![]() |
Gruzja, blisko. Hmmm. :D
Tak to siano pastewne. Nawet krowy tego nie chcą. Przed kwitnieniem a i tak goowno z tego będzie. |
No bliżej niż Kirgistan czy insze Stany czy Indie.
Chłopaki co znam hodują po parę krzaków. Jedyne za co można dostać po dupie to za jaranie w miejscach publicznych. Posiadanie ludzkich ilości full legal. Mniej to nawet popier..lone niż w liberalnych /jak dla nas/ Czechach. m |
Emek co jest , to już koniec ?:)
|
W kajaku jestem. Warunki słabe na pisanie. Poprawię się wkrótce.https://uploads.tapatalk-cdn.com/202...0208fe5596.jpg
|
Cytat:
|
Wię :D poczekam jeszcze :D
|
Cytat:
|
To ja może jednym linkiem podsumuje nasz zajebisty wyjazd..https://youtu.be/nhL2kqxm7fY
I przy okazji wielki ukłon dla Michała, Emka za doborowe towarzystwo na wyjeździe no i dla Krzyśka Sambora i Elwooda za pomoc w trackach. |
Rafał, podsumowania, podziękowania, statuetki, medale to na koniec :D My tu nadal czekamy na dalszy ciąg relacji ! Emek jedziesz z tematem :)
Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk |
Cytat:
Ale tak naprawdę? :) Ja mam szczęście mieć wyebane i bez tego. |
Cytat:
|
Dawaj Emek bo ochujec tu już można z tym co jest pisane.
|
26 czerwca
Rafał dziś wyjeżdża do domu. Wstaję rano i gościa nie ma ale lukam wokół i bety są więc nie odjechał cichaczem. Przypominam sobie że zamówiłem mu śniadanie na siódmą. Więc pewnie poszedł kuszać. Dołączam do niego. Michał też wstaje, Rafał pakuje się na motór i wyrusza do Biszkeku. Szkoda że tak krótko ale fajnie było lecieć razem. https://i.imgur.com/i4fNppr.jpg My mamy w planie lajtową wycieczkę na Besh Tash. Planujemy ruszyć koło 9 i pobyczyć się nad bajorem całe popołudnie. Ruszamy do Toktogul, gdzie robimy zakupy i zaraz za miastem skręcamy na tracka. Ślad konsultowaliśmy z Samborem żeby czasem był przejezdny więc cytuję. „jedno miejsce było trudne” No to uspokojeni napieramy. Jest spokojnie i bardzo urokliwie. https://i.imgur.com/uyzemNg.jpg https://i.imgur.com/DIX2dhw.jpg Droga łatwa, piękna i zajebiście przyjemna. Wokół mnóstwo pasiek a w nozdrzach czuć morze kwiatów. Pierwsze trudne miejsce to brodzik. Niezbyt głęboki ale woda wartka a zjazd i wyjazd strome. Postanawiamy nie lecieć na pałę tylko się przyasekurować. Jakoś idzie ale trochu się zmordowaliśmy. https://i.imgur.com/tmgrNoe.jpg No takie niby nic. Na foto w ogóle nie wygląda jakoś trudno i w sumie takie było. https://i.imgur.com/R5hjDOz.jpg Lecimy dalej a trasa pomału zmienia się z drogi w kozią ścieżkę a momentami nie wiadomo czy jesteśmy na szlaku. Tylko nitka na garminie wskazuje że jedziemy dobrze. https://i.imgur.com/eXQvkRI.jpg https://i.imgur.com/ogyxQvf.jpg https://i.imgur.com/3x7ZZdp.jpg Po drodze mamy jeszcze 2 brody i te już nie są lajtowe. Głębokie, woda zapierdala tak że ścina z nóg. Mam ochotę się wycofać bo jesteśmy wyrypani solidnie ale dajemy radę. Pokonujemy kolejne brody, oczywiście nabieramy wody pełne buty więc morale nie są najlepsze , tym bardziej że zaczyna siąpić. Kolejny bród jest bez brodu bo wody nie ma ale ten w sumie jest najtrudniejszy stromo w dół i w górę a potem podjazd po telewizorach. Gleby zaliczamy obaj. W końcu się jednak udaje i jesteśmy wyżej ale do szczytu przełęczy kilometr w górę i daleko. Jadę pierwszy i po paru minutach przystaję bo nie widzę Michała. Nasłuchuję ale cisza. Dobra poczekam jedną fajkę jak nie dojedzie to wracam. Nie zdążyłem wypalić. Michał dociera do mnie , znów była gleba. Jedziemy już totalną ścieżką dla zwierząt. Podjazd stromy, błotnisty ale z dala dostrzegam drogę wyrytą w ścianach. Jesteśmy w domu. Tak chciałem ale niestety nie. Pojawia się znikąd pasterz na koniu. Zaprasza na herbatę. Pada, w butach mokro, grec odmówić. Zostawiamy motocykle i idziemy te 100 metrów do jego bazy po błocie. Baza. Dużo powiedziane. Zadaszone plandeką coś co służy za pokój dzienny i miejsce do gotowania i druga dziupla do spania. Mieszka tu z żoną. Serwuje herbatę stale dolewając jak upijamy trochę a żona podaje podpłomyk z taką ostrą pastą z papryki. Smaczne ale sił nam wiele nie daje. Ustalamy co i jak, jak do drogi co na przełęczy i takie tam. Okazuje się że po drodze mamy 2 jęzory śniegu. Oczywiście z uśmiechem oświadcza że przelecimy bez problemu. No to próbujemy. Dolatujemy już do „normalnej” drogi na przełęcz. Może 300-400 metrów od obozowiska pasterza mamy pierwszy jęzor. Niezbyt długi. https://i.imgur.com/lm2D9Re.jpg https://i.imgur.com/oXPSpWC.jpg Przelecieć się nie da. Jest bardzo grząski śnieg, moto tylko mieli w miejscu i tyle. Sprowadzić da się ale uznajemy że bezpieczniej będzie ruszyć z buta i zobaczyć ten drugi jęzor bo po chu się męczyć jak polegniemy na drugim. Jest jeszcze trzeci. Walimy z buta dobre kilkaset metrów pod górę. Drugi jęzor da się przejechać bokiem ale stroma ściana powoduje że lepiej się podasekurować ale przejedziemy. Trzeci już bardzo lajtowy i da się minąć bokiem. https://i.imgur.com/pUPdEnM.jpg Rozładowujemy motocykle i przepychamy się przez pierwszy jęzor. Jeden po drugim, schodzi nam z godzinę. Na podjeździe do kolejnego nie ma lekko bo są duże kamsztory i luźne łupki. Jest ciężko. Mijamy drugi i trzeci jęzor. Jest nieźle. Dalsza droga jest jednak drogą przez mękę. Wielkie kamerdolce poprzeplatane luźnymi też dużymi. Nosz qva tragedia. Ale jakoś się udaje do ostatniej prostej na szczyt przełęczy. Tu jest dramat. Nie idzie tego pokonać bez pomocy. Walczymy jak lwy wzajemnie się asekurując i jakoś się udaje stanąć na szczycie przełęczy. Jesteśmy szczęśliwi. Na szczycie droga jest niezła i mamy zjazd więc zakładamy że będzie lajtowo. Błąd. Zjeżdżamy z pierwszej agrafki, zakręt i prosta do kolejnej. Jak tylko skręciłem już widzę ogromny jęzor. Podjeżdżamy. Nosz qva tragedia. Jęzor ma za 150 metrów i zabrał całą drogę. Zwałowisko śniegu, kamieni i ziemi. Wypiętrzone na dobre 1,5-2 metry w górę. Nie ma szans tego pokonać w poprzek. Rozglądam się i patrzę na szczyt przełęczy. Widzę że ten jęzor może i by się dało minąć od szczytu. Nawracamy oblukać bo tu nic nie wskóramy. Dojeżdżamy do szczytu a tam pierdolony pion. Nie zjadę po tym w dół. Za dużo wielkich kamerdolców a na tej stromiźnie mogę nie utrzymać śladu jak należy. Gleba i moto kukuryka się w dół dobry kawał a ja z nim. Ale mam plan. Sprowadzimy je jeden po drugim. Innych opcji nie znajdujemy więc zabieramy się za robotę. Najpierw jeden na próbę. Jakoś się udaje trochę we dwójkę sprowadzić ciut za połowę i stamtąd decyduję że już zjadę w dół żeby Michał nie musiał taki kawał podchodzić po pionie w górę. Już mamy zamglony wzrok, słabniemy z minuty na minutę, jest chooyowo. Nie mam siły i odcinać prąd zaczyna. Michałowi skończyła się woda a ja mam na rezerwie więc pijemy na zmianę po trochu z tego co zastało w camelbaku. Zajmuje nam to w ciul czasu ale udaje się pokonać ten jęzor. Jest koło 19. Ruszyliśmy o 9 i od tej pory jedziemy bez posiłku. Nie liczę kawałka podpłomyka od chłopa. Najgorsze jest podejście pod te zasraną górę. Sprowadzamy Michała i musimy odsapnąć ale czas goni bo słońca za godzinę spadnie a w nocy tu będzie nieciekawie, ponadto nie bardzo jest gdzie się rozbić. Pewni tego że mamy już żużel za sobą ruszamy w dół ale długo to nie trwa. Nosz qva jego mać. Znów jęzor. https://i.imgur.com/8pg7TZb.jpg https://i.imgur.com/yAUbtNF.jpg Ten był na szczęście ostatni. Przepychamy motocykle bo tak łatwiej. Pojechać nie da rady a na biegu korzystając z napędu jeszcze gorzej bo się kopie i trzeba wyrywać motocykle ze śniegu. Tragedia. Dalej droga jest już lajtowa. Zjeżdżamy w dół do rzeki a potem wzdłuż niej lecimy w kierunku Besh Tash. Do jeziora dojechać się nie da. Jest ukryte w kamerdolcach. Obok wypływającego z jeziora potoku biwakują jacyś ludzie. Mają ognisko. Michał proponuje żeby z niego skorzystać. Podjeżdżamy, zgadzają się żebyśmy zabiwakowali obok i wysuszyli buty przy ich ognisku. My jesteśmy tak wyrąbani że resztkami sił stawiamy namioty, gotujemy LYO, którego nie mam siły nawet zjeść więc dopychamy się półtoraszką browara, której nie jesteśmy w stanie nawet wypić. Do namiotu i spać. To był najcięższy dzień na tej wyrypie a chyba i w całym życiu nie miałem tak trudnej i wymagającej trasy usianej przeszkodami. Dobrze że udało się przebić bo byśmy tam zostali a nie było nawet szans na jakąś pomoc. Do najbliższego kunia daleko oj daleko. Uwaga! Tradycyjnie będzie materiał wideo. |
|
Spałem chooyowo mimo zmęczenia. Nie mogę spać na 3000 m. Postanawiam w końcu rankiem zobaczyć to bajoro, do którego wczorajsza droga tak nas wykończyła. Jeziora w sumie są dwa i nie sposób dostać się do nich inaczej niż z buta lub konno. Wokół kamerdolce takie spore. Wczoraj widziałem jak dwóch lokalesów na koniach pcha się w wąski przesmyk to lecę jak i oni.
Z mniejszego jeziorka wypływa strumyk, bardzo ładny zresztą. https://i.imgur.com/KbnB2qO.jpg https://i.imgur.com/AuaGQij.jpg https://i.imgur.com/6CbzJ7C.jpg Miejscówka klimatyczna mocno, szczególnie w promieniach wschodzącego słońca. https://i.imgur.com/kjvWrNz.jpg https://i.imgur.com/LMi7iHu.jpg https://i.imgur.com/8Vz3Klm.jpg Beshtash Nature Park to kolejny park narodowy Kirgistanu. Jezioro leży na wysokości około 3000 a żeby się tam dostać to trzeba wnieść opłatę (chyba). Jako że dostaliśmy się tam przez przełęcz Terek to sią rzeczy nic nie płaciliśmy ale na wjeździe że tak powiem normalnym jest post i coś tam pobierają. Większe jezioro w mojej ocenie też ładne ale to mniejsze jakoś bardziej mi się spodobało. https://i.imgur.com/z7e2nJG.jpg https://i.imgur.com/JxcubVX.jpg https://i.imgur.com/YD4GyKy.jpg Nasi sąsiedzi pakują manele i się zawijają. My czekamy jeszcze aż wyschną nam lepiej buciory i też pomału zbieramy się do dalszej drogi. https://i.imgur.com/Hszvous.jpg https://i.imgur.com/6d5xNfx.jpg https://i.imgur.com/ekToOop.jpg Jesteśmy jednak mocno wypluci po wczorajszej wyrypie i postanawiamy znaleźć jakąś bazę nad zalewem Kirowskim w drodze na zachód. Najpierw trzeba stąd wyjechać. Droga jest łatwa i kolesie napierają dość szybko. My też się nie ociągamy i na jednym z zakrętów wpadam na lecącego moją stroną drogi lokalesa. Wciskam heble w opór ale już czuję że przód nie trzyma na luźnych kamerdolcach i moje działania są mało skuteczne. Szukam drogi ucieczki bo koleś co jedzie na mnie wyprzedza drugie auto. Nie mam wielkiej chęci próbować się zmieścić między nimi więc wybieram drogę w kierunku krzaczorów i pobocza, najwyżej się położę. Jakoś jednak koleś odbija, ja odbijam i mijamy się bezkontaktowo. Krzaków też udało się uniknąć. Dolatujemy do postu gdzie jest wjazd, mijamy bramką dla ludu bo szlabanik zamknięty. Dalej mamy nudną szutrówkę a potem już po czarnym jedziemy w kierunku Talas. Na jednym z postojów odbieram ostrzeżenie od EL Patrona. âOmijajcie Talas. Nic tam nie ma poza choojową milicją, która poluje na turystów.â Talas ominąć się nie da za bardzo ale trzymamy parę kilosów poniżej dopuszczalnej prędkości. Patrol faktycznie był ale zajęty złowionym lokalesem. Lecimy dalej a upał jest sakramencki. Jeżdżą jakieś grupy wyrostków całą drogą , bandy w czarnych mercach, bandy w białych mercach. Nie wiemy o co kaman. Jeden taki orszak niemal spycha mnie z drogi waląc całą szerokością drogi. Posrane gówniarze, akcja wyjaśni się później. Wpadamy do Kyzyl Adyr a że pora obiadowa i widzę jak smolą szaszłyki to stajemy w knajpie. Pierwsza po prawej od wjazdu od Talas. Zwie się to "ĐКкОН". Szamiemy zupę zapychając szaszłykiem. W trakcie obiadu podpytuję Sambora o jakąś miejscówkę na odpoczynek. Niby jest jedna ale słaba. Postanawiamy sprawdzić. Tutaj. https://www.google.com/maps/place/42...65!4d71.588608 Rzeczywiście jest i faktycznie słaba. Duży parking , w ciul narodu a nocleg można popełnić w takiej budzie. Klima niby jest ale to jakiś barakowóz , wewnątrz łóżko podwójne , fotel i stolik. Kibla i wody nie ma a tego nam potrzeba. Poprać , posuszyć i się wykąpać. Upał nie do zniesienia i nie mamy zamiaru odpoczywać pod namiotami. Spadamy z powrotem. Miejscówki nie polecam. To jakby miejsce do kąpania dla lokalesów. Opłata za wjazd, można coś przekąsić ale tłumnie, syfiarsko i nieprzyjemnie. Wracamy bo mam na maps me jakiś obiekt w Kyzyl Adyr. Niestety niewypał. Obiekt faktycznie jest ale zamknięty i to lata temu. Podpytuję w sklepie. Jeden koleś strasznie chce pomóc, gdzieś wydzwania i za chwilę podjeżdża koleżka a jakże w białym mercu. Chce wynająć cały kwadrat ale ponoć ma ekskluzywny apartament i patrząc na nas chyba nie ma ochoty sparszywić go naszą bytnością. Nawet nie podaje ceny. Na odchodne rzuca żeby zapytać w knajpie, w której jedliśmy bo tam maja pokoje. Ruszamy zatem. Wracamy do lokalu a tam nam wskazują obiekt na tyłach. Taki dość elegancki. Lokal jest tutaj. https://www.google.com/maps/place/%2...1!4d71.5940115 No to podjeżdżamy, parkujemy ale drzwi zamknięte i nikogo nie ma. Włażę z boku po schodach bo widzę tam jakieś drzwi. Okazują się otwarte i widzę numerki na pokojach w korytarzu. To chyba to, bingo. Ale też nie ma żywego ducha. Wracam. Na wejściu napotykam kolesia i od razu dostaje zjebę za wjazd na pokoje w butach. Głaskam do trochu i ustalamy, że mają wolny pokój. Pokazują, no i bierzemy. Dogadani, pakujemy się do pokoju a następnie lecimy w magazyn po zakupy. Wejścia do sklepu pilnuje dwóch ważniaków w maskach (!) i bez masek nie wpuszczają. Nie mamy. Za 5 SOM już mamy. Kupujemy żarcie, piwko i melona i powrót na bazę. Pakuszali, popili to poszli na spacer nad zalew. Gogle pokazuje chyba 5 czy 6 kilosów więc do wieczora się ogarniemy z powrotem. Lecim , podziwiając lokalne domostwa. https://i.imgur.com/eaUQSoQ.jpg Bajoro jest nieciekawe. Do brzegu można dojść tylko w niektórych momentach bo jest po prostu grząskie bagno. Wykąpać się w tym tez nie mamy wielkiej ochoty. Na brzegu kilku wędkarzy poluje na coś bez powodzenia. https://i.imgur.com/7dSMopx.jpg https://i.imgur.com/12CwU9T.jpg https://i.imgur.com/7mlyTuG.jpg Spędzamy chwilę nad wodą ale że słońce spada to postanawiamy wracać. Na trasie powrotnej zgarnia nas lokales z ofertą podwózki. Korzystamy z radością. W aucie chyba trójka czy czwórka dzieciaków. Nasz kierowca jest policjantem lokalnym. Podpytuję zatem o co kaman z tymi bandami w autach jadącymi całą drogą. Okazuje się że to młodzież świętuje zakończenie edukacji. Cos jak matury czy jakoś tak. Miło się gawędzi ale już jesteśmy pod bazą. Jeszcze tylko wspólne fotki i się żegnamy , dziękując za podwózkę. Pod obiektem tymczasem zjeżdżają się biesiadnicy. Okazuje się że bal będzie pod naszym pokojem. Jest duża sala bankietowa. Panienki i chłopcy odstrzeleni jak kornik na święto lasu. Ryczące V8 w mercach AMG wokół. No chyba nie pośpimy. https://i.imgur.com/qCJbjpo.jpg https://i.imgur.com/oYssViG.jpg https://i.imgur.com/OCbaQk5.jpg No to idziemy jeszcze do knajpy obok na kuflowe i do spania. O dziwo impreza jest dość cicha i wewnątrz prawie nic nie słychać . Tym razem spię jak zabity. |
28 czerwca
Jak się okazało na wieczornym kufelku browca w knajpie w cenie apartamentu nad salą balową mamy również śniadanko. Więc jak tylko knajpę otwarli uderzamy pakuszać. A jakże jajecznica po ichniemu czyli jaja sadzone. Po śniadaniu pakujemy bambetle i kierujemy się na stację zatankować i ruszamy dalej w kierunku przełęczy Kara Buura. Mimo że jest wcześnie tutaj na zachodzie jest piekielnie gorąco. Nigdy tutaj nie byliśmy a bardzo chcieliśmy się przekonać jak chooyowy jest zachód Kirgistanu że prawie nikt tutaj nie zajeżdża. Uważam że to błąd. Nie jest może tak urokliwie jak na wschodzie ale ciekawie. Po prostu inaczej. Niestety droga mimo że jakościowo bardzo przyzwoita jest po prostu tragiczna bo walą nią ciężarówki na pełnym gazie, tuman pyłu unosi się na wiele metrów a widoczność jest niemal zerowa. Wyprzedzenie takiego zestawu gnającego 60 km/h jest sporym wyzwaniem. https://i.imgur.com/VAyvENB.jpg https://i.imgur.com/EKdQulh.jpg https://i.imgur.com/mRXD49T.jpg Dodatkowo jedynie pod ścianami skał można znaleźć kawałek cienia. Z niecierpliwością chcemy dostać się na przełęcz licząc na kawałek chłodniejszego powietrza. Jak jest pusto to leci się ładnie, jak coś jedzie a jedzie prawie cały czas to słabo. Lepiej nie puszczać przodem ciężarówki. Osobówek niewiele. https://i.imgur.com/bv2G8L6.jpg Zjeżdżamy na chwilę oddechu nad rzeczkę, ładną całkiem zresztą. https://i.imgur.com/LD15j2i.jpg Taki mały wąwozik. https://i.imgur.com/MLtXOEg.jpg Po prawej właśnie przeszła ciężarówka , widać tumany pyłu. https://i.imgur.com/3gjPFmf.jpg W końcu dolatujemy do podjazdu. Jest tam jakiś kamieniołom czy coś takiego i właśnie tam gnają te gruzawiki. Sama przełęcz ładna. Pod szczyt aut jedzie niewiele. https://i.imgur.com/JkR1EQk.jpg https://i.imgur.com/Dziy6dm.jpg Trzeba uważać na zakrętach bo tam jest tak rozjeżdżone że mamy dość głęboki kopny piach czy raczej pył. https://i.imgur.com/eGgNoRg.jpg https://i.imgur.com/w7DhDWb.jpg https://i.imgur.com/ygJIFk5.jpg Zjeżdżamy w dół. W dolinie płynie rzeczka. https://i.imgur.com/Mw9Ew9i.jpg https://i.imgur.com/lTDrtmc.jpg https://i.imgur.com/v5jKe4G.jpg Odbijamy na lewo i mamy taką sytuację. https://i.imgur.com/DaKVBRG.jpg https://i.imgur.com/DR4Y1Ya.jpg https://i.imgur.com/yG6nxzr.jpg https://i.imgur.com/m0ybSVy.jpg Mimo, że to zachód i niby jest gorąco to śniegu leży sporo a mamy koniec czerwca. https://i.imgur.com/ZUwGZao.jpg https://i.imgur.com/WBF9rOA.jpg https://i.imgur.com/vhcHMM2.jpg https://i.imgur.com/FdU7Ce7.jpg Dalej lecimy już szeroką doliną, po prawej mamy rzekę płynącą głębokim kanionem. Jest w sporym oddaleniu od drogi ale strome ściany widać z daleka. https://i.imgur.com/xI0rlZ5.jpg https://i.imgur.com/3tlwNqD.jpg https://i.imgur.com/Zd4noRK.jpg https://i.imgur.com/4LpBqYi.jpg Pić się chce a zaczynają się wioski więc postanawiamy jedną spenetrować. Dobrą chwilę zajmuje nam znalezienie jakiegoś człowieka, który wskazuje nam gdzie jest sklep. Szopa na czyimś podwórku. Nie do zidentyfikowania dla niezorientowanych. Obsługuje mała dziewczynka lat może ze 12. Wkrótce dołącza do nas jej babcia lat 80, która mówi po naszemu naczy po rusku. Gawędzimy chwilę ale czas lecieć dalej. Cały czas mamy szeroką szutrówkę i leci się sprawnie. Mamy porę obiadową i trafiamy do Jany Bazar. Wiocha jak wiocha ale widzę że jest stołowaja i postanawiamy tu zostać na noc bo upał i kurz dały na w doopę. Czas mamy i nigdzie nam się nie spieszy. Znajduję na mapie obiekt pod nazwą Besh Aral Hotel. Hmmm. Zamknięte ale obok jakaś instytucja i otwarte, ktoś stoi. Wpadam zagadać i okazuje się że obiekt jest i nawet działa. Mankament taki że nie ma wody a kibel na ulice. Dobra , zostajemy. W środku przyjemnie chłodno. Koleś nam otwiera ,i zostawia klucze od całego obiektu bo nikogo tu nie ma. Okazuje się że jesteśmy w Muzeum Przyrody. https://i.imgur.com/snEVXi5.jpg Wcale nienajgorzej. https://i.imgur.com/VBpnXKZ.jpg Idziemy na miasto pakuszać ale kibel, albo zamknięte albo już wszystko wydali i nie ma co jeść. https://i.imgur.com/bcZ8iEe.jpg No ale radzimy sobie jakoś. https://i.imgur.com/x2mpG5b.jpg https://i.imgur.com/je6PxXG.jpg Pakuszali to idziemy nad rzekę z planem żeby się wykąpać i walnąć browca nad wodą. Najpierw trzeba go schłodzić. https://i.imgur.com/JcEnph4.jpg https://i.imgur.com/ggm1exC.jpg Taka rzeczułka. https://i.imgur.com/DBAqsqy.jpg https://i.imgur.com/qg9zQUy.jpg https://i.imgur.com/pmjY4X4.jpg Woda niestety ma taką temperaturę że łamie kości i nie ryzykujemy kąpieli. Luzujemy nad rzeczką ale motocykle czas obejrzeć bo już dawno nie zwracaliśmy na nie szczególnej uwagi. Oblukamy czy wszystko bangla i przepierzemy filtry. https://i.imgur.com/DQEcE4X.jpg https://i.imgur.com/BAU60mm.jpg Słońce pomału spada to i my spadamy do spania wraz z nim. Motocykle parkują pod bazą strażników parku. https://i.imgur.com/WQs6zaO.jpg |
29 czerwca
Jako że mamy już podróżować lajtowo to nigdzie nam się nie spieszy. Wstajemy, szamiemy i niespiesznie zaczynamy pakować się na motocykle. W międzyczasie gawędzę ze strażnikami parku, podpytując co tu jest ciekawego i jaka jest ich robota. Koleś zeznaje że są tam jakieś pola tulipanów ale daleko (około 100 km) i do tego motocyklem się tam nie dojedzie. Jedynie konno lub z buta. Postanawiamy zatem kierować się pomału na Biszkek a postój mamy po taniości tam gdzie już byliśmy czyli na Sary Chelek. No to ognia. Najpierw chcemy jednak zobaczyć jak wygląda droga w stronę Besh Aral. Odbicie jest w kierunku wioski Ak Tash , tutaj https://www.google.com/maps/place/Ak...3!4d70.6439781 Droga faktycznie jest ale leci trawersem nad brzegiem rzeki a do tego żadna z naszych map (maps me , garmin , google) jej nie pokazuje. Upał tutaj okropny więc dojeżdżamy kawałek ale postanawiamy zawrócić i zobaczyć co dalej po trasie. Dojazdówka do Ak Tash https://i.imgur.com/t6LkpUW.jpg https://i.imgur.com/sUd0qlz.jpg Dolatujemy do tego miejsca, droga się zwęża do koziej ścieżki. Tutaj zawróciliśmy. https://i.imgur.com/1EzAkkI.jpg https://i.imgur.com/anWYZwU.jpg Wzdłuż drogi powrotnej płynie rzeczka. Całkiem fajowa ale rwie mocno. https://i.imgur.com/OKWUWke.jpg Kierujemy się dalej do zjazdu a potem dalej w kierunku Terek Say. Droga tutaj jest mało ciekawa, kurzy się okropnie stąd puszczam Michała przodem a sam kulam się daleko z tyłu bo pył wchodzi wszędzie. Jest tutaj kilka kopalni złota, całkiem nieźle zorganizowanych. Porządnie, czysto i schludnie. Wreszcie dolatujemy do jakiejś wsi gdzie postanawiamy się napoić. W sklepie obsługuje łebek lat może 10, zauważam taki oto produkt. Kto ma swoje lata ten pozna. https://i.imgur.com/nMu216r.jpg W okolicy Ala Buka Michał ma jakąś drobną usterkę, którą naprawiamy na nieczynnej stacji paliw. https://i.imgur.com/BZl1G8t.jpg Jest przynajmniej kawałek cienia bo upał tutaj zaiste nieznośny. Próbujemy też coś zjeść ale nie ma żadnej knajpy a ta co jest nie poda nic do jedzenia bo nie ma prądu. Leci się wzdłuż granicy z Uzbekistanem i pełno tutaj wieżyczek strażników. Fot nie robimy bo zatrzymanie grozi odwodnieniem i zatrzymaniem akcji serca. W końcu widzę przy drodze że dziewczyny smolą w knajpie szaszłyki. Zagaduję czy da się zjeść. Da się. To pakujemy się do knajpy zostawiając motocykle pod czujnym okiem dziewcząt. Chcemy zamówić szaszłyki i sałatkę z pomidorów i ogórków ale warzyw nie mają. Zagrałem jednak dyplomatycznie jak dziewczę po dostarczeniu szaszłyków zapytało czy czegoś sobie jeszcze życzymy wypalam że warzywna nariezka by była szczytem marzeń. I co? Za parę minut dostajemy choć nie było. Chyba któraś skoczyła do sklepu, kupiła produkty i zrobiły sałatkę. Wyraźnie dumne i zadowolone potem grupowo popełniły fotki z naszymi motocyklami , no i z nami również też oczywiście. Nam jednak w drogę czas bo robi się późnawo a mamy jeszcze kawał. Jedziemy i mamy odbicie na znaną już drogę na Sary Chelek w miejscowości Syny. Tutaj. https://www.google.com/maps/place/41...2!4d72.0653692 Stąd mamy niecałe 3 dyszki bo bazy. Michał ma tam coś do zrobienia przy moto i tam zrobimy to na spokojnie, nocleg po taniości w jurcie i fajna miejscówka. Po drodze kupujemy jeszcze arbuza na popołudnie. Po drodze mijamy dwóch rowerzystów i za dala widać że Europejczycy. Wreszcie docieramy na miejsce. Ładujemy się na bazę ale gospodarza nie ma. Syn tegoż oświadcza że jutra wolna i krzyczy 500SOM od łba. No lekko go pogięło idę do matki chłopca i mówię że parę dni temu było 150 a dziś 500 , o co kaman. Zgadzamy się wspólnie że 150 będzie OK. Docierają do bram również rowerzyści ale odbijają się jak pingpong bo wjazdu nie ma więc szukają noclegu z ogromnymi problemami z komunikacją. Oferuję pomoc ale odmawiają. Jednak po paru minutach wracają skruszeni i chcą żeby im jednak pomóc bo nie mogą się dogadać. Gospodyni widząc mało kumatych krzyczy im 500 SOM od łba za namiot. Nie prowadzę negocjacji bo akceptują bez dyskusji. Chcą też kolację, którą organizuję dogadując temat z gospodynią. Będzie kurdak. Z zaciekawieniem obserwuję jak gospodyni szykuje produkty na kolację dla Niemców a oni tymczasem wypakowują bety i rozstawiają namioty. Obładowanego roweru nie byłem w stanie unieść. Chłopaki zrobiły dziś chyba 70 km i są wypluci jak diabli. Lecieli przez przełęcz Kara Buura. Współczuję i podziwiam. https://i.imgur.com/7IZ2iFt.jpg Podczas gdy chłopcy się organizują my chłodzimy cieczą arbuza. https://i.imgur.com/uG9IHH9.jpg Kolacja gotowa i jak się okazało to będzie dla wszystkich bo tak się Pani gospodyni nariezało. Korzystamy więc i my. Niemcy przyjechali do KRG na 3 miesiące na rowery. Wybrali zachód bo tu niby płasko jest. Dobre. Naprawdę dobre. Ciekawe że nie wzięli własnych rowerów tylko wypożyczyli na miejscu. Nie wiem czy to sensowne brać cudzy rower za 300 juri skoro transport własnego kosztuje 150 jak zeznają. Nie kumam. Częstujemy naszych nowych kolegów Biszkekiem, lekko się rozgadali ale szybko zawijają się do namiotów. Muszą być wykończeni tą drogą. Słońce spada. https://i.imgur.com/BTPJ2hp.jpg https://i.imgur.com/PeCH2fG.jpg To i my walimy w kimę. Zaczynamy od jutra kierować się na Biszkek bo chcemy po drodze liznąć jeszcze parę lokalizacji. Najpierw jednak zaplanowaliśmy przystanek w znanym obiekcie nad Toktogulem. |
30 czerwca
Kolejny dzień jest nudny bo mamy samą drogę w większości po czarnym. Jedyną atrakcję stanowi fakt, że Michałowi wykręciły się śruby od mocowania silnika, które na szczęście tak dzwoniły że udało się ich nie pogubić. Nawet nakrętka, która spadła i zakończyła podróż w zakamarkach płyty została namierzona i wydobyta. https://i.imgur.com/I1FvZNy.jpg Udało się wszystko poskręcać jak należy i pognaliśmy dalej. Klasycznie ominęliśmy bocurem pobór opłat a następnie zjedliśmy obiad w knajpie w mieścinie tuż za postem. Dojazdówka do turbazy okazała się łatwą przeprawą bo aut na trasie było bardzo mało a jedyny fakap to te zasrane tunele bowiem oświetlenie w naszych DR praktycznie nie istnieje i że tak powiem chooya widać w tunelu. Dobrze że są paski co rozdzielają pasy bo tylko to widziałem. Na szczęście tunele są krótkie. Lądujemy popołudniem w bazie otdycha i walimy na kąpanko w dół. Nuuda. Mamy jednak motocyklowe towarzystwo z Uzbekistanu. Nie, to nie jest CB500 to kitajska kopia. https://i.imgur.com/qrRfWeE.jpg W sumie najciekawsze jak zwykle w tym miejscu są zachody słońca. https://i.imgur.com/uisnJaB.jpg https://i.imgur.com/75z3GCh.jpg Nudny dzień drogi, walimy w kimę a jutro lecimy w dolinę Suusamyr. Ponoć urywa doopę. Się zobaczy. |
1 lipca
Dziś lecimy na Suusamyr. Poranne śniadanko mamy zapewnione w bazie ale level tego posiłku nie powala. Cóż, posiliwszy się ruszamy a w zasadzie zaczynamy pakowanie. Łapiemy się na śniadaniu z Uzbekami, którzy przyjechali tu żyguli rocznik 74 oraz motocyklami. Byli na zlocie nad Issykiem a obecnie wracają. Zapraszają do Taszkientu. Mieliśmy taki pomysł żeby skoczyć do Uzbeków ale w sumie dobrze że nie podjęliśmy próby to z roztargnienia zapomnieliśmy kwitów celnych od Deniara co w sumie dobrze wyszło bo gdybym je odebrał to byłby totalny fakap. Ale o tym później. Nie lubię drogi Biszkek-Osz ale ten odcinek w dole dolinki przy rzece mi się nawet podoba. Potem jak się wjedzie wyżej już jakby mniej. Zimno na tych przełęczach jak w psiarni więc postanawiamy zatrzymać się na kawę. https://i.imgur.com/nQN6eF7.jpg Buda jest przy tym pomniku. https://i.imgur.com/WGcQ0sV.jpg Wewnątrz kilku gości i maluch. https://i.imgur.com/YJ0gssI.jpg O taki. https://i.imgur.com/3Qi6ahf.jpg Technologia rally ma tu zastosowanie w budownictwie wszelakim co w sumie świadczy o zaradności i kreatywności tych ludzi. https://i.imgur.com/kjirj1Q.jpg Wcześniej konsultujemy się z Samborem czy w drodze na Suusamyr są jakieś stacje paliw i żarcie. Jedno i drugie ponoć jest. No jest ale tak my się dogadali że stacja Gazpromu gdzie mieliśmy tankować jest na głównej nitce, z której już zjechaliśmy podobnie jak i knajpy. Knajpę udaje nam się namierzyć i spożywamy łagmana. Sklep jest więc robimy zaopatrzenie na biwak ale stacji nie ma. Niby ją mamy na mapie ale w rzeczywistości nie ma nic. Zatrzymuję marszrutkę i podpytuję gdzie tu paliwo skołować bo nie chce nam się dymać z powrotem do M41. Wskazuje coś kilka kilosów przed nami na prawo od odbicia w dolinę. Jedziemy. Kurzy się niesamowicie. Stacji paliw nie ma ale jest sklep. W sklepie paliwo jest. Kupujemy po 10 literków aby dojechać do Kochkor. Ruszamy w głąb dolinki. Jest wczesne popołudnie i mamy ochotę poleniuchować nad wodą. Pierwszy strzał do rzeki i mamy zajebistą miejscówkę. Z drogi niewidoczna, opału w ciul, tuż przy rzece. https://i.imgur.com/ehedozq.jpg Może nie jest doskonale ale mamy wszystko czego nam trzeba. Obawa jest że jakby w górach popadało ( a się zanosi) i poziom rzeki się podniesie to nas zaleje ale cóż, będziemy obserwować. https://i.imgur.com/QQFLvse.jpg My na szczęście mamy sucho, nie pada więc odpalany ognisko. https://i.imgur.com/JjfM8Q5.jpg Długie Polaków rozmowy kończymy w towarzystwie Biszkeka późną nocą. https://i.imgur.com/sNszQCl.jpg |
Cytat:
|
Nie da sie tego palić. Próbowałem. Jakby co służę.https://uploads.tapatalk-cdn.com/202...a9896b4e5d.jpg
|
Cytat:
Nie palę ponad dwadziescia lat,a jako ciekawostkę napiszę kiedy przywiozłem z Indii kilka opakowań moi koledzy którzy trwają w nałogu delektowali się tym wyrobem w foliowej paczusce wyglądcej jak po przeżuciu przez krowę |
Krzychu, jak tylko wrócita za PAKa wpadam z paką to se zajaramy 😁.
|
Cytat:
, |
Gilu, jak tylko mięśnie mi się pozrastają i doktory pozwolą z największą rozkoszą dam ci się sponiewierać na Twojej prowincji. Tymczasem lecimy dalej.
2 lipca Rankiem pogoda jest świetna. Ciepło ale nie gorąco bo jesteśmy już trochę wyżej. Zabieramy się za śniadanko. Dziś będzie gięta z dodatkami. https://i.imgur.com/RgoHBOI.jpg A po śniadaniu kawusia. https://i.imgur.com/dtQ6ScS.jpg Nie bardzo nam się chce ale postanawiamy że max 10 ruszamy w trasę. Tak też czynimy. Droga tutaj to szeroka szutrówka. Nie ma żadnych problemów ani trudnych sekcji po prostu się jedzie. https://i.imgur.com/uQ6JZCP.jpg https://i.imgur.com/hmScaA5.jpg https://i.imgur.com/lFdTF4x.jpg Michał zapitala ostro a ja się turlam spokojnie. Tak się turlam, że odjechał mi już daleko i tracę go z oczu. W pewnym momencie czuję że motocykl zaczyna mi pływać. Postanawiam się zatrzymać i oblukać no i a jakże kapeć. Michał odjechał daleko, wokół nic. https://i.imgur.com/4KnZje0.jpg Spokojnie, w końcu się kapnie. Klasycznie postanawiam zaczekać jedną fajkę aż wróci, we dwóch robota pójdzie nam znacznie sprawniej. Fajka wypalona, Michała nie ma. Dobra, czas wziąć się do roboty. Wyjmuję podpórkę pod wahacz, moto w górę i zdejmuję koło. No i Michał w końcu się pojawia. Trochę mu zajęło zanim zauważył mój brak. Oczywiście szydercze fotki muszą być. https://i.imgur.com/2N97hb2.jpg https://i.imgur.com/ZLNE6Ek.jpg Jeszcze zanim Michał dojechał minęło mnie ze 2 kolesi w autach, zatrzymując się i pytając czy nie trzeba pomocy. Grzecznie dziękuję, dam radę. Robota idzie w miarę gładko, MT21 zrzucamy sprawnie, dętka nowa w środek, oglądamy starą. Uszkodzenie znajdujemy ale jakoś dziwnie lekko z boku. Oględziny opony wewnątrz i na zewnątrz nie przynoszą rozwiązania problemu. Nie wiemy co się stanęło. Montujemy, niestety mam tylko pompkę od roweru więc nadmuchanie gumy do odpowiedniej wartości trochę zajmuje ale ogarniamy. Jak guma już ogarnięta i zabieramy się za montaż podjeżdża kolejny ciekawski. Zeznajemy, że już zrobione, dziękujemy za pomoc. Koleś jednak nalega że jak będziemy jechać to oni tam gdzieś będą i zapraszają na herbatę. Moto ogarnięte więc jedziemy dalej. Cała dolina jest bardzo ładna i ciekawa ale no doopy mi nie urwało. Widziałem już ładniejsze, oczywiście w mojej ocenie. https://i.imgur.com/glNCpm5.jpg https://i.imgur.com/ilERyeS.jpg W końcu rzeka zostaje w dole a my zaczynamy podjazd na przełęcz. https://i.imgur.com/A5WQlKO.jpg Na jednym z podjazdów mamy zator. Cała droga jest zatarasowana samochodami a ludkowie oblegają okolice trasy. Sporo gawiedzi. Okazuje się że to te chłopaki co nas na herbatę zapraszały. Tym razem zaproszenie na herbatę zamieniło się w zaproszenie na wódkę. Odmówić nie sposób. Jeden mi prawie wpycha kielona do gardła a jak podzieliłem się na pół z Michałem kielonkiem to natychmiast napełnił znów i szarpiąc mnie za kurtkę każe pić. W drugą łapę dostałem kubek z kolą. Cóż robić, trza się napić i uciekać. Okazuje się że nasi nowi znajomi przyjechali tutaj na polowania na gorne kozy, cokolwiek to za zwierz jest. Dostajemy propozycję żeby zostać do rana bo będą riezać baraszka a rano pójdziemy w góry na polowanie. Grzecznie dziękujemy i do dziś mam zgryz że to zrobiliśmy. Mieliśmy szansę zapolować a przynajmniej zobaczyć tutejszą dziką zwierzynę. No niestety jakoś się wymiksowaliśmy w trosce o wątroby. Szkoda. Jedziemy dalej zatem. https://i.imgur.com/ttl4L5a.jpg Pogoda nam się kasztani. https://i.imgur.com/2z3anSR.jpg https://i.imgur.com/1iDTbol.jpg Temperatura spada, zaczyna siąpić. Zakładamy cieplejsze ciuchy i rękawice i gonimy w górę. https://i.imgur.com/7B8WngP.jpg https://i.imgur.com/fgAV6WG.jpg https://i.imgur.com/X8POBI5.jpg https://i.imgur.com/L1f9OX0.jpg Podjazd jest bardzo łatwy, jest kilka brodzików przed samym podjazdem ale ogólnie nie mamy większych problemów. https://i.imgur.com/LBgERzt.jpg Na szczycie mamy jęzor, o czym zostaliśmy uprzedzeni przez chłopaków od polowania. Kazali ominąć starą trasą. https://i.imgur.com/MhzbQJn.jpg https://i.imgur.com/6I2rBw3.jpg Omijamy więc zgodnie z zaleceniem drogą na lewo i zjeżdżamy już za jęzorem po drugiej stronie przełęczy. Tak się to prezentuje z drugiej strony. https://i.imgur.com/sdIosQe.jpg Gnamy dalej. Zjazd z przełęczy również łatwy, problemów nietu. https://i.imgur.com/c3ovbqA.jpg https://i.imgur.com/XftJIv9.jpg https://i.imgur.com/NvAJ401.jpg https://i.imgur.com/PQ1lDs0.jpg Dalej się wypłaszcza i mamy prosty zjazd do Kochkor. Sambor nam wspominał że da się tutaj przebić gdzieś pod Kegety ale jakoś nam ten zjazd umyka. Może to z tego powodu, że mamy późne popołudnie a jesteśmy o śniadaniu. Chłodno jest i nie chce nam się gotować więc stajemy na moment i zapychamy się serem i chałwą aby stykło do Kochkor. https://i.imgur.com/mbjXbZW.jpg https://i.imgur.com/I7QQHZW.jpg https://i.imgur.com/LYEqxfb.jpg W końcu dolatujemy do głównej ścieżki ale jest cała w remoncie. Zwężki i kurzy się niesamowicie. Wpadamy do Kochkor około 16.30. Szukamy jakiejś bazy. Pierwszy strzał i pudło. Obiekt zmienił właściciela i jeszcze nie działa. Kierują nas do hostelu. Tanio bo 250SOM ale trudno nazwać nawet ten obiekt. Pokój wieloosobowy, łóżka piętrowe, ciasnota. Nawet torby nie ma gdzie położyć. Szukamy dalej. W końcu się udaje. Mamy bazę tutaj. https://www.google.com/maps/place/Ho...6!4d75.7579057 Mamy duży pokój, wifi, bania na terenie obiektu. Czysto, schludnie, zamykane podwórko. Pakujemy się , przebieramy i lecimy coś jeść bo już późno. Polecają nam knajpę o nazwie Retro. Ponoć wszyscy turyści tam jedzą. https://www.google.com/maps/place/RE...74!4d75.756876 Knajpa jest , działa, zjedliśmy ale nie polecam. Raz że sporo drożej niż gdzie indziej, dwa że robione na modłę europejską (perforowane frytki etc). No jakoś tak mało swojsko. Pojedli, zakupy zrobili i wracamy. https://i.imgur.com/4XPsJCD.jpg Kolejny obiekt wykonany technologią rejli. https://i.imgur.com/dxW6kEx.jpg Zamawiamy banię na wieczór i to był strzał w dychę. Piwko, Biszkek, bania i do spania. |
Cytat:
|
Teraz kontenery w cenie, nie wiem, czy nie opłaca się sprzedać domu na części... :D
|
:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:
To musieli być klasyczni myśliwi starej daty z Polszy. Wódeczka, wódeczka, trening strzelecki do gumofilców a potem na zwierza by go trafić w dupę:( |
Rysy mieli jakby mało Polskie ale coś w tym jest. No, szkoda. Żałujemy, że na riezanie baraszka i polowanie my nie zostali.
|
3 lipca
Tracimy pomału koncepcje dokąd ruszyć dalej , co jeszcze zobaczyć ciekawego. Ale tutaj pomaga nam niezawodny Sambor. Wskazuje ścieżkę nad jeziorko do Chong Kemin. No to lecimy. Najpierw jedna musimy uzupełnić zapasy paliwa. No i zonk. Kolejka na stacji niesamowita, jakby jakaś reglamentacja nastąpiła. Ludzi mnóstwo a chaos jaki panuje na zaprawce dawno nie widziany. Nie mam pojęcia jak koleś co tym zawiaduje ogarnia temat. Auta podjeżdżają z każdej strony, ciągle ktoś wchodzi i wychodzi, podają kasę przez okna. Czekamy zajedługo. Nawet chcemy zrezygnować ale nie wiemy czy dalej nie ma tak samo lub gorzej więc postanawiamy przeczekać ten zgiełk. W końcu z wielkim bólem się udaje. Spadamy. Tak byliśmy zdezorientowani tym całym zamieszaniem że robimy przerwę zaraz za wyjazdem z Kochkor. Wkurw pogłębia fakt że dalej była stacja czy nawet dwie i bez kolejek. Cóż, życie. Mamy do celu ponad stówkę. Lecimy. Nudy, asfalt. W końcu docieramy do Kichi-Kemin. Chcemy zrobić zakupy ale najpierw szama. Słabo tutaj z knajpami ale lokalesi wskazują nam sklep w którym ponoć jest knajpa. Wbijamy do sklepu, upał nie do zniesienia. W sklepie zapytuję Pani czy tu knajpa jest. Jest drzwi obok. Już tam byłem ale zamknięte. Już otwieram. Aha, czyli sklepo-knajpa. Drzwi się otwierają i wbijam do środka zostawiając otwarte drzwi. Od razu leci zjeba że zimno ucieka ale w drzwiach pojawia się Michał i zapał do opierdolu mojej osoby gaśnie jak tylko Miszka drzwi zamyka. Jest jedynie zupa. Bierzemy bez pytania o cenę i to była najdroższa zupa jaką jedliśmy na tym wyjeździe. Nie pamiętam ile zapłaciliśmy ale Michał zeznał że dużo za dużo. Zupa taka sobie do tego. Pojedzeni ruszamy do głównej ścieżki tak gdzie są sklepy. Robimy zakupy wśród nachalnych lekko zgiętych lokalesów sępiących o kasę czy fajki. Sklepowa sprawną zjebą odgania natrętów ale nie dają za wygraną. Szybko pakujemy zakupy i spadamy w teren. Po paru kilometrach dziurawy asfalt się kończy i mamy szutrówkę. Jedziemy w głąb. Mam zaznaczone jakieś bajorko ale że tam jest ich kilka a Michał namierzył to , o którym wspominał Sambor to gonimy dalej. Po kolejnych nastu czy 20 kolosach mamy podjazd przy którym zaczyna się jezioro. Zjeżdżamy na lewo i w dół. Droga nie jest najszczęśliwsza co w sumie nas cieszy bo jesteśmy na widoku i pewnie niewielu ludków się tutaj przypałęta. Zjeżdżamy na dół. Jest jeziorko. Nawet spoko. Parkujemy i rozstawiamy pałatki. https://i.imgur.com/x25zTwf.jpg https://i.imgur.com/zElvbyE.jpg Jeziorko jest jakby w niecce i postanawiam wbić się na górę oblukać jak to wygląda i co wokół. Michał tymczasem chłodzi cieczą browarki na wieczór. https://i.imgur.com/crAIEgC.jpg https://i.imgur.com/wsM1Hd4.jpg Po lewej mamy wylot z dolinki i jakieś tymczasowe zabudowania a przy nich zagrodę. https://i.imgur.com/s5i0m9m.jpg Po prawej droga okrążająca jezioro. https://i.imgur.com/aG2zIQ0.jpg Przy jeziorku jest kilka miejscówek na ognisko i ktoś nawet nawiózł tutaj drzewa. Miło. No to odpalamy ogień z dala od namiotów. https://i.imgur.com/9xgj99B.jpg Michał kontempluje skład Arpy którą zanabyliśmy na wieczór. https://i.imgur.com/pQkBmWM.jpg Mieliśmy plan coby pociągnąć dalej w głąb doliny ale zaczyna pokrapywać postanowiliśmy zjechać. Ten plan mamy zamiar zrealizować jutro po śniadaniu. https://i.imgur.com/9ah2OnW.jpg Tyle z dnia dzisiejszego. |
4 lipca
Rankiem poranne rytuały. Śniadanie, kawa, pakowanie. Pogoda nam sprzyja. Jest słonecznie i przyjemnie. Leniuchujemy trochę i mamy kilku gości. Najpierw odwiedza nas pastuch, prowadzący krowy. Był u nas też wczoraj. Poprosił o papierosa, podziękował, chwilę zagadał i odjechał. Ledwo się trzymał w siodle taki był narąbany. Dziś zdecydowanie w lepszym stanie choć skacowany mocno. Wysępił fajkę i podążył za krowami trawersem niemal po pionie. Przychodzą też koniki. https://i.imgur.com/lbYGYxb.jpg https://i.imgur.com/bT4hU7K.jpg Później zjeżdża do nas starszy jegomość chyba z córką. Podchodzi, wita się, chwilę rozmawiamy, kręcą się trochę wokół jeziora i jadą dalej. Kolejny pojazd to G klasa AMG z czterema jegomościami. Zjeżdżają nad wodę, rozkładają manele i zajadają się czymś. Trochę czasu spędzają nad jeziorem a następnie odjeżdżają. Ruszamy i my. Zgodnie z założeniami ruszamy dalej w głąb doliny zobaczyć co tam dalej w trawie piszczy. Dojeżdżamy do tego miejsca i zawracamy. https://i.imgur.com/p4s7HnK.jpg Szlaban jest tylko dla picu, da się dalej wjechać w głąb doliny ale mamy dziś plan lekko napięty i nie chcemy pchać się po ciemku w góry. Bardzo ładna dolina. Można stamtąd przebić się nad Issyk choć podobno to tylko trasy piesze ale kolesie zaznali że na motocyklach da się przebić. Nie próbowaliśmy więc nie mam pewności. https://i.imgur.com/BrMyJyr.jpg https://i.imgur.com/jpPX00e.jpg Zawracamy i lecimy w kierunku Tok-Mok bo chcemy skoczyć zobaczyć wieżę â Burana Tower. Kolejny raz w Kirgistanie i nie luknąć choćby to trochę nie wypada. Wracamy szuterkiem potem asfaltem do trasy na Biszkek. Mamy w sumie koło sówki do Burany. Droga nudna i nic się nie dzieje. Mijamy Tok Mok przedzierając się przez jakieś tereny przemysłowe, które wyglądają jak opuszczone. Upał tutaj jest zajebisty. Po dupie się leje. Dojeżdżamy do wieży. Sama wieża jest w jakimś mini parku a za wjazd trzeba zapłacić. https://i.imgur.com/SreuA1A.jpg https://i.imgur.com/gOc8xHs.jpg https://i.imgur.com/PtK0NCT.jpg Jebitna ta wieża. Na szczyt można wejść. https://i.imgur.com/Oi2Vc3h.jpg https://i.imgur.com/uvXW3lA.jpg https://i.imgur.com/YELPNEs.jpg Z tyłu mamy góry i przełęcz Kegety, nasz dzisiejszy cel. https://i.imgur.com/aNEZuDj.jpg Pakuję się na wieżę ale przejście jest tak kalustrofobiczne że odpuszczam. https://i.imgur.com/i4EfjkE.jpg https://i.imgur.com/sXpoYuh.jpg Michał nie odpuszcza i pcha się do góry. https://i.imgur.com/gyrqFYD.jpg Ja tymczasem garuję na dole. https://i.imgur.com/jraELaK.jpg Oblukane, zwiedzone to postanawiamy skoczyć na paszę do Tok Mok. Musimy też zatankować. Znajdujemy knajpę, w knajpie pusto. Właściciel zaprasza do środka, dyryguje kelnerkami. Zamawiamy paszę. Bardzo smaczne żarcie, naładowaliśmy telefony. Wychodzimy i po drugiej stronie ulicy mamy sklep gdzie chcemy zrobić zakupy na wieczór. Pakupki sdiełano to walimy w dolinę Kegety. Jesteśmy tuż przed wjazdem jak Michał, który jedzie pierwszy nagle zwalnia i się zatrzymuje. Wiem o co kaman. Nie zatankowaliśmy a jesteśmy już sporo za ostatnią stacją. Nie chce nam się zawracać i postanawiamy że poszukamy w wiosce przed zjazdem. Zajeżdżam do sklepu zapytać o paliwo. Gdzieś nam wskazują jakieś namiary, jedziemy ale pudło. Następny strzał w dychę ale niestety paliwa nie ma. Znaczy jedzie. Trzeba chwilę poczekać. Kobitka zaprasza nas na kanapę , częstuje kompotem więc czekamy sobie w cieniu komfortowo. https://i.imgur.com/wO9ET1L.jpg Za chwilę podjeżdża cysterna czyli Merc. https://i.imgur.com/ZM8VHHT.jpg Tankujemy po 10 literków coby starczyło na dojazd na przełęcz i powrót. Zalani pod korek ruszamy w dolinkę. Mamy tam parę kilosów do właściwej doliny. Przejazd przez rzeczkę i jesteśmy u wrót doliny. https://www.google.com/maps/place/42...6!4d75.1365287 Od tego momentu oczy stawiam w słup widząc ogromne rzesze ludzi oblegające oba brzegi doliny. No tyle narodu w górach to nie widziałem nigdy. Kolejka na Morskie Oko czy na Giewont ostatnimi czasy to pikuś. Naród dosłownie zalał dolinę i biesiaduje na trawce wkoło jak okiem sięgnąć. Postanawiamy przebić się możliwie jak najdalej aż ludzi nie będzie żeby spokojnie postawić gdzieś pałatki. Łatwe to nie jest. Auta latają w obie strony i jest bardzo ciasno aż do pierwszego podjazdu a którym jest jakaś knajpa czy coś takiego. Mniej więcej tutaj. https://www.google.com/maps/place/42...9!4d75.1130002 Dalej ludzie też są ale jest ich zdecydowanie mniej. Pytałem Sambora czy zna domek leśników który tam namierzyłem na maps me licząc że to jakaś wiata czy coś takiego. Postanawiamy tam podjechać. Mijamy schronisko czy jak to zwać. W każdym razie kumyzoterapia i ludzi sporo. Dalej droga jest raz lepsza raz gorsza (kamerdolce) ale ogólnie luz. Dojeżdżamy do miejsca gdzie ten domek leśników miał być i faktycznie jest. Ale zamieszkały chyba przez strażników parku bo widzę kilka osób kręcących się na koniach. Tutaj jest już dość wysoko i postanawiamy zjechać w dół bo tam było kilka miejscówek na namiot. Wybieramy jedną, pod drzewami bo chyba zacznie padać. Faktycznie zaczyna. Szybko rozstawiamy namioty i chowamy się pod drzewami. https://i.imgur.com/PsaWrGv.jpg â https://i.imgur.com/CaDEx6w.jpg Drzewo zapewnia nam niemal całkowitą ochronę przed deszczem. https://i.imgur.com/QXptjLD.jpg https://i.imgur.com/n6yrCRR.jpg Nie mamy za wiele opału ale pozbieraliśmy resztki niedopalone z innych ognisk wkoło i udaje nam się odpalić ognisko. https://i.imgur.com/t64IBy2.jpg https://i.imgur.com/Zvg96xZ.jpg No to piwko i luzujemy. Nie ma tutaj zasięgu więc postanawiam wysłać inreachem wiadomość do Marty że biwakujemy i wszystko gra. Tak też robię i chowam garmina do kieszeni w kurtce. Ściemnia się ale jeszcze szarówka i pojawia się jeden konny. Łebek lat może z 12-13 zapytuje czy pomocy nie potrzebujemy bo ktoś o pomoc prosił. No to jak widzisz kolego nam nikakowaj pomocy nie nada wsio normalna. Ale widzieliśmy w górze kilka aut i pomyślałem że może tam ktoś ma jakąś awarię, więc mówię gościowi że widzieliśmy ludzi w górze i może tam komuś coś trzeba. U nas wsio OK. Gość odjeżdża ale za jakieś 40 minut , może godzinkę wraca z powrotem bo przejeżdża obok nas a nasza miejscówka znajduje się jakby tuż za turbazą z kumyzoterapią bo jak poszedłem szukać opału to wlazłem tam na podwórko. Taka sytuacja, jak się okaże znamienna. Piwkujemy jeszcze dobre 2 godzinki i w dobrych humorkach kładziemy się do spania. https://i.imgur.com/HuRqF8f.jpg |
Cytat:
|
To był chyba minaret. Obecnie wysokość wieży to koło polowy tego co było pierwotnie.
|
Podziękował :Thumbs_Up:
|
5 lipca.
Ranek jest ładny. Słonecznie ale dość rześko. Wczoraj konsultowaliśmy się z Samborem, który polecał nam wjechać na Kegety nawet jeśli ich nie przejedziemy. Bez pośpiechu wciągamy śniadanie i zbieramy się do jazdy. https://i.imgur.com/mfN5088.jpg https://i.imgur.com/WAqcX0P.jpg Droga na Kegety od północy podobno jest lajtowa. Lecimy pomalutku do góry. Faktycznie droga jest znośna a występujące po drodze sekcje z większymi kamerdolcami są dość krótkie i raczej łatwe. Utrudnienia stanowią stada krów na trasie, które przeszkadzają w jeździe bo krowa ma w dupie motocykl w przeciwieństwie do baranów czy koni, które dźwięki silnika płoszą jak należy. https://i.imgur.com/XQIj1Us.jpg https://i.imgur.com/LfC7GoW.jpg https://i.imgur.com/H2dJNRo.jpg Pomalutku zbliżamy się do partii gór, których szczyty są ośnieżone. Sama przełęcz znajduje się lekko na prawo od tej góry ze śniegiem w tle. https://i.imgur.com/6QRsBoX.jpg Jedziemy sprawnie, ja prowadzę a Michał z tyłu. Przed właściwym podjazdem jest lekki fakap bo coś tam się poobsuwało i jest sekcja dość kamienista z luźną nawierzchnią , dość nieprzyjemna ale nie ma żadnych fragmentów na tyle trudnych żebyśmy mieli jakieś problemy. Po drodze mamy dość urokliwy wodospadzik. https://i.imgur.com/8MZ2nOu.jpg https://i.imgur.com/7aHBk9C.jpg Jesteśmy dość wysoko i jest chłodno mimo że słońce daje mocno. https://i.imgur.com/bEMQsGx.jpg Widoczki ładne. https://i.imgur.com/6JjwMpj.jpg https://i.imgur.com/30IzjW7.jpg https://i.imgur.com/uO3MXId.jpg https://i.imgur.com/PhPzoAK.jpg Po wyrypie na Przełęczy Terek powiedziałem sobie że nie będę się pchał w góry jak na trasie stanie nam na drodze śnieg. Właśnie do niego dojechaliśmy. To mały jęzor, który nawet nie przeszkadza w kontynuowaniu jazdy ale widzę w dali że kolejny łuk jest pod śniegiem na całej długości do szczytu przełęczy. Mówię Michałowi, że widzę dalej szit i w te klocki to ja się już więcej nie bawię. Michał postanawia, że podjedzie do kolejnego zakrętu oblukać temat z bliska. OK. Ja zostaję na tym zakręcie bo gdyby była potrzebna jakaś asekuracja to mogę do niego szybko podjechać. Daleko Miszka nie zajechał. Stanął dobry kawałek od jęzora tak aby na tej ścieżce mógł spokojnie zawrócić i poszedł obadać temat z buta. Tu go widać jak dyma z buta do zakrętu. https://i.imgur.com/b3ZxoAk.jpg A tak było z jego perspektywy u góry. https://i.imgur.com/xXNCj8e.jpg https://i.imgur.com/4jOctcg.jpg Droga pod górę cała pod śniegiem. https://i.imgur.com/aY9v0Dm.jpg Widzę z dołu , że Michał zawraca i zaczyna zjeżdżać w dół, więc i ja gonię. W dół jedzie się przyjemniej. https://i.imgur.com/qIdLC00.jpg https://i.imgur.com/vz5TIJX.jpg Jestem na dole i obserwuję czy Michał pokonał bez problemów te trudniejsze sekcje. Widzę , że ma je za sobą to lecę w dół. Znacznie niżej zatrzymuję się i postanawiam poczekać i chwilę odpocząć. Jest tutaj taki mostek a za nim pod drzewem duży kamień. Palę fajkę ale Michał za chwilę dosłownie do mnie dojeżdża. Zgodnie z tym co widziałem z dołu Michał potwierdza jęzor do szczytu przełęczy. Nawet konni zawrócili z tego śniegu, być może z obawy że cały ten jęzor runie pod ich ciężarem. Z tego co wiem to od 2019 roku Kegety są nieprzejezdne bowiem z drugiej strony jest osuwisko łupków, które zabrały drogę i do tej pory tego nie naprawiono. Nagle nie wiadomo skąd pojawia się konny. To strażnik parkowy. Jest ich w sumie czterech i bazują w tej chatce, o którą pytałem Sambora. Pilnują żeby nie polować w tym rejonie bo jest zakaz. A chętnych ponoć nie brakuje. Chwilę gawędzimy ale czas goni i trzeba ruszać w dalszą drogę. Wracamy pomalutku mijając nasze obozowisko i zjeżdżając w dół doliny. Ludzi jakby wymiotło. W porównaniu z dniem wczorajszym jest ich niewielu ale i tak dość sporo. Jedziemy dalej, dojeżdżamy do wioski i mamy tutaj sklep. Postanawiamy zatrzymać się na picie i jakiegoś batona. Cały czas od wczorajszego wjazdu w dolinę nie mieliśmy zasięgu i tela miałem w trybie samolotowym. Teraz odpalam bo chcę spróbować złapać Sambora i podpytać co tu jeszcze można lunkąć. Patrzę na ekran i mam 80 nieprzeczytanych wiadomości i kilkadziesiąt nieodebranych połączeń. Włączam wattsappa i patrzę na wiadomość od Sambora o treści: âJuż chyba wieszâ No jeszcze nie wiem. Lukam na resztę wiadomości. Okazuje się że poszła jakaś wiadomość że potrzebujemy pomocy. Ja pierdolę. O co kaman? Najpierw dzwonię do Marty i daję cynę że wszystko gra, jakaś pomyłka, totalny kataklizm z przyczyn nieznanych. Wysyłam też meila do ojca Michała że wszystko gra ale o co chodzi? Nic nie wysyłałem, jedynie info że mamy bazę i śpimy w górach. Sprawdzam Garmina. Mam 2 wysłane wiadomości. Jedną wysłałem ja o treści: âBaza namiot w dolinie Kegety. Jest OKâ godzina 14.15 naszego czasu Ale jest też druga wiadomość wysłana o tej samej godzinie o treści: âPreset Message Content 1â Nawet nie wiem co tam jest zaszyte pod tym tekstem. Dowiaduję się później. Zapis wiadomości był taki: âMamy problem powiadom ambasadę PLâ. Pożyczałem kiedyś inreacha koledze z tego forum on sobie ustawił wiadomość zdefiniowaną, która jakimś przypadkiem wysłała się z Garmina. Musiało się coś wcisnąć lub ja to zrobiłem nieświadomie. Dowiadujemy się też, że ten pastuch który nas wczoraj namierzył i pytał czy nie potrzebujemy pomocy szukał faktycznie nas. Masakra. Awantura jak cholera, bliscy i znajomi w nerwach a my sobie sączymy piwko pod Kegetami i spuszczamy w kiblu ekipę poszukiwawczą, którą wysłał jak się okazało Sambor. Na szczęście pastuch poinformował że tych leszczy z Polski spotkał i wszystko OK. No ale nerwów było sporo. Ogromne podziękowania dla Sambora za tą akcję bo znaleźć pastucha pod Kegetami żeby nas odszukał to było mistrzostwo świata. Uspokoiło to nasze rodziny, że z nami wszystko OK i to najważniejsze Siedzimy pod tym sklepikiem dłuższą chwilę śląc informacje do zaangażowanych że wszystko u nas gra. Po tej wpadce lecimy dalej. W sumie niedaleko bo planujemy wjechać do Parku Ala Archa, który jest jakieś 40 km od Biszkeku. Lecimy. Droga jest bardzo ładna. Biegnie wśród pięknych pagórków. https://i.imgur.com/i4m8euT.jpg Przystajemy pyknąć jakieś fotki i Michał zdobywa dwie wielbicielki. Foteczki obowiązkowe. https://i.imgur.com/MxUcPCL.jpg W końcu podjeżdżamy pod wrota parkowe. Wygląda to jak bramki na autostradzie. Szlaban się otwiera, wjeżdża się, szlaban się zamyka. Płaci się a następnie drugi szlaban się otwiera i można jechać dalej. Pytamy co tam jest , czy są jakieś sklepy czy knajpy. Niby są. Jedziemy. Knajpy są sklepu nie ma. Znaczy w końcu się znajduje. Podjeżdżamy pod hotel o kształcie piramidy. Są wolne pokoje to bierzemy bo chcemy skoczyć w góry z buta. Okazuje się że piwa nie ma i chcemy zjechać z powrotem do sklepu ale koleś przed hotelem wskazuje mi obok jakiś budynek mówiąc że tam wszystko kupisz. Idę i kupuję. Pakujemy się do pokoju, pranie, kąpiel i pifko. W końcu lecimy w góry. Od obiektu idzie się asfaltową alejką. Jest kilka tras ale patrząc na nasz czas i czasy dojścia do poszczególnych atrakcji szybko się okazuje że nie mamy szans na wielką eksplorację. Idziemy jednak oblukać co i jak. https://i.imgur.com/YEmEFgA.jpg https://i.imgur.com/8SYfFq3.jpg https://i.imgur.com/jpJv5RL.jpg https://i.imgur.com/nPsxMUZ.jpg Dolina jest naprawdę bardzo ładna. https://i.imgur.com/dW4wefW.jpg https://i.imgur.com/zlukZmq.jpg Mieliśmy iść pod tą skałę w tle. Chyba pęknięte serce to się zwie czy jakoś tak. https://i.imgur.com/WLKshdL.jpg No ale słonce spadło i daleko nie zaszliśmy. https://i.imgur.com/PleMVkz.jpg https://i.imgur.com/Ppbp2vf.jpg https://i.imgur.com/5LeZ5Rh.jpg Generalnie jakby ktoś był w Biszkeku to polecam sobie skoczyć tutaj. Jest bardzo, bardzo ładnie. Sporo szlaków pieszych pod lodowce, których tutaj jest dwadzieścia parę i mamy około 50 szczytów do wysokości prawie 5 tysi. Klimat jak dla mnie ciekawy bo taki jakby alpejski. Naprawdę spoko miejsce. Minus jest taki że ludzi tam w ciul, miejscówka mocno turystyczna. Ciemno się robi, wracamy na bazę. Walimy mikro Biszkeka bo tylko taki był ;-) i do spania. Dość emocji jak na jeden dzionek. |
To ładny numer z tym wzywaniem pomocy :), współczuję Waszym bliskim
|
Super relacja, dzięki ! Aż się łezka kręci patrząc na drke Michała. Cieszę się, że ma godne życie :)
|
Ja wiem czy godne? Poniewiera ją jak się tylko da. 😁
|
No właśnie o tym piszę :)
|
6 lipca
Wstajemy i walimy na śniadanie. Niby jest w cenie. Niby z karty. Ale na niby. Jest tylko jakaś kasza na mleku bo jajek nie dowieźli i ogólnie jakiś kataklizm. Jemy to co jest i zabieramy się do odlotu. Kompletnie nie mamy już koncepcji na jakąś trasę w pobliżu ale niezawodny Sambor wskazuje na ścieżkę wokół ośrodków narciarskich. Spakowani i ruszamy. Wczoraj nie odebrałem paszportu z recepcji i idę go zawinąć. Dostaję ale za chu nie mogę znaleźć tego etui w którym go trzymałem, miałem też tam kasę. Szukamy. Przetrzepaliśmy dosłownie wszystko, łączne z Michałowymi betami bo może gdzieś rzuciłem. No, raczej nie. Analiza wskazuje że wyjąłem wczoraj do registracji paszport z tej pedałówki. Paszport został, pedałówkę zabrałem i poszedłem do sklepu. Nie ma nigdzie. W poszukiwaniach towarzyszy mi wiewiór. Nic się nie boi, siedzi na moim plecaku tuż obok i cwaniaczy. https://i.imgur.com/RDiuSRn.jpg https://i.imgur.com/ll2EIv8.jpg Wścieklak jakiś czy co? Nie wiem. Poszukiwania nie dają rezultatu. Na szczęście że ocalał paszport to będzie jak wrócić. Trudno, godzę się ze stratą bo nic innego nie zostaje. Lecimy zatem. Mam jeszcze nadzieję że może ktoś znalazł i zostawił na dole przy szlabanie. Jedziemy ale nic z tego. Zawsze coś mi się przytrafia. Tym razem zguba. Chujewaja chujnia jak to się mówi. Jedziemy dalej, asfaltem ale zaraz odbijamy i ruszamy całkiem fajną ścieżką. https://i.imgur.com/TJabQm3.jpg Pojawiają się takie czerwonawo – rude elementy. https://i.imgur.com/p6ooJpF.jpg Jest całkiem przyjemnie ale wkurw pozostał. Droga jest całkiem łatwa, taka samochodowa szutrówka. https://i.imgur.com/a0t7Vvj.jpg Kręci się cały czas pomiędzy ośrodkami narciarskimi. Może ośrodek to za dużo powiedziane. Wokół są wyciągi i na tym można poprzestać. https://i.imgur.com/zf446qq.jpg Trasa typowo widokowa, bez stromych podjazdów czy zjazdów. https://i.imgur.com/OcM7iWO.jpg https://i.imgur.com/BDSLZIi.jpg Niestety to krótka traska i do obiadu mamy to objechane w całości. Zatrzymujemy się przy sklepie na picie i coś do chrumknęcia. Plan zakładał że wracamy do Biszkeku jutro , kolejny dzień poświęcamy na zakupy i ogarnięcie motocykli a w piątek z rana wylatujemy. Jako że koncepcji na dalszą jazdę w pobliżu już nie mamy to postanawiamy, że na siłę nie będziemy szukać to dalej offa i wracamy do Biszkeku dzień wcześniej. Może to i dobrze bo jeździmy już 3 tygodnie i nie mieliśmy ani jednego dnia wolnego całkiem od jazdy. Trzeba się trochę wyluzować. Postanawiamy że jedziemy na bazę. Po drodze jeszcze mojka. Motki czyste , zajeżdżamy pod hotel. Jak już mamy luz to zamawiamy banię na wieczór. To był świetny pomysł. https://i.imgur.com/rfPqVzK.jpg Oczywiście zabraliśmy sobie arbuza i koniaczek. https://i.imgur.com/Izk73sl.jpg I w taki sposób kończymy jazdę po Kirgistanie. Zrobiliśmy 5500 km. 23 dni w siodle co daje średnio około 240 km dziennego przebiegu. Najwięcej machnęliśmy 500 km w jeden dzień. Dzięki wszystkim, którzy nas wspierali i pomagali. Szczególne podziękowania dla Sambora za organizację akcji wyjazdowej (bo wisiała na włosku), za pomoc w organizacji trasy i akcję ratunkową. Sambor jesteś MISTRZ. No i wam Panowie – Rafale i Michale dziękuję za Wasze towarzystwo. To był zaszczyt być tam z Wami i liczę na kolejne wspólne wypady bo jesteście zajebiści i jazda z Wami to czysta przyjemność jakby nie było chujowo na szlaku. Do kolejnej wyrypy. Planów jest wiele i mam nadzieję że uda się zrealizować je wspólnie. No i oczywiście podziękowania dla El Partona za inspirację i nadzór zdalny. |
Raz jeszcze dzięki Wam i Patronom.. :bow::bow::bow:
|
Dzięki Emek za relację. Fajnie się czytało :Thumbs_Up:
|
No to i mi nie pozostaje nic jak tylko podziękować za wycieczke i za spisanie tego wszystkiego. No i do kolejnej wyrypy.
Wysłane z mojego SNE-LX1 przy użyciu Tapatalka |
A mi było miło Wam w tym wszystkim towarzyszyć. Najlepsze, że sporo przegadaliśmy, ale jakoś nigdy się nie spotkaliśmy. Pozdrawiam z Kirgistanu i znikam jutro do Paku. Może to dobry plan?
|
Panowie, Wielki Szacun za taką wycieczkę w trudnych czasach.
Dzięki, że podzieliliście się całą historią, wrażeniami i obłędnymi fotami. Tak właśnie sobie zawsze wyobrażałem to Forum, jeszcze zanim się zalogowałem :Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up: |
To sie da naprawić. Pamietasz 12-14 listopad. Marta ci wisi browar. Masz mieć być.
|
Cytat:
|
Dzięki za super relację!! W końcu można było coś porządnego przeczytać ;)
|
Emek dzięki :)
|
Podobało mnie się! :-)
Wysłane z mojego BISON przy użyciu Tapatalka |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:35. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.