![]() |
Zajebiste foty :bow: Czuję piasek z zębach i strzepuję kurz z ubrania...
|
Cytat:
|
W kolejnym dniu pokonujemy odcinek 320 km z Garoua do Ngaundere, kierując się na południe. Upał dokucza w tym rejonie jak nigdy dotąd. Wjeżdżamy do Parku Narodowego Benue, gdzie przez kilkadziesiąt kilometrów towarzyszy nam wypalona przez słońce ziemia i buszujące po skromnej roślinności małpy.
http://3.bp.blogspot.com/-hIsA9_JhQW...C5418_2946.JPG http://4.bp.blogspot.com/-c5QbtTykh9...C5430_2958.JPG http://4.bp.blogspot.com/-cvsGjPfPSJ...C5427_2955.JPG http://4.bp.blogspot.com/-0Z6lx6N7id...C5459_2984.JPG Kolejną noc spędzamy w katolickiej misji u polskich sióstr: Piotry i Nikoli. Siostry opowiadają o swojej pracy, wspominają swoje rodzinne strony, zastawiają stół smakołykami. My opowiadamy o tym, co spotkało nas dzisiaj w drodze, o planach na jutro, o wieściach od Darka. Następnego dnia w moim motocyklu zauważam znaczny wzrost zapotrzebowania na olej. Zaczyna nas to niepokoić. Miejmy nadzieję, że to nie zapowiedź poważnych problemów. Przy drodze kupuję litr jakiegoś oleju - powinno wystarczyć na dziś. Przed nami całodniowy fragment zabawy w terenie: jedziemy w kierunku Tibati (220 km). http://1.bp.blogspot.com/-KVX8aUBko4...C5472_2997.JPG http://2.bp.blogspot.com/-6QCREgM5et...C5476_3001.JPG http://3.bp.blogspot.com/-rZwK4FUrYC...C5471_2996.JPG http://4.bp.blogspot.com/-p5U57IeOG5...C5483_3008.JPG http://4.bp.blogspot.com/-cXOGUPa1Yo...C5492_3017.JPG Tibati. Miasto wyjątkowo smutne i ponure. Dookoła brud i jakoś nie nastraja do siebie przychylnie. Mimo to spędzamy wieczór w pobliskim barze racząc się lokalnym browarem "33". W mieście nie ma prądu, co nadaje mu jeszcze większej ponurości. Wracamy na misję, gdzie w nocy jesteśmy oprowadzani po kościele przez miejscowego proboszcza. Zasypiamy zaskoczeni, że Jezus i jego matka byli czarnoskórzy...;) http://1.bp.blogspot.com/-KfYfMmWMwo...C5504_3029.JPG http://1.bp.blogspot.com/-EKynOT3B1f...C5527_3051.JPG Kolejny dzień - droga do Foumban. Cała trasa OFF (320 km). Niby teren nie jest ciężki, ale upał, czerwony pył, kolejne awarie dają się nam we znaki. Zmęczenie. http://4.bp.blogspot.com/-WALJdbSBhC...C5539_3060.JPG http://4.bp.blogspot.com/-fN3gGME_Oj...C5542_3063.JPG http://4.bp.blogspot.com/-eBvrNioUor...C5546_3067.JPG http://3.bp.blogspot.com/-j0yTtreXJq...C5549_3070.JPG http://2.bp.blogspot.com/-SFV8v0rMxR...C5550_3071.JPG Nazajutrz nie mogę uruchomić swojego motocykla. Od tej pory będziemy go uruchamiać na linie. Ot taka poranna, codzienna atrakcja. Kręci ale nie pali. Sprawdziliśmy wszystko co możliwe i na co pozwalały nam nasze skromne, mechaniczne umiejętności. http://3.bp.blogspot.com/-AdjGLrwtCg...C5552_3073.JPG http://1.bp.blogspot.com/-twlaivQfAA...C5554_3075.JPG http://2.bp.blogspot.com/-D3ynQyxQYM...C5553_3074.JPG http://1.bp.blogspot.com/-M2e3VhMAD5...C5555_3076.JPG Glód prowadzi nas do restauracji "La confiance" (franc. zaufanie) - no jak taka nazwa przydrożnej jadłodajni mogła nas nie zachęcić do skosztowania w tej restauracji popisowego dania mistrza kuchni czyli makaronu z fasolą? Pomimo wątpliwych walorów estetycznych wnętrza nie oparliśmy się degustacji, czego gastryczne konsekwencje dały o sobie znać w kolejnych dniach naszej podróży. Obsługa miła, gramatura pełna - dwie gwiazdki w/g przewodnika Michelin. http://4.bp.blogspot.com/-7PcnKeJ5-4...C5560_3081.JPG http://1.bp.blogspot.com/-w_nj00tlOH...C5565_3086.JPG Po drodze w autoryzowanym warsztacie Kawasaki naprawiamy drobne uszkodzenia motocykla. Nie zważają tu na zasady bezpieczeństwa i higieny pracy. Póki działają skutecznie, nam również to nie przeszkadza. http://2.bp.blogspot.com/-m-DT0Q5Zxp...C5587_3108.JPG http://2.bp.blogspot.com/-x_ckB4ScUM...C5612_3132.JPG http://4.bp.blogspot.com/-MHU04-DtY0...C5591_3112.JPG Fuzja doświadczeń kilku specjalistów od procesu spawania metali kolorowych. Klimatyzowana poczekalnia dla stałych klientów serwisu. Akurat nie było kawy i świeżych bułeczek. Od teraz już będzie tylko gorzej. Jedziemy w kierunku Zatoki Gwinejskiej - tego dnia dojeżdżamy do Mbanga (260 km). To z pewnością najważniejsze dni naszego pobytu na pomarańczowym lądzie, które na zawsze pozostają w pamięci. Po licznych awariach, wywrotkach, odcinkach specjalnych, kopaniu się w piachu o zmroku trafiamy do kolejnej kameruńskiej misji, którą prowadzi ojciec Alexis. Zaskoczony naszą wizytą robi wszystko, aby przyjąć nas godnie. Życzliwość i troska z jaką tam się spotykamy urzeka nas. Otrzymujemy dach nad głową i wyżywienie. Następnego dnia niedziela - uczestniczymy we Mszy św., na której zostajemy przedstawieni wszystkim jako rodacy Papieża Jana II. Kilkuset zgromadzonych wiernych entuzjastycznie wita nas radosnymi okrzykami. Zdarzenie to wywołuje w nas ogromne wzruszenie. |
Globetroterzy z Nowego Sącza to i Piwniczankę mieli ze sobą. Super trip.:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:
|
Cyt.:"Zasypiamy zaskoczeni, że Jezus i jego matka byli czarnoskórzy...;)"
Poniżej obraz z Częstochowy. http://upload.wikimedia.org/wikipedi...stochowska.jpg |
Świetne foty ludzi! Zazwyczaj je olewam,ale Twoje przypadły mi do gustu.
Sama opowieść z fajnym dreszczykiem. Pisz Waść! |
Już tylko 250 km dzieli nas od Zatoki Gwinejskiej i wypoczynkowej miejscowości Kribi. Tam zamierzamy odpocząć trochę, nacieszyć się kąpielą w Atlantyku i lutowym, afrykańskim słońcu. Po drodze mijamy gaje palmowe. Cieszy nas taka egzotyka.
Jeszcze przed dotarciem na wybrzeże zatrzymują nas kolejne, pijane patrole na rogatkach próbując wyłudzić trochę grosza. "Jesteśmy spłukani" - tym razem mówimy prawdę. "Możemy ofiarować modlitwę za ciebie i twoją rodzinę" - żandarm wyraźnie się ucieszył, że dostanie cośw gratisie. Docieramy do kompleksu wypoczynkowego rekomendowanego przez Darka - Tara Plage. Mili ludzie lokują nas w 2-osobowym, klimatyzowanym pokoju. Po 12 dniach jazdy taki exclusive prawdziwie rozpieszcza... Zamawiamy kilka buteleczek naszego ulubionego trunku i do końca dnia leżymy w pełnym zachwycie na opustoszałej plaży. Zimna substancja przyjemnie rozchodzi się po całym ciele... Jest na prawdę błogo ;) Nazajutrz wybieramy się z naszym przewodnikiem do osady pigmejów. Docieramy tam jego czółnem płynąc po Lobe River. Po drodze wypatrujemy małp buszujących w gęstym, tropikalnym lesie. Sama osada robi na nas raczej smutne wrażenie. Jej mieszkańcy przyzwyczajeni do przywożonych turystów próbują odczytać i zaspokoić nasze oczekiwania. Wódz odśpiewuje pieśń plemienia łagodząc ból swojej egzystencji. To czym uraczył się rano jeszcze nieźle go trzyma. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się czegoś innego. Nazajutrz dopada mnie gorączka i cały wachlarz innych dolegliwości. Być w takim miejscu i przeleżeć cały dzień w pokoju? Nie tego się spodziewałem. Reakcja organizmu na skutek lekkomyślnej decyzji o zjedzeniu makaronu z fasolą poprzedniego dnia, jest bezwzględna i przywołuje do porządku umysł, który najwyraźniej stracił na moment swoją czujność. Herbata ziołowa Marcina, Guiness i zimne okłady zbijają gorączkę i przywracają siły. Czas się pożegnać z oceanem i ruszyć w kierunku misji w Yaounde. Ten etap podróży pozwala na ułożenie sobie w głowie tego, co w ostatnich dniach doświadczyliśmy. Dolewam już 1 litr oleju na 100-150 km. Jakaś masakra. Oby tylko bezpiecznie dojechać do misji i nie zarżnąć motocykla. W końcu za kilka dni przylatuje kolejna ekipa z Polski. Po dotarciu do Yaounde gorących powitań nie ma końca. Najbardziej cieszą się dzieciaki. Nazajutrz, w pobliskiej przychodni robimy testy na nosicielstwo wirusa malarii. Mamy nadzieję, że jesteśmy "czyści". "Wielorazowe", gumowe rękawiczki chronią głownie pielęgniarkę, która sprawnie pobiera krew do badań. Izolatka odbiega w sposób znaczny od standardów europejskich. Mamy nadzieję, że nie będziemy musieli tu "leżakować". Nie marudzimy. Czekamy do popołudnia na wyniki badania. |
Plaża w Kribi niezapomniana! Cena piwa również :). Dobrze się czyta i ogląda. Gratulacje!
|
Fantastyczne zdjęcia, zwłaszcza wiosek i ludzi, kolory których nie umiem nazwać. Naprawdę mega wyjazd...
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:02. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.