Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   multumesc 2009 (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=3880)

wieczny 10.08.2009 22:08

Feluś, jakbyś pierwszej nocy nie zasnął przed namiotem chrapiąc nam godzinami przy biesiadzie to byś nad ranem też był odwodniony :).

tomekc 10.08.2009 23:10

Fajna wycieczka nie ma co..............toż to jak destruction derby!!!!!!

wieczny 10.08.2009 23:16

Zrozum, 80% zdjęć to gleby, bo jak się jechało nikt nie myślał o wyciąganiu aparatu. Tak na prawdę lekko zakurzyliśmy Afryki. Większość robiliśmy po asfalcie. Dolewki oleju to też mistyfikacja.



Sprzedam Afrykę :D.

tomekc 10.08.2009 23:21

Cytat:

Napisał wieczny (Post 69768)
Zrozum, 80% zdjęć to gleby, bo jak się jechało nikt nie myślał o wyciąganiu aparatu. Tak na prawdę lekko zakurzyliśmy Afryki. Większość robiliśmy po asfalcie. Dolewki oleju to też mistyfikacja.



Sprzedam Afrykę :D.

Nie jezdzona off-roadowo, wlasciciel starszy pan, emerytowany lekarz, nie palacy...............
i to nie parwda ze cyferki sa nierowno tylko jak sie licznik kreci..........:vis::haha2:

rambo 11.08.2009 01:39

cyferki na blacie się nie równo wybiły na wybojach :)

felkowski 11.08.2009 09:01

Cytat:

Napisał tomekc (Post 69766)
Fajna wycieczka nie ma co..............toż to jak destruction derby!!!!!!

Ja tam jeszcze nic nie zepsułem. Pancerniki w pełni zasłużyły na swoją nazwę. Zgięty stelaż to efekt tego że już wcześniej był pęknięty. Gdyby nie to, pewnie skończyłoby się na oraniu gleby. Xlka to oddzielna historia. Mam wrażenie że była już nieźle sponiewierana zanim ruszyła w tę trasę.

felkowski 13.08.2009 01:10

12 Załącznik(ów)
Budzimy się jak zwykle z pierwszymi promieniami słońca.

Załącznik 6679

Śniadanko, toaleta z prysznicem w strumieniu, a co. No może ciepły to on nie był. Szybkie remonty i pakowanie. Na prostowanie ramy XLki nie starczyło czasu. Już koło południa ruszamy w drogę. Rukowaditiel Greg nadaje coś o górze trzech krzyży. Procesing, procesing... Czyżbyśmy byli niedaleko Kazimierza ? Droga na górę szybko okazuje się zdradziecka. Głębokie rynny po deszczówce, a w dodatku zryte kostką. Widać, że nasze panie domu tu były. Zaciskam zęby na co większych kamulcach i prę do góry. Wielkość kamieni określam wyłącznie do widzianych na drodze do tamtej pory. Następny dzień miał zmienić punkt odniesienia. Z góry walą trzy dzidągi. Już już za chwileczkę, już za momencik widać koniec wąwozowej drogi i wyjście na łączkę. Chwilowa dekoncentracja. I gdyby nie torba na zbiorniku......walnąłbym własną torbą w kierownicę. To musiałoby boleć. Co mnie podkusiło na ten lans na stojaka ? Zabrakło mi jakieś 4 metry. Słownie cztery. Zaryłem osłoną w koleinie i stanąłem w miejscu. Ani w górę ani w dół. Chłopaki stoją jakieś dwa zakręty w dół. Kombinuje, ale nic mi nie wychodzi. Jedyne wyjście to położyć i wywlec za włosy na łączkę. Już wiem po co w czoperach są frędzle. Zasapałem i zapociłem się niemiłosiernie. W dole chłopaki kombinują jakiś wcześniejszy wyjazd boczkiem. Padają jak muchy jeden po drugim. Greg jak prawdziwy gieroj sowieckiego sajuza po plecach jeszcze ciepłych kamratów wyrywa się z okopu. I z okrzykiem Za rodinu...pruje na szczyt. U mnie wszystko na dobrej drodze. Kobyłka wyjęta z okopu leży w rumiankach. Tyle, że kółkami pod górę. Pozostaje jeszcze posapać i obrócić o 180 stopni.

Załącznik 6680

Greg z miną pierwszego zdobywcy puszy się pod krzyżami. Chwile póżniej dobija jakiś Hans na Husce. Hans z pogardą wskazuje palcem na Gregowe pancerniki i coś tam gada. Jedyne co zrozumiałem z jego monologu to słowo enduromania w tonie pytającym. Zaciągnął dwa gule z kamel baga i już widzimy tylko plecy oddalającego się Hansa. Z za góry dobiegają dźwięki singli. No to pewnie już się wczołgują kompani wiecznego. Okazuje się, że to dwie pomarańcze. Ale też szybka wymiana zdań i gnają dalej. Co oni się tak spieszą? Docierają nasi. Ze spokojem wyciągają aparaty i cykają foty.

Załącznik 6681

Następnie z dystynkcją fachmana za 200 eur za godzinę rozkładają narzędzia i zaczynają przeglądy. Tym niemieckim gangsterom najwyraźniej brak luzu...Nasi wiadomo....spoko, loko luz i sponton. Z tego luzu postanawiamy z Gregiem odwiedzić sąsiednią wyższą górkę. Widoki w piteczkę. Tyle, że Greg się zgubił. Choć on twierdził zupełnie odwrotnie. Niestety naszym nieodpowiedzialnym samowolnym oddaleniem psujemy humory kolegom. Gaśnie spokój i luz obsługi OT1. Gdy wracam chłopaki walczą z podjazdem który nie wyglądał aż tak źle.

Załącznik 6687

Załącznik 6688

Załącznik 6689

Diagnoza za mało gazu. Chłopaki z konsekwencją ataku szczytowego na K2 zdobywają cenne metry wysokości. Widzę w rynnie jakieś wystające bolce. Sprzedałem im kopa. Dobrze jest mieć buty enduro. W trampkach pozbyłbym się palcy. Wyciągam z ziemi podkowę. Nie wiem czemu mnie pytali czy z drugiej strony był koń? Kawał jakiś czy co ? Chłopaki walczą, ja jadę szukać Grega. Drużyna się rozpada jedni wkurwieni jatką, drudzy wręcz przeciwnie. Co ciekawe najgorzej idzie tym na singlach. Łykamy jakiś podjazd podskokami jakbyśmy po schodach jechali. Dalej mamy już drogę. Nawet Dacia jedzie. Tyle że ja Poldkiem nawet bym nie próbował. Taki lajf dla nich to normalka. Później lasem w dół. Dojeżdżamy do jakieś Szerszej drogi. Tyle, że płynie nią strumień i są niezłe kamulce. Z przeciwka jedzie ciężurawka po drzewo ...bez kierowcy i kierownicy, ale jedzie. Po kilkudziesięciu kilometrach dojeżdżamy do wsi. na polance stoi kupa moturów. Same dzidągi. Kurde ale tego tu jest. Holendrzy i Niemcy. Mają jedną pomarańcze na sznurku. Wieczny nawet nie patrząc wyrokuje ..uszczelka. Kilka słów kilka braterskich uścisków (jak pod resztką bramy brandenburskiej) I jedziemy w swoja stronę. Greg prowadzi. Drogę przecina nam rzeczka. Ale co tam taka rzeczka. Z okrzykiem Banzai na ustach rzucamy się w odmęty. Szybko okazuje się że jest kur....sko ślisko. Niewidoczne pod wodą kamulce są większe od radia szarotka. Prąd jest dość znaczny. A każdy podskok na kamieniach skutkuje zmianą kursu.

Załącznik 6690

Generalnie obranie i utrzymanie kursu jest równie prawdopodobne jak historie Tolkiena. W końcu trafiam na kamulca wielkości telewizora Rubin. Ni z toąd ni z ową zmieniam kurs o 90 stopni i ląduje na boku.

Załącznik 6682

Pierwsze o czym pomyślałem po wynurzeniu się na powierzchnię. O ja gupia pipa przeca mam hermetyczna torebkie na kumurę cobym następnej nie utopił. Mam a jakże tylko w kufrze, a komura w kieszeni,,,i aparat. Stawiam chabetę na nogi ..o dziwo odpala bez trudu. No rzesz ty dopiero teraz przeczytałem w kontrakcie wycieczki słowa drobnym druczkiem. Opcja suche buty niedostępna nawet za dopłatą.

Załącznik 6684

Big ląduje w wodzie dwa razy. Za drugim umiera. Greg skurczybyk w asyscie idzie nadspodziewanie lekko. Dociera na drugi brzeg. Gdybym powiedział że suchą stopą byłoby to dość grubymi nićmi szyte nadużycie. Wieczny maltretuje się jak mięso w maszynce.

Załącznik 6683

Przestajemy liczyć ile to już razy leżał. Fantastyczny program. Dwieście metrów niżej jest most. Niestety Biga musimy wynieść. Trzy godziny później. Obrazki z wycieczki; stoją cztery motory. Piąty rozebrany w atomy.

Załącznik 6686

Wokół suszą się hałdy maneli.. Sprawdzamy wszystko; filtry, świece, spuszczamy paliwo, mało nie rozebraliśmy gaźników. Big jak nie miał życia tak go niema. W ramach wspomagania zapłonu wywaliliśmy już cały amerykański dezodorant Wiecznego w gaźnik.

Załącznik 6685

Greg miał francuski nie chciał dać. A Big skurwiel ani gdaknie. Jeszcze chwila i bateria wyzionie ducha. Jest dobrze nadchodzi wieczór a my mamy pokonane 40 kilosków. Wprawdzie bunkrów nie widać ale i tak jest zajebiście. Choć nie wszyscy tak uważają. W końcu do biga dochodzi mistrz dotyka ręka i goi rany. Wiara czyni cuda. Dotyka i uzdrawia. Serce znowu bije. Pytacie jak to się stało gdzie przyczyna ? Obejrzycie sobie czterech pancernych. Początkowe odcinki. Młodszym czytelnikom wyjaśniam: To taki kultowy peerelowski serial. Zostawiamy chłopaków na pożarcie wilków. Umawiamy się na następny dzień. I dajemy się w długą we trzech. Cel; Tarcu czy jak miejscowi mawiają Carku. Jest jeden problem to jest jakieś 2200 mnpm. My jesteśmy na 200. Zarówno kierunek a już tym bardziej droga jest takim lekkim niedomówieniem. W lokalnym Gieesie ( nie chodzi tu o motur tylko sklep to też dla młodszych) zasięgamy języka. Walim na skróty przez łąki i sady. Tylko jak się okazuje nie za bardzo we właściwym kierunku. W końcu lądujemy w takich bagienkach, że chłopaki wiszą na kufrach. Ale jest pięknie. Nie ma co. W okół nie padało od miesięcy a my zawsze jakieś bagno znajdziemy. Mam wrażenie, że słyszę jakiś silnik więc pruję przez bagno na otro. Niczym zając zatrzymuje się nadstawiam uszu. Singiel ? może nasi. Dzida. Singiel to nie był raczej dwururka za to mocny i duzy ...traktor. Wytężam wszystkie swoje zdolności lingwistyczne. Jak tu spytać rumuńskiego górala: gdzie ja jestem? Jak z tond dojechać na to Tarcu. Gość zmierzył mnie wzrokiem i pyta. Carku ? Mało do nóg mu się nie rzuciłem. Mistrzu prowadź. Chaga łaga trum bum bum i pokazuje ręką na wprost a potem macha poprzecznie. Do nóżek padam waszej miłości, tyś zbawcą naszym. Jestem w niebie. jeszcze tylko żeby chłopaki przez bagienko się przedarli. Po jakimś czasie nadciągają. Drzemy na otro. Docieramy do jakieś lepszej drogi. Zaczynamy już zapinać trzy po jakiś czasie nawet cztery. Wreszcie się pojawiły to obiecane szybkie szutry. Nic pięknego nie trwa wiecznie. Droga się zawęża i jest ostrzej w górę. O czwórce dawno zapomnieliśmy a i trójka gosci z rzadka. Na kamiennym ostrym podjeździe jedynka nie daje rady. Greg mało nie poleciał dwadzieścia metrów w dół urwiskiem. Telewizor mówi, że mamy nie dalej niż 100 metrów do szczytu Iłowa. Za nim da się jechać dalej na Tarcu. Po ześlizgu z drogi Grega nie próbujemy dalej. Wracamy w dół. Znajdujemy inna drogę. Patrząc na azymuty: są szanse na powodzenie. Docieramy do jakiegoś zerwanego mostu. Brodem poniżej daje radę. Droga w lesie wije się serpentynami. Na krawędziach z rzadka pojawiają się szczątki po słupkach. Wygląda dobrze i rokuje na sukces. Jest coraz ciężej. W końcu spotykamy drwali. No no no no chance. Coś nam tłumaczyli o jakiś mostku za którym w prawo. Wracamy. Jedyny mostek to ten zerwany. Wieczny mało się z niego nie zwalił do rzeczki. Wracamy do czwórkowych szutrów. Mostków mijamy z pięć. Wieczny trafia kamulca wielkości telewizora. Tylne koło unosi się na wysokość jednego metra nad drogę. Na szczęście prędkość była spora. Na pewno na tę okoliczność Inż wieczny ma jakąś estymacje momentów żyroskopowych albo coś równie naukowego. Dość, że ląduje na koła i to głową do góry. Dopadamy do wielkiego drzewa z tabliczką, znakiem szlaku i napisem: Cumtu 6 godzin. Greg potwierdza, że to po drodze. Dobra nasza jak pieszo 6 godzin ty będziemy za godzinę. Nocleg na przełęczy. Pierwsze 400 metrów bajeczka. Potem zaczynają się serpentyny. W leje wypłukane przez wodę nie chowa się już koło a prawie cała afryka. Chwilami brakuje jedynki. Na nawrotach serpentyn strzelam ze sprzęgła. W końcu na kawałku prawie płaskiego zatrzymuje się zaczekać na resztę. Trochę trwa zanim dojechali. Ale wracćc nawet nie próbowałem. Greg pokonując jakiś odcinek na listonosza czyli podpierając się nogami został wciągnięty pod kufry. Dzielny był jak Roman Bratny ...gazu nie puścił. W rynnach zaczęły się pojawiać kamulce jak telewizory. Po kilku przewrotkach dajemy za wygraną. Jest już za ciemno na walkę. Rozstawiamy biwak. Nie ma kolacji ani kawki ani nawet kruszona. W locie do poduszki dochodzi sms od sąsiada z domu „wpadniesz na drineczka?” Zanim zrozumiałem już spałem.

majki 13.08.2009 01:55

No pięknie panowie, po prostu pięknie!:at: Czyta się jednym tchem, jak zwykle zresztą! ;) Niezły hardkor był.:drif:

szimi 13.08.2009 09:40

witam kolegow:)
Cytat:

Napisał felkowski (Post 70059)
Co ciekawe najgorzej idzie tym na singlach.

czy mi na mojej suce naprawde az tak zle szlo:Sarcastic: nie chce nic mowic ale pod tamta gorke wjechalem z wydechem w d... podczas gdy Ty ogladales niebo:haha2:
samo krytyki nie brakuje:P
pozdr:rules:

wolly 13.08.2009 10:33

Felek powiem tak trafiliśmy na sucha porę jak by tam popadało ze trzy dni to by była tylko jedna wielka kupa , po burzy z drogi robi się strumień i to w jednej chwili stąd te żłoby


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:52.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.