![]() |
Hola!
Dzis ostatni juz wieczor w Chile. Moze i dobrze, bo inaczej mialabym gwarantowany alkoholizm. Ach, te chilijskie wino... W koncu przestalo padac i dalo sie pojezdzic off w gorach, szczegoly pozniej :D Na koniec wygrzalismy kosci na plazy, jestesmy spaleni sloncem, pelni wrazen oraz pescados i mariscos, i jutro wsiadamy do samolotu. Zastanawiamy sie tylko, jak wytlumaczyc sie w wypozyczalni, ze Suzuki wyglada jak wyglada... Pewnie bylismy pierwsi, ktorzy tak przeciagneli to autko gorami i szutrami do 4500 m n.p.m.:dizzy: Do zobaczenia/uslyszenia Hasta luego amigos! |
1 Załącznik(ów)
Hola!
Powroty po takich wyjazdach są trudne. Bo choć tęskni się w końcu troszeczkę, ale też przyzwyczaiło się do bycia w podróży. Do intensywności doznań, ciągłych zmian, inności... Jednak wrócić trzeba. Choćby po to, żeby popracować i zarobić na następną podróż… Z jednej strony – miło spać w końcu w swoim własnym łóżku ze swoim własnym kotem. Z drugiej – powrót do szaro-buro-deszczowo-zimnej ojczyzny… Ale przed oczami mam takie widoczki jeszcze: Załącznik 28983 A więc jestem w domu. Bogatsza o nowe doświadczenia, nowe znajomości oraz karimatę made in Chile. I oczywiście jakieś 5 kg muszli i skał. Już wiem, co to znaczy guerilla camps i chyba to lubię. Przekonałam się, że woda na południowej półkuli faktycznie kręci się w lewo! Wiem, że da się wysiedzieć w samolocie 13,5 godziny obok trójki płaczących dzieci. Da się też przeżyć 10 śniadań z rzędu, na których jest tylko tuńczyk z puszki Można także przejechać 2000 km bez prawa jazdy, które zostało w domu. Nie posądzałam się także o umiejętność przeżycia 16 kolejnych mocno alkoholowych wieczorów… Podsumowanie na gorąco wyszło nam tak: ilość uczestników: 3 kilometry: 6100 paliwo: 9,9 l/100 km wysokość: 0 - 4442 m n.p.m. temperatura: 3 - 30°C alkohol: ok. 40 l białego wina, 1,5 l czerwonego, 0,5 l rumu. Jeden wieczór piliśmy też piwo… Teraz nie zostaje nic innego jak zrobić przegląd tysięcy zdjęć i zacząć pisać relację… |
ho ho ho!
i to jedno, gorące zdjęcie ma nam, "afrykańcom", wystarczyć na dzisiejszy wieczór?! :D :drif: da-waj! da-waj! da-waj! :lukacz: |
Jagna ogarnij się po powrocie i zacznij pisać nie zapominając o zdjęciach:)
|
:lukacz:
|
Czas czynić swą powinność!
Zaczynam relację. Najpierw osoby dramatu: Dana - element totalnie nieprzewidywalny i nieobliczalny. Znany mi ze studiów oraz wyjazdu Utah&Arizona: https://lh4.googleusercontent.com/-h...0/IMG_3361.JPG Krzychu – poznańska perfekcja i zorganizowanie oraz właściciel jedynej słusznej marki. Od 11 lat ujeżdżamy razem BMW kilka razy w roku: https://lh6.googleusercontent.com/-n...0/P1010121.JPG No i moja skromna osóbka, czyli Jagna: https://lh5.googleusercontent.com/-8...0/IMG_3366.JPG Miejsce zdarzenia: Chile Najbogatszy i najbardziej europejski kraj Ameryki Południowej, czyli Ameryka dla początkujących. Już jest latynoski luz i maniana, ale jeszcze jako taki porządek. Kraj kontrastów przyrodniczych: pustynie i lodowce:cold:, morze i góry, ulewy i słońce:Sun:. I wszystko w jeden dzień. Kraj pierońsko długi i wąski. Jedna asfaltowa droga północ – południe (Panamericana) i kilka mniejszych odchodzących w bok. Mnóstwo dróg w budowie. Pewnie za 5 lat już nie będzie tych pięknych szutrów… :( Chile to kraj pick-upów i ogromnych ciężarówek. Poza miastami na szosach brak zupełny osobówek, jedynie camiones (ciężarówki) , pick-upy i SUV-y. Carabinieros na każdym wylocie z miasta i granicy regionu kontrolują prawie wszystkie pojazdy. „Buenos dias, kontrola rutynowa, wiedzą Państwo, że nie mają prawego światła? Tak? To proszę gdzieś później kupić żarówkę, dobrze? Miłego dnia!”. :Thumbs_Up: Szacując ilość przydrożnych kapliczek, gdzie ofiara jest wymieniona z imienia i nazwiska, wydaje się, że połowa Chilijczyków ginie na drogach. Kapliczki prześcigają się w ilości chorągiewek i sztucznych kwiatków. :dizzy:Obowiązkowa flaga Chile. Czasem trafia się brazylijska. Szczególnie w północnym Chile, gdzie ludność jest głównie pochodzenia indiańskiego, mocno wyróżniamy się urodą. Wszyscy się na nas patrzą i szepcą na ucho. Dziwnie być takim odmieńcem… A skąd jesteście? Argentina? No? Poloña? To chyba nie w Ameryce? Europa, aaaaa! Koło Norwegii może? Aaaaa, papież! Pokochaliśmy to Chile. |
Dzień 1, 5-6 luty
Niedziela. Bardzo ciężka niedziela, bo poprzedzona przez całą trójkę kilkudniową pracą w wersji „very hard”. Pakowanie zostawiam na ostatnią chwilę, czyli 3 h przed wyjazdem. Błąd! Jak zmieścić namiot, karimatę, śpiwór i całą niezbędną resztę w walizkę? Szybka zamiana walizki z sąsiadką na większą, ale nadal nie wchodzi. Wymiana karimaty na materac. Wywalenie połowy kosmetyków i ¼ ciuchów. Wlazło. Ekipa poznańska ma być u mnie o 12 i ruszamy na Berlin. O 11 telefon od Dany, robi mi właśnie przelew za wypożyczenie auta. Jak to robi przelew?! Jadąc samochodem?! Nie, nawet jeszcze nie wyjechali… :dizzy: W końcu są, jedziemy. Na Tegel czeka Fazi, wpakowujemy Krzycha do samolotu (leci osobno, bo się na bilet Iberii nie załapał), Dana jeszcze stuka w laptopa, my idziemy na kawę. https://lh6.googleusercontent.com/-N...0/IMGP4057.JPG Zostawiam auto Faziemu (i to był błąd…) W końcu i nas czas, lecimy do Madrytu. Lotnisko w Madrycie – lekki koszmar dla tych, którzy muszą zmienić terminal w krótkim czasie. Jakoś się udaje, samolot odlatuje jedynie z godzinnym opóźnieniem. Czuć już bałaganikiem latynoskim… Przed nami 13,5 h lotu do Santiago. Mapka trasy przelotu: https://lh6.googleusercontent.com/-Z...0/IMGP4066.JPG Lecimy w nocy, dopiero rano są jakieś widoczki: https://lh4.googleusercontent.com/-a...2/IMGP4061.JPG Lądujemy wszyscy o tej samej godzinie, czeka na nas gość z wypożyczalni – takiej tańszej, nie-lotniskowej. Ale gdzie jest hiszpańskojęzyczna część ekipy, czyli Krzychu? Czekamy, uśmiechamy się do pana, usiłując na migi wytłumaczyć, że napis „Krzysztof G.” , który pan ma na kartce to właśnie my. Średnio nam to idzie. W końcu zguba się odnajduje, jedziemy odebrać auto. Nazywa się toto Suzuki Grand Nomade, czyli Vitara wersja chilijska. Najuboższa możliwa wersja, silnik 2,4 w benzynie, opony szosowe… No nic, jakoś damy radę. Jak się okaże, czasem bardzo „jakoś”… :mur: Podpisując papiery odkrywam brak prawa jazdy:mur:. @#$!!!! Trudno. Nie daruję. Będę jeździć bez. Mam kolorowe ksero, ale nie sądzę, żeby to satysfakcjonowało policję… Usiłujemy się coś dowiedzieć o stanie dróg w górach, bo nasze mapy (mamy 3 różne) mają bardzo odmienne zdanie na ten temat. Gość wiele nie wie i odsyła do informacji turystycznej, gdzie na pewno wiedzą. Informacja jest na ulicy Prudencia, do której prowadzi spod wypożyczalni ulica Alameda. Odpalamy Garmina. Prudencia – brak. Alameda –brak. Ciśnie mi się na usta hasło znane mi z FAT: Rambo – masz w ryja ;) No to pięknie. 4-milionowe miasto pełne kierowców z latynoską fantazją, a my będziemy jechać na podstawie mikromapki z Lonely Planet. Rambo – masz w ryja ;) Jedziemy główną ulicą , która nazywa się wg przewodnika oraz pana z wypożyczalni Alameda. A na tabliczkach jak wół: Av. Lib. Ber. O’Higgins. Ki czort? Zagubieni totalnie dajemy Garminowi (i Rambo) ostatnią szansę. Wklepujemy adres hostelu. Jest! Jedziemy. Dojeżdżamy. Pytam się gościa w recepcji o co chodzi z tą Alamedą i O’Higginsem. Nazwa O’Higgins jest oficjalna, ale nikt jej nie używa. Za wyjątkiem Garmina. No dobra, Rambo – nie tym razem… Bierzemy prysznic (o standardach chilijskich łazienek hostelowych lepiej wspominać nie będę) i idziemy na miasto. Santiago to jeszcze jakby Europa, małe akcenty latynoskie: https://lh3.googleusercontent.com/-9...0/IMG_0179.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-I...0/IMG_0167.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-n...0/IMGP4083.JPG Lato w pełni. Miła odmiana. Granaty na drzewach: https://lh4.googleusercontent.com/-c...0/IMG_0170.JPG W informacji turystycznej gość twierdzi, że wschód Chile jest w ogóle nieosiągalny, mamy się trzymać asfaltu, w ogóle Panamericana na północ od La Sereny to już samobójstwo... Zaczynam myśleć, że facet chyba w życiu nie wyjechał poza Santiago i grzecznie mu dziękujemy :Thumbs_Down:. Dostajemy jedank mapkę dróg asfaltowych w Chile no i, hm, na północy są to dosłownie dwe krzyżujące się kreski. Ruta 5, czyli Panamericana oraz Ruta 11 prowadząca do Boliwii... Ciekawe rozwiązania techniczne: https://lh5.googleusercontent.com/-e...0/IMGP4080.JPG Idziemy na obiad, korzystając z chilijskiego wynalazku: zestawów lunchowych, gdzie wybiera się dania, napoje i desery z kilku dostępnych, a całość za jakieś 6$. Kelnerka podchodzi po czym ucieka słysząc język polski. Na szczęście za jakiś czas udaje nam się ściągnąć wzrokiem innego, mniej strachliwego kelnera... Przestroga dla motocyklistów? https://lh3.googleusercontent.com/-g...0/IMG_0219.JPG Wieczorem Dana usiłuje dokończyć Strasznie Ważną Robotę Na Wczoraj: https://lh6.googleusercontent.com/-J...0/IMGP4084.JPG A pozostała dwójka, czyli Krzychu i ja: https://lh3.googleusercontent.com/-Q...2/IMGP4087.JPG Zmęczenie oraz powyższy powodują, że nie bardzo resztę pamiętam, ale zdaje się, że na koniec była mocno międzynarodowa impreza grillowa. I że zaginął dekielek od mojego aparatu. Po raz n-ty, ale po raz pierwszy tak skutecznie. Kiedy rano odzyskuję przytomność, nie ma śladu ani po imprezie, ani po dekielku… |
:lukacz: proszę sobie nie przerywać pracą zbyt często, bo się widzowie niecierpliwią :drif: ;)
|
Dzień 2 (7 luty)
Oj boli główka, boli… Krzycha za to chyba plecy bolą, od mojego ciągłego kopania w plecy. Spał na piętrowym łóżku nade mną i straszliwie chrapał. :spac: Musiałam jakoś reagować. Kopanie od dołu było najprostsze ;) Danę znajdujemy w łóżku obok jeszcze we wczorajszej sukience. Wersja oficjalna – „ależ nie chciałam was budzić po nocy szukaniem piżamy”. Niech i tak będzie. Jak na taki zawszały hostel (Moai Viajero, NIE polecam), śniadanko dają całkiem, całkiem. Jajeczko, bułeczki, arbuz. Przepakowujemy bagaże do auta, w końcu mogę się pozbyć z walizki namiotu i innych takich. Do tego na dnie ląduje zimowa kurtka i ciepłe buty. Witaj lato! Życie staje się prostsze! Dana załatwia jeszcze milion rzeczy w sieci, jakieś przelewy, rezerwacje, obiecane roboty. A my czekamy z coraz bardziej zaciętymi minami. Jeszcze tylko tankowanie w mieście, Dana załatwia rezerwację w biurze podróży (leci później na Easter Island) i w końcu możemy RUSZYĆ W PODRÓŻ. OFF Topic: Toczę lekką wojnę podjazdową o szutry z Krzychem, który uważa, że mamy za mało czasu i za dużo zaplanowane, i musimy z części zrezygnować. Ja najchętniej w ogóle pożegnałabym się z cywilizacją, ale niestety bardziej Krzychu ma rację. W interiorze nie istnieją W OGÓLE stacje benzynowe, a mapy totalnie nie pokazują czego można się spodziewać – czy żwiru gładkiego jak stół, czy wyboistej drogi z ostrymi kamieniami. Do tego jeszcze pogoda każe nam mocno zweryfikować plany, ale o ty później… Pierwszy dzień jazdy na wszelki wypadek zaplanowaliśmy lajtowo. Cel: camping przy termach Valle di Colina. To jakieś 100 km na południowy wschód od Santiago. Droga wije się do góry łagodnymi serpentynami, do połowy piękny asfalt: https://lh6.googleusercontent.com/-i...0/IMGP4097.JPG a później pojawia się nasz ulubiony znak/napis „Fin de pavimento” czyli koniec asfaltu. Zobaczymy go jeszcze nie raz ;) Nadal jedzie się lajtowo. To najlepszy rodzaj chilijskiego szutru. Średnia bezpieczna prędkość to 80-90 km/h, po prostej można szybciej. https://lh3.googleusercontent.com/-F...0/IMGP4099.JPG czasem zmiana nawierzchni: https://lh3.googleusercontent.com/-U...0/IMGP4116.JPG oczka nam się śmieją, bo widać już lodowce na szczytach gór. Jest gorąco, koło 30 stopni i niesamowite słońce. Jesteśmy najbardziej na południe z całej podróży, jakiś 34 stopień szerokości południowej. Czyli dzień mamy najdłuższy, ale słońce najniżej (=mamy jeszcze jakiś cień ;) ) No i bladzi jeszcze jesteśmy ;) https://lh3.googleusercontent.com/-b...0/IMG_0225.JPG Droga przy okazji prowadzi do jednej z niezliczonych chilijskich kopalni i czasem się kurzy za camiones: https://lh6.googleusercontent.com/-T...40/IMG_0236.JPG Pod koniec (już za kopalnią) szuter robi się kamienisty i węższy. Tu już sobie 80 km/h nie pojeździmy: https://lh4.googleusercontent.com/-P...0/IMG_0291.JPG W końcu dobijamy do Valle di Colina. To koniec doliny górskiej, wjechaliśmy na jakieś 2500 m n.p.m. Wypływają tu gorące (jakieś 70 stopni) wody. Wapienne chyba. Przepływają przez kilka baseników, im niżej tym chłodniejsza woda: https://lh6.googleusercontent.com/-5...0/IMGP4121.JPG Muszę sprawdzić skąd ta woda: https://lh3.googleusercontent.com/-T...2/IMG_0306.JPG W tym na samej górze wysiedzieć się nie da, a na dnie jest ułożona wężownica do podgrzewania wody w prysznicu kampingowym ;) Leżymy w wodzie z widokiem na góry i lodowce, mmm… https://lh3.googleusercontent.com/-3...0/IMGP4126.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-e...0/IMGP4128.JPG Zanurzenie po szyję nie z wrodzonej skromności, tylko z wiatru. Wiał straszliwie i przeniklwie. Wyjście z basenu wymagało niezłego samozaparcia! Podobnie jak skorzystanie z prysznica w kampingowych baños. Pięć minut się zastanawiałam, czy stanąć na tej podłodze w klapkach, po czym przyszła Chilijka, rozebrała się, i stanęła na boso… Krzychu mnie później pocieszał, że sól i wysokie temperatury oraz suchość klimatu nie sprzyjają rozwojowi grzybków… Oby… Pytamy się, gdzie możemy rozbić namiot. Właściciel robi szeroki gest ramion: gdzie wam się podoba. No to tu nam się podoba, z dala od innych: https://lh3.googleusercontent.com/--...0/IMGP4133.JPG Tylko sobie wjedziemy w taką nieco zaciszniejszą kotlinkę i będzie może ciut mniej wiało. Może. Idziemy obejrzeć okolice. Gospodarstwo pasterskie: https://lh4.googleusercontent.com/-h...0/IMG_0378.JPG Właściciel zapewne: https://lh4.googleusercontent.com/-D...0/IMG_0399.JPG zwróćcie uwagę, czego dosiada. Muły są tu bardzo popularne. Zachodzi szybko słoneczko i robi się podejrzanie zimno: https://lh3.googleusercontent.com/-U...0/IMGP4136.JPG Może ognisko poprawi nieco sytuację termalną? Tylko z czego, jak drzew brak? Kaktusy? https://lh5.googleusercontent.com/-C...0/IMG_0445.JPG Ognisko + wino częściowo poprawiło atmosferę. Pierwszy raz delektujemy się południowym niebem. Znajdujemy krzyż południa. Jest niesamowita ilość gwiazd, jak to z dala od cywilizacji. https://lh6.googleusercontent.com/-q...0/IMG_0465.JPG Robi się konkretnie zimno, ubieram koszulki „termokurczliwe” oraz 2 polary i zaszywam się w śpiwór. Leżę na materacu, w którym po kolei otwiera się każda z 7 komór i uchodzi powietrze, wrrr… Po chyba setnym nadmuchaniu każdej w końcu przestaje, ale postanawiam bezwzględnie kupić karimatę, której nie zdołałam zabrać z domu. Coś koło piątej jest tak zimno, że się budzę. :cold: Może w samochodzie jest cieplej? Śpi tam Dana, może nachuchała ociupinkę? Nagle słyszę drzwi od auta i pytanie Dany: „Aga, macie tam ciepło? Może ja też przyjdę?” ;) |
Cytat:
fajna kreska na monitorku w samolocie :D Jagna dawaj :lukacz: |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:39. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.