Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Na południe! Tam muszą być słonie! czyli Namibia 4x4 (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=20380)

jagna 12.04.2014 09:45

Zapomniałam dodać, że wurszt był oczywiście jagnięcy ;)
A później jeszcze niemiły Germaniec sprzedał nam kawał oryksa ....

raf 12.04.2014 10:07

Wurszt był z Oryksa, zakupiony u złego Niemca. Miał taki ostry smak i bez musztardy był dobry.

jagna 12.04.2014 16:16

Ja tam się upieram, że jagnięcy był ;)

A tu proszę, po co się kamyczki z podróży przywozi (tu tylko te namibijskie ;) ) :

https://lh3.googleusercontent.com/-l...2015.08.11.jpg

Kolejne do kolekcji ...

NaczelnyFilozof 12.04.2014 18:39

Cytat:

Kolejne do kolekcji ...
Do tego stoliczka pasowała by taka mała paćka błota z jakiegoś offa polskiego :)

jagna 12.04.2014 18:48

3 Załącznik(ów)
Ależ proszę bardzo, "błotko" polskie też mam, choć mocno przeschnięte:

Załącznik 47346

Załącznik 47347

Załącznik 47348

A kolekcja to już kilka ładnych gablotek :dizzy:

oooo - tysięczny post właśnie nabiłam ... To teraz żal pisać więcej, taka ładna liczba...

calgon 14.04.2014 01:34

1 Załącznik(ów)
No proszę a takiego Iła nie ma Waćpanna?


jagna 14.04.2014 19:47

Odcinek 11, czyli od odrobiny luksusu jeszcze nikt nie umarł

Das Esel. Tego niemieckiego słówka nie zapomnę nigdy.
Odmienianego przez wszystkie cztery niemieckie przypadki oraz po przetłumaczeniu przez siedem polskich.

- Jagna, zapłaciłaś już Germańcowi za ten kemping?
- Jeszcze nie…
- Bo ja myślę, że to on powinien nam zapłacić, że tu śpimy…
- Przecież nie śpimy, tylko słuchamy jak się osły pie…, znaczy kopulują ...

Zagroda z kilkoma osłami była tu za płotem kempingu. I mniej więcej od połowy noc na przemian wysłuchiwaliśmy odgłosów biegania, ryczenia oraz przedłużania oślego gatunku. A z nami para Szwajcarów rozbitych obok.
Rano Szwajcarka z podkrążonymi oczami stwierdza: “Takiej nocy to jeszcze w Namibii nie przeżyłam”.

Rano właściciel stwierdza: “ojej, no może faktycznie troszkę było je słychać“ ;)

Pytamy się go, jak wygląda podrzędna dość droga, którą chcemy jechać dalej, bo w przewodniku ostrzegają, że po opadach bywa trudno przejezdna, a padało.

Niemiec oburzony stwierdza: “To nie jest żadna Botswana czy inna Afyka, tu jest kolonia niemiecka ,tu się OD RAZU drogi naprawia.”

Hm. Bez komentarza…

Jesteśmy uparci i nie słuchamy niedobrego Niemca, tylko wybieramy nieco główniejszą drogę. Czyli kategorii C zamiast D ;)

Krajobraz jest zupełnie inny, niż przez ostatnie 2 tygodnie. Płasko, zielono, rolniczo, dużo domów, ludzi, zwierząt.
Nie ma wielkich farm, są skromne domy, a bydło lata luzem.
I coś co jest cudowne - każdy mijany człowiek jest wesoły, uśmiechnięty i macha do nas ;)

https://lh5.googleusercontent.com/-Y...0/DSC03263.JPG

Niektóre odcinki są dość dziurawe po deszczu, sporo jest też kolein.
Coś różnie to bywa z naprawianiem dróg w tej “kolonii niemieckiej” ;)

Jak już wjechaliśmy na porządny kawałek, to zaczęliśmy lawirować między śpiącymi krowami, opalającymi się kozami oraz produktami ich przemiany materii.

Nazwaliśmy to “gówniana droga”

https://lh4.googleusercontent.com/-5...0/DSC03254.JPG

Całe podwozie, nadkola oraz progi Hiluxa po kilku kilometrach pokryte były szczelnie śmierdzącą warstwą…

Fajna nazwa miejscowości ;)

https://lh5.googleusercontent.com/-B...0/DSC03265.JPG

W końcu zjeżdżamy z C47 na D2512, którą polecał Niemiec.
Zdecydowanie mieliśmy rację.
Owszem, są odcinki już wyrównane po ulewie:

https://lh5.googleusercontent.com/-7...0/_IGP1422.JPG

Ale były to tylko miłe i krótkie przerwy ;)

Dojeżdżamy do dzisiejszego celu: Gór Waterberg, które zupełnie nie pasują do otaczającej je równiny:

https://lh6.googleusercontent.com/-8...0/_IGP1435.JPG

Skusił nas opis w przewodniku i mamy ochotę (no przynajmniej w ⅔) rozprostować w końcu nogi.

Zajeżdżamy do pustego zupełnie centrum informacyjnego parku, pytamy o ścieżki trekkingowe i czy można o tej porze roku (czyli przy +38 stopniach) chodzić po górach i nie przypłacić tego odwodnieniem czy zawałem.

Pani poleca dwie kilkugodzinne ścieżki, płacimy za wstęp do parku i kemping.
Andrzej ma tylko jedno pytanie: czy jest obiecany w przewodniku basen?

Ośrodek jest wręcz luksusowy, wszędzie trawniczki, przycięte równiutko żywopłoty, a sam basen…
Andrzej wpakowuje się na leżak i stwierdza:
“to wy sobie idźcie w te góry. I nie musicie się za bardzo śpieszyć z powrotem”

Wszyscy są zatem szczęśliwi ;)

Ubieramy więc wysokie buty (węże!), bierzemy wodę i suniemy do góry.
Ostro do góry.
Gdzieś po pięciu minutach spaceru w pełnym słońcu mam spore wątpliwości, czy trekking w tej temperaturze jest mądry.

Ale na szczęście szlak pięknie oznaczony rysunkiem białej stopy skręca w bok, między drzewa, czyli w cień.

A w cieniu jest całkiem znośnie ;)

https://lh3.googleusercontent.com/-f...0/DSC03308.JPG

Choć twarzyczki nabrały rumieńców:

https://lh5.googleusercontent.com/-g...0/_IGP1439.JPG

Ścieżka biegnie głównie po blokach skalnych i bardzo się cieszę, że mam coś stabilniejszego na nogach niż sandały ;)

https://lh4.googleusercontent.com/-O...0/DSC03297.JPG

Po jakiejś godzinie marszu jesteśmy u podnóża szczytu:

https://lh5.googleusercontent.com/-L...0/DSC03314.JPG

Na tej czerwonej piaskowcowej ścianie skrobiemy pamiątkowy napis, podziwiamy panoramę i zaczynamy schodzić w dół ;)

Andrzej smaży się na słońcu oraz tapla w basenie jak z folderu i ani trochę nie ma dość. Co zrobić, musimy dołączyć ;)

https://lh4.googleusercontent.com/-K...0/DSC03335.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-f...0/DSC03331.JPG

Oj, tego było nam trzeba.
Podróżowanie podróżowaniem, droga, namiot i tak dalej , ale czasem fajnie jest poleniuchować na leżaczku ;)

Nigdzie się nam nie śpieszy, spędzamy na basenie resztę popołudnia, na całym ośrodku oprócz nas i małp buszujących po drzewach nie ma żywej duszy.

I żeby już tak całkiem burżujsko zakończyć ten dzień, wieczór spędzamy w restauracji jedząc steka z jakiejś antylopy i popijając zimnym Windhoek Lager ;)

cdn.

jagna 20.04.2014 20:40

Odcinek 12, czyli wszystkie przygody kiedyś mają swój koniec

Poranne śniadanie dobitnie świadczy o końcówce wyjazdu. Ostatnia torebka herbaty, końcówka masła, itp, itd…
Na pocieszenie tuż przed odjazdem przez kemping przebiega stado guźców.Możemy w końcu porządnie się im przyjrzeć ;)

Jesteśmy już całkiem blisko Windhoek, więc zupełnie nam się nie śpieszy.
Z naszych planów została już tylko ostatnia rzecz: tropy dinozaurów.

Fajna rzecz, ale na totalnym odludziu. W sumie - to nawet lepiej, mamy w końcu cały dzień na szwędanie się.

Zbaczamy więc kolejny raz na drogi kategorii D. Są w nieco gorszym stanie, ponieważ właśnie zaczęła się pora deszczowa, a to dość konkretnie wpływa na stan dróg ;)


Przejeżdżamy przez park Okonjima, gdzie podobno żyją stada słoni.
Ale niestety, kolejny raz, słonie nie bardzo mają ochotę się nam pokazać.
Na pocieszenie widzimy ślady słoni oraz kupy słoni…

Po kilku godzinach dojeżdżamy do znaku “Dinosaur footprints” i zjeżdżamy na prywatną farmę.

Właściciel, nieco zdziwiony naszym przyjazdem, robi nam króciutki wykład, zaleca wizytę w Muzeum Geologicznym w Windhoek i kasuje za wstęp.

Do tropów trzeba się przespacerować koło 1 km by na piaskowcowym płaskowyżu zobaczyć to:

https://lh3.googleusercontent.com/-Z...20DSC03400.JPG

Według paleontologów są to ślady Ceratosaura o wielkości ok. 3 m.
Jakieś 180 mln lat temu jakiś osobnik przespacerował się po mokrym piasku, a następnie jego ślady zostały zasypane drobniejszym materiałem i z całością piasku zamieniły się przez kolejne miliony lat w piaskowiec.

A tu dokładniej:

https://lh6.googleusercontent.com/-G...04_IGP1487.JPG

Ślad Ceratosaura jest po lewej ;)

Wracając do Hiluxa, Jagna znajduje na ziemi dwa długie na 30 cm kolce jeżozwierza i jednym uszczęśliwia Andrzeja. Podobno idealnie nadają się na spławiki ;)

Postanawiamy przenocować w okolicy miasta Okahandia i ostatni dzień pozwiedzać stolicę.
Tuż przed miastem łapie nas pierwszy w Namibii deszcz - przedtem widzieliśmy tylko jego ślady.
To się nazywa mieć szczęście - pora deszczowa zaczyna się dokładnie z naszym odjazdem ;)

Leje niesamowicie, więc postanawiamy na tę ostatnią noc wynająć domek, bo jakoś nie mieliśmy okazji sprawdzić szczelności naszych namiotów, a poza tym musimy się jakoś spakować.

Domek okazuje się niewiele droższy od kempingu, więc nie ma nad czym się zastanawiać.
Recepcjonistka zabija nas pytaniem: “a czy państwo jesteście małżeństwem? bo jeśli nie, to nasze prawo zabrania spania w jednym pokoju.”
I w ten sposób kolejny raz zostałam czyjąś żoną ;) (pierwszy raz był w Albanii, gdzie zostałam żoną Bliźniaka ;) )
dobrze, że nie wymagają okazania aktu ślubu ;)

Jesteśmy blisko miasta, łapiemy w końcu radio (wszystkie nasze CD znamy już na pamięć ;) ).
Po wysłuchaniu pewnej reklamy społecznej w Hiluxie zapada cisza na dłużej.
Brzmiała ona mniej więcej tak, jak u nas reklamy kleju do protez:

“Mam na imię Josef i mam 50 lat. Od lat choruję, ale moja córka powiedziała mi ostatnio o leku xxx i poszedłem do lekarza, który mi go przepisał. Lek xxx przedłuża życie i jest bezpłatny. Pamiętaj - możesz przedłużyć swoje życie i dłużej cieszyć się swoimi bliskimi. Z HIV da się żyć!”

Dla nas to jakaś abstrakcja - tu codzienność. Prawie 20% Namibijczyków jest nosicielami HIV…

Wieczór spędzamy przy pakowaniu oraz komarach. Pierwszych w Namibii! Przynajmniej raz przydał się superśrodek na komary zakupiony za ciężkie pieniądze ;)

Następny dzień to już tylko dojazd asfaltem do wypożyczalni w Windhoek.

Robimy przegląd Hiluxa, zdzieramy naklejki:

https://lh4.googleusercontent.com/-r...02_IGP1505.JPG

Do zmycia resztek kleju bardzo przydaje się jagnięcy zmywacz do paznokci ;)

Mamy pewne obawy co do kaucji za Hiluxa. Tuż nad progami, które (idiotycznie zupełnie) nie są niczym zabezpieczone, jest chyba milion śladów po uderzeniu żwiru, do gołej blachy.
Ale jak mieliśmy temu zapobiec?? Przecież w tym kraju są prawie wyłącznie drogi szutrowe i żwir skacze aż miło.
I jakim cudem auto o przebiegu 100 000 nie miało takich śladów dotychczas?
Czyżby po każdym wypożyczeniu brali spray z białą farbą i malowali??

Jeszcze przed oddaniem auta zajeżdżamy pod Ministerstwo Górnictwa, gdzie mieści się Namibijski Instytut Geologiczny z piękną kolekcją minerałów, skamieniałości i meteorytów. Wstęp bezpłatny. Instytut wygląda tak, że nasz polski może schować się ze wstydu ;)

Panie w wypożyczalni oglądają Hiluxa ze wszystkich stron ale nic nie mówią. Czyli chyba teoria o farbie w spayu jest prawdziwa ;)

Zostawiamy bagaże i idziemy w miasto.

Windhoek jest duże, czyste i wcale nie afrykańskie:

https://lh5.googleusercontent.com/-f...01_IGP1531.JPG

Najważniejszy zabytek: protestancki kościółek:

https://lh5.googleusercontent.com/-0...6/DSC03428.JPG

Nie wiadomo dlaczego część ulic to Street, a część Strasse ;)

https://lh6.googleusercontent.com/-v...0/_IGP1528.JPG

Czas wracać do wypożyczalni, odwożą nas na lotnisko, samolot startuje punktualnie, punktualnie również ląduje we Frankfurcie (w końcu piloci niemieccy ;) ).

Chłopaki po dwóch tygodniach jazdy lewostronnej jakoś nie bardzo chcą zasiąść za kierownicą, więc Jagna siada za sterami. I po 600 km jesteśmy w domu.

Nikt nie zachorował na malarię.
Nikt nie dostał rozwolnienia.
Nie złapaliśmy żadnej gumy.
Ani razu się nie zgubiliśmy.
Mimo usilnych starań nikt się z nikim nie pokłócił.

Czyli: było nudno i nic się nie działo ;)

Dziękujemy za uwagę!

Jagna, Raf & Andrzej

wilczyca 20.04.2014 20:57

Dzięki za przeprzyjemną i zazdrości godną opowieść :) Czytając czułam się, jakbym była tam z Wami... także ze względu na lewostronność :D

Raf coś doda od się? :P

voytas 20.04.2014 23:42

ja również dziękuję , aż szkoda że ten koniec to już


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:27.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.