Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   DLACZEGO KIRGIZ SCHODZI Z KONIA? Czyli Leszcz Adventure Team w wielkiej wyprawie badawczej do Azji centralnej (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=3783)

wieczny 16.11.2009 00:13

Ruskich nie biły po oczach skrzynki po amunicji :D?

sambor1965 16.11.2009 00:17

Fajny ten wasz "skrocik". Szkoda tylko ze zawsze czas goni i nie da sie posiedziec dluzej...

czosnek 16.11.2009 00:32

Cytat:

Napisał wieczny (Post 84177)
Ruskich nie biły po oczach skrzynki po amunicji :D?

Raz miałem stres na rosyjskiej granicy przy "geigerach"

Skrzynki są po amunicji do Vulcana a niektóre pociski np. do niszczenia czołgów mają rdzenie ze zubożonego uranu. Na szczęście nic nie zaczęło wyć bo bym pewnie tam do dziś siedział ;) Poza tym bez problemów.
Nie pamiętam już gdzie, spotkany turysta pytał też czy nie czepiają się o spodnie moro bo jego kolega miał problemy (dywersja czy cuś heh).

W sumie faktycznie dość "bojowo" jechałem. Skrzynki amunicyjne, gacie moro no i sama Afryka taka jakaś leśna ;)

Cytat:

Fajny ten wasz "skrocik". Szkoda tylko ze zawsze czas goni i nie da sie posiedziec dluzej...
No niestety tak wyszło z czasem ale w sumie nie narzekam. Wmawiamy sobie, ze to był rekonesans przed przyszłymi wizytami w Azji centralnej :)

podos 16.11.2009 10:10

Hej, no bardzo fajnie było widzę! Każdy sobie musi pojechać z kuframi zeby wiedzić czego następnym razem nie robić :)

Co było z Twoją Afryką? Nie powinno być takich jaj. Linka ssania?

ENDRIUZET 16.11.2009 10:50

Dzięks, że to wszystko tutaj piszesz ... Czosnek jesteś W I E L K I ... teraz już wiem, że nie jestem leszczem tylko sardynka, a raczej gupikiem, a może nawet kijanką ... :D

czosnek 16.11.2009 11:30

Cytat:

Napisał podos (Post 84215)
Hej, no bardzo fajnie było widzę! Każdy sobie musi pojechać z kuframi zeby wiedzić czego następnym razem nie robić :)

Co było z Twoją Afryką? Nie powinno być takich jaj. Linka ssania?

Kufry są cholernie stresujące na takich kamieniach. Kilka razy wciągnęło mi kulasa pod nie. No ale to już chyba kwestia moich umiejętności.

A z Afryką nie mam pojęcia co się stało ale wystarczyło zalać lepszego paliwa w Kirgistanie (głównie to) i zjechać trochę niżej by od razu odżyła. Przez zimę przejdzie porządny przegląd.

Czy przyczyną może być to, ze to jest wersja Szwajcarska, która była kiedyś duszona do 37 koni? Czy oprócz zwężonych króćców coś tam się jeszcze przestawia np. w gaźnikach ?

podos 16.11.2009 11:32

Cytat:

Napisał czosnek (Post 84234)
Kufry są cholernie stresujące na takich kamieniach. Kilka razy wciągnęło mi kulasa pod nie. No ale to już chyba kwestia moich umiejętności.

A z Afryką nie mam pojęcia co się stało ale wystarczyło zalać lepszego paliwa w Kirgistanie (głównie to) i zjechać trochę niżej by od razu odżyła. Przez zimę przejdzie porządny przegląd.

Czy przyczyną może być to, ze to jest wersja Szwajcarska, która była kiedyś duszona do 37 koni? Czy oprócz zwężonych króćców coś tam się jeszcze przestawia np. w gaźnikach ?

Oczywiście. Dysze 120, generalnie "bogatsze" paliwo. Slabo jeżdza powyzej 4200. Zle paliwo, wieksza wrazliwosc na wyskosc, przytkany filtr i posumowało się.

Dzieju 16.11.2009 12:50

Cytat:

Napisał podos (Post 84235)
Oczywiście. Dysze 120, generalnie "bogatsze" paliwo. Slabo jeżdza powyzej 4200. Zle paliwo, wieksza wrazliwosc na wyskosc, przytkany filtr i posumowało się.

Sugerujesz potrzebę zubożenia mieszanki pow 4tys metrów np. wkręcając
śrubę o 30%?

podos 16.11.2009 12:55

Wkrecic 1 obrót ale to nie wystarczy. Znaczy tylko wolne poprawi i nie bedzie gasnąć. Iglice 1 ząbek w dół. (Dynojet) i dysze główne 115. Ale powtarzam dziwne to jest -Wlecielsmy na 4600 bez dotykania niczego. Schody sa koło 5000. Enzo miał takiego szwajcara (jak sie okazało:) i fakt zmienił na 4200 iglice i był zachwycony róznicą.

czosnek 16.11.2009 13:06

Znajdowaliśmy się na podobnych wysokościach przed i po Bartang ale już na benzynie kupionej na normalnej stacji i było ok. Dopiero po tym gównie z beczki zaczęły się cuda.

duzy79 16.11.2009 17:08

Mam pytanie trochę nie w temacie. Jesteście gdzieś z okolic Ustronia? Mam taki sam początek tablicy rejestracyjnej "SCI..." :)
Cały czas szukam ludzi lubiących bezdroża, do tej pory (czyli do roku 2007) jeździłem na CB 1000 i zawsze miałem kumpla z którym przemierzyłem ładny kawałek europy. Potem był plan kupienia enduro bo asfalt sie znudził ale kumpel przesiadł sie z Intrudera 1400 na GSA 1200, którym nie wjeżdża aktualnie nawet tam gdzie tym intruderem się przedzierał. I drogi nasze się trochę rozeszły. Ja oczywiście aktualnie mam Africe.
Broń Borze nie chcę wywołać kolejnej dyskusji na temat wyższości jednego motocykla nad drugim.

Nie narzucam się ale fajnie by było mieć możliwość pojechania gdzieś z jakąś nową krwią.

Oczywiśćie gratuluję wyprawy, rewelacyjne zdjęcia i opis.

Mnie w tym roku udało sie pojechać na Korsykę, Ukrainę, Chorwację, Alpy i Mazury, ale przy takim wypadzie jak wasz to wszystko blado wygląda.

czosnek 16.11.2009 17:27

Czołem

Z Ustronia jest Bartek ale mieszka i pracuje w Krakowie więc w Ustroniu nie bywa za często. Tak właśnie rozmawialiśmy na wyjeździe, że fajnie by bylo gdyby tak jeszcze z 1 moto z nami jechał.

To ty na wakacjach zrobiłeś chyba więcej km niż my na tej wyprawie i wcale blado to nie wygląda (zajebiste miejsca).. po prostu Azja brzmi bardziej hmmm...groźnie a jak widać po naszym przykładzie każdy może tam pojechać ;)

duzy79 16.11.2009 22:22

No kilometrów troche udało sie zrobić w tym roku. Miałem co prawda zrobić 30 tyś na 30 urodziny, ale mi nie wyszło :(.
Dajcie tylko znać gdzie chcecie jechać w przyszłym roku i co ważniejsze dla mnie w jakim terminie bo w instytucji w jakiej pracuje panuje nawet zdrowy zwyczaj rezerwowania urlopu na następny rok w grudniu roku poprzedniego.
To oczywiście nic wiążącego ale mieć już plany na przyszły rok, albo chodziarz alternatywę to było by coś. Sami pewnie wiecie że w zimie jak sie rzuci hasło wyjazd gdzieś tam to sie dwunastu chłopa zgłosi a na tydzień przed wyjazdem to jak jeden z nich twierdzi że pojedzie to jest super.

czosnek 16.11.2009 22:32

No z tym to będzie kłopot. Ja mam kłopoty z planowaniem na 3 dni w przód a co dopiero rok :) Na ogół wszystko wychodzi w ostatniej chwili i na hurrrrra co wywołuje wielką irytacje potencjalnych towarzyszy podróży. :vis:

duzy79 16.11.2009 22:40

Czyli pełny sponton :).

Póki co czekam na dalszą część relacji i zdjęć.

lena 16.11.2009 22:44

Czasami nieplanowane najlepiej wychodzi...ale taka trasa "na żywca"? Odwaga? Szaleństwo? Albo jedno i drugie po trosze. Gratulacje!

czosnek 16.11.2009 22:55

Cytat:

Napisał lena (Post 84318)
Czasami nieplanowane najlepiej wychodzi...ale taka trasa "na żywca"? Odwaga? Szaleństwo? Albo jedno i drugie po trosze. Gratulacje!

Eee noo nie aż tak na żywca. Czuwał nad nami Elwood, bez rad, którego daleko byśmy nie zajechali.

czosnek 16.11.2009 23:56

11 Załącznik(ów)
Rozdział czwarty<o>

</o>
Czyli:<o>

</o>
Jak na wakacjach odmrozić sobie jajca<o></o>
<o>

</o>
Dzień osiemnasty<o></o>
<o>

</o>
Budzimy się pełni energii i żądzy czynów. Stan ten trwał do momentu podejścia do okna. <o></o>
- Drogi kolego… ja rozumiem, że komórki nie mają zasięgu ale chyba nie jesteśmy aż na takim zadupiu żeby mi wzrok śnieżył. <o>

</o> Wystawienie antenki oprócz omdlenia gospodyni nie spowodował innych zmian w obrazie więc musieliśmy się pogodzić z faktem, że pada śnieg. Padał już na tyle długo, że zdążył już przysypać wieś a wraz z nią nasze Afryki. <o>

</o>Załącznik 8729

Pomimo świadomości, że za chwilę będziemy musieli w tym jechać serce me ogarnął świąteczny nastrój spowodowany połączeniem śniegu z wesoło trzaskającymi drwami w piecyku. <o>

</o>Załącznik 8730
<o>
</o>Wyjechaliśmy jakoś tak szybko… i tak będę się upierał, że moje wykonanie „Wśród nocnej ciszy” było całkiem interesujące... ignoranci. <o>

</o>Załącznik 8731
<o>
</o> Po chwili zameldowaliśmy się po benzynę u Babuszki w sklepie. Tankujemy z wiadra po czym ruszamy w kierunku granicy z Kirgistanem.<o>

</o>Załącznik 8732
<o>
</o> Odpuszczamy tym samym podjazd pod przełęcz Ak-Bajtał oddalonej o ok. 100 km. Szkoda ale jest bardzo zimno a nad górami wisi ciężka czapa chmur tak, że i tak byśmy nic nie zobaczyli oprócz asfaltu. <o>

</o>Załącznik 8733
<o>
</o> Mamy na sobie kalesony, 2 pary spodni, pod kurtkami polary a na nogach po 2 pary skarpet. Nie byłoby źle gdyby nie to, że na dłoniach mamy tylko letnie crossowe czy nawet bardziej rowerowe cienkie rękawiczki. Po krótkiej jeździe dłonie chcą z zimna odpaść. Zatrzymujemy się. Zakładam dodatkowo rękawiczki robocze (takie cienkie warsztatowo-ogrodnicze) co minimalnie pomaga. Bartek natomiast wyciąga drugą parę grubszych rękawiczek motocyklowych… Helmut jeden. <o>

</o>Załącznik 8734

Jedziemy ze śnieżycą prosto w pysk. Widać niewiele a na dodatek mocno paruje mi szyba w kasku. Pomaga uchylenie szybki co jednak wiąże się ze zmrożonymi kulkami walącymi po odsłoniętej gębie. Tak czy inaczej jadę bardziej po omacku kierując się na światełko Afryki jadącej z przodu. Dobrą wiadomością jest to, że moja Afryka odżyła po Babcinej benzynie. Śnieżyca w końcu ustaje a my wjeżdżamy na tarkę. <o>

</o> Po chwili wytrząsania czuję znajome ściąganie motocykla na pobocze. Tak właśnie. Znów odfrunął mi kufer i znów w wyniku mojego niedopatrzenia. Wiedziałem, ze jedno mocowanie jest bardzo luźne ale to olałem. W dodatku w latającym kufrze nie było kłódki, którą tak gdzieś sprytnie schowałem, ze do tej pory jej szukam.
Owocem mego geniuszu jest zawartość kufra pięknie rozłożona po całej drodze. Po zebraniu wszystkiego do kupy dojeżdżamy do Granicy leżącej na wysokości 4200 m <o></o>

Załącznik 8739

Jest bardzo niewiele ponad zero stopni a granica tonie w błocku. Na szczęście formalności nie trwają zbyt długo i wjeżdżamy w pas neutralny. Pas neutralny ma szerokość ok. 20km (przynajmniej tak mówił pogranicznik) <o>

</o> Neutralność pasa objawia się także tym, że żadna ze stron nie czuje się emocjonalnie związana z nawierzchnią drogi prowadzącej przez pas wobec powyższego jedziemy w pośniegowej błotnej mazi. I tak kulamy się na jedynce po serpentynach aż do kirgiskiego postu gdzie nagle przestaje padać śnieg i zaczyna się asfalt. <o>

</o>Załącznik 8735

Formalności trwają bardzo krótko i już po chwili radując się z asfaltu ciśniemy do Sary-Tash oglądając pierwsze jurty. Przed Sary-Tash znów zaczyna padać deszcz ze śniegiem więc przemarznięci szybko szukamy gostinicy.

Załącznik 8736

Instalujemy się w najmniejszym pokoiku z największym piecem w postaci metalowej spirali owiniętej wokół betonowej rury i napawamy się 50 stopniami panującymi w pokoju. <o>

</o>Załącznik 8738
<o>
</o> Po odtajaniu idziemy w miasto nażreć się oraz kupić wino i koniak. Tego dnia po przejechaniu całych 65 kilometrów postanawiamy leżeć, oglądać TV i żłopać koniak. Plan bardzo zacny.<o>

</o> W telewizji lecą lokalne telezakupy, w których długobrody mnich ogrodnik zachwala niesamowitą łopatę półobrotową za bardzo przystępną cenę.

Po wypiciu koniaku znów idziemy się nażreć po czym nadchodzi czas kąpieli.
Załącznik 8737

Kąpiel odbywa się na korytarzu gdzie ustawiono miednicę oraz wiaderko ciepłej wody. <o></o>
I tak stoimy po kolei z wodą po kostki i gołą dupą licząc, że nikt akurat nie będzie miał życzenia przespacerować się korytarzem. <o></o>
Jak to człowiekowi niewiele potrzeba do szczęścia. <o></o>

luki.gd 17.11.2009 00:05

no! wiedziałem, że warto będzie dziś czekać na kolejny odcinek...
wyrzucam telewizor... już dawno miałem to zrobić...

pozdr i oczekuję na ciąg dalszy.. jak wszyscy :)

LukaSS 17.11.2009 10:26

Powedz mi proszę jak u Was z jezykiem rosyjskim? Ja też chciałbym kiedyś sie wybrać w tamte rejony świata, ale z rosyjskim u mnie troszkę kiepskawo. Oczywiscie przed wyjazdem poćwicze język dla przypomnienia, ale czy to nie za mało? Jak na granicach się dogadywaliscie, bo się lekko tego obawiam.

czosnek 17.11.2009 10:46

Cytat:

Napisał LukaSS (Post 84364)
Powedz mi proszę jak u Was z jezykiem rosyjskim? Ja też chciałbym kiedyś sie wybrać w tamte rejony świata, ale z rosyjskim u mnie troszkę kiepskawo. Oczywiscie przed wyjazdem poćwicze język dla przypomnienia, ale czy to nie za mało? Jak na granicach się dogadywaliscie, bo się lekko tego obawiam.

Nasz rosyjski jest na poziomie podstawówki. Mówiliśmy mixem tego rosyjskiego i głupawo akcentowanego polskiego i powiem Ci, że dogadywaliśmy się bez większych problemów. Nie tylko pytając o drogę czy stacje benzynowa ale zdarzało nam się rozmawiać o dupie Maryni i obydwie strony wiedziały w czym rzecz. Sporo potrzebnych słów poznaliśmy już na wyjeździe.

Na rosyjskiej granicy pogranicznicy pomogli wypełnić nam wriemiennyj wwoz a deklaracja jest identyczna na wszystkich granicach (no prawie identyczna. Raz pozakreślałem z przyzwyczajenia te same okienka co zawsze i dopiero po chwili zorientowałem się, że zamiast wwozu motocykla deklaruję wwóz narkotyków). Zresztą na ogół mają ją także po angielsku..

klanol 17.11.2009 11:07

a może, jak macie to zamieścilibyście wzór takowego wriemiennego wwozu na forum. możnaby przed wyjazdem sobie wydrukować i zapoznać się z jego treścią. przepraszam za zaśmiecnaie wątku ale mnie tak natknęło :)

LukaSS 17.11.2009 11:13

Dobrzeby było, też bym był zainteresowany i poprosił :)

czosnek 17.11.2009 11:15

Cytat:

Napisał klanol (Post 84373)
a może, jak macie to zamieścilibyście wzór takowego wriemiennego wwozu na forum. możnaby przed wyjazdem sobie wydrukować i zapoznać się z jego treścią. przepraszam za zaśmiecnaie wątku ale mnie tak natknęło :)

Poszukam. Możliwe, ze mam gdzieś z Kirgistanu.

czosnek 17.11.2009 12:07

22 Załącznik(ów)
Dzień dziewiętnasty

<o></o>
Dzisiaj planowaliśmy podjazd pod Pik Lenina. Niestety na polu (czy tam na dworze) znów zimno i pada. Patrzymy w kierunku Piku i widzimy tylko chmury więc nie tracąc czasu ruszamy na Osh. W końcu pojawiają się regularne stacje benzynowe z porządnym paliwem. <o>

</o> I znów wspinamy się błotnistymi serpentynami i takimi też serpentynami zjeżdżamy. Mijamy po drodze dziesiątki TIR ów, głównie chińskich, które nie bardzo radzą sobie z błotnym podjazdem.

Załącznik 8746
Załącznik 8749

Cała ta droga to wielki plac budowy. Tutaj, podobnie jak w Tadżykistanie chińczycy budują drogi.

Załącznik 8747

Mijamy jurty, które powoli przechodzą w drewniane domy w miarę jak zjeżdżamy z gór.
Załącznik 8748

Przez 100km jedziemy rozgrzebanym traktem przygotowywanym do położenia nowego asfaltu.

Załącznik 8752
Załącznik 8750
Załącznik 8751

Po tym odcinku zaczyna się fajny asfalt, który ciągnie się już do samego Osh. Osh to normalne miasto nie różniące się aż tak bardzo od innych miast wschodnioeuropejskich. Przedzieramy się w korkach na stare miasto gdzie siadamy w przyjemnej knajpce. <o>

</o> Helmucimy sobie elegancko, jedząc jakieś wymyślne cuda, kiedy podjeżdża do nas rowerzysta i zagaduje po polsku. W ten sposób poznajemy X (…tu wstaw zapomniane imię. Bartek ma gdzieś adres jego strony więc wkleję za jakiś czas ) polaka mieszkającego od lat w Niemczech. Chłopak jest już 5 miesięcy w drodze. Następnym punktem jego wycieczki są Chiny, lecz jeśli nie dostanie wizy to jedzie do… Australii. <o>

</o> Osh szybko nas męczy więc wsiadamy na motocykle i jedziemy na Jalalabad. <o>

</o> Jedziemy sobie delektując się porządnym asfaltem.
Kirgistan sprawia wrażenie o wiele bogatszego kraju od Uzbekistanu czy Tadżykistanu. Po przejeździe przez Kirgistan wyjaśniła się wielka przewodnia zagadka wyprawy. Otóż Kirgiz schodzi z konia po to aby wsiąść w BMW, Mercedesa albo Audi. Przez spory kawał naszej trasy Kirgistan to dobre drogi, Niezłe samochody i ogólnie normalna cywilizacja. Trochę mija się to z naszym postrzeganiem tego kraju zbudowanym na różnych relacjach pokazujących ten kraj jako jurty, konie, brak dróg i ogólne średniowiecze. To trochę tak jakby przedstawić Polskę tylko przez pryzmat np. podlaskich wsi. Co prawda to właśnie te dzikie regiony przyciągają najbardziej jednak warto wiedzieć, że są rejony gdzie ludzie żyją sobie tak jak u nas.
<o></o>
Szybko dojeżdżamy do Jalalabad i przez wielką bramę wjeżdżamy do miasta. Tak bardzo spodobała nam się nazwa Jalalabad, ze postanawiamy zostać tutaj na noc. <o>

</o>Załącznik 8753
<o>
</o> Bierzemy pokój w hotelu. <o></o>
Hotel jest niezależnym, samowystarczalnym bytem obojętnym na zmieniające się czasy i obyczaje. Obsługę, której jest więcej niż gości stanowią Rosjanki w Wieku od 50 w górę. <o>

</o> Pewnego dnia ten hotel zyskał świadomość i przeczuwając zmiany nauczył się zakrzywiać czasoprzestrzeń sprawiając, ze jego wnętrze wraz z nieświadomymi tego faktu pracownikami tkwi w przeszłości odległej o jakieś 20 lat. <o></o>
Meldujemy się w tym miejscu rodem z Delicatessen, przebieramy się i biegniemy na „miasto nocą” <o>

</o> Zwiedzanie szybko kończy się na głównym placu miasta przy stoliko-łóżku. Zamawiamy po 2 baranie szaszłyki, które są już dla nas obiektem kultu oraz piwo. Tymczasem na parkiecie odbywa się istne taneczne szaleństwo. Hitem hitów jest wielokrotnie powtarzana piosenka, która oczarowała także nas swym refrenem „Siała baba tra la la la” <o></o>

Nucąc pod nosem wracamy do hotelu.<o></o>

Dzień dwudziesty<o>

</o>
Rano śniadanie w hotelowym bufecie, szybki serwis motocykli (w tym prostowanie stelaże w pęknięciu w murze) tankowania i w drogę. Początkowo widoki przypominają mi bardziej Grabownicę pod Brzozowem niż Kirgistan lecz szybko zaczynają się piękne góry,<o></o>
które początkowe mają niesamowity czerwony kolor a później stają się jakby puszyste <o>

</o>Załącznik 8754
Załącznik 8756
Załącznik 8757
Załącznik 8758
<o></o>
W międzyczasie podczas jazdy zerkam na prędkościomierz i pomimo przesuwającego się krajobrazu moja prędkość wynosi 0. licznik kilometrów także nie wykazuje ruchu .
Dziwne… czyżbym miał do czynienia z paradoksem księżnej z Alicji po drugiej stronie lustra czyli: Z jaką prędkością trzeba biec aby krajobraz stał w miejscu. W moim przypadku jest trochę na odwrót czyli: jak bardzo trzeba stać aby krajobraz się przesuwał z prędkością 100km/h. <o>

</o> Obliczenia nie dają mi jasnej odpowiedzi więc postanawiam zsiąść z motocykla. Już przekładałem nogę nad siedzeniem kiedy odruchowo naciskam hamulec w wyniku czego krajobraz zdecydowanie zwalnia aż w końcu zatrzymuje się zupełnie. <o></o>
Oględziny wykazały, że przyczyną tych anomalii jest zepsuty ślimak prędkościomierza. <o>

</o> Tym samym już do samej Polski przebieg mojej Afryki nie wzrósł nawet o kilometr. Jednak Jalalabad to zaczarowane miejsce. <o>

</o> Kierujemy się na jezioro Toktogul po drodze zatrzymując się przy przydrożnych straganach. Wokół nas zbiera się grupka handlarzy. Rozmawiamy chwilę i od jednej handlarki dostajemy w prezencie pięknego melona.

Kiedy tradycyjnie odpowiadamy na pytanie o cenę motocykla słyszymy, że przecież w tej cenie to samochód można kupić. Odpowiadamy, ze owszem tak ale wolimy motocykl bo czujemy się jak na trochę szybszym koniu. Widać, że bardzo spodobała się ta odpowiedź zwłaszcza jednemu starszemu Kirgizowi. Na podkreślenie tego dostajemy kolejnego melona. <o></o>

Jedziemy wzdłuż rzeki Naryń o pięknym turkusowym kolorze (w temacie kolorów prosiłbym o wypowiedzenie się jakiejś kobiety) po idealnie równym asfalcie. Droga wije się miedzy górami a my czujemy się jak w Alpach.<o></o>

Załącznik 8759
Załącznik 8760
Załącznik 8761

W ten sposób dojeżdżamy do Karakol gdzie jemy pyszne samsy, które są bułeczkami nadziewanymi mięsem. Wypiekane są w glinianym piecu, przyklejone do jego ścian.<o>

</o>Załącznik 8762
<o>
</o> W Karakol płacimy przy szlabanie 5$ za użytkowanie drogi. Na pytanie dlaczego my płacimy 5$ Kirgizi 5 ichnich słyszymy – Bośta inostrańcy. <o>

</o>Załącznik 8755
Zza gór wyłania się piękne jezioro Toktogul. Objeżdżamy je na około i lądujemy w miejscowości o takiej samej nazwie.<o>

</o>Załącznik 8763
Załącznik 8767
<o>
</o> W miejscowości tej mającej ok. 3 km długości znajduje się 10 stacji benzynowych. <o></o>
Zajeżdzamy nad jezioro wybadać teren pod namioty a przy okazji Bartek jako wytrawny wędkarz idzie złowić nam kolację. Ja w tym czasie studiuje zielarstwo…. A jest co studiować oj jest… <o>:grass:

</o>Załącznik 8764
<o></o>Załącznik 8765

Po godzinie połowów wracamy do wsi coś zjeść….<o>

</o> W czasie gdy jemy pyszną rybę i solankę robi się ciemno, zimno i zaczyna kropić. Miejsce w którym siedzimy tak nas rozleniwia, że postanawiamy zostać tutaj na noc a tak się składa, że mają tutaj pokoiki do wynajęcia. Przed snem gramy w ping-ponga z miejscowymi dziećmi po czym idziemy spać.

Załącznik 8766<o></o>

sambor1965 17.11.2009 12:23

Cytat:

Napisał czosnek (Post 84375)
Poszukam. Możliwe, ze mam gdzieś z Kirgistanu.

Wjezdzaliscie przez Sary Tash i nie macie bo tam w ogole nie daja. Mozecie miec tadzycki. A juz na pewno kazachski. Pogrzebie u siebie w papierach. Moze cos znajde. Tak przy okazji - wriemienny wwoz sie oddaje przy wyjezdzie ;)
Fajnie sie to czyta czosnek, jak dojedziesz do konca to sie chyba zmobilizuje i opisze nasze zabawy na tym terenie. W koncu bylismy tam chyba ze 3 tygodnie wczesniej.

czosnek 17.11.2009 12:31

Cytat:

Napisał sambor1965 (Post 84388)
Wjezdzaliscie przez Sary Tash i nie macie bo tam w ogole nie daja. Mozecie miec tadzycki. A juz na pewno kazachski. Pogrzebie u siebie w papierach. Moze cos znajde. Tak przy okazji - wriemienny wwoz sie oddaje przy wyjezdzie ;)
Fajnie sie to czyta czosnek, jak dojedziesz do konca to sie chyba zmobilizuje i opisze nasze zabawy na tym terenie. W koncu bylismy tam chyba ze 3 tygodnie wczesniej.

Nie dają ale my wyprosiliśmy na wszelki wypadek a jako, że nie trzeba było mieć więc nam został. Na pozostałych granicach nam zabierali.

No właśnie muszę się sprężyć z kończeniem tego działa bo ludziska czekają na waszą relacje ;)

sambor1965 17.11.2009 12:35

pisz spokojnie i bez nerw ;)
I napisz ile was skasowali na granicy tadzyckiej...

czosnek 17.11.2009 12:39

Cytat:

Napisał sambor1965 (Post 84395)
pisz spokojnie i bez nerw ;)
I napisz ile was skasowali na granicy tadzyckiej...

Skasowali nas wg. niezwykle ważnej księgi po 80 sommoni.

marcin77 17.11.2009 22:22

Cytat:

Napisał czosnek (Post 84384)
<o></o> Otóż Kirgiz schodzi z konia po to aby wsiąść w BMW, Mercedesa albo Audi.
<o></o><o></o><o></o>

Czosnek!!! Ty ...............!!! To ja śledzę czytam obserwuje a Ty ................ jedna jeden już w dziewiętnasty dzień piszesz dlaczego?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ty taki owaki i jeszcze taki (ale sobie pomyślałem)!!!
I tak będę czytał dalej!!!
Rewelka!!
Będę czytał ja i moja żonka :mad: (wyrywamy sobie laptoka jak się zaloguję:pain10:).
A ta moja żonka potwierdza:

Cytat:

Napisał czosnek (Post 84384)
Jedziemy wzdłuż rzeki Naryń o pięknym turkusowym kolorze (w temacie kolorów prosiłbym o wypowiedzenie się jakiejś kobiety)
<o></o><o></o>

Turkusowy (albo zbliżony)

Pastor 18.11.2009 09:19

Szacun chłopaki! Wprawdzie omijam ten dział jak świnia grypę, ale przez Ciebie Czosnek ciągle tu kurde wracam :) I wogóle to zajebiście się cieszę że Twoje opowiadanie będzie wydrukowane w książce .
Poproszę o dedykację :Thumbs_Up:

chomik 18.11.2009 09:44

Cytat:

Napisał Pastor (Post 84543)
będzie wydrukowane w książce .

Co do druku, książek, to pracuję w dużej drukarni i mogę pomóc w temacie....

sambor1965 18.11.2009 10:11

Cytat:

Napisał Pastor (Post 84543)
Szacun chłopaki! Wprawdzie omijam ten dział jak świnia grypę, ale przez Ciebie Czosnek ciągle tu kurde wracam :) I wogóle to zajebiście się cieszę że Twoje opowiadanie będzie wydrukowane w książce .
Poproszę o dedykację :Thumbs_Up:

Nie rozumiem. To Czosnek o tym nie wiedzial? Czy moze jest jakis inny cel tego wpisu?
Drogi Kolego Pastorze czy tez Elwoodzie. Poinformowalibysmy o ksiazce z tego chocby powodu, ze jej motocyklowa czesc jest poklosiem tego ze ludzie spotkali sie tutaj - na forum. To ze sie wszyscy juz tu nie spotykaja to sprawa zachowania Elwooda, ktory sprawdzal gdzie jest granica wytrzymalosci i wreszcie sie dowiedzial.

Pastor 18.11.2009 11:13

Cytat:

Napisał sambor1965 (Post 84551)
Nie rozumiem. To Czosnek o tym nie wiedzial? Czy moze jest jakis inny cel tego wpisu?
Drogi Kolego Pastorze czy tez Elwoodzie. Poinformowalibysmy o ksiazce z tego chocby powodu, ze jej motocyklowa czesc jest poklosiem tego ze ludzie spotkali sie tutaj - na forum. To ze sie wszyscy juz tu nie spotykaja to sprawa zachowania Elwooda, ktory sprawdzal gdzie jest granica wytrzymalosci i wreszcie sie dowiedzial.

Drogi Kolego Samborze - Czosnek o tym że będzie w druku na pewno wiedział, ale chciałem żeby sie dowiedział, że ja - czyli Pastor się z tego bardzo cieszę. O tym mógł nie wiedzieć, bo z nim nie rozmawiałem. Dokładnie to było celem mojego wpisu i dokładnie to napisałem. W razie dalszych wątpliwości masz mój tel. Nie bój się - żaden Elłód nie podsłuchuje.
:hello:

sambor1965 18.11.2009 11:35

Cytat:

Napisał Pastor (Post 84568)
Drogi Kolego Samborze - Czosnek o tym że będzie w druku na pewno wiedział, ale chciałem żeby sie dowiedział, że ja - czyli Pastor się z tego bardzo cieszę. O tym mógł nie wiedzieć, bo z nim nie rozmawiałem. Dokładnie to było celem mojego wpisu i dokładnie to napisałem. W razie dalszych wątpliwości masz mój tel. Nie bój się - żaden Elłód nie podsłuchuje.
:hello:

Jakbys chcial zeby sie Czosnek dowiedzial o Twojej radosci na pewno poinformowalbys go o tym na priv. Jak ktos pisze na forum to przeciez po to, by dowiedzialo sie wiecej osob. Taka na przyklad byla intencja wczorajszego wpisu Elwooda na ten temat na forum advrider. Tutaj tego zrobic nie mogl, wiec poprosil o to Ciebie. Nie widze w tym nic zdroznego. Ani w jego prosbie, ani w tym ze ja spelniles. Sam bym zrobil to samo gdyby Elwood zadzwonil do mnie w tej sprawie.
Jak widzisz Pastorze nie mam watpliwosci co do intencji Twojego wpisu wiec w tej sprawie z pewnoscia nie bede do Ciebie dzwonil, ani jej nawet przy okazji poruszal.
A jesli w przyszlosci bede mial watpliwosci to na pewno zadzwonie. Ty jakbys mial w podobnej sprawie tez pewnie bys zadzwonil.

czosnek 18.11.2009 11:40

Nie tak dawno Elwood zaproponował mi umieszczenie relacji w książce jednak się tym nie chwaliłem ponieważ nie wiedziałem i przyznam że nadal nie jestem pewny czy zdążę przed tzw. deadlinem. Jeśli się uda to będę się tym chwalił na prawo i lewo bo jestem żądny sławy i pieniędzy :D W kwestiach pozostałych się nie wypowiadam.

czosnek 18.11.2009 18:01

12 Załącznik(ów)
Dzień dwudziesty pierwszy<o>

</o>
Rutyna zabija więc dziś postanowiliśmy najpierw wyruszyć a później wstać z łóżka. <o>

</o> Efekt przełamania rutyny nie spełnił jednak pokładanych w nim nadziei więc dość tradycyjnie wyruszyliśmy , kierując się na Kazachstan.

Załącznik 8788

Tuż po wyruszeniu droga pnie się coraz bardziej w górę a co za tym idzie robi się coraz chłodniej. Próbuję ignorować chłód z nadzieją, że i on mnie zignoruję… i prawie się udało.. przyjął mnie chłodno. <o>

</o> W końcu na wysokości ok. 2000m. kapitulujemy. Stajemy na poboczu i wdziewamy na siebie ciepłe galoty robiąc wspaniałe widowisko dla miejscowych.
<o></o>
Po chwili dla odmiany zaczyna padać śnieg. Robi się tak zimno, że co chwilę zatrzymujemy się żeby rozgrzać dłonie na tłumiku. Dookoła góry śnieg a w tym wszystkim jurty zestawie krowami i końmi. <o>

</o>Załącznik 8790
<o>
</o> Jako wytrawny filmowiec wystawiam poza owiewkę łapę z kamerą co było bardzo słabym pomysłem i po chwili znów wiszę z dłonią na tłumiku. <o>

</o>Załącznik 8789

Zaczyna się mgła. Chwilami jest tak gęsta, że w ostatniej chwili omijam głazy, które zaległy na drodze.

Załącznik 8791
<o></o>
W końcu dojeżdżamy na przełęcz 3300m. skąd pozostał nam już tylko zjazd. <o></o>

Załącznik 8792

Na drodze zalega topniejący śnieg, więc biorąc poprawkę na mitasy na tylnym kole, jedziemy bardzo ostrożnie.

Załącznik 8793
Załącznik 8794

Powoli robi się coraz cieplej , znika śnieg, tylko czasem zawiewa zimnym górskim wiatrem. <o></o>

Załącznik 8795

Kończy się asfalt a mi kończy się powietrze w przedniej oponie. Śmiszna sprawa. Dętka dziurawa a opona cała. Zmieniamy dętkę a przy okazji przekładamy oponę na właściwy kierunek. Pomimo, że na TKC jest narysowany kierunek kręcenia to do tej pory nie odkryłem różnicy w jeździe, zużyciu czy czymkolwiek innym. <o></o>
Tym samym została zaliczona pierwsza i ostatnia guma na tym wyjeździe. <o>

</o>Załącznik 8796
<o>
</o> Pomimo tego, ze już od dłuższego czasu jedziemy w cieple nie mogę się rozgrzać a co gorsza przemroziłem sobie „części delikatne” co objawia się częstymi postojami i cholernym bólem przy laniu. <o>

</o> W Talas na bazarze kupujemy Kirgiskie czapy. Tzn. Bartek kupuje a ja walczę z wyjątkowo nachalnymi kibicami. Goście są po prostu bezczelni i prawie mnie spychają z motocykla bo se muszą dotknąć. Niestety muszę się przyznać, że miałem szczerą ochotę przypier… któremuś. <o></o>
Na szczęście wraca Bartek i możemy jechać dalej. <o>

</o> Zatrzymujemy się jeszcze na obiad u bardzo sympatycznej Pani. Zamawiamy Kurdak. Na ogół była to fajna smażona baranina lecz tutaj dostaliśmy jakieś gąbczaste fragmenty trzewi pływające w głębokim tłuszczu. Jemy to zgodnie z zasadą „najwyżej nas rozesra”, popijamy kumysem (czy jak tutaj piszą, kymyzem) I jedziemy dalej. Kask ma niestety tą cechę, że pozwala wielokrotnie przeżywać na nowo niedawny obiad. Tak więc jedziemy, chcąc nie chcąc wspominając kurdaka. <o>

</o> Kiedy przejeżdżamy przez kolejną wieś na drogę wyskakuje koń. Wystraszywszy się Bartka jadącego z przodu próbuje gwałtownie zawrócić. Podczas tego manewru, koń łapie poślizg i ładuje mi się prosto pod koła. Chcę uciekać na pobocze jednak akurat w tym momencie wyprzedza mnie Kirgiz ładą pomimo tego, ze doskonale widział co się dzieje. Na szczęście w ostatniej chwili koń chwyta przyczepność i mijamy się patrząc sobie bardzo głęboko w oczy.<o>

</o> Kirgizi mają genetycznie zakodowaną potrzebę wyprzedzania dla samej idei wyprzedzania. Wyprzedzanie na trzeciego czy czwartego najwyraźniej jest tutaj w dobrym tonie. Bardzo urzekła mnie troska kierowców idących prosto na czołówkę, którzy to mrugali na mnie światłami. Nie bardzo mając pomysł jakiego zachowania się ode mnie oczekuje, przyjaźnie odmrugiwałem delikwentowi. <o>

</o> Jeszcze sympatyczniejszym bardzo popularnym manewrem było wyprzedzanie tylko po to, żeby na sekundę po zakończeniu wyprzedzania dać po hamulcach i skręcić pod dom. <o>

</o> Na kilka kilometrów przez granicą z Kazachstanem zjeżdżamy w pola gdzie przy zachodzie słońca jemy melona tradycyjnie popijając winem.<o>

</o>Załącznik 8797
Załącznik 8799
Załącznik 8798
<o>

</o>

czosnek 18.11.2009 18:09

14 Załącznik(ów)
Dzień dwudziesty drugi<o>

</o>
Grawiejką podjeżdżamy do granicy. W pierwszym okienku ambitna Pani celnik przez 20 minut dzielnie wstukuje nasze dane w komputer… po czym przepisuje to wszystko do dyżurnego zeszyciku. <o>

</o> W tym czasie granicę przekracza rodzina Uzbeków w sile ok. 15 osób. Każdy z nich dźwiga w tobołkach chyba cały swój dobytek. Kursuję w te i we wte przenosząc cały ten majdan. Widać, że to bardzo biedni ludzie. Spotykamy ich wszystkich przy kolejnym okienku. Proszą nas o wypisanie druczków ponieważ nikt z całej 15 nie potrafi czytać ani pisać. Jadą do Kazachstanu za pracą. Są bardzo wdzięczni za pomoc a my cieszymy się, ze choć tak mogliśmy im pomóc. <o>

</o> Teraz czeka nas obszukiwanie bagażu. Na pierwszy ogień idzie Bartek. Upierdliwy celnik każe wyciągać wszystko z kufrów, torby i z każdego pudełeczka. Bartek wnerwiony na maxa, ja coś tam ględzę ale gość nieugięty w swej upierdliwości. Na znak dezaprobaty kładę się na murku i staram się pokazać, że mam go w dupie. Ta taktyka rodem z podstawówki okazała się na tyle skuteczna, że koleś każe mi tylko uchylić wieko kufra a na koniec wręcza mi jabłko zarekwirowane z obszukiwanego samochodu. <o>

</o> Wzrok Bartka zabija wszystko w promieniu trzech kilometrów. <o>

</o> Następnie podchodzimy do okienka z wypełnionym wriemmiennym wwozem po pieczątkę. Młody celnik nie bardzo wie co i jak. Coś tam sprawdza, mruczy i widać, że bidny jest zagubiony. Widząc to podchodzi drugi młodzian, szpakowaty pomimo chyba 19 lat. Do tego na jego palcu tkwi wielki złoty sygnet.
Piękny ten kawaler bierze papiery przybija pieczątkę i z dumno-cwaniackim uśmiecham wskazuje na papiery, których jednak nam nie podaje.<o>

</o> - Voila! – mówię z uznaniem i wyciągam łapę udając, że nie wiem o co mu chodzi <o></o>
- A nie nie- odpowiada sygneciarz i porozumiewawczo łypie to na nas to na papiery.<o></o>
- Wypełniłem i podbiłem – dodaje dumnie robiąc te swoje szpiegowskie miny.<o>

</o> - Wspaniale, dziękujemy bardzo – rżniemy głupa. O nie koleżko. Nie dostaniesz ani grosza za wypełnienie swoich zasranych obowiązków<o>

</o> Widząc, że nie rozumiemy, wychodzi z kanciapy i prowadzi mnie do kąta. Coś tam mruczy pokazując na papiery. Ja znów mu dziękuje za trud i poświęcenie i próbuję wyciągnąć mu je z łapy. Menda jednak trzyma kurczowo te papiery i nie odpuszcza. Wołam Bartka, że niby nie rozumiem o co chodzi. Gość licząc , że Bartek jest bardziej kumaty pokazuje na papiery, pokazuje gest pieniędzy i powtarza, że czaj czy też na czaj (taki chyba łapówkowy slang) <o>

</o> - Aaaaa… nasz okrzyk zrozumienia obudził nadzieję w sygneciarzu – Czaj!!! A nieeeeeee!!! Spasiba!!!! My czaj uże pili!!! Spasiba!! Nie nada!!!<o>

</o> Zdjęcie celnika powinno być w wikipedii pod hasłem „Opadające ręce” <o>

</o> Próbując jeszcze zachować twarz żąda paszportu. Coś tam intensywnie sprawdza, po czym paszport oddaje, wręcza wriemienne wwozy, rzuca Śzczastliwa! i znika. <o>

</o> <o></o>Załącznik 8800

Następnym punktem podróży jest Taraz, duże, całkiem nowoczesne miasto. <o></o>

Zajeżdżamy pod restauracje z hotelem i klubem, gdzie jemy fajny obiad. Kiedy już zwijamy tobołki podchodzi właściciel knajpy i zaprasza do zwiedzania lokalu. Prowadzi nas do głównej sali myśliwskiej. Na ścianach wiszą wszelkiego rodzaju łby. Jest nawet cały wilk. Prowadzi nas też do ogródka gdzie czeka pani fotograf. pozujemy na tle poroży na tle fontanny, z właścicielem, bez właściciela, z właścicielem i pracownicą itp. Itd. Brudni, zarośnięci i śmierdzący czujemy się cokolwiek nie na miejscu lecz to właściciela nie zraża. Zaprasza na herbatę, wręcza ulotki, zapisuje adres i telefon a po chwili przybiega pani fotograf z gotowymi zdjęciami.

Załącznik 8801
Załącznik 8802
Załącznik 8803
Tak obdarowani, żegnamy się wylewnie po czym ruszamy w na Turkiestan.

Znów zaczyna się step a dzień się wydłuża. Kilka km przed Turkiestanem kupujemy ciacho, wino i wjeżdżamy na nocleg w step. Rozbijamy się przy jedynym drzewie w okolicy. Siadamy przy winie i słuchając niesamowicie intensywnych dźwięków (cykady?) gapimy się w gwiazdy. <o>

</o>Załącznik 8804
Załącznik 8805

Zasypiamy słuchając śpiewu stepu.<o>

</o> <o></o>
Dzień dwudziesty trzeci<o>

</o>
Kierując się na Bajkonur szybko mijamy Turkiestan a później Quizilordę. Przez pierwszych 300 km Jedzie się beznadziejnie. Nie najlepszy asfalt, duży ruch a do tego tak silny boczny wiatr, ze bolą nas ręce, szyja i głowa od bocznego naporu kasku. <o>

</o>Załącznik 8806

Na przedmieściach Quizylordy ogromne połacie terenu zajmują paskudne szare slumsy. Szare slumsy okazują się jednak nowiutkimi domkami jednorodzinnymi o czym dowiadujemy się z billboardów. Żeby było ciekawiej te pierwszorzędnej urody rezydencje leżące na największym stepie na świecie są tak upakowane jeden obok drugiego, że dzieli je praktycznie tylko droga. Przypomniał mi się kawał o wariacie, który każe się przesunąć kumplowi siedzącemu na torach kolejowych.<o>

</o> Oprócz reklam rezydencji co chwilę z billboardów spogląda na nas czujnym okiem Prezydent. <o>

</o> Prezydent Kazachstanu to istny człowiek renesansu bo oto Prezydent ze zrozumieniem wysłuchuje naukowców, po chwili Prezydent przechadza się wśród brzóz by na następnym plakacie z ojcowską czułością głaskać dzieci. Mało tego! Prezydent fachowym okiem ocenia jakość pszenicy, Prezydent żartuje z kobietami z strojach ludowych, Prezydent przemawia na uniwersytecie, Prezydent bacznym okiem przygląda się mapie swego Kraju. <o>

</o> Po godzinie spontanicznie śpiewamy hymny pochwalne na cześć Prezydenta a Bartek porwany entuzjazmem zapisuje się do miejscowych pionierów.<o>

</o> Na 70 km przed Bajkonurem droga robi, się pusta, słabnie wiatr, otacza nas piękny step. Wszystko to sprawia, że jedzie się naprawdę świetnie.<o>

</o>Załącznik 8809

Już z daleka dostrzegamy sylwetki radarów z kosmodromu.

Załącznik 8807

Trochę surrealistyczny klimat. W środku niczego wyrasta nagle potężna stacja radarowa a kilka kilometrów dalej majaczy potężna sylwetka wyrzutni.<o>

</o>Załącznik 8808

Próbujemy podjechać bliżej lecz stopuje nas rosyjska milicja, mówiąc, ze zona zakryta. <o></o>
Napatrzywszy się z daleka na ten kawał współczesnej historii ludzkości ruszamy dalej.<o>

</o> Kolejne kilometry to czysta radość z jazdy w iście filmowej scenerii. Dwa motocykle sunące prostą drogą na pustkowiu w stronę zachodzącego słońca sprawiają, ze czujemy się jak …no jak bohaterowie jadący w kierunku zachodzącego słońca. <o>

</o> Za Aralskiem zjeżdżamy nad jezioro, które kiedyś prawdopodobnie było częścią Jeziora Aralskiego.

Załącznik 8810

Filmowa sceneria się nie kończy więc przy winie obserwujemy klucze ptaków na tle różowego nieba odbijającego się w wodach jeziora. <o></o>
<o></o>
Załącznik 8811
Załącznik 8812
Załącznik 8813

czosnek 18.11.2009 18:17

7 Załącznik(ów)
Rozdział Piąty<o>

</o>
Czyli:<o>

</o> Jak nie urok to sraczka. <o></o>
<o></o>
Dzień dwudziesty czwarty<o>

</o>
Po wyjściu z namiotu wita mnie rozmyta w biegu zielona gęba Bartka oraz powiewający za nim papier. Razem znikają za krzakiem. Po chwili wraca wymęczony walką na dwie strony. <o>

</o> Po kilku takich przebieżkach wali się do namiotu słaby jak nomen omen gówno. <o>

</o>Załącznik 8814

Wygrzebuję gdzieś tabletki na podobne dolegliwości. Bartek zażywa i zasypia.<o></o>

Ja w tym czasie idę głęboko w step, gdzie obserwuje rytuały piesków preriowych czy jak się te śmieszne stworki nazywają. Niestety Krystyna Czubówna miała dziś wolne więc pozostała mi tylko tępa obserwacja bez narracji.<o>

</o> Z fałszywą troską wynikającą z chęci dalszej jazdy co chwilę pytam Bartka czy już lepiej się czuje. W końcu chłopak dochodzi do wniosku, że moja upierdliwość jest dalece gorsza od sraczki. Pakuje szybko tobołki i po chwili możemy jechać dalej<o>

</o> Przez 230 km jedzie się fajnie po czym międzynarodowa droga M32 przechodzi w dziury, które z kolei przechodzą w większe dziury a te dla odmiany w drogę gruntową.<o>

</o>Załącznik 8820

W przydrożnym kafe przy okazji obiadu pytamy na jakim odcinku jest taka droga<o></o>
- Przez 80 kilometrów a potem to już tylko aaasfalt i aaaasfalt.<o></o>

Droga to... w zasadzie to nie droga tylko koleiny i doły upchane na pasie drogowym. Kluczymy pomiędzy tymi dziurami zastanawiając się jakim cudem jeżdzą tędy samochody. Niektóre doły bez większego problemu schowałyby pojazd łącznie z dachem. <o>

</o> Po paru kilometrach zjeżdżamy na wąską dróżkę w stepie, biegnąca równolegle do międzynarodowej drogi M32 i paradoksalnie tempo naszej jazdy mocno wzrasta. <o>

</o> No i oczywiście komuś to strasznie przeszkadzało bo po chwili zaczęła się ulewa. Zakładamy przeciwdeszczowe ciuchy i wszystko byłoby elegancko gdyby nie to, że w przypływie geniuszu innowacji zamiast założyć ten zestaw jak należy, wkładam kurtkę w spodnie. W efekcie cała woda spływa mi w gacie. <o>

</o> Wracamy na główną drogę a tam wita nas kleista śliska maź.

Załącznik 8816

Dopóki jedziemy po śladach poprzedzającej nas ciężarówki jest znośnie, jednak wszystko się zmienia gdy postanawiam ciężarówkę wyprzedzić. Już w połowie ciężarówki zaczyna mną miotać na boki. Po wyprzedzeniu jadę jeszcze 10 metrów zygzakiem po czym kładę się jak długi.
Gleba była na tyle konkretna, że odrywa mi kufer i wgniata osłonę silnika. Okazało się , że to gęste i lepkie błoto zapchało mi cały błotnik, a że brakowało w błotniku jednej śruby, wykręciło go na tyle, ze po raz kolejny wlazł pod osłonę silnika blokując koło i kierownicę. Wyprzedzana ciężarówka zatrzymała się a kierowca z pasażerem urządzili sobie teatr obserwując moje tarzanie się w błocie. Gdy już spełnili się jako widzowie, ciężarówka ruszyła w dalszą drogę tylko po to aby 100m dalej zakopać się w błocie. Cały ruch na drodze zamarł. Nawet kamazy nie były w stanie jechać w tej mazi. <o>

</o>Załącznik 8817
<o>
</o> Tylko jeden Rosjanin w nowiutkim lancerze ambitnie zaatakował. Bardzo dziękował gdy go w końcu wypchaliśmy z błotnistego dołu. <o>

</o> Droga zamieniła się w miejsce piknikowe. Rozmówki, melony i ogólnie bardzo wesoła atmosfera. Kierowcy ciężarówek zapewniają, że jak zaświeci słońce droga momentalnie wyschnie i będzie można jechać. <o>

</o> W końcu wydaje się, że już jest lepiej. Ruszyły ciężarówki a w końcu my. Po 50 metrach tańca znów się zatrzymujemy. Opony a zwłaszcza przednie TKC tak się zapchały, że zamieniły się w slicki a wiadomo jak czymś takim jeździ się po błocie. Próbujemy wygrzebać błoto z pomiędzy koła a błotnika jednak to cholerstwo jest tak gęste, ledwo się udaje. <o>

</o>Załącznik 8818
<o>
</o> Po odczekaniu chwili jedziemy dalej. Jadący teraz z przodu Bartek zatrzymuje się i dotyka przedniej opony. Opona parzy a na jej powierzchni wyryte są głębokie bruzdy. Po odkręceniu błotnika okazuje się, że jest pełny pięknie wypalonej ceramiki, na tyle twardej, że udaje się ją wykruszyć dopiero po dłuższej walce.
U mnie niewiele lepiej. Widząc, że dalsza jazda zakończy się kolejnym zblokowaniem koła odkręcam błotnik zupełnie. <o></o>

Załącznik 8815

Jedzie się trochę lepiej aż w końcu dojeżdżamy do suchego, gdzie znów przykręcam błotnik. Jednak jest on już na tyle wykręcony, że na odcinku 1000m, 4 razy włazi mi pod osłonę silnika 4 razy o mało mnie nie kładąc. <o>

</o> W końcu nie wytrzymuje i odcinam kawał błotnika, zyskując tym samym niesamowitą ulgę psychiczną wiedząc, że byle dziura nie grozi już blokadą kierownicy. <o>

</o> Znów jedziemy ścieżką w stepie. Widząc, że już jest sucho i nie grozi mi blokada kierownicy jadę sobie beztrosko kompletnie tracąc czujność. W efekcie nie zauważam kiedy wbijam się głęboki kopny piach. <o></o>
Następna rzeczą był lot piękną parabolą nad kierownicą. Tak sobie lecąc zabieram po drodze ze sobą szybę wraz z kawałkiem owiewki, a że odpadł też kufer to już chyba nawet pisać nie trzeba.<o>

</o>Załącznik 8819
<o>
</o> Po wypluciu piachu coś we mnie pęka. Rzucam kurwami na prawo i lewo mając ochotę pierdolnąć tym wszystkim w pizdu. Dopuściłem się także znieważenia głowy państwa wrzeszcząc, ze szkoda, że się pedał nie umieścił na plakacie podczas przecinania wstęgi na nowej drodze. Od Kirgistanu jechaliśmy już w pełni wyluzowani mając w pamięci idealne drogi w Kazachstanie. Całe napięcie po Tadżykistanie już z nas dawno spłynęło i to co zastaliśmy tutaj kompletnie nas zaskoczyło. <o>

</o> Polskie przekleństwa mają cudowną moc terapeutyczną. Kilka porządnych wiązanek i od razu się człowiek uspokaja. <o>

</o> Już po zmroku dojeżdżamy do osady gdzie jemy i tankujemy. Miejscowi twierdzą, że od tego momentu to już świetny asfalt. <o></o>

Skoro tak to jedziemy dalej w kierunku Aktobe.<o></o>
Faktycznie przez 30 km jedziemy nowiutkim asfaltem. Ogarnia nas jednak stanowczo przedwczesna radość. Po 30 km Nowy asfalt przechodzi w dziurawe szczątki starego asfaltu, który znów kończy się grawiejka i piachem a wszystko to jest ozdobione kropiącym deszczem. Dociągamy do północy, po czym wjeżdżamy w pierwszy zjazd i bez sił walimy się do spania.<o></o>

puntek 18.11.2009 20:42

zajebiście gościu piszesz :) ślina mi cieknie cały czas gdyby nie papier toaletowy klawiatura by się rozpuściła ...:)

czoko86 19.11.2009 00:08

Cytat:

Napisał czosnek (Post 84618)
<o>
</o> <o>
</o>
Następna rzeczą był lot piękną parabolą nad kierownicą. Tak sobie lecąc zabieram po drodze ze sobą szybę wraz z kawałkiem owiewki, a że odpadł też kufer to już chyba nawet pisać nie trzeba.<o>

</o><o></o>

naprawdę mocne:D kulałem się ze śmiechu jak o tym kufrze przeczytałem:lol19: jeszcze się opanować nie mogę:haha2:
a że czekam na kolejne części Twojej opowieści to już chyba nawet pisać nie trzeba:lukacz:

jackmd 19.11.2009 02:31

I znowu dzisiaj będę niewyspany, a jednocześnie ciekawy, co dalej....Sie ma.

Mitzrael 19.11.2009 21:31

Poprostu brak słów... nie pamiętam żebym kiedykolwiek z taką niecierpliwością czekał na kolejną część czegoś... jak narazie jedna z najlepszych powieśći podrózniczo-przygodowych jakie kiedykolwiek czytałem...a że momentami się smieje do łez to się wytnie... dajesz stary dalej :Thumbs_Up:

czosnek 20.11.2009 01:45

Panowie. Wielkie dzięki. Bardzo się ciesze, że tak pozytywnie przyjęliście te wypociny :)

ENDRIUZET 20.11.2009 10:15

Jak mówił Frank Lucas w filmie American Gangster ... "Swój chłop" jesteś Czosnek, swój chłop ... i za to pełen szacun.

puntek 20.11.2009 11:25

Cytat:

Napisał czosnek (Post 84875)
Panowie. Wielkie dzięki. Bardzo się ciesze, że tak pozytywnie przyjęliście te wypociny :)

To ja już z wypiekami patrzę czosnek napisał dzień relacji będzie a jemu się za dziękowanie zabrało ...

dawać dawać dawać
:haha2:

Lucka 20.11.2009 22:31

O żesz w mordę!!! Wyprawa i opis rewelacja :brawo: Pełen szacun. Czytam z wypiekami, dzieci zaniedbuję... Książkę kupię na pewno, niech mąż też ma coś z życia hehe ;) No i oczywiście czekam na c.d.

czosnek 20.11.2009 23:47

29 Załącznik(ów)
Dzień dwudziesty piąty <o>

</o>
<o></o>
Pakujemy się w deszczu i wracamy na „drogę”.

Przez godzinę przejechaliśmy 30km. Tłuczemy się po dziurach a najbardziej irytuje nas fakt, że jedziemy wzdłuż nasypu z nowiutkim asfaltem. Niestety oddzielony jest od nas zwałami piachu oraz rowami. <o>

</o> W końcu udaje się znaleźć miejsce gdzie z biedą, na czworaka przebijamy się na asfalt. No i oczywiście 300 m dalej był już zupełnie normalny wjazd…. <o>

</o> Od tej chwili do samego Aktobe jedziemy eleganckim asfaltem.
W samym Aktobe trafiamy za korek.

Zapytany policjant odpowiada, że powodem wstrzymania ruchu jest wizyta prezydenta, który przyjechał…… otworzyć nową drogę. W milczeniu pojechaliśmy dalej. <o></o>

Po godzinie błądzenia w Aktobe jedziemy w kierunku na rosyjski Orenburg. <o>

</o> Późnym popołudniem, w deszczu podjeżdżamy na granicę. Przed samą granicą zaczyna się ulewa. Szybko podbiegamy do pierwszej budki żeby się dostać przez szlaban pod wiatę. <o>

</o> Cieć w budce jednak jest wielce zainteresowany naszymi paszportami. Złośliwe bydle wertuje kartka po kartce nasze paszporty a my w tym czasie coraz bardziej przemoknięci zdążyliśmy już obrazić jego rodzinę na siedem pokoleń wstecz. <o>

</o> W końcu łaskawie podnosi szlaban i możemy schować się pod wiatą.
Przy papierkach znów jakiś młody celnik zaczyna coś do nas szeptać lecz szybko przestaje gdy zbiera się więcej osób.

Wracamy z papierami do kontroli bagażu a tam znów młody urzędas woła nas do kanciapy i zaczyna.<o></o>

– Wracacie z Tadżykistanu…. ajajaj. Kraj niebezpieczny, duży przemyt broni, narkotyków i rubinów. Powinienem wam bardzo dokładnie przeszukać bagaże ale widzę, że jesteście zmęczeni więc was puszczę.<o>

</o> - Ooo balszoje spasiba - Standardowo udajemy tępote i chcemy zasiadać na motocykle.<o>

</o> - a nienienienie. Rozumiecie? PUSZCZAM WAS A POWINIENEM OBSZUKAĆ<o>

</o> - no tak tak baaaardzo dziękujemy! Czyli możemy jechać<o>??

</o> - aj nienienie wiecie… powinienem was obszukać<o>/

</o> - no to obszukuj pan – Jednak nasza uwaga jakoś nie mogła przebić się przez już ukierunkowanie zwoje mózgowe urzędasa, więc dalej coś tam nawija, skrobie palcem o palec gotowy za chwilę urządzić teatr cieni aby obrazowo pokazać łapówę.
My jednak okazujemy się wyjątkowo odporni na pojmowanie delikatnych aluzji. Twierdząc, że nic nie kapuję wychodzę z kanciapy. Po chwili wypada Bartek zwijając się ze śmiechu. <o></o>

Okazało się, że zdesperowany urzędnik wyciągnął banknot i macha nim przed Bartkiem. <o></o>
- dla mnie?? Naprawdę? Dziękuje!! – z tępym wyrazem zadowolenia na pysku Bartek sięga po banknot. <o>

</o> Pomimo załamania psychicznego jeszcze nie pozwala jechać. Łazimy oglądamy z zaciekawieniem budynki i ogólnie zachowujemy jak turyści w Notre-Dame.<o></o>
Czara goryczy urzędnika przelała się gdy wyciągnęliśmy się na ławce przed jego okienkiem prowadząc nieskrępowane rozmowy o życiu.<o>

</o> Pokonany, bez słowa oddał nam paszporty. <o>

</o> Strona rosyjska to już sama przyjemność. Szybko i sympatycznie.
Jako, ze zrobiło się już ciemno a deszcz nadal pada pytamy się o jakiś hotelik. <o></o>
<o></o>
Jedziemy 90 km pod wskazany adres. Jest to motel głównie dla kierowców ciężarówek. Motocykle zostawiamy w motelowym garażu. <o>

</o> Po zostawieniu rzeczy w pokoju idziemy do baru. Bar jest przeglądem każdej możliwej nacji dawnego Sowieckiego Sojuza. Czujemy się jak w barze awanturników z gwiezdnych wojen. Brakuje jeszcze tylko jakiegoś osobnika ze słoniową trąbką zamiast nosa i mistrza Yody <o>

</o> Chłoniemy ten niesamowity klimat wpieprzając genialnego szaszłyka zrobionego przez Uzbeckiego kucharza. Całym tym samczym spędem rządzi drobna blondynka, której jednak jedno słowo wystarczy aby podpity wielki chłop schował się szlochając do kąta. <o>

</o> Pani okazuje się tak miła, że pokój, jedzenia a rano śniadanie dostajemy na krechę. <o></o>
Czas na pierwszy od Ukrainy prysznic. Po kolei włazimy do kabiny, napawając się strumieniem gorącej wody. Nie muszę chyba mówić co z nas spłynęło… w każdym razie było to czarne, z kożuchem i chyba zaobserwowałem pierwsze oznaki samodzielnego życia. <o></o>
<o></o>
Rozdział szósty<o>

</o>
Czyli:<o></o>

Kierowca Łady Samary nie wybacza błędów <o></o>
<o></o>
Dzień dwudziesty szósty <o>

</o>
Rano po śniadaniu Bartek jedzie jeszcze do banku wymienić kasę aby zapłacić za motel po czym ruszamy na Orenburg.

Załącznik 8836
<o></o>
W Rosji widać już pierwsze objawy pięknej złotej jesieni więc jedziemy w słońcu zachwyceni krajobrazem.

Załącznik 8835

W Orenburgu milicja na każdym rogu. Okazuje się, że do miasta przybył nie kto inny jak sam…….Prezydent Kazachstanu !!!! Ileż to będzie nowych tematów na plakaty!!! <o>

</o> Z Orenburga jedziemy na Samarę a stamtąd na Penzę i Toliatti.

Załącznik 8837
<o></o>
Za Toliatti przekraczamy przepiękną Wołgę, która bardziej przypomina morze niż rzekę.

Załącznik 8838

Przez most na Wołdze jedziemy w korku. Rosjanie są bardzo pomysłowym narodem. Z jednego pasa zrobili 3. 1 właściwy a oprócz niego jeden na poboczu i trzeci na lewym pasie.

Załącznik 8839
<o></o>
Zatrzymujemy się w przydrożnym barze na szaszłyka. Za barem jest ogródek, w którym trwają różne imprezy. Przy motocyklach zagaduje nas jeden z uczestników odbywających się tutaj urodzin. Okazuje się , że służył kiedyś w Legnicy i bardzo miło to wspomina. Zwłaszcza jak go nasi spili na warcie oraz jak handlował zużytymi czołgowymi akumulatorami. <o>

</o> W końcu zaprasza nas do siebie na noc. Po chwili przyprowadza radośnie podpitą żonę. Żona potwierdza zaproszenie jednak prosi żeby poczekać jeszcze 40 minut na zakończenie imprezy. Po chwili poznajemy jeszcze przyjaciela rodziny który przynosi nam talerz winogron. <o>

</o> Całości sympatycznego obrazu dopełnia właściciel knajpy, który wręcza nam po lodzie o wdzięcznej nazwie CCCP. <o>

</o> Każdy spotkany Rosjanin na tym wyjeździe był niesamowicie przyjazny. Szkoda, że w Polsce panuje bezsensowna rusofobia napędzana przez polityków. <o>

</o> Rozważamy tez dalszą trasę. Początkowo chcieliśmy jechać na północ by wrócić przez Litwę. Jednak jesteśmy na granicy ważności wizy więc nie chcemy ryzykować i wybieramy drogę przez Ukrainę.<o>

</o> Urodziny musiały się jednak na dobre rozkręcić więc po 3 godzinach czekania postanawiamy jechać dalej. <o>

</o> Jedziemy nocą lecz nie jest to nie najlepszy pomysł. Po krótkiej jeździe słyszę za sobą pisk opon a w lusterku gwałtownie zbliżające się światła. Odruchowo chowam głowę w ramiona czekając na huk. Na szczęście jakoś wyhamował. Rosjanie jeżdżą ze sporą fantazją więc noc dla motocyklisty nie jest chyba najlepszą porą. Szybko zjeżdżamy w krzaki na noc.

Załącznik 8840
<o></o><o></o>
Dzień dwudziesty siódmy<o>
</o>
<o></o>
Załącznik 8841

Z Penzy kierujemy się na Tambow. To nie jazda! To walka o przetrwanie! Pamiętaj synu, jeśli choć na 1/10 sekundy zawahasz się przed wyprzedzaniem to na twoje miejsce od razu znajdują się 3 Łady i to na ogół jednocześnie. Przetrwają najlepsi. Reszta nie zasługuje na to by żyć..

Załącznik 8842
Załącznik 8843
<o></o>
Tego dnia nic szczególnego się nie wydarzyło. Jedynym urozmaiceniem był pościg policjanta za Bartkiem.
Kiedy wyjeżdżaliśmy spod knajpy po obiedzie zauważyłem, że na głównej drodze jedzie za mną radiowóz. Zwolniłem i jadę sobie powoli. Bartek nie widząc policji wystrzelił do przodu.
Ja zwolniłem, policjant też. Ja przyspieszam, policjant też. Acha. Czyli to tak… Zwolniłem do… w zasadzie nie wiem do ilu zwolniłem bo przecie prędkościomierz nie rabotajet. W każdym razie jechałem jak pierdoła.

W końcu policjant nie wytrzymuje i włączając koguta rusza w pościg za Bartkiem. Rządny taniej sensacji cisnę za nimi. Policaj dopada w końcu Bartka. Zatrzymałem się w bezpiecznej odległości i obserwuję bieg wydarzeń. Widzę jednak, ze Bartek obrał słuszną taktykę na biednego idiotę. Co chwilę widzę tylko jego bezradne unoszenie rąk. Taktyka okazała się skuteczna więc bez strat finansowych jedziemy dalej. <o></o>

Załącznik 8844

Przed Woroneżem jedziemy przez piękne jesienne lasy a że robi się ciemno rozbijamy się na noc w brzozach za cmentarzem. <o></o>

Załącznik 8845

Dzień dwudziesty ósmy. <o>

</o>
Dziś szybka piłka. Po przebiciu się przez Woroneż jedziemy na Kursk gdzie ku memu wielkiemu rozczarowaniu nie ma ani jednego czołgu. <o>

</o>Załącznik 8846
Załącznik 8847

Kiedy po dłuższej jeździe wjeżdżamy na rondo zatrzymuje nas stojący tam policjant. <o>

</o> Mówi nam, że nie mieliśmy prawa przyjechać droga, którą przyjechaliśmy ponieważ jest to strefa elektrowni atomowej czy czegoś tam innego związanego z promieniowaniem i należy się mandat.<o></o>

- Mówicie po Rusku ? <o></o>

- Da da kanieszna!!!! <o></o>

- Noo to były napisy mówiące o tym, ze strefa zamknięta. Będzie sztraf!<o>

</o> - Aaaa no bo wiecie. My wprawdzie mówimy po rusku aaaale strasznie słabo a czytanie to już w ogóle katastrofa, więc zanim poskładaliśmy literki to już dawno minęliśmy znak. Gdyby jakiś szlaban albo co, to tak, to owszem ale napisyyy? <o>

</o> Jak się Państwo domyślają nasze tak inteligentnie przedstawione tutaj rozmowy po rosyjsku w rzeczywistości brzmiały mniej więcej tak:<o>

</o> - My mówię słabo. My też Czytają słabo. My nie widział tego nooo z napisami. Jakby stać ten no taki (tu następuje machanie rękami obrazujące szlaban). Mandatu nie. Mandatu nie trzeba. <o></o>
<o></o>
Może ze zdumienia a może z powodu napromieniowania milicjant odpuszcza i każe jechać dalej.<o></o>
<o></o>
Załącznik 8848
Załącznik 8849

Tym samym osiągamy granicę z Ukrainą. Ostatnie kilometry w Rosji to prawdziwa magia.

Załącznik 8850

Jedziemy przez małe wioseczki przy zachodzącym słońcu. Nad polami wisi pięknie pachnący dym z palonych liści. Na jeziorze, w którym odbijają się ostatnie promienie słońca kołysze się czarna sylwetka łódki ze stojącym w niej wędkarzem. Te ostatnie kilometry odkleiły mnie zupełnie od rzeczywistości.<o></o>
<o></o>
Granica poszła bardzo sprawnie.
Dłuższa rozmowa była tylko z rosyjskim wojakiem, który 15 razy z prędkością kałacha pytał czy aby na pewno nie mamy broni i narkotyków. Zwłaszcza z brakiem narkotyków nie chciał się pogodzić twierdząc, że wszyscy motocykliści ćpają. Jego nadzieję obudził woreczek z proszkiem do prania u Bratka w kufrze (nie pytajcie po co Bartek brał proszek do prania bo nie wiem). Jednak nie przystał na moją sugestię aby se wciągnął ścieżkę przez studolarówkę w ramach analizy.<o></o>

Śpimy gdzieś na łące.<o></o>

Załącznik 8851
<o></o>
Rozdział siódmy <o></o>

Czyli:<o></o>

Wszystko co fajne szybko się kończy<o>

</o> Dzień dwudziesty dziewiąty.<o>
</o>


Na Kijów jedziemy prostą, pustą a co najlepsze, świetnej jakości drogą a , że do tego otaczają nas piękne widoki to jazda jest czystą przyjemnością.

Załącznik 8852

Po drodze zatrzymujemy się na chwilę w Głuchowie, gdzie jest piękny pałac oraz drewniany gród wyglądający jak Mirmiłowo. (Niech CO krwawy Hegemon!!!??? - to jest test na znajomość klasyki ) <o>

</o>Załącznik 8853

Wbijamy się na czteropasmówkę, którą jedziemy już do samego Kijowa. Kijów to potężne i nowoczesne miasto. Nad płynącą przez miasto Diesną powstaje nowe miasto. Taki jakby Manhattan w wydaniu wschodnim, czyli kupa złota, łuków i kopuł maści wszelakiej.
<o></o>
W pewnym momencie, na zatłoczonej 3-pasmówce pojawia się nasz zjazd. Bartek zjeżdza w ostatniej chwili, ja wyprzedzając akurat ładę drugim pasem nie zdążam.

Zjeżdżam w kolejny zjazd, którym dostaję się na właściwą drogę. No i owszem kierunek mam dobry tylko kur.. zwrot przeciwny a że jest to 3-pasmówka przedzielona murem nie mam szans zawrócić.

No i zwiedzam sobie Kijów próbując wrócić na właściwy tor. W końcu gdzieś tam skręciłem, gdzieś nawróciłem, gdzieś się wepchałem przez przejście dla pieszych i wróciłem do czekającego Bartka aby kontynuować jazdę we właściwym już kierunku.

Po 3 godzinach i 50km nadal jesteśmy w Kijowie...

W końcu udało nam się wydostać ze stolicy i pod wieczór minęliśmy Żytomierz. Zimno, mokro i ciemno. W tych pięknych okolicznościach przyrody wjeżdżamy głęboko w las na ostatni nasz nocleg pod namiotami. <o></o><o></o>

Załącznik 8854

Dzień trzydziesty<o>

</o>
Od rana grzeje słońce. Piękny jesienny las, w którym spaliśmy spowity jest we mgle… no magia, powiadam, magia. <o>

</o>Załącznik 8855

Po zwinięciu po raz ostatni obozu jedziemy na Równe, Dubno i Beresteczko. Im bliżej granicy tym biedniej ale jednocześnie, przynajmniej dla mnie piękniej. No ale ja mam skrzywienie na punkcie naszych dawnych kresów. <o>

</o> Jeszcze zanim zaczęły się gorsze drogi, podczas przejazdu przez jakąś wieś haltuje nas drogówka.

Zanim ich zauważyliśmy trzaskają nam 2 zdjęcia laserowym radarem. Mamy 80 na 40 więc oczywista będzie sztraf.
Otrzymujemy zaproszenie do radiowozu gdzie milicjant informuje nas o potworności naszego przestępstwa i wysokości mandatu.

Mówi o wysokości mandatu (co ciekawe nie płatne do łapy ale przelewem) oraz o 9 punktach karnych. Właśnie te punkty nas zaniepokoiły bo nie byliśmy pewni czy Ukraina podpisała z Polską umowę w tej kwestii.

No ale pan milicjant nieszczególnie chciał dać nam mandat. Zdecydowanie bardziej interesowało go wypisanie upomnienia. Za ten szlachetny czyn otrzymał po 10$ od łba (na propozycję 10$ za dwóch zareagował parsknięciem)<o>

</o> Tym samym, w ostatnim dniu za granicą otrzymaliśmy jedyny mandat wyjazdu. <o>

</o> Za Beresteczkiem chcąc odnaleźć miejscowość, w której nasz pradziad był dyrektorem szkoły zjeżdżamy na Burzany. Skąd piękną drogą a później piękną błotnistą drogą na azymut wyjeżdżamy w Tetewczycach.

Załącznik 8856

Stamtąd już rzut beretem do Niestanic gdzie właśnie chcieliśmy się dostać.

Załącznik 8857
Załącznik 8858

Jesteśmy w delikatnym szoku kiedy zapytani starsi ludzie pamiętali pradziadka. <o>

Żeby było jeszcze ciekawiej, na lokalnym cmentarzu spotkalismy... Zygmunta Chajzera

</o>Załącznik 8859

Z Niestanic szybki przejazd do Rawy ruskiej na przejście graniczne.

W tym momencie dziękujemy Bogu, że jedziemy motocyklami. Kolejka aut ciągnie nie na kilometry.

Zagadani ludzie oświadczają, że stoją od rana (jest ok. 21 w nocy)

Przy okienkach podziwiamy odbywający się tutaj cyrk. Ukraińskie celniczki otwierają okienka kiedy mają ku temu kaprys.
Jak kaprysu akurat nie mają, plotkują sobie radośnie i malują oczka. Gdy w końcu okienko otworzą. Przyjmują paszporty, z których do uchylonej szufladki wpadają wszelkiego rodzaju banknoty.

Po załatwieniu pieczątki, bokiem podjeżdżamy pod ostatni szlaban gdzie wyskakuje do nas z pyskiem wojak, wrzeszcząc, że kolejka jest, że będzie mandat za jeżdżenie bokiem i że mamy zjechać na bok i czekać Bóg wie na co. <o>

</o> -Przepraszam ale czy tutaj zawsze odbywa się taki cyrk – pytam na cały głos czekających w kolejce Ukraińców. Odpowiadają mi kamienne oblicza i wzrok utkwiony w dali. <o>

</o> Siadamy na krawężniku mając już wszystko w dupie. Na szczęście kolego wojaka okazał się normalny i kazał jechać dalej. Strona polska i już formalność. Na noc zajeżdżamy do znajomych mieszkających w Zamościu<o>

</o> Dzień trzydziesty pierwszy - ostatni. <o>

</o>
Rano urządzamy sobie szybki spacer po Zamościu a następnie kierunek Kraków.

Załącznik 8860

Jedziemy jednak troszkę naokoło chcąc pozachwycać się jeszcze Zamojszczyzną. No i tak jakoś wyszło, że wylądowaliśmy w Sandomierzu.

Kiedy zsiadamy pod zamkiem z motocykli. Słyszymy za plecami głos<o></o>

- Witam Panów.<o></o>

Głos wydobywa się z eleganckiego Pana w garniturze i ciemnych okularach. <o>

</o> Eleganckim Panem okazał się JOJNA. Pech chciał, że Jojna obyty z Tadżykistanem więc musieliśmy mówić mniej więcej prawdę.

Pożegnawszy się, Jojna pojechał w swoja stronę, a my skoczyliśmy jeszcze na naleśniki na rynek.<o>

</o>Załącznik 8861

Po naleśnikach ruszyliśmy w drogę aby pokonać ostatnie kilometry tego wyjazdu. W Krakowie zatrzymaliśmy się jeszcze na stacji benzynowej gdzie zrobione zostało ostatnie wspólne zdjęcie. Uścisk rąk i już każdy na własną rękę powrócił do rzeczywistości.<o>

</o>Załącznik 8862

Tym samym wyprawa dwóch leszczy dobiegła końca <o>

</o> Podczas tych 31 dni przejechaliśmy 12 500 km wydając na łeb po 1000$ (nie licząc wiz oraz przygotowania motocykli)<o>

</o> Jeśli ktoś w was powtórzy za jakiś czas naszą trasę może stwierdzić, że miejsca, które opisałem jako trudne, które nas wymordowały dla niego okażą się całkiem łatwe.

Na tej wyprawie zdobywaliśmy pierwsze szlify w turystyce motocyklowej więc proszę czytać ta relację biorąc poprawkę na postrzeganie rzeczywistości przez takiego właśnie motocyklowego leszcza…. Hmmm … w zasadzie to taka informacja powinna znaleźć się chyba na początku…… <o>


Z poważaniem

Bartek und Czosnek

PS. Przepraszam za "zamerykanizowanie" niektórych nazw miejscowości ale na wyjeździe korzystaliśmy z węgierskiej mapy z taką a nie inną pisownią, co z rozpędu przeniosłem do relacji.

</o>Załącznik 8863
<o>
</o>

zombi 21.11.2009 00:37

:Thumbs_Up:Super

luki.gd 21.11.2009 01:33

no i chwilowo, mam nadzieję, nie będzie czego czytać wieczorami... :)
za to będzie można robić powtórki :))

wielkie 'dzięki' za przybliżenie oddalonego świata...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:35.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.