![]() |
czyli odpowiedzi będą, ale w tekście :)
|
Cytat:
|
Pięknie się to czyta 👍 byłem na podobnej relacji z takiego wyjazdu, ale brakowało szczegółów i pasji w opisie. Tutaj widzę będzie uczta, ekstra.
PS pytanie z serii pytania z dupy. Jak tam DR 650 pali 10L to ile w piasku weźmie LC8 na gaźniku? :vis: |
Nie wiem, ale na LC8 bym się nie wybierał na taką wycieczkę. No chyba, że masz dobrych kolegów, lubiących dźwigać motory innych kolegów. ;)
Poza tym organizator zaznaczył, że motory max 180 kg, o ile dobrze pamiętam. Pewnie można by było na cięższym, ale i na lekkim jest ciężko. Jak ktoś powie dość, to powrót tylko przy pomocy lokalesów i tanio nie jest. Będzie o tym. Co ciekawe GS800 palił najmniej. 8-9 litrów na 100. |
Cytat:
|
Dzięki ;)
Magia się dokonała :) |
Wszystko o co chciałem dotychczas zapytać opowiedziałeś w tekście.
Pisz dalej bo ogromnie jestem ciekawy jak Wam szło i co na to wszystko poczciwa DR :) |
Pisz pisz!!! Chodzi mnie taki wyjazd po głowie, z Neno, za rok! Huskę już mam :)
|
:lukacz:
|
To lecimy dalej :)
II dzień Vany trochę się spóźniają. https://lh3.googleusercontent.com/Gs...w1928-h1446-no Jedziemy najpierw na śniadanie do zaprzyjaźnionej francuski. Po śniadaniu nie możemy znaleźć kierowców. W końcu sami się znajdują. Teraz oni zjedzą śniadanie. Masakra z tym ich poczuciem czasu i obowiązku ……. powiedział jeszcze nie wyluzowany Europejczyk, czyli ja. :D https://lh3.googleusercontent.com/88...w1928-h1446-no W końcu jedziemy. Droga nudna. https://lh3.googleusercontent.com/aB...w2573-h1446-no Mamy 400 km do pokonania, które pokonujemy w ok. 5 godzin. Zaraz za Dakhlą check pointy, gdzie nas spisują. Trochę to trwa. Dalej idzie sprawnie, bo po drodze dwa mikromiasteczka i poza tym nic, co by spowalniało. Prawie brak bocznych dróg. Kierowca większość drogi gada przez telefon. https://lh3.googleusercontent.com/o5...w2573-h1446-no Trochę mi się nudzi i włączam radio, a tam jakiś imam cały czas prawi kazanie. Widzę, że kierowca zadowolony i nawet nie myślę o wyłączeniu. Po godzinie słuchania prawie przeszedłem na islam. Zrobiliśmy 320 km i namawiam kierowcę do 5 minut przerwy. On nie chce przerwy, bo niebezpiecznie, ale pokazuję mu, że zaraz będzie czyścił tapicerkę. Wszyscy leją. My i oni. Tylko oni inaczej, bo na kuckach, lub klęczkach. https://lh3.googleusercontent.com/mj...w2573-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/Ji...w2573-h1446-no Jak niżej widać to europejczycy mają znacznie wyższy poziom oddawania moczu :) https://lh3.googleusercontent.com/qo...w2573-h1446-no Z tym niebezpiecznie to miał rację. W drodze powrotnej, gdy było już ciemno prawie wpakowaliśmy się w głazy ułożone na asfalcie. Jeszcze koleś nie zdążył uciec, ale o tym w ostatnim odcinku. Docieramy do granicy. Czekając na Neno idziemy na kawę, a potem do innej knajpy na tazina. Spotykamy się z Neno zaraz za granicą na pasie ziemi niczyjej. Tam wsiadamy wszyscy na lawetę i jedziemy kawałek od granicy zrzucić moto. https://lh3.googleusercontent.com/Mh...w2573-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/bp...w2573-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/gB...w2573-h1446-no https://lh3.googleusercontent.com/5r...w2573-h1446-no Potem każdy już na swojej maszynie jedzie na granicę mauretańską. Pas ziemi niczyjej, to jeden wielki śmietnik i szrot. Wiele pojazdów zostało tam ze względu, że przejeżdżający nie umiał dopełnić procedur celnych (między innymi opłat) i żaden z krajów już go nie wpuścił. Żyje tam od paru lat jeden gość i nie może przekroczyć żadnej z granic. Niektórzy ludzie zostawiają mu jedzenie i wodę. https://lh3.googleusercontent.com/sn...w2573-h1446-no Ja i Wojtek jedziemy pierwsi. Wojtek na KTM690 podskakuje sobie na kamieniach jak na rowerze. Jestem urzeczony. Tak się zapatrzyłem na niego, że mało, co nie glebię na kamulcach, a mam na sobie tylko kask, podkoszuklek i adidaski. Byłoby piękne zakończenie przed rozpoczęciem. :D Jak potem się dowiedziałem to Wojtek jest aktywnym zawodnikiem trialowym. Lubię z takimi ludźmi jeździć, bo zawsze można trochę podglądnąć i podszkolić moją marną technikę. Jeszcze przed granicą, przy rozładunku łapie nas zaprzyjaźniony z Neno fixer. Ja i Wojtek (KTM) wyrwaliśmy się do przodu i zajechaliśmy na granicę szybciej. Jakiś gość nachalnie prosi i dokumenty, więc mu dajemy. Myśleliśmy, że to jakiś żołdak bez munduru. Poszedł do reszty pograniczników i coś tam gada i załatwia. Za chwilę przylatuje ten fixer co się z na z Neno i ostro się kłócą, że mu podebrał klientów. Po chwili obaj wkurwieni na maxa dochodzą do porozumienia. https://lh3.googleusercontent.com/El...w1931-h1085-no https://lh3.googleusercontent.com/Kp...w1931-h1085-no Fixer lata z wszystkimi papierami załatwiając formalności. Trzeba wykupić wizę (55 Euro) i ubezpieczenie ( chyba 15 Euro). Za granicą wymieniamy walutę i lecimy parę kilometrów rozpakować się z auta, zostawić lawetę i wrzucić ciuchy motocyklowe na siebie. Witek i Andrzej jako, że wracają wcześniej przekraczają granicę na lawecie. Motocykle trzymane tylko przez stojak, a chłopaki siedzą na motocyklach. Nagle jakaś spora dziura i widzę, że laweta wybija się w górę, a chłopaki zaliczają swoją pierwszą glebę .... i to na lawecie. :D Zbieramy bagaż z asfaltu, stawiamy motory i sprawdzamy, czy chłopaki całe. Pakujemy, co możemy na moto, bo pickup zawalony zapasami paliwa, wody, jedzenia i innym szpejem. Wszystkie motorynki odpalają bez żadnych himer. https://lh3.googleusercontent.com/ke...w1931-h1085-no No i w końcu jedziemy podbijać morza i oceany z piasku!!!!! Trochę dziwnie, bo całą zimę nie było okazji polatać i trzeba się wjeździć. Na szczęście na dzień dobry parę km asfaltu. Jest wietrznie, a mijające ciężarówki podnoszą mnóstwo piasku. Mam gołą szyję i czuję jakby ktoś wystrzelił tysiące igieł w momencie przejeżdżania jednej z nich. Przy kolejnej pochylam się, żeby przyjąć piaskowanie na kask. W miejscu gdzie asfalt skręca na południe my odbijamy w piaskową drogę idącą do wioski …….. no i się zaczyna. :) Piasek strasznie sypki. Jedziemy z Wojtkiem (KTM) przodem z manetką odkręconą na maxa, byle tylko nie stanąć. Patrzę w lusterko i nie widzę wszystkich. Zatrzymujemy się po 200 metrach i czekamy na innych. W ustach tak sucho jakbym wrzucił parę łyżek mąki, albo mleka w proszku. Wypijam na raz prawie litr wody. Powoli większość dociera. Nie ma Artura i Neno. Idę z buta zerknąć za zakręt co się dzieje z nimi. Obydwaj zaliczyli albo glebę, albo wklejkę. W końcu Artur dojeżdża nieco zasapany. Widać, że zaczyna przygodę z piaskami. CRF250L gotuje się. Czekamy chwilę, aż kontrolka zgaśnie i lecimy w kierunku linii kolejowej szukać miejsca na nocleg. Jest SUPER. Czekałem na to od powrotu z Maroka, gdzie byłem w 2014 i Sahara skradła mi serce. Co jakiś czas zatrzymujemy się i zbieramy w kupę. Czasami trzeba po kogoś wrócić, bo albo gleba, albo się zakopał. Obserwuję innych jak sobie radzą. Myślę sobie, że zapewne stworzą się dwie grupy. Wolniejsza i szybsza. Mimo, że nie mam problemu z jazdą to wolałbym tą wolniejszą, bo jest szansa na dokładniejsze degustowanie miejsca w którym się jest. Na lepsze fotki i filmy. Moje myśli były trochę na wyrost i szybko okazało się, że będzie nas tylu, żeby się dzielić. Podczas jednego z powrotów po zaginionych gubię torbę centralną z testowanego U-BAGa od Neno. Na szczęście widzi to Wojtek [KTM] i krzyczy. Niestety, ale to nie koniec przygód z centralką. Napiszę później o tym. Nie tylko ja gubię, ale Artur ma większego pecha, bo gubi i nie znajduje tablicy rejestracyjnej. W sumie zrobił tylko parę kilometrów w offie. Neno uczulił nas, żeby mocowanie tablicy było solidne. Moja też odpadnie, ale to za chwilę. Gubią się jeszcze jakieś flaszki z wodą ognistą …… na szczęście Ci z tył znaleźli je i się nie zmarnowało. :) Znajdujemy fajną, osłoniętą od wiatru miejscówkę i czekamy na Neno. Gdzieś daleko widać łunę świateł i jeden wyskakuje na wydmę wskazać mu miejsce. Uff, bo mało co by pojechał dalej. Rozbijamy namioty, jemy kolacje i pijemy rotosia (podlaski bimberek przewożony w rotopaxie). https://lh3.googleusercontent.com/cJ...w1931-h1085-no https://lh3.googleusercontent.com/rc...w1628-h1085-no https://lh3.googleusercontent.com/Cx...w1628-h1085-no https://lh3.googleusercontent.com/bF...w1628-h1085-no Parę słów o tym co wpadało w otwór gębowy i wylatywało otworem wydalniczym większym. :) Bardzo dobre jedzenie mieliśmy od początku do samego końca. Porcje były takie jak kto chciał i nikt nie głodował. Miałem nadzieję zgubić parę kilo, ale ….. Po drugiej kolacji oświadczyłem się Ewie, ale dała mi kosza :mad:. Żeby za bardzo nie ryzykować sensacjami żołądkowymi jedzenie w dużej mierze było z Polski i dzięki temu nie jeździliśmy z brązowymi plamami na dupach. Przy takim wysiłku musieliśmy dostarczać dużo kalorii. Organizm raz, że walczył z termoregulacją, a dwa z piachem. Jednak prędzej, czy później każdy miał sraczkę, bo zawsze coś miejscowego zakosztowaliśmy. Nawet mycie zębów i użycie nie tej wody (była techniczna domycia i czysta do picia) do płukania ust powodowało sensacje. Standardem była dwójeczka 2-3 razy dziennie, a parę dni przed końcem wszystko się ustabilizowało i spadło do jednego razu. Często bywało tak, że na postojach ktoś wsiadał na moto i odjeżdżał w pośpiechu kawałek. Robił co musiał za wydmą, a w przypadku braku za motorem i wracał. Czasami ktoś znikał w czasie jazdy, bo ciśnienie fekalne rozsadzało mu dupsko. Faktycznie jak się poczuło zew natury to lepiej było nie czekać za długo i nie patrzeć, że „kobiety lubią brąz i każdy o tym wie” zgodnie z słowami piosenki mojego imiennika. Papier toaletowy lub chusteczki nawilżane były bardzo cennym towarem na tej imprezie. :) Fajny temat, co nie? :D |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:29. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.