Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   multumesc 2009 (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=3880)

wasilczuk 05.08.2009 00:24

yeah
zaraz będą gołe baby ;)

7Greg 05.08.2009 00:26

Specjalna wersja kufra z odchylanym stelażem. Podobno łatwiej jest sprawdzać olej :)

http://tarcu.com/Preview/00484.jpg


Tu Felek testuje czy rama jest prosta

http://tarcu.com/Preview/00485.jpg


Pęd wiatru zrobił swoje

http://tarcu.com/Preview/00486.jpg


Łatwo nie było

http://tarcu.com/Preview/00487.jpg


Felek coś naprawia. Ale dosyć niechętnie ;)

http://tarcu.com/Preview/00488.jpg

http://tarcu.com/Preview/00489.jpg


Dobrze, że pasażerka została w domu

http://tarcu.com/Preview/00490.jpg


Hamulce już nie wentylowały

http://tarcu.com/Preview/00491.jpg


Jak to Felek mawiał, gdzieś na URADELE :)

http://tarcu.com/Preview/00492.jpg


Przyjechał drwal...

http://tarcu.com/Preview/00493.jpg


Potem następni...

http://tarcu.com/Preview/00494.jpg


Ugościli nas....

http://tarcu.com/Preview/00495.jpg


No i pojawił się kłopot ;)

http://tarcu.com/Preview/00496.jpg

ucek 05.08.2009 01:27

Cytat:

Napisał 7greg (Post 69001)
no i tu Felkowski jeździ turystycznie, jak kobieta, lekarz, niepaląca :)

no no no! żebym ci nie pokazała jak jeździ turystycznie niepaląca kobieta, lekarz :haha2:

a foty bardzo fajne - psychoanalityk zobaczyłby w nich żywą ilustrację nieuświadomionej miłości do lekkich hard enduraków :p

rambo 05.08.2009 01:36

Medycyna i lekarze nie mają antidotum na trole rumuńskie :D

7Greg 05.08.2009 01:56

Cytat:

Napisał ucek (Post 69035)
.......psychoanalityk zobaczyłby w nich żywą ilustrację nieuświadomionej miłości do lekkich hard enduraków :p

Bo dziś to nie sztuka pojechać do Rumunów. Ba, nie sztuka nawet jeździć po terenach Enduromani. Największy SZACUN to pojechać AT, wszystko porozwalać, potopić, naprawić, zdobyć to co niemożliwe i wrócić ;)
Aaa, jeszcze się tydzień nie myć, słabo jeść, odwodnić się, no powiedzmy brakuje jeszcze noża w łydce i sukces pełna gęba :D

Resztę załatwi pan pikuś i mastercard :D

felkowski 05.08.2009 07:39

miłe złego początki
 
9 Załącznik(ów)
Powoli to staje się u mnie regułą. Ktoś zadzwoni, coś mi nagada i potem mnie to męczy, jak kropla atol. Mało tego, decyzje na ostatnia chwilą też mi wchodzi już na stałe do programu. I tak we czwartek założyłem oponkę bo nóż widelec w piątek gdzieś pojadę. I stało się. W piątek po robocie jeszcze odrobiłem prace domowe. Kwadransik pakowania i kole 20 dzida w drogę. Jakoś dotarło do mnie, że Borunin organizuje jakąś imprę. A, że na szlaku i po drodze to się troszku wprosiłem. Jakoś po północy dotarłem do Przemyśla i pod eskortą zostałem doprowadzony na metę. Dzięki uprzejmości gospodarza ciepły kąt się znalazł a przyjęcie było iście królewskie. Rankiem okazało się, że mientcy jesteśmy jak kaczuszki. Deszcz sobie padał, myśmy gadali a czas sobie płyną. Ale na dwór jakoś nikt nie chciał wyjść.

Załącznik 6461

W trakcie tego gadania, kole południa zadzwonił Greg. Umówiliśmy się w Krośnie za godzinę. Zawinięci w kondoniki ruszyliśmy z Wojtkiem na Krosno. Reszta ekipy szturmowała szlaki Borunina. Mi tym razem się nie udało. Mam nadzieje, że jeszcze się kiedyś nadarzy okazja. Jakąś godzinę później przyjechał Greg i zaczeliśmy szukać kantoru. Nic z tego nie wyszło. W sobote wszystkie były pozamykane. Ruszyliśmy w stronę Dukli. Po drodze na stacji uzupełniliśmy paliwo, wymienilismy kasę i ruszyliśmy na Komańcze. Po drodze Greg jako pasjonat Gps oznajmił, że skręcamy w lewo bo tak mówi jego telewizor. I choć droga była tylko jedna, skręciliśmy w pole. Po skręcie wyjaśnił, że ze 300 metrów nawet możemy zaoszczędzić. A niech tam. Ruszamy po przygodę. Pierwsza niespodzianka to rzeczka. Trochę zmiekł, ale przeszedł. Chwile póżniej w trawie zagineła droga. Odnależliśmy coś co było świeżo rozepchniętym gliniastym podjazdem. Pierwszy przyjoł glebę po 10 metrach drugi 10 metrów przed końcem.

Załącznik 6453

Jeden jeden. Schodząc po tym szybko okazało się, że nawet ustać na dwóch nogach jest ciężko, a co dopiero jeździć obładowanym moturem. Dalej była już tylko łąka bez najmniejszych nawet śladów po jakichkolwiek kołach. Jadę w górę wzdłóż wąwozu. Po jakimś czasie udaje mi się znaleźć przez niego przejazd.

Załącznik 6454

Patrząc na kierunki świata i miejsce gdzie jest normalna droga, tak właśnie powinniśmy jechać. Co z tego gdy telewizor Grega pokazuje zupełnie co innego. Jedzie w zupełnie inną stronę. Po jakimś czasie ginie mi z oczu w trawie po szybę. Chwilę trwało zanim się odnaleźliśmy. Ruszamy podjazdem pod górkę. Odnalazły się ślady po jakiś kołach. Droga to zdecydowanie jeszcze nie jest. Greg daje buta i po chwili długim slajdem ląduje w horyzontalnej, gubiąc po drodze kufer. Nie dotarliśmy nawet do pierwszego noclegu a tu już zabawa na całego.

Załącznik 6455

Dźwignia zmiany biegów wygięta w znak zapytanią, jakby chciała pytać - dokąd? Okazuje sie, że Pancerniki mają takie ciekawe tulejki/bezpieczniki które w sytuacji krytycznej się urywają. Jest jeden a nawet dwa problemy. Nie mamy zapasowych tulejek, warto się na przyszłość w takie zaopatrzyć na wyjazdy. Zgineły nam dwa płaskowniki mocujące kufry do stelaża. Szukanie tego w trawie do pasa nie należy do najłatwiejszych. Rozkręcająć co się da zdobywamy śruby i nakrętki. Po dłuższych poszukiwaniach z nosem w trawie, zamiast wykrywacza metalu, odnajdujemy płaskowniki. Nieźle powyginane. Za pomocą zdobycznych śrub i trytytek mocujemy kufer. Telefonem zamawiamy po garści śrub podkładek i nakrętek. Napieramy dalej trawą. Greg z uporem maniaka ciągnie na swój brak drogi. Nawet zaczynam się zastanawiać czy nie ma racji. W oddali widac szpaler krzaków i drzew.

Załącznik 6456

Po dotarciu do niego okazuje się mało możliwy do pokonania. Zwiad wykazał, że za krzakami nie ma drogi tylko rzeczka. Jednostką pływającą to ja nie jestem. Co najwyżej nurkiem ;-). Wracamy na moje azymuty. Docieramy do jakiś zabudowań i żwirówki. Greg ma dość wrażeń no i GPS pokazuje mu na drogę. Ale tym razem ja daję do przodu. Coś tam trąbi, ale udaje, że nie słyszę. Niedługo droga zmienia się w bagienko. Pierwsza klasa. Jeszcze parę kałuż przejazd pod przepustem w nasypie kolejowym. Docieramy do kamienistej rzeczki i drogą na asfalt. Kilka kilometrów i jesteśmy w Łupkowie. Bez trudu odnajdujemy drogowskaz „koniec świata 1 godzina” Na czuja wybierając coraz to gorsze drogi przez kałuże, rzeczki i przejazdy po rurach udaje nam się dotrzeć do pierwszego noclegu. Miejsce klimaciarskie jakich w Bieszczadach wiele. Zresztą nazwa mówi sama za siebie „koniec świata”. Nie ma prądu i wody ale jest piec, kilka gitar ... i bieszczadzkie anioły. Greg nawet miał wzięcie, ale nie chciało mu się już jeździć moturem. Początkowo mieliśmy rozstawiać namioty, ale znaleźliśmy taki już postawiony. Greg dokonuje prezentacji taboru. Czego to On nie ma?

Załącznik 6458

Butli z gazem ma sześć. Tylko każda prawie pusta. Wyjaśnia mi szybko że wyjazd mial być po taniości więc nie kupował nowej.

Załącznik 6457

Miska, kawka i kruszon.

Załącznik 6459

Dzień kończymy przy dzwiękach gitary.

Załącznik 6460

[Przed północą. o dziwo bez masakrycznych ( nie błądził więcej niż godzinę) problemów dociera Wieczny z resztą ekipy. No dobra, na wjeździe walna elegancka figurkę.

Zoltan 05.08.2009 10:25

dobry początek, strach myśleć, co będzie dalej, hehe

podos 05.08.2009 11:06

cudne:)

Lepi 05.08.2009 11:34

Więc są jednak pokręceni, dla których motocykl służy do dzikich uciech a nie np. chromowania szprych ;)
Odzyskałem wiarę w w forum i ludzi!
DZIDA panowie!

Babel 05.08.2009 13:38

Miodzio :drif::drif::drif::at:


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:42.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.