Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   "Życie to sztuka wyboru" czyli pojechali w góry a wrócili... (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=29347)

tadzik 26.05.2017 17:44

To teraz dla równowagi ja trochę pomarudzę ;)
Ale zanim zacznę to powiem, że zazdroszczę wyprawy.
A teraz do meritum; sam się zachwycasz pięknem krajobrazów a kamerę skierowałeś "pod nogi" i jak tu podziwiać piękno gór jak ich nie widać bo tylko szuter i szuter.

mirkoslawski 26.05.2017 18:54

Cytat:

Napisał tadzik (Post 532975)
To teraz dla równowagi ja trochę pomarudzę ;)
Ale zanim zacznę to powiem, że zazdroszczę wyprawy.
A teraz do meritum; sam się zachwycasz pięknem krajobrazów a kamerę skierowałeś "pod nogi" i jak tu podziwiać piękno gór jak ich nie widać bo tylko szuter i szuter.

hmm, tego akurat bym nie zauważył bo dla mnie ok ale rozumiem, że dla Ciebie widać za mało nieba...generalnie nie zaszkodzi podnieść kamerkę i przetestuję :Thumbs_Up:
Dzięki!

wojtekk 27.05.2017 08:42

Czyta się, ogląda, jedzie, więc jeeeeeedziesz :)

P.S.Pirania: widać poszło mu w urodę :p

Pirania 27.05.2017 10:08

Dobra koniec czułość, reszta face to face przy okazji odwiedzin Emka..:p

Piekniś,;)
dawaj dalej!

mirkoslawski 27.05.2017 14:27

Dzień 3 - dla mnie chyba "naj" pod wieloma względami - szczególnie pod tzw. advenczer ;)

Wstaliśmy około 8.00 i nieśpiesznie zaczęliśmy się pakować, śmiejąc się przy tym z naszego "adventure" w luksusowym domku, z pachnącą pościelą i ciepłą wodą:D Jeszcze nie wiemy, że dzisiejszy nocleg będzie zupełnie inny...oj INNY to za mało:dizzy::D
Plan jest taki - tniemy na Borse a później w góry. Planujemy spać dzisiaj nad jeziorkiem w górach na ponad 2000 m.n.p.m., nad którym był ostatnim razem Mateusz (wtedy zaj...li i oddali mu motka:vis:)...oj te nasze plany, to jak pisanie na plaży tuż obok morza...
Do Borsy jakieś 90 km, głównie po asfaltach choć raz chcieliśmy zboczyć z asfaltów i dojechać górami ale śliskie błoto i koleiny na pół koła nas cofnęły. Generalnie droga do Borsy dla mnie to czas ekscytacji - dzisiaj na dziko w wysokich górach Maramures:drif: Czy mój subframe wytrzyma? W końcu się podobno łamie nawet pod własnym ciężarem a ja mam tam oprócz swoich 110 kg z przodu jakieś 35 kg z tyłu...no i felgi z gównolitu...takie tam rozterki i rozmyślania.
W Borsie mieliśmy coś zjeść ale po pierwsze korki (robią drogę) i dzikie tłumy nas zniechęciły - a właściwie mnie, bo ja generalnie nie lubię ludzi:D
Lecimy!
I wjeżdżamy w góry - najpierw niewinnie - jadę asekuracyjnie bo w głowie komfortu brak i myśli: "subframe", "felgi", " duży ciężar bagażu". Jadę spięty...ale po parudziesięciu minutach zaczynam już o tym nie myśleć - wokół są tak piękne widoki, że aż w oczy parzą! Droga w górach FANTASTYCZNA! Zdaję sobie sprawę, że już trudno mi będzie cieszyć się "trudnym offem" wkoło komina po tym, czego doświadczam w górach Rumunii! Lecimy - jest około 12.00 - navi do jeziorka pokazuje 17,8 km więc będzie czas na rozbicie namiotów itp. DZIDA!
Po drodze spotykamy tak ostry zjazd, że miałem wrażenie, że spokojnie mogę pompki na kierownicy robić:haha2::dizzy:
Lecimy - im wyżej tym zimniej i piękniej! Po drodze mijamy jeszcze puste bacówki a jakieś 7 km od celu super wypasioną bacówkę, z krzyżem na frontowej ścianie - fantastycznie położoną tuż obok wodospadu:drif: Oczywiście wyskakuje do nas pies ale lecimy coraz wyżej...no ok - z tym "lecimy" to lekkie nadużycie - raczej wdrapujemy się. Raz czy dwa pomagając DR'ce wdrapać się w górę (BMW wdrapał się wszędzie sam:D - oprócz jednego miejsca, o którym za chwilę:mur:). Wysoko, ponad 1900 m...zaczynamy mijać śnieg ale i łąki krokusów, coraz więcej skał i kamoli ale i błota i wody...zaczyna być na prawdę trudno - to droga raczej dla liści albo chociaż motków bez tobołów.
Jadę pierwszy, pokonuję kolejny podjazd i...qrwa - olbrzymia zaspa na drodze! Staję, rozkładam kosę i chcę zejść z motóra a ten nagle leci w lewo! Dobrze, że nawet z bagażem jest na tyle lekki, że utrzymałem go na nodze - myślę "ok, kosa się zapadła ale jak?". Próbuję jeszcze raz postawić ale leci...Ki czort?!
Ok - już widzę - kosa pękła! no to zajebiście. Jestem w górach bez kosy i centralki...:mur:na szczęście kosa złamała się jakieś 5cm od podłoża więc podkładamy kamulca i moto stoi.Ale co dalej - jesteśmy jakiś 1 km od celu a jechać się nei da przez śnieg. Mateusz robi rekonesans na nogach i mówi, że damy radę, musimy podjechać tylko jakieś 800 m. Sprawdzam - włażę na zaspę - miejscami twardo ale miejscami zapadam się po kolana...mało tego - aby wjechać na zaspę trzeba pokonać stromy podjazd (śliski jak czort!) bez rozpędu, bo brak miejsca...jestem sceptyczny no ale ok, idą chmury burzowe więc jesteśmy w czarnej doopie, nie ma wyjścia. Mati mnie asekuruje - próbuję podjechać ale łapę uślizg w połowie podjazdu, muszę stanąć - oczywiście jak tak stromo i ślisko, że dociążony tył ciągnie w dół moto i przód łukiem leci w dół! Paciak - ale tak nieszczęśliwy, że noga zostaje mi pod rogalem skręcona tak, że poczułem naciągnięte stawy i kolanowy i kostkę do granic wytrzymałości! Zakupiione przed wyjazdem SIDI Crossfire II zwróciły się wielokrotnie w tym momencie - uratowały mi nogę i wiele kłopotów, bo jak miałbym wrócić?
Druga sprawa i poważna lekcja - byłem tak uwięziony, że gdybym był sam to...nawet nie chcę myśleć :( Niby nie groźny paciak a konsekwencje mogły być straszne.
Mati mówi, żebyśmy spróbowali jeszcze raz ale ja czuję nogę, tzn. czuję, że jest nadwyrężona, zmęczenie i opadająca adrenalina powodują, że mówię stanowcze NIE qrwa!
No ok, ale co robimy? Proponuję, abyśmy lecieli do "wypasionej bacówki" - tam przenocujemy, bo poza tym burza idzie a jesteśmy 2000 m.n.p.m..
Lecimy w dół - jest trudniej zjechać niż podjechać - generalnie w tych górach pokonaliśmy 28 km w 4h. Dotarliśmy do bacówki, Mati pyta o nocleg - ok, możemy! Konstantin pokazuje nam spanie (izba z wielkim "łóżkiem":haha2:). Konstantin to około 30 letni gazda, który MIESZKA w tych górach! Najbliższa wioska to jakieś 2h jazdy na motocyklach enduro! Zasięg tylko przy oknie albo 2km od bacówki (sprawdziłem osobiście:D)
Lekko zestresowani (na "posłaniu" widzimy ciemnie plamy (krew albo kał) - decydujemy się spać w śpiworach:D
Mamy ćwiartkę bimbru i 6 piw - dzielimy się sprawiedliwie na trzech, łącznie z zupkami w proszku, pijemy kawę - nasz gospodarz tylko po rumuńsku, my ni w ząb ale jakoś na migi i dopowiadając sobie trochę pogadujemy. Widoki sa FANTASTYCZNE, klimat prawdziwie ADVENTURE! Około 2.30 "zamykamy" się w "sypialni" (zamknięcie polega na przekręceniu gwoździa wbitego w futrynę) i próbujemy usnąć i nie myśleć o zapachu stęchlizny, brązowych plamach, wilkach i o tym, że w sumie jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę gospodarza...noc była dłuuuuga...

http://i.imgur.com/LrcYjx7.jpg
http://i.imgur.com/xBxq9ou.jpg
http://i.imgur.com/YJZiBtv.jpg
http://i.imgur.com/8iyonUK.jpg
http://i.imgur.com/1Ze7sZZ.jpg
http://i.imgur.com/UTTbfqN.jpg
http://i.imgur.com/OU21hAp.jpg
http://i.imgur.com/vd6XDnr.jpg
http://i.imgur.com/Q0kAE7F.jpg
http://i.imgur.com/3yCidDi.jpg
http://i.imgur.com/udUc5Gw.jpg
http://i.imgur.com/XXkqH2Z.jpg
http://i.imgur.com/jCzd0fs.jpg
http://i.imgur.com/GbAoH75.jpg
http://i.imgur.com/VW1uv7Z.jpg
http://i.imgur.com/wpLD26g.jpg
http://i.imgur.com/rWJB0rA.jpg
http://i.imgur.com/wntZu7W.jpg
http://i.imgur.com/LzCpUFO.jpg
http://i.imgur.com/hz4lp87.jpg
http://i.imgur.com/UQz7iGI.jpg
http://i.imgur.com/pctG9c7.jpg
http://i.imgur.com/fOYIau1.jpg

pete17 28.05.2017 07:38

Noooo pikna ta Romania:o

mirkoslawski 28.05.2017 12:43

Dzień 4. Pierwszy kryzys.

Budzimy się u Konstantina a właściwie wstajemy z "łoża", bo trudno było nam zasnąć, około 7.30. Krzątamy się, robię kawę (bo nie mamy nic na śniadanie), zbieramy rzeczy i decydujemy się dać po 20 lei (o ile dobrze pamiętam) za nocleg.
Spakowani decydujemy się jechać do Borsy na stację zatankować i poszukać warsztatu - ja muszę zespawać stopkę boczną bo jazda bez możliwości odstawienia motocykla mało mi się uśmiecha...
jedziemy w dół - piękny początek (choć jedziemy tą samą drogą), piękne widoki - ech:Thumbs_Up:
Dojeżdżamy do stacji - Mateusz wykonuje telefony a ja zaczepiam gościa w Nissanie Patrolu i pytam, gdzie znajdę jakiś warsztat pokazując ułamaną "kosę". Ten mówi "Łan minet, faloł me" :D hmm - z jedenj strony super - z drugiej w Nissanie jest ich dwóch, wielkich łysych Rumunów...jadę - wołam Mateusza ale on gada przez telefon i widzę, że mu się nie spieszy więc jadę sam z duszą na ramieniu. Przebijamy się w kierunku Borsy, potem przez całe miasto (korki niemiłosierne) a ja mam w głowie różne myśli - gdzie ja właściwie jadę? Qrwa - to dwóch wielkich karków w Nissanie Patrolu z Wielkiej Brytanii i powoli wyjeżdżamy z miasta...
Nagle zatrzymujemy się przed domem, jeden z "karków" wysiada, idzie do "garażu" i wychodzi z jakimś gościem, po czym żegna się ze mną mówiąc "good lak" niskim głosem i jedzie! Ja w szoku - idę a właściwie jadę do "garażu" za kolegom "karka" ale garaż okazuje się profesjonalnym warsztatem ślusarskim! Tokarki, frezarki, porządek jak w niejednym szpitalu! Goście DOTACZAJĄ na wymiar tuleje, szlifują, mierzą - po około 1h zrobione z dokładnością aptekarską! Pytam "Ile" - gość macha ramionami, pytam więc "50 Lay" - gość mało mi się na szyję z radości nie rzuca:D
Pękł stereotyp, który miałem o Rumunach i Rumunii - to kraj pełen życzliwych ludzi! Dane nam będzie jeszcze jej zaznać i to już niedługo!
Coś też zaczyna dziać się pomiędzy mną a Mateuszem - lekko mnie zirytowało, że puścił mnie samego, nawet nie próbując zatrzymać, nie mówię o jechanieu ze mną...inaczej miałem i mam zdefiniowane "wspólne podróżowanie" ale pewnie i Mateusz ma swój punkt widzenia i miał pewnie swoje ważne powody aby ze mną nie jechać.
Ok - wracam na stację i dostaję lekką burę, że długo mnie nie było...przełykam to, co chcę powiedzieć i nie chcąc konfliktów zamykam temat - jedziemy dalej.
Plan jest taki - jedziemy w kierunku wybrzeża i później Bułgarii (kolejny plan i kolejny napisany "na plaży, piaszczystej plaży").
jedziemy asfaltem - 30 km horroru! Qrwa - każdy samochód chciał nas zabić - jazda na zderzaku, wyprzedzanie na 4, wyprzedzanie w odległości żyletki to norma!:vis::mur: Po 30 km postanawiam uciekać z tej drogi do piekła i skręcam w pierwszą boczną - uff, od razu ulga. Zatrzymujemy się na polnej drodze - Mateusz sprawdza moto, bo "coś mu skrzypi". SPrawdzamy koło a tam luz jak w gaciach XXXL na ascetyku! Jestem lekko zirytowany bo takie rzeczy robi się przed wyprawą, szykując moto...jesteśmy w doopie -bez łożysk, bez wymiarów, bez pomysłu...ok - zbieramy się w sobie i szybkie "planowanie" - tu WIELKIE dzięki dla Wojtekk za pomoc zdalną z szukaniem wymiarów łożysk!
Jedziemy do miasta jakiegoś - Cluj-Napoca, wielkie miasto, KOROKI, UPAŁ, TŁUM. Tak je zapamiętam. Jedziemy na stację, szukamy jakiegoś serwisu/sklepu motocyklowego - generalnie lipa. Pracownik stacji gdzieś dzwoni i mamy czekać na przyjazd gościa, który ma pomóc - jest nadzieja! Czekamy około 30 minut - przyjeżdża rozklekotanym samochodem (słaby początek jak na mechanika) i daje namiar na "serwis". Jedziemy - jest około 17.40 - gość w "serwisie" mówi, że "dzisiaj nie - jutro".
No ok - łożyska wydają się ogarnięte ale my nie mamy gdzie spać...w tym mieście same hotele, do których raczej nas nie wpuszczą a Mateusz ma koło, które zaczyna się kręcić w trajektorii 8...
Kręcimy się na oślep i naszym oczom na parkingu ukazuje się Trampek i KTM 990 - podjeżdżamy, zagajamy! I to jest to - FANTASTYCZNI ludzie pomagają w parę sposobów:
- szukają dla nas miejscówki na spanie, jadąc z nami 30 km poza miasto (miejscówka na dziko ale FANTASTYCZNA!)
- mówią, że "serwis", w którym mamy naprawiać moto - stanowczo NIE ;)
- dają adres sklepów z łożyskami!

Po raz kolejny Rumunii pokazują swoją życzliwość i bezinteresowność!

Jedziemy na miejscówkę do spania - jest super ale późno - my nie mamy prowiantu za wiele, namioty nie rozbite a robi się noc...
Mateusz nalega, abym pojechał po piwo - nie bardzo mi się to uśmiecha, biorąc pod uwagę brak obozowiska i to, że blisko sklepu nie widziałem...
Jadę jednak, wq...ny, z naszymi nowymi przyjaciółmi, którzy prowadzą mnie do najbliższego sklepu...23 km od obozowiska!!!! 50 km żeby kupić piwo - no jestem zły!!!
Po przyjeździe dodatkowo widzę, że namioty rozbite w niecce, na ścieżce wydeptanej przez zwierzęta i w taki sposób, że spałbym głową w dół...
Zdenerwowanie na maksa - szybko przestawiam namiot z niecki i szlaku dzikiej zwierzyny na wzniesienie, zapraszam Mateusza obok, coby bezpieczniej no i coby spiąć ze sobą motocykle. Mateusz się nie odzywa...
Ok - ja może fuknąłem na niego i całą tą sytuację ale powodów miałem dzisiejszego dnia sporo żeby się wq...ć. Dodatkowo myśl, że 2 dni w plecy i zamiast jechać, próbujemy usunąć "awarię"...życie.

Generalnie pierwszy kryzys w podróży, tzw. kryzys "4 dnia" - ten przetrwamy ale będą kolejne...czy i z nimi sobie poradzimy?

Przejechaliśmy 120 km + moje 50 po "piwo", w siodle około 5h (korki w mieście). Nocleg za free.

Moja "nowa" kosa!
http://i.imgur.com/4eku8ws.jpg

Nasi nowi przyjaciele i okolica obozowiska:Thumbs_Up:
http://i.imgur.com/0eXiRlq.jpg
http://i.imgur.com/jmo5rgR.jpg

W drodze "po piwo"
http://i.imgur.com/N4YpRu7.jpg
http://i.imgur.com/C7rNGK0.jpg

Obozowisko
http://i.imgur.com/GiPmuDn.jpg
http://i.imgur.com/zvA4COC.jpg
http://i.imgur.com/EHVLjpe.jpg

sluza 28.05.2017 14:28

trzeba być asertywnym :) docierajcie się chłopcy :)

mirkoslawski 28.05.2017 15:03

Śluza - sytuacja "A" na wyprawie we dwóch to trochę co innego niż sytuacja "A" na wyprawie w grupie paru gości. Poza tym "życie to sztuka wyborów" ;) generalnie myśmy go/je (wybory) dokonywali ciągle i nawet ostatni nasz wybór z perspektywy czasu wydaje mi się najrozsądniejszy, jakiego mogliśmy dokonać...ale nie wybiegajmy ;)

EDIT: to wszystko, cała relacja jest moimi oczyma i rękoma widziana i pisana a więc wszystkie oceny i opinie są w 100 % subiektywne, czyli tylko moje.

mygosia 28.05.2017 16:19

110kg? Przytyłeś???

;)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:44.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.