![]() |
Cytat:
I znow tydzien czekania.. :mur: |
Cytat:
|
Dzisiaj wtorek:)
|
osz cholercia, krótko dziś bedzie bo zarobiony byłem, a bede jeszcze bardziej... dajcie z pol godziny
|
13 Załącznik(ów)
Chiny cd.
19 sierpnia. Załącznik 2517 Właściwie spędziliśmy cały dzień w autobusie, tą samą drogą (innej nie ma) i na wczesne popołudnie wróciliśmy do Kaszgaru. Tutaj jeszcze zdążyliśmy zjeść obiad w znajomej westernerskiej knajpie (ceny tez raczej zachodnie) Przemek postanowił również uzupełnić trochę relację na www.variant-adventure.pl Załącznik 2515Załącznik 2509 Znalazła się też chwilka, aby zaznajomić się z chińskim Internetem i napisać kilka słów na naszym forum. Załącznik 2505 dla przypomnienia tekst historyczny za ktory nie dostalem w ryja. Cytat:
Na zakończenie dnia zostaliśmy zaproszenia na full wypas mega kolację przez właściciela biura turystycznego, który chciał nam jakoś wynagrodzić niemożność pojechania na motocyklach na pustynię Taklamakan. W końcu cała nasza kasa poszła na unieważniony permit, a reszta na tę czterodniową wycieczkę, która właśnie dobiegała końca. Trzeba przyznać, że facet zachował się, obiad był naprawdę wykwintny obfitujący we wszelakie dobra, których nazw nie potrafię nawet wymówić. Z tego, co rozpoznałem – to była kaczka po pekińsku, w wyśmienitych placuszkach sułtańskich. Upieczone kaczki sprawiali panowie w takich oto strojach: Załącznik 2514 Kawałeczki lądowały w miseczki na obrotowym stole, gdzie pomieszanie z różną zieleniną, sosem Hoisin i zawinięte we wspomniane naleśniki, znikały pochłonięte przez nasze żołądki. Pychota. Po stole kręciły się całe mnóstwa dodatków, różnych noodli, sałatek wędlin i pieczonych mięs. W okolicach końca wjechała też duszona ryba. Na moje oko – leszcz. Ryba raczej podła, ale za to ładnie podana. Załącznik 2510Załącznik 2511 Załącznik 2512Załącznik 2513 Na koniec wykazałem się nie lada odwagą – zjadłem sławetne chińskie zgniłe jajo. Załącznik 2516 Jakie ono było, to zostawię tą wiedzę dla siebie – jak będziecie – spróbujcie sobie sami! O dziewczętach teraz będzie. Dzieci do spania! Wybraliśmy się na chiński masaż stóp. Znaczy zostaliśmy zabrani, wiec nie zdążyliśmy się pozbyć naszych kobiet. Siedliśmy sobie rzędem na fotelach w pokoju hotelowym a tu jak na komendę wchodzi siedem chińskich lasek. Identycznych. No może dla nas. Każda się przedstawiła w następujący sposób: - Dobry wieczór –wydeklamowała po chińsku - mój numer to 253, jestem masażystką i jestem do pańskich usług. No, po takim tekście tez chciałem coś powiedzieć o numerkach, ale się trochę mojej bałem, więc tylko durnie się uśmiechnąłem i zrobiłem zdjęcia żebyście uwierzyli. Załącznik 2506Załącznik 2507 Załącznik 2508 Potem kazały się rozbierać i smyrały nas włosami tu i ówdzie, aż nas prądy jakieś dziwne przechodziły, no znały się na tym… ech… A wiec masaż stóp to tylko ściema facetow wracających z delegacji... |
Cytat:
|
Alez emocje! O zesz ty! Piwo mi sie skonczylo, a tu w gardle zaschlo!!! Chyba jeszcze w garazu kszynka stoi ? ? ?... Ufffff! Stala :) No dobra mozna czytac dalej :b...
To juz? Taki temat i jedno zdanie? ? ? :drif: |
kuźwa, zaraz wtorek!:mur::vis::umowa:
|
no kurcze ja myslałem,że jakiś falstart i się naczytam przed snem a tu dupa :] no nic tydzień temu była niespodzianka bo nim wróciłem z pracy już było co czytać więc będzie bez rękoczynów :)
|
33 Załącznik(ów)
Chiny cd
20 sierpnia Po ciemku jeszcze zebraliśmy się na recepcji naszego hotelu. Zasady są tu takie, że zanim wyjdziesz przez drzwi, obsługa dokładnie sprawdzi „straty” w pokoju. Zatem nie wystarczy powiedzieć, co się skonsumowało z mini baru, recepcjonistki zresztą nie mówiły ani słowa po angielsku. Zatem nasz TW Ujgur, po kolei informował nas, co żeśmy zużyli, a co zabrudzili, w sposób uniemożliwiający powtórne użycie. Podnieśliśmy sobie nieco ciśnienie, płacąc za brudny ręcznik czy prześcieradło, chcąc już mieć to za sobą uregulowaliśmy rachunki i wskoczyliśmy do busa. Przed nami 5-cio godzinna podróż na granicę z Kirgizją, gdzie oczekiwały na nasz nasze sprzęty. Te 4 dni bez naszych dwóch kółek, wypościły się nas wystarczająco mocno, byśmy bez żalu opuszczali Chiny. Co innego gdybyśmy poruszali się tu sami, ale w tej sytuacji te 4 dni to było maksimum naszej wytrzymałości. Smutna jest też ta ciągła kontrola naszych opiekunów nad tym, co robimy i gdzie jesteśmy. Zaskakujące sytuacje „przypadkowych” spotkań z kawiarenkach internetowych w 4mln mieście świadczą chyba same za siebie o totalitarnym charakterze tego państwa. Podróż minęła nam dość szybko, w okolicach południa byliśmy z powrotem w Irkeshtam. Cała cyrkowa procedura odprawy miała miejsce ponownie, tyle ze w kolejności odwrotnej niż pod czas wjazdu. Znów o dziwo z naszego tłumu wyłowiony został Przemek, i poddany nieco bardziej szczegółowej kontroli, wraz z przeglądaniem zawartości komputera i zdjęć w aparacie. Przypadek, prawda? Po odprawie z drżącymi sercami ruszyliśmy w kierunku hali, gdzie stały nasze sprzęty. W milczeniu, przyspieszaliśmy kroku, wyciągając szyję by pierwsi zobaczyć czy mamy, po co wracać. Już nie kamień z serca a łomot skalnej lawiny będzie najlepiej opisywał wielkość naszej ulgi gdy zobaczyliśmy nasze sprzęty tak jak je zostawiliśmy. Wszytko się zgadzało, nic nie zginęło, najwyżej robotnicy siadali i robili sobie zdjęcia, co ostatecznie możemy im darować. To przecież błahostka, w porównaniu z opcją otwarcia fabryk Afryk w Chinach, opartych na rozebranych 5-ciu prototypach z Polski… Zdolność tej nacji do kopiowanie wszystkiego jak leci, powodowała, iż jeszcze w autobusie z Kaszgaru na granicę zakładaliśmy się czy nie zobaczymy jakiejś wiernej kopi HRC pędzącej po szosach Xinjiangu. Załącznik 2576 Pakujemy sprzęty i przejeżdżamy do znanego już nam postu kirgiskiego. Na granicy kirgiskiej mamy mały przestój, w czasie którego zaznajamiam się z kolesiem ważącym chińskie TIRY z towarem. Jeden po drugim wjeżdżają na wagę towarową i uiszczają łapówkę za przekroczenie wagi. Np. w naturze, ręczną pompką ściągają mu 20 litrów ropy do agregatu obsługującego post. Ryzykuję łapówkę za przeładowanie i pytam czy też możemy się zważyć. - Dawajte- mówi – więc nie czekając jak się rozmyśli, odpalam i pakuję się na płytę. Zaraz po mnie Jojna. - Wy – 400, Wasz drug, 420 - poinformował No ładnie, mam dokładnie cały bagaż, plus przytroczone ciuchy Irmy, ważymy 460 kilo i to mamy góra pół baku. I przed nami wyrypiasta droga powrotna do Sary tasz, która tak dała nam w dupę, że Irma zapobiegliwie zasiadła w Patrolu z Gizmem. I ma rację, też bym się przesiadł, gdyby nie 4 dniowy motocyklowy post. Ponownie jesteśmy podnieceni perspektywą jazdy i wkrótce po kontroli sanitarnej i epidemiologicznej u naczalnowo wracza jesteśmy wolni! Piękna pogoda, biały Pamir po lewej i nitka wijącej się drogi przed nami poprawia nam humory. Załącznik 2563Załącznik 2564 Przed nami znany już nam odcinek do Sary Tash a za nim, około stówy do bazy pod Pikiem Lenina – jednego z najwyższych szczytów niegdysiejszego związku radzieckiego. Tam właśnie planujemy nocleg i spróbujemy dowiedzieć się coś o losie naszego formowego przyjaciela- Adama (Tutaj Link), który na Afryce przyjechał tu aż z Polski by zdobyć ten pierwszy z siedmiotysięczników . Nasza samochodowa ekipa wiozła za nim dodatkowy sprzęt wysokogórski, który nie zmieścił mu się już na motorze. Jojna podał mu go nad Song Kulem i tyle go widzieliśmy. Załącznik 2571 Na razie jednak przyjdzie się zmierzyć ze wspomnianymi wybojami autostrady międzynarodowej. Kirgizja 20 sierpnia cd Kluczem do powrotu jest zjechanie z głównej drogi zaraz za ostatnim postem kirgiskim (na końcu asfaltu) w prawo na ziemną drogę. Takie objazdy wytyczone na nowo przez ciężarówki i inne pojazdy omijają zniszczoną kamienistą drogę i łąką zakładają nowy trakt, objeżdżając wzgórza i pagórki zupełnie inną drogą. Jadąc w drugą stronę, nie zjechałem na taki objazd, ponieważ wyglądało ze wjeżdża w inną dolinę, okazał się jednak, że prowadził sobie żółto zielonymi łąkami, i jeśli nie był krótszy to na pewno równiejszy. Załącznik 2565Załącznik 2566 Jechałem dodatkowo bez Irmy, miałem możliwość jazdy na stojąco i łatwiejszego manewrowania, motocykl prowadził się zupełnie inaczej, nie dobijał na dziurach i jechał zupełnie dobrze. Makabryczna droga zmieniła się w przyjemną przejażdżkę w samo południe. Po 1,5h z bananami na twarzy byliśmy w Sary Tash. Wszystkim świetnie się jechało, nikt nie zauważył jakiś dramatycznych dziur czy utrudnień. To, o co chodziło? Załącznik 2580 Tutaj nasz Prezes oddziela się od nas i swoimi ścieżkami będzie podążał dalej. Wjedzie do Tadżykistanu już dziś, a potem przez trzy morza – Aralskie, Kaspijskie i Czarne wróci do Polski. Załącznik 2577 Tradycyjnie tankowanie i zakupy w Sary Tash, i podążamy dalej drogą wzdłuż pasma pamirskiego. Do bazy pod pikiem jest 100km, z czego najbliższe 60 prostą drogą asfaltowo szutrową. Faktycznie najbliższe 60 km to dziurawy asfalt, dość kiepski, trzeba uważać, ale bez przesady, po drodze jest kilka małych wiosek, klasyczne zadupia, bez żadnego zaplecza, więc trzeba być przygotowanym i samodzielnym. Rozciągnęliśmy się nieprzyzwoicie, bo dzipy szukały ropy w Sary tasz, potem lali ją przez sitko, a na koniec gdzieś jeszcze obiedali, więc skończyło się to czekaniem na nich 2h na moście na rozjeździe pod Pik Lenina. Załącznik 2573Załącznik 2574 Okazuje się że z tego miejsca jest około 40km do widocznych jak na dłoni gór. Niesamowite jak czyste jest tutaj powietrze, wydaje się, że są na wyciągniecie dłoni, a tu do nich jeszcze dwu godzinna wyprawa… W dodatku szlak rozdziela się już na starcie 3 razy i bardzo łatwo się pomylić. W dodatku można jechać wszędzie po zielone pagórkowate łąki są równe jak stół i mozna sobie po nich jeździć do woli. To raj offroadowy, tak tylko do czystej zabawy, na pusto i solo. Szkoda ze nigdy nie ma się czasu… Zrobiła się już 5 po południu jak w końcu zjechaliśmy się do kupy. Sambor za przewodnika wziął Kirgizkę, która z podwiezienie do swojej jurty obiecała poprowadzić pod bazę. Załącznik 2578Załącznik 2579 Jazda w popołudniowym słońcu, wprost na biały Pamir, z cudownie oświetlonymi górami za plecami, zielonożółtymi łąkami na zawsze zostanie mi w pamięci. To jeden z najpiękniejszych dni spędzonych w Kirgizji. Załącznik 2558Załącznik 2559 Załącznik 2560Załącznik 2561 Szutrówka na dwa koła wiła się pomiędzy pagórkami, tak ze po paru minutach jazdy wszyscy potraciliśmy się z oczu. Cały czas jechałem w ślady TKC odbite na ziemi lub piasku, nie mogąc uwierzyć w piękno otaczającego krajobrazu. Sielankową drogę przerwał nam jednak bród. To potok z roztapiającego się lodowca, w kolorze kawy z mlekiem. Tutaj dogoniłem Jojnę, który właśnie zamierzał przeprawiać się, instruowany z drugiego brzegu. Jojna – najlepszy z nas jeździec - instrukcji posłuchał i wrąbał się w najgłębsze koryto rwącego nurtu. Przód jeszcze jakoś przeskoczył, ale tył utknął. JEEEB! Afryka weszła z kuframi pod wodę, i siła napierającej wody przewróciła motocykl na bok. Załącznik 2581Załącznik 2582 Załącznik 2583Załącznik 2584 Max coś strasznie się awanturował, na to nasze polskie przeprawianie potoku, na bo my, kawalek powoli, ale potem zaraz Dzida! To kłóciło się z jego amerykańskim 30 letnim doświadczeniem pokonywania brodów, czego nie omieszkał skwitować przekleństwami na „F" Mało nas to obchodziło, bo przecież chcieliśmy mieć fajne zdjęcia z wodowania kolegi. To już doprowadziło Maxa do białej gorączki, nie mógł wyobrazić sobie, ze nie stoimy rzędem w rzece i nie pomagamy sobie przejechać. Ale mieliśmy go już serdecznie dość, on nas chyba też, na Najepce też się kompletnie nie znał, tylko z Trzodą był zaprawionyczego dał wyraz łuskając łupki z orzeszków na ziemię w autobusie. Na złość mu chyba kolejno przejeżdżamy „na dzidę”. Załącznik 2568 Załącznik 2572 Za potokiem znajdowała się już jurta naszej Kirgizki, której lapsnęła się dwudziesto kilometrowa przejażdżka Afryką. W rewanżu zaproponowała nocleg, na co oczywiście nie przystaliśmy, za to objedliśmy ją z chleba maczanego w gęstym jogurcie. Pychota. Załącznik 2569Załącznik 2575 Załącznik 2570 Za nami pogoda wyraźnie się psuła, co tylko dodawało urody do pięknego już i tak krajobrazu. Zaciągnięte czarnymi chmurami niebo na pólnocym wschodzie – podświetlone zachodzącym słońcem i wzmagający się wiatr był sygnałem do odjazdu. Załącznik 2586Załącznik 2587 Załącznik 2588Załącznik 2585 Kirgizka wskazała kierunek na czerwonawą górę i zaczęliśmy kombinować jak do niej dojechać. Załącznik 2557 Dróg było kilka i znów nie wiadomo było, na którą się kierować, więc na siagę, przez pagórki jechaliśmy w kierunku wskazanej czerwonej góry. U jej stóp znajdowała się wyraźnie główniejsza droga, wjeżdżająca w dolinę zamkniętą olbrzymim masywem gór i wiecznego śniegu. Załącznik 2562 Kolejne kilka kilometrów wspinaczki w wjeżdżamy do rozległego kotła w dolinie, upstrzonego namiotami, jurtami i kilkoma budynkami. Zachodzące słońce odbija się w jeziorze, podczas gdy my szukamy miejsca na obóz. Załącznik 2589 Dojeżdżamy do samego końca rozległego obozowiska, zerkając czy nie zobaczymy gdzieś Afryki Adama. Ponieważ się ściemnia zatrzymujemy się przy jurcie turystycznej, gdzie część z nas decyduje się nocować. Reanimujemy też Jojnę, który po lodowatej kąpieli z Afryką jest przemarznięty do szpiku kości. Bez gadania przysysa się do piersiówki 80% rumu Stroh, którą woziłem na czarną godzinę, a jeśli taka nie nadchodziła, podpijałem z niej wieczorami zdrowie Pastora. Dziś w ramach czarnej godziny podratował się nią Jojna. Jest zimno i wieje, pakujemy się do jurty, gotujemy jakiegoś viet-conga zagryzamy chlebem, zapijamy koniakiem i zaszywamy się w rozkosznie ciepłych śpiworkach. --------------------------------------------------------------------------------- Załącznik 2567 |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:20. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.