uszkodzić mi tytułowych stringów też glebi tuż za mną. :D Trochę pluje sobie w brodę, że nie trzymał odpowiedniej odległości, ale już potem mocno się pilnuje. :) https://lh3.googleusercontent.com/El...w2573-h1446-no Podobał mi się moment, gdy stoimy nieco skonani po tym odcinku piaszczystej drogi, gdzie było parę gleb, a z naprzeciwka jedzie sobie starszy gość, na pełnym luzie, na wozie ciągniętym przez osiołka, czy tam muła i szeroko uśmiecha się do nas. Pewnie w duchu dziękował Allachowi, że nie obdarzył go motorem, tylko osłem. W wjeżdżamy na przedmieścia Ataru. Dookoła jeden wielki śmietnik, co się później okaże mauretańskim standardem. W centrum przypadkiem spotykamy Abdula, który już wrócił po zawiezieniu chłopaków do granicy. Załatwiamy różne sprawy. Łatanie dętek i materaca u wulkanizatora, kupuję jakieś okulary, które nie używając ani razu dałem jako kadu. Ewa robi dla mnie ksero fiszek, bo zostały tylko dwie i w strzępach (tanio nie jest :dizzy:). Neno robi tradycyjne zakupy, czyli wodę i jedzenie (głównie warzywa i wodę). Abdul prowadzi nas do swojego znajomka, który ma paliwo. Miało być taniej niż na stacji, ale było drożej. Neno szarpie się z Abdulem o lepszą cenę, a on z swoim znajomkiem. W końcu dogadujemy się i tankujemy. https://lh3.googleusercontent.com/4I...w1085-h1446-no Abdul miły gość, ale starał się nas skroić na każdym kroku. Czy to na paliwie, czy to na wulkanizatorze, czy to na moich okularach. Trzeba było negocjować. Typowy pośrednik, który zawsze próbuje coś ugrać dla siebie. Jako pierwsze moto do tankowania poszła moja DRka. Gość wkłada lejek, a ja wpadam w przerażenie, bo w środku pół kilo piachu i żadnej siatki, która by mogła go zatrzymać. Wkurzam się i karze go przeczyścić. Nie wiem jaką mają tam logikę, ale gość czyści nie wyciągając lejka z baku ......,a ja jak ta cipa stoję i patrzę na to. W końcu sam go wyciągam i lejemy przez lejek z butelki 5 litrowej. https://lh3.googleusercontent.com/6w...w2571-h1447-no Co do takich niespodzianek to najlepiej był przygotowany Wojtek. W każdym z trzech wlewów miał filtr siatkowy. Minusem było trzy razy dłuższe tankowanie. :dizzy: Wojtek był trochę przeczulony na punkcie jakości paliwa, bo rok wcześniej na tej imprezie gość na takiej samej husce załatwił pompę paliwa i chyba był jakiś problem z wtryskami. Przed wyjazdem, żeby było po taniości kupiłem na Ali filtr akwarystyczny o podobnej przepuszczalności jak te oryginały za grubą kasę. Przed wyjazdem potrzymałem go w benzynie, żeby sprawdzić, czy w przyszłości go nie rozpuści, bo byłoby sporo bałaganu, jakby to wszystko dostało się do baku. Użyłem go może w dwa razy, bo w większości tankowaliśmy się z pickupa. I jak tu nie lubić DRkowej starej Japonii, bez pompy paliwa, bez wtrysków. Przez cały czas tankowania byliśmy oblężeni przez ciekawskie dzieciaki. Po Maroku, gdzie dzieciaki próbowały mi ściągnąć bagaż z moto (w czasie jazdy), byłem czujny. Na szczęście nic nikomu przez cały wyjazd nie zginęło. https://lh3.googleusercontent.com/vm...w1928-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/k0...w1928-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/v7...w1085-h1446-no Jemy obiad w wypasione "restauracji" (z tego co widziałem to najwyższy standard w tym mieście) poleconej przez Abdula. Jak na tamte standardy to jedzenie przyzwoite. https://lh3.googleusercontent.com/MW...w2169-h1446-no Po załatwieniu spraw wciągamy na siebie cały ekwipunek i lecimy Chinguetti. Na początku fajny, ale strasznie pylący szuterek, na przełęczy kawałek asfaltu, a potem jebaâŚ.na tarka, która testowała jakość motocykli. Kombinuję, żeby nie trzęsło tak niemiłosiernie. Jadę szybciej, wolniej, jedną stroną drogi, potem drugą. Jest źle, albo bardzo źle. Dramat. Telepało tak, że mi żarówka postojowa wyleciała z mocowania, tłumik prawie odpadł, a mózg zsunął się i wkomponował w jelito grube ( przynajmniej posrane pomysły będą miały krótszą drogę do ujścia). Najbardziej kopny piach był lepszy od tarki. :dizzy: Kto znajdzie na tej fotce radosną minę to ma piwo. Efekt TARKI. https://lh3.googleusercontent.com/U3...w2169-h1446-no W Chinguetti (Szinkit inna nazwa) wbijamy do jakiegoś zajazdu, gdzie widzimy po raz pierwszy jakiegoś turystę. Jest też francuska, której nudzi się na emeryturze i parę miesięcy już pracuje sobie w tym zajeździe. Strasznie zakręcona i fajna babcia. https://lh3.googleusercontent.com/Pr...w2571-h1447-no Zanim zrobią kawę mija pół godziny. Pijemy namiastkę kawy, czyli rozpuszczalną Nescafe. Jakieś daktyle i ciasteczka gratis. Po godzinie od przyjazdu niechętnie się zbieramy, a przed nami ok. 15 km debiutanckiej jazdy korytem rzekiâŚâŚsuchym oczywiście :). Grunt to się nie zatrzymywać. Silniki wyją, grzeją się i czuję zapach oleju. Co jakiś czas stajemy i dajemy ostygnąć. Nie jedziemy jeden za drugim, tylko tak jak komu pasuje. W lusterku nie widać, czy wszyscy jadą i trzeba ostro kręcić głową. Z jednej strony musisz gonić, żeby się nie zagrzebać, a z drugiej myślisz, czy zaraz nie będziesz musiał wracać pomóc komuś. Do tego jest cały czas ryzyko wjechania w bardzo luźny piasek i strzelenie fikoła. Przy tych rozbieżnościach psycha siada. :dizzy: Robimy częste postoje, kolejno odliczamy i dalej naprzód. Z Chinguetti (Szinkit) do Oadane jest prawie 100 km piaszczystej pustyni. Czasami można było spotkać ślady samochodów, ale zwykle znikały gdzieś pod wydmami, które stale przemieszczają się i budowanie tam drogi nie miałoby sensu. Trzymanie się tracka też było niemożliwe, bo miejscami przebiegał przez jakąś wydmę, której nie warto było zdobywać. https://lh3.googleusercontent.com/uo...w2571-h1447-no https://lh3.googleusercontent.com/B9...w2571-h1447-no Wyjeżdżamy z koryta i lecimy kawałek po wydmach. Potem robi się płasko i miękko. Coraz bardziej zagłębiamy się w miejsce, które można nazwać przysłowiową "czarną dupą po środku niczego". W każdą stronę jak sięgnąć okiem tylko piasek. Cały czas brniemy w tą nicość, gdzie nie ma żadnych osad i jedyne co mijaliśmy to opuszczony szałas. Nic poza piaskiem. Trochę przeraża ta wielka i pusta przestrzeń i w miarę zagłębiania się coraz bardziej czuję niepokój. https://lh3.googleusercontent.com/pG...w2571-h1447-no https://lh3.googleusercontent.com/g7...w2571-h1447-no Na jednym miejsc komasacji widzę, że jeszcze chwila tłumik pożegna się z DRką. Kombinuję coś z opaskami, ale za krótkie. Szybka prowizorka zapasową linką hamulca i jedziemy dalej, bo słońce coraz niżej. https://lh3.googleusercontent.com/sX...w2573-h1446-no Trafiamy na piach z mnóstwem kępek trawy, które nie pozwalają się napędzić i wymagają cały czas zmiany kierunku jazdy. Tańczymy i glebimy. Jest już ciemno i ściągam gogle, bo mam ciemną szybkę i nic nie widzę. Glebię w jedną kępkę i mam dużo szczęścia, bo twardy badyl wbija mi się tuż pod okiem. Ewa mi później na noclegu wyciągnęła trzy kolce podobne do tych od malin. Łukasz też glebi i gmol mu przyciska nogę. Na szczęście nic poważnego. Wszyscy umordowani, morale spada, ciemno, a do celu mamy jeszcze z 20 km. Walka z tymi kępkami trawy to tragedia. :dizzy: Podejmujemy decyzję, że kontaktujemy się z Neno i postaramy się spotkać gdzieś bliżej niż punkt docelowy. Okazało się, że jechał z drugiej strony tracka. Był bardzo blisko i po pół godzinie dojechał. Neno gdzieś po drodze zebrał trochę suchych badyli i dzisiaj kiełbaski z ogniska. :):drif: Teraz nie pamiętam, czy to było tej nocy, czy poprzedniej, ale podczas nocnych rozmów, zmiękczony rotosiem Witek dzieli się swoimi refleksjami i mówi, że na żadnym wyjeździe nie był tak niepewny, czy dojedzie do końca. Wszyscy jednogłośnie przytakują. Jest mi trochę lżej, że nie tylko w mojej głowie tyle czarnych myśli. Po pechu Piotra i Wojtka odpadnięcie kolejnego to tylko kwestia czasu. Pytanie kto i kiedy. W sumie jestem już tak nasycony, a może i nawet przesycony jazdą po piachu, że najchętniej pozostałe dwa tygodnie zabunkrowałbym się gdzieś w hotelu nad Atlantykiem, leżał i sączył zimne piwko z okrutnie wielką ilością lodu. Chyba nie miałbym żalu jakbym to ja odleciał jako kolejny pechowiec. Pewnie za stary i za miętki już jestem na takie przejażdżki. :) https://lh3.googleusercontent.com/U2...=w3072-h711-no Kolacja, rotoś i w kimę :spac: https://lh3.googleusercontent.com/CU...w2169-h1446-no Film słabo oddaje walkę z piachem. :vis: |
Super!
Filmik nie działa. |
Cytat:
https://youtu.be/a2skeig0obY |
Oj jak ja się ciesze, że relacjonujesz to tak rzeczowo jak to faktycznie wyglądało , a nie cukierkowo, że super świetnie i raj na ziemi.
Kiedyś się wybiorę na taką wyprawę, bo jestem nie rozliczony z pustynią w Maroku, ale teraz wiem, że muszę się dobrze przygotować fizycznie, psychicznie i sprzętowo, a przede wszystkim podszkolić technikę jazdy po piachu. :D Dzięki stary, że oszczędziłeś mi ostrego wpierdolu od pustyni :D |
Wow. Jak czytam to mogę się tam przenieść w wyobraźni. Dzięki.
|
Czytam z zapartym tchem i sentymentem do tej starej Japonii. Od pierwszego postu zastanawiam się jak babcia DR dawała sobie radę w tych warunkach, w głębokim piachu, całe dnie z gazem odkręconym na max cisnąc na dwójce czy trójce. Znam ten motocykl na wylot, sprawdzony praktycznie w każdych warunkach i wiem, że nie powala mocą i orka w piachu daję mu w kość. Jak dla mnie to idealny osioł podróżniczy i kocham go za to, nic więcej od świata już nie potrzebuję ale jazda piachami Sahary to nie jest dla niego idealne środowisko.
Jednak mam jedno pytanie bo chyba nie znam DR jeszcze w 100%... Cytat:
|
Czyta się, czyta i ogląda, ale mam takie małe ale: czy można by czasem w filmiku dać pracę silnika jak już lecicie przez te piachy, np tam przed panem z osiolkiem, ta gleba, tak chociaż trochę, tak pół na pół z muzyką, muza fajna ale dźwięk silnika ciekawszy w takich momentach, a widzę że montażysta to umi
|
Cytat:
Jezdżąc po Gruzji, Armenii, czy w innych gorących krajach mój patent to moczenie całej koszulki co godzinę. Po godzinie była suchutka. Tam jednak nie ma żadnych rzeczek, strumyczków, czy zbiorników wodnych, a woda w cenie złota, bo nigdy nie wiesz kiedy gdzieś ugrzęźniesz na dłużej i lepiej mieć zapas. Jadąc drugi raz pojechałbym raczej w styczniu, bo jazda wieczorem lub rano gdy było chłodniej to całkiem inna bajka. Nie czułem się jak mucha w gorącej smole. :) Psycha ważna rzecz. Jadąc na taką wycieczkę masz długotrwały wysiłek (prawie 3 tygodnie) w skrajnych warunkach. Nie raz płakałem do poduszki, a widząc piach miałem lęki. ;) Sprzęt jak widzisz nie musi być najnowszy i najlepszy. Ważne, żeby był w 100% sprawny. Dużo zależy od umiejątności kierownika, bo łatwo w tych warunkach zarżnąć sprzęta. Czy Huska za 100 tys, czy DRka za 5 tys. oba przejechały. Kondycja z tych wszystkich rzeczy wg mnie najmniej ważna, ale miała duży wpływ na to czy wyjazd będzie walką o życie, czy jazdą z przyjemnością. |
Cytat:
Ostatnio dużo rowerem pomykam i coś mi się pokręciło. ;) Co do DRki to jak wiesz ma trzy sposoby chłodzenia i widocznie do jazdy powiedzmy "turystycznej" w tamtych warunkach starczało. Miałem zamontowany na świecy czujnik temperatury głowicy. W Trailtechu ustawiłem pierwszy alarm na 190 stopni, a drugi na 220. Nigdy temperatura nie wskoczyła na 190, bo już przy 180 czuć było olej i stawałem na studzenie. Zdarzyło się to z 2-3 razy w korytach rzeki, gdzie był najbardziej miałki piasek. Poza tym to temperatury trzymały się w ganicach 160-170 stopni. Gdy stawaliśmy to czasami obesrwowałem termometr na liczniku i widać było, że moto szybko stygnie. Różnica między temperaturą otoczenia, a silnika wynosiła ok. 130 stopni, więc nie było problemu i szybko można było jechać dalej. Co do mocy to brak jej w DRce była sprzymierzeńcem przy jeździe po piachu. Łatwiej było się zakopać mocniejszym sprzętom przy mało delikatnym traktowaniu manetki. Do jazdy w granicach 60-100 w zupełności starczało. Reszta to technika kierownika. ;) Przez cały wyjazd silnik miał co robić i miałem wrażenie, że w końcu zaraz coś pierdolnie i będzie na tyle jazdy po pustyni. Ale nie i jak widać legenda o bezawaryjności DRki nie wzięła się z czapki. Obie przejechały bez większych problemów. Nie jest to moto idealne i wg mnie to co najlepsze to prosty i trwały silnik, a reszta do poprawki jak chce się mieć wygodne i wiarygodne moto. Many Bugs Filmu już nie chce mi się przerabiać, ale poszukam surowizny z tego fragmentu drogi i wrzucę. W następnym filmie z kolejnego dnia spróbuję spełnić Twoje życzenie. ;) |
Cytat:
Moją prośbę kieruje właśnie do kolejnego montażu, żeby w tych newralgicznych punktach lekko dać posłuchać motków, albo w nudniejszych momentach piosenek 😉 Uważam że uatrakcyjni to film drogi. |
Dzięki, dajesz dalej ;)
|
Cytat:
Zobaczymy co wyjdzie. ;) Tu masz surowiznę tego fragmentu z okrzykiem bojowym na końcu. :) https://youtu.be/JGrFzMNLJBc |
Ale na filmie widać z jaką koncentracją jedziecie ani jednego zerknięcia na bok. :D
|
Widzę, że i amor skrętu na tych piachach nie dawał sobie rady... :vis: :mur:
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:59. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.