![]() |
9 Załącznik(ów)
17. Co wiem o Burundi?
02 sierpnia Prosto, lewy ciąć, dohamowanie, gaz na ostro, stójka, nic nie widać, kurz, dziura po osie kół, szorowanie podnóżkami, pieprzona tarrrrrka, uff trochę luzu, kilka kilometrów prostej, dziura, minąć, fak druga za nią i trzecia, piach, sypki piach, przednie koło ucieka, uff trochę luzu, szit!, zjazd 100 metrów po głębokim piachu, podjazd fesh fesh i tak przez prawie 200 kilometrów. Lubię poranne ćwiczenia, ale przeorany byłem tak do spodu. Miałem takie momenty, gdzie robiłem podsumowanie moich życiowych dokonań. Coś między activ-medytacją, a ''i po co mi to było''. Przez myśli przelatywały obrazy z bliższej i dalszej przeszłości. Warto. Polecam. Bardzo rozwojowe, ponieważ można tak na serio docenić to, co się ma. Załącznik 57370 Załącznik 57371 Załącznik 57372 Załącznik 57373 Załącznik 57374 Załącznik 57375 Załącznik 57376 Załącznik 57377 Załącznik 57378 Jak już pisałem, przeorany byłem do spodu. Pot, kurz, narastające zmęczenie. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że droga, którą jadę, to właśnie ta droga! Moja afrykańska, o jakiej sobie śniłem. Pustkowie bez asfaltu i tylko raz na jakiś czas mijani lokalesi. O do faka! Tak właśnie miało być i się dzieje! Bezcenne. Glisz się skończył i wjechaliśmy na asfalt. Nie powiem, miła odmiana. Było już sporo po południu i cięliśmy w stronę granicy z Burundi. Nie wiem o tym państwie nic, absolutnie. Po odprawie tanzańskiej przyszedł czas na drugą. Luz przed duże L. Znowu jechaliśmy off i chyba już się przyzwyczaiłem. Nawet poczułem lekką frajdę z jazdy. Dojechaliśmy w końcu nad jezioro Tanganika. Czas na odpoczynek. Mpanda - Nyanza Lac Najechane 400km (220 off) Temperatura do 32C |
FILM numer VI
|
16 Załącznik(ów)
18. Burundi - w trosce o dupę el Presidento
03 sierpnia Burundi to mały kraj. Do przejechania mieliśmy jakieś 250km do granicy. Spokojenie zatem. Najpierw śniadanie. Omlet. A co, zaszalejemy. Obsługa chyba też była z tych ''na spokojnie''. Czekamy, pytamy, prosimy i nic. Wstaliśmy, więc i ruszyliśmy do motków. W powietrzu zawirowało, a zjednoczone siły kosmosu sprawiły, że właśnie nasz omlet wylądował na stole. Tak to Wy tego kraju nie zbudujecie. I rzeczywiście zastój jakiś tu panuje. Załącznik 57379 Załącznik 57380 Załącznik 57381 Drogi pobudowane już dość dawno teraz powoli idą w ruinę. Dziura pogania dziurę i za kilkanaście lat będzie tu niezły off resztkami asfaltu. Załącznik 57382 Załącznik 57383 Ciasno na drogach. Szczególnie w mijanych miasteczkach. Piesi spacerują sobie beztrosko w tylko im wiadomym kierunku, rowerzyści ćwiczą węże na swych sprzętach. Z niewiadomego mi powodu, każdą wolną powierzchnię zajmują tłocznie ludzie, jakby przyszli na targ z dobrami, które nagle mogą odmienić ich życie. Głowa przy głowie. I ''łapka w górę''. Tak jest na fejsie? Mam rekord świata chyba. Ludzie masowo nas pozdrawiają. Zero agresji. Załącznik 57384 Załącznik 57385 Załącznik 57386 Załącznik 57387 Załącznik 57388 Załącznik 57389 I tak sobie jedziemy, aż w pewnym momencie halt. Co jest? Ano el Pesidento Burundi będzie przejeżdżał za moment, więc proletariat i inna biała hołota z drogi. I rzeczywiście po chwili przemknęły obok nas wozy zbrojnych, a potem trzy białe toyoty. Jak tam dziury Panie el Presidento? Dupa nie odpada? Załącznik 57390 Załącznik 57391 Jakoś przeprawiliśmy się przez granicę i już byliśmy w...Europie? Jak to tak? Zaskoczenie. Rwanda w porównaniu do Burundi to przeskok w czasie i przestrzeni jednocześnie. Czysto, drogi bez dziur, ludzie jacyś tacy bardziej przytomni i nawet pojawiły się bloki mieszkalne, których chyba od Cape nie widziałem. Kolacja: bolonese i kiełbasa. Takie afrykańskie... Załącznik 57392 Załącznik 57393 Załącznik 57394 Tutsi i Hutu? Jedno z największych ludobójstw w historii. Jutro zamierzamy obejrzeć miejsca pamięci tego pogromu. Brrr. Coś czytałem na ten temat i opisywane zdarzenia były przerażające. Zobaczymy jutro. Najechane 400km Nyaza Lac - Kigali Temperatura do 28C |
26 Załącznik(ów)
19. Memorial w Rwandzie
04 sierpnia Z samego rana zajechaliśmy do Kigali Genocide Memorial Center. Byłem ciekaw tego miejsca i miał to być jeden z celów mojej podróży. Ludobójstwo, które tu się wydarzyło przeraża. W samym Kigali zginęło około 250 tys. głównie Tutsi. Co czuje człowiek, kiedy pewnego ranka w progu domu staje sąsiad z maczetą i zaczyna się rzeź? Rzeź mężczyzn, kobiet, dzieci. Nie ma znaczenia, czy ktoś czymś zawinił. Ważna jest pieczątka w dowodzie tożsamości. Jesteś Tutsi, maczeta tnie Ciebie i twoją rodzinę. Ewentualnie dokonują się czyny masakry Twoich najbliższych, na Twoich oczach w dodatku. A potem to już Twoja kolej. Nie będę się rozpisywał na temat wymyślnych metod zabijania podczas pogromu. Naziści byli bardziej cywilizowani. Weszliśmy do budynku i zrobiło się mrocznie. Zdjęcia pociętych maczetami zakrwawionych ciał. Kościół, w którym masowo zostali wycięci Tutsi. Dużo tego, może nie ilościowo, ale zrobiło mi się duszno i chciałem wyjść. W jednej z sal zawieszone zostały zdjęcia uśmierconych. Takie zwykłe, rodzinne i okolicznościowe. Widać na nich uśmiechnięte twarze. Szczególnie dzieci są bardzo fotogeniczne. Teraz ich już nie ma i został tylko obrazek. Przygnębiające. Podsumowując, wystawa ryje czachę, a wyobraźnia wcale nie pomaga. Załącznik 57395 Załącznik 57396 Załącznik 57397 Załącznik 57398 Załącznik 57399 Załącznik 57400 Załącznik 57401 Załącznik 57402 Załącznik 57403 Załącznik 57404 Załącznik 57405 Załącznik 57406 Załącznik 57407 Załącznik 57408 Na smutno ruszyliśmy w stronę granicy z Ugandą. Chyba już mamy w miarę opanowane procedury, więc poszło wszystko dość sprawnie jak na warunki afrykańskie. Już Ugandzie skierowaliśmy się w stronę granicy z Kongo. ''Goryle we mgle''. Taki chyba kiedyś był film. Mgła, czy bez mgły, chętnie kilka fot bym pstryknął. Jedyny kłopot, jaki nam się pojawił to hasło ''booking''. Z różnych relacji wynika, że żeby zobaczyć goryle, trzeba zarezerwować sobie wejście do rezerwatu 3-4 miesiące wcześniej. My to raczej takie ''last minute'' uprawiamy. ''A niech się podzieje...''. Mijaliśmy właśnie Kabale i w oko wpadł mi napis Gorilla Bacpekers. Ziggy zawrócił, a ja za nim. Jak to zwykle bywa, w takich miejscach zawsze można znaleźć sensowne informacje. I rzeczywiście, za jakiś czas znalazł się menedżer ośrodka i jak się okazało organizator ''gorilla tekking''. U niego nie można było się załapać na wycieczkę, bo ma booking. U jego kolegów też nie za bardzo, bo...słowo na ''B''. Sensowna informacja jednak brzmiała, żebyśmy pojechali do Kisoro, centralnie do strażników wydających permity (Uganda Wildlife Agency). Może się uda, a może nie. Ruszyliśmy zatem w ciemno drogą, która wiła się wśród gór. Gór nie takich niskich wcale. Prawie 2000m.n.p.m. Droga widokowo piękna tylko, że na szybki przejazd nie ma co liczyć. Winkle, winkle, winkle... A czas płynie sobie. Dojechaliśmy ostateczne do UWA i zaczęliśmy poszukiwania Tiny, która wszystko wie. Czy znajdą się dwa permity, czy tylko zrobiliśmy na daremno 70 kilometrów? Tina zniknęła za drzwiami, żeby sprawdzić aktualne ''bookingi''. Jedyna nadzieja była w tym, że ktoś odwołał swoją rezerwację. Tina wróciła i...jutro idziemy oglądać goryle. I chrzanić mgłę. Bez niej też będzie dobrze. Jeszcze tylko jedzenie i shoping. Dzisiaj była ryba w jakimś tajemniczym sosie i smażony ryż. Załącznik 57409 Załącznik 57410 Załącznik 57411 Załącznik 57412 Załącznik 57413 Załącznik 57414 Załącznik 57415 Załącznik 57416 Załącznik 57417 Załącznik 57418 Załącznik 57419 Załącznik 57420 Najechane 200km Kigali - Kisoro Temperatura do 26C |
28 Załącznik(ów)
20. Uganda - ''Goryle, bez mgły''
05 sierpnia Zaskoczyłem budzik, gdyż obudziłem się wcześniej niż on. Zupełnie niepotrzebnie się tym razem wysilał. Gdzieś tam w głowie snuły mi się obrazy, fotografie goryli, które widziałem w UWA. Też bym takie chciał zrobić. Pytanie tylko brzmiało, czy uda nam się zbliżyć wystarczająco blisko? Wszystko przed nami. Stawiłem się wraz z Ziggim o 7 rano w UWA, żeby odebrać jeszcze dodatkowe papiery i zastanawiałem się, w jaki sposób dostaniemy się do parku. I fart jakiś. Pod biuro podjechał samochód i po swój permit wyskoczył Cederic. Za nim dwóch Afro, kierowca-przewodnik i nie wiem kto? Może obstawa? Ziggy chwilę z nimi pogadał i załapaliśmy się na wspólną jazdę do parku. Droga, 14 kilometrów, to jakaś pomyłka. W pewnym momencie wysiedliśmy z samochodu i robiliśmy nordic walking bez kijków, bo auto ryło spodem o wystające głazy. No proszę Państwa z UWA. Mało goryle nie kosztują, więc jakaś inwestycja w drogę by się przydała. A tak? Spociłem się od tego spaceru. Dojechaliśmy do budki strażników. Jeszcze krótki briefing i go! Przedzieraliśmy się przez gęstą dżunglę splątaną wszelaką dziko rosnącą zieleniną. Znowu się spociłem, tylko tym razem nie narzekałem. Trudno, żeby wolno żyjące goryle czekały na turystów tuż obok budki strażników. Gdzieś w dżungli było słychać trzaski łamanych gałęzi. Nasz przewodnik zatrzymał się. Przez chwilę nasłuchiwał i tak, to były goryle. Trwało to tylko chwilę i za moment mogliśmy je wypatrzyć. Cała rodzina. Zaczęliśmy podchodzić do nich w napięciu i możliwie cicho. Zbliżyłem się do pierwszego na odległość może 5 metrów i byłem ciekaw jego reakcji. Potężnie zbudowany samiec. Nic. Był zajęty jedzeniem i jakoś niespecjalnie interesował się nami. Inne tak samo. Jakby nas nie było. Fota, fota, fota... Radość. Nieznacznie dalej zaszyli się w krzakach Gorilla Man i Gorilla Lady. Przyglądałem się z zaciekawieniem, jak się ''wygłupiają''. Wyglądało to na zabawę w ''przewracanki'' i trzeba przyznać, że zawodnicy MMA mogliby nauczyć się od nich ciekawych chwytów w parterze. Zaskoczyło mnie to, że Lady G szczerzy kły na G Mana. No tak, załapałem! Nie chodziło o zabawę w przewracanki, tylko o zabawę w sex! G Man był chyba w potrzebie, tylko Lady G nie bardzo w nastroju. Nie przejmuj się chłopie, ludzie też tak mają. Nawet w dwie strony czasami. Warto było tu przyjechać. Załącznik 57421 Załącznik 57422 Załącznik 57423 Załącznik 57424 Załącznik 57425 Załącznik 57426 Załącznik 57427 Załącznik 57428 Załącznik 57429 Załącznik 57430 Załącznik 57431 Załącznik 57432 Załącznik 57433 Załącznik 57434 Załącznik 57435 Załącznik 57436 Załącznik 57437 Załącznik 57438 Załącznik 57439 Załącznik 57440 Załącznik 57441 Załącznik 57442 Załącznik 57443 Załącznik 57444 Załącznik 57445 Załącznik 57446 Załącznik 57447 Załącznik 57448 Po południu jechaliśmy już w stronę Kenii. Czułem, że powoli kurczy się nam czas potrzebny do przybycia na prom w Sudanie. Oczywiście, nie mogło być inaczej. Droga do Kabale to winkle i już mieliśmy ją opanowaną. Za Kabale też nieźle do momentu kiedy zaczęły mnie mijać samochody z pozostałościami gliszu na karoserii. To mogło oznaczać tylko jedno. Zaraz coś się zacznie i tak rzeczywiście się stało. Jechaliśmy drogą z dziurawym asfaltem, która posiadała w zasadzie jeden pas. Zewnętrzne krawędzie jezdni wyglądały jakby go jakaś zwierzyna objadła. Ciężko było. Najechane 340km Kisoro - Masaka Do 27C |
FILM nr VII.
Miłego ogladania |
Piast, zacznę od tego, że masz zajebisty motocykl!!! Relacja SUPER!!! Przeczytałem jednym haustem i szkoda, że to już koniec na dzisiaj.
Byliście w RPA, kraju najlepszej kuchni świata, soczystych steków i owoców morza, wspaniałych win a jedliście fast food. Oryginalnie :). Szkoda, że mieliście trochę okrojony czas bo minęliście wiele ciekawych miejsc. Ale nie da się wszystkiego obejrzeć, do Afryki trzeba wracać. Ja tak robię kiedy tylko mogę. Ten pociąg nad Victoria Falls to najprawdopodobniej był ROVOS RAIL, czyli Proud of Africa jak go też nazywają. Mają kilkanaście składów i podróżują po południowej Afryce. Jechałem na jego pokładzie 2 razy, raz z Pretorii do Cape Town i raz do Victoria Falls właśnie. Zajebiście, tylko trochę za elegancko. Co do sensacji żołądkowych, drobna rada, jak jedziesz na taką wyprawę KONIECZNIE 2 flachy whisky ze sobą. Zawsze przed spaniem szklaneczka i żadne ustrojstwo zatruciowe Cię nie weźmie. Sprawdzone wiele, wiele razy. Ciekawostka, jak byłem 2 lata temu w sierpniu, w Johannesbourgu przywitał nas śnieg:). Nie była to jakaś wielka zima ale śnieg leżał. Utrzymał się co prawda dzień tylko ale zabawne zdarzenie. Zresztą 5 lat temu też w Namibii w Swakopmund padał śnieg jak byłem i to była już sensacja, chyba pierwszy śnieg od kilkudziesięciu lat! Pytanko, dlaczego lecieliście do CT przez Windhoek? Wyszło taniej czy jak? Jest sporo lotów z PL do CT. A Air Namibia jest OK jak pisałeś, leciałem do Namibii 5 lat temu ostatnio, wtedy mieli jeszcze chyba z 6 samolotów we flocie :). Jesteście Wielcy, pisz dalej!!! Ja za 2 dni pakuję manele i lecę na czarny ląd. This is Africa - jak mawiają afrykanerzy - to uzależnia. |
Ja tam za dużo nie latam, ale jak na razie , dla mnie Air Namibia bije na głowę Iberię, Air France i inne takie.
Jedzeniem, obsługą i nowoczesnością ;) Lecieliśmy w 2014: https://lh3.googleusercontent.com/-7...2/DSC02155.JPG Po Twoich opisach znów zaczęłam myśleć o Zambii, bo ten region Afryki, po 2 tyg. w Namibii bardzo mi się spodobał. Marzy mi się RPA, ale jakoś ciągle, mimo wielu pozytywnych opisów, się boję. Piękna ta Wasza wyprawa, ale tempo zabójcze ;) Pisz, pisz ;) |
Oj tak, RPA baaardzo ciekawy kraj. Chętnie wrócę kiedyś. A fast food jest tam widoczny po prostu. Ja akurat jadłem raz wyśmienitą rybę i coś tam równie fajnego z morza. Raz się chyba ratowałem bułą w jakimś barze. Absolutnie to co piszesz to jest. Można się zasiedzieć w RPA. Piękny kraj.
Air Namibia była najtańsza w tej dacie. Spoko lot. Tak jak pamiętam, czas jest zawsze bólem. I zawsze tak mam kiedy gdzieś jadę, że brakuje dni. Pewnie na RPA przydałoby się min.3 tygodnie, a na Afrykę wschodnią pewnie pół roku. Niestety pół roku, to dla mnie dzisiaj kosmos. Czyli stanąłem przed wyborem: prawie 2 miesiące, albo wcale. Wybrałem wersję nr 1. Radziłem sobie z zyskiwaniem na czasie organizacją i niestety dyscypliną. Przykładowo: wizy-co mogłem robiłem wcześniej, przed wyjazdem, "bańka" w sensie alkohol, odstawiłem i byłem "świeży" każdego dnia, miałem plan podróży, przejrzane miejsca, do zobaczenia, daty itd. i też wcześnie byłem w siodle, czasami nawet 6 rano. Ale były też miejsca, gdzie pobyłem dłużej niż noc. Ot, tak to jakoś wyszło. Coś za coś. |
8 Załącznik(ów)
21. Killer Bus Uganda
06 sierpnia Trochę gonimy czas, tylko nie zawsze sprzyja nam szczęście. Albo może to Afri po prostu... Equator znaczy fota, czyli, jakieś 50 km za Masaka pojawił się znak informujący o tym, że właśnie przekraczamy równik. Ziggy nakleił pamiątkowy obrazek. Tu byliśmy! Szukałem naklejki Tony Halika, ale chyba przekraczał swój równik w innym miejscu. Załącznik 57465 Załącznik 57466 Załącznik 57467 Droga zaczęła robić się coraz gorsza, czyli niewątpliwie zbliżaliśmy się do większego miasta. Pewnie dzieje się tak dlatego, że jakiś większy ruch tu panuje. Dziura za dziurą, ciężarówki przepychające się z busami, a pomiędzy nimi motorki z lokalesami i my. I jeszcze ci perd...ni drogowi zabójcy w busach-taksówkach. Jechaliśmy jak należy. Ziggy przede mną, a z na wprost bus-taksówka pełny gaz, zapala światła i wyprzedza ciężarówkę. Jedzie centralnie na nas i nie jest to przypadek. Jedyne co nam pozostało to ucieczka na pobocze. Pomyślałem wtedy wariat, najadł się prochów, al kaida zamach, czy jak? Nie, taki standard. Większe spycha na bok mniejsze. Niepisany przepis drogowy. Faaaker!!! Załącznik 57471 Kamapala była dramatycznie zablokowana. Próbowaliśmy się przeciskać na miarę naszych możliwości, tylko tych możliwości nie było za wiele. Straciliśmy tam masę czasu. Załącznik 57468 Załącznik 57469 Załącznik 57470 Ja chcę do ''M, jak miłość''. Chyba jednak trochę talentu mam. Na granicy Uganda-Kenia w Busia Ziggy, jak zwykle obrabiał papiery, a ja robiłem za ochronę przy motocyklach. Nudy. Nic się nie działo. Wpadłem zatem na genialny i jak się okazało jednocześnie durnowaty pomysł, żeby może jakieś foty pstryknąć. To tu, to tam. Ot, pamiątka. Wrócił Ziggy i cóż, do imigration musiałem pofatygować się sam. Pan chciał mnie obejrzeć osobiście. Idę zatem, tylko przejść nie mogę, ponieważ drogę zagrodził mi jakiś inny ważny w czarnym mundurze. Zaczął coś do mnie mówić, a z jego angielskiego zrozumiałem tylko coś o terrorystach. Ale, że co? Ja terrorysta? Nie. On? Nie. Więc? Służby antyterrorystyczne. I od tego momentu zaczęło się na poważnie. Robienie zdjęć na granicy...zabronione...złamałeś prawo...więzienie...deportacja...amputacja...przyp alanie...kara śmierci ostatecznie. Wcale nie było mi do śmiechu, ale jakieś resztki umysłowego analizatora zachowały odrobinę przytomności i szukały optymalnej strategii wyjścia z sytuacji. Kłótnia, argumenty, przekonywanie do mundurowego, który ma wszystkie atuty i areszt? Nie bardzo. ''Oczy kota Shreka'', to na początek, a potem coś w stylu ''Pan jest taki ważny''. Tak, to może zadziałać. Szkoda, że tego nie nagrywałem. Zadziałało. Komentarz Oficera Antyterrorysty był mniej więcej w stylu ''Masz szczęście, że zachowujesz się jak człowiek''. Uff, rozeszło się po kościach, a zdjęcia skasowane. Nie zmienia to faktu, że robienie zdjęć na granicy to jedna z głupszych historii, jakie wykombinowałem. Hmm...filmy to co innego nie!? ;-) Myślałem, że w Kenii trochę przyspieszymy. To Afri przecież... Utknęliśmy w Kisumu. Dokładnie tak, jak w Kampali. Zatwardzenie drogowe, tylko koloryt się zmienił o tyle, że w pewnym momencie wszystko stanęło. Przecisnęliśmy się trochę do przodu i koniec. Przed nami było takie zwężenie, że ciężarówka nie była w stanie minąć się z osobówką. Wycofać też nie mogły, bo blokowały je inne samochody. Drogowy klincz. Po lewej stronie miałem drogę w budowie i mokrą glinę. Jechać? Nie jechać? Jechać!!! Wjechałem w to błocko i tylko poczułem jak tylne koło mi się zapada. Stoję! Przód, tył, przód, tył...powoli zacząłem wydobywać maszynę. Z tyłu przyszła pomoc w postaci jednego z budowniczych nowej Kenii i pociągnąłem już dość pewnie dalej. Uratowany! Stop na żarcie. Załącznik 57472 Najechane 510km Masaka - Keriche Do 30C |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:46. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.