![]() |
:Thumbs_Up::)
|
22 Załącznik(ów)
Dolina i ośrodek narciarski wokoło
Załącznik 127109 Załącznik 127110 Załącznik 127111 Załącznik 127112 Załącznik 127113 Załącznik 127114 Załącznik 127115 Załącznik 127116 Po chwili dojeżdżamy na przełęcz Col de L’Iseran 2770. Jest to najwyższa przełęcz asfaltowa w Alpach. Niektórzy twierdzą, że miano najwyższej przełęczy nosi Col de la Bonette ale to nie prawda. Sama przełęcz Bonette ma 2715, dopiero droga dookoła szczytu Bonette leży ponad 2800 m.n.p.m. i przez to często jest postrzegana za najwyższą przełęcz w Europie. A tu klops to nie prawda 😊. Załącznik 127117 Załącznik 127118 Załącznik 127128 Na przełęczy byłem w 2016 roku w zimie na desce. Jeździłem dosłownie po tych samych drogach na desce, co teraz na motocyklu. To fajne uczucie. Jeździłem też na lodowcu Grand Pisaillas – jeździłem bo po siedmiu latach zostały już tylko skały po nim. Grama lodu, masakra jakaś, to samo dzieje się w Szwajcarii, w Austrii, w całych Alpach. Tu kiedyś był lodowiec. Załącznik 127119 Zostało trochę śniegu jeszcze na Grande Motte w Tignes ale to już 3656 metrów. Załącznik 127125 Załącznik 127120 Załącznik 127121 Załącznik 127122 Załącznik 127123 Tu Val d'Isere dzisiaj Załącznik 127124 A tu w 2016 roku jak byłem na desce. To samo miejsce robienia zdjęcia, a dwa zupełnie inne środki transportu. Załącznik 127127 Załącznik 127126 Nie ma za bardzo czasu na podziwianie widoków, bo jak zwykle czasu mało ale też ludzi bardzo dużo. Jedziemy dalej, droga do Val d’Isere wiedzie pięknym trawersem, jest duża różnica wysokości ale mało zakrętów, więc można powoli turlać się w dół i podziwiać widoki. Załącznik 127129 Załącznik 127130 |
25 Załącznik(ów)
Samo Val d’Isere to nic ładnego, dużo apartamentowców i turystów. Dużo lepsze wrażenie na mnie robiło w zimie – jednak śnieżny klimat robił swoje . No i pomimo 1800 m.n.p.m robiło się już gorąco. Dlatego polecieliśmy dalej, niestety jeszcze niżej, a to oznaczało temperaturę powyżej 30. Mijamy po drodze Tignes i jezioro Lac du Chevril, a mi przychodzą na myśl wspomnienia z wyjazdu snowboardowego w to miejsce. Byłem tam tylko raz na desce ale dalej twierdzę, że to jedna z najlepszych zimowych miejscówek w Alpach – całkowicie inna niż austriackie Alpy czy Dolomity. Olbrzymie przestrzenie, ilości tras, wysokości na jakich się jeździ, to gwarantuje fun. O ile ma się pogodę jak ja miałem 😊.
No dobra ale schodzę na ziemię, a raczej na gorące siedzenie. Pozostaje nam do podjechania przedostatnia przełęcz w tym dniu – Petit Saint Bernard. I tu mnie Ropuch ma – drugi raz w tym wyjeździe musiałem mu odpowiedzieć : nie, nie byłem tu 😊. Tak naprawdę to jak Ropuch rzucił hasło Stelvio, to tak popatrzyłem na mapę i stwierdziłem, że to bez sensu jechać z Bardonecchi znowu autostradą na Turyn i Milan, trzeba coś urozmaicić. To wymyśliłem sobie, że mu pokażę L’Isoard, a sam zaliczę Małego Bernarda i doliną Aosty dojedziemy do Milano. Ale zanim Mały Bernard został zdobyty to po drodze zaliczyliśmy uroczę miasteczko La Rosiere, która tworzy niewielki ( raptem 150 km tras) rejon narciarski wraz z włoską częścią przełeczy. La Rosiere to po francusku chyba różyczka – no więc jak nas może witać ta miejscowość. Oczywiście piękne francuskie hostessy rzucają nam pod koła naszych lśniących motocykli tysiące płatków róż, w lśniących zębach trzymają dorodne róże, a swym skąpym strojem mówią – zapraszamy, zostań u nas 😊 . Załącznik 127139 Kurde, chyba 30 stopni na 1600 m.n.p.m. przegrzało mi mózg w tym kasku 😊 , oni tylko i aż tylko położyli różowy asfalt i to wystarczyło żeby zrobić na nas wrażenie jakby stały tu właśnie te hostessy. Asfalt ten jest tylko z jednej strony i to od mało popularnego podjazdu od Le Mousselard. Trzeba przyznać że robi wrażenie. Załącznik 127135 Załącznik 127131 Po drodze do "Różyczki" Załącznik 127132 Załącznik 127136 Załącznik 127133 No dobra dość tych marzeń o hostessach. Szybki posiłek w postaci naleśników na przełęczy Petit Bernard, kilka fotek i zjeżdżamy do doliny Aosty. Załącznik 127134 Załącznik 127137 Załącznik 127138 Zaraz za przełęczą daje się zauważyć bardzo szpiczasta „dymiąca” góra. Zauważamy ją razem z Ropuchem i wg. mnie to Mt Blanc. Ropuch był na nim i twierdzi, ze to całkiem inny kształt. No ale my zjeżdżamy do doliny Aosty, a to przecież stamtąd biegnie tulem pod Mt Blanc, więc nic dookoła wyższego nie ma. Po powrocie do domu nie dawało mi to spokoju, sprawdziłem i rzeczywiście z Małego Benarda widać Mt Blanc, inna perspektywa mogła mylić. Jak już pisałem, zjechaliśmy do doliny Aosty i tu zaczęło się piekło. Pojechaliśmy w kierunku Aosty i Milanu, a że było już po południu, kilometrów jeszcze dużo przed nami, to cyk na autostradę i tranzyt w kierunku Mediolanu. Do momentu jazdy w tunelach, a jest ich tam sporo, było znośnie, nawet przyjemnie 25 stopni. No ale kiedyś tunele się musiały skończyć. Zaczęły się upały. 39 stopni Celsjusza, do tego potwornie gorący wiatr z każdej strony – masakra. Nie wiedziałem czy zasuwać wszystkie otwory wentylacyjne, czy zdejmować co miałem. Nawet nie wiedziałem, że spadek temperatury do 37 stopni spowoduje we mnie wrażenie ochłodzenia 😊. No trudno, jak to śpiewa Kazik, „inni mają jeszcze gorzej”. W tej części monotonnej wycieczki nic się nie dzieje, tylko upał, autostrada, wyprzedzające nas po drodze Pendolino, które przelatywało obok nas, tak jakbyśmy w miejscu stali. Dojeżdżamy pod Mediolan i znowu stosujemy metodę pokonania autostradowych bramek „na Ropucha” , czyli „boczkiem , boczkiem, żeby się nie ubrudzić”. Ciekawe czy przyjdzie jakiś bilecik za to od Włochów 😊. Na razie to mi bilecik od ALP przyszedł po wyjedzie na zlot TCP na Kaszubach 😊, to może już wyczerpałem limit kar na ten rok. Na wysokości Mediolanu odbiliśmy w kierunku Mozy i jeziora Como i drogą wzdłuż jeziora pojechaliśmy w kierunku Bormio i ostatniej przełęczy tego dnia – Stelvio. Droga wzdłuż jeziora, pomimo że na mapie wygląda obiecująco, w rzeczywistości to rozczarowanie: tunel, tunel i jeszcze raz tunel. Tylko pomiędzy tunelami dostaję się do źrenicy ułamek widoku jeziora i wzgórz jakie je okalają. Niestety szybko zostają te widoki prześwietlone następnym tunelem i w pamięci nic nie zostaje. Dalej droga do Bormio to praktycznie sznur samochodów, które ciężko wyprzedzić, ponieważ z drugiej strony to samo, a wąsko jest bardzo. Wczesnym wieczorem docieramy do Bormio, krótko szukaliśmy noclegu przez Booking ale zdecydowaliśmy, że gonimy na Stelvio. W bookingu był jakiś pokój w hotelu na samej przełęczy, więc stwierdziliśmy, że to fajna opcja. Tu rozpoczyna się krótki epizod związany poniekąd ze Stella Alpina, jak już wspominałem Ropuch chciał zaliczyć ta przełęcz, ja nie protestowałem, a przy okazji podczas naszego wyjazdu na zlot, zaliczyliśmy miejsce pierwszego spotkania Stella Alpina – Passo Stelvio 2757 m.n.p.m. Decyzja o wyjeździe na górę po godzinie 19 była strzałem w 10. Byłem na Stelvio kilka razy i zawsze zostawał mi w pamięci widok takich „Krupówek” albo Sukiennic. Mnóstwo ludzi, samochody, które wyglądały jak kramy – dużo obrazków, które kazały o tym miejscu mówić „przereklamowane”. Nie , nie jest ono przereklamowane, tak samo zresztą jak Grossglockner. One po prostu są łatwo dostępne i ludzi jest dużo. Ale nie o 20.00, bo o tej godzinie wyjechaliśmy na górę. Pusto, dosłownie pusto. Podjazd od Bormio, może ze trzy samochody , dwa motocykle. Na przełęczy cisza, tylko wiaterek. No i może Subaru Impreza WRX STI mocno po tuningu, w którym paliły się hamulce kiedy totarł na górę – ale w środku za pasażera siedziała atrakcyjna dziewczyna to nie ma się co dziwić, że się paliło. W drodze na Stelvio od Bormio Załącznik 127146 Załącznik 127140 Załącznik 127141 Załącznik 127142 A tu już klasyka. Naklejki zdzierają, bo już nie było by sensu tej tablicy. Załącznik 127147 Załącznik 127143 No i na dół - pusto jak nigdy. Załącznik 127144 Załącznik 127145 Okazuje się, że w hotelu który na bookingu miał wolne miejsca, w recepcji powiedziano, że OCUPATO , nic nie ma. Nie lubię takich akcji i nie chciałem klikać przez Booking pokoju – znaleźliśmy mały hotel na dole w miejscowości Sulda. Tym sposobem zjechaliśmy pustą drogą ze Stelvio w kierunku Merano. Przed 21 byliśmy w Suldzie. Szybkie piwko na start, prysznic po 600 km w siodle i jedzenie. No właśnie, o tej porze ledwo co znajdujemy ostatnią czynną kuchnie - wskakuje włoska pizza i piwko. W hotelu jeszcze wybłagaliśmy ostatnie piwko i lulu do łóżeczka. Dzień był długi, rano jeszcze Coll de Sommeiller, po drodze Col de L’Iseran , a na koniec jeszcze Stelvio. Tylko te trzy przełęcze to 4000 metrów przewyższenia licząc Coll de Sommeiller od biwaku, bo gdyby dołożyć z Bardardonecchi to jeszcze tysiąc by doszedł. Dzień długi, upalny ale jakby mnie Ropuch zapytał czy bym to powtórzył, bez wahania bym odparł : spoko 😊 Piwko na start albo jak kto woli na koniec Załącznik 127148 Załącznik 127149 Załącznik 127150 Wybłagane piwko w hotelu na koniec Załącznik 127153 I Sulda nocą Załącznik 127151 Załącznik 127152 Załącznik 127154 Cały męczący , gorący dzień Załącznik 127188 |
16 Załącznik(ów)
Po nocy przychodzi dzień, dla nas ostatni dzień. Nie wiem ile tych dni policzyć, bo ja wycieczkę rozpocząłem po 15 w środę, a dziś jest poniedziałek. Tak więc albo to piąty dzień albo piec i pół 😊. Nie ważne. Ważne, żeby liznąć znowu coś co tu jest, a nie szybko może się zdażyć z racji odległości jakie nas dzielą od domu.
Wstajemy jako pierwsi na śniadanie o 7.30. To dobra pora, bo do domu ponad 1100 km, a Ropuch nawet stówę więcej. Na śniadaniu spotykamy Polaka, alpinistę z Bielska. Jest już kilka dni w Alpach i dzisiaj atakował Ortler – najwyższy szczyt w Tyrolu Południowym. My , a raczej ja mam w planach pokazać Ropuchowi też niemałą przełęcz bo 2509 m.n.p.m. Przełęcz graniczną pomiędzy Italią, a Austrią. Po włoskiej stronie to Passo Rombo, po austriackiej Timmelsjoch. Startujemy z Suldy po ósmej i jest jeszcze rześko. Niestety im bliżej Meran, tym temperatura stawała się wyższa. W oddali widać tylko hektolitry wody jakie wydobywają się z armatek wodnych wprost na sady. Z daleka tworzy to swoistą aureolę nad drzewkami owocowymi. Tankujemy w Merano i zaczynamy wspinaczkę na przełęcz. Po drodze dostaję opieprz od strażnika miejskiego, że za szybko jadę i wyprzedzam, to samo dostaje kierowca Porsche, który zapieprzał też zdrowo. Ropuchowi się upiekło. Docieramy na górę, znowu robimy zdjęcia do kolekcji tablic z nazwami przełęczy i rozpoczynamy ostatni etap drogi do domu. Poranek w Suldzie i Ortler w tle. Załącznik 127165 W drodze na Timmelsjoch Załącznik 127166 Załącznik 127167 Załącznik 127168 To już Timmelsjoch lub Passo Rombo jak kto woli Załącznik 127175 Załącznik 127176 Załącznik 127177 Załącznik 127178 Załącznik 127169 Załącznik 127170 Po drodze jeszcze opłata i zdjęcie z odbudowanym muzeum, co to się zjarało kilka lat temu, przeciskamy się już w upale przez Solden, w którym kręcili Bonda i dojeżdżamy do autostrady na Innsbruck. Załącznik 127173 Załącznik 127174 Załącznik 127171 Załącznik 127172 Dobrze, że jechaliśmy na motocyklach. Korek w kierunku autostrady miał kilka kilometrów i tylko my zdecydowaliśmy się go omijać środkiem – inni motocykliści raczej stali. No cóż – Austria. Dalej to już tylko autostrada. Tankowanie , jazda , tankowanie. MC DONALD’S na Rochlence, najbardziej obleganej stacji w Czechach i dalej jazda. Dwie krople deszczu koło Ostrawy ( olbrzymia burza nas goniła od Brna) i czas pożegnań na A1, na MOPie w Knurowie. Tam ja już A4, a Ropuch A1 do domu. O 21:56 zameldowałem się pod bramą. To był następny „szybki przedłużony weekend”. Tak jak dwa lata temu poznałem na Stelli Zylka, super bezproblemowego gościa, z którym po trzech dniach znajomości pojechałem na Sardynię, tak w ten dłuższy weekend poznałem drugiego super bezproblemowego wariata. Mało tego, ma tak samą twardą dupę jak ja i może w tranzycie jechać od tankowania do tankowania. Nie wiem tylko czy wytrzymałby tyle co ja, bo ja mam większy zbiornik 😊 i robiłem pauzy wymuszone 😊. A na poważnie Panowie, dziękuję za extra trochę daleki ale szybki wypad. Miło było wciągać nosem kurz za Zylkiem, co nie zdarza się często , bo to zwykle mi przypada rola prowadzącego. Miło było pokazać Ropuchowi kilka nowych miejsc. Tak wiem, to nie taki wyczyn pojechać w Alpy Francuskie i Piemont ale Ropuch szczerze dał do zrozumienia, że mu się podobało – a to daje satysfakcje. Po prostu chce się z takimi TYPAMI jeździć. I pomyśleć, że Ropuch kupił tylko ode mnie rower😊 P.S. Taka mała statystyka mi się wyświetliła na liczniku – Ropucha bolała najbardziej liczba litrów ale chyba nie przeliczał przez średnią cenę w Europie 😊 Załącznik 127179 P.S. 2 . Na Stelli Alpinie byłem trzy razy w terminie zlotu oczywiście i powiem tak: jeśli ktoś będzie chętny na następny raz popełnić kilka tysięcy kilometrów w kilka dni to jestem chętny. Jeden warunek – pogoda must be. P.S.3. Zdjęcie laski z różą w zębach zostało wygenerowane przez sztuczną inteligencje 😊 No ostatni dzień wyglądał tak Załącznik 127187 |
Zacnie:Thumbs_Up:
|
1 Załącznik(ów)
Czuję się trochę wywołany do tablicy :)
Poznałem na tym forum wielu fantastycznych ludzi, kilku z nich jest naprawdę wyjątkowych; Czosnek, Calgon, Mirek, Rosomak, 7G, Robert Moviestar, Dubiel, Jacek Cieplucha, Kuba z Łodzi, Mirmil, Stara Gwardia (trudno tu wspomnieć wszystkich) i chyba do tej grupy powinienem też zaliczyć i Łukasza vel Johna z KrK :) Dzięki Wam otworzyły mi się możliwości i powstały zajebiste wspomnienia, których jak wiadomo nie kupisz :) Wyjazd spontan petarda, nikogo nie znałem - no, od Łukasza kupiłem co prawda tylko rower i to po taniości, Zylka poznałem w knajpie jak pił piwo i jadł pizzę...curva udało się FEST i nie żałuje ani jednej złotówki na przepaloną wachę, co w przypadku moich pejsów nie zdarza się zbyt często :) WIELKI ukłon dla Was Panowie za chęci, otwartość, spontaniczność, szczerość, samą jazdę i widoki....dla tych, którzy odkładają swoje marzenia mówię tylko, że nie warto tego robić, życie jest zbyt krótkie - spontany są najfajniejsze :) Dziękuje za zaufanie, jeśli tylko nadarzy się kolejna okazja, to nie mam szans się zawahać - to był zajebisty wyjazd, do następnego razu, wchodzę w to w ciemno !!!! Wasze zdrowie Panowie :) Załącznik 127194 |
Ależ leracja piękna. Naprawdę miód!!!
|
Cytat:
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka |
Cytat:
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka |
Cytat:
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:33. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.