![]() |
10 Załącznik(ów)
Jeszcze nie sprawdzałem
W sumie to mam już małe zamieszanie, wydawało mi się że wstawiłem kawałek tekstu i go nawet wysłałem, aby po jakimś czasie zobaczyć ze zdziwieniem że go nie ma. Spróbuję trochę się ogarnąć, przynajmniej do momentu kiedy się wybierzemy na coś do zjedzenia. Tak, teraz przez dwa dni pewnie będziemy głównie jeść i pić. Przyznaję że gdy ruszyliśmy w czwartek rano, bo to chyba był czwartek jak dobrze liczę. Coś tam się pojawiło o świniach a później o tej Spelunce. Droga którą wybraliśmy była z kategorii ADV, no przynajmniej dla mnie, ale już na samym początku pojawiły się świnie w ramach atrakcji. Droga prowadzi przez region produkcji kasztanów, a swego czasu w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, sprzedawałem gorące kasztany u siebie w bramie na ulicy Szewskiej. Byłem chyba pierwszym powojennym sprzedawcą prażonych kasztanów w Krakowie na pewno a być może i w Polsce. Musiałem sobie wyprodukować piec do kasztanów oraz podgrzewacz, wszystko opalane klasycznie węglem drzewnym. W pewnym momencie wyeksportowałem około 20 sztuk do Szwajcarii na zamówienie swego rodzaju potentata w biznesie kasztanowym, mister Gentile było mu na nazwisko. Po kasztany jeździłem najpierw do Szwajcarii a później próbowałem je zastąpić tymi z Austrii ale to była różnica klas, marony to jednak nie to samo co kasztany domowe. Po minięciu Evisy uznawanej za stolicę kasztaniarstwa, wcześniej wpadła mi w oko wdzięczna nazwa Spelunka, droga pięła się w górę niestety, do gówna na drodze dołączyły kolejno igliwie z gęstego lasu który porastał zbocza górskie na tej wysokości, później zdarzały się łachy piachu i błota z bocznych szutrowych dróżek, co spowodowało ścisk zwieracza w niektórych momentach. Do tego temperatura 8 stopni i przez jazdę w lesie zbyt dużo widoków nie było, no świnie od czasu do czasu. W Corte zatrzymaliśmy się na kawie i wtedy zobaczyliśmy że wszyscy chodzą w maseczkach, podobno za nasze chusty (no przecież ja to już napisałem tylko czy mogłem tego nie wysłać) żandarm może dać nam mandat. Wąwóz Restonica to bardzo fajne miejsce, niekoniecznie wyszalejemy się tam motocyklowo, bo droga wąska ale płynąca rzeka jest bardzo malownicza a towarzystwo wysokich gór dodaje uroku. Najlepiej się tam wybrać na piechotę aby kontemplować widoki. Na miejscu można spróbować lokalnych serów oraz wędlin, sery są robione na miejscu, prawie jak w Beskidzie niskim, tylko więcej techniki mają do pracy. Z wąwozu jedziemy na południe, wybieramy boczne drogi , taka na przykład D69 gór dół , zakręt w zakręt. Chciałem dojechać do kampingi w rejonie Propiano, pierwszy to La Rivere, gdy dojechaliśmy na miejsce to był zamknięty. To znalazłem inny L’ Oriente, tam dojechaliśmy około 18 i też był zamknięty, kilka kilometrów wcześniej był inny i tam wróciliśmy, był otwarty. Młoda dziewczyna która nas meldowała, powiedziała że kamping jest gratis, co nas zdziwiło, ale czemu nie, pani jeszcze powiedziała że działają tylko do 7.10. No muszę przyznać, rozbijanie namiotu po raz pierwszy to nie łatwa sprawa, dodatkowo po Gwinei , ten MSR to kruszyna i tropik dotyka ścian wewnętrznych, nie chciałbym być w nim w mocnym deszczu, a ten ma nadejść dziś w nocy, jutro ma być podobno potop. Rano okazało się że za kamping trzeba zapłacić i dzień dzisiejszy jest dniem ostatnim ich działalności. Nasz sąsiad motocyklista miał wielki namiot samochód i jakiegoś KTMa na którym jeździł z małżonka. O poranku wrzucił wszystko do auta i wyjechał przed nami. Nam zajęło to trochę więcej czasu i mimo lepszego spakowania nie udało mi się ładnie przyczepić płachty po namiot. Po spakowaniu drobnymi drogami ruszyliśmy na obiad w jakiejś knajpce któa miała dobre oceny i była położona na przełęczy. Wzięliśmy cannelloni oraz coś co miało być cielęciny. Moje danie od początku wyglądało podejrzanie, dziwnie pachnący gulasz, tylko to mięso o jakiejś dziwnej konsystencji, w połowie dania miałem pewne podejrzenia co do składu, zacząłem tłumaczyć nazwę translatorem i wyszło szydło z worka, a muszę się przyznać że nigdy w życiu nie jadłem flaków. No ale te flaki były całkiem niezłe, wieprzowych mimo wszystko nie tknę a moja żona uwielbia. Reszta dnia to dojazd do Ajaccio gdzie będziemy dwie noce, aby przeczekać najgorsze Teraz wybierając zdjęcia też mam wrażenie że conajmniej 4 już wysyłałem, no chyba że to wina internetu mobilnego na kempingu |
Zaczepnie te ręczniki wrzucił:haha2::haha2:
|
5 Załącznik(ów)
A tam od razu zaczepnie, ja je po prostu mam i są częścią naszej historii motocyklowej, to co mam się je normalnie wyprzeć i powiedzieć że ich nie ma?
Dodatkowo znalazły się one tam w konkretnym celu. Ajaccio w czasie zarazy. Należę do osób które nie śledzą statystyk, a moja żona od czasu do czasu robi mi wrzutkę, czasem człowiek dostanie w knajpie przed oczy telewizor w którym ktoś zapomniał zmienić wiadomości na taki program z teledyskami z lat 80-90, Michael Jackson wyglądający jeszcze jak Afroamerykanin i podobne klimaty, to się człowiek nasyca. Chcieliśmy iść do knajpy poleconej w hotelu Cafe Roma, przechodziliśmy obok niej trzy razy aby się w końcu zorientować że jest zamknięta. Poszliśmy dalej aby zasiąść w jakiejś, która w nazwie miała Mama. Po deserze, czyli 2 razy Aqua vitae, poszliśmy zobaczyć czy życie jeszcze istnieje. Istnieje ale w bardzo okrojonej formie |
5 Załącznik(ów)
Czytelnicy w listach do redakcji pytają, jak było na kempingu. Mogę tylko powiedzieć że w lecie dziękowalibyśmy za drzewa, licząc że dają trochę cienia. Niestety w obecnych warunkach pogodowych było, lekko mówiąc otępnie. Na plus sanitariaty które były czyste, ale nie wiem czy w warunkach obłożenia letniego byłyby równie zadbane. Dobrze że w odległości niecałego pół kilometra była knajpa gdzie akurat podawali świnię z rożna, bo na samym kempingu wszystko zamknięte .
|
1 Załącznik(ów)
Consigliero Tommy
teraz wszystko jasne, Twoja ksywa, wycieczki na włoskie wyspy (bez pogody i beznadziejnie nudne). Sygnalizujesz że przywieziesz "wygraną" dużą kasę, opisujesz że trzy razy przechodziliście obok knajpki żeby sprawdzić czy jest bezpiecznie , potem nagła zmiana lokalu, szybkie dwie kolejki Okowity(aqwavity) za wykonanie zadania, następnie sprawdzenie czy istnieje jeszcze życie-tak w okrojonej formie-piszesz(czyli się wykrwawia). MAREK ,myślę że rozpracowałem WAS ,ta opowieść to sygnał dla kogoś że zadanie wykonane. Consygliero Tommy. czytamy ze zrozumieniem. Pozdrów Don Vito czy innego Dona od nas. I wracaj dona s |
:d :d :d :d
|
Marku
fajnie by było zobaczyć w poniedziałek rano jak ludzie się bawią. Już się niepokoimy-co z Wami? ? ciał |
1 Załącznik(ów)
Ktoś za dużo gada i musieliśmy pójść na materace.
Na razie z milionami musimy poczekać, do tego wszystkiego ta spektakularna gleba w Ajaccio |
Na czym to ja skończyłem? Trochę się działo do wizyty u Mammy, po pierwsze prognozy i te aplikacje, dochodzę do słusznego wniosku że potrafią skutecznie zepsuć wyjazd. Bo zapowiadają na kilka dni przed że będzie lać. W końcu nadchodzi ten dzień na który już od kilku dni się stresujemy, bo ma lać. Tak miało być w sobotę i owszem w nocy lało ale o poranku lampa i tak do około 16 gdy człowiek się szlajał po tym Ajaccio nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić, chociaż był jasny punkt programu, wizyta w knajpie o wdzięcznej nazwie don Quichote. Wróciliśmy po tym długim przymusowym spacerze, po wizycie na targu i spijania kolejnych kaw i piwa, tego którego miałem już nie pić do hotelu aby rozprostować kości. Przed 19 ruszamy do naszej knajpy, leje deszcz ale podobno ma się skończyć około 21, bierzemy parasolki bo ubrań zbyt wiele nie posiadamy, za to sprzęt kempingowy zajmuje 2/3 naszego bagażu. Wizytę mogę określić jednym słowem, prawdziwa kuchnia autorska, żadnych flaków, same wysublimowane dania i dętego całkiem niezła butelka wina. Jestem w takim nastroju, knajpka jest sponsorowana przez rum Havana Club, postanawiam sobie przypomnieć kubański czas. Będąc na Kubie, szwendając się po nocnej Hawanie zasmakowaliśmy z kolegą w tym trunku, ale kazaliśmy sobie lat tylko ten leżakowany 15 lat. Kilka dni później byliśmy w takim sklepie dla turystów gdzie sprzedawano oficjalne cygara i oficjalny rum. Kupiłem butelkę tej Havany i jakieś cygara, wspierając pośrednio upadającego Fidela. Niestety po wejściu do autobusu ktoś zapytał co kupiłem , no to mówię że piętnastoletni rum, na to padło „daj spróbować” po chwili wróciła do mnie prawie pusta butelka abym i ja mógł się napić. Ktoś wtedy zapytał Marek, a ile to kosztowało ? 125 USD i musiałem ją kupić ponownie aby przywieźć do domu, żona również potwierdziła wysoką jakość trunku. W Polsce nigdy nie udało mi się nigdy znaleźć 15 tylko 7. Postanowiłem spróbować znaleźć 15 na Korsyce, niestety skończyło się na siódemce co zepsuło trochę końcowy efekt, lepiej byłoby wziąć aquavitę. Rano plan jest aby dotrzeć pokręconymi drogami do Bonifaccio, najpierw przez półwysep La Parata gdzie jest archipelag Sanguinaires, poźniej drobnymi dróżkami do miejscowości Bastelica, bo pani z agencji turystycznej powiedziała że tam ładnie. No ale najpierw musiałem podnieść motocykl który po wyprowadzeniu z garażu przytroczeniu bagażu i odpaleniu silnika podczas próby ruszenia spektakularnie położyłem oczywiście jak prawie zawsze na prawą stronę, nawet zgrabnie go podniosłem bez opinania kufrów, Ładnie to może i było ale droga to w stanie agonalnym oczywiście pokręcona strasznie. Jedyny odcinek gdzie można się było wyszaleć to T40 od Sartene. Tylko tam z kolei trzeba uważać na motocykle z przeciwnej strony. Wizyta w Bonifaccio to krótka wizyta z krótki przejazdem prze górne miasto, później spacer i wizyta w knajpie gdzie po raz pierwszy podczas naszego pobytu próbowano nas naciągnąć na rachunku dopisując 12 EUR za wino, oczywiście mogli się też zwyczajnie pomylić. Ponieważ nasz bungalow był dostępny tylko na jedną noc to bez specjalnego żalu zaczynamy mozolnie wspinać się w górę. Najpierw próbujemy wschodniego wybrzeża ale już po pierwszych kilometrach długich prostych wiemy że długo tutaj nie zabawimy. Od Porto Vecchio odbijamy na D368 która idzie do Zonza, już wcześniej zauważyliśmy jakieś strasze rajdówki i na tej drodze z początku wlekliśmy się za jakimś Porsche, który w pewnym momencie stanął włączając awaryjne a pilotka, bo to kobieta była, machała aby ich ominąć. Trochę dalej był rozłożony wóz serwisowy przygotowany do zmiany opon. Po dojechaniu do Zonzy, gdzie już wcześniej byliśmy jadąc z Corte do Porto, przez chwilę zastanawialiśmy się czy nie pojechać do Zicavo , przez które przejechaliśmy nawet się nie zatrzymując a pewnie było warto, ale zdecydowaliśmy że może lepiej będzie zjechać przez col de Bavena do Solenzary. Już po obiedzie na przełęczy około 14.30 byliśmy na miejscu i miałem tam pomysł na nocleg, ale o 14.30 w miejscu które było kompletnie bez charakteru, polecieliśmy w kierunku Porto Vecchia, bo ten odcinek na mapie był zaznaczony jako widokowy, no było nawet kilka zakrętów ale nie na tyle aby się nimi napawać, Ustawiłem na GPS Zicavo że niby damy szansę temu miasteczku i gdy wjechaliśmy na drogę D344 to już po chwili wiedziałem, temperatura spadała, że nie chcę zostać w górach. Przypomniałem sobie o miejscu które wybrali paryscy motocykliści na nocleg, motel Ta Kladia w Cargese, to nic że byliśmy tam w aptece, ale teraz mamy szansę przejechać kawałkiem T20 który też jest widokowy i jest w górach, jednym słowem będzie zimno ale kręto i tak było. Końcówka to trochę zakorkowane na początku D81 ale później już było dobrze. Jeszcze tylko problem z dojazdem do motelu bo nas żandarmi zablokowali, szukali chyba trupa w krzakach. Teraz szum morza mamy za oknem i szansę na kąpiel bo można się od razu wypłukać. Zdjęć chyba nie ma co pokazywać bo nie wiem jakie są ciekawe
|
10 Załącznik(ów)
Może spróbuję w miarę chronologicznie, no ale nawet skracając doszedłem tylko na kilkanaście kilometrów przed Bonifaccio, choć Sardynię już widać
|
Może tak będzie lepiej Może tak będzie lepiej
|
7 Załącznik(ów)
Kilka słów refleksji na koniec. Po pierwsze, gdybym nie był tak uparty aby zabierać cały ten kempingowy bagaż to nie straciłbym tyle czasu na przemyślenia jak to wszystko zapakować przed zmianą miejsca. Można wierzyć lub nie ale dla mnie to było duże obciążenie psychiczne. Po drugie, to ustawiczne śledzenie pogody stresuje jeszcze bardziej, czasem niewiedza jest bardziej pociągająca. Po trzecie jakiś jednak przewodnik warto mieć ze sobą, te bzdety które ludzie wypisują w internecie dotyczą przeważnie tego na jaką plażę się udać. Po czwarte, nie warto brać śniadań i mocno się zastanowić czy warto jest dwa obiady, ten w południe i wieczorem, u mnie skończyło się przywiezieniem do kraju 3 kg więcej obywatela. Po noclegu w Ta Kladia, o poranku w końcu udało się skorzystać z kąpieli w morzu, nie ukrywam że komfort spłukania się z soli był istotnym argumentem. Morze wzburzone i raczej nie warto ryzykowania odpłynięcie zbyt daleko bo można mieć problemy z powrotem, tym bardziej że sytuacja związana z kąpielą była mocno stresująca dla żony. Ruszamy i zatrzymujemy się w miejscowości Plana, gdzie spotykamy motocyklistów z polski, oni mieli mniej szczęścia bo na Korsykę przypłynęli o dwa dni później ze względu na sztorm. Wymieniliśmy się doświadczeniami i z zazdrością patrzyłem na ich bagaż, zasadniczo z mojego szpejostwa zostawiłbym tylko śpiwory o maszynkę do kawy. Droga z Ota do Galeria była dziwna, owszem było trochę wiatru w połowie odcinka ktoś poustawiał bloki kamienne na jednym mostu, jakby miał coś naprawiać na już na końcówce pojawiły się zapory że droga jest zamknięta. Być może były też takie na początku ale je wiatr zdmuchnął. Widać było że opady były spore, w niektórych miejscach pojawiło się błoto i kamienie a w jednym nawet maszyna różnica próbowała taki odcinek oczyszczać. Wiemy też że 9.10 ten odcinek miał być zamknięty z powodu rajdu. Dwa dni później na drodze D71 mieliśmy okazję wypaść zza zakrętu na jednego z uczestników , na szczęście jechał on do punktu serwisowego które były rozstawione przy tej drodze, ale sam rajd odbywał się na szczęście na bardzie wąskich i odludnych ścieżkach. Ostatnie dwie noce spędziliśmy w St Florent, skąd 8.10 o godzinie 6.40 ruszyliśmy do Bastii na prom. Co do zakupu biletów to kilka dni wcześniej sprawdzałem cenę i była 89 EUR, już wyklikałem wszystko i okazało się że strona doliczyła mi 2,5 EUR, mówią że chytry dwa razy traci, bo wtedy zrezygnowałem z zakupu aby dokonać tego stacjonarnie. Nie w Bastii o poranku, wydawało mi się że zrobię to bez problemu np, w Calvi którą mieliśmy po drodze. Po pierwsze, biuro było zamknięte, był podany telefon pod który należało zadzwonić. Gdy w końcu uzyskałem połączenie to panie powiedziała że bilet kosztuje 115 EUR i muszę podać dane karty, co mi się wydawało mało bezpieczne i od razu pomyślałem że za obsługę telefoniczną też mają całkiem niezłą prowizję. Podziękowałem za informację i przekazałem że zadzwonię jak będą gotowy do transakcji. Wieczorem otworzyłem zachowanego linka i się okazało że cena uległa zmianie, musiałem się już ugiąć i zaakceptowałem zmianę ceny, chytry dwa razy traci. Wybór miejsca do spania też był niełatwy, bo jadąc z Calvi pokonaliśmy ponownie pustynię i już pod sam koniec stwierdziłem że jedna ze ścieżek wygląda bardzo interesująco. Fakt że była ciekawa zarówno pod względem widokowym, jak i ze względu na 3 miasteczka których położenie było ciekawe pod względem wyboru miejsca. Droga była najwęższą jaką jechaliśmy i równie mocno zakręcona, a w dawnych czasach komunikacja odbywała się pewnie tylko za pomocą osłów. Na drodze straciliśmy trochę czasu i siedząc już przy głównej drodze na kawie próbowałem znaleźć coś do spania. Najpierw wybrałem Patrimonio bo przy drodze na przełęcz do Bastii, ale gdy tam dotarliśmy to nie odważyłem się wjechać na dosyć stromy i zakręcony podjazd, wyjechaliśmy na przełęcz i na przełęczy boczną dróżką już po zachodzie słońca zatoczyliśmy koło. Kierując się reklamą przydrożną trafiliśmy do hotelu gdzie trafiliśmy na grupę 18 motocykli z polski. Zasadniczo wykorzystaliśmy tylko przewodnika aby uzyskać radę gdzie się kręcić w następny dzień, to była właśnie D71. W końcu trafiliśmy do hotelu Bell vieu , widok na miasto 65 widok na morze 95, wybraliśmy miasto a dostaliśmy morze. Rano długo dosypialiśmy, to była w końcu pierwsza noc gdzie nic nas nie goniło, nawet nie byliśmy pewni czy gdzieś pojedziemy bo wiało mocno. Po spacerku do miasta zdecydowaliśmy jednak że szkoda czasu na siedzenie, jedziemy w góry. Błędem było nie zaznaczenie sobie początku wjazdu na D71 czego skutkiem była jazda tam i z powrotem po jedynym kawałku autostrady, jazda trochę po zakorkowanych ulicach ale w końcu zaznaczyłem ją sobie na GPS i okazało się że musimy jeszcze przejechać ze 30 km wschodnim wybrzeżem, jednym słowem prawie zamknęliśmy pętlę wokół Korsyki. Sama droga interesująca ale najładniejsze już mieliśmy jednak zrobione wcześniej. Musiałem jeszcze po drodze kupić litr oleju bo czujnik stanu na zjazdach się burzył że ma go za mało.
Ceny, jest drogo, szczególnie bolały noclegi. Bo cena za pokój najczęściej oscylowała wokół 90 EUR i jeżeli ktoś się spodziewał luksusów to byłby bardzo zawiedziony. To cena oczywiście w niskim sezonie, a stan tych pokoi był często taki że to co my oferujemy to luksusowe warunki. Począwszy od stanu materacy w łóżkach, stanu sanitariatów, ciśnienia wody pod prysznicem i myślę dajemy śniadanie w cenie z jajkami w każdej postaci na indywidualne życzenie. W hotelu Napoleon wzięliśmy śniadanie po 12 EUR za osobę bo miał być wypas, były nawet jajka, gdy wziąłem po jednym i swoje już nadtłukłem, pani podbiegła i pokazała że najpierw trzeba sobie je ugotować. Poranna jazda na prom to koszmar dla mnie, ciemno mało widać, moje oczy słabe, ciężko odróżnić skrajnię drogi od pobocza. Zakręty na kwadratowo, nie wiem czy do tego nie dołożyły się dwie wypite okowity po wcześniej spożytej butelce wina, na pewno ta druga była niepotrzebna. Przed wjazdem widać już efekt przykręcenia śruby przez rządy, musimy wypełniać jakąś deklarację i robimy to niejako na kolanach, pomiar temperatury. Już w Livorno podpadliśmy z naszymi nowymi znajomymi z Gdańska, włoskiej policji, kazali sobie okazać dokumenty, może było nam za wesoło. W Czechach, po dobrym obiedzie, się rozstaliśmy bo oni mieli tam zostawiony samochód na który zapakowali NAT. My popełniliśmy błąd zamiast na autostradę ruszyliśmy przez czeski kraj, a to piątek i korki mają na poziomie krakowskim, do tego remonty dopiero za Prerovem wpadliśmy na D1. To był najszybszy nasz przelot aż do Katowic, później poboczem przez 3 kilometry do zjazdu na Olkusz. W Wolbromiu musiałem się ubrać bo krótka bluzeczka to było jednak za cienko, no i to był najgorszy odcinek dojazdu na wieś bo po ciemku a ja miałem wrażenie że , motocykl mi ściąga w lewo może było to wynikiem pozycji żony która gdzieś skuliła się z tyłu starając się złapać trochę temperatury. O 20.15 w piątek czyli wczoraj zakończyliśmy naszą wycieczkę. Teraz myślimy już o kolejnej tym razem Maroko, bo nasi nowi znajomi zdradzili że chętnie by się tam wybrali, bo jeszcze nie byli, a my byśmy chętnie powtórzyli, bo lubimy ten kraj. Tym razem już bez szaleństw i jeżeli będzie przejazd przez pustynię to tylko w asyście 4x4. Wtedy bagaże i gazele jadą spokojnie autem a my staramy się nie rozbić. Chyba też ta podróż uświadomiła mi że chyba nie jestem Afrykańczykiem, bo niewłaściwy motocykl, bo za stary i chyba nie wychodzi nam spanie po krzakach. Marsjanie atakują O tym że będą kozy świadczyły znaki na asfalcie oraz zapach roznoszący się w powietrzu |
Consi, nie marudź :) krzaki są dobre, jak jest ciepło, a i wtedy nie od rzeczy jest zanocowac w cywilizacji.
Ja powoli dojrzewam do tego, żeby kupić do auta hak, przyczepkę na 2 moto i uniezależnić się od z samolotow lub przejazdów jesienią czy wiosna na południe - tak jak Ci Twoi znajomi z Gdańska. Na dwóch kierowców można bez problemu przeleciec do Livorno czy Genui na raz, a stamtąd i Sycylia, i Maroko, i Chorwacja blisko. dzieki za opowiesc :) Wysłane z mojego SM-G970F przy użyciu Tapatalka |
Jeżeli z Maroka zamierzasz TEŻ nas męczyć opowieścią,
to nie jedź , będziemy mogli spokojnie pracować. ciał |
6 Załącznik(ów)
Korzystając z chwili i tematu który wypłynął, a dotyczy namiotów. Namiot któy kupiłem, bo mały i miał nam zapewnić lepsze spakowanie, tak naprawdę nic nie polepszył. Spanie w nim to dla nas kompletna porażka a zabranie ze sobą tej płachty pod namiot, bo podłoga cieniutka, dołożyło taką objętość że musiałem go upakować jak osłonę przeciwpancerną pancerza czołgu twardy. W środku wszystko na kolanach, nie da się wyprostować co nie jest fajne. Jedna ścianka dotyka tropiku co powoduje że jest ona mokra, wody nie wpuściła do środka, ale w namiocie za grube pieniądze taki kłopot, w Gwinei nie ma takiej opcji i nie ma potrzeby zabierania płachty. To ostatnie powoduje że znika przewaga małego lekkiego namiotu. Teraz zastanawiam się nad zabieraniem ewentualnym tylko targu aby sobie zrobić dach, tylko te komary. Co do przyszłych opisów, postaram się, oczywiście nie wiem czy mi się uda w tym postanowieniu wytrwać, nie rozpraszać swoją grafomanią.
Etap przyczepki i jazdy z samochodem mam już za sobą, znaczy się dalej mam auto z hakiem i przyczepkę tylko często nie chce mi się zabierać takiego zestawu. Jazda motocyklem daje nam pewną ideę wolności jazdy, zabranie auta i przyczepy powoduje że musimy po owe sprzęty wrócić aby je zabrać ze sobą do domu. |
Namiot ten wygląda na ogromny. Co to za model/marka?
|
Consi, malutka uwaga.
Używaj ciut więcej spacji, to relacja stanie się bardziej "przejrzysta" w czytaniu. Taki długi ciąg wyrazów zlewa się w tablicę Mendelejewa;) |
Ktoś na forum wrzucił nazwę MSR Tour 2, niestety zauważyłem to i pomyślałem że to może być właśnie to czego szukam. Najpierw po zakupie na wycieczkę zabrał go mój syn. No ale on nie miał dużego wyboru. Honda CB500X z kufrem centralnym w dwie osoby nie pozwalała na zbyt wiele. Po powrocie zgłaszał bug związany z dotykaniem sypialni w jednym miejscu do tropiku. Gdy ja się zabrałem za rozkładanie, oczywiście filmik z pokazem widziałem, okazało się że nie jest to bułka z masłem. Ostatecznie udało się postawić, ale do środka wchodzimy jak do czołgu, może nie jest mały patrząc na zdjęcie, tylko połowę jego długości stanowi przedsionek. `Do tego jeszcze ta ściana rzeczywiście styka się z tropikiem i może nie leci tam woda strumieniem, tym niemniej w namiocie za te pieniądze uważam że to duży błąd konstrukcyjny, może powinienem to reklamować? W Gwinei przedsionek jest malutki co najwyżej buty możemy tam wstawić. No ale w MSR nie możemy sobie w nim zrobić party, co najwyżej powrzucać rzeczy. To samo robiliśmy w Gwinei w prosty sposób, wrzucając je do sypalni, gdzie po umieszczeniu dwóch materaców mamy miejsce jeszcze na trzeci, w Tour 2 materace wchodzą na wcisk. Do tego wentylacja która jest taka sobie, woda kondensuje wewnątrz mimo otwarcia wszystkich otworów wentylacyjnych. O konieczności podkładania płachty już pisałem, choć nasz syn pojechał bez tego, bo nie miał innego wyjścia i nic się nie zniszczyło. Wysokość wewnątrz jest kolosalną przewagą Gwinei.
|
Też ostatnio ze względu na chęć ograniczenia masy i objętości zakupiłem ultra lekki namiot, z podłogą jest jak u Ciebie, zyskałem na masie 1kg, po pierwszym wyjeździe mam podobne spostrzeżenia... podłoga jest grubości włosa więc trzeba dodatkowo zabezpieczać co znowu podnosi masę i objętość...
|
3 Załącznik(ów)
Być może należy dopisać jeszcze epilog i może jakąś głębszą analizę wyjazdu, skoro po powrocie ukazały się nam takie znaki
Dodatkowo na strychu znaleźliśmy przewodnik Korsyka |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:52. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.