![]() |
Cytat:
pozdrawiam trolik |
Dzień dwudziesty: jedziemy do Tbilisi.
Po przebudzeniu w hotelu miliongwiazdkowymi i spiciu kawki pożegnaliśmy się z Niemieckimi Gieesiarzami , po czym ruszyliśmy w dół do wioski na śniadanko. To, co przygotowały dla nas obie Panie w małej restauracji było po prostu niewiarygodne - śniadanie królewskie przy tym to żarcie dla psów!https://lh3.googleusercontent.com/qy...=w1230-h689-no Siergiej postanowił jechać z nami do Tbilisi, więc po wspólnym biesiadowaniu porannym jakimś cudem udało mi się przerzucić nogę przez siodło Gieni i ruszyć w dół. Było tak sobie... Wyjazd z Omalo zajął nam cztery piękne godziny życia. Pogoda nie była jednak tak ładna jak na wjeździe do Omalo - powyżej 2 tysięcy metrów jechaliśmy już w chmurach, ale nadal było po prostu wspaniale! Droga do Omalo moim zdaniem to obowiązkowy element dla każdego motocyklisty odwiedzającego Gruzję. Po zjeździe zalogowaliśmy się w super klimatycznym pensjonacie w wiosce Luhuri. https://lh3.googleusercontent.com/vS...=w1225-h689-no Po dziennych temperaturach w granicach 20 stopni i nocnych około zera ciepełko Luhuri było dla nas błogosławieństwem. Zrobiliśmy małe pranie, odwiedziliśmy lokalny sklepik i toczyliśmy długie rozmowy z Siergiejem na temat motocykli, życia w naszych krajach i tak dalej. Ja tego popołudnia przede wszystkim "trawiłem" w głowie piękno natury, którego doświadczyłem w ostatnich dniach, doznania związane ze spotkaniami i w ogóle wszystko, co nam się przydarzyło w ostatnich dniach. Rano zebraliśmy się szybko i ruszyliśmy w kierunku Tbilisi. Mimo sporego ruchu jechało nam się dobrze i szybko. Od czasu do czasu zatrzymywaliśmy się na sesje dronowo - zdjęciowe w szczególnie ładnych miejscach. Po zbliżeniu się do Tbilisi pożegnaliśmy Siergieja, który zarezerwował nocleg w innym miejscu i zanurkowaliśmy w miasto w poszukiwaniu naszej miejscówki. Już sam wjazd do miasta zwiastował fajne popołudnie i wieczór! Po zalogowaniu się w hostelu zrobiłem coś, na co czekałem już prawie trzy tygodnie:-) O Tbilisi nie będę wiele pisał. Kto chce (a powinien chcieć każdy!!!) ten przyjedzie i zobaczy. Najważniejsze jest jedno - duszę tego miasta wyczuwałem od samego początku mojego pobytu w nim. https://lh3.googleusercontent.com/mg...=w1230-h689-no https://lh3.googleusercontent.com/d8...=w1143-h640-no https://lh3.googleusercontent.com/NE...A=w360-h640-no https://lh3.googleusercontent.com/kL...=w1143-h640-no Wojtuś podsumował to w ten sposób - ten koncert urywał dupę!! Od czasu do czasu wysyłaliśmy pocztówki filmowe naszemu pilotowi Radziowi. Oto jedna z nich: Mimo delikatnego chłodku zostaliśmy w tej knajpce do końca koncertu. Nie jestem jakimś wielkim fanem muzyki, ale to co tam doznałem zostanie na długo w mojej głowie. To był kolejny piękny, piękny dzień! |
Dzień dwudziesty pierwszy, drugi i trzeci: Mestia.
Prognozy pogody nie dawały nam szans na odwiedzenie Stepancmindy, więc postanowiliśmy wykorzystać fakt, że chmury zrucające swój ładunek nad Sepoancmindą właśnie opuściły Mestię:-).Pierwsze 150 kilometrów pokonaliśmy piękną autostradą, ale porywisty wiatr czołowy powodował, że prawie staliśmy w miejscu na naszych maszynach Po autostradzie była już zwykła walka o życie na lokalnych drogach aż do Kutaisi, gdzie zakręciliśmy się jak słoiki na świeżo budowanej autostradzie i straciliśmy chyba godzinę szukając drogi do Mestii. Koniec końców udała nam się ta sztuka i pomknęliśmy piękną górską drogą do gruzińskiego Zakopca!:-). Droga była świetna - nie było już śladu po opadach deszczu, a po minięciu Kutaisi zniknął też wiatr i pojawiło się do tego piękne słoneczko. Droga (choć asfaltowa) była jak marzenie - piękne widoki, zakręty i mały ruch. Jedyny problem polegał na tym, że chcieliśmy zatrzymywać się za każdym winklem w celu podziwiania widoków...:-). https://lh3.googleusercontent.com/lW...=w1173-h657-no Cały czas trzeba było jednak pozostać czujnym - na drodze często pojawiały się krowy, psy i moje ulubione zwierzątka, czyli świnki. Ten jeden zwierzak na zdjęciu poniżej był chlubnym wyjątkiem, bo leżał spokojnie przy drodze i nie rzucił nam się pod koła tak jak tuziny jego kumpli...:-) https://lh3.googleusercontent.com/Oz...=w1170-h657-no Do Mestii wjechaliśmy na krótko przed zmrokiem i po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy zarezerwowany wcześniej pensjonat. Po przywitaniu z gospodarzami wprowadziliśmy nasze osiołki do stajni, rozpakowaliśmy się , wrzuciliśmy coś do brzuszków i poszliśmy zmęczeni spać, bo następny dzień miał być bardzo pracowity... Po obfitym (czyli typowym w Gruzji) śniadaniu założyliśmy trampki, sandały i co tam jeszcze i ruszyliśmy na podbój Kaukazu!! :-). Czekał nas spacer około 1200 metrów w pionie i 15 km w poziomie do słynnych jeziorek umieszczonych nad miastem. Jako wprawieni turyści wybraliśmy oczywiście trudną, mało uczęszczaną drogę przez las i zgubiliśmy się po jakichś 15 minutach. Wojtek zwątpił w moje zdolności topograficzne i po włączeniu gps w telefonie zaufał technologii. Ja jednak nie dałem za wygraną i śmignąłem dalej w górę kierując się instynktem turysty (jeśli w ogóle jest coś takiego:-)). Po godzinie szwędania w końcu wyszedłem na jakąś łąkę... https://lh3.googleusercontent.com/zr...=w1173-h657-no Po następnej godzinie dołączył do mnie zziajany Wojtek i od razu zażyczył sobie sesję filmową w tych typowo gruzińskich okolicznościach przyrody. Co było robić - trza działać! Po kilku minutach gwiazdorzenia Wojtuś zmęczył się jednak i postanowił naładować baterie na górskim słoneczku https://lh3.googleusercontent.com/pt...=w1173-h657-no Było cudownie. Mimo chłodu słoneczko pięknie nas ogrzewało, a świeży śnieg w połączeniu z przejrzystym powietrzem zafundował nam prześliczne widoki na dolinę i otaczające góry. https://lh3.googleusercontent.com/4t...=w1173-h657-no https://lh3.googleusercontent.com/Sd...=w1170-h657-no Po trzech godzinach na górze zaczęliśmy schodzić na dół z powrotem do miasta i dotarliśmy tam późnym popołudniem. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze tą ślicznotkę: https://lh3.googleusercontent.com/Nh...=w1170-h657-no Wieczorową porą dyskutowaliśmy z Wojtkiem drogę wyjazdową z Mestii oraz strategię na dalszą podróż - okazało się bowiem, że na Ukrainie jest kiepska pogoda i nasze plany odwiedzenia Zakarpacia raczej się nie spełnią. Postanowiliśmy więc, że skierujemy się na południe....różnymi drogami:-). Jako miejsce docelowe na następny dzień ustaliliśmy hostel w Kutaisi, gdzie mieliśmy zrobić serwis motocykli korzystając z oleju zostawionego nam przez Mirmiła. Przy okazji: Mirmił jeszcze raz dzięki za pomoc! Wojtek postanowił wrócić tam asfaltem, a ja wybrałem bardziej ambitną drogę przez Uszguli...Następnego dnia rano kiedy wsiadałem na Gienię temperatura wynosiła jakieś minus pięć stopni i świeciło piękne słoneczko - idealne warunki do podróży motocyklem! Po około godzinie jazdy i z tyłkiem przymarzniętym do siodła znalazłem się w Uszguli https://lh3.googleusercontent.com/VG...=w1173-h657-no Droga do tej pory była piękna i myślałem, że nie może być już lepiej...To co zdarzyło się za Uszguli po prostu wyrwało mnie z butów. Niestety jutub rozpieprzył jakość filmiku:-( Po dwóch, może trzech godzinach cudownej, samotnej jazdy po pustkowiu dotarłem do pierwszej większej wioski o nazwie Lenteki. To było jak wkroczenie do raju. Czułem się tam wspaniale - po pierwsze dlatego, że wciągnąłem tam przesmaczne chaczapuri, po drugie bo było tam pięknie i ciepło, po trzecie bo droga była cudowna, po czwarte...piąte... https://lh3.googleusercontent.com/9f...=w1173-h657-no https://lh3.googleusercontent.com/IG...=w1173-h657-no Chciałem tam zostać. Na zawsze. Tylko niepokój o Wojtusia gonił mnie do Kutaisi. Bałem się, że się zgubi, że jest głodny, że Jego motorek nie chce jechać...:-).A więc Gieniu - zawieź mnie proszę do Kutaisi! Dotarłem tam po około trzech godzinach spokojnej jazdy - Wojtek trafił tam wcześniej i załatwił spanko, olej i miejsce do serwisu! https://lh3.googleusercontent.com/IV...=w1173-h657-no https://lh3.googleusercontent.com/oB...=w1173-h657-no Po lodowatym powietrzu w Mestii ciepełko Kutaisi było jak najbardziej pożądane. Miejscówka do spania była super, serwis został zrobiony, więc możemy jechać dalej :-) |
Dzień dwudziesty czwarty, piąty i szósty: 133 balony.
Apel do Gruzinów: Kochani proszę Was - nie zmieniajcie się! Zostańcie tacy, jacy jesteście: dumni, gościnni, radośni. Kocham naszą Unię Europejską i jestem jej wielkim zwolennikiem, ale jedna rzecz została sp...na, a mianowicie taka, że wszyscy tutaj stajemy się zbyt podobni do siebie jeśli chodzi o obyczaje, kulturę itp. Myślę, że możliwa i wskazana jest Wasza integracja z Zachodem, ale proszę - nie zapominajcie o Waszej tożsamości!!! Koniec filozofii, jedziemy dalej! Jak po takim śniadanku wyjeżdżać z tego pięknego kraju?? No jak???!!! https://lh3.googleusercontent.com/K4...=w1168-h658-no Po wczorajszej wymianie oleju naszym motorkom jakby przybyło koników, więc po pożegnaniu z gospodarzami ruszyliśmy w kierunku Turcji. Pogoda była piękna i droga umykała nam szybko. Po wjeździe do Turcji skierowaliśmy się na Trabzon, a następnie w kierunku Gumusane przecinając pasmo górskie z przełęczami na wysokości około 2500 metrów. Jak to powiedział Wojtek: "w zakresie budowy autostrad Turcy jeńców nie biorą!". I rzeczywiście - podziwialiśmy zdolności inżynierskie Tureckich drogowców, bo budowa autostrad w takich warunkach to musi być poważne wyzwanie. Uświadomiłem sobie, że w tym aspekcie Polska jest całe lata świetlne za Turcją. Tylko na samych przełęczach droga zwężała się do trzech pasów. Przejeżdżając przez wioski i miasteczka zagubione na Wyżynie Anatolijskiej często spotykaliśmy się z dziwnym rodzajem budownictwa - grupą wieżowców mieszkalnych postawionych na polu obok wioski. Nie wiem jaka jest filozofia budowania czegoś takiego, ale wyglądało to dosyć ciekawie Po kilku godzinach pięknej jazdy znaleźliśmy nocleg w malutkiej dolince Góry były suche, więc następnego dnia rano nie trzeba było suszyć gratów i po kawce i śniadanku ruszyliśmy w dalszą drogę Po następnych kilku godzinach fajnej, spokojnej jazdy krajobraz zaczął się zmieniać i dotarliśmy do wioski Goreme w Kapadocji...:-). Nocleg znaleźliśmy na tanim kempingu (chyba 17 pln) w samym centrum wydarzeń:-) Pogoda była piękna, a krajobraz jak z bajki, więc po rzuceniu naszych gratów byle gdzie pobiegliśmy na pierwsze lepsze górki i cieszyliśmy się widokami jak małe dzieci :-) Spać poszliśmy wcześnie, bo następnego dnia rano czekała nas pobudka :-) https://lh3.googleusercontent.com/YY...=w1173-h657-no Widok był wręcz nierzeczywisty....:-). Próbowaliśmy oczywiście zalogować się do balonu, ale właściciel kempingu powiedział że mimo 133 balonów w Kapadocji ceny poszły do góry o kilkaset procenta za sprawą milionów Chińczyków marzących o lataniu....no i teraz bilet zamiast 50 euro kosztuje powyżej 300 eurisów. Do tego rozwinęły się inne "gałęzie przemysłu turystycznego" takie jak kłady i motorki enduro, na których miliony Chińczyków rozjezdżają te piękne okolice. Jeśli chcecie jeszcze jeszcze zobaczyć Kapadocję to spieszcie się! Po nacieszeniu się widokiem balonów i zjedzeniu śniadanka udaliśmy się naszymi ścieżkami na podziwianie starochrześcijańskich zabytków. W Polsce byłyby to zabytki klasy zerowej, ale w Turcji zabytki innej religii nie cieszą się chyba wsparciem rządu...Nic to, ja tam byłem i Wojtek też! Po spacerku wróciliśmy na kemping, gdzie właściciel nakarmił nas godnie https://lh3.googleusercontent.com/8F...=w1173-h657-no Stęskniliśmy się już za motorkami, więc zabraliśmy je na przejażdżkę po muzeum. Miliony Chińczyków czekały w tym czasie chyba na zelżenie upału.. https://lh3.googleusercontent.com/eI...=w1173-h657-no Na spacerach i motorkowaniu upłynął nam cały piękny dzień. Czułem się tam prawie jak w raju nawet mimo widocznej na każdym kroku atmosfery centrum turystycznego - podejrzewam jednak, że w środku sezonu przebywanie tam może być dosyć uciążliwe. Kolejny piękny dzień za nami...:-) |
Turcje mialem 'robic' w tym roku, teraz to troche chociaz poczytam :Thumbs_Up:
|
Cytat:
pozdrawiam trolik |
Dzień dwudziesty siódmy, ósmy i dziewiąty: duuużo wody!
Poranek kolejnego dnia w Kapadocji minął nam całkiem szybko - zjedliśmy śniadanko patrząc na balony majestatycznie krążące nam nad głowami, a następnie po szybkim pakowaniu ruszyliśmy na zachód w kierunku Istambułu. To był dzień nabijania kilometrów i zbliżania się świetnymi tureckimi autostradami przez Ankarę do Istambułu. Cel został zrealizowany i rozbiliśmy biwak wieczorem na jakimś pagórku niedaleko Istambułu. Po gorącej, słonecznej Kapadocji przebudzenie rano nie było zbyt miłe... Było zimno, mokro i wietrznie - czyli pogoda w sam raz dla nas:-). Po szybkim pakowaniu ruszyliśmy w drogę z nadzieją na słoneczko, bo nasze namioty i śpiwory przypominały mokre szmaty.. Istambuł po raz kolejny nas zaskoczył - tym razem zaskoczenie dotyczyło spraw gospodarczych. Mieliśmy wrażenie, że cały turecki przemysł skupiony jest w tym mieście! Przejazd przez miasto zajął nam około 3 godzin, jechaliśmy ze stałą prędkością ok 90 kmh autostradami widząc po obu stronach drogi setki fabryk, magazynów, budów itd. Naprawdę to miasto to potwór, ale taki raczej pozytywny, dobrze zorganizowany, dobrze skomunikowany. No i ten most... Po minięciu Istambułu skierowaliśmy się na północ w stronę Burgas przemieszczając się przez pół-stepowy, pół-rolniczy obszar Turcji. Piękna autostrada prowadziła nas w kierunku Bułgarii, a krajobraz zmieniał stopniowo kolor z piaskowego na zielony. W końcu około 30 kilometrów przed granicą wjechaliśmy do pięknego lasu, który w końcu dał nam cień przed palącym tureckim słońcem. Przejście graniczne było raczej skromne - po obu stronach małe budyneczki i maksymalnie kilkanaście osób odprawiających się do Bułgarii. Podoba mi się! Bułgaria przywitała nas pięknymi, szybkimi zakrętami w lasach, małą ilością wiosek po drodze i idealną temperaturą do jazdy. Po jakimś czasie zobaczyliśmy taki znak... I już nie mogłem się doczekać kąpieli w morzu. Na bookingu znaleźliśmy miejscówkę na przedmieściach Burgas, w dzielnicy Krajmorie. Po szybkim odstawieniu osiołków i pośpiesznym zrzuceniu gratów w końcu.... A tak przy okazji: czy znacie kogoś, kto na 6-cio tygodniową wyprawę motocyklową liczącą 14000 kilometrów zabiera okulary do pływania...? Bo ja znam... Było tak fajnie, że postanowiliśmy zostać tam jeszcze jeden dzień - niby mieliśmy dzień bez jazdy w Kapadocji, ale narobiliśmy wtedy setki kilometrów na nogach więc odpoczynek i leżenie do góry gwizdkiem były jak najbardziej wskazane. I tak własnie było - leżeliśmy na plaży i obżeraliśmy się winogronami, pomidorami (prawdziwymi, a nie z jakiejś fabryki jak u nas) i innymi specjałami miejscowej kuchni. Ooooj jak mi tego było trzeba - kocham plażę i słoneczko! Następnego dnia z żalem pożegnaliśmy Burgas i ruszyliśmy w kierunku Rumunii. Droga wiodła fajnymi serpentynami położonymi na pagórkach wzdłuż wybrzeża Słonecznego Brzegu. Widoki na morze były cudowne, a miejscowości zdarzały się rzadko - Zacytuję Wojtka: "w zakresie jedzenia i zabawy Rumuni jeńców nie biorą!". Chłopaki mieli zajebisty system - jeden z nich zawsze spał narąbany, a pozostali łowili, gotowali, pili i pływali łódką. Zmieniali się średnio co 2 godziny, więc ekipa cały czas utrzymywała wysoki poziom sprawności. Zwracam również uwagę na sposób grillowania na filmie powyżej: dzięki temu sprytnemu rozwiązaniu można grillować na dole podczas gdy u góry na blasze smaży się jakieś dobre jedzonko. Jeszcze pocztówka dla Radzia:droga była więc naprawdę przyjemna i kilometry szybko mijały. No i już!:-) Welcome back in Romania! Gnamy dalej - celem dzisiejszego dnia jest dojazd do Mahmoudii. Na szczęście rumuńskie wybrzeże nie jest zbyt szerokie i po małych zakupach w Tulczy dojeżdżamy do takiej miejscówki.. Potem było już tylko lepiej - zaraz podeszli do nas lekko nawaleni wędkarze z zaproszeniem na wieczorną wyżerkę. No cóż, nie będziemy protestować. A więc - do roboty!! Zacytuję Wojtka: "w zakresie jedzenia i zabawy Rumuni jeńców nie biorą!". Chłopaki mieli zajebisty system - jeden z nich zawsze spał narąbany, a pozostali łowili, gotowali, pili i pływali łódką. Zmieniali się średnio co 2 godziny, więc ekipa cały czas utrzymywała wysoki poziom sprawności. Zwracam również uwagę na sposób grillowania na filmie powyżej: dzięki temu sprytnemu rozwiązaniu można grillować na dole podczas gdy u góry na blasze smaży się jakieś dobre jedzonko. Jeszcze pocztówka dla Radzia: |
Dzień trzydziesty i trzydziesty trzydziesty pierwszy i drugi: Delta Dunaju i Odessa.
Po wyżerce poprzedniego wieczora obudziłem się ociężały, jednak gotowy na kolejną przygodę. Wcześniej dogadaliśmy się na wynajęcie łodzi wraz z kierownikiem, który miał nas przewieźć po różnych zakątkach rumuńskiej części Delty Dunaju. Mogę Wam powiedzieć, że Delta to cudowne miejsce-warto było się telepać taki kawał, żeby tam być i zobaczyć to miejsce. Nie wszędzie można podziwiać na wyciągnięcie ręki orły, pelikany, dzikie kaczki i mnóstwo innego ptactwa. Do tego wiele kilometrów zarośniętych krzakami, wąskich kanałów wychodzących na piękne jeziora... to był po prostu inny wymiar zwiedzania... Ta piękna podróż trwała kilka godzin, a po powrocie znowu była wyżerka u Chłopaków...:-). Rankiem kolejnego dnia zebraliśmy się powoli, pożegnaliśmy z chłopakami i ruszyliśmy na północ, aby promem przepłynąć Dunaj w drodze do Mołdawii a później na Ukrainę. Celem było dotarcie do Odessy. Droga na północ do promu biegła po zboczach pagórków spoglądających na piękny Dunaj, więc widoki były śliczne, a mały ruch na drodze sprzyjał podziwianiu krajobrazów . Po około dwóch godzinach dojechaliśmy do promu w mieście Gałacz i przeprawiliśmy się na wschodni brzeg Dunaju. Koszt przeprawy to 10 lei. Po przeprawie przez Dunaj mieliśmy przed sobą kolejną przeprawę - tym razem przez dżunglę kwitologiczną. Z powodów politycznych (zatarg o jakiś tam kawałek ziemi) Rumunia nie ma przejścia granicznego z Ukrainą, choć niedaleko Tulczy jest piękne, przygotowane miejsce na przeprawę promową. Zamiast tego musieliśmy przejechać dwie granice: rumuńsko - mołdawską i mołdawsko - ukraińską. Do tego jadąc przez Ukrainę w kierunku Odessy zahaczyliśmy o Naddniestrze...- to był dzień przekraczania dziwnych granic:-) Przeprawy przez granice zajęły nam większość dnia, więc do Odessy wjechaliśmy wieczorem tuż przed zmierzchem. Pogoda była piękna, i miasto wyglądało wspaniale. Jednym z marzeń z mojego dzieciństwa było odwiedzenie Odessy - czytałem o tym mieście w jednej z książek i to marzenie przetrwało ze mną prawie 40 lat...W końcu jestem w Odessie!!! Miasto wieczorową porą było czarujące, niemniej jednak znalezienie hotelu w plątaninie przedwojennych kamienic zajęło nam większość wieczora i znaleźliśmy czas tylko na małą kolację w pobliżu naszej miejscówki.Niestety ten wspaniały wieczór był ostatnim tchnieniem ładnej pogody na naszej wyprawie...Kolejnego dnia pogoda była tragiczna - temperatura spadła do 10 stopni i padał deszcz wymieszany z silnym wiatrem - idealne warunki do zwiedzania, prawda? https://lh3.googleusercontent.com/9j...=w1173-h657-no https://lh3.googleusercontent.com/M1...=w1173-h657-no https://lh3.googleusercontent.com/wC...W=w370-h657-no Tego dnia zmarzliśmy i przemokliśmy okrutnie podczas dwóch prób zwiedzania miasta. Niemniej jednak kolejne moje marzenie zostało spełnione i następnego dnia mogłem z czystym sumieniem ruszyć na poszukiwanie nowych przygód!! |
Zazdraszczam wynajecia łodki w delcie. Jak tam bylem to w Tulczy wołali chory piniądz za to.
|
Cytat:
pozdrawiam trolik |
Poranne pakowanie sakw w Odessie nie należało do najprzyjemniejszych - padał rzęsisty deszcz, a temperatura rano wynosiła około 5 stopni. Żal było zostawiać to piękne miasto bez nasycenia się nim, ale z drugiej strony jest motywacja do ponownej wizyty w tym czarodziejskim miejscu. Po opuszczeniu miasta skierowaliśmy się na północ, a celem naszej podróży była mało znana miejscowość o nazwie Pierwomajsk. Jednak zanim tam dojechaliśmy...
Było naprawdę zimno ,a my po ponad miesiącu jazdy w towarzystwie pięknego słoneczka nie byliśmy mentalnie gotowi na stawienie czoła jakże popularnemu we wschodniej Europie deszczowi. Ubrałem na siebie wszystko co miałem, a zęby nadal trzaskały mi z zimna. Najgorzej było jednak ze stopami, więc postanowiłem temu zaradzić... W końcu zmarznięci i przemoknięci dotarliśmy do bazy strategicznych pocisków nuklearnych w Pierwomajsku. Pierwomajsk to miasto zbudowane na potrzeby jednej z dywizji strategicznych wojsk rakietowych byłego ZSRR. Wokół tej miejscowości rozlokowanych było kilkadziesiąt baz podobnych do odwiedzanej przez nas. Po wejściu na teren bazy zostaliśmy przywitani przez to bydlę: To rakieta to SS-18 Szatan, wciąż w użytku u Wołodii Putina, ale w troszkę nowszej wersji. Po przywitaniu z bydlakiem zanurkowaliśmy do innego świata... Z racji wykonywanego wcześniej zawodu mogę stwierdzić, że ta budowla i zainstalowane w niej urządzenia naprawdę funkcjonowały i były skuteczne. Pamiętam, że będąc tam na dole z przerażeniem uzmysłowiłem sobie, że nasze życie i istnienie świata było i wciąż jest na ostrzu noża...brrrr!!! Na domiar złego uświadomiłem sobie, że podobne instalacje nadal funkcjonują w Rosji, Stanach i innych krajach...wcale mnie to nie uspokaja... https://lh3.googleusercontent.com/d5...=w1173-h657-no https://lh3.googleusercontent.com/78...=w1168-h658-no https://lh3.googleusercontent.com/jc...=w1173-h657-no Naładowani negatywną energią ruszyliśmy w dalszą drogę, tym razem kierując się na północny Zachód. Nocleg tego dnia wypadł nam w małym miasteczku o nazwie Kristianiwka. Wjeżdżając tam spodziewaliśmy się rozlatujących bloków, drewnianych chat itd. Jakież było nasze zdziwienie kiedy zaparkowaliśmy nasze osiołki na czystym, schludnym i do tego ładnym rynku!. Na zakupy poszliśmy do świetnie wyposażonego sklepu, wieczorkiem wyskoczyliśmy na sziszę do super knajpki....Kristianiwka rządzi!!! https://lh3.googleusercontent.com/0k...=w1168-h658-no https://lh3.googleusercontent.com/9A...=w1067-h657-no https://lh3.googleusercontent.com/I0...=w1168-h658-no Na zakończenie dnia oczywiście pocztówka dla naszego pilota Radzia: |
Po noclegu w Kristianiwce zebraliśmy się rano i postanowiliśmy odwiedzić Pana Michała. Drogę wybraliśmy w ten sposób, że w giepeesa zapodaliśmy "znajdź najkrótszą drogę" - ta opcja zapewniła nam mnóstwo szutrów, dziurawe drogi asfaltowe i wizyty w wioskach na końcu świata.... Było wspaniale!!! Pogoda nam sprzyjała, a zbliżająca się jesień zapewniła piękne kolory po drodze, choć niestety nie było już tak ciepło jak wcześniej. Po dojeździe do Kamieńca Podolskiego i znalezieniu noclegu śmignęliśmy na stare miasto, które wraz z zamkiem położone jest na skalistym cyplu wyrzeźbionym przez rzekę. Kolejnego dnia z kolei wybraliśmy się do nowego miasta i zwiedziliśmy zamek oraz wdrapaliśmy się na kilka miejscowych pagórków. Spędziliśmy w Kamieńcu naprawdę 2 fajne dni - było trochę historii (a nawet geologii :-)), trochę zabawy, zwiedzania...
Poniżej krótkie wspomnienie z Kamieńca |
Nie chce mi sie na razie pisac, ale mam wene na krecenie filmikow:-)
|
Kolejna częśc serialu :-). Miłego oglądania!
|
Wjeżdżamy do Armenii:-)
|
pięknie, bjutifull :)
|
Góry Gegamskie
|
Kolejny filmik - wjeżdżamy do Górnego Karabachu!:-)
Miłego oglądania! |
Po wyjeździe z Górnego Karabachu i tranzycie przez Armenię skierowaliśmy się ponownie do Gruzji zajeżdżając na początku do Omalo. Miłego oglądania!:-)
|
Z Cudownego Omalo ruszyliśmy do Mestii..:-)
|
Wracamy powoli do Europy przez Turcję
|
Z plaży w Burgas przez Deltę Dunaju do Odessy. Bajkowa przygoda!
|
Pierwomajsk. Jak ktoś nie było, to niech żałuje i już szykuje się do wyjazdu:-)
|
Ostatni odcinek serialu, czyli powrót do Polski przez Ukrainę:-)
|
Abstrahując od kowida w tym roku chyba trudno będzie wybrać się do Górnego Karabachu..
https://www.onet.pl/informacje/onetw...thxbd,79cfc278 |
No i chłopaki się rozkręcili na dobre...:-(. Szkoda zwyklych ludzi, którzy cierpia z powodu polityki
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomo...ml#s=BoxOpImg6 |
Szkoda, sam miałem przyjemność być w Karabachu, otwarci i gościnni ludzie.
Wojnę mają we krwi... strasznie twardy naród, nieustępliwy i dumny. Do tej pory Rosjanie trzymali porządek, ciekawe czy się teraz dogadali z Azerami? |
Nazwisko ks. Isakowicza-Zalewskiego przesladuje mnie ilekroć włączę tv lub internet i zawsze starałem się unikać go jak tylko mogłem:-).
W linku poniżej wypowiada się on jednak bardzo kompetentnie nt. obecnej sytuacji w Armenii i więzów łączących nasze narody. Dla mnie było to bardzo pouczające! https://www.youtube.com/watch?v=1FSlE7VA2xc&app=desktop pozdrawiam trolik |
Jak podróże potrafią kształcić...
|
Cytat:
pozdrawiam trolik |
Istota, to niestety dostęp do wiedzy.
I niestety w tym temacie nie słuchałbym księdza, który widzi konflikt strcite przez pryzmat wiary. Biorąc pod uwagę, że obecnie - zdaniem zachodniego wywiadu do Karabachu przybyło ponad 5000 dżihadystów, to f-cznie zapowiada się konflikt na podłożu religijnym ale tylko do celów politycznych inspirowanych przez Turcję. Nie czuję się do końca mocny w temacie ale to, co wyprawia Turcja w całym regionie bliskowschodnim, to prosta droga albo do jej całkowitej dominacji w basenie wschodniego Morza Śródziemnego z upadkiem Grecji albo/i wojna na Kaukazie, która de facto jest na rękę Rosji, bo Azerbejdżan prowadzi niezależną politykę od niej. Ormianie będą się bić do ostatniego za cenę kompletnej zależności od Rosji, kupując od niej uzbrojenie itd., nie mając na to kasy... |
Z jednej strony dobra informacja bo ludzie nie będą ginąć. Z drugiej strony do dupy, bo ch... wie jak tam teraz bedzie z jeżdżeniem..
https://www.onet.pl/informacje/onetw...9yw39,79cfc278 |
Myślę ze to jak będzie z jeżdżeniem, to akurat najmniej istotny problem w calej tej sytuacji.
Wysłane z mojego Hammer_Energy_18x9 przy użyciu Tapatalka |
|
|
1 Załącznik(ów)
Ostatnie próby odbicia strategicznie położonej Suszy przez Ormian. Pierwsze chwile rozejmu.
Zbieranie rannych. min. opatrywanie zniesionego z pobojowiska Azera. Ojciec jedzie po ciało poległego syna. Reportaż w języku rosyjskim Abchaski kanał ANNA NEWS:Thumbs_Up: Najlepiej podpinać się przez telegram bądż VK. Efekt. Droga pomiędzy Stepanakertem (stolica Górskiego Karabachu) a zdobytą przez Azerów, nieodległą Suszą/Suszi Załącznik 101804 Film z przejazdu konwoju jadącego m.in po ciała broniących Suszy Ormian [+18]. https://drive.google.com/file/d/18IB...ew?usp=sharing |
Przejeżdżając przez Górny Karabach wielokrotnie mijaliśmy zdewastowane i opuszczone wioski azerskie. Pamiętam też z jakim pietyzmem i nakładem finansowym Ormianie odnawiali monastyry i inne miejsca kultu religijnego. Mam nadzieję że się mylę, ale czuję, że wielu z nich już nikt nie odwiedzi...:-(
A dokąd wrócą ludzie?? Armenia to w przeciwieństwie do Azerbejdżanu biedny kraj... https://www.onet.pl/informacje/onetw...l006z,79cfc278 pozdrawiam trolik |
Dzisiaj robiłem porządki w gratach i znalazłem takie cudo
https://lh3.googleusercontent.com/pw...-gm?authuser=0 Łezka w oku mi się zakręciła na wspomnienie tej wspaniałej krainy i ludzi. Papier zostanie ze mną jako wspomnienie wspaniałej przygody. pozdrawiam trolik |
Też mam taką pamiątkę z 2014 roku. Żal narodu. Ciekawe jak teraz żyją tam ? Ma ktoś kontakt do kogoś z GK?
|
Nielicząc pewnego niuansu z nowymi lokalesami (:
Sytuacja się ponoć klaruje. |
Cytat:
pozdrawiam trolik |
1 Załącznik(ów)
Po przegranej wojnie przez Ormian.
https://pl.wikipedia.org/wiki/II_woj...3rski_Karabach Azerbejdżan otoczył enklawę. Natomiast na te terytorium, którego jeszcze nie zajął, wkroczyły siły rosyjskie, mające stabilizować sytuacje. No, ale sytuacja była daleka od normalności. Azerbejdżan blokował granicę części Arcachu dalej kontrolowanej przez Ormian. Załącznik 141199 Po bodajże 2 latach ponownie zaatakował. Rosjanie pozostali w swoich bazach. Sami Ormianie z braku perspektyw co do zasady już nie walczyli. Do końca nie wiem, na ile prewencyjnie, na ile, że tak powiem zmotywowanii przez Azerbejdźan, następnie w zdecydowanej większości opuścili region, który zamieszkiwali od tysiąclecii. Azerowie im to umożliwili, ponoć tylko wyłapując przy wyjeździe ludzi co do których mieli jakieś zastrzeżenia. Po tym jak się sytuacja tam nieco wyklarowała. W sensie wkroczyła tam cywilna administracja azerska. Część Ormian chciało wrócić. Jednak Azerbejdżan im to uniemożliwia, powołując się na nieposiadanie przez nich azerskiego obywatelstwa:mur:. Reasumując. Ponoć powoli wraca, tam, jakieś życie, ale to w ramach azerskiej państwowości. Odbudowują Agdam. Są jakiś tam jeszcze problemy z minami. Okołopodróżniczo ten region stał się bardziej niedostępny z uwagi na zamkniętą granicę azersko-ormiańską. Stąd potencjalny wjazd jedynie z azerskiego terytorium, bardziej problematycznego (wizy/przepisy celne) w :at: |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:57. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.