![]() |
Cytat:
|
Cytat:
|
zajeibiaszcza relacja trzoda dzida i najepka :D
|
Robert totalnie gratuluje spaśnej relacji jak dla mnie bomba czekam na kolejne odcinki!
|
No pogratulować tylko:Thumbs_Up:
|
Cytat:
|
Cytat:
|
Dzień 17. Mist Africa Ust-Kamczacki. Przejechane 447km.
Przed wyjazdem, Izi dzwoni jeszcze do centrali Hondy w Japonii, bo nie wiem gdzie sprawdzić olej w moto. http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...2/P7260659.JPG W nocy musiało trochę popadać (a jak się później okazało to i wulkan miał erupcję i ciemno i mglisto jest) bo z cementowej drogi zrobiło się nawet przyjemnie. Piasek przybrał konsystencję prawie betonu:) http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7260662.JPG http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7270668.JPG http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...2/P7270673.JPG Wyjeżdżamy na główną i walimy na Ust-Kamczacki. Po ok.80 km wydaje nam się że, jesteśmy w Alpach, gdyby nie brak asfaltu i widoczne wulkany. http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7270676.JPG http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7270677.JPG Droga robi się węższa, taka jak u nas, i zaczynają się zakręty, to w lewo to w prawo. Proste i płaska droga się skończyła. Jest słonecznie i ciepło. W oddali widać ciężkie i szare chmury z nad oceanu. Znaczy się tam jest cel naszej wycieczki. Ust-Kamczacki leży nad brzegiem oceanu miasteczko coraz bardziej się wyludnia. Jest podzielone na stary Ust-Kamczacki ..... i nowy. http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7270682.JPG http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7270715.JPG http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7270733.JPG Stary leży na drugim brzegu rzeki Kamczatka, gdzie udajemy się promem. Przed wyjazdem do Saszy dzwonił Locha informując że statek do Władywostoku mamy we wtorek o 24.00. A że była niedziela mieliśmy sporo czasu, żeby wrócić do Pietropawłowska Kamczackiego. Na promie zaczepia nas gość, mówi że ma daczę na starym Ust-Kamczackim, jest zupa ucha i że przyjechał z Pietropawłowska Kamczckiego. Są z nim znajomi. http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7270685.JPG http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7270705.JPG Za chwilę telefon od Saszy gdzie jesteśmy, bo on już po przeprawie w Kluczach. W daczy najebka, kilku gości wali wódę, piwo i nie wiadomo jeszcze co. Kolesie mówią, że prom kursuje co trzy godziny, więc mamy sporo czasu żeby pozwiedzać. Ale nasi zapraszający, chcą zapakować się z nami na dryndy i jeździć. Izi bierze jednego z nich (tego co najtrzeźwiej wyglądał) i pojechali. Po powrocie Iziego, pojechaliśmy na Myst Africa (to jeden z tajnych celów wyprawy), półwysep przypominający afrykański kontynent. Pojedliśmy, popiliśmy, zwiedziliśmy przetwórnię ryb i wracamy na prom. http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7270708.JPG Adorator Iziego płynie z nami, chce nas odprowadzić. Na promie okazuje się, że chce się z nami zabrać do Pietropawłowska. Cóż….prom dobija do brzegu, więc łycha i nie ma nas. Jest 17.30 niedziela. Mamy do Przejechania 750 km do Pietropawłowska Kamczackiedo z tego 30 km po asfalcie i przed sobą jeszcze 2 duże przeprawy! Czad, mamy nadzieję, że Sasza nie nudzi się za bardzo z Krychą czekając na nas w Kluczach. Cóż robić zapierdalamy. http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7270723.JPG http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7270726.JPG Dojeżdżamy na wariata do pierwszej przeprawy w kierunku Kluczy. Promu niet, ludzi niet, Sasza od nas zaledwie 1 km na drugim brzegu. Izi jedzie na most remontowany sprawdzić czy da się przejechać. Okazuje się że to byłoby samobójstwo. Nasze telefony coś nie rabotajet. Z chmur wyłania się Kluczewska Sopka, a nagle z krzaków wychodzi gość z wielkim plecakiem, odganiając od siebie roje komarów. To paraszucista. Mówi że za 30 min będzie prom bo z PKC do UST-Kamczacki jedzie autobus. Widać, że komary nie dają mu żyć, więc częstujemy go sprajem przeciw sukinsynom. Przeprawiamy się na drugą stronę, gdzie czeka Sasza z Krystyną i jakimś żarciem jest 20.30. Mina Saszy jakaś niewyraźna, z tego co sobie przypominamy, to będą ostatnio w bani w Maternie, nikt z nas się do Krychy nie dobierał. No i słyszymy: - dzwonił Locha z PKC. Mówi, że jutro o 12 musimy być w porcie, żeby dryndy załadować. No k…..a, piknie. Jesteśmy 700 km od PKC, prawie wieczór, a jutro w południe mamy być w porcie?! Decyzja krótka, jedziemy!!! Bo i co mamy zrobić? Następny statek nie wiadomo kiedy odpłynie do Władywostoku, może za tydzień, może za dwa? Wjeżdżając na stację Izi zagapia się na tubylczą skośnooką piękność i nie zauważam zajebistej dziury, aby się nie wywalić podpiera się nogą wyprowadza 250kg Africę. W tym momencie już wie że nie jest dobrze. Na stacji nie może już zejść z motocykla. Mówi, że chyba jest kiepsko, skręcone kolano, gacie w kolanie robią się ciasne. Pomagamy zejść z motocykla, na twarzy grymas bólu. Ledwo chodzi, a przed nami jeszcze kawał drogi i coraz mniej czasu. Sasza karze nam jechać, on z Krychą swoim tempem dojadą do PKC. http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SP...2/P7270748.JPG Jest dobrze po 21.00 jedziemy cały czas w odstępach co najmniej 1km bo kurz jest straszny. Słyszę jak moja babcia nie może już łapać powietrza. Filtr zapchany. Jadąc do w tamtą stronę, jechałem max 70 km/h i wydawało mi się że drynda się rozleci. Teraz pędzluję 110 km/h, Iziego nie mogę dopaść. Większość dziur w które wjeżdżałem, teraz przelatuję. Modlimy się, żeby tylko opony wytrzymały. Dojeżdżam jednak do przeprawy jakimś cudem i robi się ciemno. Stoi prom na nim tylko wielki pies. Na drugim brzegu rzeki widać, że ktoś też czeka na prom, palą ognisko. Dupa nie popłyniemy już dzisiaj. Izi zbiera drzewo na ognisko, próbuje rozchodzić bolącą nogę, ja szybko rozbieram moto żeby filtry wyczyścić. http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SP...0/P7270735.JPG http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SP...0/P7270742.JPG A że mam K&N w gaźnikach nie jest to takie proste. Za chwilę przyjeżdża Sasza z Krystyną. Zbierają drewno i robią ognisko, bo Izi już ruszać się nie może całkiem. Zaczynamy myć filtry z rzece a tu podjeżdża jeep i pada pytanie: płyniecie? jak tak to już. Cholera. Zbieramy plastiki, zbiorniki, śrubki, kanapy i wszystko inne z bagażem włącznie i luzem na prom wrzucamy. Na drugim brzegu wyładunek prędki, bo goście z jeepa tylko kogś tam zabierają i wracają z powrotem. My jednak szczęśliwi że o 24.00 udało się przekroczyć rzekę. Koleś, którego widzieliśmy z drugiego brzegu rzeki, dyfer w aucie już 3 dni naprawia. Pytamy się czy możemy się rozbić i czy ognisko przeszkadzać nie będzie. Gość na to, że nie ma sprawy tylko o 4.00 zawsze przychodzi niedźwiedź wody się napić i ryb nałapać, ale jak nam to nie przeszkadza to możemy zostać, on osobiście śpi w aucie. Krystynie się nie uśmiechało spotkać oko w oko niedźwiedzia więc trzeba było nocleg pod dachem znaleźć. Gość z auta mówi że ok. 1km dalej mieszka rybak i może nas przenocuje. Sasza pojechał pogadać z rybakiem a my w tym czasie moto poskładaliśmy. Sasza wrócił rybak nas przenocuje. http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SP...0/P7270745.JPG http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SP...2/P7270747.JPG Plan taki, ze śpimy 2-3 godziny i dalej dzida do PKC aby na prom zdążyć. Przenosimy się więc do rybaka jest już 1.00 idziemy spać w beczce cysternie. Wszędzie tego używają na Syberii komary łatwiej wybić i uszczelnić aby nie wchodziły no i niedźwiedź się tak łatwo nie dobierze. |
Cytat:
|
no, zrobilo sie extremalnie. Sa problemy jest zabawa!
|
A ja w sprawie niedżwiedzi.
Właśnie rozmawiałem z wytrawnym znawcą ich zwyczajów dr Dareckim i mała praktyczna rada dla "sybiraków". Podobno najbardziej grożne niedżwiedzie typu kodiak lub gryzli panicznie boją się dzwoneczków i gazu pieprzowego. Ale jest i sęk w sprawie: jak poznać, że wokoło naszego obozowiska są właśnie takie niedżwiedzie, a nie nieszkodliwe miśki? Robert pisał, że min. po odchodach. Brawo! W odchodach miśków znajdziemy borówki, jagody.. a tych grożnych - dzwoneczki. I będą pachniały pieprzem.. |
Cytat:
:haha2::haha2::haha2::haha2: Robert - świetna relacja, więcej zdjęć !:) albo link jakiś do całości!!:umowa: |
Moviestar grejt trip
ATomek grejt dżołk :D |
Cytat:
P.S. Jak ktoś powie gdzie dokładnie znajduje się Myst Africa to jutro w Kletnie stawiam browaray do niedzieli. Jurorzy to Ja i Movistar i muszą być jednomyśli co do odpowiedzi. Movistar też stawia przez weekend w Kletnie za poprawną odpowiedź :) Podpowiedź: Мыс Африка, Камчатка. / Cape Afrika, Kamchatka:):):) Robert zapomniałeś dodać że za Усть-Камчатск jest miasto Погодный do którego też dotarliśmy, a dalej już nie ma nic :) |
Izi .. a co zrobiłeś ze skręconym kolanem ??? Wysmarowałeś niedźwiedzim sadłem ??? :D Swoją drogą ..zajebista relacja... :Thumbs_Up:
|
Мыс Африка to cypel wysunięty najdalej na wschód od Ust. Kamczack, ok 70 km ścieżką, czasami przejezdną, czasami nie.
|
Cytat:
163°21'37.25"E i jest tam nawet brzydka czarno-biała latarnia morska, otoczona paskudnymi barakami z dachami pokrytymi zardzewiałą blachą... no chyba że się mylę :mur: |
choć do kletna nie dojadę przejeżdżając jednakowoż obok (w drodze na narty) i wpiwa się nie napiję powiem tak wyjeliście mi to chłopaki z ust.
Żeby jednakowoż wżdy być oryginalnym odpowiem tak: Африка — мыс на Камчатском полуострове на Камчатке. На мысе Африка имеется маяк, метеостанция и небольшое поселение в котором живёт около 10 человек. Камчатский мыс был впервые исследован и описан в 1882 году офицерами русского крейсера «Африка», которые дали ему имя. nie zgodzę się tylko z tym,że ta latarnia jest brzydka :) |
Cytat:
Z Podosem trzeba profilaktykę zastosować bo i po co leczyć , lepiej od razu w ryj. Jak to Sasza mawiał: tam niciewo, tam pizdiec, ciarna żopa. Tak poważnie, to świadomość że stojąc nad brzegiem oceanu w czarnym piachu, wiesze że w oddali już jest США, a dalej lądem to tylko z buta można i ludzi brak robi zajebiste wrażenie. |
Cytat:
|
Greton z tego co przez mgłę widziałem (chyba widziałem) to latarnia była biało czerwona. A Panoramio czy inne internety to pamiętaj że kłamią jak my wszyscy :)
|
Cytat:
Sambor PS. Moze sie dogadamy z OPEC i jako forum zaczniemy kupowac bezposrednio od nich? |
Sambor może być ciężko, bo tym z OPEC to religia zabrania konsumować trunki wyskokowe:) i w ogóle dużo zabrania :) ale ludzie przyjaźni :)
|
Teraz w dzienniku pojawiły się dwa wpisy, pierwszy Iziego, krótki, ale pokazujący co czuł Izi
Wstajemy o 4.00 o kurna jest źle. Robert musi mnie ubierać ( o tym aby nie jechać jakoś nikt nie pomyślał) sadzają mnie we dwóch z Saszą na Africę, Kris przynosi kawę, wcieram jakąś maśćod rybaka w spuchnięte kolano, spodnie ledwo dają się założyć, rybak przynosi jeszcze jakieś tabletki, zżeram całe opakowanie (może ból minie) popijam kawą, wypalam gandzie, biorę amfę, przywiązują mi sznurek do dzwigni zmiany biegów, wbijają jedynkę i jadę. Za pazuchę schowali jeszcze flaszkę wódki i kazali pić jakby napierdalało bo boli już teraz. Do kieszeni schowali mi dwa opakowania gazu pieprzowego podarowanego przez Łysola, jakbym sięwywalił, złapał gumę i lub coś innego to tylko będę mógł sięwywalić z motocyklem i czekać aż do mnie dojadą do tego czasu mam sam się bronić przed niedźwiedziami. Startujemy 4.00-4.30 ciemno jak w dupie, światła świecą mi za wsysoko, jadę grawiejką, prędkość 110-120, dziury, noc, mgła, noga, tajga, niedźwiedzie, fajne rzeczy wtedy umysł podpowiadaa i niezłe siez psychą dzieją. Umysł podpowiada że te świecące oczy na granicy światła z africy i nicy kamczackiej to mogą być tylko niedźwiedzie ja próbuję mu wytłumaczyć że to na pewno susły bagienne lub inne ale mniejsze cholera. Chyba już wiem jak czuje się zawodnik rajdu Paryż – Dakar ze złamaną lub skręconą noga. Drę się na maksa aby ból zagłuszyć, łzy ciekną chociaż nie chcę, wznoszę modły do Pana Wulkan co by cało chociaż do Miłkowa dojechać (tam 30km asfaltu, tankowanie i mam czekać na Roberta a to 2/5 trasy dopiero). Co mnie zdziwiło to to że jasno dopiero zaczeło sierobić po 8.15. Szcześliwie dojeźdżam staję pod dystrybutorem o dziwo nie przewracam się powoli tankuję 5,10,15,20, min Roberta nie ma musiało coś się stać ale mamy jeszcze 15min zapasu bo nadrobiliśmy na trasie wmawiam sobie będzie dobrze. Długo by jeszcze opowiadać co się działo Dzień 18. Punktualność. 3 rano pobudka. Jakaś kawa, Izi nie może chodzić. Prawie wynosimy go cysterny w której spaliśmy. Widać po jego minie, że nie jest dobrze. Wsadzamy go więc na moto, wrzucamy jedynkę i w drogę. Izi pierwszy, ja drugi, Sasza na końcu. Przed wyjazdem jeszcze pytanie o stan paliwa, bo najbliższa stacje w Miłkowie. Izi ma zbiornik 35 litrów, ja 24. Myślę, że powinno bez problemu starczyć. Ok., spotykamy się na stacji. Sasza mówi żebyśmy jechali i nie czekali na niego. Izi znika w ciemnościach. W miejscu gdzie trochę wiatr rozpędza kurz, widać tylne światło Iziego moto. Ciemno jak w dupie, nie wiem czy to mgła, czy kurz, czy brudne gogle, bo jakoś kiepsko widać. Rozwidnia się, światełka Iziego ni ma… Kurzu po nim też. Mijać go nie mijałem więc pewnie jedt sporo przede mną. Ja dzida za nim po kilku godzinach patrze na GPS do cpn-u w Miłkach jeszcze jakieś 20 km. Izi musi tam na mnie czekać bo trzeba tankować. Nagle silnik staje. Co jest k….a, klema się poluzowała, prąd jest. Chodzę oglądam i się wkurwiam, że czas leci a ja stoję na środku Kamczatki jak pipa. Nagle coś mnie tknęło. Okazało się że jak skręcałem moto nie podpiąłem kostek od kontrolek rezerwy. Klnę jak szewc. Gdybym jechał z Izim szybkie spuszczenie kilku litrów załatwiło by sprawę. Nic nie jedzie, czas ucieka. Nagle z za zakrętu wyłania się Kraz zatrzymuję profilaktycznie czy nie ma benzyny. Ni chuja tylko ON. Podjeżdza Łada. Zatrzymuję i mówię w czym rzecz. 3 dziadków wyskakuje do bagażnika. Wężyk, butelka, spuszczamy, okazuje się że kierowca łady urodził się w Użgorodzie. Daje mi 3 litry benzyny. Grzebię po kieszeni Dojeżdżam daję chłopu te 100 rubli które dostałem na przeprawie promowej. Nie chcą, ale doszedłem do wniosku, że ta kasa chyba była właśnie po to. Dojeźdżam do Iziego na CPN. Izi zrobił śniadanie z resztek chleba, pomidorów i kawałka kiełbasy. Tankuję jemy. Iziego sadzam na moto jeden w dół i poszedł. Cały czas 120-130 km/h. Zastanawiam się jak mogę tyle zapitalać, skoro jeszcze 2 dni temu myślałem że 70 – 80 km/h to maks. Co 100km przerwa na szczocha i papierosa bo zimno, podziwiamy nasze opony, że dają tak świetnie radę. 80km przed PKC pojawia się asfalt. Dolewamy 5 litrów benzyny, co by znów siary nie było. Nagle rogatkach PKC zatrzymuje mnie milicja. Izi jakoś przemknął, a mnie zatrzymali. Jest 10.40. Młody szczyl bierze papiery. Łapy mu się trzęsą jak mi po tygodniowym piciu, pierwszy raz widzi chyba obcokrajowca. Jak się okazuje poźniej nie wie co z nimi robić. Tłumaczę mu żeby się pospieszył, bo za niecałe 1,5 godziny mamy statek do Władywostoku a muszę być godzinę przed wypłynięciem aby się załadować jeszcze, czyli zostało mi 20 minut. Idzie z papierami do starszego. Ten mnie woła do budki. K..... będą się czepiać. A po co, a do kogo, a dlaczego, a jak. Poprzeglądał kwity, oddał i jedziemy. W PKC pod domem Saszy jesteśmy punkt 10.55 załadunek ma być w porcie po przeciwnej stronie ulicy czyżby się udało mamy tam być o 11.00. W tym momencie Locha wystawia swoje lico przez okno i gada. Rebiata nada pakuszac i popić jest czas. Ręce mi opadły. Sasza przyjechał później od nas o 6 godzin, powiedział że rekord pobiliśmy i może za 50 lat ktoś go poprawi jak asfalt położą. http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7280001.JPG Locha mówi że jednak statek dopiero we wtorek po południu będzie i mamy jeszcze czas. Najważniejsze że dojechaliśmy cało. Ściągam Iziego z dryndy i odbieram gaz pieprzowy, co dostał na wypadek wyjebki co by się misie odstraszyć. Powoli idziemy odpocząć. Spokojnie zaczynamy się pakować, urządzamy pranie. Po kąpieli jedziemy z Izim i Maksem do portu do kapitana statku Fortuna, żeby się dogadać co jak i za ile. Kapitan wita nas w swojej kajucie oczywiście wódką, obo siedzi jakaś dziwka. Jestem tak zjebany, że wydaje mi się że po wypiciu 100ml zejdę ale co się nie robi dla dobra sprawy. Pijemy. Gadamy o cenie. On mówi że za człowieka tyle, za ładunek tyle a w ogóle to się dogadamy już na statku. Jutro o 8.00 kazał nam przyjechać z moto. Wracamy do domu. Izi pilnował motocykli w porcie dosłownie jak pies z kulawą nogą bo się nigdzie ruszyć nie mógł. Jako że prom dopiero jutro to robimy porządki, pierzemy rzeczy usuwamy usterki. Walimy się na drzemkę. I oczywiście nagle o 18.00 telefon do Lochy: rebiata prom dzisiaj o 24.00 odpływa. Zbierać zabawki i do portu. No k...a Rosja. Chłopaki zbierają nasze ciuchy po całym domu brudne, mokre, szukamy aparatów, baterii, pendrajwów i innych dupereli. Lecimy do garażu po moto, opony. Do gararzu przyjeżdża Kola ten co był z nami na Oceanie Spokojnym. Niesie reklamówkę z piwem no cóż najebka. Z garażu wyjeżdżamy o 21.00 jadąc, po drodze wpadamy do sklepu (w końcu przez tydzień mamy pływać po morzach i oceanach). W sklepie zakupy wóda, fajki i wóda. W porcie jesteśmy o 22.00. Statek „FORTUNA”, ładnie brzmi. To mały kontenerowiec, ze stoczni niemieckiej. Kiedyś pływał po Bałtyku. http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7280019.JPG http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...2/P7280020.JPG http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...2/P7280029.JPG http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...2/P7280031.JPG Chłopaki rozkładają trap szerokości 50cm, bez barierek na wysokości 5m wjeżdżać pada hasło wjazd!! Nie będę pisał, co potem się działo, najważniejsze że dryndy znalazły się na statku, my też. Kierownikiem akcji załadunkowej jest Kola, który już przerabiał ten temat jadę dwa lata temu na Goblin Show. Motocykle mocujemy linami, podkładamy opony żeby się nie poobijały. Kajutę mamy po kimś z obsługi. Koleś zbiera swoje rzeczy Kierunek się wyprowadza do kajuty obok. Żegnamy się z Lochą, Szaszą, Krystyną, Dimą, Kolą no i samą Kamczatką…. Z jednej strony się cieszymy że jeden etap podróży jest już za nami, z drugiej strony trochę przykro wyjeżdżać. Dobrze, że motocykle przywiązane i nie będą nas wozić. Iziego noga ma szansę się poskładać. Kierunek Władywostok!!! Odbijamy równo o 24.00 (czasu PKC) są punktualni jak nigdy. |
Kurna , rozkrecacie sie coraz bardziej... trudno sie oderwać...
|
Nooo... Ło kurna...
|
Dawać dawać więcej...
Z roboty pewnie niedługo wylecę bo ciągle czytam te wasze opowiadanka :) |
ale czad! super!
|
Cytat:
|
za co znowu?
|
Cytat:
|
Dzień 19 Na statku „Fortuna” nomen omen. Czas –2 godziny od PKC. Przejechane 0km.
O co k... chodzi! Dowiadujemy się, że od 7.30 do 8.30 jest śniadanie. Izi nastawia budzik co by żarcia nie przegapić. Budzik dzwoni, pełni zapału i z pustymi żołądkami idziemy. Na statku są dwie małe mesy. W każdej TV choć na morzu nie działa. Ale DVD też jest. Wszystko spięte pasami na wypadek większego bujania. Nikogo nie ma. Pijemy herbatę, jemy chleb z masłem wyjętym z lodówki. Nikogo nie ma, czyżby statek widmo? Wracamy do kajuty. Nikogo nie ma? Okazało się, że statek prauje na czasie Władywostok czyli – 2 godziny, a my na czasie pietropawłowsko kamczackim żyli jeszcze. Wracamy, do kajuty. Za 2 godziny na śniadanie. Pycha. Placuszki drożdzowe, dżem, śmietana, oczywiście ryba też. Obiad kurczak, zupa, ziemniaki, oczywiście ryba też. http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...2/P7280038.JPG http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...2/P7280039.JPG http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7290043.JPG Załoga liczy 14 osób, plus starsza pani kucharka. Na statku mamy pralkę, suszarkę, pełen lux. Suszymy więc w suszarce LG ubrania które popraliśmy jeszcze u Saszy. Ocean faktycznie Spokojny, nie buja za bardzo, więc problemów obchód błędnikiem obchód rzyganiem brak. Nieśmiały obchód po statku, potem obiad i sen. Wieczorem puk, puk dwóch z załogi idzie z flaszką co by się poznakomić. Oni jedną mają my drugą mamy impreza się rozkręca. Potem przychodzi 3 mechanik i ciemno .... ciemno….Jedyną rzeczą która zakłóca nam sen, jest dziwne skrzypienie, oraz samoistne przewracanie się na wyrku w takt przechylania się statku na falach. Wulkany dymią dalej. http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...2/P7290053.JPG http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...2/P7290054.JPG |
Cytat:
Przyznaję opis bardzo PRZYGODOWY ... jestem pod wrażeniem ... ta fota AT na linie w drodze na pokład statku ... bezcenne ... panowie jesteście TWARDZIELE , kto twierdzi inaczej ma w ryj. |
To już naprawdę jest spory zbiór przygodód i miejsc, z których wyszła by niezła książka podróżniczo-awanturniczo-przygodowa i chętnie bym takową przygarnął na półkę.
Wódka łączy ludzi.:):dizzy::)Najlepiej zawsze mieć jedną flaszeczkę przy sobie w razie co...:) Pozdrawiam świrow i czekam na ciąg dalszy. |
Jesteście jak sikorki - na dobę pijecie tyle ile ważycie:dizzy:
|
Chylę czoła... Afrykańscy podróżnicy, coś mi się wydaje że to jeden z niewielu wątków w których twardziele opisują jak było na wyprawie. (nie mylić z wycieczką...)
|
Cytat:
A tak poza tym to TOTALNA ZAJEBIOZA od samego czytania w glowie sie kreci :lol8: Toz to trzeba od malego cwiczyc chyba, ta najebke. Dzide moze sie da opanowac. A trzoda musi byc jak nic, wrodzona. :D Wspolczucie z wypierdzieleniem z roboty. Ja juz prawie rok na bezrobociu... :mur: Dalej! Dalej! |
Jestem pod wrażeniem.
Gdyby tekst nieco wygładzić, nie tracąc przy tym niezbędnej szorstkości to Mc Gregor i Boorman popłakali by się z zawiści. Aż żal, żem za stetryczały na takie dzidowanie, a za tszodą nie przepadam. Ale co do najepki to bym pewnie jeszcze dał radę... |
Cytat:
A relacja super, nie spodziewalem sie po chlopakach takiego talentu pisarskiego :Thumbs_Up: |
Cytat:
|
Ja już gdzieś pisałem w wątku swoje gratulacje.
Ale dobrych słów nigdy za wiele. Polacy to jednak naprawdę umieją podróżować :oldman: |
Cytat:
|
Cytat:
Tak naprawdę prawdziwa dla nas wyprawa dopiero była przed nami. Ale o tym w swoim czasie;) |
Cytat:
Śpieszę donieść iż Swój Czas już nadszedł!!!!! |
Cytat:
|
Dzień 20.
Na statku drugi dzień, zaczynamy się przyzwyczajać. Jest fajnie, dupa odpoczywa, wachy nie trza lać, jarać można kiedy się chce, spać też. Żyć nie umierać! Nocne skrzypienie zlokalizowane, kawałek papieru toaletowego załatwił sprawę. Drzwi od szafy się nie domykały. Plan dnia wygląda tak: 7.30-8.30 śniadanie 12.30-13.30 obiad 15.30-16.30 herbatka 19.30-20.30 kolacja reszta to spanie, czytanie ruskich starych gazet, gadki z panienkami z szafy. Pierwszy raz widzimy delfiny. Na 18-19 godzinę jest zapowiedziana rybałka (czyli łowienie na wędki i inne wynalazki ryb). Mają ponoć fajne miejsce do połowu. Rano wychodzimy na pokład. Słońce, czyste niebo, ocean jak tafla szkła. Chłopaki coś działają. Okazało się, że z nudów i z chęci powiększenia swoich dochodów ścierają ikrę, ważą, pakują w słoiki. Potem na handel. Chłopaki zapraszają na konsumpcję. http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7300071.JPG http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7300072.JPG A to właśnie kolesie co nas odwiedzili z wieczora http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7300068.JPG Nagle przychodzi kapitan (ten, z którym w dzień wyjazdu załatwialiśmy transport) i zaprasza nas na mostek. Na mostku, wyciąga mapy i gada, ze jednak nie płyniemy do Władywostoku, tylko najpierw na Sachalin, zrzucić 2 kontenery, a potem do portu Wanino i możemy wysiąść albo tu, albo tu. Zajebiście. Gdzie to kurwa jest? Palimy głupa, że nam to nie po drodze, że tam koledzy na nas czekają. Kończy się wóda. Popatrzymy na mapę gdzie to Wanino, że to straszne i w ogóle że damy znać później. Patrzymy na mapę. Wanino znalezione, niedaleko od niego jest Konsomolsk nad Amurem, a tam już BAM. W planach oczywiście mieliśmy do przejechania BAM, tyle że od Tyndy w kierunku Siewierobajkalska czyli na północ nad Bajkałem. W sumie, to czemu nie pojechać tędy? Nie słyszeliśmy żeby ktoś ten odcinek przejechał. Idziemy ponarzekać do kapitana, że to walenie w ch…a, że musi coś z ceną zrobić. Wyjścia za dużego nie było. Płyniemy do Wanino, bo jak wysiądziemy na Sachalinie to i tak musimy przejechać przez całą wyspę z południa na północ i szukać statku. Niby kiedyś ktoś próbował połączyć Sachalin ze stałym lądem, ale gówno z tego wyszło. Wszyscy nas ostrzegają przed tamtejszą ludnością, że napadają i takie tam. Byliśmy w straszny szoku, odstresowanie było nie uniknione Wieczorem płyniemy na rybałkę łowić ryby, ale poza jedną żółto brązową rybą nic nie udaje się złapać. Po kolacji opróżniamy zapasy, które poczyniliśmy w PKC. Ja o 2.00 idę spać a Izi pisze dziennik. W nocy poszedł na szczocha i przyniósł ptaka, ale nie swojego tylko cudzego. Wpuścił mi go do łóżka zabawnie było, nie wiedział co traci;) http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7300081.JPG A oto sprawca wiczornego zamieszania. Miła, prawda?? |
Dzień 21
Rano dowiedzieliśmy się, że te ptaki przylatuję na statek, żeby już zakończyć swój żywot. Chcieliśmy go upiec, ale był za stary, więc wyleciał za burtę. Jak zwykle rano śniadanie, a za 5 godzin obiad. Idziemy oglądać dryndy. Wszędzie rdza. Po drodze widać jedną z wysp wulkanicznych na kurylach Mutua czy jakoś tak. http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P7300062.JPG http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...2/P7310088.JPG Co jakiś czas pomiędzy drzemką, wychodzimy na pokład z GPS-em, sprawdzić naszą pozycję, co by nas na Czukotkę czasem nie chcieli wywieść. Łazimy po statku, oglądamy na DVD filmy z przeprawy chłopaków z Kwadratowe Koleso. W końcu umawiamy się na randkę z kolejną panienką, którą mamy przyklejoną na ścianie. Ja tam z randki zadowolony byłem, Izi chyba nie bo odchodzi od zmysłów i o 10.43 proponuje 100ml wódy. Nie wiem jak, ale załatwia sobie ptaszka na pocieszenie. Została nam tylko ta 50-cio procentowa. Oczywiście przyjmuję propozycję z radością i niebywałym wzruszeniem. Za 1,5 dnia będziemy na Sachalinie to się uzupełni zapasy. Płyniemy na Sachalin kończy się wódka. |
Dzień 22. (01.08.2008) Dzisiaj Sachalin.
Dziś dopływamy do portu Korsakow na Sachalinie. Ma być szybki rozładunek i dalej do portu Wanino. Tam się zrzucimy. Jest 15.30 Izi przespał cały dzień. Mapę Rosji znamy już na pamięć. Każdą wiochę na BAMie która była przy torach, każdą odległość od wioski do wioski, każdą stronę atlasu gdzie była zaznaczona trasa przejazdu. Z kolanem Iziego co raz lepiej. Czytam już drugi raz z nudów forumowy kalendarz, są ciekawe rzeczy na dole każdej strony. Mam nadzieję, że w porcie będzie zasięg GSM, to się smsy odczyta i coś napisze. A gołe babki na ścianach kajuty śmieją się nadal. Dopłyneliśmy o 18.30, rozładunek, a o 21.30 wypływamy. Niestety w porcie nie dało się zejść ze statku, więc zakupów brak. Na brzegu widać ogromne zbiorniki na paliwo, stoją statki załadowane samochodami osobowymi. Z nudów golimy gęby po dwa razy dziennie. Ileż można łazić po pokładzie? Wszędzie woda i nic więcej. Nudy, nudy!!! Wieczorem pierwsza gandzia od Saszy, bo jakoś łapy nam się trzęsą i idziemy spać. http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P8010090.JPG Wpływamy do zatoki |
Dzień 23. Wanino? Jeszcze nie.
O 8.00 pobudka szybkie śniadanie (były jaja). W drodze do kajuty dowiadujemy się, że płyniemy jeszcze do Svietlaya. Po co? Okazuje się, że sztorm czy tam cyklon idzie znad Tajwanu, a że nasza krypa mała, to płyniemy się schować w tym porcie. Kapitan jest ostrożny. Mówią, że w Wanino będziemy jutro. Skoro będzie wiało z nad Tajwanu, to może jakieś Tajki nam przywieje, no i pytanie tylko jak długo będzie sztorm i kiedy wypłyniemy. Dziś ma być zaplanowana od 3 dni przepierka, jedyne nasze zajęcie. Pranie robimy z namaszczeniem, skarpeta po skarpecie, slipy po slipach. Ach, jak dobrze mieć co robić! Fajnie wyglądaliśmy stojąc okrakiem nad pralką, w celu utrzymania się na nogach. Po włączeniu GPS-a okazało się że jednak płyniemy do Wanino. Na początku sztormu trochę bujało, ale przecz my zaprawieni w boju, jak na razie bez tragedii (jest 19.15) więc idziemy na kolację. Idąc już na nią, odbijamy się od ściany do ściany. Zastanawiamy się, czy warto iść jeść. Bo co, jak zaczniemy rzygać, to gdzie? Przez burtę żeby wypaść? Spakowaliśmy już torby i czekamy w blokach startowych na ciąg dalszy. Nuda, nie ma już co robić. Ze wszystkimi kobietami z plakatów, którymi była obklejona kajuta, już się spotkaliśmy. Zaczynamy dostawać głupawki. |
Dzień 24. Spierdalać. Przejechane 350km
Pobudka o 7.15. Pogoda super, widać ląd. Rano mieliśmy jeszcze 28km do Wanino. Nadal nie wiemy ile zapłacimy, ale plan i posegregowana kasa jest. No i pytanie jak i jak długo będziemy wydostawać się z portu. Grunt to SPIERDALAĆ jak najdalej od morza. Jak dobiliśmy do portu, podjechał koleś autem i zaczął gadkę z kapitanem. Coś gadają, kapitan pokazuje na nas paluchem. Chłopaki odpalają dźwig, co by motocykle zrzucić na dół. Na pierwszy ogień idzie jak zwykle moja drynda. Nie wiedzieć dlaczego, ale widać że Izi jest lekko zszokowany, jakoś trzęsie się cały. Czego jak czego, ale byłem pewien na 100%, że to nie ze strachu o rozładunek, tylko z braku alkoholu. Chcieliśmy jak najszybciej się napić, bo twardy i stały ląd pod nogami jakoś dziwnie na nas działał. Były problemy z błędnikiem. Motocykle szybko i sprawnie znalazły się na lądzie. Koleś mówi, że mamy 10 min, żeby wyjechać z portu i uniknąć kontroli celnej. Mamy jechać za nim. Jedziemy przez cały port, żeby w końcu wyjechać przez dziurę w płocie. Dziura była wielkości prawie statku którym płynęliśmy, a co najmniej składu kolejowego. Plan taki, żeby poczynić zakupy i jechać w kierunku Komsomolska. Wiedzieliśmy, że nie damy rady za jednym zamachem, ale chcieliśmy dojechać jak najdalej. Z Wanino prowadził piękny i równy asfalt. Droga była nie dawno budowana, bo na jednej mapie była, a na drugiej nie. Szczęcie nie trwało długo. Asfalt się skończył po 90 km, a zaczął plac budowy. Droga prowadziła przez górki, była kręta, kamienista, błotnista, wodnista, śliska, piaszczysta, bagienna i ch…j wie jaka jeszcze. W oddali było widać nadchodzący kataklizm. Czarna chmura, w kierunku której jechaliśmy. Zaczęło padać, ruch mały. Zakładamy kondony. Na Kamczatce, jak był droga, to szeroka, a tu jakoś wąsko. Nagle jest asfalt! Radość, która nie trwała wiecznie, bo szybko się skończył. Dziwny system budowanie mają. Skoro od wiochy czy miasta kładą asfalt to niech kładą do kolejnej mieściny, a nie w środku tajgi i czarnej dupy, dookoła której nic nie ma! No, ale to w końcu Rosja, więc nada wybaczyć i zrozumieć. Deszcz zamienia się w ulewę. Nagle przez drogę przepływa potok szerokości 200 m. Płytko i w miarę równo, więc bez problemu przejeżdżamy. Będąc na środku potoku widzimy ciężarówkę z naczepą, która ma załadowaną koparkę. Niby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ciężarówka z owym ładunkiem leży na boku. Nie wiemy co kierowca chciał zrobić, ale tak czy siak przedobrzył. Pada, cały czas, robi się ciemno, droga teraz tylko piaszczysta i wymyta przez deszcz. Ciężarówki jadą jedna za drugą w żółwim tempie. Wąsko, kręto, ślisko i wszędzie kałuże. Nagle wjazd na asfalt. Jest już noc, chcemy dojechać do jakiegoś miasteczka, kupić zapasy i znaleźć nocleg. W oddali było już widać jakąś mieścinę, mijamy 2 stacje paliwowe, gdy nagle zatrzymuje nas milicjant do kontroli. Procedura, wyjęcia dokumentów trochę przydługawa, bo poubierani jesteśmy. Kasy oczywiście nie chciał. Musimy zatankować i przy okazji chcemy zapytać o nocleg. Stacja dobrze zaopatrzona w piwo, czekolady, chipsy i fajki. Zagadujemy babkę, czy możemy położyć się z tyłu stacji. Kobitka problemów nie robiła. Ustawiamy dryndy, tak, żeby iziteneta rozłożyć, bo cały czas siąpi deszcz. Pod izitentem jak zwykle karimata i śpiwór. Na kolację piwo, czekolada i chipsy krabowe. Kładziemy się spać. Na jutro jeden cel, wbić się w końcu w BAM!! |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:57. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.