Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Stany, stany... (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=3823)

Kuba 06.02.2010 00:05

mistrz! :D

Babel 06.02.2010 00:14

Sambor mój kolega zawzięty chopperowiec dzięki twojej relacji Afri chce kupić :).
Dzięki będę miał z kim latać po okolicach :D

JARU 06.02.2010 00:26

Sambor czy mógłbyś ten artykuł wrzucić też w pdf tak żeby można było wydrukować do przeczytania? zdaje się że to przerabiałeś na jpg?;) z góry dzięki

hero 06.02.2010 13:55

A jpg to sie nie da wydrukować o wielkosci A3 lub A4?
co za różnica co sie drukuje?

HBRT 07.02.2010 01:37

Nie chce sie czepiac tak od razu ale widze, ze artykul do adv rider udalo sie splodzic a na forum trzeba z pokora odczekac na kolejne odcinki... he? ;)

sambor1965 08.02.2010 21:12

Cytat:

Napisał HBRT (Post 98520)
Nie chce sie czepiac tak od razu ale widze, ze artykul do adv rider udalo sie splodzic a na forum trzeba z pokora odczekac na kolejne odcinki... he? ;)

Udało się. No i co? Czujesz się gorszy? ;)
Masz tu trochę więcej tekstu, poza tym tamten obejmuje tylko wycinek naszego urlopu.


Wyruszyliśmy rankiem rozglądając się za benzyną. Do Langaru przyjechaliśmy właściwie na oparach i nie było szansy by się dotoczyć do Ishkhashim. Zreszta pamiętalem, że w 2006 roku i tam nie było paliwa. Zatankowaliśmy za granicy Langaru i pogoniliśmy wzdłuż Piandżu. Droga prowadzi północnym brzegiem rzeki, wznosi się co chwila na skały, gdyż Piandż podpływa blisko tadżyckiego Pamiru. Po lewej stronie widzimy odległy zaledwie o kilka kilometrów Hindukusz którego ostre szczyty stanowią już granicę pakistańską.
Minęło wiele lat od czasu kiedy tu byłem pierwszy raz, wiele się zmieniło. Nie wszystko na lepsze. Pamiętam szok jak zobaczyłem orkę wołami przy użyciu drewnianego pługu czy osiołki chodzące wkoło i młócące zboże. Te obrazki można zobaczyć i dziś w każdej wsi po drodze do Ishkhashimu, mnie już nie szokują. Bardziej dają do myślenia chłopcy robiący nam zdjęcia swoimi telefonami komórkowymi i dziewczyny, które nie odwracają już głów i nie kryją się pod chustami. Ludzie są niesamowicie mili i przyjacielscy, każdy zaprasza do siebie, każdy podejmie czajem, da owoce... Turysta nie jest tu ewenementem, ale taki z którym da się porozmawiać owszem. Większość stanowią obwożeni pojazdami 4x4 westernersi, którzy w grupach po kilka osób zaliczają Pamir. Docierają tu również wariaci - rowerzyści. Ci zawsze mają sporo czasu i ochotę do pogadania, brakuje im jednak najczęściej narzędzia jakim jest język.

Wioski nie wyglądają biednie, toną wśród zieleni wszechobecnych tu topoli, drogi we wsiach są wyasfaltowane i jeździ nimi sporo aut. W połowie drogi łapię gumę i biorę się nieporadnie za zmianę koła. Izi macha ręką na tę moją robotę i po 10 minutach możemy jechać dalej. Patrzymy wciąż z ciekawością na lewo szukając drogi którą dziś jeszcze mamy nadzieję jechać po drugiej,
afgańskiej już stronie rzeki. I nic nie widać. Ani drogi, ani samochodów ani ludzi...
Na stacji benzynowej w Ishkhashim tankujemy motorki. Widać już most prowadzący do Afganistanu, ale my musimy jeszcze do Khorogu... Zastanawiam się czy powinniśmy jechać tam wszyscy czy wystarczy
żeby pojechał jeden z nas? A może lepiej by jeden z nas został? Już jechałem tą drogą, po co mi jeździć tam i z powrotem?
Jest gorąco jak diabli, drogą przejeżdża jakaś terenowa suzuka, patrzę za nią ospale. SK? To chyba rejestracja z Katowic! O żesz... Wskakuję na motocykl i gonię za nią. Dopadam ją już w centrum, zrównuję się i pokazuję siedzącej w środku parze, by zjechali na bok.
- Na wjeździe do miasta przekroczył Pan prędkość - mówię po polsku
- Niemożliwe, jechaliśmy 40 na godzinę - odpowiada speszony koleś również po polsku i dopiero załapuje bezsens naszej rozmowy. Śmiejemy się z sytuacji. Po 3 minutach okazuje się, że mamy wspólnego znajomego - Elwooda. Też próbowali wjechać do Afganistanu tym samym przejściem co my i tak samo się skończyło. Tyle że pozwolili Afgańczykom wbić sobie pieczątkę na One entrance wizie i zamknęli drogę do tego kraju. Dowiaduję się też, że para Polaków, którzy w przebraniach wjechali tadżycką marszrutką do Kunduzu wyjechali następnego dnia. W mieście było niebezpiecznie, słychać było strzelaninę i dostali dobrą radę, by wyjechać z powrotem do Tadżykistanu. Wygląda więc, że mieliśmy szczęście. Pitolimy jeszcze chwilę i gonię do chłopaków. Motocykle zatankowane - możemy jechać! Zatrzymujemy się przy moście pytając do której granica otwarta. Do 16; to my będziemy za 3 godziny.
- Nie zdążycie, śmieją się wartownicy...
I nie zdążyliśmy...
W połowie drogi do Khorogu zatrzymuje nas milicja. Otkuda, po co, dokumenty, skolka żrjot i ile pieredaczi. Standard. Facet coś tam notuje w kajecie i mówi że dzisiaj już jeden Polak był na motocyklu i nawet sobie niedaleko stąd rękę złamał. Zabrali go do Khorogu do szpitala. Lektura wpisów w zeszycie pokazuje że to nie Polak tylko Czech, wygląda że jechał sam. Jeśli tak rzeczywiście jest to facet jest w gównie po uszy, obiecujemy sobie znaleźć go w Khorogu i pomóc jeśli będzie taka konieczność. Nie da się ukryć że jechaliśmy tego dnia już ostrożniej.
Najpierw wpadamy do konsulatu i odbieramy nasze permity, wszystko ok, Afganistan stoi otworem. Full legal. Później podjeżdżamy pod szpital i po chwili podchodzi do nas Jaro. Gość jedzie z Pragi, zrobił sobie prezent na 50 urodziny. Wyrwał się na 100 dni z kieratu żeby sobie poświętować i właśnie dziś na piaseczku trochę go poniosło... Czeka teraz na chirurga. Z jednej strony jest wdzięczny, że się zainteresowaliśmy a z drugiej: Chłopaki jedźcie, macie swoje plany, jakoś dam radę. Motocykl 60 km stąd, ktoś przywiezie...
No pewnie że da radę. Jakoś! Kurde trza pomóc. Drapiemy się w głowę i postanawiamy, że zostawiamy Jaro w szpitalu. Miro i Izi jadą po beemkę Jarka a ja w tym czasie znajdę mu spokojne miejsce w Khorogu, gdzie będzie mógł zostać trochę i gdzie przechowa motocykl. Jadę do Pamir Lodge, miejsca w którym byłem przed 3 laty z Pastorem i resztą ekipy. Jest to wprawdzie na uboczu, ale mają duży ogród, gadają po angielsku, było tanio i czysto. No i zawsze ktoś się tam kręci z cudzoziemców.
Minęły 3 lata, ale drogę odnajduję bezbłędnie. Na podwórzu dwa niemieckie GS chłopaków, których spotkaliśmy przed 3 dniami na Pamir Highway. Czyli będzie to dobre miejsce dla Jaro...
Gospodyni poznaje mnie i pamięta nawet, że 3 lata temu podróżowałem z synem. Miluśko. Wszystko załatwione więc wracam po Miro... Już czeka na mnie, zagipsowany. Złamany obojczyk już nastawiony a Pepik zaopatrzony (w Pradze okazało się, że jeszcze miał złamane 3 żebra i pękniętą łopatkę). Odwożę go do Pamir Lodge i wracam po chłopaków z którymi umówiłem się pod szpitalem. Izi w końcu się wtacza beemka, trzeba przyznać, że wygląda szykownie. Upewniwszy się, że Jaro ma wszystko co trza jedziemy z powrotem do Ishkhashim. Na granicę już dziś nie zdążymy - nie zając, nie ucieknie. Skręcamy w lewo i pakujemy się na gorące źródła.
Śpimy gdzieś nad rzeczką i rano zażywamy kąpieli, trochę to przereklamowane, ale śmierdzimy mniej... Dzida i do Afganistanu. Na granicy jesteśmy koło 12. Zamknięta. Na szczęście to tylko przerwa obiadowa.
Siedzimy, nic się nie dzieje. Wjazd na most zamknięty na kłódkę. Miro się martwi - wiza afgańska jest nietknięta, ale Tadżycy przy wjeździe przez most przy Kunduzie władowali nam pieczątkę do paszportu. Mieliśmy już jeden wjazd z Uzbekistanu i jeden od tego Kunduzu. Wiza jest dwukrotna więc nie ma jak z powrotem wjechać. I Miro się martwi. Izi się nie martwi, ja też - najwyżej się przejedziemy do Kabulu po wizę.
W końcu otwierają granicę, przechodzimy gładko i pojawiamy się na posterunku na wysepce na Piandżu.
Po 100 dolarów za motocykl! Natychmiast tracimy zdolności lingwityczne. Tłumaczą kobiety, które akurat przekraczają granicę. Jedna mówi wprost: chcą Was oszukać - niczego nie płaćcie! Wiemy, że papiery są w porządku, jesteśmy tuż, tuż... ale wciąż nie wjechaliśmy. Nie będziemy płacić ani somoni, możemy zadzwonić do ambasady.
- A dzwońcie! - mówi starszy ubrany w tradycyjny strój afgański.
- Ale my zadzwonimy do Waszej, do Khorogu!
Trochę miękną; nagle jeden z nich, najwyższy i w mundurze w panterkę zaczyna mówić po angielsku. - Macie wszystko w porządku, jest ok.
Macie papiery w porządku, niczego nie płaćcie.
Ale drugi bawi się z nami.
- Byłeś w Konsomole?
- Gdzie!?!
- A w partii komunistycznej?
Ten z angielskim uśmiecha się i tłumaczy cierpliwie. Który z nich jest ważniejszy? Kurde są chyba z różnych służb!
Siedzę między nimi, wygląda że się dobrze bawią. Miro i Izi są za kontuarem, ale też widzą że nie jest fajnie.
- Co tam masz, pokaż!
Ze szlufki do kieszeni biegnie wstążka smyczki. Napis na niej delikatnie mówiąc nie jest najszczęśliwszy: Lothian and Borders Police.
Dostałem tę pieprzoną smyczkę wraz z kilkoma naklejkami od Szkota, który z kumplem jechał dookoła świata i zatrzymał się w Krakowie.
Na motocyklu mam kilka naklejek policyjnych i jeszcze ta smyczka.
- Jesteś z policji?
- Skąd, jestem... nauczycielem.
- A oni? - wskazuje na Mira i Iziego - Też są z policji?
- Kto, oni? Skąd!
- Jaki jest prawdziwy cel Twojej wizyty? Czy jacyś turyści z Polski zaginęli w Afganistanie?
- Gdzie masz broń?
Smyczkę oglądają razem. Na skuwce jest jakiś pieprzony numer.
- Gdzie masz legitymację z tym numerem?
Kabaret zdaje się niemieć końca. Zaczynam się pocić, bo wygląda że nas stąd wyrzucą z powodu durnej smyczki. Absurd? Niekoniecznie.
- Muszę zadzwonić do Kabulu w Twojej sprawie.
Trwa to wszystko około godziny, w końcu... wjeżdżamy. Puścili nas. Izi kręci głową, Miro się śmieje. Ja jestem wpieprzony, ale naciskam OK w spocie. Widać nas? Wreszcie wjechaliśmy...

etiamsi 08.02.2010 21:41

No wreszcie, wreszcie! Toż to już i lektura Grąbczewskiego z Samborowych linków się kończyła ;)

ltd454 09.02.2010 00:39

To był dobry kawałek :Thumbs_Up:

Izi 09.02.2010 00:54

no może nie trwało to godzinę i tak łatwo nie poszło, ale udało się jakoś wjechać, za smycz Sambor oczywiście miał w ryj, nieźle się spocił na granicy, za karę zaraz po wjeździe do Afganistanu niezłego orła wywinał na Africe

podos 09.02.2010 09:43

A zdjecia to nie łaska?
Zaraz prosze "poprawić" tą opowieść!

Zoltan 09.02.2010 23:18

No właśnie. Sambor wyraźnie nas olewa ;) po tak długim czekaniu zasłużyliśmy na więcej !!

sambor1965 10.02.2010 00:20

zwracam uwagę, że wczoraj wrzuciłem zdjęcia do poprzedniego odcinka. A poza tym dalem fajną mapkę i zacząłem w tym wątku używać polskich liter.

HBRT 10.02.2010 22:16

tak, tak wiemy... poza tym juz nie rzucasz kamieniami w kundelki ani nie uzywasz brzydkich wyrazow ;) dawaj dalej i to z fotami ;)

samul 16.02.2010 22:53

Malo sie nie udusilem, tak mi dech zaparlo przy czytaniu!

Troche sie boje jaki bedzie efekt, ale co tam. Nie wiem jak inni, ale ze zdjatek widze FIGE :(, a gokladnie to:
http://pic.photobucket.com/bwe.gif

samul 22.02.2010 15:15

:bow: :bow: :bow:
OBIECUJE UROCZYSCIE, ZE WIECEJ SIE W TYM WATKU NIE ODEZWE!
BLAGAM, PISZ DALEJ!!!
:bow::bow::bow:

sambor1965 22.02.2010 17:57

Cytat:

Napisał samul (Post 102354)
:bow: :bow: :bow:
OBIECUJE UROCZYSCIE, ZE WIECEJ SIE W TYM WATKU NIE ODEZWE!
BLAGAM, PISZ DALEJ!!!
:bow::bow::bow:

Dziekuje kolego za przypomnienie, ale wiesz... Igrzyska. Napisze cos jutro.

sambor1965 23.02.2010 12:42

Miro przygotował ładna stronke ktora ladnie pokazuje nasza traske po afganskim Wakhanie. Prosze oto link do roboty Miro:

http://motorkar.blog.pravda.sk/detai...25117ecb4ffdf3

Robert Movistar 23.02.2010 13:20

Wszyscy wiemy że Twój avatar do czegoś zobowiązuje, ale do k...y nędzy nie podpieraj się cudzą robotą.
Fakt, Miro zdolny chłop:)

sambor1965 23.02.2010 13:27

Cytat:

Napisał Robert Movistar (Post 102612)
Wszyscy wiemy że Twój avatar do czegoś zobowiązuje, ale do k...y nędzy nie podpieraj się cudzą robotą.
Fakt, Miro zdolny chłop:)

Moze lepiej bys nam pokazal kilka fotek z Kamczatki zamiast strzepic jezor? Gdzies widzialem ze u nich zima trzyma ;)

Robert Movistar 23.02.2010 13:49

Zima na Kamczatce? Przecież tam środek lata.
A po drugie w przeciwieństwie do Ciebie nie obiecałem że coś "napiszę" czy "wkleje" w sprawie zimy. :D
Więc nie czaruj, nie mydl oczu, tylko wywiąż się z obietnicy:umowa:

sambor1965 23.02.2010 18:32

Cytat:

Napisał Robert Movistar (Post 102619)
Zima na Kamczatce? Przecież tam środek lata.
A po drugie w przeciwieństwie do Ciebie nie obiecałem że coś "napiszę" czy "wkleje" w sprawie zimy. :D
Więc nie czaruj, nie mydl oczu, tylko wywiąż się z obietnicy:umowa:

Jestes upierdliwy jak petent, ktoremu urzednik mowi: Codziennie mowie Panu, by przyszedl Pan jutro, a Pan przychodzi dzisiaj :)

Ja zas napisalem WCZORAJ, ze cos napisze JUTRO. Jutro sie jeszcze nie skonczylo. Napisze po biathlonie. Szybko pisze ;)

sambor1965 25.02.2010 19:34

Na wyrazna prosbe kolegi Samula kontynuuje wątek ;)


Droga, ok niech będzie droga... jest zajebiście wyboista. Wypieprzam się sie po jakichś 500 metrów. Nie mam szansy podniesć motura, nadjeżdża Izi i najpierw strzela mi foto, a dopiero pózniej pomaga kanalia.

http://i493.photobucket.com/albums/r...n/P8110367.jpg

Wiemy, że gdzies tu jest guesthouse, jest drogowskaz. Właściwie jeszcze nie działają, ale chetnie nas przyjmą. Trochę jesteśmy zdziwieni, bo biznes jest prowadzony przez Jerome, na oko trzydziestoparoletniego Amerykanina. Jest tu z żoną i dzieckiem, chyba nie mającym jeszcze roku rocznym. Chyba ten Afganistan nie taki straszny. Jerome się autentycznie cieszy na nasz widok. Ustalamy cenę - 15 dolców za noc, z kolacją i śniadaniem.

http://i493.photobucket.com/albums/r...607_resize.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...n/P8120372.jpg

Okazuje się, że w jest tu trochę więcej mieszkańców. Około 10-12 osób, część z dziećmi. Z USA, Niemiec, Francji, Holandii. Wszyscy pracowali w NGO i teraz tutaj odpoczywają, szukają sensu życia, coś niby robią, mają jakieś obowiązki, ale... Ulokowali nas w pokoju pełnym modlitewnych książek. Podejrzewamy, że są jakąś religijna sektą. Może i są, ale jakąś niezaradną życiowo.
Zepsuł im się Land Cruiser, proponuję więc usługi Iziego. Jest już wprawdzie ciemno, ale z Miro świecimy tak dobrze, że Iziemu udaje się zlokalizować usterkę. Polecił też wymienić wtrysk na czwartym garnku. Powiedział do Jerome, że to jest izi. Jakoś nie wierzyłem by się za to wziął. Okazaliśmy mu jednak litość i Amerykanin nie musiał dopłacać do naszego noclegu.

http://i493.photobucket.com/albums/r...683_resize.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...667_resize.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...659_resize.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...655_resize.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...644_resize.jpg

Następnego dnia wrzuciliśmy jakies śniadanko zachodnio-afganskie i ruszyliśmy do centrum ;) miasta, by zdobyć resztę papierzysk i wymienić kasę. Zajął się tym David, trochę chyba szurnięty (pozytywnie) Anglik, który jest w Afganistanie po raz trzeci. Dwa razy był tu jako żołnierz brytyjski. Tym razem jednak przyjechał jako facet z misją. Pomaga ożywić tu ruch turystyczny - na razie nie ma za dużo roboty... Nie wiem skąd ma tę misję, czy zbombardował kogoś czy kogoś zabił, ale robota która robi jest wielkim wyzwaniem. Podoba mi się gość i mi imponuje. By pojechać dalej potrzebny jest permit od władz lokalnych ( starosta powiatowy?), od policji lokalnej, od policji granicznej i jeszcze od kogoś. Do tego zdjęcia, ksera etc... Nie mamy nic, ale nie jest to problem.
Tylko starosty nie ma, więc może przyjdźcie jak będzie.
- A kiedy będzie?
- No, jak wróci...

Azja. Nie wolno sie spieszyć, znaczy wolno, ale nie można tego pokazać. Poważni faceci nie mogą się spieszyć. Siedzimy więc przed klitką na iszkaszimskim Broadwayu przed siedzibą Wakhan Tourism Cośtam, a przed nami nasze motocykle wciąż otoczone tłumkiem ciekawskich. Z rozmową jest krucho. Nikt nie mówi w niczym zrozumiałym dla nas... Iszkaszim afgański sprowadza się tak naprawdę do jednej drogi, to wokół niej koncentruje się życie. Tu jest bazar, sklepy, restauracje, urzędy. Wpadamy na obiad na pięterko do polecanej nam knajpy. Milutko, dostajemy nawet widelce. Nie jesteśmy jednak w stanie wytłumaczyć, że nie chcemy Mirindy. Wygląda na to, że przemycana z Pakistanu jest dla nas obowiązkowa. Podwyższa to dwukrotnie koszt posiłku, ale cóż...

http://i493.photobucket.com/albums/r...698_resize.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...n/IMGP0385.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...n/IMGP0360.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...IMGP0365-1.jpg

Czekamy. Nikt nie da nam pozwolenia póki nie mamy tego pierwszego - z powiatu. Gdzieś po południu pojawia się TEN i wystawia papier. Od razu ruszamy z nim na policję. Niestety komendant śpi. Nikt nie ma odwagi go zbudzić. My też.
Kabaret trwa jeszcze parę godzin, ale około 17 ruszamy. David odprowadza nas jeszcze na hm... rogatki miasta. Machamy sobie ręka i dzida. Kamienie są przezajebiste, nie mam pojęcia jak można by zrobić tę trase na mniejszych kółkach. Po kilku kilometrach droga jednak staje się znośna. Niestety co kilkadziesiąt, kilkaset metrów trzeba gwałtownie hamować. Droga jest poprzecinana setkami kanałów nawadniających. Każdy chłop w tym zakątku świata chodzi cały dzień ze szpadlem i wciąż coś kopie. Tak więc jedziemy w rytmie: jedynka, dwójka, trójka, hamulec, o Boże nie dam rady... Jedynka, dwójka...

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/IMGP0398.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...707_resize.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...708_resize.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...729_resize.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/P8120374.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...710_resize.jpg


Droga wije się wzdłuż Pianżu, czasem jest tuż obok rzeki, czasem w odległości kilkuset metrów. Są odcinki kamieniste, ale są i piaszczyste. Tu muszę pochwalić nasz dobór opon. Z tyłu były Dakary E09 a z przodu Treleborgi. Dawały radę bardzo dobrze.
Mamy nadzieję dojechac do Khandudu i zanocować w pobliżu tej nieszczęśnej rzeki. Dzięki temu przekroczymy ją skoro świt, gdy jej poziom będzie najniższy. Niestety natrafiamy na inną rzekę, która szybko studzi nasze zapędy. Zanocujemy po tej stronie i sforsujemy ją rankiem.


http://i493.photobucket.com/albums/r...d/P8120376.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/P8120377.jpg

Dziwny to był wieczór. Odjechaliśmy kilkaset metrów od drogi przez megakamienie i poszukalismy za skałami ochrony przed zachodnim wiatrem, który pomimo nocy ani myslał osłabnąć. Za stół posłużyła nam skała. Na radzieckich sztabówkach posługując się GPS ustaliliśmy naszą dokładną pozycję obiecując sobie - jutro w Sarfadzie. Miro w obawie przed gadami rozbił namiot a my z Izim zaparkowalismy na glebie. Nie pamiętam już czy był księżyc czy nie, ale pamiętam, że na tle nieba widziałem za sobą zarys Hindukuszu, a gdy spojrzałem w kieunku moich nóg widziałem Pamir. Gwiazdy jak to mają zwyczaj w sierpniu spadały jedna za drugą, a my jak mali chłopcy co rusz pokrzykiwaliśmy: Widziałeś tą?
Wiem, że się pisze "tę", ale gdybym napisał "widziałeś tę" to byście wiedzieli, że robię sobie z was jaja. A my naprawdę tam leżeliśmy pod tymi spadającymi gwiazdami z Hindukuszem za sobą a Pamirem przed sobą i myślelismy sobie jak nam strasznie musicie zazdrościć tego momentu.

Lewar 25.02.2010 23:08

Bardzo piękna relacja. Muszę jednak skomentować pierwsze i ostatnie zdjęcie.
Sambor Młodzieńcze, dlaczego uważasz, że droga na tym pierwszym jest podła i jak to możliwe, żeś się na niej wy...pieprzył ?
Na ostatnim zdjęciu wyraz czegoś co od biedy można nazwać twarzą ( myślę tu o Izim ) dziwnie kojarzy mnie się z wyrazem pyska mojego labradora nad puszką Chapi Junior dla labradorów.
Czy w onej konserwie na zdjęciu rzeczywiście jest żarcie dla labradorów ?

sambor1965 25.02.2010 23:22

Cytat:

Napisał Lewar (Post 103373)
Bardzo piękna relacja. Muszę jednak skomentować pierwsze i ostatnie zdjęcie.
Sambor Młodzieńcze, dlaczego uważasz, że droga na tym pierwszym jest podła i jak to możliwe, żeś się na niej wy...pieprzył ?
Na ostatnim zdjęciu wyraz czegoś co od biedy można nazwać twarzą ( myślę tu o Izim ) dziwnie kojarzy mnie się z wyrazem pyska mojego labradora nad puszką Chapi Junior dla labradorów.
Czy w onej konserwie na zdjęciu rzeczywiście jest żarcie dla labradorów ?

Napisałem, że droga jest wyboista. Wypieprzyłem się, bo mi zabrakło nogi. Wieprzek którym podróżowałem jest istotnie wyższy od normalnej Afryki. Zatrzymalem sie i jeb. Moze wiec wypieprzylem sie nie bylo na miejscu. Po prostu bylem juz zbyt cherlawy, by ja utrzymac. Generalnie uwazam ze jak sie Afryka na parkingu zbyt odchyli od pionu to lepiej pozwolic jej glebnac niz sie uszkodzic ja lapiac.
Porownanie Iziego do labradora jest dla tego ostatniego obrazliwe. To bardzo porzadne psy. Tez mam takiego w domu; chwilowo, znajomi pojechali na narty - na razie nie udalo mi sie go wyprowadzic z rownowagi, nawet nie zaszczekal. Mysle ze porzadny pies by wzgardzil nasza afganska strawa. Nam jednak ta tuszonka bardzo dobrze na tych skalach wchodzila.

Misza 25.02.2010 23:30

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/P8120377.jpg

Czy to puszka z hipopotama?

LukaSS 25.02.2010 23:48

Sambor, jak zawsze coś wspaniałego.
Poproszę o ciąg dalszy i oby jak najszybciej :)

Izi 26.02.2010 00:07

Cytat:

Napisał Lewar (Post 103373)
Bardzo piękna relacja. Muszę jednak skomentować pierwsze i ostatnie zdjęcie.
Sambor Młodzieńcze, dlaczego uważasz, że droga na tym pierwszym jest podła i jak to możliwe, żeś się na niej wy...pieprzył ?
Na ostatnim zdjęciu wyraz czegoś co od biedy można nazwać twarzą ( myślę tu o Izim ) dziwnie kojarzy mnie się z wyrazem pyska mojego labradora nad puszką Chapi Junior dla labradorów.
Czy w onej konserwie na zdjęciu rzeczywiście jest żarcie dla labradorów ?


Kochany niemały Lewarku, oj jak się mylisz, w tej puszcze są labradory. Dlatego trochę takie moje zdziwienie było.

sambor1965 26.02.2010 12:37

8 Załącznik(ów)
Robie porzadki na kompie i postanowilem wrzucic w te relacje ulotke reklamujaca Wakhan. Mam nadzieje, ze Wam nie przeszkodzi, a tym ktorzy sie wybiora na pewno pomoze. No i bede wiedzial gdzie szukac ;)

Lewar 26.02.2010 16:25

1 Załącznik(ów)
Załącznik 10395

Izi, miałbyś chęć i sumienie zjeść coś tak fajnego ?

Izi 26.02.2010 21:26

Widzę że ta kruszyna to musi to musi jeszcze ze dwa lata rosnąc, a karm ją dobrze :)

bajrasz 26.02.2010 22:20

Cytat:

Napisał Izi (Post 103546)
Widzę że ta kruszyna to musi to musi jeszcze ze dwa lata rosnąc, a karm ją dobrze :)

To stare zdjęcie...już się nadaje;)))

Mucha 27.02.2010 12:03

Ja poprosze... oczy!
:drif:

podos 01.03.2010 10:10

http://www.africatwin.com.pl/showthr...23&page=26#256

Tu Ci sie zdjęc zapomnialo dodać. :)

sambor1965 02.03.2010 12:38

Cytat:

Napisał podos (Post 103909)
http://www.africatwin.com.pl/showthr...23&page=26#256

Tu Ci sie zdjęc zapomnialo dodać. :)

Poszukam.
Tymczasem podaje wam linka do filmu, ktory przyslal mi Travis. Facet jest dziennikarzem z Australii, motocyklista - byl rok przed nami w Wakhanie. Film przedstawia ubieglotygodniowy zapis z kabulskiej ulicy.
Wakhan jest bezpieczny, ale zebyscie nie mysleli ze Afganistan to bulka z maslem wklejam ten filmik
http://argusphotography.blogspot.com...ul-attack.html

sambor1965 07.03.2010 14:33

Ranek zaczęlismy bardzo bojowo. Tuż po świcie wstaliśmy i zaatakowaliśmy rzekę. Niby ją wcześniej przeszliśmy, ale... Kamieni jest tak dużo, że pół metra w prawo czy w lewo robi dużą różnicę. Prąd jest bardzo mocny i spycha motocykl z zamierzonej drogi. Niby wcześniej wiedzieliśmy, że nie należy przecinać rzeki pod kątem prostym, ale...

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/P8150430.jpg


No i zjechałem kawałek za bardzo. Motocykl zanurkował i całe koło zanurzyło się pod wodę. Gaz i tylne koło się zakopało, poruszałem całym motocyklem na prawo i lewo i znowu próbowałem wyjechać. Coś zazgrzytało i już wiedziałem, że mam duuży problem. Silnik wyłączyłem natychmiast, ale ten zgrzyt nie wróżył niczego dobrego. Trudno było namówić Iziego i Mira żeby weszli do tej wody i pomóc wyciągnąć wieprzka. Na środku rzeki oceniliśmy straty: łańcuch spadł z tylnej zębatki, zdjęliśmy osłonę przedniej i wokół przedniej łańcuch się nieco sklarował. Osłona była potrzaskana, w dodatku oberwała pompa wody i bardzo niewiele dzieliło mnie od tego by zakończyć afgańska przygodę w tej rzeczce.

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/P8150432.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/IMGP0483.jpg

Trochę to trwało, ale w końcu się wykaraskaliśmy w z tych opałów. To była nauczka, by nie szarżować w wodzie. Kamienie w rzece były wyokrąglone przez przepływającą wodę, ale niektóre z nich były zbyt duże jak na nasze 21 calowe afrykańskie koła. Khandud minęliśmy po pół godzinie. Ledwie zwalniając. Jakieś sklepiki były otwarte wzdłuż drogi i ludzie patrzący na nas mieli śmieszne miny. Przejeżdżający peleton z Tour de France nie zrobiłby na nich chyba większego wrażenia. Z Khandudu droga wiodła niżej, wzdłuż Piandżu.

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/IMGP0495.jpg

Minęliśmy budowę nowej strażnicy wojskowej i po 15 kilometrach dojechaliśmy do prawdziwej rzeki. Też nie wyglądała groźnie. Ale była. Właściwie składała się z kilkunastu strumieni.

http://i493.photobucket.com/albums/r...rhad/rzeka.jpg

Nurt jednak był bardzo szybki; temperatury wody nie znamy, ale wiemy że to co płynęło w rzece jeszcze wczoraj było lodowcem. Brodziliśmy z Mirem szukając dogodnej trasy, a Izi zawrócił próbując poszukać bardziej dogodnego miejsca w okolicach wznoszonego kilkaset metrów wyżej mostu.

http://i493.photobucket.com/albums/r...744_resize.jpg

Naprzeciwko niego zatrzymał się Ford Ranger i zeskoczyli z niego uzbrojeni w kałasznikowy faceci. Na szczęście umundurowani, więc raczej jest bezpiecznie. Każą nam jechać z powrotem, podobno ominęliśmy jakiś posterunek i wysłano ich w pościg za nami. Prawie 20 kilometrów w plecy. Razy dwa to będzie cztery dychy. Nie wystarczy nam paliwa na powrót. W Khandudzie zaczyna być nerwowo, prowadzą nas do szlabanu i coś krzyczą.

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/IMGP0468.jpg

Faktycznie przejeżdżaliśmy tędy, ale wówczas był podniesiony. Nikt nie rozmawia w żadnym ze znanych nam języków, na posterunku policji stajemy przed czymś w rodzaju rady starszych. Bardzo na nas krzyczą, zabierają paszporty, nasze odręcznie wypisane pozwolenia, i wciąż nas o coś pytają w farsi, w pasztu, w wakhani... Spokojnie odpowiadamy po angielsku, polsku, słowacku, niemiecku. W końcu z pewną nieśmiałością również po rosyjsku... Wstaje w końcu jeden z nich, chyba najmłodszy i zaczyna coś mówić do reszty. Zapada cisza i po chwili jesteśmy wolni. Tajemniczy wybawiciel zaprasza nas do siebie na herbatę. Mówi nieźle po rosyjsku, jest oficerem tajnej policji przysłanym tu na czas zbliżających się wyborów. Po kwadransie jesteśmy przyjaciółmi i mamy zaproszenie do Fayzabadu...

Forsujemy rzekę ostrożnie, by nie zrobić sobie krzywdy.

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/IMGP0457.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/IMGP0472.jpg

Dalej jest dość łatwo. Mniej wiosek więc i mniej tych pieprzonych przepustów. Wciąż patrzę w lewo próbując rozpoznać jakieś znajome punkty tadżyckiego brzegu. Czy to już Langar? Czy to schodzi droga z Khargushu? Zaczyna się trochę piaszczyście, ale nie sprawia nam to kłopotu.

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/IMGP0445.jpg

Pojawiają się jakieś parterowe domki. To Quala-e-Panja, Mira GPS w zestawieniu z sowiecką mapą to dość wybuchowa mieszanka, ale o dziwo wszystko gra. Kolejny posterunek, ostatni już przed Sarhadem. Wszystko wygląda arcyspokojnie, jest piękna pogoda, słoneczko, szlaban opuszczony, zatrzymujemy się. Wartownik stojący w cieniu ma w sobie duży spokój widać że o Talibach nie słyszał nawet na szkoleniu pograniczników. Dokumenty, papierosek, siadamy, lenistwo.
Herbatka? Czemu nie, chętnie - trochę na migi, ale się dogadujemy. Obieg dokumentów nie jest dla nas zrozumiały: wyjeżdżając z Iszkaszim dostaliśmy kilka papierków, których nie byliśmy w stanie rozczytać. Nie wiem w jakim języku były napisane, na pewno jednak alfabetem niczego nam nie przypominającym. Na kolejnych postach dawaliśmy te wszystkie dokumenty, strażnik wybierał jeden z nich i albo go zatrzymywał, albo sporządzał następny, który przydawał się gdzie indziej.
Tuż za Quala skręcamy w prawo przytulając się do Hindukuszu, po wielu dniach odrywamy się wreszcie od Piandżu i podążamy wzdłuż wpadającej do niej rzeki Wakhan.

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/IMGP0511.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/IMGP0509.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...765_resize.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...758_resize.jpg

Zbocza doliny są o wiele bardziej strome od tych, którym towarzyszy Piandż. Dlatego droga coraz częściej prowadzi skalnymi półkami wysoko ponad rzeką. W tych wąskich miejscach mętny Wakhan kłębi się rozbijając swe wody o olbrzymie głazy. Kilkaset metrów dalej rozlewa się szeroko po dolinie i jakby ktoś bardzo szukał guza (vide Puszek) to mógłby rozważyć przeprawę wprost przez rzekę.

http://i493.photobucket.com/albums/r...778_resize.jpg

Natrafiamy na most i przejeżdżamy na drugą stronę. Teraz jedziemy wzdłuż Wielkiego Pamiru obserwując Słońce przesuwające się nad Hindukuszem. Po drugiej stronie też jest droga i zaczynamy mieć wątpliwości czy jedziemy po
właściwej stronie rzeki. Mapa niewiele mówi, ścieżki widnieją po obu stronach Wakhanu.

http://i493.photobucket.com/albums/r...775_resize.jpg


Mijamy Kret z pięknym widokiem na śnieżną piramidę Baba Tungi (6513 m). Zjeżdżamy na dno doliny, droga wciąż nie należy do trudnych, ale dojeżdżamy do ogromnego rozlewiska i nasza polna droga niknie w wodzie. Wygląda to na megawielką 200 metrową kałużę. Widać, że płytko nie jest, ale nie mam ochoty wchodzić do niej po to żeby się przekonać o tym, że owszem da się przejechać i znowu nalać sobie do butów wody. (Tu dodam, że pomysł by wziąć na ten wyjazd Virungi był głupi. Buty owszem nie puszczały wody, ale jak się wlała górą to zostawała na długo, bardziej praktyczne były jednak zwykłe skorupy). Nieśmiało wjeżdżam więc do wody robiąc tzw. "rozwiedkę bajom" czyli rozpoznanie walką. To taktyka szeroko stosowana przez wojska radzieckie w II wojnie światowej. Bardzo skuteczna, ale prowadząca również do dużych strat własnych. Uff, tym razem się udało.

http://i493.photobucket.com/albums/r...814_resize.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...816_resize.jpg

Nie jesteśmy przesadnie zmęczeni, bo zatrzymujemy się często. Przyroda nie pozwala jechać bez przerwy: kamera i aparaty są cały czas w ruchu. Wciąż coś pstrykamy, kręcimy, podziwiamy. Zaczyna zmierzchać - do celu GPS pokazuje jeszcze 20 kilometrów - damy radę. Kolejna rzeka wysysa z nas ostatnie siły, znowu labirynt głazów, strumieni i przejazdów.

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/P8130396.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...d/P8130392.jpg

Humor nas nie opuszcza, ale zaczynamy już powoli szczękać zębami. Nic nie jedliśmy od rana i to też nam sił nie dodaje. Gdy myślimy, że to już Sarhad pojawia się kolejna rzeka z kilkoma korytami. Trochę się już poduczyliśmy techniki i w obliczu zbliżającej się nocki i perspektywy spania w krzakach zaczynamy stosować tę, która przynosi najlepsze efekty: w pizdę i na gaz. Co cię nie zabije to Cie wzmocni.

http://i493.photobucket.com/albums/r...797_resize.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...790_resize.jpg

http://i493.photobucket.com/albums/r...806_resize.jpg

Dojeżdżamy do Sarhadu ciemną nocą. Nie jesteśmy w stanie nic znaleźć, trzymamy włączone silniki i czekamy aż nas znajdą. Takoż i znajdują, biegną z latareczkami i ciągną do jakiejś Meszchany. Parkujemy motocykle na podwórku i szczęśliwi walimy się na posłanie. Zasypiamy natychmiast.

luzMarija 14.03.2010 00:52

No i...? Dajesz dalej!

sambor1965 16.03.2010 10:44

8 Załącznik(ów)
Luz Marija ;)
Nie mam czasu chwilowo. Uzupelnię w weekend. Tymczasem sprzatajac komputer wrzucam jpg z Advrider Magazine.

Izi 06.05.2010 11:36

Cytat:

Napisał sambor1965 (Post 102608)
Miro przygotował ładna stronke ktora ladnie pokazuje nasza traske po afganskim Wakhanie. Prosze oto link do roboty Miro:

http://motorkar.blog.pravda.sk/detai...25117ecb4ffdf3

ten link już nie działa ale działa nowy :) lepszy, szybszy, dokładniejszy :):):)

http://www.motorkar.blog.sk/detail-n...25117ecb4ffdf3

Izi 16.05.2010 10:55

1 Załącznik(ów)
Z tego wzgledu że Sambor się obija, jak zawsze, Miro pije piwo i je chleb, oczywiście, też jak zawsze, a mi sie nic nie chce, też jak zawsze, to tym razem zamieszczam jedno zdjęcie którego tytuł mógłby brzmieć "Co robicie dziewczyny jak nas nie ma w domu".

I może to nas (czytaj Sambora) zmobilizuje do kontynuowania opowieści dalej.

sambor1965 28.09.2010 11:12

Wywołany przez Podoska groźbą zawieszenia marokańskiej relacji, tak dla mnie cennej w kontekście zbliżających się wakacji poprawiam się i odświeżam wątek.
Tak dużo się od ostatniego wpisu wydarzyło.
Wiele też wody upłynęło w Piandżu i Wakhanie, ale wrażenia z tamtego wyjazdu wciąż są żywe i jakby wzmocnione przez to co się stało w tym roku. Patrząc z dzisiejszej perspektywy oceniam tamten wyjazd jako beztroski. Choć w dużej mierze jechaliśmy w nieznane, choć jechaliśmy wiedząc, że zabraknie nam paliwa na powrót. Choć mieliśmy w kieszeniach jakieś resztki dolarów, a najbliższy bankomat odległy był o trzy dni drogi motocyklem wiedzieliśmy że damy radę.
Mieliśmy powera, byliśmy szczęśliwi, trochę czuliśmy się jak XIX wieczni odkrywcy przemierzający ten szlak po raz pierwszy. Świadomość, że przed nami szli tędy Marco Polo, Grąbczewski i tysiące innych Europejczyków wcale nam nie przeszkadzała. Można świat odkrywać na wiele sposobów.
My pojedziemy tutaj w lewo bardziej, a ten Marco Polo pewnie szedł z wielbłądami tędy...
To dlatego nie lubimy, czy już raczej chyba powinienem napisać "nie lubiliśmy", gpsów z wgranymi trackami, które pozwolą nam dzięki satelitom iść ślad w ślad za kimś kto w przeszłości przemierzał tę drogę.
Odkrywaliśmy ten świat dla siebie i z pewnością jednak było nam łatwiej niż wenecjaninowi czy temu Polakowi w carskiej służbie. Przed wyjazdem spotkaliśmy paru rodaków, którzy tam byli przed laty, trochę poczytaliśmy o historii i kulturze regionu. Nie dziwiły nas więc aż tak bardzo zwyczaje wakhańczyków, ich religia, sposób życia.
Obserwacja codzienności sarhadzkiej raczej spowodowała, że bardziej się dziwiliśmy temu w jaki sposób na co dzień żyjemy w "cywilizowanej" Europie wmawiając sobie, że kolejne 10 godzin spędzone w pracy zbliża nas do naszego życiowego celu: szczęścia.

Kachibek otoczony gromadą wnucząt wyglądał na szczęśliwego. Nie mogliśmy się dogadać, ale wiedziałem że nie wie co to kolejka do kasy, nigdy nie zapłacił podatku, nie stał w korku, nie spóźnił się na samolot, nie frustrował tym, że nie stać go na nowe auto. Na pewno też nie słyszał w życiu żadnej reklamy.
Miał uśmiech na twarzy choć pewnie zgodnie z miejscową statystyką co trzecie dziecko mu zmarło.
Uśmiechnięty przyniósł nam rano płow. Herbatą nas rozczarował. Zaparzona torebkowa herbata w chińskim termosie - nie tego oczekiwaliśmy na końcu świata. Jedliśmy milcząc, Kachibek siedział obok bez słowa. Azjaci potrafią tak siedzieć godzinami wpatrzeni w każdy nasz ruch. Nie potrafimy się porozumieć słowami, ale oni obserwując nasz każdy ruch starają się zrozumieć skąd, po co, zgadnąć przeznaczenie należących do nas przedmiotów i narzędzi.
Kachibek znał farsi, wakhani i dari. My polski, słowacki, niemiecki, angielski i rosyjski. należeliśmy do różnych światów, ale nie przeszkadzało nam to w porozumiewaniu się.
I wcale tego nie idealizuję.
Minał rok jak się nie widzieliśmy. Przyjechaliśmy do niego w tym roku w drugiej połowie lipca.
- Sambor! Izi! - stary naprawdę się ucieszył nas widząc. My również, tyle miesięcy minęło a on pamiętał nasze imiona.
- Mirob? - zapytał o Mira, który został w tym roku w Bratysławie.

Nie wiedziałem jak mu wytłumaczyć, że nie przyjechał. Tym bardziej nie wiem co mu powiem w przyszłym roku...

podos 28.09.2010 13:25

kurde, ja sie męczę, piszę relacje dzien po dniu jak idiota jakiś, a ten se skończył zgrabnie całość dwoma akapitami. To niesprawiedliwe.

czosnek 28.09.2010 13:58

Cytat:

Napisał podos (Post 134835)
kurde, ja sie męczę, piszę relacje dzien po dniu jak idiota jakiś, a ten se skończył zgrabnie całość dwoma akapitami. To niesprawiedliwe.

Bez tanich scen Panie kolego, jak pragnę zdrowia. Proszę wrócić do relacji ku uciesze obecnych i potomnych ;)

Ps. A Sambor prędzej czy później zapragnie jeszcze trochę pogawędzić i skończy opowieść... oby ;)

Pastor 28.09.2010 14:25

Cytat:

Napisał podos (Post 134835)
kurde, ja sie męczę, piszę relacje dzien po dniu jak idiota jakiś, a ten se skończył zgrabnie całość dwoma akapitami. To niesprawiedliwe.

Tak abstrachójonc od wszelkich implikacji i nikomu nie dosrywawszy, to sztywne trzymanie się układu dzień-po-dniu nie jest za szczęsliwe dla każdego poza piszącym. Sie to czasem czyta tak jak sie ogląda film z wesela Cioci Kazi...

Pisz Sambor. Przestałem jakis czas temu czytać cokolwiek z tej branży, ale na Twoje pisanie czekam niecierpliwie.

Zdrv.

podos 28.09.2010 15:06

Mam swiadomość że to niezjadliwe jest. Nie chcialem tak - ale znowu wyszło jak zwykle - widać inaczej nie umiem.

sambor1965 28.09.2010 16:11

Cytat:

Napisał podos (Post 134858)
Mam swiadomość że to niezjadliwe jest. Nie chcialem tak - ale znowu wyszło jak zwykle - widać inaczej nie umiem.

Pochwalcie Podoska, bo mi nie uwierzy, tylko w jego wątku ;)
Podosku, relacja marokańska jest cool. Serio, no ale Ty to chyba wiesz. Czasem day by day ma sens, a czasem nie. Sztuka polega na hm... wyczuciu czy to ma czy nie ma sensu.
Opis, że jadę do Hiszpanii i w pierwszym dniu zatankowaliśmy 3 razy i była ładna pogoda, w drugim wyprzedziły nas 3 GSy na holenderskich numerach, a w trzecim zaczęło padać więc ubraliśmy ciuchy przeciwdeszczowe jest oczywiście bez sensu.
Ale jak się coś dzieje i chronologia ma znaczenie to może być jak na filmie z wesela: po kolei. No ale to nie kącik redaktorski. Sio mi stąd!~

krystek 28.09.2010 16:38

Sambor spisałeś się :), ten tekst jest głęboki jak La Cueva de las Golondrinas :)
naprawdę łapie za serce, napisz książkę kolego.
Podos twoja relacja jest zajebista. Nie wiem jak to jest ale, przemyślenia nasuwają mi się na miejscu w podróży, później zanikają, a Sambor umie je odkopać.....
pozdro

jacoo 28.09.2010 19:18

Panowie, żadnych innych relacji nie czyta się tak jak Waszych.
podos ... czytając hiszpańską słowację mam wrazenie ze tam jestem/byłem-->rispekta
sambor.... kilka perfekcyjnie dobranych słów...ułożonych w zdania...tworzy historię....

..napisz książkę bo sie zeźlimy.

ENDRIUZET 28.09.2010 22:12

... dokładnie TAK. Napisz książkę !
... zaczynam zastanawiać się skąd wytrzasnąć kasę na AT RD 07 ... poje*** mnie ...

Pastor 29.09.2010 08:40

Cytat:

Napisał podos (Post 134858)
Mam swiadomość że to niezjadliwe jest. Nie chcialem tak - ale znowu wyszło jak zwykle - widać inaczej nie umiem.

Podośnik, ja nie miałem na myśli Ciebie i Twojej realcji, tylko ogólnie o stylu dzieńpodniu.
Ale po za tym i tak masz w ryja :D

Zdróf
:hello:

jochen 29.09.2010 10:48

Cytat:

Napisał podos (Post 134835)
kurde, ja sie męczę, piszę relacje dzien po dniu jak idiota jakiś, a ten se skończył zgrabnie całość dwoma akapitami. To niesprawiedliwe.

A kto powiedział, że życie jest sprawiedliwe? Jak to mówią, panie kierowniku, nie ma to tamto, to nie jest fabryka pinezek...:)

A na poważnie, to bardzo dobrze jest, jak jest - gdyby wszyscy pisali w ten sam deseń, byłoby nudno. Pisz, nie marudź, naród czeka:Thumbs_Up:


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:17.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.