Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Zostaw zimę w domu, czyli chilijski chillout [2012] (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=12018)

jagna 21.02.2012 01:36

Hola!

Dzis ostatni juz wieczor w Chile. Moze i dobrze, bo inaczej mialabym gwarantowany alkoholizm. Ach, te chilijskie wino...

W koncu przestalo padac i dalo sie pojezdzic off w gorach, szczegoly pozniej :D

Na koniec wygrzalismy kosci na plazy, jestesmy spaleni sloncem, pelni wrazen oraz pescados i mariscos, i jutro wsiadamy do samolotu.
Zastanawiamy sie tylko, jak wytlumaczyc sie w wypozyczalni, ze Suzuki wyglada jak wyglada... Pewnie bylismy pierwsi, ktorzy tak przeciagneli to autko gorami i szutrami do 4500 m n.p.m.:dizzy:
Do zobaczenia/uslyszenia

Hasta luego amigos!

jagna 23.02.2012 21:09

1 Załącznik(ów)
Hola!
Powroty po takich wyjazdach są trudne. Bo choć tęskni się w końcu troszeczkę, ale też przyzwyczaiło się do bycia w podróży. Do intensywności doznań, ciągłych zmian, inności...
Jednak wrócić trzeba. Choćby po to, żeby popracować i zarobić na następną podróż…
Z jednej strony – miło spać w końcu w swoim własnym łóżku ze swoim własnym kotem.
Z drugiej – powrót do szaro-buro-deszczowo-zimnej ojczyzny…

Ale przed oczami mam takie widoczki jeszcze:
Załącznik 28983

A więc jestem w domu. Bogatsza o nowe doświadczenia, nowe znajomości oraz karimatę made in Chile. I oczywiście jakieś 5 kg muszli i skał.

Już wiem, co to znaczy guerilla camps i chyba to lubię.
Przekonałam się, że woda na południowej półkuli faktycznie kręci się w lewo!
Wiem, że da się wysiedzieć w samolocie 13,5 godziny obok trójki płaczących dzieci.
Da się też przeżyć 10 śniadań z rzędu, na których jest tylko tuńczyk z puszki
Można także przejechać 2000 km bez prawa jazdy, które zostało w domu.
Nie posądzałam się także o umiejętność przeżycia 16 kolejnych mocno alkoholowych wieczorów…

Podsumowanie na gorąco wyszło nam tak:

ilość uczestników: 3
kilometry: 6100
paliwo: 9,9 l/100 km
wysokość: 0 - 4442 m n.p.m.
temperatura: 3 - 30°C
alkohol: ok. 40 l białego wina, 1,5 l czerwonego, 0,5 l rumu. Jeden wieczór piliśmy też piwo…

Teraz nie zostaje nic innego jak zrobić przegląd tysięcy zdjęć i zacząć pisać relację…



Motto naszego wyjazdu w formie obrazkowej:

https://lh3.googleusercontent.com/-c...0/IMGP4342.JPG

wilczyca 24.02.2012 00:26

ho ho ho!
i to jedno, gorące zdjęcie ma nam, "afrykańcom", wystarczyć na dzisiejszy wieczór?! :D :drif:

da-waj! da-waj! da-waj!

:lukacz:

oskar_z 24.02.2012 11:48

Jagna ogarnij się po powrocie i zacznij pisać nie zapominając o zdjęciach:)

Ronin 24.02.2012 13:34

:lukacz:

jagna 24.02.2012 19:06

Czas czynić swą powinność!
Zaczynam relację.

Najpierw osoby dramatu:

Dana - element totalnie nieprzewidywalny i nieobliczalny. Znany mi ze studiów oraz wyjazdu Utah&Arizona:
https://lh4.googleusercontent.com/-h...0/IMG_3361.JPG

Krzychu – poznańska perfekcja i zorganizowanie oraz właściciel jedynej słusznej marki. Od 11 lat ujeżdżamy razem BMW kilka razy w roku:
https://lh6.googleusercontent.com/-n...0/P1010121.JPG

No i moja skromna osóbka, czyli Jagna:
https://lh5.googleusercontent.com/-8...0/IMG_3366.JPG

Miejsce zdarzenia: Chile

Najbogatszy i najbardziej europejski kraj Ameryki Południowej, czyli Ameryka dla początkujących. Już jest latynoski luz i maniana, ale jeszcze jako taki porządek.
Kraj kontrastów przyrodniczych: pustynie i lodowce:cold:, morze i góry, ulewy i słońce:Sun:. I wszystko w jeden dzień.
Kraj pierońsko długi i wąski. Jedna asfaltowa droga północ – południe (Panamericana) i kilka mniejszych odchodzących w bok. Mnóstwo dróg w budowie. Pewnie za 5 lat już nie będzie tych pięknych szutrów… :(
Chile to kraj pick-upów i ogromnych ciężarówek. Poza miastami na szosach brak zupełny osobówek, jedynie camiones (ciężarówki) , pick-upy i SUV-y.
Carabinieros na każdym wylocie z miasta i granicy regionu kontrolują prawie wszystkie pojazdy. „Buenos dias, kontrola rutynowa, wiedzą Państwo, że nie mają prawego światła? Tak? To proszę gdzieś później kupić żarówkę, dobrze? Miłego dnia!”. :Thumbs_Up:
Szacując ilość przydrożnych kapliczek, gdzie ofiara jest wymieniona z imienia i nazwiska, wydaje się, że połowa Chilijczyków ginie na drogach. Kapliczki prześcigają się w ilości chorągiewek i sztucznych kwiatków. :dizzy:Obowiązkowa flaga Chile. Czasem trafia się brazylijska.
Szczególnie w północnym Chile, gdzie ludność jest głównie pochodzenia indiańskiego, mocno wyróżniamy się urodą. Wszyscy się na nas patrzą i szepcą na ucho. Dziwnie być takim odmieńcem… A skąd jesteście? Argentina? No? Poloña? To chyba nie w Ameryce? Europa, aaaaa! Koło Norwegii może? Aaaaa, papież!

Pokochaliśmy to Chile.

jagna 24.02.2012 19:21

Dzień 1, 5-6 luty

Niedziela. Bardzo ciężka niedziela, bo poprzedzona przez całą trójkę kilkudniową pracą w wersji „very hard”. Pakowanie zostawiam na ostatnią chwilę, czyli 3 h przed wyjazdem. Błąd! Jak zmieścić namiot, karimatę, śpiwór i całą niezbędną resztę w walizkę? Szybka zamiana walizki z sąsiadką na większą, ale nadal nie wchodzi. Wymiana karimaty na materac. Wywalenie połowy kosmetyków i ¼ ciuchów. Wlazło.
Ekipa poznańska ma być u mnie o 12 i ruszamy na Berlin. O 11 telefon od Dany, robi mi właśnie przelew za wypożyczenie auta. Jak to robi przelew?! Jadąc samochodem?! Nie, nawet jeszcze nie wyjechali… :dizzy:
W końcu są, jedziemy. Na Tegel czeka Fazi, wpakowujemy Krzycha do samolotu (leci osobno, bo się na bilet Iberii nie załapał), Dana jeszcze stuka w laptopa, my idziemy na kawę.
https://lh6.googleusercontent.com/-N...0/IMGP4057.JPG
Zostawiam auto Faziemu (i to był błąd…) W końcu i nas czas, lecimy do Madrytu.

Lotnisko w Madrycie – lekki koszmar dla tych, którzy muszą zmienić terminal w krótkim czasie. Jakoś się udaje, samolot odlatuje jedynie z godzinnym opóźnieniem. Czuć już bałaganikiem latynoskim…
Przed nami 13,5 h lotu do Santiago.
Mapka trasy przelotu:
https://lh6.googleusercontent.com/-Z...0/IMGP4066.JPG

Lecimy w nocy, dopiero rano są jakieś widoczki:
https://lh4.googleusercontent.com/-a...2/IMGP4061.JPG

Lądujemy wszyscy o tej samej godzinie, czeka na nas gość z wypożyczalni – takiej tańszej, nie-lotniskowej. Ale gdzie jest hiszpańskojęzyczna część ekipy, czyli Krzychu? Czekamy, uśmiechamy się do pana, usiłując na migi wytłumaczyć, że napis „Krzysztof G.” , który pan ma na kartce to właśnie my. Średnio nam to idzie. W końcu zguba się odnajduje, jedziemy odebrać auto.

Nazywa się toto Suzuki Grand Nomade, czyli Vitara wersja chilijska. Najuboższa możliwa wersja, silnik 2,4 w benzynie, opony szosowe… No nic, jakoś damy radę. Jak się okaże, czasem bardzo „jakoś”… :mur:

Podpisując papiery odkrywam brak prawa jazdy:mur:. @#$!!!! Trudno. Nie daruję. Będę jeździć bez. Mam kolorowe ksero, ale nie sądzę, żeby to satysfakcjonowało policję…
Usiłujemy się coś dowiedzieć o stanie dróg w górach, bo nasze mapy (mamy 3 różne) mają bardzo odmienne zdanie na ten temat. Gość wiele nie wie i odsyła do informacji turystycznej, gdzie na pewno wiedzą. Informacja jest na ulicy Prudencia, do której prowadzi spod wypożyczalni ulica Alameda.

Odpalamy Garmina. Prudencia – brak. Alameda –brak. Ciśnie mi się na usta hasło znane mi z FAT: Rambo – masz w ryja ;)
No to pięknie. 4-milionowe miasto pełne kierowców z latynoską fantazją, a my będziemy jechać na podstawie mikromapki z Lonely Planet. Rambo – masz w ryja ;)
Jedziemy główną ulicą , która nazywa się wg przewodnika oraz pana z wypożyczalni Alameda. A na tabliczkach jak wół: Av. Lib. Ber. O’Higgins. Ki czort?
Zagubieni totalnie dajemy Garminowi (i Rambo) ostatnią szansę. Wklepujemy adres hostelu. Jest! Jedziemy. Dojeżdżamy.

Pytam się gościa w recepcji o co chodzi z tą Alamedą i O’Higginsem. Nazwa O’Higgins jest oficjalna, ale nikt jej nie używa. Za wyjątkiem Garmina. No dobra, Rambo – nie tym razem…

Bierzemy prysznic (o standardach chilijskich łazienek hostelowych lepiej wspominać nie będę) i idziemy na miasto.
Santiago to jeszcze jakby Europa, małe akcenty latynoskie:
https://lh3.googleusercontent.com/-9...0/IMG_0179.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-I...0/IMG_0167.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-n...0/IMGP4083.JPG

Lato w pełni. Miła odmiana. Granaty na drzewach:
https://lh4.googleusercontent.com/-c...0/IMG_0170.JPG

W informacji turystycznej gość twierdzi, że wschód Chile jest w ogóle nieosiągalny, mamy się trzymać asfaltu, w ogóle Panamericana na północ od La Sereny to już samobójstwo... Zaczynam myśleć, że facet chyba w życiu nie wyjechał poza Santiago i grzecznie mu dziękujemy :Thumbs_Down:. Dostajemy jedank mapkę dróg asfaltowych w Chile no i, hm, na północy są to dosłownie dwe krzyżujące się kreski. Ruta 5, czyli Panamericana oraz Ruta 11 prowadząca do Boliwii...

Ciekawe rozwiązania techniczne:
https://lh5.googleusercontent.com/-e...0/IMGP4080.JPG

Idziemy na obiad, korzystając z chilijskiego wynalazku: zestawów lunchowych, gdzie wybiera się dania, napoje i desery z kilku dostępnych, a całość za jakieś 6$. Kelnerka podchodzi po czym ucieka słysząc język polski. Na szczęście za jakiś czas udaje nam się ściągnąć wzrokiem innego, mniej strachliwego kelnera...

Przestroga dla motocyklistów?
https://lh3.googleusercontent.com/-g...0/IMG_0219.JPG

Wieczorem Dana usiłuje dokończyć Strasznie Ważną Robotę Na Wczoraj:
https://lh6.googleusercontent.com/-J...0/IMGP4084.JPG

A pozostała dwójka, czyli Krzychu i ja:
https://lh3.googleusercontent.com/-Q...2/IMGP4087.JPG

Zmęczenie oraz powyższy powodują, że nie bardzo resztę pamiętam, ale zdaje się, że na koniec była mocno międzynarodowa impreza grillowa. I że zaginął dekielek od mojego aparatu. Po raz n-ty, ale po raz pierwszy tak skutecznie. Kiedy rano odzyskuję przytomność, nie ma śladu ani po imprezie, ani po dekielku…

bliźniak 24.02.2012 22:04

:lukacz: proszę sobie nie przerywać pracą zbyt często, bo się widzowie niecierpliwią :drif: ;)

jagna 25.02.2012 18:30

Dzień 2 (7 luty)

Oj boli główka, boli…
Krzycha za to chyba plecy bolą, od mojego ciągłego kopania w plecy. Spał na piętrowym łóżku nade mną i straszliwie chrapał. :spac: Musiałam jakoś reagować. Kopanie od dołu było najprostsze ;)
Danę znajdujemy w łóżku obok jeszcze we wczorajszej sukience. Wersja oficjalna – „ależ nie chciałam was budzić po nocy szukaniem piżamy”. Niech i tak będzie.

Jak na taki zawszały hostel (Moai Viajero, NIE polecam), śniadanko dają całkiem, całkiem. Jajeczko, bułeczki, arbuz.
Przepakowujemy bagaże do auta, w końcu mogę się pozbyć z walizki namiotu i innych takich. Do tego na dnie ląduje zimowa kurtka i ciepłe buty. Witaj lato! Życie staje się prostsze!
Dana załatwia jeszcze milion rzeczy w sieci, jakieś przelewy, rezerwacje, obiecane roboty. A my czekamy z coraz bardziej zaciętymi minami. Jeszcze tylko tankowanie w mieście, Dana załatwia rezerwację w biurze podróży (leci później na Easter Island) i w końcu możemy RUSZYĆ W PODRÓŻ.

OFF Topic: Toczę lekką wojnę podjazdową o szutry z Krzychem, który uważa, że mamy za mało czasu i za dużo zaplanowane, i musimy z części zrezygnować. Ja najchętniej w ogóle pożegnałabym się z cywilizacją, ale niestety bardziej Krzychu ma rację. W interiorze nie istnieją W OGÓLE stacje benzynowe, a mapy totalnie nie pokazują czego można się spodziewać – czy żwiru gładkiego jak stół, czy wyboistej drogi z ostrymi kamieniami. Do tego jeszcze pogoda każe nam mocno zweryfikować plany, ale o ty później…

Pierwszy dzień jazdy na wszelki wypadek zaplanowaliśmy lajtowo. Cel: camping przy termach Valle di Colina. To jakieś 100 km na południowy wschód od Santiago. Droga wije się do góry łagodnymi serpentynami, do połowy piękny asfalt:

https://lh6.googleusercontent.com/-i...0/IMGP4097.JPG

a później pojawia się nasz ulubiony znak/napis „Fin de pavimento” czyli koniec asfaltu. Zobaczymy go jeszcze nie raz ;)

Nadal jedzie się lajtowo. To najlepszy rodzaj chilijskiego szutru. Średnia bezpieczna prędkość to 80-90 km/h, po prostej można szybciej.
https://lh3.googleusercontent.com/-F...0/IMGP4099.JPG

czasem zmiana nawierzchni:
https://lh3.googleusercontent.com/-U...0/IMGP4116.JPG

oczka nam się śmieją, bo widać już lodowce na szczytach gór. Jest gorąco, koło 30 stopni i niesamowite słońce. Jesteśmy najbardziej na południe z całej podróży, jakiś 34 stopień szerokości południowej. Czyli dzień mamy najdłuższy, ale słońce najniżej (=mamy jeszcze jakiś cień ;) )
No i bladzi jeszcze jesteśmy ;)
https://lh3.googleusercontent.com/-b...0/IMG_0225.JPG

Droga przy okazji prowadzi do jednej z niezliczonych chilijskich kopalni i czasem się kurzy za camiones:
https://lh6.googleusercontent.com/-T...40/IMG_0236.JPG

Pod koniec (już za kopalnią) szuter robi się kamienisty i węższy. Tu już sobie 80 km/h nie pojeździmy:
https://lh4.googleusercontent.com/-P...0/IMG_0291.JPG

W końcu dobijamy do Valle di Colina. To koniec doliny górskiej, wjechaliśmy na jakieś 2500 m n.p.m.
Wypływają tu gorące (jakieś 70 stopni) wody. Wapienne chyba. Przepływają przez kilka baseników, im niżej tym chłodniejsza woda:
https://lh6.googleusercontent.com/-5...0/IMGP4121.JPG

Muszę sprawdzić skąd ta woda:
https://lh3.googleusercontent.com/-T...2/IMG_0306.JPG

W tym na samej górze wysiedzieć się nie da, a na dnie jest ułożona wężownica do podgrzewania wody w prysznicu kampingowym ;)

Leżymy w wodzie z widokiem na góry i lodowce, mmm…
https://lh3.googleusercontent.com/-3...0/IMGP4126.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-e...0/IMGP4128.JPG
Zanurzenie po szyję nie z wrodzonej skromności, tylko z wiatru. Wiał straszliwie i przeniklwie. Wyjście z basenu wymagało niezłego samozaparcia! Podobnie jak skorzystanie z prysznica w kampingowych baños. Pięć minut się zastanawiałam, czy stanąć na tej podłodze w klapkach, po czym przyszła Chilijka, rozebrała się, i stanęła na boso…
Krzychu mnie później pocieszał, że sól i wysokie temperatury oraz suchość klimatu nie sprzyjają rozwojowi grzybków… Oby…

Pytamy się, gdzie możemy rozbić namiot. Właściciel robi szeroki gest ramion: gdzie wam się podoba.
No to tu nam się podoba, z dala od innych:
https://lh3.googleusercontent.com/--...0/IMGP4133.JPG

Tylko sobie wjedziemy w taką nieco zaciszniejszą kotlinkę i będzie może ciut mniej wiało. Może.
Idziemy obejrzeć okolice.
Gospodarstwo pasterskie:
https://lh4.googleusercontent.com/-h...0/IMG_0378.JPG

Właściciel zapewne:
https://lh4.googleusercontent.com/-D...0/IMG_0399.JPG

zwróćcie uwagę, czego dosiada. Muły są tu bardzo popularne.

Zachodzi szybko słoneczko i robi się podejrzanie zimno:
https://lh3.googleusercontent.com/-U...0/IMGP4136.JPG

Może ognisko poprawi nieco sytuację termalną? Tylko z czego, jak drzew brak? Kaktusy?
https://lh5.googleusercontent.com/-C...0/IMG_0445.JPG

Ognisko + wino częściowo poprawiło atmosferę. Pierwszy raz delektujemy się południowym niebem. Znajdujemy krzyż południa. Jest niesamowita ilość gwiazd, jak to z dala od cywilizacji.

https://lh6.googleusercontent.com/-q...0/IMG_0465.JPG

Robi się konkretnie zimno, ubieram koszulki „termokurczliwe” oraz 2 polary i zaszywam się w śpiwór. Leżę na materacu, w którym po kolei otwiera się każda z 7 komór i uchodzi powietrze, wrrr… Po chyba setnym nadmuchaniu każdej w końcu przestaje, ale postanawiam bezwzględnie kupić karimatę, której nie zdołałam zabrać z domu.

Coś koło piątej jest tak zimno, że się budzę. :cold: Może w samochodzie jest cieplej? Śpi tam Dana, może nachuchała ociupinkę? Nagle słyszę drzwi od auta i pytanie Dany: „Aga, macie tam ciepło? Może ja też przyjdę?” ;)

RAVkopytko 25.02.2012 20:46

Cytat:

Napisał jagna (Post 223791)
„Aga, macie tam ciepło? Może ja też przyjdę?”

:D podobnie zapytałem w lipcową noc nad naszym morzem ,też Agę(nie autorkę ) i..... mieliśmy ciepełko ;)
fajna kreska na monitorku w samolocie :D
Jagna dawaj :lukacz:


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:39.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.