Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   MYA na wschód...Afryki (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=24730)

walther_white 06.09.2015 19:18

Czekamy, czekamy! Świetnie się czyta:)

Piast 06.09.2015 20:32

19 Załącznik(ów)
12. Zambia - kupa słonia

28 lipca

Ruszyliśmy jak zwykle wcześnie i zapowiadało się na nabijanie kilometrów, żeby dokulać się powiedzmy na czternastą, może piętnastą do Luangwa. Spacerek. Taki był plan i jak to mówi przysłowie: ''Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach''.

Ale zanim...zrobiliśmy delikatny pit stop blisko miejscowego PKS'u.

Załącznik 57206

Załącznik 57207

Załącznik 57208

Załącznik 57209

Załącznik 57210

Załącznik 57211

Załącznik 57212

Załącznik 57213

Załącznik 57214

Załącznik 57215

Byliśmy jakieś 45 km od Chipata i zobaczyłem scenę, która spowodowała u mnie wytrzeszcz oczu, lekki bezdech i gwałtowne hamowanie. Moto Ziggiego zaczęło tańczyć przede mną w jakimś bezwładnym rytmie. Rów będzie? Uff... Nie, nie tym razem. Spojrzałem na tylne koło BM-ki i zobaczyłem, jak uchodzi z niego powietrze niczym z przebitego balonu.

Oględziny, dziura jak po najechaniu na solidny pręt. Ziggi zabrał się do akcji naprawczej, a ja robiłem za pomocnika majstra. Byliśmy przygotowani, jak harcerze na taką ewentualność. Zestaw naprawczy, kołki, kompresor. Wszystko pod ręką. Guma została sprawnie zakołkowana i byliśmy gotowi, żeby...podrapać się po głowie. Nie trzyma. Powietrze wylatuje bokami, ponieważ kołki były za cienkie, a może dziura za szeroka. Jakkolwiek, nie spasowało nam się. Dumamy???!!!???!!! Może by tak zdjąć koło? Pojadę do miasta, mechaniory naprawią i wrócę? Silikon? Poxipol? Nie, silikon jednak. Ziggy powtórzył całą operację wspierając się tym zacnym uszczelniaczem. Kompresor raźnie pierdzi uzupełniając powietrzem oponę i...jest lepiej. Powietrze delikatnie uchodziło, ale zgodnie stwierdziliśmy, że lepszym wyjściem będzie jazda do miasta i ewentualne podpompowanie koła niż cokolwiek innego.

Już w Chipata, po kilku próbach zajechaliśmy do miejsca o nazwie ''Riders for health''. W garażu kilka motocykli i powoli zacząłem kojarzyć. W ''Long Way Down'' Borman i McGregor chyba poświęcili część filmu, żeby pokazać lekarzy, którzy na motocyklach jeżdżą bezdrożami do zagubionych na pustkowiu wsi, żeby tam leczyć ludzi. Zacząłem pogawędkę na ten temat z jednym z mechaników. Tak rzeczywiście było. Szacun.

A opona? Nie było opcji naprawy na szybko. Finalnie Ziggy zdjął zapas, a opona z dziurą została u chłopaków. Umowa jest taka, że jak będziemy wracali z parku to wjedziemy do nich, żeby ją odebrać. Może uda się ją jakoś jeszcze podkleić? Jeśli nie, to i tak lepiej mieć delikatnie przepuszczający zapas niż nic.

Zabawne. Jeszcze dzisiaj rano przez myśl mi przeszło, że już kilka lat jeżdżę na motku i może z tym zapasem to jednak przesada? Już wiem, że nie.

Załącznik 57216

Załącznik 57217

Załącznik 57218

Załącznik 57219

Załącznik 57220

Załącznik 57221

Załącznik 57222

Załącznik 57223

I tak tuż przed osiemnastą zajechaliśmy do Flatdogs Camp przy Luangwa Nat. Park. Tu muszą być słonie! Generalnie w Afri wschodniej dzika zwierzyna została zepchnięta do parków i w zasadzie głównie tu można ją oglądać.

Luangwa zapowiada się nieźle. Koło naszego namiotu ''safari'' dookoła rozsiane są kupale słoni. Już na wstępie pani z recepcji pouczyła nas co można, a czego nie? Lista:

1. Motocykle zaparkować przy recepcji, nie przy namiocie ''safari'', bo jak przeleci słoń to...

2. W nocy można przemieszczać się wyłącznie z obstawą, bo jak słoń to...

3. Jak słoń się pojawi to utrzymywać dystans 50-60 metrów, bo to słoń przecież...

4. Żadnej otwartej żywności w namiocie i przed, bo słoń...

Niech ten pieprzony słoń przylezie wreszcie...!!! Ja chcę!!!

Załącznik 57224

Najechane 580km

Kawałek za Lusaka - National Park Luangwa

Temperatura do 32 stopni

Piast 06.09.2015 20:37

FILM część IV


Piast 06.09.2015 20:58

74 Załącznik(ów)
13. To jednak nie ściema

29 lipca

Czwarta nad ranem. Trzask, trzask, trzask!!! Jakby coś przedzierało się w zaroślach, tuż obok naszego namiotu. Nie jakby! Coś się przedzierało bez cienia wątpliwości. A może to tylko pękające od wiatru gałęzie? Trzask! Poczułem się z lekka nieswojo. I czekam, czekam...10 minut, 15, 20. I nic. Przewróciłem się na drugi bok, żeby zasnąć. Po kilkunastu sekundach, w odległości może trzech metrów, powoli i zadziwiająco cicho przetoczył się przede mną cień, a właściwie ciemna bryła słonia. Wyskoczyłem z łóżka, żeby mieć pewność. Tak to on, a zaraz za nim jeszcze jeden. A ja myślałem, że kupale słoni tuż obok naszego namiotu to tylko turystyczna atrakcja. Wszystko działo się w realu!
Kilkadziesiąt minut później poszliśmy na śniadanie przed zbliżającym się safari. I znowu dwa słonie beztrosko szukające w okolicy jedzenia. Jakoś nie za bardzo się nami przejmowały. A właśnie, kto jest na czyim terytorium? Słonie nie mają naturalnych wrogów, więc ich terytorium jest w zasadzie wszędzie. Jazda na safari i podpatrywanie zwierzyny to jedno, ale wizyta dzikich i wolno żyjących słoni przecież to inne przeżycie. Ich potęga budzi respekt.

Załącznik 57225

Załącznik 57226

Przed południem wyruszyliśmy do parku. I cóż mądrego mogę o nim napisać? Wszystko jest w internecie. A jak by ktoś zapytał:
- Słonie były? Były i to nie jeden. Były też widoczne tereny, na których żerowały. Wyglądało to tak, jakby przeszedł halny. Połamane drzewa, zero zieleni tylko wystające kikuty drzew i pnie. Pustynia. Słoń potrzebuje 200kg pożywienia dziennie. Jeszcze w latach siedemdziesiątych żyło ich około 100 tys. w samej tylko Zambii. Teraz jest ich około 25 tys. Nie dlatego, że nie mają co jeść, tylko dlatego, że ich przyrost został ograniczony celowo przez rząd. Mechanizm wyglądał w następujący sposób. Przychodzi stado słoni, które nie mają naturalnych wrogów. Robią imprezę nie pozostawiając innym zwierzakom pożywienia. Inne zwierzaki znikają, a wraz z nimi krokodyle, lwy i inne z łańcucha pokarmowego. Proste zależności.
- A lwy były? Jasne, że tak. Nawet całe stado, naliczyliśmy ich czternaście, wylegujących się w słońcu po raczej udanej wieczornej uczcie. Wokół widoczne były porozrzucane kości bawole chyba. Przysmak lwa. Leżały tak przytulone do siebie i wyglądało na to, że tak im dobrze.
- A bawoły? Przed nami zobaczyliśmy przemarsz całego stada niczym na defiladzie na Placu Czerwonym. Doliczyłem się do 483 sztuk ;-) i straciłem orientację ile ich jeszcze było. Ogromna masa.
- A żyrafa? Weszła centralnie w kadr obiektywu, jakby celowo chciała się zaprezentować z jak najlepszej strony. Dystyngowanym krokiem przeszła sobie spokojnie obok nas.
- Antylopy? Całe stada w popłochu przemierzające okolice.
- Pawiany? Okazało się, że to bardzo pożyteczne stworzenia. Dostrzegają szybciej niebezpieczeństwo i ostrzegają antylopy.

Załącznik 57227

Załącznik 57228

Załącznik 57229

Załącznik 57230

Załącznik 57231

Załącznik 57232

Załącznik 57233

Załącznik 57234

Załącznik 57235

Załącznik 57236

Załącznik 57237

Załącznik 57238

Załącznik 57239

Załącznik 57240

Załącznik 57241

Załącznik 57242

Załącznik 57243

Załącznik 57244

Załącznik 57245

Załącznik 57246

Załącznik 57247

Załącznik 57248

Załącznik 57249

Załącznik 57250

Załącznik 57251

Załącznik 57252

Załącznik 57253

Załącznik 57254

Załącznik 57255

Załącznik 57256

Załącznik 57257

Załącznik 57258

Załącznik 57259

Załącznik 57260

Załącznik 57261

Załącznik 57262

Załącznik 57263

Załącznik 57264

Załącznik 57265

Załącznik 57266

Załącznik 57267

Załącznik 57268

Załącznik 57269

Załącznik 57270

Załącznik 57271

Załącznik 57272

Załącznik 57273

Załącznik 57274

Załącznik 57275

Załącznik 57276

Załącznik 57277

I jeszcze wiele innych. Zebry też były. Organizacja safari, sam park i nasz przewodnik Jeffrey robią jak najbardziej korzystne wrażenie. Super!
Jedyne, co mnie wkurza w naszej lodge to internet. Jest dodatkowo płatny! Sam pobyt tu do najtańszych nie należy i jeszcze kasują za takie rzeczy, które nawet w najtańszych kwaterach są w standardzie. Porażka! My Polacy ''honor, ojczyzna, szabelka'' i internet for all nie daliśmy się. W południe ruszyliśmy do wioski po kartę SIM, żeby się uniezależnić. W Zambii jest tak, że nowa karta SIM musi być zarejestrowana na konkretną osobę, ale dla pani nie stanowiło to problemu. Miała przygotowane ksero pięciu różnych postaci i coś czuję, że byli to już posiadacze przynajmniej 100 kart SIM na głowę, co pewnikiem dawało im status VIP u miejscowego operatora.
Zakładam poradnik. Tip 1: chcesz internet, kup kartę SIM.

I jeszcze dodatkowa zemsta. Lunch też zjedliśmy ''na mieście''.


Załącznik 57278

Załącznik 57279

Załącznik 57280

Załącznik 57281

Załącznik 57282

Załącznik 57283

Załącznik 57284

Załącznik 57285

Załącznik 57286

Załącznik 57287

Załącznik 57288

Załącznik 57289

Załącznik 57290

Załącznik 57291

Załącznik 57292

Załącznik 57293

Załącznik 57294

Załącznik 57295

Załącznik 57296

Załącznik 57297

Załącznik 57298

strażak 06.09.2015 21:31

Pięknie to się czyta i ogląda;)

Piast 06.09.2015 21:36

11 Załącznik(ów)
14. Do Malawi

30 lipca

W zasadzie nie wiedzieliśmy, czego możemy spodziewać się na granicy Zambia- Malawi? Jak z wizami? Czy będą do ogarnięcia na miejscu? To jeszcze przed nami. Póki co, zajechaliśmy po oponę Ziggiego do ''Riders for helth''. Zaklejona.

Załącznik 57299

Ruszyliśmy dalej, na stację benzynową. Za moment pojawili się obok nas przedsiębiorcy obsługujący mobilne kantory wymiany walut. Potocznie zwani w PRLu cinkciarzami. Pierwsza propozycja wymiany 350 kwacha za 1 $. Druga już 400. Bardzo atrakcyjnie. Za bardzo. Ziggy już prawie dobijał targu, tylko jakoś cały czas tworzyło dookoła zamieszanie. Niedobra energia w powietrzu. Zerwaliśmy transakcję i czmychnęliśmy na granicę. Tam już jakoś łatwiej poszło.

Wyjazd z Zambii był łatwy i beztroski. Na posterunku Malawi z kolei jakoś nie za bardzo. Chodziło głównie o to, że nie mieliśmy wiz i trochę to trwało zanim sprawa ruszyła. Ceny za nie, w zależności od rozmówcy, zmieniały się. Już nie wchodząc w szczegóły, udało się dzięki cierpliwości i zachowanej pogodzie ducha. Po prostu swoje trzeba wychodzić, aż oficerowie poczują się dowartościowani.

Wjechaliśmy do Malawi i skierowaliśmy się w stronę Nkhotakota przez Kasungu Nawet sprawnie nam szło i był taki plan, żeby dotrzeć do... No nie! Słowo ''plan'' wykreślę ze słownika. Mieliśmy jakieś 40 km do Nkhotakota i koniec drogi. Szlaban, a za nim rdzawe afrykańskie szutry. Wyszedł strażnik i oznajmił, że motocykle nie przejadą, ponieważ za szlabanem zaczyna się taki niby park z dziką zwierzyną. Jakiś głodny łowca mógłby nas zjeść. W zasadzie, rzeczywiście jesteśmy jak ruchomy cel. Trochę to trwało i jednak strażnik kupił wersję, że mięso białych ludzi tutejszej zwierzynie pewnikiem nie będzie smakowało. Zwłaszcza, że jesteśmy spoceni od jazdy motocyklem. Mogliśmy wjechać. Szutry nie były jakieś długie i męczące. Za jakiś czas trafiliśmy na drugą bramę. Tym razem wyjazdową. W parku z dziką zwierzyną, najdzikszy był chyba sam strażnik.


Załącznik 57300

Załącznik 57301

Załącznik 57302

Załącznik 57303

Załącznik 57304

Załącznik 57305

Wjechaliśmy na bardzo lokalną drogę ciągnącą się wzdłuż Jeziora Malawi. Inna Afryka. Taka bardziej ''prawdziwa'', jaką sobie wyobrażałem. Gołym okiem widać, że jest biedniej, ale też gwarnie i tłocznie w każdej mijanej wiosce. Dzieciaki jak zwykle reagują spontanicznie i kiwają w naszą stronę. Roślinność nabiera koloru coraz bardziej intensywnej zieleni. Plan tym razem się udał. Dojechaliśmy do Nkhata Bay. Miasteczko portowe pachnące szprotką. Plaży, takiej z sensem, kąpiel itp. Nie widziałem. Za to jakieś 40-50 km przed można znaleźć jakąś fajną lodge z plażą i dostępem do jeziora. Nam nie było tym razem dane. Tak jak teraz o tym myślę, to dużo sensowniej byłoby odpuścić sobie np. ''Stare miasto'' w Zimbabwe i przyjechać do Malawi na 3 dni. Szkoda.

Załącznik 57306

Załącznik 57307

Załącznik 57308

Załącznik 57309

Najechane 590km

Zambia Luangwa NP - Nkhata Bay

Temperatura do 26 stopni

Kristos 06.09.2015 21:50

Piast: ,,Great Zimbabwe Monuments, a inaczej rzecz ujmując tzw. ''Starożytne miasto'' . Największą zaletą tego miejsca jest super widok na jezioro Mutirkiwi.''

A zdjęcia nie zamieściłeś tego super widoku, żeby nas mobilizować do osobistego zapoznania się z tym miejscem?:D
Lodzio, miodzio.

Piast 06.09.2015 21:57

31 Załącznik(ów)
15. No, no - tu Malawi, a tu Zambia

31 lipca

Jeszcze kilka fot z okolicy, za dnia.

Załącznik 57310

Załącznik 57311

Załącznik 57312

Załącznik 57313

Załącznik 57314

Załącznik 57315

Trochę jednak trzeba nam podgonić tempo, żeby wyrobić się na prom płynący z Sudanu do Egiptu. 12 sierpnia, wtorek to data, która nas interesuje zwłaszcza, że prom pływa tylko raz w tygodniu i jest to jedyne czynne przejście graniczne pomiędzy tymi państwami. Podobno ma być też oddana do użytku lądowa odprawa, a póki co gonimy.

Ale nie ma też sensu przeginać z tą gonitwą.

Załącznik 57316

Załącznik 57317

Załącznik 57318

Załącznik 57319

Załącznik 57320

Tradycyjnie już wczesnym rankiem byliśmy w siodle i ruszyliśmy w stronę Tanzanii przez Zambię. Na mapie jest wyraźnie zaznaczona droga zmierzająca z Malawi przez Zambię właśnie do Tanzanii.

Trzeba to przyznać, że w Malawi jechało się pięknie. Odbiliśmy lekko od jeziora w góry, kręciliśmy winkle na dobrych drogach i zrobiło się soczyście zielono. W Afri, jak to w Afri wszystko może się wydarzyć. Nie wiadomo skąd i jak, ktoś na górze zaczął cedzić wodę przez wielkie sito. Sito miało jakieś wielkie dziury chyba, bo nie było szans na wdzianie teletubisiowego stroju. Uciekaliśmy przed deszczem do najbliższej chatynki. Mieszkanie dla pigmeja. Gospodarz był spoko i jakoś bardzo życzliwie nas przyjął pod daszek, na mini taras. Pojawiła się za moment dwójka jego zaciekawionych kosmitami dzieci. Taką zabawę wymyśliłem. Najpierw pstryk fota, a potem oglądamy. Zabawa przednia, a śmiech dzieciaków, taki z bebechów, spowodował, że pojaśniało dookoła. Mogliśmy jechać dalej.


Załącznik 57321

Załącznik 57322

Załącznik 57323

Załącznik 57324

Załącznik 57325

Nawigację miałem nastawioną na przejście Malawi-Zambia i według niej pozostało do przejechania jakieś 50km. Minęliśmy wsio-mistko Chitipa. Zaraz za nim, po lewej stronie pojawił się budynek nie podobny do innych. Z białej cegły i bardzo okazały. To tutaj była już odprawa celna. Wszystko poszło sprawnie. Celnicy zajęci grą w afrykańskie szachy chyba chcieli się nas jak najszybciej pozbyć.

Załącznik 57326

Załącznik 57327

Załącznik 57328

Za niedaleką chwilę wjeżdżaliśmy do Zambii i zmienił się nieoczekiwanie kolor jezdni z czarnego na rdzawy. To oznaczało tylko jedno. Czekała nas jazda szutrami. Generalnie nie ma bólu. Trochę się będzie kurzyło, ale szutry to nie takie straszne rzeczy. Tylko, że jesteśmy w Afri...Szutrów był ciut, ciut. Potem jakiś mędrzec wpadł na pomysł, żeby drogę jakoś utwardzić i nawrzucał ostrych kamieni na miękką kiedyś glinę. Teraz jest pora sucha i uformowało się tu coś w rodzaju drogowego jeża. Najgorsze, co mogłoby się mi tu przydarzyć, to rozdarta opona. Jakoś jechaliśmy dalej, a Afri uczyła pokory i pokazywała nam co chwilę nowe oblicze nasze drogi. Zajechany, zatrzymałem się, żeby zastanowić się, jak to się stało, że jest tak, jak teraz na wprost widzę, Chyba było tak. Na glinianą drogę spadł grubymi kroplami wielodniowy deszcz. Gliniana niegdyś droga zamieniła się pewnie w sieć większych i mniejszych rzek i strumieni, które rzeźbiły własne koryta. Część wzdłuż, część w poprzek wspomnianej drogi. A potem nagle przestało padać i nagle wszystko wyschło przypiekane afrykańskim słońcem. Glina znowu stwardniała i tylko droga była już nie taka. Jechałem 20 km/h ćwicząc nie jazdę szutrem tylko, motocyklową ekwilibrystykę. Patrzyłem tylko, żeby nie wpaść do koryta po strumieniu, albo żeby koło mi się nie zblokowało kiedy do niego wpadnę. Trochę męczące. Co jakiś czas robiłem pit stopy i jak zwykle nie wiadomo skąd pojawiali się lokalesi. Agielski jakoś słabo szedł. Ja: ''Malawi...Zambia...Tanzania...motorcycle...fahren ''. Lokalesi: ''No, no...tu Malawi, a tu Zambia''. Załapałem. Jechaliśmy centralnie granicą. Po lewej Malawi, po prawej Zambia. Takie czary. A na mapie inaczej to wyglądało.

Załącznik 57329

Załącznik 57330

Załącznik 57331

Załącznik 57332

Załącznik 57333

Załącznik 57334

Załącznik 57335

Załącznik 57336

Chyba ponad trzy godziny tak się snuliśmy, aż w końcu dojechaliśmy do Tunduma. Przejście graniczne to już osobna historia. Takiego afrykańskiego kotła to jeszcze nie widziałem. Ziggy mocował sięz dokumentami, a ja pilnowałem dobytku. Otoczyli mnie ze wszystkich stron. ''Money, banana, insurance, banana, money, money, kwacha...''. Obłęd.

Załącznik 57337

Załącznik 57338

Załącznik 57339

Zeszło nam chyba jakieś dwie godziny na formalnościach i ciemno już było. Złapaliśmy jeszcze pierwszą z brzegu wolną lodge, żeby się zwalić z gratami i przede wszystkim umyć. W dupę...żarówki przepalone, w łazience noc, w pokoju wisi coś smętnego na drucie, który nie wzbudza zaufania. Wody brak. Nie tak miało być! Pani chyba pojęła, że żartów nie ma. Minął jakiś czas i był prysznic. Taki mechaniczny. Miska, nalewak i już. Stoisz i lejesz na siebie...Trochę słabo brzmi, ale tak właśnie jest. Aha, lejesz wodę na siebie. A kolacja dzisiaj z torebki. Nawet niezły ten makaron z sosem pomidorowym.

Załącznik 57340

Najechane 460km (80km off)

Nkhata Bay - Tunduma Tanzania

Temperatura do 28C

Piast 06.09.2015 22:01

FILM część V


Piast 06.09.2015 22:25

28 Załącznik(ów)
16. Piłowane w Mpanda Tanzania

01 sierpnia

Tanzanię traktujemy tranzytowo, bo jakoś tak wychodzi. Jakoś po drodze z Zambii do Burundii nic ciekawego nie ma. Jezioro Tanganika na zachód od drogi pewnie 50km. Na wschód, w zasięgu też nic. Słonia widziałem, a Kilimandżaro to inny rozdział.

Start był niezły. Droga asfaltowa ufundowana przez America People. Nie wiem czemu, ale tak głosiła tablica. Jeśli tak by było, to może jakoś blisko granicy dzisiaj jeszcze przenocujemy. To tylko 770km do najechania. To Afri jednak...Nie wiem ile dokładnie ujechaliśmy. Myślę, że chyba 100km i zaczęły się szutrowe objazdy głównej drogi. Potrzebuję jakąś nazwę. Nie szutry tylko...''glikurz''. Definicja: ''Glikurz'' - zaschnięta glina wyrzucająca masę kurzu. A może lepiej ''glisz''. Tak, brzmi mi lepiej. Więc zasuwamy wspomnianym gliszem i nie ma lekko. Oprócz kurzu pojawiły się doły. Jak nie doły, to łaty luźnego piachu. Jak nie piach, to gliszowy jeż. I tak do Sumbawanga. Chyba do granicy nie dojedziemy jednak.

Korzystając z postoju miałem okazję poprzyglądać się życiu ulicznemu. W Tanzanii bardzo popularne są motoriksze ku mojemu zaskoczeniu. Widziałem takie ustrojstwo masowo jeżdżące w Indiach, ale tutaj? I czemu nie w innych, dotychczas odwiedzonych krajach afrykańskich? Zagadka...

Załącznik 57341

Załącznik 57342

Załącznik 57343

Załącznik 57344

Załącznik 57345

Załącznik 57346

Załącznik 57347

Załącznik 57348

Załącznik 57349

Załącznik 57350

Załącznik 57351

Załącznik 57352

Załącznik 57353

Załącznik 57354

Załącznik 57355

Załącznik 57356

Załącznik 57357

Załącznik 57358

Załącznik 57359

Załącznik 57361

Załącznik 57362

Załącznik 57363

Załącznik 57364

Załącznik 57365

Załącznik 57366

Śniadanie i w drogę. Jajecznica będzie ok? Jak najbardziej. Może będzie lepiej z tą drogą będzie wreszcie? Nie było. Raczej odwrotnie. Do wszystkiego, o czym już pisałem, doszedł jeszcze fesh fesh. To jest dopiero zdrajca! Wygląda dość normalnie. Jak sypki piach, tylko, że to nie piach, a coś w rodzaju kupy kurzu. Wpadasz, zero przyczepności, a pod nim jeszcze wyrąbana dziura.

Zdjęcia są z odcinków lajtowych.

Załącznik 57367

Załącznik 57368

Załącznik 57369

Co jakiś czas mijają nas ciężarówki. Nie czułem, żeby którakolwiek zwolniła na drodze. Przewalały się na pełnym gazie tuż obok nas pozostawiając chmurę kurzu, zza której nie było widać absolutnie nic.

Byłem okrutnie zmasakrowany, aż dotarliśmy do Mpanda. Miasteczko, w którym nie ma nic. Hotel jest za to i pomyślałem, że wreszcie otrzepię się z kurzu i złapię zasłużony oddech. W restauracji, na dole, zasiedli budowniczowie afrykańskich dróg, Chińczycy. I chyba nie przypadkowo w karcie pojawiły się dania Made in China. Ryż z warzywami dla mnie? Tak, poproszę.

Nie ma tak lekko. Kilka budynków dalej zaczął się koncert jakiegoś afrykańskiego bandu. Afrykanie, jak powszechnie wieść niesie mają rytm we krwi, a muzyka to ich druga religia. Te wokale i frazowanie eeech...marzenie. Band zza płotu to...poraaaażżżka, dramat, masakra, zgon i gwóźdź! Wokale piłowały coś bez sensu, gitarrra-może warto nastroić, a sekcja koszmar! I w dodatku grali ten sam numer przez cztery godziny. Dżizus! Ludzie chcą spać tutaj!!! Na filmie słychać, o co chodzi.

Najechane 460km (ponad 200 off)

Tunduma - Mpanda

Temperatura do 30C


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:46.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.