![]() |
No to jeszcze kilka obrazków z Bushehr od strony zatoki.
|
Wstałem i rozejrzałem się po okolicy co mieliście okazję zobaczyć na filmikach. Zatoka lekko syfiasta i początkowy plan zakładający kąpiel oddalam na inny termin i miejsce.
Widok z naszego pokoju na zatokę i parking hotelowy prezentuje się.tak. http://i.imgur.com/TEVfMzY.jpg Wracam na bazę bowiem nadeszła pora na poranną strawę. Jako że mamy obiekt to śniadanie jest w cenie. Udajemy się więc do restauracji gdzie serwują śniadanie w formie szwedzkiego bufetu. Doopoy to nie urywa. Trochę ogórków i pomidorów, jajecznica, dżemy z marchewki i ser. To w zasadzie tyle. Śniadania mają w większości nędzne i polecieć na tym długo się.nie da. Napychamy więc żołądki czym się da i ile się da aby pociągnąć jak najdalej. Plan mamy ambitny ale mało realny czyli Bander Abbas. Ponad 700 km więc z góry zakładam, że się nie uda w tych warunkach mając także na uwagę porę, o której wyruszymy. Pakujemy więc toboły już w totalnym upale, który wysysa każdą wilgoć z naszych organizmów. Ciuchy poprane i posuszone tak że mamy w końcu pełny zakres garderoby do dyspozycji. Co z tego jak zanim udaje mi się przytroczyć wszystko do motocykli jestem kompletnie zlany potem, mokry i klejący. Wilgoć bijąca od zatoki przemieszana z palącym słońcem powoduje że ciężko się oddycha a oddychając bardziej odczuwam jakbym pił powietrze. Jest gęste i ciężkie. Niemiło. Założyliśmy że lokalizacja naszego hotelu jest zajebista i szybko i łatwo wydostaniemy się z miasta. Nic bardziej błędnego gdyż nawigacja Michała pcha nas w kierunku centrum. Znów na samym starcie tracimy z 40 minut na opuszczenie Bushehr, korki, ogromny ruch i żar buchający znad rozgrzanego asfaltu powodują że ledwie ruszamy a już trzeba się zatrzymać na uzupełnienie płynów ustrojowych. Taka karma. Chcemy przejechać drogę do Bander Abbas wzdłuż wybrzeża tak abyśmy mogli podziwiać widoki. Niestety nic z tego. Wzdłuż większości naszej trasy od strony zatoki znajdują się.instalacje wydobywcze ciągnące się kilometrami. Mają chłopaki rozmach. To nie byle jakaś tam przetwórnia ropy. Teren jest wręcz gigantyczny. Płonące wieże znajdują się.po obu stronach naszej trasy ale większa część instalacji jest od strony morza. Nie chcę strzelać ale z niewielkimi przerwami na jakąś mieścinę to szacuję, że instalacje ciągną się na odcinku ok 100 km. Teren ogromny. http://i.imgur.com/I2NHWv1.jpg http://i.imgur.com/Q1BlC0L.jpg http://i.imgur.com/wx7aJvJ.jpg Smród spalonej ropy drażni nozdrza, powietrze jest tak rozpalone że widać nieostro. Lubię takie przemysłowe instalacje i w pewnym momencie zgapiam się i zjeżdżamy z trasy wprost na wjazd na teren obiektów. Oczywiście rondo jak często w Iranie i nawrotka. Przy okazji łapiemy chwilę na odsapnięcie i załatwienie potrzeb podstawowych. Znalezienie kawałka cienia jest praktycznie niemożliwe. Mam wrażenie jakbyśmy nagle znaleźli się w bazie na nieznanej planecie, gdzie pracują ekipy kolonizatorów. Droga za to znakomita, jedzie się fajnie za wyjątkiem smrodu spalenizny, który powoli zaczyna powodować ból głowy. Mimo wszystko kilometry nawijamy powoli. Dzisiejszy dzień mogę śmiało nazwać dniem drogi. Jazda, nawadnianie, żarcie, jazda i tak w kółko aż do wieczora. Jemy w większym miasteczku w knajpie, którą nazwałbym ekskluzywną. Bardzo elegancka obsługa oraz wystrój wnętrz. Zapłaciliśmy jednak praktycznie tyle samo co w zwykłym przydrożnym barze. http://i.imgur.com/BP5xCnE.jpg http://i.imgur.com/JPOzx6L.jpg Oddalamy się w reszcie od smrodzących instalacji. Krajobraz dalej księżycowy lecz jakby ciekawszy. Fajne formacje skalne, widoczność się poprawia. Stajemy po drodze i walimy kilka fotek. Miszka oczywiście znajduje kawałek cienia. http://i.imgur.com/xLPhkYk.jpg http://i.imgur.com/y5blryH.jpg http://i.imgur.com/wcEUPWY.jpg http://i.imgur.com/naf3muU.jpg http://i.imgur.com/XxDnILR.jpg http://i.imgur.com/o48dL4c.jpg http://i.imgur.com/aAJgdy8.jpg Późnym popołudniem wjeżdżamy do mieściny pod nazwą Bandar Lengeh bowiem zgodnie z przewidywaniami nie ma opcji abyśmy dotarli do Bander Abbas. Musielibyśmy gonić jeszcze około 160 km. Niby niewiele ale byliśmy tak wyrypani że zgodnie postanowiliśmy że zostajemy tutaj na noc. Hotel znaleźliśmy na maps me. Ma dumną nazwę Diplomat i znajduje się tutaj https://www.google.pl/maps/dir/Banda...27.7734371!3e0 Obiekt oferuje fantastyczny widok na zatokę oraz górującą nad taflą wody platformę wiertniczą. http://i.imgur.com/dKVcKJm.jpg Parkujemy motocykle tuż przed budynkiem i wbijamy do środka i oczywiście nikt nie kuma po ludzku ale jako tako udaje nam się dogadać. http://i.imgur.com/29IRw20.jpg http://i.imgur.com/h1FBWy3.jpg Mają wolne pokoje więc bierzemy trójkę, która okazuje się czwórką w formie tramwaju. Wygodnie i komfortowo. Koszt ok 80 pln za głowę ze śniadaniem. http://i.imgur.com/UBwtyEY.jpg http://i.imgur.com/Trlx8fE.jpg Jest już późno ale Filippo spragniony wrażeń dyma jeszcze na miasto po „browce”. Spijamy więc część w hotelu zagryzając jakimiś chipsami. Michał szybko odpada bo browce irańskie naprawdę są mocne a my z Brodatym lecimy na miasto a w zasadzie to przed hotel. Jest już ciemno ale na terenie naszego obejścia ruch jak w centrum miasta. Mają takie małe zadaszone kolorowe budki, z których większość jest zajęta przez mężczyzn ale są również kobiety siedzące dwójkami. Wszyscy jarają sziszę więc i nam się zachciało. Lecimy więc do baru zlokalizowanego na końcu placu i zamawiamy również. Ogromny wybór opcji smakowych. Filip wybiera bodaj zielone jabłuszko, kasują nas dyszkę. Za chwilę rozpalona maszyna trafia na nasz stolik i spokojnie dopijamy piwka zagryzając sziszą. Jest przyjemnie ciepło i duchota gdzieś zniknęła. Fale wolą o nabrzeże. Dzisiejszy dzień był totalnie bezpłciowy. Dość nudna droga, księżycowe krajobrazy, palące słońce i smród spalin. Cieszę się, że już się skończył. Jutro już wylądujemy na Queshm. Rozmawiamy jeszcze z Filipem planując naszą bazę wypadową na wyspie. Decydujemy, że wybór Celofana był słuszny bowiem kwatery, którymi dysponuje Asad są położone w dobrym miejscu do ataku praktycznie każdego miejsca na Queshm. Chcemy zostać tam 2-3 dni. Zobaczymy jak sprawy się ułożą. Nie ma co na zaś planować. Walimy w kimę |
No, wreszcie jedziemy dalej, chociaż ... upał straszny, tzn ... niestraszny
|
Muszę dodać, że w Iranie bardzo popularne jest "piwo" z naszego podwórka czyli Cornelius robiony przez Sulimara
|
Nie przesadzaj z tym "bardzo popularne". Raz się udało kupić :D.
http://i.imgur.com/diwn2v4.jpg |
Po takim trunku to pewno ciężko wstać rano :D
Emek, jadymy dalej:Thumbs_Up: |
Emek nie raz, poza tym w sklepie widziałem dość często w różnych wariacjach smakowych :D
|
A tak w tle to wkładki laktacyjne, do powiększania biustu, torebeczka któregoś z Panów? :)
|
Ta platforma wiertnicza w 2014 pływała sobie w innym miejscu. Zaholowano ją do Kataru na serwis ale się spięła i ... przydryfowała tu gdzie jest teraz.
Takiej platformie też się podróżowanie marzy :D |
Cytat:
|
|
Rano wstaję i idę połaziorować wokół hotelu. Z zaciekawieniem obserwuję zjawisko zwane odpływem. Nigdy wcześniej nie widziałem na żywca jak to wygląda. Wczoraj siedząc z Filipem na brzegu zatoki i paląc sziszę fale waliły o strome nabrzeże i wypluwały w górę strugi wody. Dziś rano morze jest ładny kawałek dalej. Patrzę na odkryte dno, które wygląda dość błotniście. Schodzę po schodkach i niepewnie stawiam pierwszy krok na dnie. Wydaje mi się.że zaraz się zapadnę po kolano ale dno jest twarde jak beton. Coś jak mokry piaskowiec. Wokół w niewielkich kałużach śmigają kraby i małe rybki. Idę dość daleko i cały czas twardo. W oddali widzę chłopaków z łodzią, którzy coś tam działają na pograniczu wody. Powietrze jest okropne. Zaduch taki że z trudem wciągam je do płuc. Nie da się oddychać. Postanawiam schować się.gdzieś w cień bo tutaj mimo że nie ma jeszcze siódmej jest okropnie. Śniadanie dopiero za godzinę, więc szwędam się.jeszcze chwilę wkoło hotelu. Idę sprawdzić czy z motocyklami wszystko w porządku. Wszystko OK, stoją i nikt nic nie zawinął. Przy motocyklu stoi mały Peugeot, do którego ładuje toboły starszy już wiekiem Irańczyk. Witam mnie doskonałą angielszczyzną i zaczynamy rozmawiać. Okazuje się, że koleś jest biologiem. Zajmuje się.ochroną.przyrody w Iranie. Mówię mu że lecimy do Bander Abbas coby złapać prom na Queshm, na co koleś odpowiada mi, że nie ma takiej potrzeby. Prom jest dużo bliżej i nie ma potrzeby jechać 160 km do Abbas. Wyciągam mapę i pokazuje mi gdzie dokładnie znajduje się.przeprawa. Okazuje się że facet też tam leci i jest osobą, która wiele lat temu zabiegała o to aby utworzyć rezerwat przyrody na wyspie. Nie wiem czy to prawda ale facet poważny, rzeczowy i niezwykle wręcz kulturalny. Pogadaliśmy chwilę bowiem zapytałem go z jakiego powodu nie widziałem w Iranie praktycznie żadnych dzikich zwierząt za wyjątkiem ptaków. Ze smutkiem zeznał, że większość została wybita lub wyginęła ze względu na zagarnięcie przez ludzi siedzib naturalnych. Przykre to. Rozstajemy się w końcu życząc sobie wzajemnie powodzenia. Czas na śniadanie. Byle jakie jak wszystkie dotychczasowe w hotelach w Iranie. Pakujemy toboły i ruszamy na prom. Jest zajebiście bowiem jak mamy tak blisko spędzimy na wyspie więcej czasu. Szybko dolatujemy do miasteczka, w którym znajduje się.przeprawa. Port znajduje się tutaj.
https://www.google.pl/maps/place/26°...91!4d55.748199 Podjeżdżamy pod okienko. Jednak koleś zauważając nas każe nam jechać do jakiegoś budynku, gdyż tam dokonuje się.odprawy. Dymamy więc dalej do budyneczku i próbujemy ustalić.o co kaman. Trochę.czeski film, nie wiadomo o co chodzi. Wreszcie biorą nasze paszporty coś tam wpisują i oddają z powrotem. Wracamy więc do okienka znajdującego się.przed wjazdem. Gość widząc nas każe po prostu jechać bezpośrednio do promu. Zatrzymujemy się jeszcze raz gdzie też chyba ktoś nam w paszport zagląda i wreszcie podjeżdżamy pod prom. Oczywiście nie zapłaciliśmy nic. Fajowo. http://i.imgur.com/wpnlvrp.jpg Byłoby fajowo, gdyby nie żar lejący się.z nieba. Po prostu płyną po mnie strugi potu. Jest nieprzyjemnie gorąco i koszmarnie duszno. Wreszcie wciskają nas na prom. Ja z Michałem wciśnięci jesteśmy gdzieś pomiędzy samochody w totalnym upale. Brodatego zapakowali z boku i już zdążył się schować na końcu statku w cieniu. Dołączamy więc bowiem na słońcu żyć się.nie da. Na promie folklor. Koleś chce od nas jakieś bilety, których nie mamy ale w końcu odpuszcza i mamy okazję poobserwować co się.dzieje wokół. http://i.imgur.com/XJjMfhD.jpg http://i.imgur.com/iHMJZIq.jpg http://i.imgur.com/ZfKAaOV.jpg Prom płynie chwilę, może 20-25 minut. W każdym razie dobrze że krótko bo już marzyłem aby ruszyć bo takiej pogody jeszcze nie mieliśmy. Było upalnie nawet sporo cieplej ale sucho. Tutaj mamy wilgotno i jest przeyebane. Wreszcie zjeżdżamy na wyspę i w te pędy znajdujemy kosmicznie wyglądające ale praktycznie prawie opuszczone centrum handlowe. W środku jest jednak przyjemnie chłodno. Zdejmuję co tylko się da, kupujemy zimne napoje i jakąś zagrychę i spędzamy tam chyba z 40 minut. Nie do wiary. Po głowie krążą mi myśli że długo to tutaj nie da się funkcjonować w ciągu dnia. Dramat. Wreszcie ruszamy dalej tankując po drodze nasze motocykle. Do bazy Assada jest kilkadziesiąt kilometrów. Niewiele ale po drodze mijamy wiele anglojęzycznych brązowych tablic z opisami atrakcji. Postanawiamy nie marnować czasu tylko od razu jak będzie jakiś znak to lecimy w tym kierunku zobaczyć na miejscu co to. No to pierwszy trafia nam się.las mangrowy. Walimy więc na lewo jak wskazuje drogowskaz i lecimy jakieś 2 km. http://i.imgur.com/6V3WCTF.jpg http://i.imgur.com/b9sKf1N.jpg http://i.imgur.com/we0ZtTv.jpg http://i.imgur.com/JXQ6T63.jpg http://i.imgur.com/WwEElhW.jpg http://i.imgur.com/7flAMYC.jpg http://i.imgur.com/tgFTJUO.jpg http://i.imgur.com/wNB3Onn.jpg Jest bardzo ładnie. Można polatać sobie łódeczką wsród tych krzaczorów. Woda ma niesamowicie turkusowy kolor. Zdjęcia nie oddają tego co widziały tam nasze oczy. Zachwyt w końcu zostaje przyćmiony przez koszmarny upał. Lecimy więc dalej w kierunku bazy Assada. Po drodze mijamy zjazd w lewo do wąwozu Chahkouh Valley. Odpuszczamy jednak zjazd bowiem do bazy mamy zaledwie kilka kilometrów a czas spędzony w tych warunkach po prostu nas wykończył. Wreszcie widzimy zjazd i tablicę Assad Homestay czy jakoś tak. Oczywiście nie trafiamy prawidłowo ale po chwili znajdujemy właściwy budynek. Przed nami duża metalowa brama wjazdowa. Walimy pięściami ale nikt nie otwiera. Na posesji obok Filip widzi ludzi i podchodzi do nich z zapytaniem czy to na pewno tutaj i trafiliśmy właściwie. Tubylcy potwierdzają i mówią coby walnąć kamieniem bo nie słyszą a na bank ktoś w domu jest. OK. Rzucamy więc kamyczkiem w bramę ale dalej nic. Widząc nasze zmagania z materią wreszcie jeden z nich podchodzi , bierze w łapę spory kamsztor i napier#$la nim w metalową bramę. Wreszcie jest efekt. Brama się otwiera i naszym oczom ukazuje się kobieta oraz dziewczynka może 12 letnia. Mała płynnie mówiąca po angielsku ustala o co nam biega, dzwonią do Assada i rozmawiają po persku. Wolne miejscówki są. Dostajemy norę z materacami na glebie, obok prysznic i kibel. Na szczęście jest klima ale warunki są po prostu spartańskie. Koszt ok 70 ziko za dniówkę z pełnym wyżywieniem. Pasi. Zostajemy. Marzę aby zrzucić z siebie ciężkie ciuchy a przede wszystkim buty co też natychmiast czynię. Podobnie jak chłopaki. http://i.imgur.com/iBtmsUv.jpg Baza jest w głębi tam gdzie zielone drzewa. http://i.imgur.com/klJwUQx.jpg I nasza norka. http://i.imgur.com/dDuIx9H.jpg http://i.imgur.com/B3q8U3h.jpg Ogarniamy się trochę.i postanawiamy rozejrzeć się.troszkę po wiosce. Żar jaki leje się.z nieba jest koszmarny. Byłem już w miejscach gorących ale tutaj to po prostu szczyt. Decydujemy się jednak iść zobaczyć morze choć rozum podpowiada aby jednak zostać na bazie. Nie mamy jednak wody i sklep też by się przydał. Ruszamy więc w teren. Niemal zero zieleni i prawie bezludnie. Wszyscy siedzą w domach. http://i.imgur.com/4svvVS8.jpg http://i.imgur.com/1BQ4vsL.jpg Kogoś tam jednak widać. http://i.imgur.com/GOZ6dHM.jpg http://i.imgur.com/I9oWqVy.jpg Posiadanie pięknej metalowej bramy lub furtki jest tutaj ważne. http://i.imgur.com/in03dah.jpg http://i.imgur.com/YWezuMD.jpg A każdy kawałek cienia jest na wagę złota. http://i.imgur.com/zto4KyN.jpg Trafiamy w końcu nad morze i obserwujemy że woda odpłynęła. STateczki stoją na piachu po którym śmigają te skaczące rybki (nie wiem jak się nazywają), które znam tylko z telewizji. Pozostałości po opróżnianiu sieci walają się wszędzie. Syf, muł i błoto. http://i.imgur.com/yLyGNJ5.jpg http://i.imgur.com/4nF6e2m.jpg http://i.imgur.com/6CFvcqh.jpg http://i.imgur.com/LZL1Non.jpg http://i.imgur.com/NG9FqGC.jpg W końcu po przechadzce lądujemy w pobliskim sklepie gdzie się nawadniamy i wrzucamy po chłodzącym lodzie. Nie ma sensu dłużej tu zostawać wracamy więc do pokoju. Szybka kąpiel i nasza gospodyni zaprasza nas na lunch. Pakujemy się do środka domu Assada i z zaciekawieniem obserwuję jak jest wewnątrz gdyż z wierzchu wygląda jak stara zapyziała rudera. Wnętrze totalnie nie przystaje do widoku z zewnątrz. Obszerna kuchnia z ogromną lodówką gdzie gospodyni pichci jakieś danie dla nas. Salon z centralnym punktem gdzie zamiast okna jest klimatyzator. Płaski telewizor i komputer. Normalnie jak w każdym innym domu na świecie. http://i.imgur.com/uIo9m8i.jpg Dostajemy informację, że na obiad ma być ryba. Najpierw jednak przed nami ląduje miska z jakąś cieczą. Łycha jest więc zakładam że to zupa i zaczynam wpierniczać. reflektuję się jednak że młoda patrzy na mnie dziwnie więc dopytuję czy to aby na pewno jest zupa, całkiem smaczna zresztą. Okazuje się że jednak nie a w miseczce znajduje się sos do dania głównego czyli rykbki. Czekam więc cierpliwie aż wjedzie danie główne. Ryba jest przepyszna. Ryż wymieszany z tym sosem i rybą smakuje obłędnie choć samo danie jako posiłek jest raczej skromne. Wielka micha ryżu i maleńki kawałek mięsa. Szybko kończymy jeść i wracamy do naszej bazy. Pojawia się też sam Assad z kołnierzem ortopedycznym na szyi. Świetnie mówi po angielsku i dogadujemy się bez najmniejszych problemów. Pokazuje ciekawe miejsca na mapie i sugeruje nam gdzie koniecznie powinniśmy pojechać a co możemy odpuścić. Plaża jest po drugiej stronie wyspy bo tutaj jest błotniście o czym zdążyliśmy się już przekonać. W pobliżu jest wąwóz ale Assad od razu przestrzega że tutaj takie leszcze jak my możemy funkcjonować od rana do południa a potem od godziny 16.30 do wieczora bowiem wilgotność i temperatura nas zabiją. OK. W takim razie wracamy do naszej dziupli i w zasadzie natychmiast zasypiamy. Jesteśmy wykończeni. http://i.imgur.com/uUCgdBZ.jpg Śpimy dość długo i jak się obudziliśmy słońce zaczyna pomału chować się za horyzontem. Postanawiamy nie że nie zmarnujemy reszty dnia tylko walniemy do pobliskiego wąwozu. Ponoć jest kosmiczny a Assad mówi że godzinka nam wystarczy na obejście tego miejsca a jak chcemy robić foty to dwie godziny. Wsiadamy więc na motocykle nie bawiąc się w stosowanie odzieży, kasków i obuwia tylko wzorem tubylców jedziemy. Brodaty w związku z tym, że wcześniej buchnęli mu torbę w której miał buty zapitala w klapkach. Do wąwozu mamy ok 8-9 km więc za moment jesteśmy na miejscu. Parkujemy a koleś stojący w zaparkowanym aucie gorąco namawia nas na to abyśmy tam wjechali. Jak to daleko? 300 metrów. Idziemy z buta. I dobrze bowiem jazda byłaby trochę wymagająca ze względu na duże głazy a brak odpowiedniego obuwia i strojów mógłby w razie gleby skończyć.się kiepsko. Wbijamy więc do Chahkoukh i naszym oczom ukazują się.niesamowicie niesamowite formacje skalne. jest trochę turystów ale tłumów nie ma. Niech obrazy mówią za siebie bo mnie dech zaparło choć początek nie był obiecujący. http://i.imgur.com/jstH6xt.jpg http://i.imgur.com/gW9fKQv.jpg http://i.imgur.com/KXCcUIp.jpg http://i.imgur.com/oaBvEna.jpg http://i.imgur.com/6RgfU9Z.jpg http://i.imgur.com/QRd9qP8.jpg http://i.imgur.com/cNjADC7.jpg http://i.imgur.com/f05GX2I.jpg Im dalej tym ciekawiej. http://i.imgur.com/NMaZLDb.jpg http://i.imgur.com/8Pv7rx6.jpg W małych oczkach wodnych owady się.nawadniają. http://i.imgur.com/N8CdHgp.jpg http://i.imgur.com/GqxY4A2.jpg http://i.imgur.com/vr3ZWZl.jpg http://i.imgur.com/aC2dV9O.jpg http://i.imgur.com/JsbDjk5.jpg http://i.imgur.com/DQtaFlr.jpg http://i.imgur.com/sW28txj.jpg http://i.imgur.com/gIhl9nj.jpg http://i.imgur.com/C1EvTnn.jpg Ścieżka się zwęża i leci stromo pod górę więc Brodaty jako sklapkowany nie ma szans podejść. Zostawiamy go na dole a ja i Michał pakujemy się.w górę ile się.da. http://i.imgur.com/tPcriWz.jpg http://i.imgur.com/IUiyE8C.jpg Włazimy dość wysoko ale wkrótce szlak się.kończy więc wracamy na dół. http://i.imgur.com/68meKpk.jpg To pęknięcie powstało wskutek trzęsienia ziemi i jama miała głębokość ponad 10 metrów. Aktualnie jest częściowo zasypana. http://i.imgur.com/rzQ1q0A.jpg http://i.imgur.com/dRG5Xei.jpg http://i.imgur.com/Bamwt8N.jpg http://i.imgur.com/9q6Tu6s.jpg Ogólnie zajebista miejscówka. Można się schować przed palącym słońcem. Jest kilka studni gdzie na sznurach wiszą wycięte bańki po oleju. Można czerpać wodę aby się.schłodzić. Lokalesi ją nawet pili więc pewnie jest czysta. bardzo przyjemnie zakończenie dnia. Gdyby ktoś się wybierał polecam pełne buty. Jest ślisko, bowiem na skałach zalega pył a ścieżka miejscami wbija się wysoko. Łażenie tam w klapkach jest po prostu niebezpieczne. Wracamy z powrotem do bazy po drodze nabywając baterię browców i jakieś pierdoły na zagrychę. Dzionek kończymy patrząc w rozgwieżdżone niebo ponad naszymi głowami. Wieczorami jest nawet przyjemnie. Nasza lampa zrobiona z podświetlonego Rotopaxa robi klimat i jest zajefajnie. Oczywiście mamy jeszcze kolację i cudowną cynamonową herbatę, którą przygotowały kobiety Assada. Jest fantastycznie. http://i.imgur.com/lfZh18t.jpg http://i.imgur.com/DhQKIiN.jpg Późnym wieczorem kładziemy się do spania. Klima włączona można spać. Plan na jutro - południowa strona wyspy. Latanie po plażach i takie tam. |
IranTrip 2017 - The Persian Gulf Inferno.
Pięknie!
|
Wąwóz -Kosmos :dizzy:
|
Pobudka dziś następuje dość wcześnie gdyż naszym celem jest odwiedzenie południa wyspy. W nocy okazało się że do dziupli obok naszej nory została zakwaterowana dwójka Belgów. Para podróżuje po Iranie i w nocy przylecieli na Queshm. Assad odebrał ich z lotniska i dowiózł na swoją bazę. Śniadanie jemy więc w dużym pokoju na podłodze w towarzystwie nowo poznanych ludzi. Rozmawiamy i okazuje się że podróżują po większych aglomeracjach a na wyspę przylecieli z Shiraz. Polecają nam przy okazji hotel w tym mieście. Okazuje się że w przyszłości zdobyte dziś informacje wykorzystamy ku naszemu zadowoleniu. Śniadanie walimy na szybko po czym wskakujemy na motocykle i udajemy się na południe. Wyjeżdżając z posesji Assad, który otwierał nam bramę słysząc dźwięk silnika KTMa Filipa poważnie zaniepokojony zwraca mu uwagę, że jego motocykl jest chyba zepsuty bo silnik pracuje jakby nie było w nim oleju. Mamy niezłą polewę z Michałem z tego faktu bo jak się okazuje nawet nienawykli do dużych motocykli Irańczycy obiektywnie potrafią stwierdzić, że z Katem coś jest nie tak :D.
Ruszamy w dobrych humorach. Mamy kilkadziesiąt kilometrów do celu, którym jest solne jezioro. Droga po czarnym leci nam bardzo sprawnie i wreszcie trafiamy na długo wyczekiwane szuterki. Leci się znakomicie a jedynym uciążliwym zjawiskiem jest pył , który wzniecają nasze motocykle i o ile jazda na pozycji nr 2 jeszcze jest OK bowiem można wybrać do jazdy drugą.część drogi to ostatni ma już przeyebane i musi wciągać w płuca podnoszony przez motocykle pył. Zatrzymujemy się przy pierwszej okazji bowiem zbliżyliśmy się do zatoki i można w końcu pyknąć jakąś focie i wypłukać z ust kurz co też czynimy. http://i.imgur.com/rgKcxJd.jpg Ruszamy znowu ale po chwili czeka nas kolejny postój przy słonym jeziorze. Włazimy na jego „powierzchnię”, która ma konsystencję.betonu i jest twarda jak cholera. Próbuję kopiąc z buta w wystające kawałki soli odłamać dla młodego choć kawałek ale nie jest to proste. W końcu jednak udaje się i pakuję w kieszeń kawał soli. Krajobrazy powalają. Wszędzie widać słone nacieki, jezioro soli a po drugiej stronie Zatoka Perska. http://i.imgur.com/JDRN3Rk.jpg http://i.imgur.com/quZmu2D.jpg http://i.imgur.com/AFfA9DR.jpg http://i.imgur.com/G410WaE.jpg Spędzamy trochę czasu łaziorując po jeziorze ale słońce daje już mocno w kość choć nie ma chyba nawet dziewiątej. Postanawiamy ruszyć dalej w kierunku solnych jaskiń. To kilka kilometrów dalej na wschód. Lecimy zatem. Podjeżdżamy pod zabudowania znajdujące się po lewej stronie drogi ale jakby nikogo nie było. Myśleliśmy, że może jest jakaś opłata za wjazd ale skoro nikt się nie pojawił zmierzamy drogą prowadzącą w głąb po wyjeżdżonych śladach. Kilkaset metrów dalej zatrzymujemy się w miejscu, które chyba spełnia rolę parkingu. Dość spory plac wokół którego znajduje się kilka miejscówek jakby stworzonych do odpoczynku. Posiadają bowiem płaskie zadaszenia i choć dają niewiele cienia to i tak lepiej niż stać w słońcu. Dalszą drogę pokonujemy z buta. Za rogiem wylania się widoczna w głębi jaskinia obok, której znajduje się wypływ solanki z wnętrza ziemi. http://i.imgur.com/cNpi9Cf.jpg http://i.imgur.com/c3ME3Qy.jpg http://i.imgur.com/WWSEgNU.jpg http://i.imgur.com/gNrLVVd.jpg http://i.imgur.com/kj67ceX.jpg http://i.imgur.com/rjGXpTb.jpg Ziejąca czernią jama nie zachęca do wejścia do środka ale atakujemy. NIestety od razu okazuje się że w środku ciemno jak w doopie a nie zabraliśmy czołówek. Znaczy ja i Filip nie zabraliśmy a przezorny jak zwykle Michał jest przygotowany na wszystko więc wbijamy się w głąb tej czeluści. http://i.imgur.com/sPdVTVB.jpg http://i.imgur.com/IWZ7huo.jpg Wejście od środka wygląda tak. http://i.imgur.com/MxTaYda.jpg Solne nacieki są niemal wszędzie a dołem sączy się solanka. http://i.imgur.com/5ZeX643.jpg http://i.imgur.com/olBPiWc.jpg Jest potwornie duszno. Pot się z nas leje przy najmniejszym wysiłku. http://i.imgur.com/ArIm2Eh.jpg http://i.imgur.com/GdPvUgw.jpg Jaskinia jest dość długa a droga na początku łatwa okazuje się coraz trudniejsza. Ciężko idzie się we trójkę przy jednej lampce więc postanawiamy że zostajemy z Filipem a Michał idzie sam w głąb spenetrować wnętrze do końca. http://i.imgur.com/skgKuYe.jpg http://i.imgur.com/DK367LS.jpg Michał wbija się dość daleko tak , że praktycznie go nie słychać. Po chwili jednak wraca z informacją że dotarł do końca i nie da się przejść dalej chyba że się czołgając. Jak się okazało później tego dnia o czym poinformowali nas nasi belgijscy znajomi należało się jednak przeczołgać i dalej znajdowała się ponoć jakaś duża komnata. Nam jednak z lenistwa oraz z braku światła nie udało się do niej dotrzeć. I tak ten krótki spacer niemal wyssał z nas życie. Upał potworny przemieszany z gęstym powietrzem. Wracamy więc z powrotem na powierzchnię. http://i.imgur.com/DvT0Apz.jpg Idę jeszcze zobaczyć tuż obok wylewającą się spod skał solankę oraz wchodzę na małe wzniesienie znajdujące się niedaleko aby sprawdzić czy czasem za nim nie znajduje się coś ciekawego. Nic tam jednak nie ma oprócz śladów załatwiania potrzeb fizjologicznych przez osoby odwiedzające to miejsce. Ledwo żywi wracamy więc do motocykli. Siadamy obok w zacienionej miejscówce i uzupełniamy płyny bowiem pot zalewa oczy i jest po prostu okropnie. W tym momencie Brodaty nerwowo szukający czegoś po kieszeniach melduje, że chyba zgubił dokumenty. Robimy więc szybkie dochodzenie, które jednak donikąd nie prowadzi. Filip twierdzi że kwity miał w kieszeni bo pamięta dokładnie że uwierały go podczas jazdy a teraz ich brakuje. Zlewamy jednak temat sprawdzając że z kieszeni tak gruby zestaw raczej nie mógł wylecieć. Dochodzimy do wniosku , że zgubienie dokumentów to fantazja i na pewno zostawił je w domu bo wczoraj dawaliśmy paszporty Assadowi i pewnie mu nie oddał irańskim zwyczajem trzymając do końca pobytu. Nie ma co marudzić zapierdzielamy do ostatniego punktu dzisjejszego ranka czyli długo wyczekiwanego zapierdzielania po plaży i kąpieli w zatoce. Wracamy więc do głównego traktu z myślą że dokumenty są z pewnością na bazie, choć Filip ma wyraźnie nietęgą minę. W razie draki brak wszystkiego - dowód rejestracyjny, CPD i paszport. Brak kwitów tutaj to kibel. Jesteśmy jednak dobrej myśli i kierujemy się na drugą stronę głównej drogi skąd widać zjazd w kierunku morza. Po drodze trafia się jeszcze rzeka soli. http://i.imgur.com/1yyhB1V.jpg Dojeżdżamy po twardym ale nagle robi się miękko i kopny piach powala Brodatego na glebę. http://i.imgur.com/LDDZLPq.jpg Michał przedziera się dzielnie do plaży a ja jako że przystanąłem koło zglebionego Filipa trochę się zakopuję ale przy pomocy sprawnego operowania manetką i pomagając sobie nogami przedzieram się również i parkuję na twardym piachu tuż obok Michałowej Tenery. Wspólnie wracamy wykopać Filipa z piachu i pomóc mu do nas dołączyć. Pierwszym wyzwaniem okazało się samo wywalenie KATa na bok bo Fil tak odkręcił że 150 kucy w 1190 wyryło taką dziurę że tylne koło było praktycznie w całości schowane. Wreszcie przewracamy tego słonia na bok i udaje nam się wspólnymi siłami odsunąć go od dziury i postawić do pionu. Filip na koń i pomalutku udało się go wypchać z kopnego piasku do miejsca gdzie pojawiła się roślinność dając lepszą przyczepność. Za moment KAT parkuje tuż obok naszych maszyn ale jesteśmy wykończeni i zlani potem. Szybka decyzja - do wody. Chłodzenie cieczą jest najlepsze. http://i.imgur.com/oaBRg7g.jpg http://i.imgur.com/jUlxPZe.jpg http://i.imgur.com/HXaSr5j.jpg http://i.imgur.com/gHnR8cG.jpg http://i.imgur.com/FYsxT7D.jpg http://i.imgur.com/GD6wJOM.jpg Pakujemy się do wody, która jest okropnie wręcz słona. Oczywiście ja w takich sytuacjach zawsze mam pecha więc najpierw trafiam nogą na ostre kamienie rozcinając łydkę a następnie kładąc się do wody zapierniczam plecami o coś co również prowadzi do zranienia. Obie rany mimo, że nie są głębokie dość mocno krwawią a Brodaty przypomina nam że w tych wodach pływają rekiny. Pozostajemy więc na dość płytkiej wodzie tak aby ewentualnie z daleka dostrzec nadciągające bestie. Nic takiego się jednak nie dzieje. Woda jest jak zupa ale przy tym skwarze lejącym się z nieba jest cudownie wręcz chłodna. Moczymy więc dupy w wodzie dobry kawał czasu ale trzeba spadać bo mieliśmy polatać po plaży a zamiast tego siedzimy w morzu. Niechętnie opuszczamy wodę i pomału zaczynamy pakować się w zbroje i mundury na brzegu. Dostrzegam jakiś ruch na brzegu i po głębszej analizie dociera do mnie że ten ruch jest płynny i ciągły. Co jest kurcze? Lecę więc w kierunku gdzie blisko dostrzegam ruch i gonię kraba , który migiem chowa się do swojej nory przed którą góruje wieża z wykopanego z dna jamy piachu. Tych krabów jest mnóstwo ale są zajeszybkie. Nie sposób żadnego złapać i tylko oczy na słupkach widniejące w głębi jamy wskazują, że coś tam siedzi. Dosyć ciekawe. Trzeba jednak ruszać bo za chwilę wyparujemy. Nasze zapasy płynów są na wyczerpaniu, tylko w Rotopaxie zostało trochę wody ale to niewiele. Ruszamy więc plażą tuż przy krawędzi wody tam gdzie w miarę twardo i lecimy. Jedzie się zajebiście. Pierwszy raz latałem po plaży i to bardzo fajne. Muszę to powtórzyć. Jedziemy tak kilka kilosów ale w końcu naszą drogę blokują skały. Dalej pojechać się nie da. Widzę przed sobą Michała jak tuż przed skałami musiał zwolnić i jego Tenerka natychmiast zapadła się głęboko w piachu. Nie chcąc iść w jego ślady, próbuję jakoś nawrócić ale zamknięcie gazu powoduje że i Afra też grzęźnie w piachu. Nie chcę ryć dziury coby na tej patelni się nie zayebać wykopywaniem więc Afra od razu ląduje na glebę, odwracamy motocykl i przy pomocy chłopaków daję w palnik i uciekam. Wiem, że nie będę w stanie im pomóc ale muszę wyjechać bo tak będziemy się na zmianę wygrzebywać. Ogień do przodu i przy ok 80 km/h jedzie się bez problemów. Dostrzegam wyjazd za kawałek i zmierzam właśnie ku niemu. Docieram do wyjazdu pakując się w kopny piach ale siłą rozpędu dobijam do twardego. Zatrzymuję się i lecę z powrotem na plażę wskazać chłopakom wyjazd. Ja pier#$lę ale są daleko. Ledwie ich widać jak walczą ze sprzętem. Wreszcie się udaje i widzę że Michał leci a za nim pogania Filip na Kacie. Wskazuję Michałowi drogę i wpada on na twarde parkując tuż koło mnie. Brodaty tyle farta nie załapał i znów KAT zakopuje się w piachu. Na szczęście tuż obok i nie trzeba do niego dymać. Wracamy do głównego traktu. Jesteśmy wykończeni, spoceni jak świnie i bez wody. Trzeba spadać na bazę. Mamy ok 40 km i marę aby jak najszybciej znaleźć się w naszej norze i odpalić klimę. Wracamy dość szybko bo każdy z nas jest wykończony. Podczas walki z piachem, kąpieli w morzu totalnie umknęło mi to , że Filip prawdopodobnie zgubił kwity. Wpadamy na bazę i natychmiast pozbywamy się wszystkiego co mamy na sobie. Padamy na pysk na materacach, odpalamy klimę, nawadniamy się. Brodaty w tym czasie przeczesuje wszystko. Dołączamy do poszukiwań przekopując wszystkie rzeczy jakie znajdują się w pomieszczeniu. Niestety dokumentów nie ma. Może zostały u Assada w domu? Sprawdzamy i tą opcję ale i tutaj doopa. Kuwa. Wracamy i przeczesujemy wszystko punkt po punkcie. Na samą myśl że mam się znów ubrać jest mi słabo. Wyjścia nie ma. Zabieram moją czołówkę bo zakładam, że musimy spenetrować jaskinię. Wyjeżdżamy w teren dzieląc się na grupy. Ja zapitalam w najdalsze miejsce pełnym ogniem a chłopaki jadą wolniej próbując sprawdzać czy kwity nie leżą gdzieś przy drodze. Zostawiam ich i lecę a po drodze kotłuje się.mnóstwo myśli. Co będzie jak się.nie znajdą? Co wtedy zrobimy? Mijam naszą drogę jadąc duuużo za szybko. Zakładam, że jaskinia i jezioro solne są na odludziu i może nikt tam nie dotarł więc należy się spieszyć. MIjam jezioro bo Filip zauważył brak dokumentów koło jaskini i postanawiam ją najpierw przeczesać. Docieram do zabudowań, które wcześniej były puste. teraz widzę zaparkowane obok dwa motorki i kolesia, który macha coś do mnie. Zatrzymuję się mówiąc po angielsku , że już tu byłem i muszę sprawdzić czy dokumenty nie zostały w jaskini. Nic nie kuma tylko wali coś po ichniemu więc zlewam go i jadę do jaskini. Zatrzymuję się, parkuję i już mam dymać w jej kierunku jak słyszę że koleś jedzie za mną na tym swoim piździku i macha coś łapami. Co jest kuwa? Czekam więc na niego i z tego jego bełkotu łowię słowo „passport”. No, robi się ciekawie, gość chyba coś wie. Znalazłeś? Wyciąga telefon, mamrocząc Assad i pokazuje na komórkę. No komóry do Assada nie mam , w ogóle nie mam telefonu ze sobą. Koleś w końcu wykręca jakiś.numer kiwając mi dłonią i wskazując to na telefon to na mnie. Wykręca jakiś numer rozmawia z kimś chwilę i oddaje mi słuchawkę, w której słyszę dobrze mi znany głos Assada. Okazuje się, że ten koleś znalazł dokumenty Filipa przy jeziorze solnym, skumał, że obcokrajowców gości Assad więc zadzwonił do niego a że akurat Assad jechał z Belgami tuż za nami to spotkali się.i oddał mu dokumenty Filipa. Assad pojechał za nami po śladach ale jak wlecieliśmy na plażę i cieliśmy po piachu musiał odpuścić i wrócili z powrotem. Ma wszystkie kwity więc wszystko w porządku. Zbieram się z powrotem i wspólnie z lokalnym jedziemy do domków na wjeździe. Zatrzymujemy się i gadamy i koleś powtarza „tip, tip”. No kuwa tip ci się.należy jak psu kość kolego, a Brodaty to po nogach powinien cię.całować. W tym momencie widzę jak leci Michał. Podjeżdża i naradzamy się wspólnie ile mu odpalić. Uznajemy że 50 dyszek będzie OK. Nooooooo, dużo lepiej niż OK bo koleś nas prawie zaczął całować. Zadowolony był bardzo. Dodam, że to u nich musi być.sporo forsy bo mało kto ma wydać z pół bańki i Iranie. Wracamy, dziękując naszemu a w zasadzie filipowemu wybawcy. Brodatego spotykamy kawałek dalej. Oznajmiamy nowiny. Kamień z serca. Uratowany. Więcej szczęścia niż rozumu. Wracamy na bazę z ulgą. Na bazie oczywiście spotykamy Assada, który oddaje dokumenty. Jest wszystko na szczęście. Ńa deser dostajemy zjebę od Assada za zgubienie dokumentów to raz, za opuszczenie obiektu bez wyłączenia klimy to dwa i za zapchany kibel to trzy. Jako że za dwa pierwsze nam się.należało choć opuszczaliśmy norę w pośpiechu i w nerwach to do zapchanego kibla ni uja się.nie przyznajemy. To wina Belgów. Cała akcja finalnie kończy się.bardzo dobrze. teraz czas na posiłek i odpoczynek. Lecimy na obiad ale niestety za cholerę nie pamiętam co jedliśmy. Palące słońce i stres spowodowały , że to co działo się potem pamiętam jak przez mgłę. W każdym razie klasycznie walnęliśmy w kimę z tym, że zależało nam aby wstać wcześnie bowiem w naszych planach było na popołudnie wiele punktów. Mieliśmy zaliczyć delfiny, które można obserwować ale Assad zeznał że teraz ich nie ma więc odpuściliśmy. Ruszamy więc w kolejny punkt programu czyli plażę, gdzie można zobaczyć żółwie. Gonimy więc i wkrótce docieramy do miejsca gdzie niby mają być. Niestety koleś opiekujący się.miejscówką mówi, że żółwi nie ma bo odpłynęły. Faktycznie plaże puste natomiast obok plaży jest coś w rodzaju ogrodzonego terenu i jest tam kilka żółwi ale to coś w rodzaju wylęgarni czy coś takiego. Trudno to określić bowiem nie daje rady dogadać się. z tubylcem. W każdym razie kolejna atrakcja okazuje się.klapą. Ruszamy więc dalej do Doliny Gwiazd czyli Stars Valley. Nie mogę się.nadziwić.jak szybko spada tutaj słońce. Mamy trochę.dnia do południa natomiast sesja popołudniowa jest szalenie krótka. Dosłownie zaraz robi się.szaro a następnie ciemno. Naginamy więc szybko do dolinki. Dojazd jest asfaltowy a następnie wpadamy na ok 3 kilometrową szutrówkę. Na końcu jest szlaban, który jednak jest otwarty i parking. Walimy jednak dalej dokąd się da i parkujemy tuż przy wlocie do doliny. Z daleka nie robi większego wrażenia ale zdecydowanie zyskuje przy bliższym poznaniu. http://i.imgur.com/c5qyW6b.jpg http://i.imgur.com/Io7JPPJ.jpg http://i.imgur.com/yyYKhMy.jpg http://i.imgur.com/BKm20wL.jpg http://i.imgur.com/CmuxRIz.jpg Dolina w sumie najciekawiej wygląda z góry. http://i.imgur.com/rgLrWZO.jpg http://i.imgur.com/zebgBTN.jpg http://i.imgur.com/ETIPSTj.jpg http://i.imgur.com/1iK6sCi.jpg http://i.imgur.com/U86ZNnt.jpg http://i.imgur.com/fqE5xRD.jpg http://i.imgur.com/K3nqnOl.jpg http://i.imgur.com/m6LCtAi.jpg http://i.imgur.com/pflPLij.jpg Ścieżki w dolinie są wyznaczone przez kamienie usypane w formie krawędzi drogi. Niestety panuje tutaj lekki chaos tak że w końcu ścieżka się skończyła i musieliśmy złazić po stromych ścianach w dół aby wrócić z powrotem do motocykli. Ruszamy w drogę powrotną. Siadając na motocykle jest już mocno szaro. Lecimy drogą która wiedzie koło lotniska i widać że ruch jest dość spory. Dojazd z doliny do lotniska to ok 40 km a słońce już zaszło. To był moment jak to się.mówi. Dalszą drogę powrotną na bazę pokonujemy już w ciemnościach. Nie jest to zbyt bezpieczne bowiem wiele pojazdów w ogóle nie jest oświetlonych lub jest ale częściowo. należy więc uważać. Po drodze robimy jeszcze zaopatrzenie i wracamy do naszych norek. Na miejscu żona Assada szykuje nam i Belgom kolację. Płaskie cienkie placki pieczone na płaskiej blasze. Robi to na dworze tuż obok nas. Jutro planujemy wyjechać z wyspy a że moje toboły wymagają najwięcej zabiegów czeka mnie jeszcze montaż sakw do stelaży i takie tam prace. Zostawiam więc chłopaków i organizuję się.coby jutro się z tym nie pitolić. Wreszcie mogę odpocząć. Wrzucam kilka placków zapijając cynamonową herbatą i browarami bez alko. Pięknie widać niebo i jasno świecącego Jowisza. W dalszym ciągu jest duszno choć nieco chłodniej. Rozmawiamy też z Belgami którzy opowiadają nam jak byli w Shiraz i jakie to wspaniałe miasto. Jako, że na wyspie żyć się.nie da a nasze zasoby czasowe kurczą się.nieubłaganie postanawiamy zostawić Queshm, dolecieć do Shiraz i tam spędzić.kolejne dwa dni. To niezły plan. Zostawiamy sobie jeszcze na deser czyli jutrzejszy ranek jedną atrakcję i mamy walić.na prom. Do Shiraz mamy ciut ponad 500 km więc jutro po południu bez problemu powinniśmy tam dotrzeć. Zmęczeni walimy w kimę. Nie mogę jednak spać bo duchota jest okrutna i wcale klima w pokoju wiele nie poprawia. W końcu się udaje ale sen jest byle jaki bo morze wypitych browców co chwila każe mi wstawać za potrzebą. Cóż, taki los. |
Pochłonęło mnie...
|
Pobudka nie wyszła nam tak jak planowaliśmy i niestety nasz poranny plan zrobienia kolejnych atrakcji na Queshm bierze w łeb już na starcie. Jemy śniadanie przygotowane przez gospodarzy i zbieramy się do wylotu na kontynent. Pakujemy bety na motocykle i już w cholernym słońcu żegnamy się z Assadem i jego rodziną. Trzeba się jeszcze rozliczyć i znów miliony zmieniają właściciela. Chciwie przygląda im się Assadowy kocur.
https://i.imgur.com/0XosLgL.jpg Lecimy w kierunku portu, gdzie ładujemy się na prom powrotny. Tym razem gdy tylko znaleźliśmy się na nabrzeżu w okolicy promu podchodzi do nas mundurowy, zabiera nasze paszporty i na chwilę gdzieś znika. Po chwili wraca, oddaje dokumenty i ciepliwie oczekujemy na prom. Słońce już daje tak w doopę że odechciewa się wszystkiego. Wreszcie załadunek i cierpliwie czekamy na dopłynięcie do drugiego brzegu. Towarzystwo mamy tym razem naprawdę nieziemskie gdyż młode panie w towarzystwie swoich ojców niezmiernie się nami interesują. Jest ciekawie. Dziewczyny w przeciwieństwie do ich ojców świetnie mówią po angielsku i są mocno zaciekawione naszymi osobami. Panie noszą daszki o wielkości deski od kibla. Strasznie uważają aby ich skóry nie paliło słońce. Śmiejemy się z tego, bowiem u nas jest kompletnie odwrotnie i widząc jak kobiety dbają tu o własną skórę słabo się robi jak rzesze naszych kobiet świadomie wystawiają swoje ciała na UV. No cóż... Dość szybko pokonujemy dystans pomiędzy wyspą a kontynentem i dobrze bowiem marzymy jedynie aby jak najszybciej ruszyć bowiem tylko wtedy będzie nam choć trochę.chłodniej. Mamy wszak przed sobą kawał drogi do Shiraz. Cieszy mnie jednak fakt, że musimy tam jedynie dotrzeć i jutro bez napinki będziemy realizować plan zobaczenia Persepolis, Nekropolis i co tam jeszcze mamy na rozkładzie. Oczywiście pomni doświadczeń mamy zaplanowaną trasę, która nie prowadzi głównym szlakiem więc trochę drogi nadrobimy , natomiast zakładamy że to i tak będzie szybciej. Tak też się dzieje. Pierwsze kilometry nawijamy jeszcze w zaduchu i upale ale im dalej uciekamy od wybrzeża robi się.coraz bardziej sucho. W związku z powyższym mocząc ciuchy jest nawet komfortowo i naginamy sobie spokojnie. Po drodze łapiemy przystanek na posiłek na rozstaju dróg. Tankowanie i lecimy dalej. Jakieś 200 km przed Shiraz zaczynają się zielona doliny, nawadniane milionami litrów wody. Woda dosłownie zalew wszystko i miejscami robi się cudownie zielono. Dzisiejszy dzień traktujemy jako dojazdowy bowiem po drodze nie ma właściwie nic ciekawego do zobaczenia a przynajmniej nie wykryliśmy żadnych atrakcji, które po drodze chcielibyśmy zahaczyć. Wreszcie późnym popołudniem docieramy do miasta i kierujemy się w stronę hotelu, który polecali nam Belgowie u Assada. Jesteśmy tuż obok i kierujemy się po znakach namalowanych na murach ale coś nam nie idzie. Przejeżdżamy dalej i jesteśmy poza znakami. Co jest? W końcu dostaję nerwa, zostawiam chłopaków i idę z buta bo te uliczki są jak labirynt. Okazuje się.że wejście jest tuż za rogiem dosłownie kilka kroków od miejsca naszego postoju. Na koń i ogień. No ognia nie da się dać bo jest ciasno. Tak ciasno, że nie mogę złamać się w drugi zakręt bo w pierwszy wszedłem za ciasno. Brodaty ze śmiechem dokumentuje z tyłu nasze zmagania z uliczkami Shiraz. Wreszcie udaje nam się dojechać do hotelu i pakujemy motocykle na parking hotelowy zlokalizowany w bramie tuż obok. Kolejny krok to zalogowanie się.w hotelu i przeniesienie tobołów do pokoju. Wreszcie zmęczeni logujemy się na bazie. Teraz prysznic i na miastoooooooo Jest już dość późno ale jeszcze udaje nam się.zobaczyć kawałek miasta za dnia. Przelatujemy się na szybko po bazarach. Brodaty namierza golarza, którego zamierza odwiedzić. https://i.imgur.com/OjBknp1.jpg Kręcimy się trochę po mieście, załatwiamy sprawunki i wracamy do naszego hotelu. Narodu masa, turystów też widać sporo. Jest już ciemno. Hotel jest wybitnie międzynarodowy choć nie wygląda. W obszernym wnętrzu znajdują się jakby budki, w których siedzą goście. Jedzą, rozmawiają, widać że towarzystwo z całego świata. Słychać wiele języków. Siadamy i my. Ustalamy plan na dzień jutrzejszy oraz kolejne etapy naszej wycieczki. To co istotne zaznaczamy na mapie. Palimy sziszę i kończymy dzisiejszy dzień przy bezalkoholowych browarkach. Jak zwykle zresztą :D. https://i.imgur.com/fpqOh7u.jpg https://i.imgur.com/BoaoJUt.jpg Dzisiejszy dzionek zmierza ku końcowi ale dzięki temu że spotkaliśmy życzliwych ludków było bardzo wesoło. Jeszcze nasze nowe lokum widziane z kija. Jutro czekają nas zabytki - Persepolis i Nekropolis. |
:Thumbs_Up:
Mam wrażenie że mieszkaliśmy w tym samym hotelu w Sziraz. Nazywał się Niayesh Boutique? |
Dokładnie. To ten.
|
Świetnie się czyta i ogląda!
|
Tego dnia się zakochałem ... ehh dziewczyno z Shiraz
|
Masakra co za wycieczka! ;)
|
To nie na tym odcinku przeżyliśmy największy wiatr w życiu? Wiało tak w twarz, że zjeżdżając z górki trzeba (znaczy ja musiałem :)) redukować bieg, bo mnie zwalniało.
|
Cytat:
|
Dobrze że mam kamerkę to wiem co było i kiedy:D.
No to jedziemy dalej. Rano pobudka bowiem dziś mamy napięty harmonogram. Postanowiliśmy że Persepolis i Nekropolis zwiedzimy autem, które wynajmiemy poprzez nasz hotel więc motocykle spokojnie garażują na hotelowym parkingu. My zaś udajemy się na śniadanie, które jest serwowane w ogromnym pomieszczeniu gdzie jednorazowo może wejść masa narodu. Goście jednak nie nawykli do porannego wstawania więc w jadalni jesteśmy niemal sami. Śniadanie nędzne jak to dotychczas w Iranie. Chleb, sery, dżemy, jajecznica i coś tam jeszcze. Raczej bezmięsnie więc słabo. Po śniadaniu lecimy na recepcję poprosić o zamówienie nam pojazdu z kierowcą. Koszt 40 $ - rozrzutność ale oddech od moto z pewnością nam się.przyda. Obiekty, które chcemy zwiedzić znajdują się jakieś 60 km od miasta. Wychodzimy przed hotel w oczekiwaniu na naszego kierowcę, który zjawia się za ok 15 minut. Oczywiście po angielsku ni wuja więc konwersacji nie będzie. Lecimy przez zatłoczone miasto i wreszcie wylatujemy na drogę 65 w kierunku Persepolis. Droga zajmuje nam około godziny i wkrótce jesteśmy na miejscu. Nasz opiekun zostawia nas mówiąc że będzie tu na nas czekał za ok 2 godziny. Wbijamy się więc na teren ruin. Wjazd jak na tutejsze warunki skandalicznie drogi - zbiornik paliwa ok 20 pln od łba. Bilety zakupione, wbijamy dalej gdzie znajduje się coś w rodzaju bazarów a raczej centrum gdzie można kupić jakieś.pamiątki związane z tym miejscem. Ceny oczywiście wybitnie turystyczne. Byle goowno kosztuje kupę kasy więc kupujemy jedynie coś do picia i walimy dalej w kierunku ruin. Z daleka majaczą tylko jakieś wystające kamienie ale im bliżej jesteśmy ukazuje się pole z ruinami. Inaczej sobie to wyobrażałem i jestem raczej niemiło zaskoczony tym co zobaczyłem i co oferuje to miejsce. Obawiam się.że zdjęcia dają dużo większy efekt (na plus) niż ma to miejsce w rzeczywistości. No to startujemy. https://i.imgur.com/1Y0Ckx1.jpg https://i.imgur.com/KUMYuLF.jpg https://i.imgur.com/cvEQwFW.jpg https://i.imgur.com/HhwpqeO.jpg https://i.imgur.com/insS3fQ.jpg https://i.imgur.com/6khFHts.jpg https://i.imgur.com/Ae2UChO.jpg https://i.imgur.com/n4AI9uA.jpg https://i.imgur.com/3KmeLoC.jpg https://i.imgur.com/6Pi0rcV.jpg Kupa kamieni. Pewnie dla tych co się.interesują.historią czy kulturą przedstawia to jakąś wartość, jednak w mojej ocenie samo „muzeum” jest nijakie, nudne i mało ciekawe. WIększą atrakcją.są jaszczury które szwędają się.po okolicy bowiem spotkanie z dzikim zwierzem w Iranie to naprawdę sukces. https://i.imgur.com/4OjklHz.jpg https://i.imgur.com/AkEp93A.jpg https://i.imgur.com/pBoqEHo.jpg https://i.imgur.com/WDC1nLq.jpg https://i.imgur.com/OGvF0pH.jpg https://i.imgur.com/qeVgDHC.jpg https://i.imgur.com/sEkYf3M.jpg https://i.imgur.com/hEwPwzq.jpg https://i.imgur.com/gnPGh0E.jpg https://i.imgur.com/HX8VQPF.jpg https://i.imgur.com/khkMmNx.jpg Kamienie na przemian z płaskorzeźbami, kolumnami i bramą. Z tyłu tego bałaganu dostrzegamy wniesienie ze stopniami postanawiamy więc spenetrować ten teren z nadzieją na coś ciekawego typu wejście do grobowca czy coś teges. Wbijamy więc na górę. Widok z góry jest taki. https://i.imgur.com/xzM1muS.jpg https://i.imgur.com/WlmYYwv.jpg A na górze faktycznie coś w rodzaju krypty. https://i.imgur.com/edsb6Aq.jpg Zamknięte jednak na amen. Nad wejściem jest plaska skała. https://i.imgur.com/DxvtaVF.jpg https://i.imgur.com/MMrBQWi.jpg https://i.imgur.com/3cKJBKo.jpg I trochę ruchomych obrazków coby mieć ogląd jak to mniej więcej się prezentuje. Złazimy z tego wzniesienia i kierujemy się ku wyjściu gdzie miał na nas czekać nasz kierownik. A na parkingu miłe spotkanie z motocyklistami chyba z Chorwacji. Koleś z dziewczyną na tym motku byli obładowani jak wielbłądy. https://i.imgur.com/beuL04x.jpg https://i.imgur.com/uTXpPEE.jpg My jednak szukamy naszego kierowcy bowiem chcemy stąd spadać. Nigdzie jednak nie możemy namierzyć tego gamonia. Siadamy więc w cieniu, kupujemy lody i czekamy aż się.pojawi. Rozmawiamy jeszcze z zaczepiającymi nas Irańczykami i okazuje się.że sprawnie namierzają.naszego przewodnika więc pakujemy się do auta. Klima włączona i jest naprawdę przyjemnie. Liczyłem że grzecznie wrócimy na bazę. Jednak program naszej wycieczki został chyba ustalony pomiędzy hotelem i kierownikiem bowiem lecimy dalej w kierunku Nekropolis. Po cichu liczę że nekropolia będzie choć ciut bardziej atrakcyjna niż Persepolis. Podjeżdżamy pod bramę ale nic nie widać. Płacimy więc kolejny raz 20 pln za wjazd i tutaj stopień zawodu jest jeszcze większy. Nic tu właściwie nie ma a to co jest czyli jakieś półki skalne są nieosiągalne bowiem znajdują się.bardzo wysoko. https://i.imgur.com/ngCNtoL.jpg https://i.imgur.com/La4vMse.jpg Tragedia. Atrakcja niemal zerowa. Jesteśmy wkurzeni. Ten czas można było spędzić w lepszy sposób i nie za taką kasę. Ogół wydatków z tym związanych to 40 $ za taryfę w obie strony i kolejne 30$ za wjazd do wszystkich „atrakcji”. Osobiście nie polecam. ALe co kto lubi. Wracamy godzinę do miasta. Jak już dojeżdżamy to postanawiamy wykorzystać naszego kierowcę aby znaleźć optyka gdzie Brodaty w końcu będzie mógł zaopatrzyć się w szkiełka do patrzenia. Salonów z okularami tu w cholerę ale niestety 99% z nich sprzedaje okulary przeciwsłoneczne i nie mają soczewek. Wreszcie po wielu próbach udaje nam się namierzyć dziuplę kolesi, którzy wiedzą o co chodzi i można się z nimi dogadać. Profesjonalnie metodą prób i błędów dobierają właściwe kontakty i Filip może w końcu odzyskać wzrok. Wracamy na bazę. Czas coś.przekąsić i ruszyć na miasto. Niestety mamy już Ramazan i na mieście z żarciem jest tragedia. Na szczęście hotel wie że przyjezdni muszą mieć paszę i mimo że wybór nie jest szałowy i mocno ograniczony ale i tak otrzymujemy fantastyczny posiłek. Następnie chwila odpoczynku i ruszamy w miasto. Najpierw bazary tuż obok naszego hotelu. Po drodze mijamy ciekawe murale z podobiznami gierojów. https://i.imgur.com/IVVJzUL.jpg https://i.imgur.com/BX2C4AG.jpg Bazary są bardzo rozległe, jest w nich chłodno i przyjemnie. Są też miejscówki gdzie można się.napić zimnej wody więc gdyby ktoś.się kiedyś znalazł na patelni w mieście to lepiej poszukać bazaru i schować się w chłodzie. Zaopatrzenie też jest pełne więc można i zjeść i popić. Pachnie fantastycznie a oto powód. https://i.imgur.com/dd3CrGP.jpg https://i.imgur.com/278EniD.jpg https://i.imgur.com/kbMaP3d.jpg https://i.imgur.com/9OQaCnp.jpg https://i.imgur.com/7amtUbp.jpg Kupić można tam praktycznie wszystko. Zanabywamy więc przyprawy, herbatę, miód, szafran i inne dobra. https://i.imgur.com/1PQKGyz.jpg https://i.imgur.com/7tR247Q.jpg https://i.imgur.com/3PPWcZk.jpg https://i.imgur.com/gSZY3S0.jpg https://i.imgur.com/5GunHMF.jpg I taki folklor. https://i.imgur.com/tsq4eOQ.jpg Oprogramowanie dowolnej maści również znajdziemy bez problemu na wszystkie platformy. https://i.imgur.com/jKvbb7T.jpg?1 Zakupy zrobione, zmierzamy więc w kierunku domku. Po drodze mijamy meczet a służby porządkowe uwijają się.jak w ukropie. https://i.imgur.com/D5R8skT.jpg https://i.imgur.com/WJWn73A.jpg https://i.imgur.com/wInKDaC.jpg Ogólnie należy przyznać że śmiecą.na potęgę ale i służby miejskie też stają na wysokości zadania. https://i.imgur.com/g7xLi58.jpg https://i.imgur.com/HuxZy4G.jpg https://i.imgur.com/unSDQmn.jpg https://i.imgur.com/srz2ti5.jpg Wracamy na bazę, odsapnąć chwilę.przed dalszym lataniem po mieście. Ciekawa reklama. https://i.imgur.com/pFRCwpk.jpg I nasz hotel. Niayesh Boutique Hotel jak bystrym okiem zauważył Celofan. Obiekt generalnie godny polecenia dla odwiedzających Shiraz. https://i.imgur.com/M7kvhc6.jpg Zostawiamy zakupy w hotelu i ruszamy na drugą sesję naszej wędrówki po mieście. Cały dzień chodzenia nas wykończył. Z rana zabytki, po południu zakupy i latanie po mieście. Mamy dosyć. Kończymy dzionek delektując się jeszcze posiłkiem w hotelowej restauracji. Jutro wracamy na trasę. Shiraz jest zajefajne. Persepolis i Nekropolis już niekoniecznie. |
Baaardzo zacna wyprawa i relacja :-) Czekam na dalszy ciąg :-)
|
Witaj Piast. Dawno cię nie było. Czekam na twoja opowieść bo baaardzo inspirujesz.
|
Cytat:
|
To chyba dość popularny obiekt wśród turystów. Praktycznie sami obcokrajowcy, obsługa płynnie mówiąca po angielsku. Fajne miejsce.
https://steppingoutofbabylon.files.w...l_dsc_3134.jpg |
Pobudka. Wcinamy śniadanie i pakujemy motocykle. Powoli mamy zamiar zmierzać w kierunku Morza Kaspijskiego łapiąc po drodze jakieś ciekawe punkty. Marzymy o chłodnym poranku w Armenii ale to jeszcze kawał drogi. Motocykle spakowane i wyjeżdżamy żegnając się z Shiraz. To fajne miejsce. Pierwszy punkt na naszej trasie to wodospady Margoon położone jakieś 250 km od bazy w Shiraz. Oczywiście ciągniemy ścieżkami mało uczęszczanymi i leci się bardzo dobrze. Po godzince robimy pierwszy postój na tankowanie i łyk wody. Jest wyraźnie chłodniej, droga fajnie się wije pośród wzgórz a temperatura spadła do szokujących 25 stopni. Jedziemy na północ.
https://i.imgur.com/aUGzWEN.jpg https://i.imgur.com/4sYfBeK.jpg https://i.imgur.com/LcClj5B.jpg https://i.imgur.com/cgvMd1j.jpg https://i.imgur.com/StAFnFS.jpg Droga dzisiaj idzie nam naprawdę.świetnie i dość szybko dolatujemy do wodospadów. Zostawiamy motocykle dolatując najbliżej jak się da. Od parkingu czeka nas kilkunastominutowy spacer co niezbyt mi się.uśmiecha gdyż tutaj znów jest gorąco. Lecimy więc w kierunku, który wskazują znaki. Droga wiedzie chodnikiem, który jednocześnie jest rodzajem murka oporowego gdy nagle tuż przed moimi stopami spada na drogę wąż długości około metra. https://i.imgur.com/K02u4kT.jpg Posrałem się.prawie ale na szczęście gad szybko zmyka w dół zbocza i chowa się.między skałami. Dalszą drogę pokonuję już jednak zwracając baczną.uwagę na otoczenie. Więcej incydentów nie ma. Po drodze mijamy handlarzy oferujących różne napitki i jakieś żarcie ale my lecimy dalej. Marzę o schłodzeniu się w wodzie i pomiędzy drzewami dostrzegam pierwsze małe bajorka. Słychać też już szum spadającej wody. Raczej szelest niż szum. Dziwne jak na wodospad. https://i.imgur.com/1w7sYhG.jpg https://i.imgur.com/ENMDLoF.jpg https://i.imgur.com/h34sG7v.jpg https://i.imgur.com/onbKte3.jpg Zbliżamy się pomału i naszym oczom najpierw ukazuje się.małe jeziorko po którym Irańczycy pływają.pontonami, na materacach i czym kto dysponuje. https://i.imgur.com/zcRtANX.jpg Woda cieknie jakby zewsząd. https://i.imgur.com/lvgJePe.jpg https://i.imgur.com/wtUlpUz.jpg https://i.imgur.com/09dR75u.jpg Nie jest to klasyczny wodospad gdzie woda spada korytem rzeki w dół. To raczej wygląda jakby u góry było jezioro przez którego brzegi woda przelewa się bardzo szerokim strumieniem. Wygląda to obłędnie. https://i.imgur.com/wNqCgVk.jpg Oczywiście pakujemy się pod samą.ścianę i z rozkoszą moczymy się pod opadającymi strugami wody. Jest chłodna i przyjemna. Bosssko. https://i.imgur.com/eYveMPu.jpg https://i.imgur.com/SausiSC.jpg https://i.imgur.com/Gx5HcLV.jpg https://i.imgur.com/XpTl2QK.jpg https://i.imgur.com/jYdcSJ4.jpg https://i.imgur.com/AZSUv7q.jpg https://i.imgur.com/J0eVIpj.jpg https://i.imgur.com/yn3w8hk.jpg https://i.imgur.com/ujZLYIK.jpg Na dole jest zbiornik a w zasadzie kilka gdzie gawiedź się chłodzi w cieniu drzew. https://i.imgur.com/eG1waIa.jpg https://i.imgur.com/ypccXKe.jpg https://i.imgur.com/t3d2V7e.jpg https://i.imgur.com/VBZlcu6.jpg Miejscówka jest fantastyczna, wręcz bajkowa. Aż szkoda ruszać dalej ale mamy jeszcze ok 400 km do Daran a Słońce już baaardzo wysoko i zaczynam mieć obawy czy uda się tam dotrzeć. Ruszamy więc dalej. Droga jest bardzo ciekawa, jest pagórkowato mijamy zielone dolinki w których ukryte są małe miasteczka. Zatrzymujemy się.na rozstaju dróg gdzie spożywamy obiad. Jest dość ciekawie bowiem możemy napić się.również.kawy, którą sprzedaje koleś w dziupli obok knajpy, w której jemy. Najedzeni, po kawie ruszamy w dalszą wędrówkę. W Daran znaleźliśmy sobie na necie hotelik o nazwie Tourist Hotel i tam też mamy zamiar zanocować. Czas jednak leci nieubłaganie i zaczynamy gonić bowiem przy wodospadach zeszło nam trochę, potem postoje , obiad i zaczyna się.robić szaro. Wjeżdżamy w góry i nie wierzę w to co odczuwam ale jest mi cholera zimno, mimo tego że temperatura oscyluje wokół 20 stopni moja termoregulacja jest mocno zaburzona bowiem organizm zdążył już przyzwyczaić się.do wysokich Irańskich temperatur a tu nagle z upalnego Shiraz gdzie temperatura wynosiła pod 40 stopni wjechaliśmy w góry gdzie jest dużo chłodniej. Odczuwam to jako zimno ale jestem zadowolony. Lepiej się ubrać niż gotować więc nie ma co narzekać bo trzeba zapitalać. Nie można jednak zapomnieć że od czasu do czasu przerwa w jeździe jest konieczna więc kolejny ostatni tego dnia postój robimy kilkadziesiąt kilosów od celu naszej podróży. Krajobraz się.zmienia. Mamy już zielone drzewa, łąki trawy no ogólnie ładnie a nawet bardzo ładnie w porównaniu ze spalonym pustynnym krajobrazem południa. https://i.imgur.com/2aEoQVm.jpg https://i.imgur.com/abTro6t.jpg Wreszcie tuż przed zachodem słońca docieramy do Daran i bezbłędnie niemal odnajdujemy nasz hotel. Oczywiście nikt nie kuma w żadnym języku oprócz farsi ale trochę na migi a trochę.po angielsku udaje nam się załatwić nam pokój ze śniadaniem. Logujemy się.szybciutko do pokoju , prysznic , zmiana ciuchów i ogień do miasta. W zasadzie to malutkie miasteczko w prowincji Isfahan. Na główniej ulicy znajdują się.sklepy i kilka lokali z jedzeniem. Siadamy więc w jednym z nich i zamawiamy jakiś lokalny fast food na który czekamy jak w eleganckiej knajpie z pół godziny. W tym czasie robię zakupy w warzywniaku naprzeciwko. Dzień bez słodkiego arbuza byłby stracony więc dziś.na deser będziemy go spożywać. Żarcie nawet niezłe choć nie kumam czemu te ichnie fastfoody są.podawane na zimno. Już kolejny raz jemy uliczne jedzenie ale za każdym razem ciepłe jest co najwyżej mięcho (o ile w ogóle) ale buły zawsze są zimne. Wrzucamy jednak bez wybrzydzania i ruszamy w drogę powrotną łapiąc jeszcze kilka produktów w sklepikach po drodze. Wracamy do hotelu, piwko, arbuzik i spanko. Jutro mamy ambitny plan dotrzeć do wybrzeża Morza Kaspijskiego. Celem jest miejscowość Lahijan położona pomiędzy łańcuchem górskim a morzem. Wszyscy nam mówią że tam jest pięknie i chcemy sami to zobaczyć. Jutro się.przekonamy. |
Super relacja! Kolejny odcinek lepszy od poprzedniego! Nie kończcie tej podróży!!!
|
Live from Daran ;)
|
To to ja rozumiem... zieleń, góry... tam widać jakieś życie, a nie jak do tej pory piasek i szyby naftowe ;) Ciekawe jak z temperaturą :)
|
Zdecydowanie chłodniej o ile te kilka stopni w dół to niewiele to jednak robi duża różnice.
|
Rano jak zwykle. Śniadanie podłe jak zwykle i żmudne pakowanie motocykli. Ruszamy. Dzisiejszy dzień ma być z założenia podobny do wczorajszego. Mamy do pokonania ok 600 km do Lahijan. Po drodze mamy zamiar zaliczyć wioskę Masuleh jako atrakcję dzisiejszego dzionka. Podobno jest fantastyczna i warto ją zobaczyć. Obczajoną mamy z grubsza trasę szutrową, która objeżdża Masuleh i wylatuje na główną traskę. Kilkadziesiąt kilosów szutrów i nieznanego nam jeszcze w tym momencie offu. Wylatujemy z Daran i śmigamy w kierunku Lahijan. Wszystko idzie nam sprawnie. Leci się zajefajnie , po drodze zaliczamy szamanko i pomalutku zmierzamy w kierunku naszego celu. Z początku gonimy drogami kategorii B lub C ale w końcu dolatujemy do głównej dwupasmowej trasy. Auta tu naprawdę zadupcają co chwila spotkać można patrol policji z radarami. Wypadając z jednego łuku z Filipem coś kole 150 nadziewamy się wprost na wycelowany w nas radar policjantów. Ci jednak nawet nie ruszyli się z miejsca więc mijamy ich bez odpuszczania. Oglądam się do tyłu na Filipa i patrzę że też przeszedł. Droga wije się wspaniałymi serpentynami raz w górę raz w dół. Widoki są fantastyczne.
W pewnym momencie nagle czuję ogromny spadek mocy lecąc ok 140. Patrzę na blat ale żadnych niepokojących komunikatów, światełek itp nie dostrzegam. Prędkość spadła jednak do 80 i spada. Co jest kuwa? Silnik pracuje prawidłowo. Redukcja o 2 w dół i gaz do dechy. Praktycznie brak reakcji. Dopiero po chwili dociera do mnie, że to nie z motocyklem coś jest nie halo lecz od frontu mam jednostajnie i równo wiejący potężny wiatr. Motocykl jako tako przyspiesza jedynie na trójce. Ja pier… Droga skręca w lewo i wtedy dostaję koszmarnego kopa w bok z prawej, który momentalnie zwiewa mnie na lewy pas a następnie z przeciwnej strony podobny strzał z drugiej strony co prawie kończy się zmieceniem mnie z drogi. Rzut oka w tył i widzę że Filip też walczy. Zwalniamy do 50-60 co niewiele zmienia gdyż wiatr targa nami jak szmacianą lalką na wszystkie strony. Zwalniam do 40 bo w gaciach mam mokro. Nigdy nie doświadczyłem czegoś podobnego. W końcu się zatrzymuję. Filip dojeżdża i pomału ruszamy dalej. Taka szarpanina targa nami przez kilka kilometrów przez które robi mi się naprawdę ciepło. Nie mogę tak dalej. Muszę złapać oddech bo stres mnie zżera i obawiam się że może być jeszcze gorzej. Zjeżdżamy więc na pobocze tuż obok przydrożnej knajpy. Chłopaki też mają nietęgie miny i widać że na nich też całe to zdarzenie zrobiło niesamowite wrażenie. Trzeba się chwilę wyluzować. Idę do baru po napitki. Stoimy na poboczu popijając napoje i dywagując o tym co nas spotkało. Widocznie Irańczycy poprowadzili trasę tak niefortunnie że zmienili naturalny ruch powietrza na tym terenie. Nic innego nie przechodzi mi go głowy. Na początku nawet nie poczułem jakiegoś uderzenia powietrza, dosłownie nic. Gdyby nie nagły spadek prędkości nawet bym tego nie zauważył. Dopiero później jak zaczęło szarpać na boki zdałem sobie sprawę z tego że to wiatr wyczynia takie harce. Jako że lokalesi sie niezbyt przejmują krajobrazem i jeśli zaplanowana trasa biegnie przez górę to po prostu ją likwidują równając z poziomem planowanej drogi. Takie obrazki widzieliśmy już wielokrotnie. Coś niesamowicie okropnego. Tunel powietrza nawala z niewiarygodną prędkością i wyhamował rozpędzoną Afrykę do połowy pierwotnej prędkości dosłownie w sekundę. Wreszcie wiatr słabnie a i my zjeżdżamy z głównego traktu kierując się do Lahijan. Droga zmienia się dosłownie w momencie i lecimy przez wioski krętą ścieżką a wokół roztaczają się fantastycznie zielone wzgórza a w dolinie której się znajdujemy rozlewa się morze pól ryżowych. https://i.imgur.com/c30yIT7.jpg https://i.imgur.com/IvCXH3I.jpg Wreszcie dojeżdżamy do miasta. Ruch bardzo duży i jest gęsto. Szukamy jakiegoś noclegu i wreszcie udaje nam się namierzyć obiekt w samym sercu miasteczka tuż obok zbiornika wodnego. https://i.imgur.com/Tdqblon.jpg Miasteczko wygląda na uzdrowisko. Jest sporo knajp typu fast food i nawet pizzeria. No to musimy skosztować irańskiej pizzy. Pakujemy bambetle do pokoju, który udało nam się wynająć. Jest bardzo przestronny. To w zasadzie 2 pokoje i łazienka. Do tego mamy balkon. Jest super ale niestety nietanio. To najdroższy nocleg na całej naszej wyprawie. Pokój kosztuje tutaj ok 350 pln ale ma własny parking a i restauracja wygląda ekskluzywnie. Szybki prysznic i lecimy na miasto. Najpierw pizza a potem mała wycieczka wokół stawu będącego centrum Lahijan. Irańczycy na pizzy się znają słabo więc jest taka sobie ale wcinamy bez marudzenia. Sam lokal wygląda jak jakaś sieciówka i jest dość drogi. https://i.imgur.com/UUtXnIj.jpg https://i.imgur.com/FlvZXep.jpg https://i.imgur.com/UKMUYVF.jpg Szybko robi się ciemno i deptak rozświetla się wielokolorowymi światełkami. https://i.imgur.com/XwF3OL3.jpg https://i.imgur.com/PSk06zV.jpg https://i.imgur.com/5lLm9if.jpg https://i.imgur.com/nPkgKDz.jpg https://i.imgur.com/zaPzjNK.jpg https://i.imgur.com/tajAqYM.jpg https://i.imgur.com/tLqrH9E.jpg https://i.imgur.com/WMzgB3G.jpg https://i.imgur.com/g6EPi7V.jpg Robimy mały trekking wokół stawu i wracamy na kimę do hotelu. Jutro mamy plany zajechać nad Morze Kaspijskie, zrobić rundkę do Masuleh i zaliczyć mały offik. |
to gdzie za rok :at::dizzy: ?
|
fshut
|
Emek, a jaka ty masz receptę na ulozenie sobie zycia/pracy/rodziny i wszystkiego pod tym katem, by moc podrozowac? Bo mi już się koncza pomysły, szukam inspiracji :)
|
Nie mam. Łatwo nie jest ale jakoś się.udaje. Rodzina stara się mi pomagać a nie hamować i chwała im za to.
|
PIEEEKNIE qrwa! !!!
BARDZO podoba mi się ta irańska przejażdżka!! |
Poranna pobudka nastraja mnie bardzo optymistycznie jak tylko znajduję się w sali restauracyjnej naszego hotelu. Nooooo, wreszcie jest to poziom jakiego można oczekiwać za ponad stówkę za łeb. Stoły się uginają, żarcia wszelkiej maści jest opór. Napychamy się więc wreszcie porządnie i lecimy pakować motocykle. Jest przyjemnie. Nie ma zaduchu ani gorąca. Znaczy gorąco jest ale nie aż takie, jak na południu. Można powiedzieć że tutaj jest chłodno ledwie 25 stopni. Stoję przed hotelem i pakuję bety na motocykl. Dostrzegam skitranego w krzaczorach recepcjonistę, który wczoraj logował nas do obiektu. Pojawia się.też jeszcze jeden pracownik i cichaczem w krzakach jarają szlugi chowając się.przed oczyma ludzi i policji. Wszak mamy Ramazan i jaranie jest zabronione. Przynajmniej w czasie dnia. W zeszłym roku zarówno Kirgizi jak i Tadżycy respektowali te zasady. Każdy chętnie przytulił fajkę w padarku ale nikt nie palił do zmroku. W Iranie jak widać jest zupełnie inaczej, bo ci kolesie nie są pierwszymi, których dostrzegam jak się chowają.paląc pety. Zabawną sytuację.mieliśmy wczoraj po drodze, o której zapomniałem wspomnieć. Mianowicie w pewnej mieścinie zorientowałem się że nie mam kasy i muszę wymienić jakieś zielone. Zatrzymaliśmy się więc w miasteczku i ruszyłem do banku, który był nieopodal. Chłopcy zostali przy motocyklach. Wbijam się do banku, ludzi opór, nikt na mnie nie zwraca uwagi. Oczywiście same chłopy. Nagle jeden z nich dostrzega mnie i gestem zaprasza abym usiadł obok niego ale to nie obsługa lecz klient. OK, siadam i koleś coś tam rozumie po angielsku więc tłumaczę mu że muszę kasę wymienić. On na to że tutaj nie da rady ale zaprowadzi mnie do drugiego banku, gdzie to załatwimy. Pytam czy to daleko, jechać na moto czy jak? Oznajmia, że to ok 300 metrów więc postanawiam że się.przejdę. Kątem oka dostrzegam chłopaków otoczonych armią tubylców więc tym chętniej dymam w upale z buciora do banku co wymienia kasę. Idziemy wspólnie z Irańczykiem, wyciągam fajkę częstuję, ten grzecznie odmawia ale jakoś dziwnie na mnie spogląda. Idziemy dalej, fajka odpalona a ten gdy to zauważył to wpadł w panikę. Łapie mnie za rękę, ciągnie gdzieś.na bok, blady jak ściana. Co jest kuwa? Widzi że nie kumam więc tłumaczy że Ramazan, nie wolno palić, policja, kara będzie. Mówię więc chłopie, Ramazan to wasze święto a ja innowierca i niejako mam to w doopie ale z grzeczności widząc że gość naprawdę przerażony gaszę. Wyraźnie się uspokoił. Wchodzimy do banku nr 2. Ludzi w huk. Podbijamy do grupy kilku finansistów za ladą.i mój „znajomy” coś tam szwargocze do nich i pyta ile chcę wymienić? 100$ odpowiadam i wyciągam kasę. Wszyscy mężczyźni lukają na mnie i coś.gaworzą po swemu. Ja oczywiście nic nie czaję, ludzi tłum i nagle gość bierze ode mnie kasę i znika. Kuwa co jest? Odwracam się.a mojego towarzysza też.nie ma. W banku tłoczno jak cholera. Pozostali „bankowcy” też się.jakoś rozleźli. No fak! Oszyli mnie w Iranie na kasę w biały dzień w banku w Ramazan. Ja pier…
No i stoję tak jak debil, kolesi nie ma. Wokół pełno gawiedzi. Załamka. Wuj tam, myślę pogodzony ze stratą choć sytuacja jest kompletnie abstrakcyjna wtem ktoś mnie szarpie za rękę. Jest mój opiekun , wrócił a w łapie trzyma kasę z wymienionych dolców. Co? Jak? Wychodzimy. Dopiero na zewnątrz mi wytłumaczył że ustalił wymianę dolarów, które dałem jednemu gościowi a tamtem poszedł zadzwonić do kasy po drugiej stronie banku że ob podejdzie bez kolejki i przyjmie kasę za mnie. Trochę to trwało ale po co miałbym w kolejce stać skoro ja turist. No ok, legendarna gościnność. OK. To taka dygresja co do jarania i przygody w banku. Lecimy dalej. Dla ciekawych lokalizacja naszego hotelu. https://i.imgur.com/4OiX96G.jpg https://www.google.pl/maps/place/Tou...7!4d50.0102699 WYlatujemy z zatłoczonego Lahijan i kierujemy się.nad Morze Kaspijskie. Kręcimy się.jakby wkoło. Tak mi się.przynajmniej wydaje ale to Michał nawiguje i wreszcie skręcamy z drogi, wjeżdżamy na jakieś.podwórko a przed nami morze. https://i.imgur.com/VxnkE9A.jpg Nie to nie meduza ;) https://i.imgur.com/9iQ865U.jpg https://i.imgur.com/897WPfT.jpg Jesteśmy na terenie jakiegoś ośrodka, który w tej chwili jest zamknęty i świeci pustkami. Szerokie plaże, grille i miejsca zabaw dla dzieciaków. https://i.imgur.com/6kNHhsP.jpg https://i.imgur.com/jsbsRv9.jpg https://i.imgur.com/09Pd2HX.jpg Michałowi chyba się nie podoba :Sarcastic:. https://i.imgur.com/timizPZ.jpg https://i.imgur.com/01L6j1F.jpg Małpa też chce fotę nad morzem https://i.imgur.com/2vx1e3Z.jpg Miejscówka fajna ale czasu na kąpiel brakuje więc ruszamy zgodnie z planem w kierunku Masuleh. Przebijamy się.więc przez zatłoczone Raszt bo tak nas jakoś navi nieszczęśliwie poprowadziła i pomału lecimy w kierunku wioski. Krajobraz się zmienia, jedzie się sieloną dolinką wzdłuż wzgórz. Co chwila po bokach drogi znajdują się knajpki, jakieś miejsca odpoczynku, grille. Gdzieniegdzie widać ludzi jak odpoczywają i jedzą. jest chłodniej bo lecimy w cieniu pomiędzy wzgórzami. Nagle zauważam że nie mam z tyłu Filipa. Zatrzymujemy się.więc z Michałem przy sklepie i kupujemy napitki. Czekamy ale Filip nie dojeżdża a przejeżdżające auta coś nam podejrzanie machają. Wydaje mi się że dają.nam sygnały że Filip stoi. Może coś się stało. Michał zostaje a ja wracam po Fila. Okazuje się że nasz poznany wcześniej przyjaciel Jakub, którego poznaliśmy jak pomógł mi zmienić.oponę przedzwonił do Brodatego i ucięli sobie pogawędkę nie wiadomo o czym. Dojeżdżamy do Michała i ruszamy w górę do Masuleh. Wreszcie przed nami robi się.mały zator spowodowany tym, że jest pobór opłat na wjazd do Masuleh. Oczywiście podjeżdżamy i koleś z uśmiechem macha aby lecieć dalej. Gonimy więc ale miasteczko jest wręcz zapchane autami więc postanawiamy wjechać na górę i stamtąd rzucić okiem na wioskę. STajemy na jednym z winkli i oglądamy tą.wątpliwą atrakcję. DOmy zbudowane na stromej ścianie tylko czekają na lawinę.błota, która je zmiecie w dół. Chwila oddechu, podziwiamy krajobraz ale jako że jest jeszcze wcześnie nie decydujemy się na posiłek w Masuleh tylko ruszamy dalej. I to był błąd. Jedziemy dalej i wkrótce asfalt zastępuje szutrówka. Wspinamy się na szczyt gdzie zastajemy niesamowite wręcz widoki. Zatrzymujemy się.na focie. Michał pruje szybciej i jest jakieś 200-300 metrów dalej. Widząc że stanęliśmy też się zatrzymuje i zalicza paciaka. https://i.imgur.com/ZT5pwLc.jpg https://i.imgur.com/Y3eFGB3.jpg https://i.imgur.com/XzYKAZe.jpg https://i.imgur.com/XzAAK63.jpg https://i.imgur.com/0dTfIAw.jpg https://i.imgur.com/1MxKXRO.jpg https://i.imgur.com/dS2khxI.jpg https://i.imgur.com/lBnx9H3.jpg https://i.imgur.com/HcVycxj.jpg Zapierdzielamy dalej. Cały czas jedzie się fantastyczną szutrówką poprzecinaną co jakiś czas koleinami i warstwą luźnych kamieni które wysypano aby maszyny je rozgarnęły i ubiły. Wydaje mi się.że za jakiś czas będzie tutaj asfalt. Na razie jest zajebiście. Gonimy drogą pełną zakrętów i w pewnym momencie zauważam brak Brodatego, który jechał ostatni. Michał odjeżdża, gonię więc za nim aby dać mu sygnał aby się zatrzymał. Wreszcie stajemy, zdejmujemy ciuchy i czekamy aż Filip dojedzie. Rozmawiamy z Michałem czy aby się nie wrócić ale widziałem że Filip kręcił kamerką więc uznajemy że pewnie się zatrzymał i filmuje bo widoki mamy nieziemskie. Wypalam fajkę , nasłuchujemy ale sieczkarni nie słychać. Dobra, zajaraj jeszcze jednego i wracamy stwierdza Michał. Nie było się.tam gdzie wywalić więc pewnie kameruje. OK. Palę drugą faję, stoimy już dobre kilkanaśncie minut. Nie ma żartów, wracamy. Nagle jednak słyszę KATa. Jedzie. Jednak się wywalił. Jesteśmy trochę zmęczeni a zrobiło się.późno. Pora obiadowa minęła, w brzuchach burczy, żarcia nie mamy. Trzeba ruszać dalej i znaleźć coś.do żarcia bo tutaj nie ma nic. Trasa jest widokowa, cały czas szuter, który w końcu ustępuje pola asfaltowi. Cała trasa ma kilkadziesiąt kilometrów (tak na oko) i jest fantastyczna. Stajemy w pierwszej mieścinie po drodze ale niestety knajpa zamknięta. Zagaduję z lokalesami, którzy chętnie wskazują nam drogę do jedynego lokalu, w którym można coś zjeść. PArkujemy i wbijamy się.do środka. Tam dwa stoliki i koleś postury niedźwiedzia. Pytam co mają na co prowadzi mnie za kotarkę gdzie na kuchni stoi wielki gar z czarną mazią. Pytam co to jest? Odpowiada że zupa i z uśmiechem na twarzy bierze w łapy kombinerki i z głębi gara wyciąga nimi łeb kozy. Kuwa, ja pier.. Nie wiem czy to się da zjeść ale OK. Spróbujemy. Siadamy przy stoliku a kolesie, którzy nas tu skierowali razem z nami przy stoliku obok. Po chwili na stole ląduje zupa, która jest samym płynem w kolorze powiedzmy że ciemnym. Do tego chleb i coś w butelce. Próbuję i pierwszy odruch to cofka. Kuwa nie da się tego zjeść. jednak jeden z chłopaków bierze butelkę z jasnym płynem i wlewa mi do michy. To chyba czosnek pomieszany z sokiem z cytryny. „Zupa” zaprawiona tym płynem smakuje już bardzo dobrze i zamawiam nawet dokładkę. Jednak to nie koniec. Kucharz stawia przed nami talerze z czymś co trudno określić a jedyne co wiem to że to coś było z kozy. Próbujemy i tutaj muszę przyznać że polegliśmy. Kilka kęsów przełknąłem ale więcej nie dałem rady. Coś okropnego. Syf jak cholera. Naradzamy się.i dochodzimy do wniosku że trzeba zapłacić i spieprzać. Dodam tylko że Panowie obok zajadali się.ze smakiem tym czego my nie byliśmy w stanie przełknąć. Szybko płacimy mimo że dalej jesteśmy głodni, wsiadamy na motki i uciekamy pozdrawiając naszych znajomych. W kolejnej wsi jest stacja paliw i musimy zatankować. Pierwsza stacja jest nieczynna a w drugiej jak podjechaliśmy pod dystrybutory koleś nalał nam tylko po 5 litrów i więcej ni wuja nie chciał. Nie wiem do dziś o co chodziło. Traktował tak jednak wszystkich bez wyjątku. Wkurzeni wyjeżdżamy z wiochy ale w złym kierunku więc zatrzymujemy się.na poboczu i KAT znów nie chce stać prosto. https://i.imgur.com/NtYWjVU.jpg https://i.imgur.com/5OrPG4V.jpg Wracamy z powrotem do wiochy i kierujemy się.na właściwą ścieżkę. Tutaj droga wiedzie zajebistym asfaltem po fantastycznych winklach a widoki są.cudowne. Zatrzymujemy się.po raz kolejny tym razem dotankować do pełna, gdyż mamy jeszcze kawałek do celu naszej podróży czyli miejscowości Ardabil. Tam chcemy zanocować tak aby jutro móc dostać się.do Armenii, walnąć kimę.w krzaczorach jak Pan Bóg przykazał i napić się.wreszcie browara. Dolatujemy wieczorem i nie bez kłopotów docieramy do hotelu, który jednak jest pełny. Długo dywagujemy z lokalesami i wreszcie jedna trochę.kumająca po angielsku kobitka wskazuje nam hotel gdzie będą miejsca. Docieramy tam wreszcie, logujemy się do pokoju, szybki prysznic i ruszamy do miasta na godziwą szamę bo dziś.od rana jedziemy praktycznie na pusto. Kilometrowy spacerek ale knajpy są jeszcze pozamykane, otwierają za chwilę. W jednej wreszcie możemy usiąść i zamówić żarcie. Ucztujemy na bogato i z pełnymi brzuchami wracamy do hotelu. Hotel nazywa się Darya i znajduje się.tutaj. https://www.google.pl/maps/place/Dar...3!4d48.2774395 Po drodze oczywiście zaliczamy sklep z trunkami bez alko, którymi raczymy się.przez resztę wieczora. Jesteśmy strasznie złachani ale zadowoleni. To był jeden z najlepszych dni w Iranie podczas naszej wycieczki. Morze, zieleń, fantastyczny off i spokój. Jutro chcemy się wydostać z Iranu i skierować w stronę domu. |
możesz na mapie postawić kreskę, którędy smigaliście wokół Masulleh?
ps. serio, nie podobało się Wam Masuleh? Bo mi bardzo, ale niestety byłem w marną (mgła) pogodę i słabo było widać, niemniej dla mnie ta wioska miała mega fajny klimat i każdemu bym polecił. |
Google nie chce wyznaczyć tej trasy więc jest tylko kawałek.
https://www.google.pl/maps/dir/37.20...37.1602809!3e0 Pociągnęliśmy szutrem dalej aż zaczął się asfalt. Nie wiem dokładnie jak daleko ale kilka godzin jazdy nam zeszło. Michał miał navi więc pewnie ślad mu został. W Masuleh nie to że nam się nie podobało. Mieścina położona jest super ale miasta to nie nasz konik i walnęliśmy je w zasadzie tranzytem bo napaleni byliśmy na szuterki i off. https://i.imgur.com/NDkEoWU.jpg Po drugiej stronie też widać fajną ścieżkę na prawo od miasteczka wśród zieleni. Tam szutrów jest opór i to w górach więc chłodniej. |
Jako, że nasz irański odcinek wyprawy dobiega już do końca, Brodaty zmontował filmik podsumowujący naszą jazdę po Iranie. Zapraszam do oglądania. Tylko traski irańskie.
|
jeżeli dojechaliście do drogi 319 to pewnie jest ta sama, którą ja jechałem (i jest mega kozacka).
to prawda, że jest tam znacznie więcej, miejscowi mi nawet pokazywali gdzie. |
Ta sama. Dolecieliśmy do 319 i potem do Ardabil. Odbić na boki tam też jest trochę więc można się zgubić w tych górach. Fajny teren i zielono.
|
Świetny film :Thumbs_Up:
|
Filmik mega! Super widoki. Czytając relację jakoś tak średnio mi się chciało tam jechać. Jednak filmik pokazał, że warto kulać się tyle km do Iranu. Może kiedyś się uda.
|
Podobnie, te opisy pustyń i gorąca mnie zniechęcały, ale film interesujący.
|
Telewizja kłamie :p. Iran ma powierzchnię 5 razy większą od Polski. Wystarczy popatrzeć na satelitarny obraz i już wiadomo ile tam jest zieleni a ile pustyni. Ale trzeba oddać Brodatemu że tak to zgrabnie skleił że można się nabrać jak to tam jest zielono :D.
https://upload.wikimedia.org/wikiped...topo_blank.jpg |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:11. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.