![]() |
Bardzo dziwna sytuacja,bo nie zostawia się nikogo z tyłu, aleeee
z drugiej strony jak piszesz o nie przygotowaniu to on narażał cały wyjazd na niepowodzenie i w sumie awaria jego motocykla mogła zepsuć wyjazd wszystkim. Z kolei jak był nie przygotowany na górskie podboje to poco się porywać ? Nie bardzo ogarniam. A tak na marginesie to ustaliliście kto prowadzi grupę, czy każdy jechał na wariata. Bo w sumie jadąc w tyle osób to dobrze jak jest jedna, konkretna i trzeźwo myśląca osoba decyzyjna. |
Ja prowadziłem cały wyjazd. Tylko mój garmin działał. Nikt nie chciał/nie mógł nawigować z telefonu. Nikt nie protestował, mi to odpowiadało. Ciągle konsultowałem przebieg trasy , zazwyczaj z Zaczekaj.
Przed przełęczą dwa razy zatrzymywałem się przy Marcinie i pytałem co się dzieje? Jadę powoli oszczędzam paliwo. Co jeśli nie dasz rady podjechać? Zawrócę , jedź nie patrz na mnie... Ja przed wyjazdem prosiłem żeby każdy się dobrze przygotował (szczególnie prosiłem o to Marcina), żeby był samowystarczalny aby w razie nieporozumień mógł się odłączyć. Przygotowanie kolegi było... karygodne. To musiało się skończyć rozstaniem i tak się skończyło. A kto z nami nie był niech nie ocenia. |
Cytat:
Co do reszty do potwierdzam, że Marcin miał kompletnie nieprzygotowany motocykl. Wiecie skąd było wysokie spalanie jego Trampka? Codziennie obawialiśmy, że zatrzyma nas jakaś awaria czy chociażby koniec opon. Ale to już jest nieważne. Ja się naprawdę kiepsko czułam z faktem, że on został tam sam. Nawet mimo jego nieprzygotowania nie zostawia się człowieka ot tak na środku drogi. Można było się chociaż wspólnie pożegnać. Ale ja to jestem baba i może niepotrzebnie tak przeżywam. Tak jak Łukasz pisze. Czytajcie ale nie oceniajcie. Gdzieś z dala od domu, człowiek pod wpływem zmęczenia i stresu myśli i zachowuje się inaczej. Przykładem jest moje prawie rozstanie z mężem. Normalnie w domu to byśmy tylko powymieniali kilka głośnych zdań. A tam? Z powodu głupiej pierdoły chciałam się odłączyć. Mam nadzieje, że ta relacja pomoże przyszłym podróżnikom wyciągnąć odpowiednie wnioski i zaplanować swój wyjazd życia. Mój był mimo wszystko fajny. Przygód sporo, jest co wspominać :) Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk |
... każdy czytając relacje z wyjazdu dochodzi do jakiejś oceny tego co czyta na podstawie swoich doświadczen i ciężko komukolwiek tego zabronić...to jak z czytaniem książki... można tylko poprosić o nie pisaniu tego na forum a pozostawienie dla siebie... ja śledząc wątek napisze tylko...łał:bow:
|
Szczerze, nie czytałem jeszcze całej relacji, czekam z niecierpliwością aż będę miał dłuższą chwile na spkojnie aby to zrobić ;) Może później również coś naskrobię
Osobiście nie lubię zasady "razem wyjeżdżamy razem wracamy" i innych pokrewnych. Sam w niektórych sytuacjach prosiłem aby mnie zostawić, ogarnę awarie i się spotkamy. Zwyczajnie bardziej komfortowo dla mnie, dla innych pewnie też. Każdy ma swój rozum, każdy sam się przygotowuje, lub nie. Kto co lubi. Po prostu czasem tak jest lepiej dla wszytskich. Luz bluz, jak kto woli, i w ogóle Oczywiście nie mówimy tu o przypadkach gdy ktoś zachoruje lub nie ma warunków aby pozostał sam |
Cytat:
Ja osobiście jestem po prostu nauczona pewnych zasad panujących przy jeździe w grupie. Praktycznie wszystkie moje wyjazdy były z jakąś ekipą i zwykle fajnie i sprawnie to funkcjonowało. Nikt nikogo nie zostawia, patrzymy w lusterka czy nikt się nie zgubił, czekamy na skrzyżowaniach, wolniejszy jedzie z przodu. Oczywiście zdarzały się sytuacje gdzie się rozłączała ekipa (ale nikt nie zostawał sam), spotykaliśmy się na noclegi. Tak już jjestem nauczona, to jest po prostu we krwi. Nie mogłam pojąć jak można kogoś zostawić albo nie stanąć/nie zawrócić gdy kierownik za mną się zniknął w lusterku. I tak sobie myślę, że powyższe zasady stosuje się nie tylko w grupie ale i w parach Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk |
Jest jeszcze jedna zasada “co dzieje się w grupie, pozostaje w grupie”.
|
Cytat:
|
Czasami poprostu coś się nie zgra, są zgrzyty itp. Z racji odległości i warunków można gdybać co by było gdyby. Wszyscy wrócili cali z bagażami nowych doświadczeń i to się liczy. Swojskie porzekadło mówi - Jeszcze będziecie się z tego śmiać. Prosta rada na powyzsze rozterki -Otwierać flaszkę, przybić łapę, i w waszej grupie (wewnętrznie) wylać wszystkie żale i zamknąć temat.
|
Takie pytanie mam - nie o ludzi, bo ich i tak nie ogarniam.
A o motóry - o co chodzi z tymi Trampkami, co nie mogą wjechać na 4600? Czy coś Wam się popsuło czy powietrze inne tam, paliwo może? Poważnie pytam, bo np. w Indiach niedaleko ludzie różnymi wynalazkami wjeżdżają tłumnie na Khardung La (5360) i podobne wysokości. Jechaliśmy REH, które mają 400 ccm i 24KM na poziomie morza, z czego z 12 w stepie i po paru zabiegach przy gaźniku i filtrze powietrza szły jak burza. Trampek to w porównaniu do RE technologia kosmiczna więc w czym rzecz była? Dzięki za super relację! |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:35. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.