Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Dwóch Nasara na Czerwonym Lądzie - "Cameroon challenge 2014" (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=20571)

Sub 12.02.2015 23:25

W ciągu kilku kolejnych dni, opanowując już do perfekcji usuwanie awarii, realizując wcześniej założony plan: oddalamy się od granicy Nigeryjskiej. Teraz jedzie się nam lepiej, pozostawiamy za sobą miejsca, które nie budzą zaufania. W pamięci mamy historię niedawno porwanej czteroosobowej rodziny francuskiej.







Święto młodzieży, które odbywała się w tym czasie w całym Kamerunie pozwala nam na chwilę zapomnieć o naszych problemach. Święto nie może obejść się bez spektakularnych parad młodzieży, którym przyglądają się notable, politycy, zwykli gapie. Pobocza zapełniają się straganami, zewsząd ściągają obnośni sprzedawcy wszelkich dóbr. Szkoły organizują pokazy, wystawy rękodzieła i zawody sportowe. To widowiskowy, barwny festyn, prawdziwa uczta dla naszych oczu, naturalnie wkomponowana w krajobraz, prawdziwy, nie pod turystę.





Późnym popołudniem zatrzymujemy się w kameruńskiej misji katolickiej. Przemierzając tę część kraju łatwiej znajdujemy misje katolickie, w przeciwieństwie do północy, gdzie panuje islam. Mimo różnic rasowych czujemy się tu dobrze, bezpiecznie…jak u siebie.






simon1977 12.02.2015 23:39

Zajebiste foty :bow: Czuję piasek z zębach i strzepuję kurz z ubrania...

sluza 13.02.2015 00:01

Cytat:

Napisał simon1977 (Post 417372)
Zajebiste foty :bow: Czuję piasek z zębach i strzepuję kurz z ubrania...

++Dokładanie. Zdjęcia są poprostu Z A J E B I S T E. I wszystko jest w tej relacji zajebiste

Sub 23.02.2015 08:35

W kolejnym dniu pokonujemy odcinek 320 km z Garoua do Ngaundere, kierując się na południe. Upał dokucza w tym rejonie jak nigdy dotąd. Wjeżdżamy do Parku Narodowego Benue, gdzie przez kilkadziesiąt kilometrów towarzyszy nam wypalona przez słońce ziemia i buszujące po skromnej roślinności małpy.





Kolejną noc spędzamy w katolickiej misji u polskich sióstr: Piotry i Nikoli. Siostry opowiadają o swojej pracy, wspominają swoje rodzinne strony, zastawiają stół smakołykami. My opowiadamy o tym, co spotkało nas dzisiaj w drodze, o planach na jutro, o wieściach od Darka.




Następnego dnia w moim motocyklu zauważam znaczny wzrost zapotrzebowania na olej. Zaczyna nas to niepokoić. Miejmy nadzieję, że to nie zapowiedź poważnych problemów. Przy drodze kupuję litr jakiegoś oleju - powinno wystarczyć na dziś. Przed nami całodniowy fragment zabawy w terenie: jedziemy w kierunku Tibati (220 km).





Tibati. Miasto wyjątkowo smutne i ponure. Dookoła brud i jakoś nie nastraja do siebie przychylnie. Mimo to spędzamy wieczór w pobliskim barze racząc się lokalnym browarem "33". W mieście nie ma prądu, co nadaje mu jeszcze większej ponurości. Wracamy na misję, gdzie w nocy jesteśmy oprowadzani po kościele przez miejscowego proboszcza. Zasypiamy zaskoczeni, że Jezus i jego matka byli czarnoskórzy...;)





Kolejny dzień - droga do Foumban. Cała trasa OFF (320 km). Niby teren nie jest ciężki, ale upał, czerwony pył, kolejne awarie dają się nam we znaki. Zmęczenie.




Nazajutrz nie mogę uruchomić swojego motocykla. Od tej pory będziemy go uruchamiać na linie. Ot taka poranna, codzienna atrakcja. Kręci ale nie pali. Sprawdziliśmy wszystko co możliwe i na co pozwalały nam nasze skromne, mechaniczne umiejętności.




Glód prowadzi nas do restauracji "La confiance" (franc. zaufanie) - no jak taka nazwa przydrożnej jadłodajni mogła nas nie zachęcić do skosztowania w tej restauracji popisowego dania mistrza kuchni czyli makaronu z fasolą? Pomimo wątpliwych walorów estetycznych wnętrza nie oparliśmy się degustacji, czego gastryczne konsekwencje dały o sobie znać w kolejnych dniach naszej podróży. Obsługa miła, gramatura pełna - dwie gwiazdki w/g przewodnika Michelin.




Po drodze w autoryzowanym warsztacie Kawasaki naprawiamy drobne uszkodzenia motocykla. Nie zważają tu na zasady bezpieczeństwa i higieny pracy. Póki działają skutecznie, nam również to nie przeszkadza.




Fuzja doświadczeń kilku specjalistów od procesu spawania metali kolorowych.




Klimatyzowana poczekalnia dla stałych klientów serwisu. Akurat nie było kawy i świeżych bułeczek.





Od teraz już będzie tylko gorzej. Jedziemy w kierunku Zatoki Gwinejskiej - tego dnia dojeżdżamy do Mbanga (260 km). To z pewnością najważniejsze dni naszego pobytu na pomarańczowym lądzie, które na zawsze pozostają w pamięci. Po licznych awariach, wywrotkach, odcinkach specjalnych, kopaniu się w piachu o zmroku trafiamy do kolejnej kameruńskiej misji, którą prowadzi ojciec Alexis. Zaskoczony naszą wizytą robi wszystko, aby przyjąć nas godnie. Życzliwość i troska z jaką tam się spotykamy urzeka nas. Otrzymujemy dach nad głową i wyżywienie. Następnego dnia niedziela - uczestniczymy we Mszy św., na której zostajemy przedstawieni wszystkim jako rodacy Papieża Jana II. Kilkuset zgromadzonych wiernych entuzjastycznie wita nas radosnymi okrzykami. Zdarzenie to wywołuje w nas ogromne wzruszenie.



RonDell 23.02.2015 10:57

Globetroterzy z Nowego Sącza to i Piwniczankę mieli ze sobą. Super trip.:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:

Artek 23.02.2015 12:01

Cyt.:"Zasypiamy zaskoczeni, że Jezus i jego matka byli czarnoskórzy...;)"

Poniżej obraz z Częstochowy.
http://upload.wikimedia.org/wikipedi...stochowska.jpg

calgon 23.02.2015 15:34

Świetne foty ludzi! Zazwyczaj je olewam,ale Twoje przypadły mi do gustu.
Sama opowieść z fajnym dreszczykiem.
Pisz Waść!

Sub 01.03.2015 00:14

Już tylko 250 km dzieli nas od Zatoki Gwinejskiej i wypoczynkowej miejscowości Kribi. Tam zamierzamy odpocząć trochę, nacieszyć się kąpielą w Atlantyku i lutowym, afrykańskim słońcu. Po drodze mijamy gaje palmowe. Cieszy nas taka egzotyka.




Jeszcze przed dotarciem na wybrzeże zatrzymują nas kolejne, pijane patrole na rogatkach próbując wyłudzić trochę grosza. "Jesteśmy spłukani" - tym razem mówimy prawdę. "Możemy ofiarować modlitwę za ciebie i twoją rodzinę" - żandarm wyraźnie się ucieszył, że dostanie cośw gratisie. Docieramy do kompleksu wypoczynkowego rekomendowanego przez Darka - Tara Plage. Mili ludzie lokują nas w 2-osobowym, klimatyzowanym pokoju. Po 12 dniach jazdy taki exclusive prawdziwie rozpieszcza... Zamawiamy kilka buteleczek naszego ulubionego trunku i do końca dnia leżymy w pełnym zachwycie na opustoszałej plaży. Zimna substancja przyjemnie rozchodzi się po całym ciele... Jest na prawdę błogo ;)


Nazajutrz wybieramy się z naszym przewodnikiem do osady pigmejów. Docieramy tam jego czółnem płynąc po Lobe River. Po drodze wypatrujemy małp buszujących w gęstym, tropikalnym lesie.


Sama osada robi na nas raczej smutne wrażenie. Jej mieszkańcy przyzwyczajeni do przywożonych turystów próbują odczytać i zaspokoić nasze oczekiwania. Wódz odśpiewuje pieśń plemienia łagodząc ból swojej egzystencji. To czym uraczył się rano jeszcze nieźle go trzyma. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się czegoś innego.











Nazajutrz dopada mnie gorączka i cały wachlarz innych dolegliwości. Być w takim miejscu i przeleżeć cały dzień w pokoju? Nie tego się spodziewałem. Reakcja organizmu na skutek lekkomyślnej decyzji o zjedzeniu makaronu z fasolą poprzedniego dnia, jest bezwzględna i przywołuje do porządku umysł, który najwyraźniej stracił na moment swoją czujność. Herbata ziołowa Marcina, Guiness i zimne okłady zbijają gorączkę i przywracają siły.










Czas się pożegnać z oceanem i ruszyć w kierunku misji w Yaounde. Ten etap podróży pozwala na ułożenie sobie w głowie tego, co w ostatnich dniach doświadczyliśmy. Dolewam już 1 litr oleju na 100-150 km. Jakaś masakra. Oby tylko bezpiecznie dojechać do misji i nie zarżnąć motocykla. W końcu za kilka dni przylatuje kolejna ekipa z Polski.

Po dotarciu do Yaounde gorących powitań nie ma końca. Najbardziej cieszą się dzieciaki. Nazajutrz, w pobliskiej przychodni robimy testy na nosicielstwo wirusa malarii. Mamy nadzieję, że jesteśmy "czyści".


"Wielorazowe", gumowe rękawiczki chronią głownie pielęgniarkę, która sprawnie pobiera krew do badań.



Izolatka odbiega w sposób znaczny od standardów europejskich. Mamy nadzieję, że nie będziemy musieli tu "leżakować". Nie marudzimy. Czekamy do popołudnia na wyniki badania.




roger ktm 01.03.2015 20:11

Plaża w Kribi niezapomniana! Cena piwa również :). Dobrze się czyta i ogląda. Gratulacje!

mikelos 01.03.2015 23:50

Fantastyczne zdjęcia, zwłaszcza wiosek i ludzi, kolory których nie umiem nazwać. Naprawdę mega wyjazd...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:02.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.