![]() |
Filmik klasa!
|
Pięknie. Czekam na północny Kaukaz.
|
Panie, to jeszcze z 1,5 tys km ;).
|
Wstajemy z rana w naszym cud miód hotelu i już się gęba cieszy na dzisiejszy biwaczek w górach Armenii. Mamy plan dotrzeć do granicy, przeprawić się na drugą stronę i znaleźć miejsce na biwak przed wieczorem. O śniadaniu nie ma sensu wspominać gdyż jest klasycznie słabe. Lecimy przez górki i pagórki i znów upał staje się nie do zniesienia. Im bliżej granicy tym gorzej, mamy ok 300 km i zjawiamy się przed nią dość szybko. Zatrzymujemy się przy sklepie i wymieniamy pozostałe pieniądze na walutę armeńską. Podjazd pod bramki, kontrola paszportowa i udajemy się do znanej nam już wcześniej miejscówki gdzie prześwietlają bagaże i podbijają paszporty. Spotykamy tam Holenderską parę z dzieciakami, którzy podróżują od 6 miesięcy. Oznajmiają nam że najpierw musimy się odprawić z CPD w budynku, który ominęliśmy. Ale jak już stoimy to załatwiamy kontrolę paszportową a dopiero potem udajemy się do celników. Przy okazji xray jest tylko proforma. W tamtą stronę zabrałem wszystkie toboły a teraz biorę jedynie torbę i temat zamknięty. Burdel jak cholera, kolesie karzą nam czekać więc czekamy. Mijają minuty, potem godzinka i tak czas ucieka. Wreszcie jakiś koleżka zabiera nasze kwity i każe iść ze sobą. Idziemy ale motocykle zostawiliśmy pod drugim budynkiem więc musimy tam dojść i przywieźć motki do niego. Czynimy to ale czas ucieka, woda się kończy i jesteśmy już mocno głodni. Wreszcie się udaje ale cała operacja zajmuje lekko z 3 godziny. Na koń pod szlaban, paszporty po raz nie wiem który i lecimy pod granicę armeńską. Tu już po ludzku. Najpierw paszporty, potem do okienka znowu paszporty i dokumenty od motocykli i jedziemy do celników wypisać wriemiennyj wwoz. Podbijam do kolesia a ten do mnie z opłatą. Robię lekką zadymę co , jak, kiedy, za co. Wjeżdżaliśmy i wyjeżdżaliśmy i żadnych opłat nie było. Wreszcie przychodzi jakiś generał i rzeczowo tłumaczy, że przepisy się niby zmieniły, pokazuje jakieś rozporządzenie i przeprasza ale niestety płacić trzeba. Nie pamiętam już ile ale jakoś niemało. Płacą wszyscy obcokrajowcy więc uznaję że w wuja nas nie robią. Kasy mam akurat na opłatę i wodę z automatu. Wreszcie przebijamy się na drugą stronę. Jest upalnie, jesteśmy głodni i wkurzeni opieszałością Irańczyków i opłatami armeńskimi. Mnie udaje się przebić już na drugą stronę bowiem szlaban był otwarty i po prostu kazali mi spadać a chłopaki coś tam jeszcze marudzą więc czekam. Czekając nagrywam filmik. Może zbyt emocjonalny po wkurwie na granicy więc nie należy brać go dosłownie ;-). Musiałem szybko zakończyć bo się przyczepili że niby nagrywam granicę.
Chłopaki wreszcie są i lecimy coś zjeść, dochodzi piąta. Ale że jesteśmy w normalnym kraju to trzeba to uczcić browarkiem. https://i.imgur.com/bjNzdZo.jpg Radość. Do tego zamawiamy szamę i obżeramy się jak świnie. No ale dość tego dobrego trzeba zrobić zakupy i ruszać na biwaczek. Robimy więc zakupy w sklepie obok. Browary, żarcie, ogóry, będzie ognisko więc ma być na bogato. Michał proponuje coby polecieć M17 wzdłuż granicy z Azerbejdżanem bo tam namierzyliśmy jakiś wodospad a na maps me jest tam oznaczona miejscówka jako miejsce biwakowe. Pasuje, walimy w tą stronę. Na plecach mam kilka browców, ciągnie mnie toto do tyłu i jedzie się mało komfortowo ale jestem zadowolony. Wreszcie w górach rozbijemy namioty i zapalimy ognisko jak należy. Aby dojechać do trasy musimy się jednak wrócić do drogi która leci na granicę irańską z tym że kierujemy się na lewo zamiast w prawo do Iranu. Z tego całego zmieszania nie zatankowaliśmy a po drodze stacji nie ma. Co prawda na miejsce biwaku mamy teoretycznie 40 km ale do stacji drugie tyle. Lecę na rezerwie i mam wątpliwości czy to się powiedzie. Plan awaryjny zakłada, że najwyżej Michał skoczy swoją cysterną i przywiezie paliwo gdyby brakło. Aby tego uniknąć delikatnie obchodzimy się z gazem a na zjazdach wyłączamy silniki. Przyjemna cisza niezakłócona warkotem silnika jest zajebista. Pomyślałem sobie wtedy że fajnie gdyby ktoś kiedyś zrobił elektryka ADV z szybkim ładowaniem i zasięgiem 400. Wreszcie udaje nam się dotrzeć do miejscówki gdzie jest zjazd. Droga jakby zawraca pod kątem 180 stopni i zmienia się w gruntówkę poprzecinaną koleinami, dołami i kamieniami ale jedzie się dobrze. Jedynie krzaczory po bokach czasem przeszkadzają ale jedziemy. Zresztą do wglądu bo Brodaty nakręcił. Niestety droga się kończy stromym zjazdem do rzeki, w zasadzie to strumień ale głazy duże, motocykle obładowane hmmm. Jednak ślady wiodą na drugą stronę więc idę na kontrolę z buta. Wracam z bananem na twarzy. O to właśnie chodziło. Przeprawiemy się po jedynczo a dwóch asekuruje, bo zjazd stromy, dalej już idzie z górki. Widok taki. https://i.imgur.com/1AUeXy6.jpg Nie mogliśmy chcieć więcej ale więcej już sobie wcześniej zorganizowaliśmy :D. Pozostało schłodzić cieczą. https://i.imgur.com/UJ8VFPy.jpg https://i.imgur.com/OyWcsCM.jpg No po prostu wymarzona miejscówka na biwak pod namiotami. Na końcu drogi za rzeką w górach przy granicy. Po prostu nigdzie, raczej nikt tutaj nam nie będzie przeszkadzał. https://i.imgur.com/EQlDQKi.jpg https://i.imgur.com/lue2C5Z.jpg https://i.imgur.com/JZlnUjh.jpg https://i.imgur.com/lTe0oTK.jpg. Palimy ogniseczko, wykańczamy baterię browców na dziś i wreszcie możemy rozkoszować się snem na łonie natury. Fantastycznie! |
Mega wyjazd :)
|
Kilka ruchomych obrazków z naszego biwaku.
|
Codzienne rytuały - śniadanie, pakowanie i jazda. Tym razem jemy śniadanie w naprawdę pięknym miejscu
https://i.imgur.com/R5cW4qu.jpg Po śniadanku szybkie pakowanie motocykli i przeprawa przez rzeczkę. Znów tym samym trybem jeden jedzie dwóch asekuruje. Przebijamy się i próbujemy wyjechać do czarnego co udaje się częściowo gdyż Filip zalicza glebę. Najpierw poniosło go w krzaczory ale jeszcze jakoś się uratował a potem zamiotło nim znowu i gleba. A to bylo tak. Na szczęście usłyszałem klakson i wróciłem szybko pomóc mu postawić sieczkarnię ale lusterko poszło się yebać. Filip cały i to najważniejsze. https://i.imgur.com/jWp1gn5.jpg Już na luzie dolatujemy do asfaltu i skręcamy w prawo w kierunku Kapan. Paliwa mamy jak na lekarstwo więc z gazem delikatnie a z górki na wyłączonym silniku. Jest bardzo słabo, mój komp pokazuje naście kilometrów do zera a stacji paliw nie widać i się nie zapowiada wcześniej niż w Kapan. Nagle Filip daje nam znaki że coś się dzieje. Zatrzymujemy się i okazuje się że dopadła do wyjątkowo dotkliwa reakcja alergiczna na wuj wie co. Oczy mu łzawią tak że nic nie widzi. Praktycznie ledwo jedzie ale tutaj nie damy rady nic z tym zrobić. Musimy zjechać na dół. https://i.imgur.com/h5K9zcw.jpg Już na oparach podjeżdżamy na stację paliw na przedmieściach Kapan i zalewamy nasze motocykle do pełna. Filip do tego wszystkiego ma wodę w butach po przeprawie przez rzekę więc próbuje jakoś dojść do siebie jednocześnie osuszając laczki. Postanawiamy zostawić go tutaj i pojechać poszukać w mieście apteki. Ustalam z tubylcami na stacji że apteka jest przy głównej drodze po prawej stronie. Lecimy więc i za parę kilometrów widzę znany wszystkim znak symbolizujący punkt apteczny. Podjeżdżamy a pod drzwiami kolejka i zamknięte. Kuwa! Rozmawiam z ludźmi przed drzwiami, którzy informują mnie że zaraz otworzą. W tym momencie podchodzi kobitka i otwiera drzwi. Tłum wlewa się do środka. Pytam o jakieś leki przeciwalergiczne opisując objawy Filipa. Aptekarka daje nam Zyrtec i dodatkowo krople do oczu. Nic więcej i tak nie ma. Bierzemy i wracamy do Brodatego, który tymczasem koleguje się z psami i suszy buciory ledwo widząc na oczy. Aplikuje od razu wszystko na raz i czekamy aż będzie jakiś efekt. Pojawia się poprawa po kilkunastu minutach i za jakiś czas Filip jest gotowy do dalszej drogi. Zbieramy się i lecimy dalej. Jest rześko i przyjemnie jednak szybko zaczyna nam doskwierać głód. Stajemy więc na małe szamanie po drodze. Są bułki z parówką a la hot-dog i ser. Bierzemy jedno i drugie i pałaszujemy na ławce przed sklepem. Towarzyszy mamy zacnych. https://i.imgur.com/ppUHNzM.jpg https://i.imgur.com/lLb5xKJ.jpg Plan na dziś mamy bardzo śmiały bowiem chcemy dotrzeć wieczorem do Udabna gdzie mamy w planie lekki melanż u Polaków. Mam wątpliwości bowiem straty czasowe mamy spore a drogi przed nami jeszcze kawał. W sumie mamy około 600 km ale wiemy jak wygląda ta droga i nie jestem przekonany cz plan uda się zrealizować. Lecimy jednak i jedzie się wspaniale. Wreszcie piękne krajobrazy , zielono, puste drogi i serpentyny. https://i.imgur.com/9fkQAaD.jpg https://i.imgur.com/BbU2hu0.jpg Zjeżdżamy w dolinę i zatrzymujemy się w sklepie na popitek i małą przekąskę. Zajeżdża Wołgą nawalony jak szkop Armeniec i bełokocze tłumacząc coś zawile. Niestety nie kumamy ale szybko pozostali kumple dają mu do zrozumienia coby się od nas odstosunkował choć koleś starszy i spokojny ale pijany jak bela. Wsiadł w maszynu i pojechał dalej. My również z tym że w przeciwną stronę. Wreszcie dolatujemy nad wybrzeże Sevan. Jest już dość późno, drogi kawał i zdajemy sobie sprawę że jak mamy dotrzeć do Udabna to niestety posiłek musimy sobie darować ale że koleś przy drodze sprzedaje wędzone ryby to kupujemy kilka sztuk i pałaszujemy stojąc na poboczu. Ryby pyszne z tym że małe zdecydowanie smaczniejsze od tych większych. Dość leniuchowania trzeba lecieć. Mijamy więc Sevan i kierujemy się.do Dilidżan i dalej znaną nam już trasą w kierunku granicy armeńsko-gruzińskiej w Sadakhlo. Jedziemy przez wiochy i w Dilidżan widzę że deszcz nas dziś nie ominie. Zatrzymujemy się na poboczu i ubieramy przeciwdeszczówki. Ruszamy i ledwie kilka kilometrów dalej przy wylocie z wiochy atakuje mnie pies. Udaje mi się go ominąć ale Filip nie ma już tyle farta i ma kolizję z czworonogiem. Na szczęście ani Filip nie złapał gruntu a i sabaka poturbowana ale żywa uciekła. Było grubo. Emocji sporo bo mogło być.naprawdę niebezpiecznie. Chwila oddechu i gonimy na granicę. Stawiamy się tam popołudniem i odprawa przebiega nadzwyczaj sprawnie po obu stronach. Jesteśmy w Gruzji. Stajemy tuż za granicą i raczymy się kawą z ekspresu w przydrożnej budzie. Do celu zostało nam jakieś 120 km. Jesteśmy głodni i zmęczeni ale Michałowi wpada do głowy pomysł że ruszymy offem. OK. Lecimy więc opłotkami, woda, kałuże , błotko, brodziki. Jedziemy i jedziemy wtem nagle droga się.kończy. Jesteśmy na terenie ujęcia wody a przed nami brama zamknięta na kłódkę. Za bramą asfaltówka. Życzliwi ochroniarze otwierają.nam bramę i całe szczęście bo do objazdu byłoby kawałek. Mam dość terenu i chcę już jak najszybciej dotrzeć na miejsce, coś zjeść i się wyluzować. Znów kawałek asfaltem i jesteśmy w Rustavi. Tankujemy bo motocykle mają sucho. Ruszamy dalej już lekką szarówką. Na szczęście tutaj już sam off. Przyjemny i szybki. Dolatujemy do Udabna wczesnym wieczorem. https://i.imgur.com/2QtaJ7u.jpg https://i.imgur.com/YNnNlLl.jpg Na drodze wita nas grupa czeskich motocyklistów. Zatrzymujemy się.i zapraszamy ich na wieczór do knajpy na browar. My tymczasem dojeżdżamy do naszej bazy i logujemy się przy barze. Mamy w planie zanocować w namiotach przy knajpie jednak wieje niemiłosiernie i szybki rekonesans skłania nas do inwestycji w hostel, który znajduje się obok. Podjeżdżamy i wypakowujemy toboły. Szybko instalujemy się w obiekcie i lecimy na długo wyczekiwane piwko w barze. Niestety z tych emocji i zmęczenia zapominamy o posiłku co kończy się w sposób oczywisty. Zanim jednak ulegamy totalnemu upodleniu poznajemy się z ekipą czeską i do późnego wieczora raczymy się.opowieściami o naszych przygodach. https://i.imgur.com/VNI1UYl.jpg https://i.imgur.com/mYlVxgV.jpg Tak długo że nie pamiętam jak długo to było. Nie pamiętam też zbyt szczegółowo drogi powrotnej do hostelu. Było grubo. |
Cytat:
P.S. czyta się :Thumbs_Up: |
Dopiero na dzień drugi czytaliśmy co tam na kajet piliśmy cały wieczór. W każdym razie sporo czaczy i browarów pękło :chleje:.
|
Dzisiejszy dzień zaczął się słabo. Kac gigant po nocnej libacji całkowicie uniemożliwił nam start rano w dalszą drogę ale może to i dobrze. Udało mi się zwlec z łóżka i wylec na dwór. Słonecznie ale wypizd koszmarny. Wieje niesamowicie ale za to jest ciepło więc niespiesznie kierujemy nasze kroki do lokalu gdzie wczoraj spędzaliśmy wieczór.
https://i.imgur.com/sbjcvMP.jpg https://i.imgur.com/IsJ1q1h.jpg Zamawiamy śniadanie i wciągamy niespiesznie zapijając herbatą a potem gasimy pragnienie flaszką gazowanego napoju gruszkowego. Na niewiele się to zdaje gdyż suszy nas ogromnie. Zbieramy się z wolna lecz najpierw idę rozliczyć się z barem za wczorajsze napoje. Z niedowierzaniem patrzę co i ile wczoraj poszło. Kilkanaście czaczy i tyle samo browarów opowiada historię wczorajszego dnia. Samopoczucie przestaje dziwić po tym co wypiliśmy. Coś mnie swędzi i z niesmakiem zauważam że wlazł mi kleszcz. Michał ma pęsetę i wykręca dziada z mojego ciała. Idziemy na bazę ale spieszyć się nie ma po co. Do Rosji nie dojedziemy. Co najwyżej czeka nas nocleg w Kazbegi i to i tak będzie szczyt naszych dzisiejszych możliwości. Lecimy do hostelu i zamiast się.pakować chłopaki zaczynają.ogarniać motocykle. Michał grzebie znów coś w reglerze a ja z Filipem próbujemy jakoś naprawić potłuczone lusterko w kacie. Poniekąd się udaje bowiem dziewczyna z baru znalazła nam zerkało od łady leżące gdzieś w śmieciach więc mocujemy je niezastąpionym powertapem do potłuczonego lustra w KTMie. https://i.imgur.com/TiYMXhe.jpg Filip nie jest zadowolony z funkcjonalności tego rozwiązania ale lepsze takie niż żadne. Zgubił też rękawice i planuje wpaść do Tbilisi do sklepu zakupić cokolwiek na łapy. Kat zgubił też.kilka śrubek między innymi od subframe oraz mocowania czaszy wokół stacyjki. https://i.imgur.com/V2B7YGS.jpg https://i.imgur.com/1mwRwIc.jpg Tą od stacyjki znajdujemy gdzieś w zapasach zabranych z PL natomiast tej od ramy niestety nie mamy a i w złomie w garażu w Udabnie nie udaje się jej znaleźć. Postanawiamy poszukać szrotu lub sklepu po drodze tak aby coś z tym zrobić gdyż subframe pozbawiony mocowania wali o ramę i obawiamy się.że może spowodować jej pęknięcie. To musimy załatwić.w pierwszej kolejności. Po wczorajszych ekscesach czujemy się.żle. Nie jesteśmy w stanie jeszcze ruszyć, śniadanie zjedzone już jakiś.czas temu, głód zaczyna doskwierać ale postanawiamy że nie będziemy lecieć wszyscy do miasta tylko ja z Michałem poczekamy gdzieś przy głównej drodze a Filip szybko załatwi sprawę rękawic. Wreszcie około południa udaje się.opuścić Udabno. Navi prowadzi nas w kierunku przeciwnym do tego jakim przyjechaliśmy i lecimy szutrówką, która chyba wkrótce zmieni się w asfalt. Od mojego ostatniego pobytu w tym miejscu zmieniło się.niemal wszystko. Nasi rozkręcili interes, inni poszli ich śladem tak że mamy kilka hosteli, bar i kilka budynków w budowie. Oczywiście nie byłoby normalnie gdybyśmy nie poyebali drogi i wylatujemy na manowce. Po chwili jednak udaje się znów wrócić na ścieżkę i po kilkudziesięciu kilometrach szutre i offem wyjeżdżamy na główną ścieżkę. Jeszcze przed Tbilisi udaje nam się.znaleźć złomowisko gdzie po kilku minutach miły Gruzin przynosi nam śrubę.o wymaganych parametrach. Niestety ma ona klasyczny łeb a w Kacie oryginalne śruby są na torxy i da się.je dokręcić tak aby całkowicie schowały się we wgłębieniu subframe. Nasza nasadka niestety jest za szeroka aby wkręcić ją należycie więc wkręcamy tyle ile się da i zostawiamy. Trzyma się.nieźle i jest zajebiście zardzewiała więc raczej sama się.nie wykręci. Gonimy dalej i na wysokości Tbilisi Filip odbija do miasta a my mamy znaleźć lokal z żarciem i na niego poczekać. W tym czasie chcemy zjeść jakiś.obiad. Knajpę znajdujemy jakiś kilometr dalej od miejsca gdzie się rozstaliśmy. Zatrzymujemy się.i udajemy na popas. Niestety to nie jest klasyczna knajpa i dają tylko chaczapuri i różnych odmianach więc zamawiamy i jemy czekając na Filipa. Posiłek skromny a i nam też.niezbyt wchodzi pokarm. Żołądki zalane w nocy alkoholem nie pracują.jak trzeba i wduszamy w siebie niewiele pożywienia. Czekamy aż Brodaty wróci bo miał odbicia może z 5 km do tego sklepu a mija już.godzina i zaczynamy wątpić.czy uda się.dojechać.do Kazbegi i nie trzeba będzie szukać noclegu wcześniej. Czekamy na dworze a Filipa nie widać. Postanawiamy że wyślemy mu wiadomość że pomału jedziemy i niech nas goni bo telefonu mameja nie odbiera. Już się ładujemy na motki jak słyszą tą jego sieczkarnię. Filip jednak nas nie zauważa i mija wyprzedzając po drodze kolejkę tirów. Macham i nic, pojechał. Ruszamy więc za nim i za chwilę widzimy jak leci w przeciwną stronę. Chyba się.pokapował i zawrócił. Gonimy więc już wspólnie we właściwym kierunku. Rękawice na szczęście udało mu się.kupić. Znana nam już droga pozwala się wyluzować jednak wczorajsza libacja dopada mnie dość mocno i czuję się.kiepsko. Filip jedzie na głodnego więc też szału nie ma. Wreszcie udaje nam się wdrapać na przełęcz i zatrzymujemy się koło okrąglaka gdyż zaplanowałem zanabyć zamówiony w Polsce miód. Wokół sporo motocyklistów, większość to Rosjanie na wielkich i ciężkich maszynach - HD, Goldasy i trajka Can-Am. Rozmawiamy gdyż jest lekko pochmurno a chłopaki poubierane w przeciwdeszczówki. Zgodnie z przewidywaniami w dolinie pada i to dość mocno wiec musimy się ubrać. Zapinamy membrany a Michał wciska się.w kondona. Miód zakupiony więc ruszamy dalej. Tuż za szczytem na zjeździe dopada nas deszcz. Widoczność spada niemal do zera, deszcz leje i jedzie się kiepsko. Trafia się jeszcze stado owiec, które skutecznie blokuje nam drogę więc stoimy w oczekiwaniu aż morze owieczek usunie się na plan dalszy. Wreszcie ruszamy dalej. Jest zajebiście zimno, mokro i ciemno. Do Kazbegi dolatujemy już mocną szarówką i od razu kierujemy się do Wasilija. Nie ma co kombinować. Wbijamy się.na podwórko a tak motocykli opór. Grupa Kazachów zatrzymała się w tym samym miejscu. Motocykle mają przeróżne. Każdy z innej parafii. Jest giełes https://i.imgur.com/KrcVuZx.jpg Honda https://i.imgur.com/p6IVex1.jpg Nasze cudaki. https://i.imgur.com/e7rEr4c.jpg SuperTenere i coś brzydkie https://i.imgur.com/DC1IrMp.jpg https://i.imgur.com/BJpYRHR.jpg To powyżej jest dość ciekawe. Stronka dla motocyklistów w tym pomoc dla motocyklistów i informacja na terenie RUS,KAZ, CIS. Info poniżej. Może się.przydać. We are the first call centre for motorcycle tourists in Russia!. Our main goal is to make motorcycle tourism in Russia more widespread and safe by helping you with any problems you get on the road.. We can assist you in the case of the motorcycle breakdown. We will find and deliver the necessary spare parts, organize a tow truck or share contacts of people who are ready to assist and located not far from you.. We have more than 2000 contacts of bikers, service stations, stores, motoclubs in Russia, CIS and The Republic of Kazakhstan.. Our call centre is available 24/7.. Toll-free numbers are listed below:. . 8 (800) 770-79-79. +7 (499) 923-27-31 (for residents of other countries). Jesteśmy wykończeni i Kazachowie również. Jadą w przeciwną stronę i ciągle w deszczu. Mają nawet naklejkę z forum trampkowego. https://i.imgur.com/Pi3YdX3.jpg Chłopaki się generalnie nie pitolą i byle deszczyk ich nie zatrzyma. Bagaży mają jak na rok podróży. Ładujemy się do pokoju i zostawiamy nasze bety. Jesteśmy głodni i ruszamy do knajpy. W tym czasie Kazachowie również się zalogowali odpalili jakieś kuchenki, powyciągali garnki i zaczęli gotować paszę dla wszystkich. Trzeba przyznać że zorganizowani są świetnie. My jednak szamy nie mamy i logujemy się w knajpie zamawiając browarki i paszę. Napychamy się na maxa robimy zakupy i wracamy na bazę. Nie jest przyjemnie. Zimno i mokro. Wymieniam jeszcze lari na ruble bo już się nie przydadzą. Jutro z rana atakujemy matuszkę Rassiję. Już się cieszę. Jakoś Rosja budzi we mnie pozytywne emocje. |
żebyś nie miał wątpliwości - czyta się. Choć z doświadczenia wiem, ze powrót się źle opisuje. ;)
|
Rano pobudka. Jak zwykle ja pierwszy na nogach i mnie nosi. Idę do centrum się poszwędać i kupić fajki. Jest wcześnie ale udaje mi się namierzyć jakiś mini sklepik w dziupli, w którym kupuję papierosy i coś do picia. Niespiesznie wracam na bazę gdyż śniadanie będzie dopiero o 8.00 więc mam sporo czasu. Na mój nos pogoda się wkrótce wyklaruje i będzie ładnie. Na razie jeszcze ponuro i mroczno. Wracam na bazę i spotykam jednego z Kazachów. Rozmawiamy i okazuje się że Andej jest z Szymkentu i mają tak jakiś klub motocyklowy. Oczywiście podaje namiary gdyby ktoś kiedyś potrzebował pomocy na terenie KAZ to walić do niego jak w dym.
kontakt +7705 364 65 56 Chłopaki gonią polatać po Gruzji. Ciekawią ich nasze maszyny. Jeden z nich nakulał Pan European ponad 130K. Jeżdżą dużo i wszędzie. Udowadniają przy tym że nie trzeba mieć sprzętu klasy Adwęczur aby objechać Pamir czy góry Gruzji. Latają wszędzie i po wszystkim. Bardzo fajne chłopaki. Wreszcie zjawia się.Wasilij i zaczyna szykować śniadanie. To samo co poprzednim razem. Ser, kawałek kiełbasy i coś tam jeszcze. Wcinamy szybko i zaczynamy się pomału pakować na motocykle. Dziś plan mamy taki, żeby dotrzeć na płaskowyż Bermamyt i gdzieś w jego okolicy zrobić sobie obóz. Na razie jednak kierujemy się na granicę. Drogę znamy, pogoda jest świetna i na granicy stawiamy się dosłownie w momencie. Granica Gruzińska oczywiście szybko i bezproblemowo. Ruch jest niewielki. Teraz jedziemy w kierunku przejścia rosyjskiego. Tutaj już trochę gęściej. Najpierw podjeżdżamy pod kontrolę paszportową a następnie koleś kieruje nas gdzieś do budynku. Nie wiem po kiego grzyba ale ładuję się do budynku z tym że tam nic nie ma. Na wejściu stoi pogranicznik więc pytam że tutaj mnie skierowano tylko ni wuja nie wiem po co. Okazuje się że kartki tam leżą do wypełnienia wriemiennego wwozu. Bierzemy więc kwity i skrupulatnie wypełniamy coby się nikt nie przyczepił. Następnie podbijamy do budki gdzie zdajemy kwity, które jedna z miłych dziewczynek obrabia. Oczywiście tym razem nie chcą ode mnie żadnych kwitów i wszystko idzie gładko ale niezbyt spiesznie. W Gruzji z rana było chłodno a teraz już słońce wylazło i daje niemiłosiernie więc wypinam wszystkie membrany i po chwili jedziemy już dalej. Tuż za granicą zatrzymujemy się na tankowanie na stacji paliw. Niestety płatności kartą nie ma i cieszy mnie fakt że pozbyłem się lari jeszcze w Gruzji bo te parę rubli ratuje mi doopę. Chłopaki mają paliwo i ruszamy do Władykaukazu. Chcemy tam złapać bank i wymienić pieniądze bo kasy nam brakuje. Dość szybko znajdujemy się w mieście i znajdujemy budynek Sberbanku. Biorę kasę i lecę do banku podczas gdy chłopaki zostają przy motocyklach. Mamy sporo Lari ale jak się okazuje rosyjskie banki mają je w doopie, Mogę wymienić tylko dolary i euro. Słabo. Wymieniam kasę i lecimy przez miasto w kierunku na Biesłań. Jeszcze w mieście spotykamy dziwaczne zjawisko. Otóż wokół ogromnego bazaru wszystkie ulice są.zalane wodą. Mamy jeden kierunek i cofnąć się nie da rady. Jadę pierwszy i wzorem tubylców przebijam się w poprzek zalanej na koło szosy i wjeżdżam na chodnik, na którym jest sucho. Chłopaki z nieznanych mi przyczyn walą cały czas drogą przez wodę. Łapiemy się już na suchym i wyjeżdżamy z Włądykaukazu. Kierunek Nalczik. Pojawia się post który już znamy, granica pomiędzy republikami. Uzbrojeni po zęby żołnierze każą nam zjechać.na bok i świetnym angielkim jeden z nich pyta tylko czy wszystkie papiery mamy w porządku. Potwierdzamy i gonimy dalej. Doslownie kawałeczek dalej zatrzymuje nas policja cholera wie za co. Znów lakoniczna kontrola ale tym razem pokazujemy jakieś kwity i dalej w drogę. Wszystko w miłej i uprzejmej atmosferze. Wreszcie zatrzymujemy się na mały posiłek w przydrożnym barze. Miła kobitka serwuje żarcie. Jemy i leniwie odpoczywamy przed dalszą drogą. Jeszcze kawałek do zjazdu. Na razie lecimy po czarnym ale Miszka nawiguje i w pewnym momencie zbaczamy z głównego traktu i skręcamy na lewo bo mamy zaatakować płaskowyż. Lecimy kawałek w kierunku zjazdu na płaskowyż, który Michał ma zaznaczony w navi. Zatrzymujemy się we wsi po zakupy. Dziś ma być biwak więc kupujemy prowiant, obowiązkowo ziemniaczki na ognisko i browary. Głód jednak już.nam dokucza więc pytamy w sklepie gdzie tu można pakuszać. Na wjeździe do wsi, minęliśmy. Dalej już nic nie ma więc szybka decyzja - wracamy. Knajpa okazuje się.czymś pomieszanym z barosklepo, knajpą. Oczywiście żarcia opór ale wszystko usmażone wuj wie kiedy i czeka tylko na odpalenie do spożycia w mikrofali. Nie znoszę takiego żarcia ale nie ma innej opcji. Zrobiliśmy sporo kilometrów, przed nami też jeszcze kawałek, pada deszcz i jest pochmurno ale dość przyzwoicie. Wrzucamy kotleta i ruszamy bo czas nam się kurczy. Wreszcie docieramy do trasy, która ma nas poprowadzić na płaskowyż. Zatrzymujemy się gdyż droga wiedzie stromo pod górę i mamy wątpliwości czy nasza trasa jest prawidłowa jednak navi Michała i mapa w mapsme potwierdzają kierunek. Dobra nie ma co się zbytnio pitolić i postanawiamy że Michał spróbuje zaatakować. Jak się uda to wpychamy się wszyscy choć niezbyt mi się to uśmiecha bowiem droga jest bardzo stroma , gliniasta z powyrywanymi wodą koleinami i kamsztorami. Miszka zasuwa pod górę ale nie udaje się wdrapać choćby do połowy. Zatrzymuje się, koła grzęzną w błocie i ani w te ani we wte. https://i.imgur.com/dUxlZUB.jpg https://i.imgur.com/EBAFx4a.jpg NA fotach na stromą nie wygląda wcale ale było mocno pod górkę. Samemu będzie ciężko mu zawrócić więc ładuję z buta zapadając się w błocie. Razem zawracamy Tenerkę i Michał zjeżdża na dół do Filipa. Ja jeszcze włażę na szczyt zobaczyć czy wspólnymi siłami nie da rady jakoś tam się wepchać. Góra jest długa a dalej jest jeszcze gorzej. Fak. Wracam do chłopaków i szukamy alternatywnej trasy. Jest! Musimy odjechać z drugiej strony czyli wracamy kilka kilosów asfaltem i potem kierujemy się na drogę która ma nas poprowadzić do celu. Droga okazuje się zajefajną szutrówką. Można lecieć dość szybko. Niestety miejscami są koleiny i kopny żwir i trzeba uważać. https://i.imgur.com/pBAIhQY.jpg https://i.imgur.com/nE5F3A0.jpg https://i.imgur.com/MRv8E8y.jpg https://i.imgur.com/bdtBWpv.jpg Pogoda się.kasztani, pniemy się do góry, wieje niesamowicie i pada deszcz. https://i.imgur.com/Y2JUYgw.jpg Jest nędznie. Wreszcie droga dochodzi do asfaltówki. Jedziemy w lewo ale tam nic nie ma. Wracamy z powrotem i próbujemy zaatakować na azymut. Pogoda pod psem. Dolatujemy wreszcie do jakichś zabudowań i dalej jest zakaz wjazdu. Co jest? Obserwatorium astronomiczne. Objeżdżamy je od góry i podjeżdżamy pod bramę. Wychodzi do nas strażnik i pyta o co kaman. To zeznajemy że na płaskowyż chcemy się dostać. Kak daroga? Co będziecie jechać, wchodźcie do nas . Zrobimy wam ekskursją po obserwatorium i napijemy się razem. Hmm. Kuszące ale cel mamy jasny więc odmawiamy i wracamy do drogi, którą już jechaliśmy. Pogoda na szczycie jest katastrofalna. Wieje okropnie i zacina deszczem. Do tego strasznie zimno. Chłopaki z obserwatorium zeznają że do płaskowyżu musimy jechać w dół ale to jeszcze kilkadziesiąt kilometrów więc już wiemy że to plan na jutro. Dziś już nie damy rady jesteśmy zziębnięci, mokrzy i zmęczeni. Szukamy bazy bowiem zanosi się że będzie słabo w nocy. Zjeżdżamy na dół i zjeżdżamy z głównego szlaku na prawo bowiem widzę jakiś.znak coś.jakby agroturystyka czy coś teges. Lecimy dolinką a pogoda z masakry na górze zmieniła się o 180 stopni. Jest przepięknie, słonecznie i ciepło. Niesamowite. Lecimy ze 2 kilometry dolinką po drodze mijając to niby agro. Jest coś ale zamknięte na 4 spusty i do tego trzeba się przeprawić przez dość głęboką i rwącą rzekę. Zapuszczamy się dalej i znajdujemy to czego szukaliśmy. Spokojne zakole rzeczki, osłonięte od wiatru wprost zapraszające nas do rozbicia namiotów. To też czynimy. https://i.imgur.com/cfIEH1G.jpg https://i.imgur.com/Fb2eTiP.jpg https://i.imgur.com/UxdpzV8.jpg Wokół góry. https://i.imgur.com/N9Ec0sj.jpg https://i.imgur.com/MfgiWsa.jpg https://i.imgur.com/n3K4xWR.jpg Odblokowujemy po browarku bo wieziemy go już kilka godzin i dosyć ciąży na plecach. Orzeźwiające piwko, słońce i wspaniała okolica działają pobudzająco. Więc szybciutko rozbijamy namiociki i rozpalamy ognisko. Niestety z opałem jest lipa bowiem wokół wszystko mokre i świerze. Szwędzamy się po okolicy i zbieramy co tylko do palenia się nadaje bo jest w miarę suche. Ognisko odpalone i rozbuchane. Tak właśnie nasza Trójca wyobraża sobie podróżowanie. Trochę szosy, trochę terenu i biwak w zajebistym miejscu. Siedzimy przy ognisku dokąd ziemniaki nie doszły i piwko się nie skończyło. W końcu przychodzi czas na zasłużony sen. |
1 Załącznik(ów)
Czasami warto przejechać kilka tysięcy kilometrów aby przez 2 minuty mieć taki widok.
Załącznik 73851 Zazdraszczam. ;) |
Widoki dopiero będą :D.
|
Parę ruchomych obrazków. Kaukaski poranek.
|
Super sie czyta, zawstydzacie mnie zaparciem i pomyslami.
Co do jazdy w zimno i mokro to nie mam nic do powiedzenia. Co do jazdy w gorace muzulmanskie kraje mam moja strategie. Co jest pewnie znane i logiczne, ale nie koniecznie takie proste... z lenistwa. 1. Wstaje 30 min przed switem (jak sie jasno robi) - nie przed wschodem slonca (jak jus slonce widac). Pakuje sie, myje gebe i jade. Jest zimno, nikt nie przeszkadza. Piekne widoki, nie ma ruchu, nie budzi mnie wycie ze spiczastych budynkow. Zadnego wylogowywani i zegnania sie. 2. Jak slonce wylezie (czasami wyskoczy) to staje w pieknych okoliczosciach na fajka, troche sie ogrzeje, myje zeby i jede dalej. Miasto dawno za nami, troche km zrobione. 3. Sniadanie w pierwszej napotkanej otwartej dziupli - pare godzin/pare set km. Ale tak zeby nie szukac i to musi byc miejsce latwe, proste i taki pewniak co do jakosci. Nafpierdalam sie ile wlezie. 4. Jazda ile wlezie - woda, fajka jak dupa boli. Kolejne pare stowek peklo. 5. Obiad jak juz nie mam sily, gorac nie daje zyc i cale sniadanie spalone. Zadnego pytania gdzie i co, bo oni i tak nie wiedza. Tylko cos namieszaja albo sie przestrasza. Miejsce jak najbardziej zatloczone i tam gdzie pachnie. Tam Salaam i siadam przy starszyznie co trzesie miastem. Oni zawsze maja najlepsze miejsce w cieniu i chetnie dostawia krzeselko dla goscia. Jak juz sie z nimi osfoje to nikt nie przeszkadza, bo jestem w klanie. Nikt nic nie ukradnie bo przeciez to dla nich nie do pomyslenia. Gosc, podroznik jest traktowany jak Bog, zeslaniec Boga. 6. Pytania sie koncza, zaciekawienie opada. Kima 7. Goraco opada, w droge. Kolejne pare stowek. 8. Przed zachodem pierwsze najtansze napotkane lokum. Negocjacja, ze bez sniadania, ze ja nie z Niemiec, ze nie chce poscieli itd. Logowanie, pranie. 9. Najgorsze lachy ubieram, zadnych okularow, zegarkow, komorek i kolorowych kaszkietow czy t-shirtow. Penetrowanie miasta po ciemku, jedzenie na ulicy to samo co lokalesi - patrzysz ile koles placi. Mowisz ze to samo co koles i dajesz kase. Troche ich to zbija z tropu bo widza, ze nie ma zartow. 10. Herbata, jakies pogaduchy i powrot do bazy. OK, troche chaotyczny post ale bakteria pada. Czekam na nastepne posty. |
Qurczaq, no mocno chaotyczny ten Twój post :dizzy:. Niewiele zrozumiałem. Wstajesz przed zmierzchem czyli śpisz dniem a jedziesz nocą. W dalszej części jedziesz dniem. Znaczy, że kiedy śpisz?
|
|
Cytat:
|
Wstaję pierwszy i robię.mały rekonesans. Jest dość rześko ale to raczej z powodu wilgoci i braku słońca. Obserwuję jak słonko pomalutku schodzi w dół po zboczu góry obok naszego campu. Szacuję że zajmie mu około godziny objąć ciepłem nasz biwak i podsuszyć wilgotne namioty. Wrzucam śniadanie i pomału zaczynamy się pakować. Czekamy jednak dość długo zanim słońce zacznie grzać nasze namioty i dopiero po lekkim ich podsuszeniu ruszamy w dalszą drogę. mamy już.opracowaną z grubsza trasę, która w założeniu pozwoli nam wjechać na płaskowyż. Na razie jednak ruszamy do czarnego z naszej bazy.
https://i.imgur.com/5eUOPzd.jpg https://i.imgur.com/TAnYejv.jpg https://i.imgur.com/nMOU86f.jpg Wypadamy na asfalt i gnamy świetną asfaltówką. Droga jest przyjemnie kręta jednak co chwilę jazdę utrudniają skały osypujące się na szosę więc należy uważać. Pomału wspinamy się na szczyt i w oddali po prawej zaczynamy dostrzegać zarys naszego celu - płaskowyż Bermamyt. https://i.imgur.com/l6eMXb9.jpg Jest bardzo oddalony od drogi i szacuję że to co najmniej 30-40 km od naszej pozycji uwzględniając warunki terenowe. Pogoda jest jednak świetna. Świeci słońce choć jest chłodno i lekko zawiewa. W oddali dostrzegam też jakieś ośnieżone szczyty, do których się zbliżamy. https://i.imgur.com/Ah7WMzY.jpg Widoki są obłędne i hipnotyzujące. Postanawiamy zjechać na gruntówkę po lewej i zobaczyć co jest za załamaniem terenu. Widok ten zapamiętam na długo. Elbrus. https://i.imgur.com/kxe6PzF.jpg Niesamowita góra i krajobrazy wokół też.nieziemskie. Postanawiamy zrobić sobie w tym miejscu małą sesję z motocyklami zanim ruszymy w dalszy bój. Łąka na której się znajdujemy jest mocno namoknięta i grząska co kończy się jak zwykle. Kat leży. https://i.imgur.com/M15iIhm.jpg Dźwigamy więc gada i jako tako pionizujemy. https://i.imgur.com/jL0Z3Gx.jpg Następnie robimy lamerskie focie. https://i.imgur.com/XbDLA2z.jpg https://i.imgur.com/cK3WOxJ.jpg https://i.imgur.com/Zj6pXa3.jpg https://i.imgur.com/1ZZomOI.jpg https://i.imgur.com/8fx7Qeq.jpg Jednak w głębi za mną już woła nas Bermamyt. Trzeba się ruszać. https://i.imgur.com/k8Gqsdz.jpg Ruszamy więc i po chwili docieramy do punktu gdzie nawigacja wskazuje nam zjazd z głównego szlaku na płaskowyż. To miejsce (atak od południa) wygląda tak. https://i.imgur.com/llBoVr2.jpg Gruntówka po prawej wiedzie na Bermamyt choć osobiście polecam dostać się tam od innej strony. Tutaj można napotkać problemy podobne do naszych. Początek drogi jest dość nieprzyjemny. Michał prowadzi, potem Filip i na końcu ja. Głębokie koleiny na początku suche a potem już.zaczyna się zabawa z kaukaskim błotem. Jest niesamowicie wręcz śliskie. Ścieżka wiedzie nas pośród przepięknych krajobrazów. Momentami kałuże są bardzo głębokie grunt w zasadzie cały grząski a nasze opony nie są.przeznaczone w teren ale pchamy się pomału przed siebie. Co jakiś czas gleba ale w miarę bezpiecznie. Jedynie fragmentarycznie droga wiedzie pośród stromych skarp i tutaj są momenty niebezpieczne. Lecimy tak kilkanaście kilometrów. Widoki rozwalają system więc niech przemówią same. https://i.imgur.com/AB51t7z.jpg https://i.imgur.com/vMq7Y5K.jpg https://i.imgur.com/lixezUL.jpg https://i.imgur.com/yZPdtQB.jpg https://i.imgur.com/jIJuisV.jpg https://i.imgur.com/kA0fYB5.jpg https://i.imgur.com/3qXUxXz.jpg https://i.imgur.com/FnYLLqW.jpg https://i.imgur.com/11Fp6gu.jpg Zrobiło się naprawdę ciepło i zatrzymujemy się aby zdjąć ciuchy. https://i.imgur.com/o1B2Mn5.jpg Wreszcie w oddali ukazuje nam się.płaskowyż. Wygląda monumentalnie. https://i.imgur.com/1NdvBDR.jpg https://i.imgur.com/8h7Eklk.jpg Pomału i mozolnie ale jednak zbliżamy się do celu. https://i.imgur.com/6AgxGTd.jpg https://i.imgur.com/W91Mw4d.jpg https://i.imgur.com/orYHOvg.jpg I właśnie tutaj sprawy zaczynają się.komplikować. Zaczynają się.strome zjazdy po kamsztorach. Zjeżdżamy a w zasadzie zsuwamy się.pomiędzy nimi w dół. Na jednym z takich zjazdów FIlip zalicza bardzo dotkliwą glebę. która okazuje się.brzemienna w skutkach ale o tym dopiero przekonał się w Polsce. Widziałem jego glebę gdyż jechałem za nim. Nogi brakło i upadł na prawo niestety tak nieszczęśliwie że przygrzmocił żebrami o jedną z kolein a sieczkarnia dokończyła dzieło zniszczenia waląc się.dodatkowo na Filipa. O połamanych żebrach zorientował się.jak nie był w stanie się ruszyć z łóżka kilka dni później w Polsce. Jakoś dziwnie przez całą drogę skutki tego upadku bardzo mu nie dokuczały. Adrenalina zrobiła swoje. No ale pomalutku walimy dalej. Każde 100 metrów jest tutaj już wyzwaniem. Kilometr pokonujemy w 40 minut. Robi się ciężko a my nie tylko że nie mamy żarcia ale też i z wodą słabo. Wyciągam z zapasów suszoną wołowinę i każdy wciąga swoją rację zapijając wodą z Rotopaxa, która pamięta jeszcze Iran. Innej nie mamy ale ta jest całkiem OK. Każdy metr to ogromny wysiłek. Każde błoto tutaj ma inną konsystencję.niż na starcie tej drogi. Jest gumiaste i kleiste. Włazi wszędzie i pokonanie każdej kałuży i rozpadliny kończy się.tym, że jeden z nas wymaga interwencji dwóch pozostałych. Wreszcie docieramy do miejsca, gdzie nie jesteśmy w stanie przejechać dalej. Znaczy może na upartego i lżejszym sprzętem by się.dało ale jesteśmy wykończeni, głodni a przed nami pole stromego zjazdy rozdeptane do kolan przez bydło i konie. Nijak tego objechać po suchym. Wszystko jest w błocie. Docieramy na szczyt z którego musimy zjechać i w zasadzie z miejsca podjechać pod stromą ścianę. Filip jest wkurwiony i poobijany. Leżał kilka razy i ma połamane żebra ale o tym nie wiemy. Łazimy z Michałem i kombinujemy jak się.przebić ale widzę minę Filipa i wiem że musimy odpuścić a nawet gdyby się.udało zjechać to jeszcze trzeba podjechać i wrócić a nie wiedzieliśmy czy dalej jest inna droga. Gdyby jej nie było to nie bylibyśmy w stanie podjechać pod górę z której zamierzaliśmy zjechać. Masakra. Byliśmy tuż pod płaskowyżem. Brodaty się zdjęcia nawet dorobił w tym miejscu. https://i.imgur.com/UpJhPXm.jpg Postanawiamy jednak zawrócić. Michał wraca pierwszy i od razu zakopuje się w błocie. Udaje mu się.jednak wydłubać bez naszej pomocy. Niestety ja się już wklejam perfekcyjnie. https://i.imgur.com/ictvFf7.jpg https://i.imgur.com/RUVespa.jpg https://i.imgur.com/uyb9I09.jpg No tak się.kuwa wkleiłem że we trzech nie szło nawet Afry ruszyć z miejsca. Dopiero jak zdjąłem toboły, zabraliśmy pasy i razem z Michałem próbowaliśmy opasując się taśmami przez ramiona podnieść moto nogami Afra ciut drgnęła ale postępu i tak nie było widać więc przewróciliśmy ją nie bez trudu na bok i jakoś wyszarpnęliśmy przód. Jak przód wyszedł to i tył jakoś za nim podążył. Niestety zabrało nam to z 40 minut a chwilę dalej znów byłem wklejony w kolejnej dziurze. I kolejny stracony czas. Tragedia. Dopiero dalej na było ciut bardziej sucho i mogliśmy jechać bez taplania się w błocie. Niestety przed nami 2 strome kamieniste podjazdy na którym Filip leżał. Mamy jednak dość i idziemy pomiędzy kamsztorami pełnym ogniem i wdrapujemy się bez zająknięcia. Jedynie na szczycie chciałem się zatrzymać w razie gdyby trzeba było pomóc chłopakom i zaliczam glebę gdyż jest nierówno i brakło mi nogi. Na szczęście wszyscy wbijają się bez problemów i pomalutku zjeżdżamy z powrotem do głównej trasy choć to jeszcze ze 2 godziny jazdy przynajmniej. Zjeżdżam na bardziej płaski teren gdzie wreszcie mogę rzucić okiem na Afrykę i rozkoszować się.widokiem pędzących samopas koników. https://i.imgur.com/MSkrQLT.jpg https://i.imgur.com/dgfEyir.jpg Wyglądamy jak po wojnie. Motocykle również. Filip jest tuż za mną a Michał coś tam z dala przystanął nie wiadomo czemu. Szybko się.jednak okazuje że znalazł kufer Filipa, który odpadł mu po drodze. Popękało mocowanie na wertepach albo przy glebie. Filip musi wrócić po niego i jakoś go doczepić. Mocujemy dziada pasami bo mocowanie popękane i nie trzyma się dobrze. Chcę już zjechać na dół. Jestem wyrypany ale widoki sprawiają że chce się żyć https://i.imgur.com/s4JVgjU.jpg https://i.imgur.com/tdhYdOK.jpg Lecimy na dół bowiem nie mamy siły i jesteśmy tak głodni że nas mdli. Gonimy w zasadzie nie oglądając się za siebie choć cały czas lukam w lusterko czy chłopaki są za mną. Gubię ich jednak z oczu i stawiam się.pierwszy na dole. Czekając na chłopaków kręcę kilka chwil utrwalając co się wydarzyło. Ruszamy asfaltem w kierunku Kisłowodska. Przelatujemy szybko przez miasto i zatrzymujemy się kawałeczek dalej na posiłek. Lokal jak na przydrożny wygląda ekskluzywnie i nasza trójca budzi co najmniej niesmak jak pakujemy się ubłoceni zostawiając ślady błota wszędzie. Zamawiamy hamburgery wielkości bochenka chleba i pałaszujemy je uzupełniając zapasy energii zmarnowanej podczas walki w górach. https://i.imgur.com/Ds6IFCG.jpg https://i.imgur.com/MB3ga9g.jpg Po posiłku ruszamy dalej. Mamy plan dolecieć do Armawir. To jakieś 250 km więc musimy naginać. Dalsza część drogi idzie dość sprawnie. Zatrzymujemy się.na stacji gdzie odkrywamy że po zabawach w błocie KAT wypluł olej z lewej lagi. https://i.imgur.com/QLNGfCt.jpg Kupujemy szmatę i łapiemy trytkami coby nie lało się po zacisku. Jako tako nam się udaje. Dolatujemy do Niewinnomyska gdzie przy trasie łapiemy jeszcze myjnię i próbujemy spłukać błocko z naszych motocykli. Ile mieliśmy drobnych to wydaliśmy. Ciśnienie było takie że odpadł mi znaczek Honda po lewej stronie zbiornika. Nawet tego nie zauważyłem. Wieczorkiem dolatujemy do Armawir gdzie logujemy się w przydrożnej gostinicy o dumnej nazwie Elita. Znajduje się.tutaj: https://www.google.pl/maps/place/44°...1!4d41.1297926 Musimy się uprać i wykąpać. Biwaku nie będzie. Wieczorem robimy sobie wypad do miasta na zakupy z buta. Robimy zakupy i wracamy na bazę obładowani browarami, ogórkami i wszelkiego rodzaju prowiantem, który pałaszujemy rozmawając o dzisiejszym dniu. Mimo że nie udało nam się osiągnąć celu a Filip się mocno poobijał zgodnie dochodzimy do wniosku że to był najlepszy dzień na tej wycieczce. Fenomenalne widoki, walka z materią, krew, pot i łzy. Wszystko czego trzeba aby czuć się spełnionym . Z taką myślą walimy w kimę. Śpię jak zabity. To był świetny dzień. |
Kaukaz północny bajka. Część relacji z tego regionu jest zdecydowanie ciekawsza.
|
Masz rację. Ten rejon mimo że tylko go liznęliśmy ma ogromny potencjał do eksploracji. Naród miły i gościnny. Przez prawie cały dzień w górach spotkaliśmy zaledwie kilku pasterzy na koniach. Cisza, spokój, fantastyczne widoki. Niesamowite przestrzenie.
Teren do eksploracji ogromny i piękny. Największym problemem może być pogoda. My akurat trafiliśmy na jej kaprysy. W pierwszy dzionek było wietrznie, ponuro, mokro i pochmurno a rankiem przepiękna pogoda cały dzień. Cały rejon tych republik kaukazu północnego jest bardzo ciekawy Karaczajo-Czerkiesja Kabardo-Bałkaria Osetia Północna Inguszetia Czeczenia Dagestan Planowałem ten trip a wyszedł Iran. Nie żałuję ale gdybym wybierał po raz wtóry to DRka i Kaukaz bez dwóch zdań. Tam można się pięknie zgubić w tych górach. |
Zdjecia z Kaukazu masz niesamowite!
Dla mnie te góry na zawsze będą magiczne, gdyż był to dla mnie pierwszy kontakt z tzw. wschodem. Byłem na Kaukazie w sumie ze trzy razy. Raz, a było to lat temu osiem, pojechałem do Rosji z misja wdrapania się na szczyt Elbrusa. No nie będę przytaczal całej historii, bo ciężko to się troszkę opisuje, ale po prostu kijowe były warunki tego dnia, poza tym ja nie wiedziałem nic o wspinaczce, raki to bym sobie pewnie na pośladki przypial ,w dodatku chciałem jednego dnia wejść i zejść bez aklimatyzacji itd., no ale po prostu zwyczajnie pierwszy raz w zyciu otarłem się o smierc. Sam. Na wysokości około 4000m. Prawdopodobnie nikt by mnie przez kilka tygodni nawet nie zauwazyl. Jak już się uspokoiłem, to usiadłem i po prostu gapiłem się w okoliczne gorki. Szczytu Elbrusa nawet nie zobaczyłem, był powyżej chmur. Potem stwierdziłem, ze motocykle jednak sa bezpieczniejsze :D Niemniej magia tych chwil pozostaje ze mna do końca moich dni. Ok, oddaje mikrofon. |
Na Kaukazie byłem drugi raz. Pierwszy raz od strony gruzińskiej, która jest zajebista jednak zdecydowanie bardziej podoba mi się ten rejon od strony rosyjskiej. Teren jest jednak wymagający i IMO Tenerka to max czym można tam swobodnie polatać. Już te kilkadziesiąt kilogramów mniej dawały Michałowi znacznie więcej swobody niż nasze klocki. Marzy mi się wypad tam na DR650 a że Michał już stał się szczęśliwym posiadaczem tegoż sprzętu to raczej nie będzie trudno namówić go na eksplorację Kaukazu Północnego w 2019. Tak, do Ciebie mówię ;).
|
Cytat:
|
Cytat:
|
Cytat:
|
Widzę ze ekipa się klaruje :D
|
Wstajemy niespiesznie i idziemy na śniadanie do kafe, które znajduje się na zewnątrz budynku, w którym jest nasz hotel. Niestety menu w zasadzie żadne więc lecimy do sklepu obok. Kupujemy co nieco na śniadanie i wcinamy przy stoliku zamawiając w knajpie jedynie herbatę. Wiemy że dziś nie uda nam się dotrzeć do Ukrainy i ten odcinek podzieliliśmy sobie na 2 dni. Filip chce też zorganizować sobie lusterko, które najpierw się stłukło a następnie zostało całkowicie usunięte pod Bermamyt. Plan więc jest taki coby dotrzeć do Rostowa gdzie Filip ogarnie lusterko i pogonić dalej jak tylko się da w kierunku granicy z UA. Droga tutaj jest zajebista więc nie przewidujemy problemów z realizacją naszych założeń. Lecimy więc dość szybko i sprawnie udaje nam się tuż po południu wjechać do Rostowa. Niestety ja z Filipem jesteśmy ciutkę z przodu i zjeżdżamy na Rostów natomiast Michał przegania dalej w kierunku Moskwy i tym sposobem gubimy się. Coby nie tracić czasu zostawiam Filipa i próbuję dogonić Michała ale z racji opóźnienia w podjęciu pościgu jest za daleko i nie dam rady go dogonić.
Zawracam więc do Brodatego i próbujemy się skontaktować telefonicznie z Michałem tak abyśmy mogli złapać się na trasie. Wreszcie udaje nam się skontaktować i Michał czeka na nas na stacji Shella na wylocie z Rostowa. Niestety na Shellu go nie ma więc znów telefon ale okazuje się że jest kilka kilometrów dalej na kolejnym Shellu. Wreszcie łączymy siły. Pora obiadowa więc postanawiamy, że Filip ruszy do miasta zakupić lusterko a my z Michałem idziemy na obiad i będziemy czekać aż Filip wróci. Wrzucamy obiad podczas gdy Filip szuka na mieście serwisu moto. Czas płynie nieubłaganie a Filipa jak nie było tak nie ma. Czekamy cierpliwie ale daje jakieś znaki by SMS że ogarnia temat. Wreszcie podjeżdża ale jeszcze musimy poczekać aż on też się posili. Możemy ruszać dalej. Tuż za Rostowem wpadamy na roboty drogowe, które ciągną się ze 20 kilometrów. Jedzie się fatalnie. Nie ma miejsca ale trochę nadrabiamy poboczem lub przeciskając się pomiędzy autami. Jest ciasno i niebezpiecznie. Z naprzeciwka widzimy pędzącą ekipę na motocyklach. Na 99% to nasi. Niestety oni mają wolną drogę a my stoimy w korku pomiędzy autami więc brak możliwości na spotkanie i rozmowę. Wreszcie roboty się kończą i możemy zapiąć najwyższy bieg i uruchomić optymalną prędkość przelotową. Zapierdziela się znów jak trzeba ale dzień nam się kończy. Mamy zrobione już ponad 500 km i szczerze dość jazdy. Zaczynamy szukać noclegu ale zjazdów jak na lekarstwo ale widzimy rzeczkę i zmierzamy w jej kierunku. Wreszcie udaje się zjechać i mamy przed sobą drewniany obiekt hotelowy z knajpą. Postanawiamy, że lepiej będzie się posilić i kimnąć pod dachem, gdyż czasu już nie mamy na zakupy i szukanie miejscówki gdyż ciemność zapada dość szybko i po prostu nam się nie chce. Dzień mimo niewielkiego przebiegu był dość męczący. Sprawdzamy jak wygląda to kosztowo i nie ma tragedii (3000 rubli) więc logujemy się do hotelu. Trwa to dość długo i opornie idzie. Obsługa niezbyt miła. Nie wiem o co chodzi. Zamawiamy piwko i żarcie w knajpie. Filipowi zaczyna coraz mocniej dokuczać ból w klatce po glebie w górach. Luzuje w pokoju a ja z Michałem bierzemy po piwku i idziemy na tyły obiektu nad rzekę napić się browca i wyluzować. Komary atakują ale do przeżycia. Nie ma tragedii a plaża na tyłach jest naprawdę fantastyczna. Jest jednak za późno i za chłodno na kąpiel a korci mnie niesamowicie. Odpuszczamy jednak. Wracamy na bazę i walimy w kimę. Jutro mamy już zaplanowany nocleg na UA. Plan jest taki że dotrzemy do Charkowa i tam się kimniemy. Przed nami granica i nie ma co planować zbyt optymistycznie. Dziś zrobiliśmy ok 550 km. Jutro mamy założony podobny dystans z tym że przeprawa przez granicę nauczyła nas już pokory w tamtą stronę. Okazuje się że Afryka też.wypluła olej z lagi. Dla odmiany z prawej. |
Emek się zawiesił to ja wrzucam film z powrotu przez Armenię, Gruzję i ten magiczny totalnie Kaukaz północny
https://www.youtube.com/watch?v=QNwP5Kah678 |
Łoooo Stary 3.40 i dalej....
ps. co to za biały rożek? |
Elbrus
|
Poranna aura zachęca do wycieczki więc idę zobaczyć jeszcze raz plażę a następnie obejrzeć motocykle. Już zwyczajowo obczajam wszystkie sprzęty coby nic nas w drodze nie zaskoczyło. W oczy rzuca się cieknąca laga w Afryce. Wyciek nie jest wielki ale zapocenie widoczne. Cóż taki urok taplania w błocie. Jemy śniadanie i pakujemy manele na motocykle. Dziś czeka nas granica z RUS/UA więc raczej dzionek będzie wypełniony. Droga leci nam sprawnie ale jest bardzo męcząca. Zatrzymujemy się na postój w Pawłowsku gdzie chwilę odpoczywamy i posilamy się co nieco. Obiad jednak musi poczekać. Kilka kilometrów za Pawłowskiem skręcamy w lewo w drogę, która była dla mnie męczarnią w tamtą stronę bowiem pokonywałem ją sam w strugach ulewnego deszczu, ciemnościach i mgle targany porywami silnego wiatru. Tym razem mamy piękną pogodę i droga leci nam fajnie. Jest nawet malownicza bym powiedział. Całkiem odmienne wrażenie sprawia pokonywana w świetle dziennym przy pięknej pogodzie. Jak sobie przypomnę jak zsiadałem z motocykla badając drogę we mgle jak ślepiec śmiać mi się chce.
Dolatujemy do miejscowości Rossosz gdzie tankujemy. Postanawiamy również coś zjeść. Niestety na stacji są tylko jakieś gotowe dania więc nie wybrzydzamy i wciągamy co jest. Dalej droga biegnie wśród mało zamieszkanych okolic, po drodze raczej słabo z żarciem, dopiero w Biełgorodzie więc spożywamy słaby posiłek. Po drodze trochę robót drogowych ale ogólnie leci się nieźle. Popołudniem docieramy do Biełgorodu po drodze gubiąc Michała, który jadąc za nami chyba nas nie zauważył i poleciał inną trasą. Jako że drogi się schodziły postanowiliśmy nie kombinować i złapać się na granicy. Tam też go spotkaliśmy. Grzecznie zajął nam kolejeczkę, która nawet ładnie się przesuwała i pook 3 godzinach przelecieliśmy granicę. Tuż za nią zatrzymaliśmy się na parkingu, wymieniliśmy resztę rublasów i zaczęliśmy rozglądać się.za noclegiem. Filip namierzył w mieście jakiś hotel i tam też mieliśmy podążać. Mnie Charków udało się dość dobrze poznać więc mniej więcej patrząc na mapę potrafiłem ogarnąć drogę jednak Brodaty się uparł że pojedziemy obwodnicą bo będzie szybciej. Więc pojechaliśmy, jednak wcale szybciej nie było. Droga z Nechoteewki do hotelu była długa, zawiła i czasochłonna. Zwiedziliśmy za to pół Charkowa :D ale wreszcie udało nam się dotrzeć do Hotelu Drużba. Hotel jest przyjemnie położony nad jeziorem Karer. Znajduje się.tutaj. https://www.google.pl/maps/place/Dru...2!4d36.2625663 Logujemy się do hotelu, motki na parking i idziemy na piwko i szamę. Fantastyczne jedzenie, rewelacyjne piwo, bardzo miła obsługa. Trójka za śniadaniem bodaj 860 UAH. Walimy po piwku i wracamy przebrać się bo jakoś chłodem powiało. Michał wali w kimę, ja schodzę na dół zadzwonić do domu. Po chwili Brodaty do mnie dołącza i udajemy się do knajpy. No i miało być lajtowo a wyszło jak zwykle. Niestety fot nie mam. Trochę ruchomych obrazków się zachowało. |
Wybijamy się z rana po śniadaniu z Charkowa. W planie mamy zanocować w tym samym miejscu gdzie spaliśmy po drodze w tamtą stronę jednak najpierw musimy wydostać się z Charkowa co wcale nie było takie proste. Udaje się.jednak z bólem wypaść na trasę M03. Musimy się jednak zatrzymać uzupełnić płyny gdyż jest upalnie a z naszej trójki tylko Michał jest wyspany. Ja z Filipem najlepiej się nie czujemy ale nie ma tragedii. Zapierdziela się nieźle ale mamy prawie 500 km do Kijowa, czeka nas przebicie się przez miasto i wylot przez przedmieścia, które są gęsto zaludnione i ruch nie jest płynny. Do Kijowa docieramy późnym popołudniem. Ruch jak w ulu. Masa samochodów, remonty, pasów tyle ile się zmieści na szerokości ulicy. Jak na MKADzie w Moskwie. Jedzie się do dupy. Marnujemy mnóstwo czasu a do tego ciągle trzeba uważać na samochody gdyż ruch jest bardzo gęsty a każdy jedzie jak mu się.podoba. Nawet nie pamiętam czy jedliśmy jakiś.porządny posiłek dzisiejszego dnia. Cały czas jazda a Kijów nas wykończył. Wreszcie udaje się wybić z miasta ale znów wpadamy w korek ludzi zmierzających do sypialni Kijowa która nazywa się Bucza. Tłum aut dopiero kilka kilometrów za Buczą luzuje się i możemy trochę podgonić ale jesteśmy wykończeni. Zatrzymujemy się na stacji paliw tutaj:
https://www.google.pl/maps/place/АЗС...3!4d30.0167191 Nie mamy już siły dalej ciągnąć a do tego pogoda się psuje i w nocy i rankiem ma padać. Takie prognozy podaje przynajmniej Brodaty. Zaczynamy myśleć o noclegu pod dachem. W związku z powyższym idę się rozejrzeć. Docieram do zabudowań, spotykam jakiegoś gościa i pytam o hotel, agro, pensjonat, cokolwiek. Eeee tu to nic nie ma musicie jechać dalej. Jakieś.kilkanaście kilometrów dalej coś niby jest. Wracam do chłopaków i okazuje się.że Filip coś.tam namierzył i to tuż.obok. Postanawiamy sprawdzić. Jedziemy może ze 3-4 kilometry od stacji na której się zatrzymaliśmy i okazuje się.że trafiamy do knajpy nad jeziorem, która po drugiej stronie ma domki dla gości. Takie drewniane chatki dla 2-4 osob. Musimy jednak objechać dookoła. Jedziemy zatem i stajemy przed bramą po okrążeniu obiektu lasem. Otwiera nam ochroniarz i już z daleka widzę zmierzającą w naszym kierunku recepcjonistkę. Domek jest , do tego wolny. Bierzemy. 60 PLN od głowy ze śniadaniem więc tragedii nie ma a skoro w nocy ma lać to nie chce nam się.pakować mokrych namiotów a i przy ognisku nie posiedzimy. Domek jest zajebisty, rzekłbym komfortowy i wypasiony. Zrzucamy łachy, szybki prysznic i lecimy do knajpy bo głodni jesteśmy jak wilcy a do tego pić się.chce. Zamawiamy jakąś paszę i to co przynosi nam kelner jest po prostu fenomenalne. Domawiamy więc zatem sporo dodatkowych przekąsek. Do tego lokalny browar w chorej co prawda cenie ale po prostu pyszny. Jedzenie w tym miejscu to rozkosz dla podniebienia. Rzadko mi się zdarza jarać żarciem i raczej traktuję je jak paliwo ale to co nam zapodali było fantastyczne. Szczerze polecam zarówno miejscówkę jak i restaurację. Po spożyciu wszystkich pyszności przenosimy się na taras naszego domku gdzie sączymy piwka i wtedy właśnie zaczęło padać. Może nie była to ulewa ale padało i noc mielibyśmy do doopy pod namiotami. A tak zamknęliśmy dzień w pięknym miejscu z pełnymi brzuchami i w wygodnych wyrach. |
No to kończymy ten bałagan.
Dzięki za uwagę i poświęcony czas. Szerokości :at:. |
No i super.
Polska jest piękna! |
No to na koniec trochę cyferek.
Wizy - Iran, Rosja - 30 dniowe + ubezpieczenia = 1050 pln (robione przez biuro) CPD - 700 pln Koszty własne podczas wyprawy ok 1000-1200$ Czas wyprawy - 28 dni Zrobione ok 13500 kkm (chłopaki więcej bo mieli dalej :D) Spalanie w NAT - 5,6 l/100km Ogółem koszty w Iranie. Obiad 15 pln Pełny zbiornik - 15 pln - 1pln/litr paliwa Woda - 1 pln/butelka 1,5l Hotele - 150-350 zł za trójkę (w zależności od standardu) ze śniadaniem. Nocleg w parku - free ale trzeba uważać na złodziei. Wielu Irańczyków nas ostrzegało przed kradzieżami i nie ustrzegliśmy się. U ludzi - żarcie i spanie free. Browar bez alko - nawet 9 pln pucha ale oczywiście to maximum z reguły połowę tego lub mniej. W Ramazan występują problemy z jedzeniem w knajpach ale jakaś dyżurująca zawsze jest. Za autostrady czy wjazd do Masulech tam gdzie puszki mają opłaty nie zapłaciliśmy nic. Atrakcje turystyczne typu Persepolis, Nekropolis , etc. - ok 20 pln za głowę. Na niektórych terenach paliwo (góry) paliwo może być reglamentowane - koleś leje 5 litrów i to koniec. |
dzięki za cały wkład
dzięki za filmy z "oględzin":) no i ...dzięki za podsumowanie kosztów, bo to daje pełny obraz wyjazdu. :) |
Świetnie się czytało, dzięki :)
|
super historia! tym bardziej, że pewnie nieprędko będzie tam można znowu pojechać. W Wielkiej Szachownicy Brzeziński pisał sporo o tym, ze, że Bliski Wschód to kolejne Bałkany, tylko jeszcze przedwojenne i czekają na swoje Sarajewo.
Wysłane z mojego SM-G970F przy użyciu Tapatalka |
Może nie złota ale brązowa łopata się należy :D. Niestety chyba Brzeziński miał rację. Ruscy mi mówili jak wracaliśmy z Iranu, że wojna będzie. Ehhhhhhhhhhh
|
Dzięki za fantastyczną relację!
Gratuluję uczestnikom wyjazdu realizacji tak ambitnego planu i to do tego w trójkę, co jest może nawet trudniejsze do wykonania niż solo. :bow: Pogoda a zwłaszcza tempo były zabójcze. Doskonała inspiracja jak radzić sobie z różnymi przeciwnościami. Stanowicie modelowy przykład na to, że kiedy tylko nadarzy się jakaś okazja ciekawej wyprawy to trzeba się ruszyć, bo później może być to niemożliwe albo przynajmniej mega ryzykowne. Kraje, do których jeszcze nie tak dawno można było w miarę "normalnie" pojechać (nawet z wycieczką przez biuro turystyczne) np. Syria, Irak teraz Iran powoli odpadają.... Tym bardziej winszuję i do zobaczenia na trasie.:Thumbs_Up: |
A ja to czytałem?!?!
;) |
Brawo Ty, brawo Wy :))
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:33. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.