![]() |
Ronin ma nowy model pancernikowych stelaży. Ronin cyknij fotę wrzuć.
|
Cytat:
|
blisko jestem więc mógłbym podskoczyć, ale mnie moja raczej nie puści, bo wtedy ktoś by się musiał zająć nią na co z kolei ja zgody nie daje :)
wiem że marne to wytłumaczenie, ale cóż jak innego nie mam to dobre i takie ;) |
Cytat:
proszę bardzo, będzie fotka wieczorem:)albo jutro;) Felek - już Ty wiesz, co;) jak zawsze świetnie się czyta, a widać, że zabawa była przednia! :at::at::blues::zdrufko: |
Cytat:
|
a to dzisiaj :O łikendy mi się pomieniały kurczaczek to ja zaraz do lubej smaruje maila i postaramy się pojawić.
no ale koniec offtopa w tym temacie :) Dawać mi tu relacji ciąg dalszy :D |
Cytat:
|
Ciekawe jakie stelaże ma Ola i Jurek ;)
|
Jak któryś z was zbliży się do mojej niuni, na mniej niż 10metrów...to będzie w ryja...kilerzy królów, wy jedni:mur:
|
12 Załącznik(ów)
Po wieczornych gwiezdnych spektaklach, rano słońce wyciąga nas ze śpiworów i namiotów. Szybka ocena sytuacji. Wszyscy docinają Wiecznemu, że specjalnie wygiął stelaż bo łatwiej mu nalewać olej z kanistra. Załącznik 6646 Okazuje się, że chordy dzikich mrówek wsuwają naszą krakowską, pozostawiona na łące wieczorem. Niedługo okazuje się że mrówki nie są jedyną zwierzyną. Dookoła słyszymy dzwonki. Załącznik 6650 Chwilę potem okazuje się, że wokół nas są setki krów. Rozstawiliśmy się na pastwisku. Z resztek wody robimy kawkę. Załącznik 6645 Wieczny płacze, że jest odwodniony. Pakujemy się i ruszamy. Docieramy do jakiegoś wiejskiego sklepu. Uzupełniamy płyny ustrojowe. Wieczny przestaje płakać. Greg brata się z lokalesami. Załącznik 6651 Ustalamy, że jest potrzebny nam „Kondukta”. Cokolwiek to znaczy, jest w najbliższym miasteczku. No dobra, na nasze standardy to większa wieś. Telewizory Grega nie nawigowały w kierunku wspominanego słowa. Trochę błądzimy. W końcu wjeżdżamy na podwórze z szyldem Auto Spalatorie. Zastanawiam się czy aby nie chodzi tu o zakład utylizacji. Na migi dogadujemy się co i jak nam potrzeba. Fachowiec w firmowy mundurku zabiera się do roboty. Załącznik 6652 Część rusza na mijany targ po zaopatrzenie. Jeden koleszka wpada na pomysł zakupienia zasilacza do HP. Niezły pomysł. Na wiejskim targu, sukces murowany. Przy okazji rozglądamy się po wyposażeniu zakładu. Z konserw robią łaty w podłodze wiekowej daci ze sportowym siedzeniem z kołka drewna. Choć spawy wyglądają jakby były dziełem dżdżownicy a nie ultranowoczesnej techniki spawania w osłonie CO2. Jednak jak się ma jeszcze okazać to łączenie mamy już z głowy. Po zakończeniu prac szefu nawet nie chce gadać o żadnej zapłacie. Jedynie Drum bun i wyjeżdżamy. Przy okazji zwracamy uwagę na to, że nawet furmanki mają swoje numery rejestracyjne. Jedziemy trochę asfaltem docierając w jakieś góry. Skręcamy na boczne zaczyna się kurzyć niemiłosiernie. Karawana się wydłuża. Tracę poprzednika z widoku. Tylko kurz wyznacza kierunek w którym jadą. Mało nie poszedłem na czołówkę z pędzącym pikapem z przeciwka. Udało się choć widoczność była zerowa. Za to na rozwidleniu jest zonk. Kurz unosi się nad obiema drogami. Wypatruje i widzę podnoszące się gęste tumany nad lewą. Jadę w lewo niedługo doganiam ciężórawkę. Wyprzedzić ją to jak zostać kamikadze. Zostaje kamikadze. Znowu kawałek asfaltu. Doganiam chłopaków. Zatrzymujemy się na jakieś tamie. Jesteśmy już w górach widoki zajfajne. Po krótkiej przerwie na wypłukanie piachu z zębów ruszamy dalej. Droga znowu z koszmarnie pylącego szutru. Jakby mało tego było co chwilę liczę ciosy kamulcem w osłonę. Aluminiowa osłona wydaje niezwykle głośne jęki przy każdym takim ciosie. Niestety nie do uniknięcia. Przestaje liczyć ciosy. Wyjeżdżamy coraz wyżej skończyły się kamienie i kurz. Zaczeło się zaschnięte błoto. Las daje miły półmrok i chłód. Na jednym z zakrętów koziołka fika wieczny. To już zaczyna być nudne. Załącznik 6653 Głęboka koleina nie daje szans na wygrzebanie się z pod motura. Dźwigamy z Szymonem Chabetę. Doganiamy resztę. Część rusza, część zaczyna remonty. Ja pierdziu co ja tutaj robię. To ja miałem kompleks absolutnego nieprzygotowania, ale Ci goście już przeginają. Co postój wyciągają narzędzia i coś tam dłubią. Taki los. W końcu ruszamy. Droga lasem w półmroku jest super. Wyjeżdzamy na jakąś polanę. Znowu kamienie i kurz. Nasi reporterzy montują stanowisko. My robimy za statystów czy modelki. Reżyser nakreśla wizję planu i scenografii. Adaś pruje pierwszy. Ja z Wiecznym mamy być drugim planem. W pewnym momencie dochodzi do załamania akcji , lub do punktu zwrotnego. My z góry widzimy że tuman przestał się przesuwać. Od strony operatorów widok był znacznie atrakcyjniejszy. Załącznik 6647 Załącznik 6648 Znowu mamy porwane steleże, znowu szukamy Kondukta i znowu mamy 100 kilometrów do Resity. Przerwa na planie. Obiad. Załącznik 6654 Widoki zarąbise. Kończymy butlę. Greg ma już tylko pięć. Kurczaczek palce lizać. Dzięki Lucek. Żurek też wkustny. Motamy strzępy XLki. Kufer mocuje na pasek od spodni do swojego siedzenia i ruszamy szukać spawaczesku. Zdjeżdżamy do wioski. Od razu mamy spawacza. Tym razem w wulkanizatorni. Załącznik 6649 Spawaczesku robi swoje my idziemy w miasto. Po powrocie Adaś smęci, że ma krzywą ramę i w ogóle jest źle. To że ma krzywy tył to widać było jeszcze przed wyjazdem. Błotnik lampa i kufry wszystko było w innych przestrzeniach. Każde w swojej. A w dodatku absolutny brak symetrii. Nawet koło było jakoś tak bardziej. Dla potwierdzenia znajdujemy miejsca gdzie jest krzywo. Tylko, że jest to zadupek a nie mocowanie wahacza jak twierdzi właściciel. Test drive na sprawdzenie osiowości. Zostałem o zgrozo wytypowany na pilota oblatywacza. Czemu ja się na to zgodziłem? Motor na wpół rozebrany siedzenie tylko położone. Próbuje ruszyć, a tu coś się konia dusi a sprzęgło nie puszcza. Odkręciłem bardziej, sprzęgło skleiło na 1 mm przed końcem, kobyłka ruszyła z kopyta, i od razu na gumę. Jakieś ewolucje pomiędzy wrakiem daci a traktorem. Po dwóch metrach leżymy oboje. Werdykt rzeczoznawcy : da się jechać. Tylko tyłek trza troszku podprostować. W ramach opłaty za spawanie wytargowaliśmy rurę od znaku drogowego do naciągania zadupka. Rozdzielamy się na dwie grupy. Sprawni jadą do Resity w poszukiwaniu miejsca na nocleg, a sprawni inaczej skręcają kasztankę a potem jadą za nami asfaltem. W stronę Resity ruszamy na skróty, borem lasem. Znowu są widokowe górki. Pośród łąk ginie nam właściwa droga. Próbujemy improwizować. Jest fajnie. Namierzam się na podjazd. Już w trakcie okazuje się, że przeceniłem swoje możliwości i zaczynam zmieniać na taktykę. Z ukosem do trawersu. To przynosi efekty. Niestety do czasu. Nagle na mej drodze gwałtownie i podstępnie wyrasta drzewo. Prawie bym przeszedł. Gdyby nie ......podnóżki. Kurde właściwie to poco one są? Jednym wbijam się w skarpę. Drugi klinuje się na drzewie. A było już prawie, prawie. Jeszcze jakiś rozpaczliwe próby, ale nic z tego. Załącznik 6655 Przybywają chłopaki z odsieczą. Pasterz patrząc z dołu daje wyrazy sympatii. Jedyne co zrozumieliśmy z jego wypowiedzi to „hard kor”. Załącznik 6656 Greg wyczytuje ze swego telewizora, że droga to wiedzie, ale sąsiednim wzgórzem. Wyciągamy habetę i hola na protiwpałożną. Tam nie ma takich krzoli i żadnych zdradzieckich drzew. W każdym razie nie na mojej drodze. Drogi też nie ma, ale jakby co mamy na to sposób. Ślinię palec wyciągam na słońce i właściwie nic się nie dzieje. Może dlatego że pośliniłem rękawiczkę. Robię teatralną minę i cytuje słowa wieszcza. Jedźmy na wschód tam musi być cywilizacja. Walimy grzbietem na szagę. Jest bosko. Trawa po pas. Słońce prosto w nos, a może wręcz odwrotnie. Od czasu do czasu tracę równowagę najeżdżając na jakiś ukryty w trawie kopiec albo badyl. Bezpieczna prędkość pozwala jednak na utrzymanie pionu. Greg coś tam wymachuje na wprost. Pewnie znowu znaleźliśmy jakąś drogę. Kurde, ten jego telewizor ma zapisane na swoich mapach chyba ślady po przejeździe jakiegoś dzipa. Choć mógłbym się założyć, że to co wyczyniają lokalesi swoimi daciami w wersji pikuś mogło by się nadać na niejeden rajd terenówek. Pozostaje nam tylko zjechać ze wzgórza, tylko czemu tą najostrzejszą ścianą. Żeby tylko nie walnąć figury przez kierownicę. Greg pokazuje, że dobrze jedziemy. Odkąd wiem, że to jest droga czuje się wyraźnie spokojniej. Swoją drogą to ten jego telewizor ma niezłą wyobraźnie. Ja tej drogi ni kuta nie widzę. Zjeżdżamy w dolinkę. Jest ładnie. Widać nawet ślady rzeczki. Jest miło i miło. Tylko trawa wciąż wysoka. W końcu znajdujemy jakieś ślady. Jedziemy nimi do lasu. W lesie na rozstajach zatrzymujemy się na chwilę. Dopada mnie eskadra komarów. Zsiadając z motura oganiam się od nich zamaszyście. Ma to przykre konsekwencje. Szybuje z podnóżków, lądując plecami na kamieniach pół metra po niżej motura w wyrwie po rzeczce. Ale jak śpiewa towarzyszka Doda "I nie martw się nie jest tak źle...." W końcu mogłem tam wylądować z moturem. Od razu mi lepiej. Ale chyba nie było mi za bardzo do śmiechu bo nie wyjmnołem nawet aparata. Jedziemy dalej. Wyjeżdżamy z lasu. Zanurzamy się w stado owiec. Które rozbiegając się tworzą jakby drogę. Niestety za owcami dopadają nas burki. Ale nie takie z serem czy dżemem. Wyglądały na takie z miejscem na mięsne nadzienie. Ujadały niemiłosiernie. Jedyne wyjście to dzida aby nie zostać tym nadzieniem burka. Na szczęście po tej stronie lasu trawa było niewysoka, tylko ziemia nierówna. W tej konkurencji byliśmy pierwsi przy bramie. Na szczęście była otwarta. Docieramy do jakieś wioski. Jest sklepo-bar. Miejscowi patrzą na nas z politowaniem. Jak bydło, pijemy wodę. Dzikim szutrem docieramy do asfaltu, a nim do Resity. Telefonicznie ustalamy pozycje drugiej wycieczki. Wygląda, że to nie oni na nas, tylko my na nich czekamy. Ponieważ robi się późno ustalamy, że szukamy miejsca na biwak. Oni nas odnajdą. Zaocznie ustalamy miejsce na mapie. Jedziemy coraz to bardziej dziurawą drogą, ale za to coraz wyżej. Jest również coraz ciemniej, coraz trudniej wypatrzyć dziury i żwir na drodze. Po ciemaku widzimy poniżej drogi ogniska i namioty. Szybka decyzja. Tu. Rozstawiamy namioty. Zaczynamy plądrować okoliczne krzaki w poszukiwaniu opału. Efekty są gorzej niż słabe. Przychodzą do nas Rumuni. Coś mówią i pokazują rękami jakby chcieli powiedzieć, że to nie tak. Znikają, a my nadal nie mamy towaru. Po kilku chwilach wracają, ze spalinówką. Parę chwil i mamy stertę towaru. No kurde nieprzygotowani jesteśmy. Co wy do licha w tych pancernikach wozicie? W oddali słyszymy singielka. Jadzie reszta wycieczki. Zatrzymują się na chwilę nad obozowiskiem. Wymachujemy latarkami. Zapinają jedyne i winą. Wieczny daje wióra za nimi. Ale ich nie znajduje. Za to spotyka jakiś Czechów na dzidągach. Ale to nie nasi. Wraca. telefonicznie ustalamy że mają jeszcze z 70 kilosów. Kurde tyle to wy wszystkiego zrobiliśmy od spawaczesku. Oni jadą skrótem. Docierają przed północą. Gwiazdy i kruszon rozleniwiają na maxa. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:40. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.