![]() |
Prawdziwa powinna być tu a moje wywal do oddzielnego żeby nie mieszać Chłopakom szyków. Fiction powiadasz .....?
|
Ja bym dla Felka dał osobny dział. Taki FelkoGang :D
|
Czy to oznacza, że jest aż tak źle ?
Panie Piotrusiu, to ja mam grac czy nie grać ? |
Felinii jesteśmy bardzo wdzięczni...dodajesz nam energii i powodujesz cuda...Umieranie po raz pierwszy....
Ps. autor Kajman... http://www.youtube.com/watch?v=D39y2-yjvlo http://www.youtube.com/watch?v=qohctJQKsRI |
Ooooo, to widzę, że dojechaliście do Pustyni Błędowskiej, brawo:Thumbs_Up::bow:
|
To musieliście nieźle pochlać w jakimś barze skoro pod "bunkier" nie możecie samodzielnie wjechać:hehehe:
|
Cytat:
|
Mocny ten HALNY był , chyba baca pranie suszył :lol8:
|
Następnym razem weźcie korepetycje od Zazigi'ego ;).
|
Czy zaliczamy chłopakom jako rozpoczęcie relacji czy szykowac kolejny odcinek alternatywnej wycieczki ?
|
Póki co nic nie napisali, więc bierz się do pióra i snuj dalej wątek:Thumbs_Up:
|
Cytat:
|
1 Załącznik(ów)
Cytat:
Niektórzy nie musieli i markowali jazdę :) Załącznik 11742 |
Potwierdza się tylko że halny był tak silny że moto spod d.... wywiało :D
|
Taką pozycję można uzyskać tylko po przedobrzeniu pewnych środków chemicznych :) - Felek na pewno zdradzi co i gdzie brali :)
|
Cytat:
Tak tak ..niektórzy sie lubią męczyć...to lo pas?:D http://www.youtube.com/watch?v=7KhH-5IEpNE |
Dyska w Hotelu pod Lwem weszła w szczytową faze. Transowa muza Dody wszystkim weszła głęboko w rdzenie muzgowe. Resztę dopełniły kolejki browarku sporzywane już po drodze z lotniska. Mało kto może się oprzeć takiej mieszance.
Norbi nie wytrzymał pierwszy. Wciągnoł dymka z wodnej fajki, popił browcem i ruszył w kierunku parkietu. A ruszył tak jak był ubrany. A ubrany był, tak jak przyszedł z lotniska. Jako, że tanie linie ostro czardzuja za nadbagarz, wszystko co ciężkie i obszerne miał na sobie. Kask, buzer, ochraniacze, narzędziówkę. Dyskotekowy bysior-bramkarz przez chwilę miał wątpliwości. W sportowych butach nie wpu.... Lecz zamilkł w pół słowa widząc podkutego krosowego buciora, powoli lecz z dystynkcją lokomotywy, rozpędzającego się w jego erotogenne strefy. Słusznie, słusznie w eleganckich pantoflach jak najbardziej. Dokończył już nieco piskliwym tonem. Didżej widząc chłopaków ciągnących za Norbim ubranych nie gorzej, w białe kaski, buzery i grandes gigantes buciores schował się nieco za konsoletą, przeczuwając najgorsze. Niezgrabność ruchów i przesadne opancerzenie tancerzy nasuneło mu pewne skojarzenia. Rozpoczeło się miksowanie rytmów techno z marszem siepaczy imperium z Gwiezdnych Wojen. Wszystkie lokalne chłopaki prysneły z impry. Tak na wszelki słuczaj. Zostały same laski i nasi siepacze imperium. Nie wiem czy dalszy rozwój wypadków wypada opisywać. Dość powiedzieć, że ksiądz dobrodziej do dziś wyklina z abony didzeja i transowe rytmy jako pomiot szatana. Kajman rankiem wchodząc na sale zaniemówił. Widoki zapierały dech w piersiach. Jedyne co można było zrobić to pozbierać zwłoki i powrzucać na kupę do galery. Coś koło południa któryś mamrotał przez sen - bejby aj misju. Ło żesz ty, wiedziałem, że któregoś brakuje.... |
Fellini...teraz musisz te zwłoki wywlec na piach... to filmik Missyou
http://www.youtube.com/watch?v=GoCfrOkpq_4 |
<meta http-equiv="CONTENT-TYPE" content="text/html; charset=utf-8"><title></title><meta name="GENERATOR" content="OpenOffice.org 3.1 (Win32)"><style type="text/css"> <!-- @page { size: 21cm 29.7cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } --> </style> Pobudka wstawać. Gdzie jest Misju . Gęby namoczone godzinę w górskim strumieniu zaczynają wydawać z początku jakieś nieartykułowane dźwięki.- Chłopaki gdzie jest Misju? - No jak gdzie? Siku wyszedł. -Kiedy? - No na imprezie. -Jakiej imprezie ? A co skończyła się ? O kurcze, a tak zajebiście było … Izabell... Gdzie jest Izabell? Kuwa Chłopaki.... nie ma Misju. Zobacz w kiblu. W jakim kiblu ? W Patrolu, nie ma kibla. Co jest, jaki patrol? Impra, hotel, Izabelll . Kuwa chłopaki chwila przytomności. Za chwilę Sachy. Co wy mi tu o imprezie. Pół dnia jedziemy. Impra była wczoraj !!!!!! Nie ma Misju. Nawrót na ręcznym. Wracamy po Misju. Nawrotu nie wytrzymała Puszkowa afryka. Słabo przypięta była. Zrypała się z lawety i tak nieszczęśliwie, że lagi się połamały.
http://img161.imageshack.us/img161/9740/bike1ix8.jpg Przyklejona skoczem do przyczepy wróciła na miejsce w szyku. Wracamy do Polski. Zgubił się Misju. Ostatnio był widziany jak wychodził na powietrze. Za hotel za potrzebą. Spod węgierskiej granicy wracamy z powrotem do Polski. Kumpel zaginiony w akcji święta rzecz. Szesnaście filmów o tym zrobiłem. Przed północą meldujemy się z powrotem w Pcimiu. Wizyta w Hotelu po Lwem nie przynosi żadnego przełomu. Przeczesano wszystkie krzole w okolicy i nic. Jedyne wyjście to chyba zgłosić na policje zaginięcie. Jak zaginięcie nie minęło 48 godzin. Nie ma szans. Ogłasza posterunkowy z miną Szerloka Holmesa. Na tą sytuację wtacza się nieprzytomny Norbi nadal w kasku i buzerze. Posterunkowy jakby się obudził. Pociągnął piwka z kamelbaga chłopaków. Chłopaki, ale gościa dziś w nocy namierzylim . Normalnie Ufoludek . Środkiem krajowej siódemki idzie ufo. http://fotki.sej.pl/pic/23123b.jpg Czujesz Ufo …. Zajeżdżamy radiolą i standardowe jak się pan nazywa. A ten bełkocze sale malejkum czy jakoś tak. My do niego Obywatelu, dokumenty do kontroli. A on swoje sale malekum. No musieliśmy zgarnąć gościa nie było wyjścia. Mamy go w izolatce. Jak opowiedzieliśmy Szefowi z Krakowa to nadał sprawie kryptonim archiwum X i zakazał mówić o tej sprawie komukolwiek. Ponoć mają przyjechać goście z siajej. Gość jakiś dziwny był. Cały ubrany w plastiki w jakiejś kosmicznej kapsule na głowie i cały czas tylko te sale malekum. Zamknęliśmy na standardowe czterdzieści osiem godzin i szluz. Nie wiemy czy ci spece z siajej zdążą. Jak się przeciągnie to będziemy musieli to UFO wypuścić. Nie ma rady jeszcze mamy 24 godziny. Jedyny przytomny w ekipie Kajman kombinuje. Jak nie stracić kolejnej doby. W końcu jesteśmy już w trasie od trzech dni a nie odjechaliśmy od Krakowa na więcej niż 70 kilometrów. Posterunkowy z każdym łykiem towaru z kamelbaga staje się jakby miększy. Krótka kalkulacja. Jeszcze siedemnaście łyków z kamela i będziemy mogli uwolnić MiSSju z aresztu. Tylko trza złamać kaprala http://i40.tinypic.com/2nve2vr.gif TO BE CONTINUED... :) A Vranaca rambo nie ma. Chyba będzie ofrołd do domu. Kurde ja ja przejadę obok posterunku na żytniej. Żebym ja nie musiał do roboty rano to bym bardziej lajtowo to potraktował - ale wicie rozumicie, szato de motul rządzi ....... To mówiłem ja Jarząbek trener trzeciej kategorii |
Polecam jako podkład http://www.youtube.com/watch?v=_Tyg6...eature=related
|
Siada Wam PR...
|
kurde żyć nie dają....
|
Dzień zero. Pakowanie.
Smok nissan patrol a w raz z nim 5cio metrowa przyczepa wtoczyli się na parking i zabraliśmy się do załadunku. Do wyjazdu jeszcze tydzień, ale spróbujemy się skutecznie spakować – zwłaszcza ze konfiguracja na 6 motocykli to nowość i za pierwszym podejście nie do końca się udało. Po kolei zjeżdżają się uczestnicy wyjazdu. Norbert (norbi) ze swoją pomarańczową 640ką – rodzynek wśród Afryk, odszczepieniec i renegat. Obiecał być samowystarczalny – wiec oprócz opony 18ki wziął na wszelki wypadek wał kardana – bo kto wie – może się przydać. Wziął dużo jeszcze innych rzeczy kumulując środek ciężkości swojego bajka w miejscu nieprzewidzianym nawet przez konstruktora KTMa. http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0765.JPG Michał vel Missyou – czyli Misiu oraz Paweł vel. Paulo, dwaj nierozłącznie jednojajowi bliźniacy. Wszystko mają takie same, nawet afryczki też z jednego rocznika… Niestety już na wstępie zostają rozieleni, po ściśnięciu pasami z lagi Afryki Michała cieknie przez simmering olej – i musimy ją zrzucić żeby mogła pojechać na serwis. http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC04418.jpg http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC04895.JPG Cała powyższa trójka na jesieni zeszłego roku po wielu próbach wygrała w końcu Enduromanię– więc wszystko wskazuje na to, że jeździć to oni potrafią. I to właśnie najbardziej mnie martwi… Puszek okazał się nie być nowy w tej grupie - zaraz wyszło, że zna Norbiego z Kraba i wspólnych nurkowań. Zaraz też dostał w ryja za naładowanie butli tlenowych spalinami ze sprężarki, co spowodowało podwodne rzyganie połowy klubu. Ponieważ to był ostatni obóz Puszka – Norbi całe lata czekał na okazję by zemścić się za obrzyganą piankę. Puszek od razu został duszą towarzystwa i otrzymał nową ksywkę – Pussy. Konotacji było wiele, – ale żadne nie nadają się do publicznych dywagacji. Więc pominę je milczeniem. Pussy nie ma gotowego motoru gdyż zachciało mu się robić przekładkę przodu z KTMa tej zimy. To przerosło logistycznie zarówno jego i jak i kilku znamienitych tego forum z Górnego i Dolnego Śląska. Ale do wyjazdu jeszcze tydzień, więc – motocykl ma dostawić na przyczepę jak poskleja na taśmę i podrutuje trytkami luźno latający osprzęt około-kierownicowy. Zresztą takie łączenie ognia z wodą niedobrze wróży… http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_1310.JPG Waldek – weteran naszych poprzednich wyjazdów (Himalaje, Pamir) na swojej Afri malowanej w kamuflaż, swój motocykl podstawił mi wcześniej – wiec w pakowaniu udziału nie bierze, za co oczywiście będzie miał wielokrotnie w ryja i jeszcze flaszkę postawić będzie musiał. Okazji do postawienia flaszki będzie miał później więcej – z czego też bezczelnie próbował się wyłgać. http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02920.JPG No i na koniec przyczepowego składu ja, odcięty od Samborowej pępowiny samozwańczy kierownik – wiecznie martwiący się o to, kto se coś zrobi, co się komu zepsuje i czy zrealizujemy ten cały misternie uknuty zimą plan. http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC05013.JPG Nasz zaprzęg ciągnie Kajman, znaczy ciągnie Patrol a Kajman tylko pilnuje kierunku zaprzęgu. No i żeby się stadko nie rozpierzchło. Patrol Kajmana przeszedł w tym roku gruntowną przebudowę – wyleciały tylne siedzenia, – więc już cieszyliśmy się na myśl upchania mu wszystkich betów. Jakież było nasze rozczarowanie, kiedy tą cudownie wolną przestrzeń wypełnił półkami, półeczkami i schowkami. Wszystko to nakrył łożem małżeńskim ostatecznie grzebiąc nasze marzenia o jeździe na lekko. Wyobraźcie sobie jeszcze, że zamiast naszych betów wziął sobie na wyjazd kobietę! Tak! Na nasz męski wyjazd, KO-BIE-TĘ. No nie tak się umawialiśmy! Myślę, że możemy się zgodzić, że ma za to w ryj. http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0901.JPG Mariola zaś postanowiła chyba zostać też matką wszystkich marokański dzieci uszczuplając zapasy żywnościowe Kajmana, czym doprowadzała go do szewskiej pasji. Została też dokumentalistką będącą w posiadaniu 4 tej kamery jak również bardzo spodobał się jej aparat Kajmana, więc jechała na dwie ręce z wrodzonym wdziękiem filmując i psykając wszystko jak leci. Nie muszę dodawać ze Kajman dostał piany jak mu się karty do aparatu skończyły pierwszego dnia? http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC04488.JPG No to po tym przydługim wstępie wypadałoby chyba wyruszyć? Yallaaa! Znaczy „Dzida” ale jeszcze o tym nie wiemy… http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0129.JPG http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0144.JPG Następny odcinek (klik) |
allach akbar czy jak to leciało .....
|
Podos - zaczyna się ekstremalnie niesamowicie genialnie ... gdzie wysłać tego sms-a za 9,60 zł co by czytać zaraz po opublikowaniu ?? :D
|
Noooo, wreszcie...... ale trzeba było naprawdę grubych aluzji, żeby ich zmotywować do pisania, hehehe. Felkowski i Rambo - :bow:
|
Chyba wszyscy liczylismy na Podoskowa story;)
|
Cytat:
|
Yes! Yes! Yes!
|
Mogliście wziąć Czosnka ze sobą :D
|
Teraz wszyscy ogladaja relacje romanka, to na ciag dalszy przyjdzie poczekac ;)
|
Dzień 1. Samolotowy
Kraków Balice 5:50 am. Dopijamy kawę w lotniskowej knajpce wodząc sennym wzrokiem szwendających się pasażerach. Nasz skomplikowany lot – niesie duże prawdopodobieństwo wpadki i rujnacji arcyplanu pozwalającego nam dziś wieczorem wykąpać się w cieśninie gibraltarskiej. Samolot Kraków - Monachium przybliża nas do sukcesu o 1000 km. Tamże kupujemy kilka flaszek w bezcłowym – towar to jakże cenny na muzułmańskiej ziemi. Lot Monachium- Madryt pozwala nam cieszyć się z bezproblemowej podróży, Kajman melduje SMSem, że zapiął kurs na Malagę i będzie o czasie. Idziemy na CheckIn odebrać miejscówki na ostatni etap lotu do Malagi. No i pierwsza awaria. Pańcia informuje nas, że samolot odleci może o 17 a może w ogóle nie i że w ogóle maniana i co jesteśmy tacy spięci… No to mamy 4 godzinki wolnego czasu… Zasięgamy informacji czy daleko do centrum? Pan maniana mówi ze blisko – ze tu jest wejście do metra i ze trzy przystanki. Jadymy. Co będziemy sterczeć jak ćwioki. Automaty zaopatrują nas w bilety i zaczynamy studiować mapę No tak. Nie trzy przystanki tylko trzy przesiadki stacji chyba z 10. Jadymy. W końcu po 40 min Puerta del Sol – wysiadamy. Lampa, upał no wakacje. Po co jechać dalej? Symbolicznie zaczynamy naszą wędrówkę w miejscu z którego Hiszpanie oficjalnie liczą km siatki swoich dróg oraz rozpoczynają nowy rok. http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0222.JPG Ponieważ bardzo nas bolą nogi niezwłocznie udajemy się do pobliskiego baru tapas gdzie wciągamy po pare piwek zakąszając przegryzkami z owoców morza. Pychota. Mówiliśmy że jedziemy do Maroko? To ściemka była. http://img388.imageshack.us/img388/6...0420101037.jpg Ale my tu gadu gadu, plan trzeba realizować skoro został zaplanowany. Wiec pakujemy się do samolotu do malagi – któren na szczęście postanowił dziś odlecieć. Po godzinie lotu i szczesliwym przyziemieniu, wiemy już, że Czarny Ląd już się nam nie wymknie. Odpalamy gpsa i pedałujemy na pobliską stację benzynową, na której umówiliśmy się z Kajmanem i Mariolą. To jak tutaj dotarli pewnie zasługuje na oddzielną opowieść, która pewnie wam opowiedzą. Zgranie mamy idealne – Oni wjeżdzją od wschodu my wchodzimy od zachodu. Gęby nasze uśmiechnięte a spod kompletnie podartej plandeki zerkają smętnie oczka naszych królowych. Niedopieszczone przez tyle dni. Szybciutko się za nie zabieramy. http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02447.JPG http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02441.JPG http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02442.JPG http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02443.JPG http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02444.JPG http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02445.JPG http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02446.JPG Po godzinie jesteśmy przepakowani i wyrychtowani do podboju Afryki. Z Malagi do Taryfy jest ze 150 km autostradą płatną lub jej bezpłatną wersją – minimalnie wolniejszą, ale równie dobrą. Jedziemy w zasadzie większość trasy już po zmroku. Na dzień dobry zasada nr jeden podróży motocyklowych – złamana. Ale co tam. Mamy przecież plan –a planu trzeba się trzymać. 23 z minutami meldujemy się na Taryfiańskim campingu (Przyjemne bungalowy po 18 euro od osoby wyglądają jeszcze przyjemniej po flaszce bezcłowego rumu z colą. 100% planu, serce mi rośnie. Następny odcinek (klik) |
Dobrze się zaczyna. Motocykle wyszykowane, że aż miło popatrzeć :)
|
:drif: "zaluj Rudy, zaluj, ze cie z nami nie było..." alez jedna Afryczka wam raczka spiekla :p
|
Cytat:
|
Kurczę, wreszcie...... To teraz dawajcie dalej trochę żwawiej:Thumbs_Up:
|
Dzień 2 Afryka do Afryki II
Po co przyjechałem do Maroko? Rok 2005 Grudzień. Mam od roku Afrykę, jeżdżę to tu to tam nieświadomy istnienia afrykańskiej wirtualnej społeczności. Któregoś dnia, zwalony grypą wpisuję przeglądarkę AfricaTwin. Trafiam na stronę Puffa. Czytam kilka dni, zapominam o chorobie. Trafiam na wątek Sambora o Maroko. W zasadzie to właśnie stamtąd piszą. Są tam. Jeżdżą po pustyni, wspinają się na wydmy. Jestem posikany… Już po mnie… Zdrowieję w 5 minut. A raczej jestem dopiero chory... Po latach przychodzi kolej na mnie. Jest gdzieś w Maroko takie miejsce – roboczo nazywam je Meandrem Podoska. Inni nazywają to żółwiem. Taka fajna góra otoczona wstęgą górskiego potoku na dnie przepaścistego wąwozu Dades. Poprzysięgam sobie odwiedzić kiedyś to miejsce. Pora pokazać Afryce Afrykę. http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/TA...12/meander.jpg Poranek w porcie Taryfa zaskakuje nas pogodą. Wieje jak nieszczęście, niebo zawalone ciężkimi chmurami, co rusz spadają z nieba pojedyncze kropelki. Jedziemy do portu. Na pierwszy prom o 9:00. http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0232.JPG Formalności po hiszpańskiej stronie zajmuje krótką chwilkę, bilety po 125euro z powrotnym za moto i człowieka– kurde Taryfa jednak sporo droższa od Ceuty. Przypinamy motorki na pokładzie transportowym i lądujemy na deku pasażerskim. http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02504.JPG http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0238.JPG Odjazd!!! http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02496.JPG Przelot po rozbujanym morzu trwa na tyle krótko, że tylko zjedliśmy śniadanie w bufecie i załadowaliśmy gpsy nowymi trackami, zrobili odprawę paszportową z wypełnieniem druczku imigracyjnego a już każą wysiadać. Dupa, nawet nie zdążyłem tej wyśnionej wyłaniającej się z morskiej kipieli Afryki zobaczyć na horyzoncie a już jesteśmy do niej przycumowani… Zjeżdżamy. Witaj wesoła przygodo! http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_3271.JPG Bonjour!!! - Zagaduje pierwszy naganiacz - i już wiemy ze nie będzie łatwo. Dumnie wyciągamy nasze druki celne wwozowe wydrukowane jeszcze w Polsce. Nasi przewodnicy na ich widok tracą wszelką nadzieję i przeklinają w duchu Chrisa Scotta, który to tak nas świetnie przygotował. Stajemy w szyku bojowym i wypuszczamy na pierwszy ogień Pussiego. Pussy zabił ich swoją płynną francuszczyzną (nas zresztą też) wiec natychmiast mianowaliśmy go premierem co pewnie też pomogło bo za 5 minut wrócił z wszystkimi papierami. Jesteśmy naprawdę w Afryce!!! Kupujemy jeszcze dwa lokalne simplusy i wymieniamy Eurasy na całą masę dirhamów. Z tego całego planowania jakoś nie zorientowaliśmy się, że Maroko jest 2h w tył. A wiec znowu jest 9:00. Patrzymy po sobie z uśmiechem na twarzy. - No to ruszamy na Fes! Niecałe 300 km równiutkim asfaltem wśród zielonych krain, mija nam przyjemnie. Krajobraz w niczym nie przypomina Afryki gdyby nie ludzie i nieeuropejska zabudowa myślałbym ze jestm pod Lanckoroną. Dla wszystkich to pierwsze kilometry w roku więc dopiero się wjeżdżamy, raz po raz pozwalając sobie na wiecej. Po 100 km stajemy rozebrac się. Sakramencki wiatr od morza ucichł wkrótce po tym jak schowaliśmy się w górach Riffu wiec nasze motocyklowe ciuchy od razy okazały się za ciepłe. Jest minimum 25 stopni – zostajemy w samych zbrojach i napieramy dalej. http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02522.JPG http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0240.JPG Za Quezzane zjeżdżamy z nacjonalni N13 na żółtą drogę R408 która ma nas doprowadzić do Fez od północy mijając Fes-el-Bali. Po równiutkim asfalcie N13 to, co tu zastajemy, drastycznie odstaje od ostatnich 170 km. Owszem był tu asfalt, ale dawno – wielkie dziury i wymyte wyrwy nie pozwalająca szybką jazdę więc pora poderwać tyłeczki i pojechać kawałek na stojaka. Jest fajnie! Droga wije się po malowniczych wzgórkach, wznosząc i opadając, ale cały czas uważamy na drogę wypatrując przeszkód. Tak minęło dwie godzinki pierwszych wertepów. http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02577.JPG We wsi stajemy w przydrożnej knajpce – takiej jak najbardziej lubię – dla lokalsów. Puszek zamawia płasą i pule – sprawdzam w moim tajnym kajeciku słowniczku kulinarnym – będzie ryba i kurczak. Dania po chwili wjeżdżają na stół i jesteśmy bardzo mile zaskoczeni różnorodnością naszego pierwszego posiłku w tym dość prostym lokalu. Pałaszujemy odkrywając smaki zarezerwowane dla kuchni marokańskiej. Pierwsze miejsce: smażone rybki posmarowane zestawem ziół, głownie mielonego kminku – podstawowej przyprawy Maroko. Wypijamy kawkę i herbatę miętową - słodką i pyszną – w tym muzułmańskim kraju noszącą humorystyczną nazwę Whisky Berber. Przychodzi do płacenia – 170 dirhamów za 6 osób. Żyć nie umierać! http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/TA...0/IMG_0246.JPG http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/TA...0/IMG_0247.JPG http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/TA...2/IMG_0248.JPG Niechętnie podnosimy się na ostatni etap podróży do Fez. Po kilkunastu kilometrach serpentyn wijących się po okolicznych pagórkach w dolinie pod nami ukazało nam się docelowe miasto. Z góry nie wyglądało na zbyt wielkie, choć jest jednym z miast królewskich i starożytnym centrum religijnym. http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0251.JPG http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02595.JPG Tu będzie nasze pierwsze starcie z naganiaczami. W zatłoczone centrum przy murze otaczającym Medynę wjeżdżamy przy akompaniamencie miejskiego zgiełku klaksonów i ogólnego rozgardiaszu. Stajemy na jakimś placyku i wypuszczamy zwiad w kierunku miejsca do spania. Znaczy idę ja w charakterze złego policjanta i Pussy w charakterze tłumacza negocjatora. Po drodze do hoteliku zaczepia nas jeden koleś i pokazuje cale mieszkanie na piętrze do wynajęcia, po namyśle odmawiamy – 1000 dirhamów bez prysznica wydaje nam się ceną przeholowaną. Zdecydowanie lepiej wyglada hotelik rekomendowany przez Tima który mamy wbity w GPSa. Bierzemy dwie trójki chyba za 400 po niewielkich negocjacjach. Motorki odstawiamy na parking „strzeżony”, po 20 od sztuki do jutra, niedaleko naszego hotelu. Po przerzuceniu betów i prysznicu, zbieramy się na krótki rekonesans po Medynie. Wchodzimy przez niebieską bramę (Bab Boujeloud) i zanurzamy się w trochę straszny trochę tajemniczy labirynt starego miasta. http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0254.JPG Oczywiście co chwilę zaczepia nas jakiś faux guide, i proponuje restauracje swojego wuja gdzie sprzedaja nawet: - Vodka, wiski, birr, Eeewryfing!!! Eeewryfing!!! Tak się plątamy bez celu, zaglądając tu i tam, nie zbaczając z głównej alejki żeby się nie zgubić, GPS w alejkach nie chce złapać sygnału! http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0267.JPG http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/TA...2/IMG_0259.JPG W końcu wracamy pod główną bramę i siadamy w jednej z knajp z zamiarem zjedzenia wypasionej marokańskiej uczty. Ładnie nakryty stół, menu po angielsku, zastawa i inne takie powinny wzbudzić nasze podejrzenia, – że to miejsce dla turystów… Cóż frycowe trzeba zapłacić, żarcie było bardzo kiepskie – tajin bez smaku i przypraw a rachunek… - no comments… Szybciutko uczymy się, że jesteśmy tu po to żeby nas wydymano. Jesteśmy wyłącznie wypchanymi portfelami z Europy. Trzeba nas naciąć, kiedy tylko się da. http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/TA...0/IMG_0270.JPG Rozczarowani wracamy do hotelu. Tuż przed nim wchodzimy do lokalnego fryzjera i zamawiamy szczycenie na Le Legionist. Znaczy puszek zamawia a ja daję się ogolić brzytwą. (dobrze że cywilizacja już tu dotarła, żyletki w brzytwie wymienne z nowego opakowania) Pussy zachęcony moją krótką fryzurą, też zasiada na fotelu i daje się opitolić. A raczej wystrzyc. Dosłownie. Jak słyszymy, że chcą 150 za dwóch, mało nas szlag nie trafia. Taniej płacę w osiedlowym fryzjerze w Krakowie. Od teraz postanawiamy być twardzi w negocjacjach. I pytać o cenę najpierw. Pewnie lokals płaci 10 dirhamów. Grrrr. Grunt ze trzymamy się planu i jesteśmy mam gdzie mieliśmy być. Lulu w poczuciu dobre spełnionego obowiązku. http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...2/IMG_0285.JPG Stan budzika: 521km, Przebieg 311 km |
Dzień trzeci
Fez i Okolice Wstaję rano wyspany, słońce wpada prze okienko prześwitując przez suszące się od wczoraj thermale. Waldek jakiś taki podminowany, z byka patrzy na Pussiego… Chyba wiem o co chodzi, przezornie wsadziłem korki do uszu przed spaniem… Echo pomrukiwań na bezdechu Puszka zdolne było skruszyć średniowieczne mury Medyny… Wychodzimy wspólnie przed Bab Boujeloud - bramę Medyny z zamiarem ponownego zwiedzenia jej. Dziś widać jej właściwe kolory. http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0292.JPG Stare Fez słynie z mnogości szkół koranicznych, systemu kanalizacji wraz z systemem publicznych fontann, riadów z ogrodami i kolorowych souków – targów wszelakich. Mamy ksero z Pascala i teoretycznie plan półdniowego zwiedzania możliwy jest do wykonania, mam jednak doświadczenia z dnia wczorajszego i wiem, że przejście labiryntów uliczek Medyny nie będzie zadaniem łatwym. Na nasze wątpliwości jak spod ziemi wyrasta Arab w białej wełnianej dżallabijji i pokazuje swój identyfikator na smyczce – twierdząc, że jest oficjalnym przewodnikiem. Pan mówi ładnie po angielsku i proponuje nienachalnie swoje usługi. http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...2/DSC02649.JPG Po chwili wahania i krótkich negocjacjach uznajemy, że to świetny pomysł na efektywne spędzenie czasu w Fezie. Zamiast błądzić po uliczkach narażając się co krok na ataki faux guide oddamy się w ręce profesjonalisty. Koszt 250 dirhamów na 8 osób uznajemy za akceptowalny. Upewniamy się, że zobaczymy słynną farbiarnię skór i że wrócimy na 12 w południe – miasto miastem, ale my przecież przyjechaliśmy jeździć na motocyklach. Już widziałem markotne miny uczestników oznajmiając im całodzienne zwiedzanie zabytków Fezu, więc ugiąłem się i wyjątkowo odstąpiłem od wykonania planu! Zatem zanurzamy się w ocienione zakamarki Medyny… http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0300.JPG http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...2/IMG_0307.JPG http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02689.JPG http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0338.JPG http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...2/IMG_0352.JPG Pussy całą drogę dopytywał co też nasz gajd może mieć pod galabiją, zupełnie jakby nie obchodziły go wspaniałości starożytnego miasta. Abdullah w końcu chyba przeczytał w jego myślach i zademonstrował w całej okazałości swój, jak to nazwał, airconditioned underwear… Pussy z wrażenia aż przysiadł i nie już pytał co ma pod spodem spodu… http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...2/DSC02650.JPG Z ciekawostek w jakiejś bocznej, bocznej od bocznej uliczki przewodnik pokazał nam takie drewniane coś i kazał zgadywać co to. http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02653.JPG Przeszliśmy od klatek na ptaki, żaluzje przez zegary słoneczne ale nie zgadliśmy. Okazało się, że zasłonka ta była jedynym oknem na świat żony gospodarza… Przez całe życie… Ponoć marokańska kobieta w średniowieczu dwa razu opuszczała swój dom pierwszy raz: nie pamiętam, a drugi gdy wychodziła za mąż. Mariola była szczerze oburzona takim traktowaniem kobiet, Kajman kiwał głową z wyraźną aprobatą, zaś pozostali panowie nawet głośno wyrażali swoje pozytywne opinie na ten temat. Też mi bohaterowie, żony jak przeczytają to ich za jajka powieszą… Nie bylibyśmy jednak w kraju arabskim – a Abdullah nie byłby prawdziwym arabem – musieliśmy w końcu wejść do jakiegoś sklepu pod pozorem poznawania kultury i tradycji marokańskich rzemieślników. Na pierwszy ogień zaznajomiliśmy się ze sztuką kaletniczą – trzypiętrowy sklep z wyrobami ze skóry przyprawiał o zawrót głowy. http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02685.JPG Pussy oczywiście odkrył w sobie talenty negocjacyjne i po dłuższej walce zakończonej wychodzeniem ze sklepu, buy one and get two itd. wszedł w posiadanie przedmiotu o zastosowaniu erotycznym (coś przebąkiwał o przypinaniu do wezgłowia łóżka) czyli stał się właścicielem paska do spodni ze skóry wielbłąda. Gwoździem programu były jednak słynne Tanneries – garbarnia i farbiarnia skór. Jest to interes rodzinny uprawiany nieprzerwanie przez 5 rodzin od wieków. Za garbnik służą odchody gołębi zbierane po całym północnym Maroku i dostarczane tutaj – specjalnie dla celów tego miejsca. Barwniki to podobno również wyłącznie naturalne składniki. Napełnione skórami kadzie ugniatane są nogami przez pracujących tu robotników. Szczęśliwie chłodny kwietniowy poranek nie pozwolił nam w pełni rozkoszować się urokami tego miejsca – wszechogarniający, niewyobrażalny smród gnijących skór jest nierozłącznie związany z wszystkimi letnimi relacjami z tego miejsca. http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02670.JPG http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0318.JPG http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0329.JPG Na całej trasie weszliśmy jeszcze do dwóch sklepów – jeden z przyprawami (facet nie miał nic, czego bym już nie miał w mojej kuchni). http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0356.JPG http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0354.JPG Drugie sklepów to mini manufaktura produkująca olej arganowy. Cudo to jest dodatkiem do perfum (coś jak nasze piżmo) jest bardzo unikalne i dość rzadkie, bo drzewa arganowe rosną tylko w Maroko w jednej dolinie a orzechy z tego drzewa oleju maja niewiele. Robi się z tego wypasione kosmetyki, których oczywiście nie kupiłem a tego wszystkiego dowiedziałem się dostając reprymendę od mojej własnej małżonki, już po powrocie. Nie pomogło zdjęcie Puszka wyciskającego tenże olej w sposób tradycyjny. http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0360.JPG Na głowie też ma Puszek ubiór tradycyjny, który był nabył w sklepie z tradycyjnymi turbanami. Tutaj już tak bardzo się nie targował, sprzedawca miał nad nim ogromną przewagę używając naprzemian słów „Desert” „Tuareg” „Sahara” „Dakar” czym wzbudzał u Pussiego ogromne pożądanie. Było ono do tego stopnia zaślepiające, że sprzedawca bez przeszkód usunął metkę Made in China… Zgódźmy się, żaden szanujący się afrykaner nie miał szans w tym sklepie… http://www.tothegame.com/res/game/1970/logo.jpg Na koniec końców, muszę powiedzieć, że nasz przewodnik jednak wart był zapłaconych pieniędzy. Szczerze polecić taką formę zwiedzania. – Choć prawie przebiegliśmy zaplanowaną trasę, ale po powrocie zgodnie stwierdziliśmy, że w tak krótkim czasie jaki mieliśmy do dyspozycji w życiu nie zobaczylibyśmy nawet połowy tego, co z naszym Guide de Tourisme nr 2458/640. Wyjazd z miasta był już szybki. GPSy fantastycznie odwalały robotę nawigacyjną. Jak po sznureczku przejechaliśmy prze obce miasto do drogi wyjazdowej z niego – kierunek Ifrane i Azzrou – Lasy cedrowe. I tak żesmy se jechali i jechali aż żeśmy przejechali przez uśpioną, iście alpejską wioskę. Ifrane to kurort narciarski – a architektura tego miejsca nijak się ma to tradycyjnego arabskiego stylu. Żabojady postawiły tu miasteczko w stylu szwajcarskich alpejskich mieścin ze względu na panujący tu zimą klimat. Mieliśmy tu wprawdzie spać, ale ze względu na wcześniejszy wyjazd z Fez – byliśmy tu dużo wcześniej. Zresztą nic ciekawego tu nie ma, Lasy cedrowe to zwykłe sośniaki, generalnie nie ma na czym zawiesić oka. No przynajmniej przy drodze. Nawet jedzenie, choć niezłe i w ładnej scenerii okazało się horrendalnie drogie (1000 dirhamów!!!!) To był już naprawdę ostatni raz kiedy bez pytania o cenę korzystamy z jakiegoś serwisu… Po obiedzie wszyscy podjarani siadamy na maszyny – w końcu obiecałem pierwszy offroad. Traska biegnie bocznymi dróżkami w kierunku na źródła najdłuższej rzeki Maroka – Oum Rabia. To tylko 120 km ale wiadomo jak wolno pokonuje się kilometry w terenie. A już jest szesnasta. Chłopaki instalują kamery na kaskach dopinamy rynsztunek bojowy i…. Teren okazuje się asfaltem. Wąskim i fajnie prowadzonym po zboczach Atlasu średniego, ale ciągle jest to asfalt. Niby fajnie, ale miny naszych terenowych twardzieli mocno rzedną a i mnie jest głupio – z obiecanego terenu nici. http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02739.JPG http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02770.JPG Mijamy rzekome źródła, czy też jakąś przełęcz i nie rozważnie zatrzymuję się. W koło zielone przestrzenie usiane w niespotykany dotąd sposób ogromną ilością kamieni. W głąb tej przestrzeni wchodzi szutrówka… http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0365.JPG http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/TA...0/IMG_0374.JPG http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02753.JPG Mimo późnej pory nie maiłem serca nakazać dalszej jazdy. Chłopaki jak psy spuszczone z łańcucha rzuciły się zębami swoich opon na Bogu ducha winną dróżkę. W sekundę zniknęli za wzniesieniem… Chcąc nie chcąc pojechałem z nimi. Ze dwa razy mnie zdublowali jadąc i wracając (droga się kończyła) w tempie Valentino Rossi na torze wyścigowym. http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0389.JPG Zatrzymałem się w połowie drogi żeby mieć wszystkich na oku. W myślach kotłowały mi się myśli dotyczące wyboru uczestników napalonych na Erzberg a nie na turystyczno-krajoznawcze eskapady… Daleko od domu. Wyjąłem aparat z zamiarem zrobienia jakiegoś ładnego zdjęcia ale tempo przejazdu Pawła po zakrętach szutrowych nie pozwoliło mi nawet podnieść aparatu do oczu… Może to i lepiej bo za to dokładnie zobaczyłem efektowną figurę Norbiego jadącego zaraz za nim. No cóż… Moje obawy zaczynają się urzeczywistniać… Norbi zbiera się – tym razem nie ma strat w ludziach i sprzęcie… Uff. Dojeżdżam do reszty chłopaków. Michał z Pussim deliberują na końcu drogi po czym ruszają. Od mojej strony zap… szybko jedzie z powrotem Paweł. Spotykają się z Pussim dokładnie na zakręcie No ja pier… teraz to już musiało się coś stać… Na 500m szutru dwie gleby. Ludzie. No tak, to my nigdzie nie dojedziemy. Teraz już jestem nieźle wpieniony… Coś czuję, że w tym tempie ta wyprawa za długo nie potrwa. Trochę pokory! Klepię standardową formułkę o byciu daleko od domu, przygotowaniach i zepsutej zabawie wszystkich uczestników bla bla bla… Zbieramy zabawki, strat niema. Oglądam filmik na podglądzie kamery… kurwa mać… Oczywiście w myśl zasady głupi ma zawsze szczęście - nic nie stało. Jedziemy dalej. Wreszcie kończy się asfalt. Wjeżdżamy na szutrową stokówkę, która zakosami pnie się pod górę. Zachód zaliczamy w pięknej górskiej scenerii. http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0396.JPG http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02801.JPG http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02792.JPG Później wieczorem wyda się, że Norbi wyciął tu zdrowego orła – ale już bali się przyznać, bo były straty. Po efektownej glebie z powodu zbyt dużej ilości dzidy na manetce pomarańczowy motocykl przygniótł mu nogę w śródstopiu. Oczywiście zaraz się wydało, bo jechał jak potulny baranek, no i oczywiście kulał. Rentgen w Krakowie wykazał podgłowowe pęknięcie 5 kości śródstopia. Póki co, jedziemy w niewiedzy z nadzieją żeby ten dzień się skończył. O 1930 jest już czarna noc, a my mijamy leśną przełęcz na 2000m. Robi się chłodno ubieramy się. Całą drogę martwię się jeszcze o Puszka – co w nocy nic nie widzi – a jest oczywiście noc, w dodatku teren i kompletne odludzie. Muszę nagiąć własne zasady (nie jeździć w nocy) i powoli zjeżdżamy serpentynami w dół. W reszcie asfalt i kilka km dojazdówki do głównej nacjonalki prowadzącej na południe. Stacja benzynowa w Zeida i przylegający do niej hotelik to aż zanadto jak na nasze potrzeby. Obalamy flaszkę lub dwie zapasów żołądkowej gorzkiej. Być może była też tajinowa kolacja, ale głowy nie dam. Sporo wrażeń jak na pierwszy offroad w Maroko. Stan budzika: 784km, Przebieg 263 km Następny odcinek (klik) |
Zarąbiście fajnie się czyta, no i zdjęcia. Klasa, i w dodarku dwa odcinki na raz. Dzięki :Thumbs_Up:
|
Cytat:
|
Cytat:
Kiedyś było łatwiej. Dziś Maroko, Stany, Himalalaje ;). No ale jest o czym myśleć i co planować. |
Halooo halooo! Się czeka się. Śmiało :)
|
Cięzko mi sie zmierzyć z 10 kwietnia... Nie idzie mi ten odcinek.
|
ze się wtrącę....ciąg dalszy POTRZEBNY W TRYBIE PILNYM !!
gooood wyprawa i relacja |
Cytat:
Bedzie bez zdjęć bo nie znalazłem odpowiednich, i w ogóle jakoś mi nie pasują. Sobota 10.04 Niestety ten sobotni poranek był przykrą ( a może nie..) zapowiedzią wielu innych poranków. Zasada, że starzy śpią krócej działała bezwzględnie. Pomimo niełatwego poprzedniego dnia i kilku flaszeczek wypitych późnym wieczorem połączonych z udanymi próbami połączenia się z Samborem rozpoczynającym kwietniowy zlot, wstałem najwcześniej. -Ooo Wielki Manitou!- pomyślałem, życie jest piękne!. Miły dreszczyk emocji bycia znowu na szlaku i wyzierająca a to z prokajaka a to z tankbagu uśmiechnięta od ucha do ucha gęba przygody zrobiły swoje. Wstawać, wstawać... Motorki w równym rzędzie stały zaparkowane przed knajpą ze śniadaniem. Taszcząc ekwipunek uśmiechnąłem się sam do siebie: jak ogiery przed saloonem. I nie w samo południe ale w rześki marokański poranek. Dobra, juki na koń i do koryta. Tym bardziej, że juz dziewiąta. W restauracji dwóch lokalnych dżentelmenów udawało że coś robią. Po ustaleniu że oni nie mówić po angielski a ja nie mówić po francuski udało nam się osiągnąć porozumienia co do śniadania. Próbowałem jeszcze ich przekonać żeby papu było szybciej niż wolniej, bo już za chwile będziemy w komplecie. I jakby na potwierdzenie tego zobaczyłem przez dużą szybę chłopaków przechodzących przez placyk między motelem a knajpą. -Idą jak wojsko- przeleciało mi przez głowę. Wory w jednej, hełmy w drugiej ręce. Rozpięte buty i kurtki. Wypisz wymaluj: Parszywa Dwunastka. Norbi został lekko w tyle i wyraźnie utykał. To skutek wczorajszej gleby. Cholera, mogą być problemy, tym bardziej, że wieczorem jego prawa stopa upodobniła się do konewki... -Ej, mister...so sorry....many people died...your President. So sorry... Obok mnie stał gość z obsługi i z dosyć niewyraźną miną pokazywał palcem na ekran dużego telewizora w rogu sali. O kurde, Lech Kaczyński w marokańskiej telewizji. Właśnie leciał serwis Al Jazeera i spiker dawał komentarz do jakiś uroczystości pod Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie z udziałem Kaczyńskiego. Aż dziw, że tego wcześniej nie zauważyłem. -A, no tak. Przecież dzisiaj Kaczor miał być w Katyniu. Pewno o tym mówią, a że nie mają zdjęć z uroczystości bezpośrednio w Rosji dają byle co. Dla Berberów czy Katyń czy Warszawa, wsio rawno... Tylko jak to wytłumaczyć Marokańczykowi który tak przeją się losem tysięcy pomordowanych polskich oficerów. I ze dla nas to jest naprawdę ważne i dlatego obecność Prezydenta i w ogóle... A może on coś źle zrozumiał i myśli, że Rosjanie ich teraz zabili? Nie, nie, bez jaj. Przecież to po ichniemu mówią no i piszą, bo jak to bywa w serwisach na dole ekranu, na czerwonym pasku przewijają się jakieś robaki. -O yes, of course. Thank you!- z lekkim uśmiechem próbowałem się odwdzięczyć za jego troskę. (No cóż, obawiam się, że wobec tego co naprawdę się wydarzyło zrobiłem na nim wrażenie kompletnego kretyna. - taka refleksja po czasie) -O, Kaczor w telewizji, ale jaja- schodziliśmy się z wolna do stołu i każdy widząc na obczyźnie twarz naszego Wodza rzucał jakiś komentarz. Wyglądało na to, że raczej nie należymy do twardego elektoratu braci Kaczyńskich. Gadając, śmiejąc się i błądząc myślami juz gdzieś w okolicach Merzugi, jemy, trzeba przyznać, dosyć mało urozmaicone śniadanko. Miętowa herbata, kawa, chleb, masło, dżem i... i tyle. Ale co tam, wakacje, dzida, reszta się nie liczy... Mam wrażenie, że każdy z nas czuje to samo. W rozmowę wplata się dzwonek przychodzącego sms-a. Pewnie z domu cos w rodzaju: Kochanie powiedz jak Ci źle beze mnie. I jak tu nie mieć wyrzutów sumienia... -K..wa! Słuchajcie: Dzisiaj rano w czasie lądowania w Smoleńsku rozbił się polski samolot z delegacją na uroczystości w Katyniu. Wszyscy zginęli: Prezydent, jego żona, Gosiewski, Szmajdziński, Powroźnik, w sumie ponad 90 osób. Nie pamiętam do kogo był ten sms. Ale po chwili wszyscy dostaliśmy podobne. Okazało się, że satelita w restauracji odbierają również CNN. Relacja była ilustrowana zdjęciami z dymiącymi jeszcze resztkami samolotu. Nie ma sensu pisać co było dalej, o czym rozmawialiśmy. Pewnie w większości domów było podobnie. Nie zwlekając za bardzo, pozbieraliśmy sie do kupy i ruszyli w dalszą droge chcąc zostawić gdzieś w tyle wszystkie te złe wiadomości. Pierwsze kilometry były jak łyk zimnego piwa w upalne popołudnie. A smakowały tym bardziej, że gdzieś w tyle głowy coś ciągle upierdliwie mówiło: vanitas vanitatum... O nie! Zycie jest piękne, zwłaszcza jadąc na stojąco z szybką otwartą na maksa! |
Cytat:
|
W oczekiwaniu na następny odcinek Podosa....
|
Czadzik!! :D
|
Dzień czwarty
Przez Atlas na pustynię. Schodzę pierwszy na śniadanie, nikogo jeszcze nie ma i czekając co podadzą zerkam na Aldżazirę a tu nagle pokazują obchody katyńskie z placu Piłsudskiego z Warszawy i przemawiającego Kaczyńskiego. No, no, jaka ta arabska telewizja otwarta na świat, nawet tu interesują się polskimi obchodami – pomyślałem robiąc komórką zdjęcie telewizora. Uznałem ze będzie śmiesznie zamieścić to na forum po powrocie. Kelner przyniósł sok pomarańczowy a ja z dumą, wskazując telewizor mówię : - Bolanda! [arabski: Polska] http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/20100410.jpg Na to kelner mówi, że straszna rzecz się stała, i najchętniej by mi nie mówił ale rozbił się samolot z prezydentem i nikt nie przeżył. Oczywiście nie uwierzyłem, ale czerwony pasek informacyjny na ekranie z pokryty niezrozumiałym arabskim pismem i widoczną liczbą 87 zaczyna nabierać nowego znaczenia. Po 15 minutach ciągłego pokazywania zdjęć Kaczyńskiego i ceremonii obchodów z Polski, mam przekonanie, że coś się jednak stało. Schodzą się chłopaki i pierwszy SMS z Polski rozwiewa nasze wątpliwości. Norbert powoli odczytuje nazwiska zabitych w katastrofie… Znajdujemy jeszcze CNN, ale słowa nie są już potrzebne… Dojadamy śniadanie i zwijamy się powoli, każdy pogrążony w swoich myślach, wspomina osoby mu bliższe lub dalsze, których już nigdy nie zobaczy. [*][*][*] Nasz plan przewiduje dziś dotarcie do Merzougi i słynnych wydm Erg Chebbi. Ta nieprawdopodobna kupa piachu ma około 7-8 km szerokości i około 30 długości a piaskowe szczyty sięgają 170 m. To najwyższe wydmy Maroka. Zanim jednak do nich dotrzemy musimy pokonać pasmo Atlasu Wysokiego. Wiedzie przez niego wygodna asfaltowa droga, równa jak stół, zupełnie bez emocji. http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0410.JPG Przełęcz też nie przekracza 1900 metrów, jest jeden króciutki Tunel Legionistów koło malowniczego przełomu Rzeki Ziz. Kręcimy zakręty pod górę z dużą przyjemnością, Paweł zjeżdża do samej rzeki jakąś boczną szutrówką i stęskniony offroadu zakopuje się po osie. Jest zatem okazja do małej przerwy. http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0434.JPG http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0452.JPG http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02824.JPG Dalsza droga to już zjazd coraz niżej i niżej, góry zostawiamy za sobą, klimat staje się suchszy i staje się coraz cieplej. Morskie wilgotne powietrze skutecznie jest zatrzymywane prze góry Atlasu, zieleń została po drugiej stronie gór, gaje palmowe występują tylko w skupiskach w dolinach rzek. Zabudowa również już saharyjska, niskie gliniane kwadraciki, raczej bardzo ubogie. Jesteśmy w innym kraju. Mijamy kolejne miejscowości Errachida, Erfoud. http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02827.JPG http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0471.JPG http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0475.JPG http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02860.JPG http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02876.JPG Pierwszy piach napotykamy w okolicach Rissani, ale ponieważ najwyraźniej często wdzierał się na nacjonalkę zostaje ujarzmiony charakterystycznymi płotkami. Na szczęście, bo moje wilki nieuchronnie zryłyby je kostką. http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0488.JPG W przerwie obiadowej w knajpce koło ostatniej cywilizowanej stacji benzynowej w Rissani dostajemy namiar od kelnera na kabash przy samych wydmach Erg Chebbi. Zapamiętujemy cenę 150 od łba albo 250 z wielbłądową wycieczką na wschód słońca. Kilkanaście kilometrów za Rissani robi się płasko jak stół dookoła, równina po horyzont pokryta jest drobniutkim kamieniem. Uznaję, że poloneza czas zacząć i zjeżdżam z czarnego… Rozwydrzona dzicz za moimi plecami tylko na to chyba czekała, Pooooszliii! Świsnął szuter spod kół, i zniknęli w chmurze pyłu. Na horyzoncie majaczyły już wydmy Erg Chebbi. Jeszcze tylko wbiłem waypoint ze spaniem i też odkręciłem manetkę. http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02893.JPG Niedługo później dojeżdżamy do wieeelkiej piaskownicy. Prawie 200 metrowe hałdy piachu górują nam nad głowami, Ogromne wydmy wzbudzają respekt, kompletnie nie widzę możliwości przejechania przez nie. http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02991.JPG http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02990.JPG http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC03012.JPG http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC02994.JPG Widzę ze chłopaki aż rwą się żeby wjechać na najwyższą tę 170 metrową Erg Chebbi. Mimo iż podróżnicze tuzy odradzają wjazd wewnątrz wydm listując długą listę niebezpieczeństw czyhających aby pognębić niedoświadczonego motocyklistę, nie mam złudzeń, że nie uda mi się namówić kogokolwiek na porzucenie prób ataku na piach. To, że da się to zrobić, to wiemy, tyle, że na trochę lżejszym sprzęcie. Jest już późne popołudnie, szybko znajdujemy poleconą Kasbę (Erg Chebbi zresztą), nie dajemy się naciąć powołując się na kuzyna z Rissani i błyskiem zrzucamy bety z motocykli (Pussy nawet odkręcił swoją lodówko-chłodziarkę-zamrażarkę do lodów bambino) i rzuciliśmy się w przylegające wydmy. http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC03023.JPG http://lh5.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/DSC03026.JPG http://lh4.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0513.JPG http://lh3.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0518.JPG Łatwo powiedzieć: „nie rozdzielamy się” - trudniej zrobić, po 30 sekundach byłem sam w swoim własnym piaskowym korytarzyku… Każdy wybrał jakąś swoją scieżkę po „twardym” dnie lub grzbiecie wydmy i odjechał w niewiadomym kierunku. Ja tez sobie odkręcałem mocno manetkę, co utrzymywało mnie na wierzchu aż postanowiłem podjechać pod niską wydmę od jej ostrej krawędzi. Miała może z 1,5 metra wysokości, więc uznałem ze rozpędem sobie na nią wskoczę. Odkręciłem bardziej szykując się do lotu i… Motocykl wbił się po osie w sypki jak mąka piach pod kątem 45 stopni. I tak został. Ja oczywiście walnąłem betami w bak i spadłem obok. To była bardzo szybka lekcja o konstrukcji i twardości wydm saharyjskich (pewnie innych też). Zatem zapisujemy sobie: wydmę bierzemy od strony łagodnej i unikamy jej ostrego spadku po stronie przeciwnej. No, ale moto zakopane stoi „na sztorc” lampą w górę a ja samiuteńki… Wkoło panuje idealna cisza. Zdaje się, że wszyscy skończyli szybko i podobnie jak ja… Ni z stąd ni zowąd wyskakuje za pobliskiego wzgórka arab w błękitnym turbanie lokalnych Tuaregów. To prawdziwy fachura, widać że nie jeden pojazd wyciągnął z tutejszego piachu. Nic go nie przerażają gabaryty Afryki z politowaniem patrzy na mnie szarpiącego się z zakopanym motocyklem i instruuje swoim niezłym angielskim. Motocykl przewracamy, zakupujemy dziury po kołach i ciągnąć za przednie koło obracamy motocykl kołem w dół. Stawiamy i z łatwością zjeżdżam na równe. Obracam się a mój Arab już siedzi na piasku i rozkłada swój mały kramik a gadżetami. Skamieliny, jaspisowe jajka i tuaregowskie naszyjniki. Gadkę ma przygotowaną, nie chce kasy za pomoc tylko żeby ja coś kupił i tak pomógł jemu i jego tuaregowskiej rodzinie przetrwać. Nie przeżyć tylko przetrwać. Mnie jest głupio jak cholera, on wie ze jest mi głupio, taka lokalna gra-pułapka, na którą dałem się złapać. Nie chce nic kupować, nie mam gdzie wziąć zakupów i nie mam kasy – wszystko na bazie, a my chcemy jeździć. Arab czyta w moich myślach – proponuje zakupy jutro rano przed naszym wyjazdem. Idę na to i błyskawicznie się zrywam. Jeszcze tylko mój nowy koleszka upewnia się jak mam na imię. - Krzysztof – prezentuję się. - Achmed – przedstawia się Achmed – i już wiem ze mam przesrane. Jadę z powrotem tam gdzie się pogubiliśmy. Spotykam Kajmana – na trzęsących się nogach opowiada jak o mało co nie „strzelił dacha” swoim Patrolem, oczywiście pociągnęła go stroma cześć wydmy… Za chwilę oglądamy jak Puszek wali spektakularnego „dacha” – również na stromej krawędzi. Zjeżdżają się po kolei chłopaki, każdy bardziej lub mniej pokonany… Waldek przyjeżdża ostatni, z miną nie wyraźną – też się gdzieś wrypał i wyciągnął do jakiś arab w niebieskim turbanie. Jest z nim umówiony na zakupu na rano... Erg Chebbi niezdobyta i nic nie wskazuje na to, aby miało się to zmienić. Wracamy do bazy i oczekując na kolację robimy szybką przepierkę naszych śmierdzących ciuchów. Duże wzięcie ma korek do umywalki z listy im. Podoska. Tradycyjnie późnym wieczorem wjeżdża obiad – tradycyjne Tajin i miętowa herbata, no i w ramach ubijania obcej flory bakteryjnej – cola i jakaś polska wódeczność. Padamy na twarz i zasypiamy błyskawicznie. http://lh6.ggpht.com/_7BydYxQjpVI/S_...0/IMG_0531.JPG Stan budzika: 1092km, Przebieg 308 km Następny odcinek (klik) |
Cudnie. Zachęcać Cię do dalszego pisania nie będę lecz czekam z niecierpliwością :Thumbs_Up:
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:36. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.