![]() |
Ponieważ autor chwilowo nie pisze to, żeby mu wątek nie ostygł :) zapodam fotkę:
Pewno już niewielu pamięta historii tego wyjazdu :) ale kiedyś tak się jeździło do, Rumunii. http://tarcu.com/Preview/00811.jpg Ciężko było i kłopotów wiele, ale Ci co byli to fajnie to wspominają. Z dzisiejszego punktu widzenia łatwiej z saszetką, ale łatwiej nie zawsze znaczy lepiej. Ale dzisiaj wolałbym chyba łatwiej ;) |
Dawaj dalej Mirek, wszystkim nie dogodzisz, więc przynajmniej zrób dobrze tym, którzy śledzą relację i nie szukają dziury w całym :Thumbs_Up:.
|
Luz - przynajmniej wiem, co czują celebryci ;)
Relację podgonię w weekend, obiecuję :) |
1 Załącznik(ów)
Cytat:
|
Hahaha....Qrczaq,dojeb....es :haha2:Pokaz cos z nowa Afryka :p
|
Gregu,ale takie wyjazdy robily z chlopcow mezczyzn.Dzisiaj chlopcy zostana chlopcami,nooo,moze jakis chlopiec zalapie sie na gendera :haha2:
|
Cytat:
Ostatnio mnie komisyjnie dopakowali żebym bardziej na Niemca wyglądał.https://uploads.tapatalk-cdn.com/201...65f73f5c64.jpg |
Dzień 7.
Wstajemy u "Eli" około 7.00 - to dosyć dziwny nocleg - wchodzi się po marmurowych schodach z marmurową poręczą (poważnie!) do 1, może 2 gwiazdkowych pokoi:haha2: Plan nam ponownie się zmienił - zamiast eksplorować Bułgarię, będziemy świętować moje urodziny na plaży w Czarnogórze i tam zrobimy sobie jednodniowy popas - taki jest plan i taką opcję wybieramy. W ogóle ta wyprawa to jeden wielki spontan - pod wpływem chwili zmieniamy plany i wybieramy to, co na dany moment wydaje się najfajniejsze ;) Spakowani - jeszcze tylko obowiązkowa kawka (poczęstunek gospodarzy) i na koń, kierunek Serbia i Czarnogóra. Lecimy - znowu prowadzę i jadę według wskazań garmina, który po raz kolejny powoduje stres u Mateusza, bo prowadzi nas "na około" i nadkładamy kilkadziesiąt km. I po raz kolejny - ja się delektuje widokami a Mati mnie przeklina :D Tak na marginesie - dopiero teraz, po przejechaniu z tą navi paru tyś km, zaczynam łapać czym skutkują poszczególne ustawienia :haha2: Jedziemy i dzieje się coś, co mnie samego zaskoczyło - mam dosyć Rumuni, dosyć zakrętów - chcę PROSTEJ drogi i chcę już być w Serbii. Z Mateuszem stwierdzamy zgodnie, że 6 dni w jednym kraju to nie dla nas:D Granica rumuńsko-serbska idzie sprawnie, płynnie - bez najmniejszych problemów. Ja nawet kasku nie muszę zdejmować (Mam Caberga Tourmax, czyli szczękowego advenczera, który zresztą sprawdził mi się wyjątkowo dobrze!) Serbia, jesteśmy w Serbii - na początku pozostałości gór Rumunii - my musimy szukać stacji. Znajdujemy, tankujemy - i zapłaciłem "najwyższy rachunek" za paliwo do mojego moto - 1050 wariatów! (ok, 1 EURO = około 120 dinarów) ;) Na stacji kierowca serbskiej ciężarówki popatrzył na nasze brudne motóry i powiedział " BMW to BMW", po czym pojechał dalej...od razu widać, że światowy człowiek i to o wielkiej wiedzy motoryzacyjnej!:D Pierwsze 100 km Serbii przypominają mi Białoruś - długie proste (o których po Rumunii marzyłem), równo (płasko) i zielono. Później zaczynają się góry i od razu widać nad nimi potężne chmury burzowe. Jedziemy z Mateuszem już jakieś 9h więc postanawiamy na dzisiaj zarządzić koniec podróży i szukać lokum. Wjeżdżamy do miasta i szukamy około godziny jeszcze - znajdujemy bar z "pokojami", tzw. villę. Mati idzie czarować Panią na recepcji - i oczarował - 1500 dinarów za nas dwóch, motocykle wprowadzamy na tyły podwórza, niepotrzebne na tą noc namioty i inny szpej zostawiamy w magazynku - pokój 1,3 gwazdki ale nic to. Jesteśmy zadowoleni - jest prysznic (ok - moja żonka by z niego nie skorzystała, bo można śmiało hodowlę pieczarek tam zakładać ale nam to nie przeszkadzało). Zrobiliśmy pranie i rozwieszamy na tarasie - jak się później okazuje (rano się okaże) - to wspólny taras z innym pokojem, do którego wejście skutecznie zastawiam ekpanderami, na których wywiesiłem skarpety i majty, co skutecznie zatamowało eskapady sąsiadów na taras:D Po praniu - idziemy do restauracji, czyli na dół. Tam kelner nas prowadzi do stolika a my mu mówimy, że ma nam dać coś lokalnego i z mięsem. No i dał... Takiego jedzenia nie jadłem nigdy! Niestety, nie pamiętam, jak się nazywało ale mam zdjęcie - polecam! Piwo też niezłe;) Za kolację FULL WYPAS zapłaciliśmy 2650 dinarów za dwóch. Niby drogo, niby nie - po piwie i dwa pełne dania, które nie dość, że smaczne to jeszcze w ilościach takich, że nie zjedliśmy wszystkiego - dla mnie warto było:Thumbs_Up: Generalnie Serbia to przyjazny kraj. Ludzie są uśmiechnięci, nie widziałem śladów wojny po drodze przez cały kraj - omijaliśmy większe miasta. Kierowcy na Bałkanach (poczynając od Rumunii) jeżdżą niebezpiecznie i trzeba się do nich dopasować i jeździć tak samo, inaczej porozjeżdżają. To co zauważyłem i mi się bardzo spodobało, to szacunek dla pieszych - przez całe Bałkany widziałem milion takich sytuacji, że nawet w najmniejszej wiosce wystarczy, że pieszy zbliży się do pasów - natychmiast samochody stają i go przepuszczają. Przejechaliśmy dzisiaj około 600 km, około 10h w siodle. http://i.imgur.com/iVBx0uv.jpg http://i.imgur.com/NtHjn37.jpg http://i.imgur.com/Xj45C0E.jpg http://i.imgur.com/3NI233I.jpg http://i.imgur.com/kPkFRxC.jpg http://i.imgur.com/GknyfFN.jpg http://i.imgur.com/kH4idlW.jpg http://i.imgur.com/Oh9ut48.jpg http://i.imgur.com/NsYNxsT.jpg http://i.imgur.com/PgyW7BA.jpg http://i.imgur.com/gihqR8z.jpg http://i.imgur.com/6jxyWbH.jpg http://i.imgur.com/Z0PODAx.jpg http://i.imgur.com/OHaiLbz.jpg http://i.imgur.com/R9tqRYn.jpg http://i.imgur.com/29jodDd.jpg http://i.imgur.com/fnDTgPh.jpg http://i.imgur.com/MC8qZGu.jpg http://i.imgur.com/6YN91Gm.jpg http://i.imgur.com/FulOohH.jpg http://i.imgur.com/TshfNjg.jpg http://i.imgur.com/LrxShmE.jpg http://i.imgur.com/lva5Z7E.jpg http://i.imgur.com/9ajp5cN.jpg http://i.imgur.com/6CnEVB3.jpg http://i.imgur.com/B2fypwI.jpg |
Cytat:
|
Czelendz to nie BMW,to Czelendz :umowa:
|
Cytat:
|
Super :) Czytam i w międzyczasie się pakuję. Jutro wyjazd :)
|
@mirkoslawski
Czytając o Waszych przygodach z Garminem przypomniałem sobie jak w zeszłym roku pojechałem znad morza w Biesy ze świeżo nabytą 64s. :D Garniak prowadził mnie takimi zadupiami i okrężnymi drogami, że większość czasu wyklinałem na czym świat stoi. Lecz dla tych chwil spędzonych w cudownych miejscach, w które mnie wyprowadzał (a w które sam bym na bank nie trafił jadąc tranzytem przez Polskę) stwierdzam, że warto było dać się ponieść. :D Czyta się. Jedziesz dalej. :Thumbs_Up: |
Jutro zabieram na wyprawę TTR 410 i 64s :)
|
Cytat:
|
Cytat:
P.S. relacja musi być! ;) |
Cytat:
|
Czytam i ja. Super relacja. Brakuje tu takich jak i na FTA ostatnio.
Pzdr Qter piję bro i palę sziszę |
Cytat:
Muszę Cię rozczarować...BMW dawało radę wszędzie samo - DR'ce trzeba było pomóc, aby dała radę:D |
Dzień 8.
Wstaliśmy przed 7.00 rano - ja miałem "lęki" o nasze motocykle więc zanim cokolwiek ogarnęliśmy, zlazłem żeby zobaczyć, czy są - były. Generalnie (a to zaskoczenie) z pakowaniem i ogarnianiem szło nam opornie i leniwie. W sumie niczego tak na wyjazdach nie lubię jak pakowania. Co jakiś czas zerkamy za okno - wiszą chmury ale ciągle nie pada. Około 8.00 jesteśmy przy motocyklach, kończymy ich tulbaczenie (nie wiem, czy wymyśliłem to słowo czy rzeczywiście istnieje - oznacza troczenie dobytku w moim rozumieniu :D) i oczywiście co - zaczyna kropić a później padać. I tak przez następne 120 km Serbii, co skutecznie studzi nasze aspiracje podbijania tego kraju poza asfaltami, ba - nawet asfaltami nam się nie chce go podbijać i tniemy prawie na krechę do Montenegro. Ja mam zakupione turystyczne "przeciwdeszczówki" nakładane na spodnie, kurtkę z demobilu (nieprzemakalną) i SIDI Crossfire (to nie jest lokowanie produktu bo za SIDI niestety musiałem płacić i SIDI się nie dokładało do wyjazdu) i to był strzał w 10! Przez 120 km i około 2h jazdy w deszczu byłem SUCHUTKI! Warto się zabezpieczyć, warto zapłacić (to inwestycja) właśnie na takie momenty. Mati niestety i przemókł i zmarzł okrutnie - tuż za granicą już w Czarnogórze zrobiliśmy postój i Mati nie dość, że wylewał wodę z butów (dosłownie!) to jeszcze zakładał wszystko co miał na siebie + docinaliśmy z karimaty "wkładki termiczne" pod ochraniacze kolan ;) Ale - i tu WIELKI SZACUN za hart ducha - Mateusz pomimo przemoczenia i przemarznięcia tryskał dobrym humorem :Thumbs_Up: Deszcz przestał padać dopiero około 14.00 - oczywiście już w byliśmy w Czarnogórze. Zatrzymaliśmy się w słońcu w pięknych okolicznościach przyrody, aby się rozebrać z przeciwdeszczówek - korzystając z okazji u przydrożnego sprzedawcy owoców kupuje 2xjabłko i 3 banany. Gość twierdzi, że to ich, czarnogórskie - zapomniał jednak zedrzeć naklejki z "hiszpańskiego banana" :haha2: Generalnie jabłka super, banany jak banany. Obraliśmy kierunek BUDVA - tam będzie plaża, woda i impreza! Taki był plan...ale życie miało dla nas inny. Czarnogóra jest piękna i zupełnie inna niż RO i Serbia - niby też góry ale zupełnie inne, zupełnie inny klimat...tego nie umiem wyjaśnić ale mam wrażenie, że też inni ludzie. Niezmienne jest tylko ich brawurowe (coby nie powiedzieć niebezpieczne czy też głupie!) zachowanie na drodze - szybko więc szybko skręcamy w góry. Jako iż plan mamy "plaża i impreza", wybieramy asfalty ale w górach...i jedziemy piękną, pustą i krętą drogą wśród gór. Przez 70 km tą drogą widzimy 2 samochody (trzeba uważać bo droga pełna ostrych zakrętów z niemalże 0 widocznością a szerokość drogi to auto + motocykl + 30 cm luzu). Stajemy na zdjęcie i siku, chcemy odjechać a tu zonk - DR'ka nie reaguje na starter. Mati szybko rozbiera starter na kierownicy (przycisk) - diagnoza - wyrobiony styk startera...noż $%^!@$^&!!!! Kolejny raz DR'ka postanawia mnie wq...ić! Łatamy na "gumę do żucia", podklejamy dodatkowy stycznik tzn. końcówkę bezpiecznika - działa. Na razie... Jedziemy dalej choć mnie w głowie zaczyna się burzyć myśl, a właściwie utwierdzam się w "starej szkole", że przed wyjazdem motocykl MUSI być sprawdzony i przygotowany. Awarie zawsze mogą się zdarzyć ale wielu z nich można bez najmniejszego problemu zapobiec w domu, w garażu, mając pod nosem dostęp do narzędzi i części, nie tracąc cennego czasu na wyjeździe na "łatanie". Jadąc tą drogą przez góry widzimy co jakiś czas domek lub dwa - w totalnym odludziu - zastanawiamy się z Mateuszem, z czego Ci ludzie żyją? Nie widzieliśmy tam ani pól, an zwierząt...domki oddalone są od siebie średnio co 10 - 20 km! Pomiędzy nimi tylko góry i nic więcej... Lecimy. Wyjeżdżamy z gór i naszym oczom ukazuje się wybrzeże i wkrótce sama Budva - z góry widok oszałamia! Jest niesamowicie pięknie! Najlepszy aparat czy też kamera z najlepszą matrycą i optyką nie odda tego piękna. To samemu trzeba zobaczyć, poczuć... Robimy z góry fotki i się delektujemy - pada też decyzja, że szukamy w Budvie kempingu. Zjeżdżamy w dół, im bliżej centrum tym jestem coraz bardziej przerażony - Budva jest dla mnie horrorem - mnóstwo ludzi i generalnie mam poczucie, że wjechałem w zabłoconych buciorach do Saint Tropez...szukamy kempingu - jakiś jest...ale DR'ka już w ogóle nie daje się uruchomić ze startera - trzeba to robić na krótko... Nie muszę chyba mówić, że to oznaczało koniec offu, koniec bezdroży a więc koniec zabawy...naprawdę byłem zły. Mati był zły potrójnie. Dobiło nas dodatkowo to, że kempingi były jeszcze zamknięte, bo nie było sezonu a w centrum nie chcieliśmy przebywać, bo tam pasowaliśmy jak kwiatek do kożucha. Zapadła decyzja - jedziemy dalej. Jestem zły, jest mi też przykro, bo mieliśmy świętować moje urodziny nad morzem...specjalnie odpuściliśmy Bułgarię... Jedziemy dalej - atmosfera między nami jest bardzo napięta. Znajdujemy po drodze jakiś "apartament" - stajemy. Wyszedł właściciel, mówi że 20 EURO od osoby - mnie jest wszystko jedno, Matiemu chyba też. Nie mam ani jednego zdjęcia - apartament jest w standardzie "0,5 gwiazdki" ale przynajmniej jest woda i mam nadzieję, że uda się połatać DR'kę...nie jedliśmy też nic właściwie w ciągu całego dnia więc trzeba iść do sklepu a jest już około 19.00. To był mój plan - Mati miał swój... Właściciel poczęstował nas kawą, ja szybko ją wypiłem i myślałem, że idziemy ale nasz gospodarz wyskoczył z propozycją "wino". Ja podziękowałem bo ani nastroju nie miałem, ani w moim odczuciu czasu na to niestety bo ani żarcia nie mamy ani gotowej do dalszej drogi DR'ki (odpalana na krótko 17-ką przykładaną do przekaźnika)...Mateusz został. To był moment krytyczny naszego wyjazdu, który odmieni go diametralnie. Generalnie był to dzień pełen z jednej strony pięknych chwil a z drugiej najbardziej obfitujący w sytuacji kryzysowe, trudne do przewidzenia. Z perspektywy czasu bardzo ten dzień jednak doceniam - nauczył mnie więcej niż wszystkie moje dotychczasowe wyjazdy. Potwierdził też różne wnioski, które wyczytałem w relacjach z przeróżnych wypraw. Rozmawialiśmy też z Mateuszem o tym dniu - mamy generalnie podobne zdanie. Na całościowe wnioski z tej wyprawy za wcześnie ale parę z tego dnia można wyciągnąć. Z Mateuszem znaliśmy się wcześniej, byliśmy na kilkudniowym wyjeździe ale nigdy tak długo i tak daleko i nigdy tylko we dwóch...miało to wiele zalet - ale i wad. Generalnie, dla ciekawskich - nadal się kumplujemy a ja jestem wdzięczny Matiemy za te wszystkie doświadczenia, wspaniałe widoki i przygody razem przeżyte :Thumbs_Up: Rozmawiałem też z Mateuszem o tym, czy pisać i o czym pisać. Wspólnie zdecydowaliśmy, że napiszę o wszystkim - być może komuś się to przyda. Pamiętajcie też, że wszystko to, o czym piszę, to mój punkt widzenia. Mateusz jeśli zechce, ma pełne prawo napisać swój punkt widzenia, bo to relacja z NASZEGO wyjazdu. Wnioski dnia dzisiejszego: - na wspólne wyjazdy we dwóch/dwoje należy jechać TYLKO jako dotarty i sprawdzony duet. W większych grupach ma to mniejsze znaczenie ale jeśli jest się we dwóch/dwoje - ma to znaczenie fundamentalne - do wyprawy motocykl musi być przygotowany, jeśli nie chcemy mieć "przygód" dla niektórych, straty czasu i nerwów dla mnie P.S. w moim BMW sprzęgło zaczęło się ślizgać (przy dynamicznym odkręceniu manetki na 4 i 5 biegu) a opon zostało 40%...będzie to miało wpływ na dalszy przebieg wyjazdu... Przejechane około 350 km, około 10 h w siodle. http://i.imgur.com/B5BpeDN.jpg http://i.imgur.com/tcW978R.jpg http://i.imgur.com/zs3Sh7A.jpg http://i.imgur.com/HFuwzWq.jpg http://i.imgur.com/WmFhEOy.jpg http://i.imgur.com/KfpyyUr.jpg http://i.imgur.com/zqih6kN.jpg http://i.imgur.com/EfSwZFZ.jpg http://i.imgur.com/M9FwCc5.jpg http://i.imgur.com/LJZT5nI.jpg http://i.imgur.com/mwtiEsO.jpg http://i.imgur.com/tijNu2z.jpg http://i.imgur.com/m2jg7WR.jpg http://i.imgur.com/NOnieeg.jpg http://i.imgur.com/fqCOcsg.jpg http://i.imgur.com/1s34AtX.jpg http://i.imgur.com/JqHlmkI.jpg http://i.imgur.com/PDZ1GwI.jpg http://i.imgur.com/rLNXuBp.jpg http://i.imgur.com/vCuiDLv.jpg |
Zgadzam się w 100% z Twoimi obserwacjami odnośnie doboru towarzysza podróży i odpowiednich przygotowań przed wyjazdem...
Zdarzyło mi się dołączyć do wyjazdu niesprawnym samochodem. Zamiast eksplorować okolicę i chłonąć widoki dzień poświęciliśmy na szukanie warsztatu, który miałby prasę, a kolejny na reanimację tylnego mostu. Więcej się naoglądałem podwozia, niż gór, w które pojechaliśmy. :D Nigdy więcej. :vis: |
Blisko
Kulbaczylo sie konia w uprzęż, siodłalo Wyraz z czasów Wolodyjowskiego - kresy Na buty foliowe reklamowki i są przeciwdeszczowe Od podnóżek podziurawisz tylko spod - podeszwa jest ma to gdzieś To jest wielokrotnie sprawdzone. Gorzej aby nie zaszportac ta reklamowka o podnozek w terenie , bo gleba pewna Buty gorotexowe w goracym klimacie nie dla kazdego sa dobre. Mam skorzane Gaerne od 10 ciu lat w ktorych Noga nie smierdzi i są mega wygodne - buty enduro To , ze nie są przeciwdeszczowe wogóle nie ma zadnego znaczenia Bardzo dobrze zainwestowane 70 euro . Kupilem je uzywane na niemieckim ebayu W dłuższej perspektywie deszczu używam przeciwdeszczowki 2 -czesciowej , oraz ochraniaczy przeciwdeszczowych na buty. Na te ochraniacze zakładam dopiero spodnie , tak by woda splywala a nie wplywala do butów. Taki zestaw gwarantuje suchość w wielogodzinnym deszczu, urwania chmury. W kondonie jednoczesciowym na wysokosci naszego przyrodzenia robi sie dołek w ktorym gromadzi sie woda. Po jakimś czasie traci to szczelność i mamy wszystko od wysokosci jaj i ponizej mokre. Kombinezon jednoczesciowy jest be Przytroczyc - przymocowac :) |
Cytat:
Foliowe reklamówki na agresywnych podnóżkach enduro wytrzymują...eee - no pewnie, że się da - w końcu lepiej mieć worek reklamówek i stawać co 5 km aby je zmienić niż zainwestować raz a dobrze w buty ;) EDIT: A tak na poważnie - to rozwiązanie z reklamówkami jest mi znane i rzeczywiście w akcie desperacji bądź na krótki deszcz to dobre rozwiązanie. W dłuższej perspektywie jednak i tak do butów leje się od góry, jak spodnie przemokną - z mojego doświadczenia najlepiej sprawdzają się dodatkowe, nieprzemakalne spodnie nakładane na buty - bo nawet jeśli buty sa wodoszczelne/wodoodporne to na nic to się zda, jak od góry się naleje. Widziałem patenty z workami na śmieci i taśmą macgivera - to trwalsze niż reklamówka. Moim zdaniem warto zainwestować w porządne buty (które chronią nie tylko od uszkodzeń mechanicznych ale i zapewniają komfort termiczny i odpowiednią wilgotność stopy) bo jest to wydatek, który np. u mnie zwrócił się już podczas jednego wypadu ;) Generalnie zawsze można sobie poradzić - choćby doraźnie :) |
"kulbaczyć" od "kulbaka" - to takie siodło wojskowe z dużą ilością oczek, to których można było przytroczyć ekwipunek :-)
|
Cytat:
P.S. bardzo się cieszę, że czytacie moje wypociny - bardzo dziękuję :):Thumbs_Up: |
Czy masz może gdzieś w jakiejś chmurze galerię zdjęć z wyjazdu? Jeśli tak to super by było jakbyś wrzucił linka.
Z góry podziękował. |
Cytat:
A czegoś potrzebujesz konkretnego? |
Nie, po prostu chętnie bym sobie całość obejrzał, nie tylko wybrane.
|
Cytat:
Daj nam pogadać o wyższości Gore nad reklamówką, odpowiednim rozmiarze kondona, zaraz zaczniemy debatę nad wywarzaniem wału w Junaku ;) |
Cytat:
|
O czymś trzeba pogadać między odcinkami :D
|
Cytat:
|
Ja tam czekam na każdy kolejny odcinek, i wcale nie przeszkadzałyby mi nawet dwa odcinki dziennie.
Super się czyta i oglada |
Wieczór
Cytat:
Jak pierwszy raz jechałem przez Serbie-Bośnię Chorwacje też się dziwiłem. Pozdr rr |
Cytat:
|
Podoba mi się Twój opis relacji między Wami. Konkretny i zarazem kulturalny! Dobrze się czyta!
Dzięki! |
Cytat:
Z tego zachwytu, to przekraczałem ulice dwa razy częściej niż potrzebowałem, bo takie to miłe było. A wieczorkiem na imprezie dopadłem Łotyszy i dalej ich wychwalać za kulturę i cywilizacyjne obycie, a pomstować na naszą rzeczywistość. Na to tubylcy w śmiech i mnie uświadomili. Okazało się, że parę lat wcześniej było podobnie jak u nas, kierowcy napierdzielali jak dzicy i w efekcie sporo było wypadków z udziałem pieszych. I władza się na to wkurzyła i wprowadziła nakaz zatrzymywania się, gdy tylko ktoś może chcieć przejść przez jezdnię. Nowy przepis został poparty drakońskimi mandatami za nieprzestrzeganie (naprawdę kupę szmalu), po wprowadzeniu policja non-stop prowadziła kontrole jawne i tajne i bezwzględnie egzekwowała kary. Nie było cwaniakowania, tylko "nie puszczasz pieszego, to dup!" Spora część wypłaty znika z konta i cześć. I w try miga naród łotewski się nauczył, szybko dochodząc do wniosku, że bardziej się opłaca dojechać do celu parę minut później, ale mieć znacznie więcej kasy w portfelu. I tak im już zostało. Nie zdziwiłbym się, gdyby na Bałkanach było podobnie. Z bezinteresownym szacunkiem do pieszych spotkałem się w zachodniej części Niemiec i w Szwajcarii. I trochę w Szwecji. Zapewne w innych częściach Europy ten szacunek jest wspomagany odgórnie stosownymi karami za jego brak.. |
Cytat:
|
Cytat:
Sent from my SM-G903F using Tapatalk |
Pakowanie jest ok można np. tydzień wieczorów spędzić w garażu usprawiedliwiając to koniecznością kolejnej rekonfiguracji w sposobie mocowania bagażu. Zdecydowanie gorsze jest rozpakowanie. Raz kotek obtroczony stal jakiś miesiąc może nawet dłużej
|
Cytat:
|
:smoking: ..... no i co z tą relacją???....
... czy też mamy czytać "o wyższości świąt ...." :vis: |
Dzień 9.
Pobudka około 5.00 w 0.3 gwiazdkowym "apartamencie". Atmosfera napięta jak skóra na...kanapie... Zaczynam od kawy i widać jakiś dziwny pośpiech - ja zaczynam...mówię Matiemu, że mam plan taki: ze 2-3 dni w Czarnogórze się pokręcić a później na BiH lecieć na co Mateusz, że ma inny...leci do domu...Wtedy nie wiedziałem, czy się złościć, czy przekonywać Mateusza do wspólnego dokończenia podróży...zaskoczył mnie bardzo - teraz myślę, że wykonał coś co przyszło by samo, być może ustrzegł nas przed kłótnią... W każdym razie patrzymy, co kto tam ma "nieswojego" i żegnamy się jak faceci, życząc sobie po "męsku" dobrej drogi. Bez czułości ale i bez wrogości. Pożegnaliśmy się. Mateusz pojechał (odjechał) jako pierwszy - ja zostałem sam...dokonaliśmy kolejnego wyboru, jak to w życiu. I w tym miejscu BARDZO Mateuszowi dziękuję za to, że dał mi zasmakować tego specyficznego doznania, jakim jest podróżowanie w duecie ale też i w samotności:Thumbs_Up: I może wyda Wam się to dziwne, może dla niektórych będę "miętką fają" - trudno. Pierwsze godziny tego dnia to wielokrotnie pęknięte serce z tęsknoty za domem, za moją Madzią i Miśkiem! Były momenty, kiedy jadąc przez góry sam, drogą, gdzie przez 2-3 h nie widziałem innych ludzi, miałem mokre oczy i oddałbym wiele, żeby w tym momencie, w tej sekundzie być w domu! Później to uczucie osłabło, mogłem nadal cieszyć się podróżą - ba, nawet zaczynało mi się podobać. Powiem więcej - na co dzień otaczają mnie ludzie, pracuję z ludźmi...tam od nich uciekłem, zostawiłem wszystko i dowiedziałem się czegoś nowego - mogę być sam, lubię samotność na motocyklu. Ta refleksja rodziła się w bólach i cierpieniach, tęsknota mnie zżerała -z każdą godzina jednak czułem więcej tego, gdzie jestem, co widzę. Wiedziałem, że właśnie TERAZ, SAMEMU będąc w górach, w drodze, ładuję akumulatory po to, aby być lepszym w Domu - bardziej cierpliwym, mniej zestresowanym, bardziej okazującym uczucia. To właśnie ten dzień, 22.05.2017, moje 37 urodziny spędzone samotnie w górach Czarnogóry dały mi najwięcej duchowo. Przepraszam, jeśli zbyt odleciałem ale postanowiłem pisać w tej relacji wszystko co czułem, wszystko co uważam za ważne... Około 20 minut po odjeździe Mateusza jestem gotowy do drogi - gospodarz wyszedł mnie pożegnać z zaparzoną kawą - oj jak dobrze napić się z rana fusiastej, pysznej KAWY! Jadę - postanowiłem jechać w stronę Kotoru, później się zobaczy :) Kotor widokami powala na kolana! W Zatoce Kotor widziałem olbrzymi pasażerski statek (może wysokości 4-5 piętrowego budynku)! Zacumowany wśród gór wyglądał jak coś nierealnego! Taki kolos w tak "niewielkiej" zatoce - wydawało się to niemożliwe! Chciałem koniecznie zrobić zdjęcie ale jedyna zatoczka była oblegana chyba przez Japończyków i musiałem jechać dalej...zresztą to był początek mojej samotnej podróży a więc i nie miałem jeszcze ani pewności czego chcę, ani radości w sercu, ani ochoty na jakichkolwiek ludzi...Zatrzymałem się dalej, w sumie po około 70 km, parę fotek, łyk wody, "drugie śniadanie" czyli jakiś energetyczny batonik kupiony dzisiaj na stacji...wybrałem jakiś punkt na granicy Czarnogóry i BiH na moim Garminie i ruszyłem...Jechałem głównie asfaltami, klucząc, kręcąc się i czasem zawracając, jeśli uznałem drogę za zbyt trudną...to, co miałem w głowie opisałem w poprzednim akapicie...wtedy też moje plany się zmieniły - postanowiłem obrać azymut DOM aczkolwiek nieśpiesznie tam zmierzać...tą decyzje przyspieszyło rozdzielenie się z Mateuszem ale ślizgające się sprzęgło i kończące się opony oraz doświadczenia z offa w RO, kiedy to utknąłem z nogą pod rogalem powodują, że wybieram "dłuższą drogę" po asfaltach, ale jednak do domu. Oprzytomniałem gdzieś w górach - navi pokazuje 40 km od granicy z BiH, zostało mi paliwa na jakieś 90 km a nie ma obok mnie Matiego z cysterną więc zaczynam się lekko stresować. Jadę ciągle drogami 18 kategorii, od czasu do czasu mijam jakieś wioseczki - głównym jednak towarzystwem dla mnie są góry. To miłe ale milczące towarzystwo. Dojeżdżam do granicy ale coś mi się nie podoba..."granica" to buda i jeden pogranicznik. Tenże wychodzi mi na powitanie, z uśmiechem i ręką na spluwie...no to mam pierwszą samotną przygodę :D Zatrzymuje się gaszę moto a ten pogranicznik z uśmiechem na twarzy i ręką na spluwie mówi "Its local border only!". No to piknie. Ja mam paliwa na styk, aby doczłapać się do najbliższej mieściny, którą mijałem a jeśli paliwa zabraknie wcześniej, będę sam w górach. Przez ostatnie 3h jazdy minąłem 2 samochody... Wcześniej pisałem, że "najbardziej nie lubię się pakować" - kłamałem - bardziej nie lubię wracać na oparach po tej samej drodze! :mur: Wracając miałem w głowie tylko jedną myśl - chcę PALIWA! Na szczęście się doczekałem i tankując wlałem 9l do 9,4 litrowego baku głównego...a więc rzeczywiście na oparach dotarłem! Uff. No to teraz na BiH - lecę asfaltami w kierunku Trebinje. Droga fantastyczna, pusto, kręto i pięknie! Na granicy jestem koło 15.00, samo przejście - 0 problemów, jestem jedyny:D Postanawiam zakończyć ten dzień przyjemnie (w końcu to moje urodziny!) i poszukać najbliższego miejsca na nocleg. Jakieś 15 km przed Trebinje znajduję kemping i ponownie jest w lekkim szoku - wita mnie kobieta, około 40 lat z uśmiechem na twarzy. Pytam, czy otwarte i czy mogę przenocować a ona: Zamknięte. Ale dla ciebie otworzę.:dizzy: Pytam o Wi-Fi - ona" dla "ciebie zaraz uruchomię":dizzy: Byłem jedynym gościem na kempingu w górach a ona jedynym "personelem" :haha2: Rozstawiłem namiot i pojechałem do miasta (15 km w jedną stronę) po kolację i piwo - w końcu będzie impreza! Generalnie obchodziłem swoje urodziny będąc 1000 km od domu a jednak (dzięki WI-FI) z najbliższymi przez chwilę a później z samym sobą...po 4 piwie byłem już podpity na tyle, że nawet odczułem coś, co nazwałbym szczęściem...;) Około 350 km przejechane, około 7h w siodle. Nocleg 10 EURO (Z WI-FI gratis). http://i.imgur.com/Ni6ps2x.jpg http://i.imgur.com/pMbx5XF.jpg http://i.imgur.com/TmpoIld.jpg http://i.imgur.com/7hcwxux.jpg http://i.imgur.com/j4a0vgu.jpg http://i.imgur.com/pN3hN34.jpg http://i.imgur.com/g29nODK.jpg http://i.imgur.com/PFTjnmS.jpg http://i.imgur.com/Rufm7Gf.jpg http://i.imgur.com/ZlqfAK2.jpg http://i.imgur.com/1R0U2Nx.jpg http://i.imgur.com/KwGqx2w.jpg http://i.imgur.com/RHWcmvm.jpg http://i.imgur.com/8F5lpRb.jpg http://i.imgur.com/LQTWzXk.jpg http://i.imgur.com/ErR9DuX.jpg http://i.imgur.com/G4EiZL4.jpg http://i.imgur.com/tkWzowm.jpg http://i.imgur.com/D4lJl6D.jpg http://i.imgur.com/BNQ48Dj.jpg http://i.imgur.com/LvzYIa0.jpg http://i.imgur.com/1f19kB7.jpg http://i.imgur.com/cDN3IBZ.jpg http://i.imgur.com/P6vs5m4.jpg http://i.imgur.com/WA0ey59.jpg http://i.imgur.com/iN6LzkT.jpg http://i.imgur.com/XXaB3wC.jpg http://i.imgur.com/ekCtUWS.jpg http://i.imgur.com/TGGfpm7.jpg http://i.imgur.com/S4zsxnD.jpg |
Taki ło ten statek był?
https://lh3.googleusercontent.com/K6...=w1265-h949-no |
Cytat:
Raczej taki (fotka pożyczona z http://www.portalmorski.pl/stocznie-...kosci-statkiem) http://www.portalmorski.pl/images/_g...an_getaway.jpg |
Bardzo fajnie się czyta Twoja opowieść. Widać jak z wpisu na wpis robisz duże ba ogromne postępy w pisaniu i przyznam się że z niecierpliwością czekam na kolejny dzień Twojej podróży.
Twoje autorefleksje bardzo mi się podobają a podróż mam wrażenie że nabrała dla Ciebie formy terapeutycznej ;-) Tak trzymaj I pisz oczywiście:-D Wysłane z mojego Lenovo TB3-850M przy użyciu Tapatalka |
Cytat:
Nie oceniam Twojego kolegi, miał pewnie swoje powody, ale jadąc we dwójkę trzeba się liczyć z napięciami czy konfliktami: sposób w jaki je rozwiązujemy świadczy o stopniu naszej dojrzałości i gotowości do wspólnych wypraw... w/g mnie to ważniejsze niż pakowanie ;) |
Bardzo fajny odcinek!
:) Samotna podróż jest czymś co totalnie potrafi zresetować człowieka. Jeśli dobrze to zrobisz, to później ona już na zawsze będzie w Tobie. Kurde - tęsknię za tym uczuciem... |
No to Ci powiem że przykułeś moją uwagę.
I smieszno i straszno się jakoś zrobiło. Nie zazdroszczę takiego zwrotu akcji... |
1 Załącznik(ów)
[QUOTE=mirkoslawski;
Jakieś 15 km przed Trebinje znajduję kemping i ponownie jest w lekkim szoku - wita mnie kobieta, około 40 lat z uśmiechem na twarzy... /QUOTE] Wygląda mi to na EKO-KAMP Trebinje. Jeśli to ta w niebieskim, toTatiana. Podobna sytuacja do Twojej. Po imprezie zwoziliśmy się taczkami do namiotów. Mili ludzie ci Serbowie :D Załącznik 71189 |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:40. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.