Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Imprezy forum AT i zloty ogólne (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=13)
-   -   Z pamiętnika złombolisty (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=8256)

Jaro-Ino 19.01.2011 01:03

Ja też czytam i zawsze czekam na kolejne odcinki. Pisane świetnie. Ludzie nie komentują, bo po takich słowach i wyrażeniach trudno sklecić coś co będzie jako tako brzmiało i komponowało się z resztą. Pisz waść, czekania oszczędź :)

Czarna Mamba 19.01.2011 11:37

Felek nie pi(n)dol tylko pisz!

Dunia 19.01.2011 14:34

Czytam, czytam i raduje się me serce... a przed formą przednią, piórem lekkim jak wiosenny wiatr a i językiem grubo humorem okraszonym, ukłony składam...

jackmd 19.01.2011 23:50

A ta gruba czcionka to dla starców i ślepych? Ty pisz i nie kombinuj, wszyscy czytają zamiast pracować, myć gary w kuchni albo iść spać jak "ludzie"...o tej porze oczywiście

Cynciu 20.01.2011 00:58

Czytam, czytam a dalszego ciągu nie widzę:cool:

Feluś, pisz, poprzednie odcinki już znam na pamięć

pałeł 20.01.2011 01:06

spoko felek :) czytam sobie , a fajnie się czyta to ci napisze bo nic nie łechce twórcy jak splendor i chwała :P

felkowski 20.01.2011 06:12

7 Załącznik(ów)
Zaraz za granica postój w jakiś masakrycznym baro-sklepie i kantorze zarazem. Zbite z desek prowizoryczne baraki w najgorszym stylu. Jedyne co usprawiedliwia zatrzymanie tutaj to, że inni złomboliści też się tu zatrzymują. W kantorze orzynają, w sklepie drogo a baru nawet nie próbuję. Sam widok zniechęca. Pogawędki z innymi uczestnikami.
Załącznik 18339
I jedziemy do miasta. Wyrwać kasę ze ściany i coś przegryźć. Mazurek wie o jakiejś fajnej knajpie po drodze. Miron jednak się upiera na cokolwiek. Byle już. Ponoć dupa już mu gąbkę z siedzenia podgryzła. W sumie od śniadania nic nie jedliśmy. Jest już sporo popołudniu. Z drugiej strony wypatrzyłem kebabcici. Nie mogłem się oprzeć. Zagryzamy pizze tymi glutkami i walimy dalej. Całe szczęście, że przyjąłem te glutki bo tej knajpy do nocy nie spotkaliśmy.
Załącznik 18340
Jedziemy jakimiś transgalaktycznym zadupiem. Widać tylko zachodzące słońce, kukurydzę i wysychające słoneczniki. Knajpy żadnej. Podjazdy pod górę i górskie serpentyny. Wszystko jest jeszcze w miarę fajnie. Jakoś za każdym razem gdy robi się fajnie to jest już ciemno. Zatrzymujemy się na stacji zatankować. Coś jest chyba nie chalo. Bo węże są pokryte pajęczyną. Chyba dawno nie były używane. Ale my musimy, to i tankujemy. W trakcie mijają nas Elutka, kurierzy i Ferdek. Doganiamy ich na jakiejś przełęczy pod knajpą.
Załącznik 18341
Mazukowi giną prądy. Ja mam chwilę na wizytę w knajpie. Zaczepia mnie jakiś lokales wcinający może obiad? Tylko czemu o dziewiątej wieczorem. Zaczynamy gadkę. A z kąd? A dokąd ? A po co? Moją uwagę przyciąga jednak zmrożona butelka przy barze. W środku pływają jakby jakieś glutki. Co to ? pytam barmana. A on bez słowa mi nalewa. Pokazuje mu na migi, że prowadzę. Zbywa to gestem ręki i leje pół. Próbuję. Smakuje ciekawie. Niby słodkawe niby anyżkowe. Co to ? Mastika. Odpowiada zdawkowo. Mastika, z kitem mi się kojarzy. To, było zdecydowanie lepsze. Na tarasie jest miło choć już niestety ciemno. Miron grzebie w Mazurkowch prądach.
Załącznik 18342
A ja cóż, poznałem Wirginie. Choć nie wiem czy to czasem nie ona poznała mnie. Mówi, że chce jechać ze mną. Siadła se na kufer i jedziemy. Po jakimś czasie dotarł do niej chłód. Nie wiedziałem jak jej powiedzieć, że ja już taki jestem, zimny drań. Sama jakoś poczuła. A ona w samym tiszerciku a i tego nie było za bogato. Ani chybi zanim do Stambułu dotrzemy zmarznie biedaczyna. Żal mi się zrobiło i odwiozłem do knajpy na pożarcie lokalesom.
Załącznik 18344
Droga w dół to istna masakra. Nasze drogi przy tym są super. Tu mamy do czynienia głównie z dziurami, a od czasu do czasu z łatą asfaltu. Lataliśmy miedzy dziurami szukając każdy własnej drogi. Z za sterów auta jadącego za nami wyglądało to jak taniec świetlików. Spotykamy Wartburga. Ponoć wysypała się uszczelka pod głowicą. Nic nie możemy pomóc. Od etezetki nie pasuje. A miałem. Jedziemy dalej.

Na stacji rozbierają już jakiegoś kombiaka. Asystuje temu pół złombolu. Nie znajdujemy tu nic dla siebie i jedziemy dalej. Po drodze mamy się zatrzymać na jakiejś lepszej stacji celem zakupu jakiegoś paliwa gronowego. Na wieczór. Niestety nie udało nam się trafić żadnej choćby jako takiej stacji. W końcu wjeżdżamy do Sozopolu. W nocy Miasteczko wygląda jak getta luksusowych hoteli a cała reszta jak z innego świata. Zajeżdżamy na coś jakby rynek/deptak.

Spotykamy Helmuta jednego z organizatorów. Czekają w knajpce na jakieś żarcie. W sumie niezły pomysł. Choć trochę późno na obiad. Nasze wątpliwości rozwiewa kelnerka. Po prostu nas wyrzuca. Twierdzi, że już zamknięte. Inni nadal siedzą. Spadać i koniec. Tracimy apetyt. W drugiej jest podobnie. W końcu robimy zaopatrzenie w sklepie. Jakoś nie wydaje mi się żeby u nas zamykano knajpy przed dziesiątą. A już na pewno nie nad morzem jak są turyści.
Załącznik 18345
Dojeżdżamy do wrót kempingu. Jedyne słowo jakie wydusił z siebie ponury recepcjonista to Pasport. Dopiero potem otworzył pancerne wrota. Wjeżdżamy do środka. Rzut oka w poszukiwaniu jakiejś miejscówki. Ciemno jak w dupie u murzyna. Ale jak tylko wjechaliśmy to od razu znalazło się kilku uczynnych złombolowych przewodników. Tam, tam są wasi. Po takich wskazówkach bez pudła trafiamy do Elutki i Lewara. Nikomu się nie spowiadaliśmy, a i tak wszyscy wiedzą kto z kim się zadaje.

Jakoś nie chce mi się rozstawiać namiotu. Pompuje sobie materac i starczy. Oczywiście w tle leci disco partyzani. Wyciągam wiktuały i w rytm muzyki rozpoczynamy konsumpcję. Robi się wesoło. W pewnej chwili podchodzi do mnie gość z twarzy podobny do nikogo, gdyż ciemno było. Gadał po naszemu, ani chybi złombolista.
- Stary, to nie twój paszport ?
- No mój.
- A z tych może znasz kogoś ?
- A skąd je masz ?
- Na ulicy za bramą leżały. Osiem znalazłem. Chyba ten smutas z bramy je zgubił.
- Jeszcze trzech osób szukam.
Jeśli na ciebie trafię kolego, to bardzo Ci chciałbym podziękować. Bo chyba dopiero po czasie do mnie dotarło jak bardzo jestem Ci wdzięczny. Trochę kłopotów mi to zaoszczędziło.

Ale wracajmy do atrakcji wieczoru. Tu i ówdzie zaczynały się mniejsze lub większe spotkania i pogaduchy. Bumboxa kurierów nikt jednak nie był w stanie zagłuszyć. Po jakimś czasie przylatuje Ostach, a może to był Artu, rozpromieniony do czerwoności.

- Stary ale jazda! W tamtym hotelu jest basen. Wleźliśmy tam z bumboxem. Takaaa imprezka.

Zebrał jeszcze kilkanaście osób i pognali . W międzyczasie lunęło deszczem. Gdy zaczęło padać schowałem się pod jakąś plandekę i tyle tego wieczoru było nasze. Później okazało się, że z materaca uchodzi powietrze. Ale było mi to już bardzo wszystko jedno.

Jaro-Ino 20.01.2011 22:43

Kozackie przygody wujka Felka :D Najlepszego driftera na szuter party. Czytając widze, że Ty po prostu trenowałeś do Złombola te power slide'y wtedy :D Ech, zazdroszcze. Ale jak będę starszy to też pojeżdże po świecie. Nie ma bata. Pisz dalej, nie przestawaj :)

felkowski 25.01.2011 00:03

Ranek zaczynamy od przebudzeń i śniadanka. Ferdek schodzi z koi w swoim kamperze. Do sanitariatów nie da się nawet zbliżyć. Masakra. Smród i bród. Ścina z nóg na odległość. Zamiast mycia będzie rozkładanie warstatu. Po wczorajszej przygodzie zastanawiam się czy aby nie zwalić cylindra. Jednak lenistwo zwycięża. Skoro silnik zapala i pracuje na wolnych obrotach to nie może być, aż tak źle. Za to sprzęgło w Istambule może się przydać. Co by tu z tym zrobić? Na początek inspekcja i rozpaczliwe próby regulacji. Okazuje się, że regulować to nie ma czego. Za to wygląda, że mam silnik pełen wody. Jak się ona tam dostała? Nie umiem sobie wytłumaczyć. Zamiast oleju w skrzyni mam gęsta szarą maź. Z wyglądu przypomina to rozwodniony gips do szpachlowania ścian. Do skrzyni wchodzi 0,7 litra oleju. Ja spuszczam ponad litr tego co miało być olejem. Okazuje się, że wśród złombolistów można zmontować całkiem niezły warsztat. Z dostępnych komponentów improwizuje przedłużenie pancerza linki sprzęgłowej. Zaczynam mieć sprzęgło. Efekty są nad wyraz pozytywne. Nawet udaje się włączyć luz i to bez gaszenia silnika. Normalnie jest bosko. Sprawdzam jeszcze zapłony. Zamiast normalnego 2.5 wyprzedzenia mam 8. Leny klei nieszczelny zbiornik. Mirek wymienia gaźnik. Wszyscy mają coś do roboty. Prostowanie felg po wczorajszym odcinku specjalnym to niemal jazda obowiązkowa we wszystkich zespołach.
Trochę mnie niepokoi opuszczający się stelaż kufra u Lennego. Ewidentnie się gnie. Przy wyjeździe widzimy jak pakują fiata na lawetę. Rzekomo stał na przystanku autobusowym. Tylko, że żadnego znaku o tym, że jest tam przystanek nie ma. Obok stoi miejscowa skoda – od wczoraj i jest git. Przy filmowaniu załadunku niemal doszło do rękoczynów. Ale z motocyklistami, nawet tymi na emzetkach się nie zadziera. Wyglądamy prawie jak helli anieli. Prawie, jak wiadomo robi różnicę, ale i tak nie warto zadzierać. Prawie wszyscy startują w prawo. Prawie, bo nie my. My jedziemy w lewo. Wyjeżdżamy z Sozopolu. Tu był zdecydowanie najgorszy klimat. Najgorszy syf. Zdecydowanie nieprzyjemnie. Oszukiwali na czym się dało. Wyjeżdżamy bez żalu. Z przeciwka wali na nas ekipa dwóch fiatów. Mówią, że nie ma przejazdu. Jak nie ma. Choćby nie wiem co, ale my se damy radę. Rzeczywiście droga się kończy, a odjazd w prawo jest zasypany zwałami ziemi. Nie dla nas takie przeszkody. Wciągamy to nosem i już jesteśmy po drugiej stronie. Dojeżdżamy do głównej drogi. Jest zagrodzona barierą. Walimy rowem wzdłuż niej. Chwile później stoimy już w blokach startowych, aby włączyć się do ruchu. Z przeciwka najeżdża gostek ładzianką. Lokales. Też jedzie naszym rowem. A myśmy uważali się za pionierów wyznaczających nowe szlaki. No chyba żeśmy je właśnie wyznaczyli. Od teraz jest to już normalna droga. Ciekawe jak sobie z tym wałem ziemi poradził??. Do granicy mamy około stówki. Spotykamy Rzugów Gnojarzy. Rozsypał im się palec rozdzielacza. Skleili kropelką. Kropelka rulez. Silnik zapalił. Jest dobrze. Jedziemy pustą leśną drogą. Jest ładnie, ale dziurawo. Już się do tego przyzwyczaiłem. Mam wrażenie, że rozpadło mi się zawieszenie. Tył w ogóle nie tłumi i wszystko wali i dzwoni. Mam wrażenie, że nic się nie trzyma kupy. Wczorajsza nocna jazda po masakrycznych dziurskach wykończyła nie jednego. W krzakach spotykamy dwa fiaty. Właśnie robią malińkij remontik. Dopadamy do granicy. Bułgarów przechodzimy łatwo. U turków trzeba pobiegać. Zaczynamy klu programu. Turcja stoi otworem. No tak po prawdzie to tylko uchyloną furtką. Bo jeszcze granica. Co ja u licha wiem o Turcji??? No chyba mieli na pieńku z Sobieskim, za Wiedeń. Ta Turcja to w cholerę daleko. I jest tam niejaki Tarkan. Piosenkę jakąś śpiewał na Eurowizji. Nawet fajna. Tylko oni tej europy to jakoś nie za wiele mają. To czemu to była Eurowizja? Sprawdzimy to za was.
No to wpadamy na tę granicę z impetem Sobieskiego. A ta cala zastawiona złombolotami. Na wstępie dostaje szkolenie od weteranów. Walisz do takiego smutnego co ma napisane visa. Potem do tego co podbija wizę. Potem do tego z paszportem potem, rejestrujesz auto, wpisujesz w paszport i do szeryfa … Już w połowie opowieści byłem chyba mocno zgubiony.
Z obłąkanym wzrokiem i jeszcze bardziej skudłanymi niepokojem myślami przekraczam progi hali wielkości dworca centralnego. Wzrok błąka się po wszelkiego rodzaju okienkach. Jest czego szukać bo okienek jak kas dworcowych na centralnym. Najszybciej znajduję telewizor i ten na dłuższą chwilę zaprząta mą percepcje. Ale już chwilę później, ktoś mnie ciągnie za rękę. Tutaj, tutaj, dawaj. Tu są wizy. Rzeczywiście smutny albo ponury jak rosomak jegomość nie wydając z siebie ani pół dźwięku wyciąga rękę. Daje mu paszport i kartę rejestracyjną. Dowód odrzuca z niechęcią. Bierze paszport a drugą ręką pokazuje na szybie cennik opłat za wizę. Chwilę później paluszki bębnią o blat w oczekiwaniu na wyliczone 15 eurasiów za znaczek w paszporcie. No i znaczek mam. Odchodzę od smutnego oglądając znaczek w paszporcie czy aby nie kancera. No co? Klient płaci, klient wymaga. Może się sprzeda w jakim filatelistycznym i część kosztów się zwróci. Już czyjeś usłużne rady kierują mnie do następnego okienka gdzie jakiś mundurowy klepie coś w komputerku. Potem oddaje paszport i kieruje do kolejnego jegomościa. Ten choć się uśmiecha. Ni słowa nie rozumiem z tego co mówi, ale przynajmniej wygląda to sympatycznie. Pewnie mówił coś w stylu dawaj te papiery ty wynędzniały europasie. Mamy cię w dupie, ale i tak złupimy twoje eurasie. No może coś w tym stylu. A może zupełnie coś innego. Ci wizowo paszportowi mieli całkiem fajne kantorki z komputersami, szklanymi szybami. Tak trochę na bajerze i z wypasem. Teraz zaczyna się folklor. Idę rejestrować Mzete. Tu już biurowa rozpacz. Wypisz wymaluj policyjne biurko z przed dwudziestu lat. Ściany wymalowane szarą klejową. Gość ni słowem się nie odezwie i coś tam klepie w komputerku, którego nawet nie widać. Tu się schodzi najdłużej. I właściwie od oddania dokumentu nic się nie dzieje.
Potem jeszcze wizyta u szeryfa. Ten to już amerykański folklor. Chyba ogląda na Youtubie Johna Waynea. Siedzi z nogami na blacie. A może tylko tak mi się wydawało. Bierze kartę, ogląda i oddaje. Wychodzę i nie bardzo wiem co dalej. Po każdym okienku ktoś ze złombolistów mówił w którą stronę się dalej idzie. Teraz nic. Zero podpowiedzi. W głowie kołacze się nieznośna myśl. No a może już dalej nic nie ma. Niemożliwe koniec biurokracji. Trudno, będę musiał nauczyć się z tym żyć…Wychodzę na dwór. Słońce jakby daje po oczach. Na podwórku dalej stoi cały tabor złombolistów. Oni robią to co zawsze. Każda chwila bez grzebania w sprzęcie chwilą straconą. Kiub szuka prądu w trampkowej elektrowni. Goście w Zastawie regulują jakby coś w zapłonie. Jeden koleś od malucha mocuje do bagażnika dachowego Hi lifta. Podnośnik którym można by podnosić ciężarówę. Bagażnik kurierów załadowany bo brzegi walizami i telewizorem. Wygląda to jakby się do Turcji na emigracje udawali. Jednym słowem cygański tabor pełną gębą. Miras coś tam kręci śrubkami u Lennego. Tylko Martyna robi zdjęcia. W końcu ruszamy. Miejsce gdzie stoi moja maszyna kończy się dość wysokim krawężnikiem. W kategorii krawężników to nawet cholernie wysokim. Nie będę wracał jak leszcz. Jedyna i do przodu. Wykonuje efektowny skok, niczym wściekłym endurakiem i ląduje na ziemi. Sprzęt jakby stracił na elastyczności. Właściwie każda nierówność wali niemiłosiernie po kości ogonowej. Kurde, jakbym wozem drabiniastym jechał. Zatrzymuje się i oceniam sytuacje. Tył wygląda na wprasowany w ziemię. No mogłem to przewidzieć. Już w Bułgarii tłumienie było słabe. Właściwie to już go nie było wcale. Skoków mi się zachciało. Teraz, gdy zostało koło 200 kilosów do celu. Ale zaraz, zaraz sprężyny wyglądają na całe. Tłumienie nie ma nic do rzeczy. Może się bujać jak fotel na biegunach, ale dlaczego sprężyny są dociśnięte na maksa? Ocena sytuacji chłodnym okiem kapitana Klosa. Jasne. Wszystkiemu winna śruba mocująca rurę wydechową. Jest sporo za długa i wystaje z drugiej strony na wylot. Przy dobiciu po skoku przelazła za wahacz. Teraz go trzyma i nie pozwala powrócić do normalnej pozycji. Nie jest jednak najgorzej. Chyba jednak pojedziemy dalej. Tylko, że klucze mam na samym dnie. Zamiast tańczyć z radości, że to takie niewiele co, wkurzony sprzedaje kopa. Akurat trafiło w wydech. Brzdękło, zaskrzeczało i wszystko wróciło na swoje miejsce. Opatrzność nade mną czuwa. Gdyby nie miejsce można byłoby powiedzieć, że to bogowie, albo Allach. Ale tu jest granica nie wiadomo pod czyją ochronę się udać. Opatrzność będzie neutralna.

ATomek 25.01.2011 13:27

Widzę Felek, że jedziecie razem z Panną Przygodą. Chyba jej dobrze z Tobą!

Lewar 25.01.2011 19:24

Bardzo podoba mi się Twoja nonszalancja w podejściu do wyboru czcionki.
Nie nadanżam z wyborem okularów a ostatnią część udało mi się przeczytać nawet bez.
Pisz Feleh, czuję się tak jakbym tam jechał:)

Południowiec 25.01.2011 19:36

Felek się rozłościł, że nikt nie czyta i teraz wkleja sam tekst. Chcąc niechcąc, trzeba czytać bo oglądać ni ma co.

Krawężnik to jest to

Cynciu 25.01.2011 23:35

Mistrzu Felkowski! Wszyscy czytają tylko zaniemówili z wrażenia i nie mogą odpisać. Proszę się nie opieprzać tylko pisać i wklejać fotki.:bow:

lenny 26.01.2011 12:57

Mojej Jawie też się ten krawężnik nie spodobał ;)

Walis 26.01.2011 16:45

Koparę z gleby coraz trudniej podnieść... Dalej, dalej :)

MTBiker 26.01.2011 18:39

wieczor sie zbliza a kolejnego odcinka niet... :drif:

jak ja nie lubie tej mody na powiesci forumowe w odcinkach :p

Walis 28.01.2011 12:02

Może ktoś kiedyś zrobi maraton i wsio na raz poleci :D

felkowski 28.01.2011 17:51

Sorki za ten taniec czcionek, ale coś mi nie wychodziło - jakby się ktoś nie zorientował. W tym pisaniu na raty akurat to chyba nie ma nic zlego. Jak będe pisał 1784 serialu to już na spoko będe się posługiwał metodą kopiuj wklej. Teraz już wiecie czemu w takich serialach co chwila zmienia się miejsce akcji. Opowiadają co chwila tę samą historie. My już nie pamiętaliśmy, że tak było i jest gites. Puki co jeszcze nie mam ochoty tak robić. Bawi mnie jak cos napiszę. A jak ktoś powie że mu się podoba to jest jeszcze lepiej bo mam dowód że nie robię tego wyłacznie dla siebie. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Czarna Mamba 28.01.2011 18:03

[QUOTE=felkowski;156623] Bawi mnie jak cos napiszę. A jak ktoś powie że mu się podoba to jest jeszcze lepiej bo mam dowód że nie robię tego wyłacznie dla siebie. [QUOTE]

Panie, aleś Pan łasy na pochwały! Jak tak można :dizzy: Felku, prosimy - pisz! Jesteś Pan świetny! :D

RAVkopytko 28.01.2011 18:46

Cytat:

Napisał felkowski (Post 156623)
Sorki za ten taniec czcionek, ale coś mi nie wychodziło - jakby się ktoś nie zorientował.

:dizzy:
mnie się ta różnistośc czcionek bardzo podoba

dominik 28.01.2011 19:57

Felkowski dla mnie to na stówę pełen czad. Pisali o Was i tym rajdzie w Motovoyager, po prostu SUPER i wielka rzecz pomoc dla dzieciaków z domów dziecka.

felkowski 28.01.2011 21:26

6 Załącznik(ów)
Opuszczamy granicę otrzymując namaszczenie i kolejną pieczątkę u gościa przy szlabanie. Która to już z kolei? Droga do granicy i od niej to jakby zupełnie różne bajki. Po tureckiej stronie równiutki i szeroki hajłej.

Załącznik 18601

U Bułgarów to wąska ścieżynka w dodatku nazwanie jej dziurawą było by nadużyciem. Ona była jedną wielką dziurą.

Załącznik 18602

Rozpadające się jeszcze przed godziną zawieszenie tutaj niczym szczególnym nie doskwierało. Chwilami miałem wrażenie, że gdyby było na sztywno to bym tego nie zauważył. W dodatku zjeżdżamy z przełęczy w dół i widoki są przeurocze. W oddali widać kanion jakiejś rzeki lub zalewu. Po jakiś 50 kilometrach wjeżdżamy do pierwszego miasteczka. Wszędzie wielkie flagi narodowe. Ponieważ Mazurek nie chciał zjeść w Bułgarii teraz dupy sięgają zębami po gąbkę w kanapach. Krótko mówiąc jesteśmy głodni. Zatrzymujemy się na jakiejś stacji z napisem Restaurant. W każdym razie jeśli tak nie było napisane to na pewno jakoś podobnie. Pusto. Wprawdzie drzwi otwarte, ale nikogo nie ma. Ani klientów, ani obsługi. Facet ze stacji daje nam znaki. Z przekazu wynika, że jest raczej nieczynne. Zapinamy jedyne i winiem dalej. Przy kolejnej sposobności sytuacja się powtarza. Łyka nas Jerzu malcem .

Załącznik 18603

Jadą we czterech, ze złapanymi dwoma niemieckimi stopersami. Manele mają na dachu, bo w środku co mogliby zmieścić??? Chyba tylko waciki. Wpadamy na autostradę. Kurde, znowu się podjarałem. Nakręcam się z górki 100, 105, 110 no i …. No jasne, że tak. Łapie zaciera. Tym razem, żadnych sensacji, żadnego miotania się po szosie w konwulsjach. Jestem w temacie już prawie na etapie zawodowca i byle zacier mi nie straszny. Wyluzowałem trochę na rozpędzie z górki. Odpalam bez zatrzymania i jadę dalej. Grunt to opanowanie. Nawet mi powieka nie drygnęła. Zjeżdżamy na parking. Na miejscu jest knajpa wielkości supermarketu. Na zegarze koło 19, a my nadal szukamy obiadu. Coś jest nie teges. Knajpa pusta i aż echo się po niej rozchodzi. W tej jest choć kilku gostków z obsługi. Jesteśmy raczej nie głodni tylko zajebiście głodni. Gdyby nam próbowali powiedzieć, że nie ma nic do żarcia to byśmy ich samych zjedli. Nawet nie specjalnie opiekanych. Bo czasu mało a głód wielki. W końcu coś zamawiamy. Niespecjalnie wiemy co, ale jesteśmy szczęśliwi, że zaraz będzie miska. Jakoś niedługo obsługa zaczyna znosić jakieś rzeczy. Na początek bułeczki, woda i widelce. Oszczędziłem tylko widelce. Nie dały się pogryźć. Ciekawe, że wodę podają w takich śmiesznych plastikowych kubeczkach zamkniętych foliowym wieczkiem. Zupełnie jak jogurt. Jakiś czas później wjechały na stół pozostałe smakowitości. Nie specjalnie już pamiętam co to było, ale było w piteczke. W międzyczasie w knajpie pojawiają się inni goście. Początkowo tylko siedzą przeglądają gazety i takie tam pitu, pitu. Aż w końcu zamawiają. Czekali do zmroku. Jak się później mieliśmy dowiedzieć trafiliśmy na Ramadan. Taki muzułmański post. Wyznawcy Allacha w jego trakcie powstrzymują się od jedzenia i picia od świtu do zmierzchu. Teraz już wiemy dlaczego wcześniejsze knajpy były jak wymarłe. Posileni wytaczamy się na parking.

Załącznik 18604

I jest nam już miło i pełno co nam jeszcze trzeba ??? Trzeba nam jeszcze dotrzeć do Istambułu. No mamy może jakieś sto pięćdziesiąt kilosków. Dwie może trzy godzinki i jesteśmy cacy. Tylko, że po takim mniam mniamie wcale nam się jechać nie chce. Trochę mantykujemy, gadamy, aż w końcu repertuar wymówek się zakończył i palimy sprzęty. Tuptusiu w drogę !!!. No co można robić na autostradzie. Właściwie tylko się nudzić. Albo silnik zacierać.

Załącznik 18605

No nie. Spoko, spoko na dziś już raz zaliczyłem. Chyba wystarczy. Dojeżdżamy do Stambułu. Autostradowe bramki na wjeździe do miasta. Oczywiście nie mamy żadnych turasów. Chodzi o lokalną walutę. Ale luz. Wpadamy na bramki. A tu jakiś gostek każe nam oddawać bilety. No to oddajemy. Miron dyskutuje z kolesiem. Ja jadę ostatni. Na końcu ledwo łapie o czym toczy się dyskusja. Słyszę tylko ze dwadzieścia euro. Miron pyta czy za wszystkich. Gość obstawia, że od każdego. No nie, to już przegięcie. Wiem, że u turasów benzyna dwa razy droższa niż u nas. Ale opłaty za autostrady, a raczej ich marne skrawki to my mamy najdroższe w układzie słonecznym. 20 euro u turka musi być przegięciem.

Załącznik 18606

Jakoś widzę kontem oka, szlabany są otwarte. I wszystkie podjeżdżające auta owszem zwalniają, ale nie zatrzymują się ani na chwilę. Już na pewno nic nie płacą. Jednocześnie w jednej chwili dochodzimy z Mirasem do tego samego wniosku. I krzyczymy do pozostałych. Chłopaki jedziemy, to oszust. Zapinamy jedyne i rura. Przelatujemy otwarte bramki i nic. Za bramkami widzimy kilka złombolowych aut. Wpadamy między nie. - Płaciliście za autostradę ? Pada pytanie zamiast powitania. – Nie. - My też nie. Ciul najwyżej będą nas ścigać. Jakoś nikt nas nie ścigał. Za to po chwili podjeżdża Mazurek. Dumny z siebie, że wytargował i zapłacił za nas tylko 40 eurasów. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że z okazji końca Ramadanu nie pobiera się opłat za autostradę.

Cynciu 28.01.2011 23:35

Felusiu, nie tylko czytamy ale i przeżywamy prawie tak jak ty. Serial fajny tylko te odcinki takie krótkie.
Dobrze chociaż że nie ma reklam. :haha2: Sam myślę o złombolu ale chyba nie w tym roku (nie ten kierunek)
Ty pisz a ja będę spijał litery z twej klawiatury:brawo:

lenny 29.01.2011 11:16

jasne , że "nic" , to betka , że koguty migały i syrena wyła po przejechaniu przez bramki ;)

Cytat:

Napisał felkowski (Post 156673)
Zapinamy jedyne i rura. Przelatujemy otwarte bramki i nic.


felkowski 29.01.2011 19:53

Ja tam nic nie widziałem, nic nie słyszałem. A w dodatku nikt nas nie gonił:D

felkowski 31.01.2011 22:43

10 Załącznik(ów)
No cóż teraz zostaje nam dotrzeć do mety. Która jest na jakimś parkingu pod Ikea. Czy ktoś wie gdzie to jest? Ktoś, coś, ale ten drugi coś innego.; W końcu coś, ktoś zdecydował, że to co on wiej jest bardziej, od tego co ten drugi ktoś coś wie i ruszył. Pewnie wie, to trza za nim jechać. I tak jedziemy za nimi. W końcu na jednym z rozjazdów jeden poszedł prosto a drugi w prawo.

Załącznik 18646

Ja akurat byłem na środkowym pasie, a Miron na prawym. Ja poszedłem prosto a Miron za tym co skręcił. Słabo myślę sobie, ani mapy, ani gps i jak ja tym turasom wytłumaczę, że do Ikea. Moturem po meble? Wciskam się na prawy i odpycham nogą do tyłu jak hulajnogą. W sumie nawet nie najgorzej mi idzie, tylko jakoś zygzakiem. W końcu dojeżdżam do rozwidlenia. Zapinam jedyne i winę. Dopadam ledwo turlające się dwa kanciaki.

Załącznik 18647

Trochę przed nimi widać motury. Dojeżdżają do skrzyżowania. Usilnie patrząc ponad dachami aut chcę wypatrzeć gdzie pojadą. Wtem w oddali widzę znak ikea. Teraz to już jak ich nie dogonię to mogą mnie w pompkę pocałować. Co prawda jeszcze kilka wielopoziomowych skrzyżowań widać przed nami. Ale damy radę. Na rozjeździe Miron chce w lewo a koleś w aucie w prawo. Dobra nasza.

Załącznik 18648

Nie ruszyli więc ich doganiam. W lewo. Jeszcze szeroka estakada i już widać parking pod ikeą. Jasna marchewka! Jesteśmy! Dojechaliśmy! Na pohybel tym co mówili, że nie damy rady. Na parkingu niezła jatka. Jest już sporo złombolistów. Oprócz tego normalni lokalni zakupersi. Ciągłe stada małych autobusików. Dla nas to bułka z masłem znajdujemy kawałek chodnika. I jest nasz.

Załącznik 18649

Potem odnajdujemy Elutkę i kurierów. Oczywiście po dźwiękach disco partyzani. Imprezka rozwija się na całego. Tańce hulanki swawole. Po jakimś czasie zjawia się policja. Dość konkretnie sugerują aby zakończyć tańce bo jeszcze jest Ramadan. Impra jakby ucichła. Nie na długo. Ostach ogłasza koniec Ramadanu. Znowu towarzystwo tańczy na ulicy między snujacymi się samochodami i autobusami. Pojawia się znowu policja. Teraz czepiają się do tańców i piwa. Znowu przycicha na chwilę. Po dziesiątej centrum handlowe pustoszeje i nie ma tych co wołają policję.

Załącznik 18650

Oczekiwanie na wyjazd na Bramę Bosforu czyli most, trochę się przeciąga. Czekamy na wszystkich którzy mają szansę jeszcze dojechać do mety. Centrum handlowe przygasa. Lampa za lampą. Na parkingu nie ma już autobusów i ruch się zmniejsza. Luźniej jednak wcale się nie robi. Co chwila dojeżdżają pojedynczo lub grupkami nowi złomboliści.

Załącznik 18651

Wyciągamy co mamy do jedzenia. Bo nie wiadomo czy za chwilę nie ruszymy na most. Niby mieliśmy ruszyć koło północy, ale nadal czekamy. Jedni gadają o przygodach jakie im się przytrafiły po drodze inni śpią, jeszcze inni tańczą. Impreza plenerowa na prawie czterysta osób. Podchodzą do nas kolesie. W Żuku wybuchł most. Kondziu stoi 180 przed Istambułem i nie może jechać.

Załącznik 18652

W końcu zmęczenie daje znać o sobie. Wyciągamy materac i się trochę rozkładamy. Zresztą nie my jedni. O czwartej nad ranem gdy już się wydaje, że nikt więcej nie ma już szansy dojechać, wyjeżdżamy kolumną na most. Kolumna niczym tasiemiec wyciąga się troszkę. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z ponad setką aut. Tuż za mostem jest taka zatoczka. Tam się zatrzymujemy na pamiątkowe zdjęcia, gratulacje i inne rytuały.

Załącznik 18653

Nie trwało to zbyt długo, gdyż w kilka chwil po zablokowaniu zatoczki nadjechał Policja. W prawdzie gdy podjeżdżaliśmy stali tu już jacyś lokalesi, ale setka niewiernych wzbudziła czujność. Ale czy my wyglądamy na terrorystów. No może i tak …. Później kolumna pojechała sobie gdzieś, a my we czterech ruszyliśmy nocą pojeździć po Stambule.

Załącznik 18654

Przed wyjazdem straszono nas gigantycznymi korkami i masakrycznym ruchem. Wpychanie się na maksa i różne takie. Nic podobnego zdecydowanie nie miało miejsca. W sumie nad ranem jeździło się całkiem nieźle.

Załącznik 18655

Postanowiliśmy zobaczyć Błękitny Meczet. Co to dla nas. Może to nie Mekka, ale zobaczyć warto. Docieramy na miejsce. Wchodzę na dziedziniec. Jestem sam. Nigdy tu nie byłem, ale w dzień są tu masakryczne tłumy. Teraz cisza i oświetlone minarety robią niesamowite wrażenie. W pewnej chwili słyszę przedziwne dźwięki nad sobą. Patrzę w górę. To odgłos skrzydeł ptaków które właśnie poderwały się do lotu. Nigdy dotąd nie słyszałem czegoś podobnego. Niesamowita cisza, akustyka miejsca i podświetlone od dołu ptaki wszystko to robi ogromnie wrażenie. Chwilę później zaczynają się śpiewy muezinów. Najpierw zaczyna jeden. Chwile później odpowiada mu inny. Wszystko to toczy się jak rozmowa z różnych stron światów. Nie wiem o co chodzi i o czym się toczy, ale to wszystko jest niezwykłe i tworzy niesamowitą atmosferę miejsca. Nie wiem jakby to było w dzień, ale teraz jest czymś o czym ciężko nawet opowiedzieć. To warto przeżyć i zobaczyć samemu. Tak w ogóle chyba każde miasto w nocy ma inne barwy i kształty. Może to kwestia wyobraźni? Kiedy docieramy na kemping jest już zupełnie jasno.

Maćka 31.01.2011 23:21

Nu Felechh... prawdziwy z Ciebie Szaman i Czarodziej :D
Wyczarowałeś nam tutaj przepiękne opowiadania o przygodach i podróżach.... BRAWO!! Jestem pod wrażeniem :dizzy:

Południowiec 31.01.2011 23:22

No. Teraz każdy przynajmniej wie na czym stoi. Półmetek relacji :brawo:

majki 31.01.2011 23:34

4 Załącznik(ów)
No i piknie, jest meta. :)

Coś ode mnie. ;)
Tszodownicy dumnie dojechali:
Załącznik 18658
Załącznik 18659

Turek na Stromym gada z niedowierzaniem o tym skąd i czym przyjechali złomboliści
Załącznik 18660

A tymczasem banda dość szybko odpadła, ale w jakim stylu :D
Załącznik 18661

Jeszcze mam nadzieję, że będzie ciekawie na powrocie. :)

Marcin z Zakopanego 01.02.2011 18:10

Super! Felek - pełny szacunek. Czytać lubię, więc zaznaczam, że to jest pochwała oczytanego czytelnika ;)

7Greg 01.02.2011 18:35

Fajnie się czytało. Gratulacje udanej imprezy. Tak trzymać :)

ATomek 01.02.2011 19:22

Mistrz Felkowski VIVAT!

felkowski 01.02.2011 20:41

5 Załącznik(ów)
Wielkie dzięki za słowa uznania. Miło łechcą mą próżność.
A żeby nie było, to będzie dogrywka.....

Pospaliśmy ze dwie, może trzy godziny i tyle tego było. Po co ja ten namiot ze sobą brałem? Żebym choć raz go rozstawił… Nic z tego, ani razu. Na kempingu było trochę było takiego lelum polelum. Kąpiel w basenie i tyle co się dało pogadać z innymi. Potem znowu się spakowaliśmy. Chcieliśmy choćby jeszcze na parę chwil pojechać do tego Stambułu.


Załącznik 18680


Żegnamy Mazurka i Lenego. Mają inne plany. Mazurek wraca. Leny jedzie ze swoimi Żukami Gnojarzami na jakąś wycieczkę po Turcji. Przed samym odjazdem odpalony motur wywraca się na trawie. Wynik; wyrwany z mocowania kufer. Tym razem już na dobre. Wyłamało się mocowanie. Czy się przejąłem? Chyba tak. Tak zdecydowanie tak. Mocuje go ekspandorami i szał. Chyba nie odpadnie? Wracamy te 70 kilosków do Istambułu. Być w Turcji i kebaba nie spróbować? O pardąsik, tu się nazywa kebap. Po jaką cholerę jechaliśmy na ten kemping? Do tej pory nie wiem. Ciekawe czy jako niewierni moglibyśmy spać z pobożnymi pielgrzymami na ławkach pod meczetem? Koniec końców odwaliliśmy tę traskę w te i z powrotem.


Załącznik 18683

Wpadliśmy na stację zatankować tę benzynę w tej chorej cenie. Wierzcie mi nasze pięć złotych to taniocha ;-). Jesteśmy na jakiś dziwnych starych przedmieściach. Pakujemy się między ciasne uliczki. Wygląda do dość specyficznie. Sporo budynków wygląda jakby były nieużywane. Trafiamy do takiej lokalnej kebabowni. Mały kurniczek. Ze cztery malutkie stoliczki w środku i ze dwa na ulicy. To co my znamy pod nazwą kebab, czyli strugane, opiekane mięso to tutaj donner. To co u nas wygląda jak kebab a raczej kebap smaży się tu na …. Patelni. Takiej wielkiej, metrowej z dołkiem po środku. Na tej patelni smaży się mielone mięso z cebulą i jakimiś pomidorami. Pewnie jest w tym jeszcze coś. Jak się trochę przysmaży to odgarniają to ze środka na boki. W tym środku chyba jest mocno grzane. Po bokach już tylko utrzymuje się ciepło.


Załącznik 18681


Jak trzeba podać to ściąga się do środka żeby przysmażyć na gotowca. Potem zawija się to w cienki jak pergamin placek. Komunikacja z Panem kebabem na poziomie wspólnoty pierwotnej. Nieartykułowane dźwięki i silna gestykulacja. Coś pięknego. Między różnymi specyfikami dostrzegam takie malutkie zielone papryczki. Małe, góra dwa centymetry długości. Pytam jak umiem, co to? Pan jak umie pokazuje mimiką twarzy i gestami. Wygląda, że gębę nieźle wykrzywi. Ewidentnie chodzi mu o to, że jest to ostre jak cholera. Kto nie ryzykuje, nic nie traci. Najwyżej spali mi jelita i wątrobę. No ale chyba nie wali bardziej niż wyborowa. Pokazuje palcami, że chcę takie trzy do środka mojego kebapa. Pan bez przekonania mówi OK. I były to jedyne słowa które zrozumiałem. Siadamy sobie przy stoliczku na ulicy. Piękna perspektywa na obserwacje miasta. Za chwile przychodzi inny Pan i przynosi mi miseczkę tego zielonego. O nie, takim hardkorem to ja jeszcze nie jestem. Wracam do środka z miseczką i stanowczo pokazuje; trzy do środka. Pan potwierdza tak samo. OK. Dostajemy nasze kebapy. Niebo w gębie. Są na prawdę fantastyczne. Przy okazji nasze cienkie ciasto może się schować pod względem cienkości. Tamte placki są grubości pergaminu.


Załącznik 18682


Na jednym się nie skończyło. Przy okazji podglądamy sobie co dzieje się na ulicy. Ciekawe są tutejsze autobusy. Takie malutkie wielkości sporych furgonetek. Jadą ulicą i chyba nie mają swoich przystanków. Idzie sobie gostek ulicą i macha ręką. Autobus staje w jednej chwili, tak jak jechał. Gostek wskakuje i autobus jedzie dalej. Pojedliśmy i jedziemy sobie pojeździć po okolicy. Około piątej mamy plan, żeby odwiedzić Sertaca. Znajomka Rambiona i Jurolków. Właściwie mamy misję, żeby mu zawieźć polską flagę i flaszkę od Jurolków którzy gościli u niego w zeszłym roku jadąc do Indii i Nepalu. Jakoś przed nocą docieramy w okolicę mieszkania Sertaca, ale nie wiemy za dokładnie gdzie to jest. Dzwonię to niego. Pyta gdzie jestem. Mówię mu nazwę ulicy. On na to, że tak się nazywa cała dzielnica i że to jest droga która nazywa się jak region i jedzie przez całą Anatolię czyli azjatycką część Istambułu. No to jest bosko. Wszystko jest jasne. W końcu wpada na nie głupi pomysł. Złap jakiegoś lokalesa i daj mu telefon. Dobrze jest. Mam jednego. Daje mu telefon. Coś gadają dłuższą chwilę. Potem koleś wyłącza telefon i zaczyna mi wyjaśniać gdzie mam jechać. Tak czuje. Bo nie rozumiem ani słowa. Mówi tylko po turecku. No fajnie jest. Chyba śmy sobie pogadali. Kłaniam się i dziękuje jak umiem, ale jestem w punkcie wyjścia. Nie wiem gdzie jestem i gdzie mam jechać. Dzwonię do Sertaca jeszcze raz. Wyjaśnia, że mam jechać dalej tą ulicą, aż znajdę jakąś tam knajpę i tam ktoś po mnie przyjedzie. Po woli robi się już ciemno. Mamy knajpę. Stajemy koło niej. Miereka już prawie śpi. Nic dziwnego kilka dni w podróży, a do tego poprzedniej nocy prawie nie spaliśmy.


Załącznik 18684


W końcu przyjeżdża po nas jakiś dżygit czoperem. Po angielsku jakoś się nie dogadujemy. Pokazuje ręką jechać za mną. W końcu docieramy do mieszkania Sertaca. Mieliśmy w tej okolicy spotkać się z Elutką i Lewarem. Chyba jesteśmy trochę zmęczeni. Marzy nam się spanie. Pytamy Sertaca o jakieś miejsce do spania. W odpowiedzi słyszymy, że śpimy u niego. Na to my, że chcemy jakiś hotel, schronisko czy cokolwiek bo jest nas pięć osób. Na to Sertac, że jego dom jest naszym domem i koniec. Wchodzimy do jednopokojowego mieszkania. Po jakimś czasie dociera reszta naszych przyjaciół. Mieszkanie okazuje się trzypokojowym czego nie zauważyłem od początku. Po godzinie rozmowy nasz gospodarz mówi, że my sobie możemy spać, a On ma jakieś spotkanie swojego klubu na które właśnie wyjeżdża. No chyba, że chcemy jechać z nim. Jadę jako jedyny reszta pada jak pliszki.

Cynciu 01.02.2011 22:44

Kurde, Felku, przerwać w takim momencie:mur:

Czekam z niecierpliwością;)

Jaro-Ino 02.02.2011 00:54

Pisz pisz, bo tu ludzie z ciekawości paznokcie poobgryzają i jak palce będą boleć to na wiosne nie wsiądą na motury :D Chyba nie chcesz mieć tego na sumieniu?

lenny 03.02.2011 00:06

i zaczęła się najciekawsza dla mnie część tej Historii ... ;D

Rebel 06.02.2011 01:06

:lukacz:

duzy79 06.02.2011 20:03

dobre, bardzo dobre, zupełnie nie rozumiem dlaczego nie w dziale "podróże"

zbyszek_africa 06.02.2011 20:33

Cytat:

Napisał duzy79 (Post 158215)
dobre, bardzo dobre, zupełnie nie rozumiem dlaczego nie w dziale "podróże"

Bo to nie była podróż, tylko bez przerwy remont i remont tych produktów demoludów.
Ja bym to umieścił w dziale "naprawy": silnika, zawieszenia, sprzegła, hamulców...itp
pozdr.

duzy79 06.02.2011 20:39

Słuszna uwaga.
Byle Zbyszku nie prowokować piszącego, bo chciałbym mieć możliwość doczytania reszty tej opowieści.

majki 06.02.2011 21:21

Felek, nie spać, zwiedzać! :D Gdzie ciąg dalszy?? :)

felkowski 06.02.2011 22:27

4 Załącznik(ów)
Właściwie to tez się nad tym zastanawiałem. Ale w podróżach jest tyle fajnych opowieści o wyprawach, a nie takich tam popierdółkach.

Po pierwsze
Oficjalnie to nie była podróż tylko udział w rajdzie i traktuje to jako rodzaj sprawozdania z imprezy.
Po drugie
Dogadałem się cichaczem z moderem działu - chciał chłopak żeby i tu się czasem coś działo....
Po trzecie
To nie mogę napisać w podróżach bo w domu powiedziałem, żę na delegację jadę.....Wiec siara, jak mnie wydacie to już nic nie będe mógł napisać. No chyba, że mnie oficjalnie adoptujecie.


A tera łyka tego palącego ścierwa z menzurki co ją z Serbii przywiezłem i dalej jazdziemy...


Jako, że jestem świeżo pod wrażeniem "gangu dzikich wieprzy" to bedzie o czopersach




Jedziemy sobie ulicami przez azjatycką część Stambułu. Chwilami rozpoznaje miejsca w których już dziś byliśmy z Mironem, błąkając się w poszukiwaniu mieszkania Sertaca. W końcu zajeżdżamy pod taki jakiś kowbojski bar. Pod barem jakby na z góry upatrzonych miejscach stoi banda ustawionych pod sznurek ciężkich czopersów. Żeby nie psuć eleganckich szyków moim wsiowym bolidem postawiłem go z boku.

Z początku było trochę czerstwo. Skóry, kamizele ciężkie czopki i frendzle. Z drugiej strony kolo w dzinksach i w tiszecie na z „lekka” wycioranej MZecie. Wypisz wymaluj wiejski listonosz. Tylko torbę z listami gdzieś przepił. Z czasem jednak bariery się łamią. Zaczynają się rozmowy. A kto? A gdzie? A skąd. A dokąd?

Okazuje się, że Mzka jest tu dobrze znana. Po zakończeniu produkcji cała fabryka została sprzedana Turkom. Dalej była tu produkowana pod nazwą Kanuni. Przy okazji dowiedziałem się, że MZ była dobra. W wykonaniu tureckim już nie cieszyła się taka estymą. Gadamy też o różnych innych sprawach.


Załącznik 18761


Dowiedziałem się, że klub Macho Kings jest klubem nowoczesnym. W większości klubów MC nie ma babek. Tu mają swoje miejsce. Babki nazywają się Macho Queens. Dość ciekawe połączenie słów, jak mi się wydaje. Ale co tam, każdy ma swoją zabawę. W pewnym momencie El komandante daje sygnał do odjazdu. Zostałem poinstruowany jak mam jechać i jak się zachowywać. Przydzielono mi miejsce w szyku którego miałem pilnować. Kluby MC mają swoje reguły i choć nie jestem fanem stadnego jeżdżenia, przyjąłem to jako zaproszenie na wspólną nocną wycieczkę po mieście.

Gites Majonez. Jadę sobie tak na końcu i właściwie niewiele się dzieje. Nawet w takim tempie fajnie się ogląda miasto. Przy okazji dobrze trafiłem. Jest weselej. Właśnie skończył się Ramadan, czyli okres muzułmańskiego postu i rozpoczyna się czterodniowe święto Bajram. Zasady ruchu w Istambule zdają się być dość proste i przejrzyste. Oczywiście, czy się to podoba czy nie, należy się do tego przyzwyczaić. Całe stado zasad, obowiązujących u nas, da się tu streścić do jednej.

Na swoje potrzeby nazwałem je sobie prawem kota. Tak, tak, takiego kota burasa, mruczka czy jak go tam sobie nazwiecie. Kot ma swoją zasadę. Jak wejdzie głowa, reszta musi się zmieścić. Tak jest tu z ruchem ulicznym. Jeśli wciśniesz się choć na kawałeczek, reszta wejdzie. O dziwo działa to tutaj bez pudła. Nie ma wojny nerwów i złośliwości wymachiwania piąchą i ostrych epitetów. Za to jest sporo trąbienia. Później pytałem Sertacha z jakiego powodu tak dużo trąbią. Dowiedziałem się, że powodów może być wiele. Czasem wystarczającym powodem trąbienia jest spotkanie sąsiada na ulicy lub zwyczajowe pozdrowienie.

W pewnej chwili właśnie doświadczam prawa kota na własnej skórze. Gostek w jakimś Tofasie ( to turecki Fiat ) zapycha się dość ostro na mnie. Wciskając się w elegancki dwójkowy szyk czopersów. Zrobiło się troszkę nerwowo gdyż dość zdecydowanie napierając przymusił mnie do ostrzejszego hamowania. Jako, że jeszcze w Rumunii straciłem tylny hamulec przyciąłem ostrzej przód – jedyny który mi pozostał. Przyblokowało mi koło i trochę popłynąłem. Na szczęście prędkość nie była zbyt wielka i przebierając ostro nóżkami udało mi się, wprawdzie rozpaczliwie, ale jednak, utrzymać pion.

Dalsza akcja już była dość gwałtowna. Dwóch kolesi z szyku natychmiast dopadło do Tofasa i zaczęła się dość gwałtowna wymiana zdań. Nie wiele ponad gwałtowność byłem w stanie zrozumieć. Nawet gdyby słowa padały nieco wolniej i tak nic bym nie zrozumiał.


Załącznik 18763


Koniec, końców dojechaliśmy do jakiejś starszej części miasta. Uliczki były już na tyle wąskie, że samochody nie mogły się zatrzymywać. Chodniki były wydzielone słupkami aby nie wjeżdżamy tam samochody. To żadna przeszkoda dla motocykli. Zatrzymaliśmy się pod jakimś muzycznym klubem. Stoliki były na ulicy a w środku koncercik. Wnętrze klubu na oko jakieś 60 do 70 metrów. Po bokach antresolki z malutkimi stoliczkami. Muzyka, jak muzyka przyjemna. Trochę mniej lub bardziej znanych światowych standardów. Głośno jak zwykle w takich miejscach. Za to wokalistka – czad. Najbardziej energetyczne metr czterdzieści jakie w życiu widziałem. I ten głos – jak stado piorunów. Wypas na maksa. W środku było na tyle głośno, że najfajniejszy odbiór był na ulicy.


Załącznik 18762


Zasiadłem sobie na ulicy z innymi i można było sobie pogadać o tym i owym i było naprawdę fajniunio. I pewnie byłoby tak do końca gdyby w pewnym momencie nie przyszła Ona. Turka, bo tak miała na imię. Widać było, że się znają. A tak przynajmniej mi się wydawało.

Gadają sobie, aż w pewnej chwili zwraca się do mnie.
- Ni huhu, moja droga. Ja tu siedzę jak na tureckim kazaniu. Po waszemu ja nie ponimaju.
Szybka wymiana zdań z lokalesami i już jeden zwraca się do mnie z pytaniem;
- Czego się napijesz.
- Kola jest okej i więcej mi nie trzeba. - Odpowiadam jakby nieco zakłopotany. Gostek, nie daje za wygraną i pyta wprost.
- Czy chcesz drinka czy piwo?
- Doceniam gościnność, jest mi bardzo fajnie że mnie zaprosiliście i gościcie, ale u nas zazwyczaj nie jeździ się po alkoholu.
- U nas też nie, ha, ha, ha. Drugi jegomość zwraca się do mnie z wyjaśnieniami.
- Słuchaj, kobieta chce Ci postawić drinka, nie kolę i niegrzecznie jest odmawiać.

Myślę sobie, huk od jednego chyba nie spadnę z siedzenia. Ale zaczynam się zastanawiać. Jak to jest? Zdaje się ,że w świecie islamu alkohol nie jest specjalnie powszechnym napojem, by nie rzec niewskazanym. Znać, pewnie jak wszystko jest rzeczą względną.


Załącznik 18764


Opowiedziałem im historie jednego Jordańczyka. Zapytany; dlaczego zawsze wódkę pije z mlekiem. Odpowiedział ; Bo Allach widzi, że piję mleko. Bardzo im się spodobało. Gadamy o wielu rzeczach. Sporo rzeczy mi tłumaczą. Nawet Islam się zmienia. Gdy tylko dokończyłem drinka dostaje następnego. Trochę zmieszany mówię, że nie zamawiałem. Chłopaki wyjaśniają mi, że to sprawka Turki. Ło rzesz ty. Przy trzecim wyraźnie już śmielsza pyta mnie przez chłopaków czy jestem żonaty ….. Islam, burki, kamienowanie za cudzołóstwo, a tu takie buty. Pewnie z niewiernym to nie grzech ;-)

zbyszek_africa 06.02.2011 23:35

Allach jest wielki i widzi wszystko...
Ale przerwac w takim momencie... Chyba żona akurat weszła do pokoju:)
pozdr.

Roger 06.02.2011 23:35

No i doczekiśmy się wątku miłosnego.
Jeszcze tylko jakiś pościg, albo strzelanina i będzie gotowy scenariusz na hit filmowy.
;)

Jaro-Ino 06.02.2011 23:46

Nie no w takim momencie kończyć. Feleh, ja mam jutro egzamin. Jak nie napiszesz dalszej części to ja tego nie zdam :D Myślisz, że to tak łatwo się skupić czytając takie opowiadania, które kończą się tak niespodziewanie? Zlitujże się, bo będę musiał przejąć ksywke Wiecznego :D :D :D

duzy79 07.02.2011 18:54

Jeżeli to metr czterdzieści w łóżku byłaby tak samo energetyczna jak na scenie,
to mam nadzieję że wiozłeś pod uwagę że za dwadzieścia lat dużo bardziej żałuje się rzeczy których się nie zrobiło niż tych które się zrobiło.....

Cynciu 08.02.2011 16:29

O żesz! kiedy następny odcinek serialu. Taki moment.
Może reszta może być nadawana dopiero po godz. 22,00:haha2:

Mixajlo 08.02.2011 21:32

Uch Ty!! Takie buty, mam nadzieję że nie zmarnowałeś sytuacji. Całe forum africatwin marzy o zaprzyjaźnionej mecie w Stambule.

Czarna Mamba 08.02.2011 23:29

Cytat:

Napisał Mixajlo (Post 158667)
Uch Ty!! Takie buty, mam nadzieję że nie zmarnowałeś sytuacji. Całe forum africatwin marzy o zaprzyjaźnionej mecie w Stambule.

Mixol a Ty znowu o jednym :dizzy: Ile można! Wiem, że jest zima i nie ma :at: ale ogarnij się!

ŁukaszBIA 08.02.2011 23:59

Ostatnio na forum pojawiła się żona Felka więc wiecie... nie może za dużo napisać :)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:17.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.