![]() |
Cytat:
|
1 Załącznik(ów)
Cytat:
|
Z uwagi na ilość tematów o których pisaliście - zaplanowaliśmy sobie 4 noclegi tj. 3 pełne dni we WRO :)
Pojedziemy jednak autem (trochę za drogo samolot który był głównym planem, lepiej więcej czasu na zwiedzanie), ale po mieście będziemy się zgodnie z sugestiami przemieszczać komunikacją. |
Widziałem most :) faktyko, opakowany jak ongiś Bundestag! Tfu!
|
Opakowany to nic. Oznakowany to on jest jeszcze lepiej. Taka dbałość o kierujących i pieszych tylko w PL :D
https://scontent.flhr10-1.fna.fbcdn....Eg&oe=6291ED06 |
Odwykles od dobrego :)
U mnie na wjeździe do wsi na odcinku 100m stoi jakieś 15 znaków. |
A'propos kulinariów to mi się Wrocław zawsze kojarzył z knyszą. Wspomnienie silne bo z czasów studenckich, z wizyty w DS Piast u kolegów poznanych online (lata 90'te!!!) podczas całonocnych sesji napieprzania w QuakeWorld.
Przedwojenny Wrocław miał kilka swoich sztandarowych przekąsek. Jedną z nich były paszteciki wrocławskie, inną wursty sprzedawane na straganach, bardzo popularne były również precle. Powojenny Wrocław dorobił się dwóch takich przysmaków. Pierwszym z nich stały się paluchy pszenne z grubo mieloną solą i kminkiem, które miały taką moc, że potrafiły zniknąć w brzuchu, zanim nabywca dotarł z piekarni do domu. Drugim, późniejszym przysmakiem stały się "knysze pod dworcem". Dziś próżno szukać ich śladów, nawet plamy z sosu na koszulkach konsumentów zdążyły się już sprać, ale w latach dziewięćdziesiątych "budy" z knyszami były oazą dla koneserów fast foodu. Czym były owe tajemnicze knysze? Wielkimi bułkami, przypominającymi nieco współczesne kebaby, wypełnionymi po brzegi świeżymi warzywami, sosami i dodatkami takimi jak kotlet mielony czy parówka. Jedna z miejskich legend mówi, że istniał raz człowiek, który spacerując z knyszą przez miasto nie ubrudził się ani trochę i nie zgubił ani ziarenka kukurydzy. Niestety nikt nie pamięta jak wyglądał i dokąd zmierzał. |
Knysza! Oł je!
I to zapiekana! Ten człowiek spod dworca miał potem dodatkową budę zaraz koło baru Miś na Kuźniczej. Z tych starych porąbanych czasów przypomina mi się mały kiosk kostka visavis hotelu Monopol otwarty tylko po 18. W środku kilka Kubusiów, pare jabłek i kalafior oraz uśmiechnięty koleś zawsze czytający książkę. Jeśli paliła się świeczka w okienku można było poprosić o popularne w twardym opakowaniu. Rzecz jasna nieistniejąca. Otrzymywało się wtedy paczkę popularesów bez jednego fajka a na jego miejscu była tutka z jednym punktem zioła. Centrum miasta. Ech to były czasy! :) |
Dziękujemy wszystkim za porady, skrupulatnie je wykorzystujemy na ile się da :)
Od niedzieli jesteśmy w Breslau i jest naprawdę fajnie :Thumbs_Up: |
Zimny - tego kiosku już nie ma :D
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:16. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.