Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Sześć miesięcy w siodle - przygodę czas zacząć (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=3148)

chomik 30.10.2009 14:32

Witajcie :) nie da się już wrócić normalnie do pracy :) nawet nie próbujcie aklimatyzacji, nic nie daje... :)

podos 30.10.2009 16:18

No i Brawo! Super kawał wycieczki. Macie teraz przewalone.

felkowski 30.10.2009 16:28

Kiedyś tacy podróżnicy jeżdzili po zakładach pracy i świetlicach z odczytami, pokazami slajdów i opowieściami. Myślę, że paru chetnych by się znalazło na takie opowieści na żywca. I tak od dżwi do dżwi , od zaproszenia do zaproszenia... To na jakiś czas powinno załatwić sprawę bezdomności. Jakby co to pierwszy byłem. Powiedzcie tylko słowo a zacznę materac pompować ;-) . I żeby nie było, materac dla mnie a łóżko Wam odstąpie ;-)

Gajron 31.10.2009 22:39

Współczuję końca takiej fajnej wycieczki, byle do następnej...

Ola 03.11.2009 09:54

Cytat:

Napisał felkowski (Post 81864)
Kiedyś tacy podróżnicy jeżdzili po zakładach pracy i świetlicach z odczytami, pokazami slajdów i opowieściami. Myślę, że paru chetnych by się znalazło na takie opowieści na żywca. I tak od dżwi do dżwi , od zaproszenia do zaproszenia... To na jakiś czas powinno załatwić sprawę bezdomności. Jakby co to pierwszy byłem. Powiedzcie tylko słowo a zacznę materac pompować ;-) . I żeby nie było, materac dla mnie a łóżko Wam odstąpie ;-)

Dzięki Felini, rodzinka przygarnęła na razie. Na razie szukamy naszych rzeczy zostawionych u różnych znajomych - niezły chaos mamy, taki trochę "indyjski".

Pozdrowienia już z ... pracy :(

sambor1965 03.11.2009 10:08

Cytat:

Napisał Ola (Post 81841)
No wiesz - i ty Brutusie...

No, ale to sie odnosilo do bardzo pozytywnego postu nr 223. Tego co sie z Wami dzieje teraz nawet nie probuje sobie wyobrazic. Wspolczuje. Nic nie bedzie juz tak jak przedtem.

Ola 03.11.2009 10:17

Cytat:

Napisał sambor1965 (Post 82305)
No, ale to sie odnosilo do bardzo pozytywnego postu nr 223. Tego co sie z Wami dzieje teraz nawet nie probuje sobie wyobrazic. Wspolczuje. Nic nie bedzie juz tak jak przedtem.

A not to przepraszam....

W ogóle to nie jest tak źle. Po prostu na wszystko jest czas. Trzeba to tylko sobie jakoś uzmysłowić, a wtedy "życie jest piękne", no i jest na co czekać, i co przygotowywać.

Zawsze to miło po długiej przerwie zobaczyć "przyjazne duszyczki".

Choć z drugiej strony powiem szczerze, że po dwóch dniach w "szklanym akwarium" mam wrażenie jak bym w ogóle z niego nie wychodziła przez pół roku, a wyprawa to jakaś odległa przeszłość.

Uściski

Ola

PS. Teraz musimy zamówić cały stos kalendarzy, bo jest na nie "zapotrzebowanie" na świecie. Nasi zaprzyjaźnienie motocykliści, głównie z Armenii i Indii, bardzo chcieli dostać nasze kalendarze. Najwyraźniej Africa Twin Poland się rozprzestrzenia...

jurek 05.11.2009 23:25

Witojcie wszyscy,

Sorki, że się dopiero teraz witam, ale mój pracodawca wyszedł z założenia, że jak pół roku odpoczywał to teraz na dwa etaty może:(. Więc jest ciężko, ale coż, budżet trzeba podreperować:). Ale jak popatrzę na zdjęcia trochę powyję przed szklaną kulą to odrazu lepiej.
Jeszcze o dziwo jednego mi brakuje to mojej afryczki, która biedna gdzieś na oceanie indyjskim się buja zalewana słoną wodą.

Pozdrosy

Ola 06.12.2009 19:10

13 Załącznik(ów)
Relacja z naszej sześciomiesięcznej wyprawy będzie trochę nietypowa, bo nie chronologiczna i podzielona na „części”. Wszystkich, którzy chcą się zapoznać z przygodami na trasie krok po kroku zapraszamy na naszą stronę. Zaczynamy prawie od końca…

Z wizytą w Królestwie Ryczącego Smoka. Bhutan od podszewki.

Część I - Tashi Delek

<O:p</O:p
Nasz plan idealny: wjechać na motocyklach do Bhutanu od wschodu przez mało uczęszczane przejście graniczne w Samdrup Jompur, przejechać przez cały kraj, nie będąc ograniczonymi przewodnikiem i wyznaczoną trasą, i wyjechać do Indii przez przejście graniczne w Phuentsoling. Setki razy słyszymy, że to niemożliwe, że samemu się nie da i to jeszcze na motocyklach, że przez wschodnie przejście graniczne można jedynie wyjechać z Bhutanu, a nie do niego wjechać i w ogóle, że jesteśmy bujającymi w obłokach fantastami. Jesteśmy jednak uparci.

Załącznik 9044

Ostatnie kilka kilometrów w Indiach pokonujemy małą, szutrową drogą kluczącą wśród licznych w tej części Asamu plantacji herbaty. Jest bardzo gorąco. Kolorowo poubierani ludzie pracują na plantacjach. Nie ma tu nic z lubującej się w czerniach i szarościach Europy.

Załącznik 9029
Załącznik 9030
Załącznik 9031

Przejeżdżając przez małą wioskę Darranga rzuca nam się w oczy znak "Indian Customs", stojący zaraz obok niepozornej lepianki. Po kilkunastu minutach z tłumu gapiów udaje nam się wyłowić właściwych urzędników. Są ubrani po cywilnemu, akurat pracowali gdzieś na plantacji.

Załącznik 9032
Załącznik 9033

Pokazujemy im nasze Carnnet de Passage de Aduane, dokument celny będący odpowiednikiem "paszportu dla motocykli". Uśmiechając się, urzędnicy robią zdziwioną minę, mówiącą jednoznacznie, że nigdy podobnego, żółtego papierka nie widzieli. Szybko uzgadniamy, że na chwilę zamienimy się rolami: to my wypełnimy dokumenty, a oni przystawią tylko swoje pieczątki. Pytamy o odprawę paszportową. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, celnicy nie wiedzą gdzie znajduje się punkt odprawy paszportowej. Wygląda na to, że czekają nas dłuższe poszukiwania. Na najbliższym straganie kupujemy zapas pysznego soku z mango. Resztę dostajemy w nieznanej nam walucie – to ngultrumy, waluta bhutańska, która z powodzeniem jest stosowana w przygranicznych wioskach indyjskich. Poszukiwania odprawy paszportowej doprowadzają nas do zamkniętej bramy z napisem „Bhutan”. Dzięki wskazówkom Bhutańczyków, bardziej zorientowanych w indyjskiej odprawie niż sami Hindusi, udaje nam się zlokalizować budkę indyjskiej odprawy paszportowej. Znak "Indian Immigration" leży przewrócony w polu ryżowym.

Załącznik 9034
Załącznik 9035

Właściwego urzędnika znajdujemy na połowach nad rzeką. Procedura odprawy przebiega w bardzo nieformalny sposób. Podobnie jak przy odprawie celnej, również i tutaj aktywnie uczestniczymy w wypełnianiu wszelkich dokumentów.

Załącznik 9036

Ponownie podjeżdżamy pod tajemniczą bramę z napisem "Bhutan".

Załącznik 9037

Bhutańscy strażnicy rozpoznają nas z daleka i przyjaznym gestem od razu kierują do pograniczników – tutaj, w przeciwieństwie do Indii, to same kobiety. Od wieków bhutańskie kobiety mają silną pozycję w społeczeństwie. Tradycyjnie zarządzają majątkami rodzinnymi, a pracę zawodową wykonują na takich samych zasadach jak mężczyźni. Bhutańskie urzędniczki, nieco zdziwione naszą obecnością, witają nas szczerym, szerokim uśmiechem. Od razu pada jednak pytanie: „Gdzie jest wasz przewodnik i jeep? Jesteśmy przygotowani na taki obrót sprawy. Z pewnością siebie wręczamy paniom cały plik przeróżnych pozwoleń i dokumentów niezbędnych do wjazdu do Bhutanu.. Co do przewodnika odpowiadamy wesoło, choć nie wdając się zbytnio w szczegóły, że jesteśmy z nim umówieni później, na trasie (mamy się z nim spotkać w Timphu, po drugiej stronie kraju). Podczas analizy naszych dokumentów możemy przyjrzeć się posterunkowi i kręcącym się w pobliżu ludziom. Wszyscy bez wyjątku są ubrani w tradycyjne, bhutańskie stroje. Mężczyźni ubrani są w gho, czyli szaty-płaszcze do kolan przewiązane w pasie szarfą, zwaną kera. Uzupełnienie gho stanowią podkolanówki i w większości przypadków zachodnio-wyglądające buty. Tradycyjne, wysokie obuwie, dziś używa się jedynie przy okazji świąt i oficjalnych uroczystości.

Załącznik 9057

Strój kobiecy to kira, długa suknia do kostek spięta na ramieniu ozdobną brożką i przewiązana w talii. Na kirę Bhutanki narzucają ozdobne, krótkie marynarki. Bhutańskie stroje są niezwykle kolorowe, co dodatkowo dodaje im magicznego uroku. Nasze współczesne stroje motocyklowe zupełnie nie pasują do tego baśniowego świata.

Załącznik 9043

Urzędniczki nie chcą same podjąć decyzji w naszej sprawie. Mówią, że jest zbyt nietypowa. Dzwonią do dyrektora, który za kilka minut pojawia się na posterunku. Od razu wzbudza nasze zaufanie i chyba my też mu się podobamy. Najwyraźniej lubi takie niestandardowe przypadki. Rzuca okiem na nasze dokumenty i po kilku minutach słyszymy: "Tashi Delek" (Witamy, powodzenia). Jeszcze tylko wbicie wiz do paszportów i magiczna brama do Podniebnego Królestwa zostaje otwarta.

Załącznik 9042

FELLINI - udało się :-) Dzięki.<O:p</O:p

Ola 08.12.2009 10:56

23 Załącznik(ów)
Część II - KOLACJA U MNICHÓW
<O:p</O:p
Postanawiamy nie zatrzymywać się na noc w przygranicznym Samdrup Jompur. Rozpoczynamy od razu eksplorację kraju. Wyruszamy w stronę Trashigang.

Załącznik 9126

Załącznik 9103

Załącznik 9102

Na pierwszym punkcie kontrolnym (a jest ich w Bhutanie wiele) znowu musimy zmierzyć się z serią pytań: gdzie przewodnik, dlaczego jeździmy sami i co to za dziwnie olbrzymie motocykle, niespotykane w całej Azji Centralnej. Jeden z urzędników zadaje nam zaskakujące pytanie, czy jesteśmy z Bengalu Zachodniego, regionu Indii graniczącego z Bhutanem. Raczej nie wyglądamy na Hindusów. Szybko okazuje się, że to wina mojej rejestracji "WB": takie samo oznaczenie jest stosowane w Bengalu Zachodnim.

<O:pZałącznik 9101
</O:p
Jazda po Bhutanie to czysta przyjemność. Ze wschodu na zachód prowadzi jedna, wąska (ma 3,5 metra szerokości), asfaltowa droga nazywana "niebiańskim traktem tysiąca zakrętów". Oddano ją do użytku dopiero pod koniec lat 60 tych. Odległości, które na mapie wydają się małe w rzeczywistości pokonuje się przez wiele godzin, jadąc przez tysiące serpentyn po stromych zboczach dolin i liczne przełęcze. Podróżowanie umila mały ruch oraz wysoka kultura jazdy - przeciwieństwo tego, co spotkało nas w Indiach. Nic dziwnego, że tak jest skoro cała populacja Bhutanu to tylko 750 tyś ludzi, a pierwszy samochód pojawił się tu w 1961 roku. Napotykani kierowcy ustępują nam drogi i przyjaźnie do nas machają, tak samo jak inni mijani przez nas ludzie. Szczególnie głośno witają nas dzieci, które krzycząc "hello" wystawiają ręce, żeby w czasie jazdy "przybić im piątkę".

<O:pZałącznik 9104
</O:p
Po południu, niespodziewanie niebo zakrywają gęste, ciemno – szare chmury. "Ryki smoka", czyli grzmoty, typowe dla porywistych burz znad Himalajów są coraz bliżej. Właśnie takim grzmotom Bhutan zawdzięcza swoją nazwę. Według legendy w XII wieku przybył do Bhutanu tybetański mistrz buddyjski, Tsangpa Dorje. Miał on za zadanie założyć tu klasztor. Wędrując po Bhutanie w poszukiwaniu właściwego miejsca nagle usłyszał potężny grzmot, nazywany przez lokalnych mieszkańców "rykiem smoka" - druka. Nadał więc klasztorowi nazwę „Druk”, a założonej w nim szkole religijnej „Drukpa”. Szkoła Drukpa Kagyupa do dziś jest uznaną przez państwo, oficjalną religią Bhutanu.
<O:p</O:p
Po kilku minutach zalewa nas ściana wody. W ciemnościach dojeżdżamy do miasteczka Kanglung. Jesteśmy zmęczeni i przemoczeni. Naszą uwagę przykuwa kolorowa, oświetlona i zachęcająca do wejścia otwarta brama, prowadząca do buddyjskiego monastyru. Nie zastanawiając się długo wjeżdżamy na dziedziniec. Pomimo późnej pory, cały monastyr tętni życiem. Ze świątyni rozlegają się śpiewy i głuchy łoskot bębnów. Wielu mnichów siedzi w rozstawionych dookoła świątyni, podświetlonych namiotach, z których część pełni funkcję kuchni polowych. Ubrani w purpurowe habity i klapki machają do nas przyjaźnie, choć w przemoczonych stroje motocyklowe musimy wyglądać strasznie. Mamy zamiar zapytać o nocleg, ale mnisi sami nam go proponują. Dostajemy pokój z dodatkowym grzejnikiem i przeprosinami, że tak skromnie.

Załącznik 9105

Po kilku chwilach pojawia się kolacja i herbata z mlekiem, i cukrem.. Jemy to, co stanowi zwykłą, codzienną dietę mnichów (za co oczywiście znowu nas przepraszają). Na stołach dominuje czerwony ryż i hemadatsi, najbardziej rozpowszechniona potrawa w Bhutanie, składającą się z całych papryczek chilli (Bhutańczycy uwielbiają pikantną kuchnię ) podawanych w rozpuszczonym serze.. Jest też mięso.

Załącznik 9106

Bhutańscy mnisi, w przeciwieństwie do buddyjskich duchownych z innych krajów, jedzą mięso. Wieczór upływa nam na rozmowach z lamami, z których kilku mówi całkiem nieźle po angielsku. Są tak samo ciekawi naszych zwyczajów, religii i kultury, jak my ich. W Bhutanie zarówno kultura europejska, jak i religia katolicka nie są powszechnie znane, co pewnie zaskakuje niejednego Europejczyka. Największą niespodzianką dla mnichów jest to, że w religii katolickiej nie występuję paradygmat reinkarnacji, która jest jedną z podstawowych zasad w buddyzmie. Z niedowierzaniem pytają: „jak to macie tylko jedno życie, jedną szansę na pójście właściwą drogą?”. Dla nas nowością jest informacją, że mnisi mogą wstępować do klasztorów w dowolnym wieku, i że najczęściej trafiają tam młodzi chłopcy (poniżej 10 roku życia). Wybór roli mnicha wiąże się z "zawieszeniem" kontaktów z rodziną i bliskimi, które jak na powiedziano, „rozpraszają uwagę mnichów w dążeniu do nirwany”. Z życia w habicie można zrezygnować i nie jest to w żaden sposób piętnowane. Tacy „mnisi w stanie spoczynku” (getre) muszą jednak zapłacić karę pieniężną. Związane jest to z tym, że mnisi korzystają w Bhutanie z subwencji rządowych.

<O:pZałącznik 9107</O:p

Tej nocy w monastyrze rozpoczyna się kilkudniowy, ważny buddyjski festiwal Drupchen. Z tej okazji w monastyrze przebywa wielu znamienitych bhutańskich lamów. Obchody święta, czyli cały cykl modlitw, trwają całą noc, a my możemy wszystkiemu się przyglądać.

Załącznik 9110

Załącznik 9109

Załącznik 9111

Załącznik 9112

Siedząc w kolorowej świątyni mamy czas na przyjrzenie się wszystkim detalom. Zgodnie ze zwyczajem, liczne wizerunki Buddy, Guru Rinpocze i bóstw opiekuńczych (Peharr, Dordże Legpa, Paten Lhamo) zajmują centralne miejsce. Przy ołtarzu stoi siedem miseczek napełnionych wodą, symbolizujące siedem ofiar, jakie składa się bogom: pożywienie, napój, wodę do mycia, lampę maślaną, kwiaty, substancję aromatyczną. Wszędzie palą się lampki maślane, choć nad głowami mantrujacych mnichów porozwieszane są też świetlówki (widać wpływy nowoczesności). Dla nas najbardziej interesujące, bo egzotyczne, są przygotowane specjalnie na obchody dzisiejszego święta, barwne torma. Torma to ofiarne figurki o wymyślnych kształtach zrobione z masła (wyżej w górach masła jaka) i masy zbożowej albo ryżowej, pomalowane na kolorowo.

Załącznik 9108

Po tej wyjątkowej nocy jesteśmy jeszcze bardziej zmęczeni niż poprzedniego dnia, ale za to naładowani pozytywną energią, optymizmem, ładunkiem nowej wiedzy, a co najważniejsze z garstką nowych przyjaciół. W duchu dziękujemy postępowemu czwartemu królowi Bhutanu – Jigme Dorji Wangchuck, za wprowadzenie do kraju Internetu (w 2000 roku). Dzięki „Smoczej Sieci” (lokalny operator) mamy szanse pozostać z naszymi nowymi przyjaciółmi w kontakcie.

Załącznik 9113

Załącznik 9124

Załącznik 9119

Po porannej herbacie tym razem w wersji słonej i z masłem (jakoś bardziej nam smakuje wersja słodka…) i śniadaniu równie pikantnemu jak obiad, składającemu się głównie z czerwonego ryżu (tu się go je na śniadanie, obiad i kolację), przychodzi czas na pakowanie i pożegnanie. wszyscy oczywiscie nam pomagają i "testują" Afryki...

Załącznik 9118

Załącznik 9117

Załącznik 9120

Załącznik 9122

Załącznik 9123

Załącznik 9121

Załącznik 9125


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:20.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.