Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Będzie fajnie....czyli jak skopiemy niedźwidziom dupsko!! [2008] (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=992)

pałeł 22.12.2008 16:16

pełen szacun :bow::bow::bow::bow:

JareG 22.12.2008 16:16

Cytat:

Napisał Robert Movistar (Post 36421)
Dzień 29. Rzeźnia. Przejechane 37km. Od mostu z ochroną do Issy.
(..)
Nikt nas nie znał, a dał jedzenie, przenocował, załatwił pociąg za który grosza nie zapłaciliśmy.

Szkoda, ze Rosja od wiekow ma pecha do wladz.. wyglada na to, ze zwykli ludzie sa tam OK :)

A relacja jak zwykle - rewelacja :Thumbs_Up:

Gradient 22.12.2008 16:29

Czytam z wypiekami na twarzy. Rzeźnia jak nic. Gratuluję wam,że żyjecie.:brawo::brawo::brawo::Thumbs_Up:

Mor,mor,mor...:)

Robert Movistar 22.12.2008 16:43

Cytat:

Napisał giziu (Post 36425)
Aż trudno uwieżyć, że ruskie takie gościnni są.
Relacja pełna tragizmu :)

Giziu, na pewno są miejsca i ludzie od których lepiej trzymać się z daleka, ale Ci z którymi mieliśmy do czynienia, to naprawdę fantastyczni ludzie. Nigdy, ale to nigdy nie spotkaliśmy się z jakąkolwiek agresją, czy chamstwem. Zawsze mili i pomocni (może po za jednym typem z dworca kolejowego w Irkucku :)).
Można ewentualnie pominąć milicjantów czy służby mundurowe (ale jak załatwialiśmy na tamożni w Irkucku "wriemiennyj wwóz" żadnych problemów nie było, pomagali jak mogli).
Choć jak życie wskazuje można też przejechać całą Rosję i nie zapłacić żadnej łapówki, kwestia z jakim się jedzie nastawieniem i jakim się jest człowiekiem. Wszystko co robili, robili bezinteresownie. Nigdy nic nie chcieli w zamian. Naprawdę można się było czuć bezpiecznie. Większość z nich pewnie nigdy nie widziała obcokrajowca, tym bardziej z nim nie rozmawiała. Ludzie ciekawi świata i wcale nie zaściankowi jak nam się wydaje.
Dobra, nasze grono to motocykliści, więc pewnie większość z nas pomogłaby obcemu motocykliście. Ale tam to nie ma żadnego znaczenia.
Co mogę powiedzieć, to że Rosja to przezajebisty kraj!

puszek 22.12.2008 18:00

Niesamowite jest to ,ze sa jeszcze tacy ludzie...Nie zniszczeni przez industrializacje... Oni tam musza sobie pomagać, bo to nie jednokrotnie ratuje zycie.... Dlatego dla nich to zachowanie jest czyms naturalnym... To nie tylko na innostranców nastawienie..
Smutne ,ze u nas to juz minęło...Ya prawdziwie polska goscinnośc..możemy jej poszukac na wschodzie teraz. Ale jak sobie przypomne Bieszczady sprzed 30 lat czy Beskidy to było podobnie....Cywilizacja zachodnioeuropejska napełnia nam kieszenie , niestety drenuje mózgi .
Mowvistar ... dzięki panie Szklarski....

kudlacz 22.12.2008 18:13

A gdybyście mieli jechać jeszcze raz to zmienilibyście sprzęty na jakieś inne?

Robert Movistar 22.12.2008 19:09

Cytat:

Napisał kudlacz (Post 36435)
A gdybyście mieli jechać jeszcze raz to zmienilibyście sprzęty na jakieś inne?

To zależy jakimi drogami i gdzie miałbym się poruszcać. Jeśli głównymi, AT jest idealna, jeśli jakieś zadupie z nie wiadomą drogą tak jak BAM, to napewno coś lżejszego.
Przebieg rzędu 20 - 30 km dziennie, to nie efekt spania do 12 i kończenia jazdy o 15. Więcej napewno z buta byśmy zrobili. Taki przebieg to efekt pchania, ciągania, podnoszenia, wleczenia, wypychania, odkopywania, wyławiania, i utrzymywania grubo ponad 260 kg na właściwym torze jazdy z prędkością 5 km/ h. Daje to w dupę i to strasznie.
Najlepszym wyjściem na sam BAM byłaby jakaś 250 cm, co by mogło przejechać bez tankowania jakieś 150 km, do tego karnister 10 litrów i można śmigać aż miło. Ale jak wyjedziesz na federalkę to się zamęczysz.
Jak to w życiu bywa, nie ma złotego środka.

kudlacz 22.12.2008 20:29

Cytat:

Napisał Robert Movistar (Post 36440)
To zależy jakimi drogami i gdzie miałbym się poruszcać. Jeśli głównymi, AT jest idealna, jeśli jakieś zadupie z nie wiadomą drogą tak jak BAM, to napewno coś lżejszego.
Przebieg rzędu 20 - 30 km dziennie, to nie efekt spania do 12 i kończenia jazdy o 15. Więcej napewno z buta byśmy zrobili. Taki przebieg to efekt pchania, ciągania, podnoszenia, wleczenia, wypychania, odkopywania, wyławiania, i utrzymywania grubo ponad 260 kg na właściwym torze jazdy z prędkością 5 km/ h. Daje to w dupę i to strasznie.
Najlepszym wyjściem na sam BAM byłaby jakaś 250 cm, co by mogło przejechać bez tankowania jakieś 150 km, do tego karnister 10 litrów i można śmigać aż miło. Ale jak wyjedziesz na federalkę to się zamęczysz.
Jak to w życiu bywa, nie ma złotego środka.

Tak też myślałem.....ale i wolałem się upewnić.

Robert Movistar 23.12.2008 13:29

Dzień 30. Fiewralsk. Przejechane 570km.

Rano o 6 meldujemy się na stacji w Fiewralsku. Pan kolejarz był tak miły że podjechał pod drugą bocznicę, co byśmy mieli lepszą możliwość zjazdu z platformy. Pierwszą rzeczą, jaką musimy zrobić, to zatankować. Jeśli będzie woda na stacji, to umyć zaciski hamulcowe co by dojść do klocków. Miasto opuszczamy piorunem, kierując się na Wiedenowka. Na wylocie tankujemy pytając panią o wodę do mycia. Na co odpowiada, że 5 km stąd jest rzeka z dobrym zjazdem. Na słowo rzeka widzę jak Izi leci do baby z łapami i pianą na gębie. Widać nie ma miłych wspomnień. Faktycznie po 5 km, most o dziwo przejezdny i zjazd w stronę rzeki. Bierzemy leżąc puste plastikowe butelki, napełniamy wodą i myjemy. Klocki z przodu są na wykończeniu, tyłu już dawno nie ma. Na przód ma iść nówka komplet, a na tył lekko zużyte. Izi wymienił u siebie bez problemu, wszystkie śruby odkręcił. W mojej tylko wymieniliśmy jeden komplet z przodu, drugiego zacisku nie dało się odkręcić, gdyż obrobiła się śruba. Jak ruszyliśmy, pech chciał, że nowe klocki działały ale na tarczy która była jak się okazało krzywa. Hamowało się do dupy. Plan taki, żeby zakupić płyn hamulcowy, odkręcić przewód hamulcowy z zacisku tarczy, na której nie było klocków, odpowietrzyć i jakoś do przodu. Tak zrobiliśmy. Wracałem z hamulcem na jednej krzywej traczy, tyłu używałem sporadycznie, wiedząc, że na długo nie wystarczy. Zaczęło dość mocno padać, więc kondony nieodzowne. Droga to znana nam grawiejka z mnóstwem kałuż. Można spokojnie jechać 110 – 120 km/h. W końcu dojeżdżamy do krzyżówki, gdzie wbijamy się na federalkę, kierunek Czita!


Zaczął się asfalt, piękny i równy. Zatrzymujemy się pod barem, żeby wciągnąć coś ciepłego. Na parkingu stoi mnóstwo „pieregończyków”, wynajętych kierowców, którzy jadą z Władywostoku do Czity, Ulan Ude czy Irkucka samochodami na handel, które przypłynęły z Japonii. Od tej pory będą nam towarzyszyć prawie do Krasnojarska. Pytamy jednego z nich jak wygląda droga, na co odpowiada że na przemian co 40 km będzie grawiejka na zmianę z asfaltem. Tak też było. Sucha grawiejka, to kurz, mokra, więc było błoto.


Nie przejechaliśmy 10 km, kiedy z przeciwka nadjeżdża motocykl. Było to BMW 650 GS, z Kanadyjczykiem na pokładzie. Kierował się do Władywostoku i na statek, którym chce dopłynąć do domu. Koleś jest od 3 lat w podróży. Niestety musi ją kończyć, gdyż jak nam zakomunikował, żona się już stęskniła. Kiedy zatrzymujemy się na tankowanie, podjeżdża jeden z pieregończyków, i prosi żebyśmy przy wyprzedzaniu odjeżdżali trochę dalej, gdyż walimy im kamieniami po autach. Większość aut, którymi się poruszają, są oklejone specjalną taśma, żeby nie uszkodzić lakieru. Niektórzy z nich ciągną na krótkim sztywnym holu kolejną osobówkę w której nikogo nie ma. Pomiędzy holującym pojazdem a holowanym jest włożona dykta, żeby kamienie spod kół nie tłukły lakieru. Owszem, może i lakier będzie w nie złym stanie, natomiast zawieszenie po takiej jeździe dostaje nie źle w dupę.
Tak czy siak dojeżdżamy do Magadaczi.


W 2005 roku kiedy Izi jechał z Władywostoku spał u jednego dziadka. Postanowiliśmy go odwiedzić, a przy okazji przenocować. Izi trafił na miejsce bez problemu. Niestety sąsiad dziadka nas poinformował, że dom został sprzedany, a właściciel przeprowadził się do córki., która mieszka w Czicie. Cóż, zostaliśmy bez noclegu, ale pytamy gościa czy nie dałoby rady się gdzieś przespać. Każe nam jechać za nim. Dojechaliśmy do budynku jakiejś firmy, która zajmuje się remontem i obsługą kolei. Dostaliśmy do swojej dyspozycji salę wykładową. Na stole, który stał na podeście zrobiliśmy knajpę, a niżej legowisko. Była woda, było ciepło, co więcej trzeba? Idziemy spać.


Izi 23.12.2008 13:35

Cytat:

Napisał Robert Movistar (Post 36440)
To zależy jakimi drogami i gdzie miałbym się poruszcać. Jeśli głównymi, AT jest idealna, jeśli jakieś zadupie z nie wiadomą drogą tak jak BAM, to napewno coś lżejszego.
Przebieg rzędu 20 - 30 km dziennie, to nie efekt spania do 12 i kończenia jazdy o 15. Więcej napewno z buta byśmy zrobili. Taki przebieg to efekt pchania, ciągania, podnoszenia, wleczenia, wypychania, odkopywania, wyławiania, i utrzymywania grubo ponad 260 kg na właściwym torze jazdy z prędkością 5 km/ h. Daje to w dupę i to strasznie.
Najlepszym wyjściem na sam BAM byłaby jakaś 250 cm, co by mogło przejechać bez tankowania jakieś 150 km, do tego karnister 10 litrów i można śmigać aż miło. Ale jak wyjedziesz na federalkę to się zamęczysz.
Jak to w życiu bywa, nie ma złotego środka.

tak w ogóle gościu to może się pochwalisz jak po powrocie wyglądałeś :) jakbyś miał 18 lat, chodzi mi o wymiary zewnętrzne, i pierwsze co zrobiłeś to zakupy ciuchów w hipermarkecie, bo wszystkie ciuchy stare z Ciebie spadały i jak worki wyglądały :) :) :)
a tak po prawdzie to NIE POLECAM TEJ TRASY NIKOMU, chyba że wrogowi
pierwsze co po wydostaniu z tej trasy z Robertem sobie przysięgliśmy to, to że tam już nie wrócimy za żadne skarby
można się tam wybrać, ale motocykle lżejsze 125-250 ccm, większa ekipa min.4 osoby, i trochę kondychy też się przyda a szaleństwa w oczach to podstawa
generalnie nasz dzień wyglądał mniej więcej tak, pobudka 6-6,30 śniadanie szybkie,pakowanie i o 7-7.30 start, jazda do zmroku, żadnych zaplanowanych obiadów, deserków, odpoczynków tylko walka z żywiołem,(przerwy same się robiły, a to rzeka, a to coś utopiliśmy, a to przemarsz wojsk) do 12 przeważnie mieliśmy wypite wszystkie zapasy wody i napojów, i musieliśmy czerpać wodę ze strumieni, jedzenie wieczorem jak się ściemniło i chciało się nam jeszcze coś robić, RAZ na trasie użyliśmy kuchenki na gaz (to już Robert opisał wyżej, jak gotowaliśmy wodę z czymś w środku)

Cibor klv 23.12.2008 14:39

No ale dobrze, że wyszliście z tego cało... a teraz ... mało kto może pochwalić się takimi hard coreowymi przygodami... tak czy siak RISPEKT ... trza mieć BIG COHONES.

Jarek 23.12.2008 15:04

no, musiało być nie lekko, skoro nawet naturalny optymizm Iziego deczko wyparował..- jeszcze raz stwierdzam- big szacuneczek dla Brygady R&R....a czyta sie to z wytrzeszczonymi gałami...Roberto- zamiast poganiać kamiony, powinieneś uderzyć w jaką ..beletrystykę:):)
- gorące pzdr dla tandemu- szczególnie że jednemu dzis strzela zajebista Cyfra- życzonka najlepsze!!!http://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gifhttp://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif:dizzy::Thumbs_Up::oldman:

QrczaQ 23.12.2008 15:22

Niezly hardcore!!!

Izi 24.12.2008 13:50

Cytat:

Napisał jarek (Post 36524)
no, musiało być nie lekko, skoro nawet naturalny optymizm Iziego deczko wyparował..- jeszcze raz stwierdzam- big szacuneczek dla Brygady R&R....a czyta sie to z wytrzeszczonymi gałami...Roberto- zamiast poganiać kamiony, powinieneś uderzyć w jaką ..beletrystykę:):)
- gorące pzdr dla tandemu- szczególnie że jednemu dzis strzela zajebista Cyfra- życzonka najlepsze!!!http://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gifhttp://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif:dizzy::Thumbs_Up::oldman:

Ty Jarku Barku :) miałeś nie zdradzać, że ten paskudny drugi Robert zrobił się już tak stary. To przecież może GO dobić. To ciężkie brzemię na barkach tak stetryczałego starca, a na dodatek zreumatyzowanego i połamanego przez ciągłe taplanie się w wodzie i błocku, i na Africę wsiadać nie będzie mógł pierdziel jeden.
A tak w ogóle to wszystkiego dobrego i na Święta, i na ten Nowy Rok 2009 dla Ciebie, Movistara i reszty ekipy.
I tak Was nie lubię :)

ferdek 31.12.2008 00:06

Chłopaki, gdyby ktoś się jeszcze na Kamczatkę wybierał to dziś wyczytałem, ze jest tam ksiądz, który chętnie gości podróżników (może nawet by czarnuchów rozgrzeszył, kto wie).
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1371,tit...osc_prasa.html
Swoją drogą jestem wierzący ale niepraktykujący, ciężko w dzisiejszych zepsutych czasach być dobrym chrześcijaninem, dodatkowo patrząc na tych tłuściochów liczących tylko kasę (patrz Rydzyk). Jak czytam o takich ludziach jak ten ksiądz z Kamczatki to jakoś tak miło mi się robi. Żeby tak wszyscy księża dawali taki przykład.
SZACUN

monah 31.12.2008 06:32

Cytat:

Napisał ferdek (Post 37209)
Chłopaki, gdyby ktoś się jeszcze na Kamczatkę wybierał to dziś wyczytałem, ze jest tam ksiądz, który chętnie gości podróżników (może nawet by czarnuchów rozgrzeszył, kto wie).
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1371,tit...osc_prasa.html
Swoją drogą jestem wierzący ale niepraktykujący, ciężko w dzisiejszych zepsutych czasach być dobrym chrześcijaninem, dodatkowo patrząc na tych tłuściochów liczących tylko kasę (patrz Rydzyk). Jak czytam o takich ludziach jak ten ksiądz z Kamczatki to jakoś tak miło mi się robi. Żeby tak wszyscy księża dawali taki przykład.
SZACUN

Jak cos to moj znajomy.. I od siebie dodam, choc boje sie uogolnien, ze wiekszosc misjonarzy raczej rozni sie od duchowienstwa w ojczyznie..

chomik 31.12.2008 12:44

Co tu duzo mowic nasza wyprawa to niedzielna popierdolka.... PELEN SZACUN !!!!! :brawo::brawo:

Izi 31.12.2008 15:50

Chomik ty mi tu nie słodź, i tak jak wrócisz to musimy się napić jak u Jojny na weselu jak biali bracia, to Cię nieminie nie myśl sobie,
przywieź tylko jakiś dobry wywar z mandragory co nas w inną czasoprzestrzeń przeniesie i pamiętaj o obiecanych kowbojkach z krokodyla, bo jak na africy będę wyglądał :)

deny1237 02.01.2009 05:16

Panowie wielki szacunek!!!!!!!!!!

To co zrobiliście jest naprawde zajebiste, gratualcje i jeszcze raz gratulacje i tak bez konca.

Relacja tak wciagająca że ja przeczytałem ją jednym oddechem przez pół nocy koncze teraz o 4.10

Trzymajcie się i wspaniałych podróży w tym nowym roku i każdym nastepnym, może kiedyś uda nam się razem gdzieś pojechać.

OBSERWATOR 03.01.2009 15:46

fajną wycieczkę chłopaki mieliście, zazdroszczę i pozdrawiam..

ps. to już koniec opowieści?

Robert Movistar 05.01.2009 12:24

Chyba będziemy powoli kończyć. Choć do końca podróży zostało jeszcze 11 dni, to po za kilkoma drobnymi czy ciekawymi rzeczami nic się nie wydarzyło.
Więc tak:

Dzień 31. Przejechaliśmy 640 km
Gdy wyjechaliśmy z Magadaczi, spotkaliśmy rano dwóch Angoli na V-Stroma'ch. Lecieli do Władywostoku przez Mongolię. Mówili że widzieli kilku Polaków na Transalpach. Trasa z Czity do Magadaczi zajęła im hm...cztery dni. Fakt że trochę im padało, jechali na Anakach, ale żeby jechać 4 dni?



Droga, to typowa grawiejka, z mnóstwem pieregończyków, amerykańskich ciężarówek jadących nie więcej niż 20 km/h.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/ST...0/P8110207.JPG

Czyścimy po drodze u mnie filtry powietrza, gdyż Afryka zaczyna palić 10-12 litrów na 100. Wszechobecny kurz, a później błoto, woda i wilgoć, spowodował że się zalepiły. Nie można było jechać szybciej niż 100 km/h. Moto się dławiło i prychało.
Jazda jest ciekawa, jeden z nas jedzie lewą stroną, drugi prawą. Ten jadący lewą, w ogóle nie zjeżdża na prawo nawet gdy z przeciwka jadą inne pojazdy. Jadąc samym brzegiem drogi, szuter jest luźny, rzuca trochę, ale nie trzęsie za bardzo.
Nie wiem co to było, ale pod koniec dnia, gdzieś na około 100 km przed noclegiem, coś mnie dopada. Stan podkurwiczny sięgnął zenitu. Co lub kto było powodem? Nie wiem. Ruch na drodze stał się większy. Kurz straszny. Wyprzedzanie to ryzyko, ale co tam. Zaczynam wyprzedzać wszystkie jadące auta, staram się nie wyjeżdżać na środek drogi, gdyż nie wiem, czy coś z przeciwka nie pojedzie. Widoczność może na 10 m. Słońce chyli się ku zachodowi, łapy zaczynają boleć od wibracji, gogle zawalone brudem. Manewr wyprzedzania wykonuje może z 3 min. Potem grzeję ze 140 km/h. Wkurwienie nie odpuszcza. Lecę w tumanach kurzu, gdy nagle owe tumany kończą się jak gdyby ktoś odciął je nożem. Kurz zniknął, słońce swym blaskiem pierdolnęło po oczach. Wszystkie auta które jechały przed mną, nagle skręciły w lewo. Kątem oka i przez moment widzę znak: OBIAZD. 50 m za znakiem kończy się droga, leżą hałdy kruszywa. Daję po heblach, zrzucam biegi. Gówno, zapierdalam w przepaść. Widzę jak droga kończy się urwiskiem, kilka kupek tłucznia a później nic. Wylatując w powietrze, odpinam się od motocykla i zaliczam glebę. Nagle stan podkurwiczny przechodzi. Moto nawet nie draśnięte. Ja też. Wypychamy sprzęta z dołu. Izi mnie opierdala. Jedźmy spokojnie 80 km/h, bo się pozabijamy. A było by to głupotą, przecież za nie długo szukamy spania. Dobra, pierwsze km jedziemy zgodnie z ustaleniami. Ale tylko pierwsze, znów coś we mnie wstępuje i wykonuję poprzedni manewr. Wyprzedzam wszystkie auta, które wyprzedziłem wcześniej, a które z kolei mnie wyprzedziły gdy zbierałem swoje dupsko z dołu. Znów to samo, kurz, maneta, słońce po gałach, auta w lewo, ja prosto, znak OBIAZD, koniec drogi, kupa tłucznia, urwisko, heble, biegi....Wyhamowałem... Myślałem że Izi mnie zabije. Ale nic to, przeszło mi w końcu. Kolejne km pokonujemy w tempie 80 km/h. W sumie mogłem wtedy znów naparzać, bo obiazdów nie było! Dziś bierzemy nocleg w motelu. Koszt na łeb to całe 20 złociszy. Jest ciepła woda, można się wykąpać i wysuszyć. Zawsze rano dostaję info od żony, na temat aktualnej pogody miejsca do którego zmierzamy. Zapowiadają, jak to żona określiła, "lekkie i przelotne opady".
Oczywiście nie obeszło się z kolejna fikcyjną gumą.


pałeł 05.01.2009 14:03

moja ulubiona relacja :drif::drif::drif:

Pawel_z_Jasla 05.01.2009 14:52

Moja też - ZDECYDOWANIE !!!

Robert Movistar 05.01.2009 15:23

Dalej było tak:
Dzień 32.
Rano wypad i do Czity. Grawiejki zostało może 250 km. Jak tylko trafimy na asfalt, to przeglądamy motocykle i koniecznie czyścimy filtry powietrza. Zjazd na upragniony asfalt i szukanie wody. Trafił sie bar, w którym coś jemy, zapijamy 2 litrami piwa i rozbieramy motocykle.
Bar zaopatrywał się w wodę, którą mieli w beczce na przyczepie. Problemów nie robili. Obok był "szynomontarz", czyli ichniejsza wulkanizacja. Więc przy okazji przedmuchujemy cały motocykl sprężonym powietrzem. Zeszło nam chyba ze 2 godziny. Potem na moto i w drogę z nadzieją, że asfalt będzie trwał cały czas.
Spotkaliśmy też kilku Australijczyków.


Pamiętam, był jeden odcinek, gdzie się skończył. Było tego może ze 30, 40 km. Nawierzchnia była pokryta jakimś czerwonym gównem. Mimo że nie padało, było ślisko jak cholera. Wyglądało to jak tłusta maź. Wszyscy jechali 10 km/h. My też. Potem znów asfalt. Pod koniec dnia, było coś przed 19, zaciekawiła mnie jedna rzecz. Mianowicie, przy prędkości 120 km/h, gdzie temperatura na zewnątrz wynosiła ok. 25 st. Wskaźnik temperatury utrzymywał się prawie na czerwonym polu. Myślałem że przejdzie, idąc tropem "jak wlazło to i wyjdzie". Niestety, wyleźć nie chciało. Zjechaliśmy na pobliską stację benzynową. Chciałem porządnie przemyć chłodnice. Jak zszedłem z motocykla, to oczywiście z tyłu flak. Pierwsze co pomyślałem, że to znów jakaś ściema.
Stacja była wypaśna na full. Knajpa, szynomontaż, myjka. Podjechałem może 40 m, w stronę wulkanizacji. Po ściągnięciu koła, okazało się, że odpadł wentyl. Czyli ściemy nie było. Zakładamy zapas. Chłopaki obok z myjni przypatrują się nam, po czym zagadują. Opowiadamy skąd jedziemy, a oni, że skoro topiliśmy motocykle w rzece Amgun, to polecałby ich umycie. Zdarza się czasem że rzeka niesie promieniotwórcze piaski, gdzieś z jakiś kopalni ukrytych w tajdze. Śmiali się z nas podczas mycia, że spłukujemy z motocykli kupę kasy. No nic, pamiątkowa fota i jedziemy. Temperatura się uspokoiła.
Po drodze atakujemy sklep, robimy zakupy i jedziemy nad jezioro celem najepki i noclegu.

Dzień 33.
Naszym dzisiejszym celem jest Irkuck. Trzeba przejechać coś ok. 900 km. Cały dzień jazda. Znów gówniana fikcyjna guma. Dojeżdżając do Ulan Ude, zatrzymujemy się, żeby cyknąć fotkę. Ściągam kask, wyjmuję stopery z uszu i słyszę dźwięk przypominający uderzanie deską o deskę. Tyle że takich zestawów było sporo. Okazało się że przyczyną klepania były jakieś koniki polne wielkości gołębia. Jak wlazłem w wypaloną przez słońce trawę unosiły się jeden za drugim.


Kiedy zajechaliśmy na kolejną stację gdzieś w Burjacji, było zimnie piwo. Po zatankowaniu i kupieniu po butelce zasiedliśmy pod ścianą w zacienionym miejscu. Kilki kolesi, na widok dwóch motocyklistów z piwem ręku, okazało zdziwienie. Słychać było rozmowy, że jak to, jadą motocyklami i piją piwo? Przecież tak nie można. Nie reagowaliśmy, żeby nas nie zaczepili nie znów nie zalali milionem pytań o motocykl, moc, cenę itd.


W Irkucku mamy zamiar załatwić "wremiennyj wwoz" w ichniejszym urzędzie celnym, wymienić kasę i obadać możliwość transportu koleją do Moskwy. A wiedzieliśmy że takowa jest. Kwestia odjazdu pociągu i kasy za tę przyjemność. Czasowo by się udało wrócić dryndą przed kończącym się urlopem. Ale żeby wyrobić się w czasie, trzeba pokonywać dziennie średnio 800, 900 km, licząc oczywiście że nie będzie awarii. Jak tylko ujrzeliśmy Bajkał, z na przeciwka jadę motocykle. Zatrzymujemy się. Okazuje się, że to Grecy. Kierunek oczywisty - Władywostok.


Gdy nas zapytali gdzie i jak śpimy, usłyszeli jedną odpowiedź że najczęściej las. Byli zszokowani, bo oni śpią w hotelach. Cóż, co kraj to obyczaj. Dostajemy od nich namiar na knajpę w Irkucku z możliwością noclegu o nazwie BAJKONUR. My ze swojej strony dajemy kilka namiarów na chłopaków z Chabarowska i Władywostoku. Mamy ze sobą tzw. "help listę", na której są namiary do ludzi którzy oferują pomoc jadącym podróżnikom. My ze swojej strony mamy zamiar z niej skorzystać i poszukać spania w Irkucku. Tym bardziej że pewnie trochę tam będziemy. Łysool, gdy wracał z Kamczatki, wriemienny wwoz załatwiał chyba 3 dni. Ale co zrobić, bez tego nie wrócimy. Stąd też myślimy o pociągu, bo za 11 dni musimy być w robocie.
Gdy się ściemniało, bierzemy help listę i dzwonimy. Pierwszy namiar na pomagiera z Irkucka to tel. to Karima. Kręcimy. Mówimy skąd jesteśmy itd. Bez zbędnego ględzenia, mówi że mamy cisnąć w Irkucku na Hotel Europa. Jak tam będziemy to zadzwonić do niego. Mieszka tuż obok hotelu.
Robi sie ciemno jak w dupie. Zimno. Do Karima mamy może 80 km. Droga super, nówka asflat. Jedzie się jak po stole. Jedyny problem, to że nie ma namalowanej linii oddzielającej pasy, droga jest kręta no i zamiast kurzu nastała mgła. Więc jedziemy za sznurem aut.
Do Irkucka wpadamy coś ok. 24. Izi lubiący dobre hotele, wyrywa włosy z nosa i na czuja szuka hotelu o brzmiącej swojsko nazwie EUROPA. Cierpienie wyrywaniem włosów nie poszło na marne. Szybko dojechaliśmy na miejsce. Krótki tel. do Karima, który wyszedł po nas. Faktycznie, mieszkał po drugiej stronie ulicy.
Karim, to koleś o mln pomysłów. Znają go w całym mieście i okolicach. Polecam, to jego strona:

http://www.iceart.ru/portf.php

to akurat część jego zajęć. Buduje katamaran, podróżuje. Odnawia starocie, jakieś organy, dzwonnice i cholera wie co jeszcze. Kiedyś zajął I miejsce w Finlandii na zawodach w lodowym rzeźbiarstwie.
Idziemy spać, rano mamy trochę latania.

zbyszek_africa 05.01.2009 15:26

Piękna, piękna wyprawa, czasami momenty grozy, samo sedno motocyklizmu:) Pozdrowienia dla Robertów dwóch:brawo:

Robert Movistar 05.01.2009 15:27

Siedzę w robocie, a tam jak wiadomo należy pracować, a nie gapić się w kompa i przypominać sobie jak było i co robiłem pół roku temu. Tekst bez żadnej obróbki, składu i ładu, żywcem napisany w robocie. Piszę po kolei, nie czytam później tego co napisałem, tylko żywcem wklejam na forum.
Wariactwo cholera

OBSERWATOR 06.01.2009 11:47

ten slang jest najlepszy i miło sie czyta

AdaM72 06.01.2009 12:36

Cytat:

Napisał OBSERWATOR (Post 37788)
ten slang

?????????????????????????????????????????????????? ?????????????????????????????????????????????????? ?????

Robert Movistar 06.01.2009 13:56

Dzień 34. Przejechanych km, może 80 i to po mieście

Z rana szukamy jakiegoś adresu na tamożnię. Jest fajna strona internetowa z planem Irkucka, ale adresu nie pamiętam. Okazało się że jest od nas bardzo blisko. Plan na dziś prosty, załatwić kwit i jak Bozia da, transport do Moskwy. Jest środa, a my w chałupie musimy się zameldować w max w niedzielę przyszłego tygodnia.
Ciepełko pozwala, żeby w końcu nie zakładać tych śmierdzących ciuchów motocyklowych na siebie. Bez bagaży, toreb wsiadamy na dryndy i jedziemy. Po 15 min trafiamy do Głównego Urzędu Celnego w Irkucku. Wchodząc do budynku, widzimy jak na ławce przed budynkiem siedzą całkiem, całkiem pracownice tutejszego urzędu w mundurach i jarają fajki. Kuse spódniczki..i te sprawy... Oj, chciało by się pochędożyć!!! Ale cóż, my przeca nie po to tu przyjechali. W budynku dowiadujemy się, że tzw. konsultant czyli chodząca informacja, będzie dopiero o 13.30, gdyż są to jego godziny urzędowania.
No nic to, w takim razie mamy 3 godziny wolnego. Postanawiamy lecieć na dworzec kolejowy.
Samo miasto ładne, ruch spory, ale bez problemu da się jechać między autami. Będąc na dworcu, ja pilnuje drynd a Izi wali najpierw do kas, co by się dowiedzieć kiedy i za ile kasiory można jechać. Ja siedzę i obserwuję ludzi, to co się dzieje dookoła. Panuje moda na dłubanie słonecznika. Chyba 90% populacji w Irkucku dłubie słonecznik, spluwając na chodniki. Bary, sklepy, odjeżdżające busy co chwilę.
Izi wraca. Pociąg jest, bilety można kupić, ino coś z moturami trza zrobić. Idę na cargo coś się dowiedzieć. Spotykam kolesia w pomarańczowej kamizelce, który składa jakąś drewnianą skrzynię. Zagaduję i mówię o co biega. Problemu nie ma, tylko motocykl trzeba zapakować właśnie w drewnianą skrzynię. Skrzynię też robią. Co do kosztów i całej procedury, odsyła mnie do gościa, który właśnie szedł w naszą stronę.
Na hasło Polaki, 2 motocykle, wysyłka do Moskwy, facio dostaje piany na gębie. Nie wiem ile w tym prawdy, ale okazało się, że nie tak dawno temu, właśnie ktoś z Polski o imieniu Andrzej, wysyłał BMW do Moskwy. Motocykl miał być bez paliwa i spełniać ichniejsze procedury. Po dotarciu do Moskwy, w wagonie było wylanych chyba z dwa karnistry z wachą, a owy Andrzej spieprzał przez dworzec na motocyklu. Dyrekcja w stolicy ponoć się wkurzyła i rozesłała pisma o zakazie transportu motorów.
Cóż...różne myśli przyszły do głowy. Wpadamy na pomysł, żeby zadzwonić do kogoś z Help Listy, i może niech "tubylec" coś załatwi. Dzwonimy, jeden cisza, drugi tel. wyłączony. W końcu dodzwaniamy się ( no właśnie, nie pamiętam jaką miał ksywę. Izi może pamięta). Mówi że za godzinę podjedzie.
Podjechała XJR-a, z 4 wielkimi głośnikami. Koleś oznajmia, że w Irkucku jest kilku Holendrów i Angoli na motocyklach. Też chcą ostać się do Moskwy. Więc może zrobimy transport wiązany. Poszedł się dowiedzieć. Koncepcje były różne, i zmieniały się do 2 min. Raz można, raz nie. W końcu, ktoś powiedział, żeby zgłosić się jutro rano, to coś podumamy. A on w między czasie uruchomi kilka kontaktów. Ogólnie też jest zdziwiony problemami z załatwieniem transportu.
Spadamy do Urzędu Celnego. Tam pani konsultantka, oznajmia, że można załatwić wriemiennyj wwoz, lecz nie u nich, tylko w innym urzędzie. Podała nam adres. Okazało się, że to drugi koniec miasta. No nic jedziemy. Mamy nadzieję że zdążymy, bo jeśli pracują do do 15 to może być dupa.
Wchodzimy do budynku, na korytarzu szpaler okienek dla interesantów, wszyscy w mundurach. Kartka, że praca trwa do 16. Zaczepiamy przemiłą, i przeuroczą panią celnik. Na dzień dobry chcemy się z nią najpierw umówić, ale nic nie wychodzi. Odsyła nas na koniec korytarza. Tam tłum pracowników. Podchodzi jeden z nich i pyta o co biega. Mamy napisać podanie po rosyjsku, o przedłużenie papieru. Ale jak to ma wyglądać? Celnik ściąga ze ściany wzór i pyta cz znamy bukwy. Hmm, no trochę tak. To piszcie. Nie mieliśmy żadnego długopisu, więc wpadamy do pierwszych lepszych drzwi. Tam starsza pani, w pięknym biurze. Patrzy na nas jak na debili. Długopisów nie chce pożyczyć, ale w końcu bierzemy ją na urok osobisty, obiecując solennie, że oddamy. Tak też zrobiliśmy.
Jakoś napisaliśmy. Wracamy do pomieszczenia na końcu korytarza. Tam, informują nas, że teraz owe podanie musi zarejestrować pani sekretarka naczelnika, a potem może naczelnik je podpisać. Niestety to trwa i możemy dziś nie zdążyć. Cóż... braliśmy to pod uwagę. Chcąc przyspieszyć procedurę, pytamy gdzie ta pani sekretarka urzęduje. Okazało się że to kobitka, od której pożyczyliśmy długopisy. Łeee, jak to ona, to damy radę. Tak też było. Gdy weszliśmy z papierami do jej biura, jej uśmiech na twarzy nie miał końca. Podpisała papiery od ręki, obiecując, że pogada z naczelnikiem co by podpisał jak najszybciej. Po 10 min, zostajemy zaproszeni do naczelnika. Nie wiemy o co biega, może będzie się czepiał, albo co. Biuro gustowne, wielka flaga Rosji. Portrety Putina i Miedwiediewa, odznaczenia, dyplomy. Prosi, żebyśmy usiedli. No k...a, żeby nas nie pozamykali. Naczelnik czyta nasze podania, pytając czy to my je pisaliśmy. Studiuje je wnikliwie. Nagle pani sekretarka otwiera drzwi i wnosi...KAWĘ!! K.....a naczelnik zaprosił nas na kawę! Podpisał, odłożył. Przysiadł się do nas gaworzymy. Mówimy że spieszy się nam troszkę i czy była by możliwość, aby dokument załatwić jeszcze dziś. Uspokaja nas, mówiąc że najwyżej ktoś zostanie chwilę po pracy. Dopijamy kawkę, uścisk dłoni i wychodzimy. Wręcza kwity sekretarce, każąc aby je oddała jakiś pracownikom. Ta, wnosi je do okienka i każe celnikom jak najszybciej się nimi zająć. Ci znów proszą nas o podejście do okienka, po 15 min mieliśmy wszystko załatwione! A mówią, że w Rosji ciężko coś załatwić.
Po południu jedziemy do tego klubu o którym mówili nam Grecy, czyli Bajkonur. Klub w domu. Na dole wielki garaż z serwisem motocyklowym. Na górze knajpa z jedzeniem i piciem. Jeszcze wyżej pokoje gościnne, ciuchy motocyklowe do kupienia. Czad!
Stas, bo tak ma na imię szef, mówi że w sobotę będzie nie zła biba, i żebyśmy zostali. Będą panienki, balety i co kto lubi. Niestety, czas nie pozwalał.
Wracamy do Karima. Jutro rano znów dworzec i próba załadowania się na pociąg. Po drodze atak na sklep. Wódeczka, piwko. Niestety Karim nie pije, więc musimy wychlać to sami.

Ps.
Izi, Kamczacki świniaku, może coś byś napisał!! Co ja nie mam co robić?

Przypomniało mi się, jedna z prac Karima, która stoi na podwórku. Oryginał i wzornik jest wielkości 20 cm, natomiast to co widzicie 2 metrów.


Cibor klv 06.01.2009 15:42

Panowie, to jak ? Na następny sezon macie w planach jakąś hard corową traskę ? Liczymy na co najmniej tak samo emocjonujące sprawozdanie jak to powyżej...

monah 06.01.2009 17:12

Movistar:
mapa Irkucka (tez innych miast jest na stronie www.2gis.ru
Gosciu z xjr to Monster)
Karim robil tez dla nas szopke z lodu vot fotka
http://content.foto.mail.ru/inbox/pasza3/4/i-29.jpg

Pozdro dla geroev)

Elwood 06.01.2009 19:40

kurde... jaki tenświat mały:)
Szkoda, ze chłopaki już finiszują, a niech im się ten pociag spierdoli;)... i wracają na kołach, najlepiej przez Mongolię!

Izi 06.01.2009 19:42

Movistar
Grecy nie jechali do Władywostoku tylko do Ułan Bator,
Ty dalej masz wpierdol za to wyprzedzanie i wpakowanie się w wykop, i nie chcesz wiedzieć co wtedy myślałem, wykrzyczałem Ci to jak jeszcze w wykopie leżałeś ale możesz nie pamiętać,
to ty musiałeś się meldować robocie bo mnie już dawno z niej wypierdolili,
gość z Irkucka to Monster bardzo fajny gość,

ty świniaku kamczacki czyli niedźwiedziu

Robert Movistar 06.01.2009 20:31

Cytat:

Napisał Izi (Post 37851)
Movistar
Grecy nie jechali do Władywostoku tylko do Ułan Bator,
Ty dalej masz wpierdol za to wyprzedzanie i wpakowanie się w wykop, i nie chcesz wiedzieć co wtedy myślałem, wykrzyczałem Ci to jak jeszcze w wykopie leżałeś ale możesz nie pamiętać,
to ty musiałeś się meldować robocie bo mnie już dawno z niej wypierdolili,
gość z Irkucka to Monster bardzo fajny gość,

ty świniaku kamczacki czyli niedźwiedziu

Ano tak, do Ulan Bator. Ty, pamietasz ich minę jak usłyszeli od nas odpowiedź że śpimy w "forest". Hehehe, minę tego starszego gościa z Varadero mam do dziś przed oczyma.
Niedźwiedziu?? Chłopie, niedźwiedzia to zostawiłeś na Kamczatce. Nie powiem gdzie i u kogo

Robert Movistar 06.01.2009 20:34

Cytat:

Napisał monah (Post 37826)
Movistar:
mapa Irkucka (tez innych miast jest na stronie www.2gis.ru
Gosciu z xjr to Monster)
Karim robil tez dla nas szopke z lodu vot fotka

Pozdro dla geroev)

Monah, jak byś spotkał Monstera i Karima, to pozdrów ich (przynajmniej ode mnie, za Iziego sie nie wypowiadam). Z Karimem nawet nie zdąrzyliśmy się pożeganać. Nie wiesz jak ci Holendrzy? Pojechali w końcu pociągem?

monah 06.01.2009 21:06

Cytat:

Napisał Robert Movistar (Post 37860)
Monah, jak byś spotkał Monstera i Karima, to pozdrów ich (przynajmniej ode mnie, za Iziego sie nie wypowiadam). Z Karimem nawet nie zdąrzyliśmy się pożeganać. Nie wiesz jak ci Holendrzy? Pojechali w końcu pociągem?

Co do holendrow to nie wiem, ja to zawsze bardziej sie rodakami interesowalem niz cudzostrancami) A polakow bylo po zboju w tym roku)Nie tylko na motorach.Mozna bylo wieczorkiem pojsc na dworzec, glosno przeklnac i zaraz sie dwoch lub trzech rodakow zjawialo)) Kupa pozytywnych spotkan takicha jak Marek Michel albo jak mysmy s pretorem studentow z Poznania spotkali i po Zyczliwku dostali..Eh... skorej by leto...
A Monstera i karima pozdrowie

Robert Movistar 08.01.2009 14:15

Dzień 35. Czwartek

O 8 byliśmy na dworcu kolejowym, gdzie czekamy na Monstera. Szybko przyjechał. Zasuwamy do biura gdzie od nowa bijemy pianę. Istne wariactwo. Raz już załatwione, raz znów nie. Powtórka z dnia wczorajszego. Kombinujemy, że skoro transport do Moskwy jest utrudniony, to możemy jechać w stronę Ukrainy.
Spędziliśmy na dworcu 4 godziny. Wersji było 30, każda inna, ale suma summarum, żadna nie pozwoliła nam załadować się na pociąg. Była jeszcze możliwość poczekania do jutra, wtedy znów bicie piany, ale zrezygnowaliśmy.
Podejmujemy decyzję, że nie ma co się pałować, tylko pakować rzeczy, wsiadać na dryndę i jechać. Czasu na powrót trochę mało, bo tylko 8 dni.
Wracamy do domu Karima, pakujemy rzeczy. Niestety Karima nie było, dzwonimy więc do niego z informacją o naszej decyzji. Pozostało nam tylko pożegnanie przez telefon.
Gdy wyjechaliśmy od Karima była 13. Pół dnia mamy w plecy. Droga tylko asfaltowa, żadnym problemów, nuda mi marazm. Nocujemy na stacji benzynowej, oddalonej od federalki o 500 m.


Dziś krótko i zwięźle. Bo co tu pisać....

Robert Movistar 09.01.2009 15:13

Dzień 36.

Kupujemy rano od gościa ze stacji 2 litry oleju, co by mieć na smarowanie łańcucha. Niestety, te które mieliśmy z Polski, albo zostały zgubione, ale podziurawione przez przewracający się motocykl. Dzień jak co dzień. Po przejechaniu jakiś 300 km, oczy zaczynają się zamykać. Były dni, szczególnie dało to o sobie znać rano, że jechaliśmy z na wpół zamkniętymi oczami. Senność przychodziła nagle. Często zjeżdżaliśmy na bok, żeby się zdrzemnąć choć by 15 min. Czasem, pamiętałem tylko jakiś szczegół z drogi, a potem nic, tylko prosta droga, żadnych urozmaiceń, krajobraz monotonny. Jechałem, jechałem, żeby po chwili ocknąć się i zastanawiać się ile to już z mną kilometrów. W głowie czarna dziura, nie wiem co było przed chwilą, ile jeszcze do tankowania. Prędkościomierze już dawno popadały, bazujemy tylko na czasie który jedziemy.
Na stacji spotykamy dwóch starszych Niemców na BMW. Jadą do Mongolii.
Spanie szykujemy ok. 100 km za Krasnojarskiem. Gdzieś na polanie, kilkaset metrów od głównej drogi.

Dzień 37.

Znów dzień, który niesie nudę i marazm. Jedną z atrakcji jest 11 szt. Renault Trafic, które przemierzają świat dookoła.


Na niebie wiszą ciemne chmury, co rusz kropi, pada.


Był odcinek drogi, na którym nie wiadomo kiedy i dlaczego, tylne koło dostawało uślizgu. Asfalt, jak asfalt, jedziesz 120 km/h, nagle motocykl staje bokiem. Moja przednia opona już się kończy. Dziwne że żadna kostka nie odpadła. Gdy wyjechaliśmy z Nowosybirska, wpadliśmy w mega ulewę. Lało, że widoczność spadła prawie do zera. Jechaliśmy z myślą, że gdzieś koniec tego deszczu jest. Był, po 30 min w tej ulewie, wyszło słońce, ruch zrobił się mniejszy. Wszystko mokre. Planujemy nocleg gdzieś w motelu, który znajdujemy 200 km za Nowosybirskiem. Kiedy wypytujemy o cenę i itd. pod motel podjeżdża AT. To para Włochów. Gadka szmatka przy piwie, i spać.


Dzień 38.

Byle nie padało, i motocykle nie nawaliły. Znów jazda i jazda, usypianie i przebudzenie, droga monotonna. Od Komsomolska do Irkucka, krajobraz się zmieniał, teraz ciągle to samo, czyli nic. Śpimy w lasku brzozowym 20 km od Kurganu.


Dzień 39.

Nie ma co pisać. Jedyna atrakcja, to wjazd do Tatarstanu, gdzie kupa słoneczników, i pomp tłoczących ropę.
Spanie, gdzież by indziej niż w słonecznikach.


Dzień 40.
Pogoda super. W ogóle deszcz nas opuścił. W południe, tradycyjnie zatrzymujemy się na tankowanie i wrzucenie coś ciepłego na ząb. Trafiliśmy w miejsce, gdzie po lewej stronie była stacja, a po prawej 2 motele, duży sklep, kolejna stacja i szynomontaż. Cały ten kompleks jak się później dowiedziałem, miał Rosjanin, który mieszkał 15 lat w Niemczech i podpatrzył jak wygląda zachodni standard. Wprowadził go u siebie i to bez dwóch zdań.
Parkujemy pod knajpą. Zatrzymując się, czuję jakby coś kierownicę blokowało. Ale zdaniem Iziego jak zwykle mi się wydawało. Pojadłwszy, popiwszy, zatankowani z pustymi pęcherzami moczowymi ruszamy dalej. Zawrócić, zawróciłem, ale już kierownicy wyprostować nie mogłem. Szukamy czegoś, co mogło ją zablokować. Może jakaś linka się zaplątała, może jakiś świstak się wkręcił, może....no właśnie, może żeby nie było to to o czym myślimy.... Było.
Pierdolnęło niestety łożysko główki ramy. Zapasu nie mieliśmy, przed wyjazdem były założone nowe. Jakoś ten element wydawał się nam zbędny w zapasowych szpejach. Zjechałem na stację będącą na przeciwko knajpy. Słońce przypiekało jak dzikie. Wszystko fajnie, ale żeby się dostać do łożyska, potrzeba klucza nasadowego. Takiego nie mieliśmy. Polazłem 5 m dalej, to stojącego Maza. Zagadałem kolesia czy nie ma. Zainteresowanie nami i naszą awarią, okazał okrutne, bo już szedł ze wszystkimi możliwymi kluczami.

I co można z tego zrobić??

Koleś ze stacji, koleś co nam klucze udostępnił kręcili głowami, mówiąc że takiego łożyska, to u nich nie będzie na 100%. Jest 5 km od nas mała wioska, jakiś sklep też jest, więc być może coś się dobierze. Jeśli nie, to 90 km od nas jest duże 100 tysięczne miasto, tam powinno coś być. Chłop z Maza, pomaga jak może. Pojedzie z Izim do pobliskiego miasta, żeby poszukać jakiegoś łożyska. Ja siedzę i czekam. Piję herbatkę i zajadam rogale maczane w miodzie. Chłopaków nie ma godzinę, 2, 3, 4. Moje zajęcie, ogranicza się do szukania cienia, żeby mi łba słońce nie spaliło. Facet ze stacji mówi, że już dawno powinni wrócić. Być może pojechali do tego większego miasta. A tam na wjeździe jest kolejny punkt kontrolny milicji. Izi pojechał w samych spodniach, bez koszulki, dokumentów. Być może zatrzymali ich do kontroli, albo co? Nie było ich 5 godzinę. Jak nie wrócą przez 15 min, wrzucam rzeczy na stację, biorę Iziego dryndę i udaję się w poszukiwania. Tak też robię, gdy nagle jedzie Maz! Wyłażą chłopaki upierdoleni. Okazało się że Maz się rozkraczył. Naprawiali go 2,5 godziny.
Jakieś łożyska mają. Kupili w jakim sklepie, gdzie były ich tysiące. Wszystkie ponumerowane i zkatologowane. Wiadomo co do czego. Ale żadne nie pasowało. Oprócz jednego, leżącego gdzieś pod blatem. Jedyną wiadomą rzeczą na temat owego łożyska, było to, że pochodzi od jakiegoś statku. Żeby nie było za łatwo, potrzebny było tokarz, który dotoczyłby tuleję dystansową. Znaleźli takiego. Cała operacja trochę trwała.
Bez rzeźby się nie obyło, ale wszystko pasowało.




Pewnie kiedy byliśmy na statku, sól swoje zrobiła. Górne łożysko było jak nowe, ale dolne? Sami widzicie.
Tak czy siak, pół dnia w plecy. Do knajpy podjechaliśmy o 12.30, a motocykl został złożony o 20.30. Nie było sensu jechać dalej, więc śpimy w motelu. Trzeba było się odwdzięczyć za pomoc. Chłop poświęcił pół dnia, na to żeby nam pomóc. Nie odpuszczał na krok, udzielał instrukcji jak wybić łożysko, jak założyć nowe, ile smaru napakować (jego zdanie ile wlezie) itd, itd. Chłopicho uczynne jak nie wiem co. Był o 5 km od kochanki, ale wolał pomóc nam, niż do niej jechać. Z tą kochanką też jaja były, ale nie ważne.
Tak czy srak zapraszamy go na obiad i piwo. Siedzimy i opowiadamy. Na początku piwa nie chciał, bo dziewczyna nie lubi jak jej chmielem chucha, ale się złamał i wypił 3. Nie wiemy jak się to skończyło.

Izi 09.01.2009 19:19

Zapomniałeś dodać że twoje zadanie, jak my pojechaliśmy znaleźć jakieś łożysko, polegało na zbiciu tego co było zniszczone.
Wracamy kurna po 7 godzinach łożysko jak było nie ruszone tak jest dalej nie ruszone Robert upił gościa ze stacji benzynowej, kupił 400 litrów ropy od przejeżdżających kierowców, i z zyskiem sprzedał innym przejeżdżającym kierowcą, oraz ekspedientką w sklepie z naprzeciwka zaczął opowiadać swoje tradycyjne kłamstwa, tak że sklep zamknęły, lody i piwo przyniosły i z uwielbieniem słuchały. A mi znowu zostawił czerną robotę do wykonania, fakt że przyjajmniej banie , po opowieściach, potem dziewczyny gratis załatwiły

Izi 09.01.2009 19:27

Cytat:

Napisał monah (Post 37826)
Movistar:
mapa Irkucka (tez innych miast jest na stronie www.2gis.ru
Gosciu z xjr to Monster)
Karim robil tez dla nas szopke z lodu vot fotka
http://content.foto.mail.ru/inbox/pasza3/4/i-29.jpg

Pozdro dla geroev)

Monah pozdrów Karima jego żonę i dziweczyny, cholera przez ten transport nie załatwiony i tamorznie nie było cholera czasu się pożegnać,
Monstera i Stasa też pozdrów i podziękuj za zaproszenie na imprezę na której nas nie było :) co się odwlecze to nie uciecze
i cholera szkoda że wcześniej nie wiedzieliśy że tam urzędujesz w Irkucku, byśmy zajechali, tym bardziej że Irkuck znam ,bo to nie pierwsze moje odwiedziny tego miasta
pozdrawiam i do następnego razu,
jak dobrze się poskłada to jeszcze w tym roku

QrczaQ 09.01.2009 19:54

Super historyjka na zimowe wieczory!!!

monah 10.01.2009 21:04

Cytat:

Napisał Izi (Post 38273)
Monah pozdrów Karima jego żonę i dziweczyny, cholera przez ten transport nie załatwiony i tamorznie nie było cholera czasu się pożegnać,
Monstera i Stasa też pozdrów i podziękuj za zaproszenie na imprezę na której nas nie było :) co się odwlecze to nie uciecze
i cholera szkoda że wcześniej nie wiedzieliśy że tam urzędujesz w Irkucku, byśmy zajechali, tym bardziej że Irkuck znam ,bo to nie pierwsze moje odwiedziny tego miasta
pozdrawiam i do następnego razu,
jak dobrze się poskłada to jeszcze w tym roku

zapraszam)

FUKS 13.01.2009 02:22

A miałem nie wchodzić na tą stronę do połowy stycznia....... Macie w Ryj R&R... jest 2.30 ja jutro o 6.00 pobudka a tu czytam i czytam i oderwać się nie mogłem. Zaje..sta wyprawa, zaj..sta relacja. Szkoda, że jednak nie wracaliście przez Kijów... ale rozumiem, wątroba już nie wytrzymałaby. Do zobaczenia we Wrocku.

Robert Movistar 13.01.2009 15:38

A kto mówił, że nie wracaliśmy przez Kijów??

Robert Movistar 13.01.2009 16:29

Dzień 41.

Wyspani, wykąpani, wyluzowani po wieczornych ekscesach w bani, ruszamy dalej.
Tak po prawdzie nic się nie działo, no może po za tym, że w pewnym momencie zauważyłem że szyba w moim motocyklu dziwnie się pochyla. Niestety, urwało się (jak na razie) dolne mocowanie stelaża co trzyma całą czachę. Kilka ekspanderów załatwiło sprawę. Co mnie martwiło bardziej, to to że przy skręcie kierownicą było słychać i czuć lekkie trzeszczenie w okolicach główki ramy:) Miałem nadzieję, że prowizorka wytrzyma. Dawała radę.
Niestety nie dało rady drugie mocowanie stelaża, też pękło.
W między czasie pomiędzy kolejnymi ulewami, wymieniamy u mnie przednią oponę. Jadąc w deszczu zero kontroli nad motocyklem. Przed spaniem robimy zakupy. Kupuję 3 wagony fajek w cenie 2 zł za paczkę. Jutro mamy zamiar przejechać przez granicę RUS - UA. Walimy się w krzakach przy drodze. Mamy nadzieję, że to ostatnia noc na ziemi rosyjskiej.

Dzień 42.
Jak co rano, zanim wyjedziemy w plener, smarujemy łańcuchy. Izi ma centralkę, więc problemu nie ma. U mnie z kolei jest tylko boczna. Jako że codziennie rano motocykl całym swoim ciężarem opierał się na bocznej stopce, w końcu nastąpiło zmęczenie materiału. Izi trzymał przechylony na bok motocykl, a ja lałem olejem z butelki na łańcuch. W pewnym momencie zmęczenie nie dało więcej rady i motocykl z całym dobytkiem zwalił się na mnie. Na początku myśleliśmy że się zapadł, ale gdzie tam.
Nie dość że czacha się telepie, to jeszcze motocykla nie ma jak stawiać po ludzku. Granicę po stronie rosyjskiej przekraczamy w 5 minut. Kiedy podjeżdżamy do ukraińskiej, opieram motocykl o czujnik (bo niby jak mam go postawić) co wykrywa materiały promieniotwórcze. Zaczęła się zadyma, że się połamie, włączy itd. Na domiar złego Izi przejechał przez podniesiony szlaban, mijając namalowaną linię z napisem STOP. Celnicy wyskoczyli i kazali się cofać.
Ni cholery, my jedziemy tylko do przodu. Zaczęli nas kontrolować. Wszystko było już prawie załatwione, a wiadomo, że prawie robi wielką różnicę, więc doszedł aspekt łapówy. Pierwszy raz na wyjeździe chciał gliniarz też na Ukrainie (skończyło się na tym że chciał nam dać na jedzenie), a drugi nastąpił teraz.
Jak to tłumaczyli nam celnicy:
- przekroczyliście miejsce gdzie należało się zatrzymać. To nic że nie było żadnego celnika, szlaban był podniesiony, ale tam jest namalowany znak STOP. Niestety, kamery was nagrały, jak złamaliście miejsce przymusowego zatrzymania i nada płacić!!!
Oczywiście był zajebisty problem z wykasowaniem nagrania:) Jakoś nie mieliśmy ani ochoty ani siły na miłe dyskusje, więc potraktowaliśmy ich inaczej.
- ni ch...a! Zero, ani centa, rubla, złotówki czy hrywny!! Nie damy nic!
Celnicy byli zdziwieni naszym zachowaniem. Po prostu atak! Zaczęli coś jeszcze gderać, naradzać się, wymachiwać łapami, ale kiedy nasza twarz z ich twarzą, nasz nos z ich nosem spotkał się w odległości 5 mm i kiedy z naszych ust jeszcze raz poleciała wiązka że nie i ch...j. To wymiękli. Podsumowali nie udaną próbę zarobku tak:
- No, wy bracia Słowianie, ujeżdżajcie, da, ujeżdżajcie.
No to my pojechali.
Wpadamy na Ukrainie, na drogę którą już jechaliśmy w tamtą stronę. Czyli prosta, ze świeżym asfaltem i objazdami. Na pierwszym z nich stała milicja, czyli chcieli łapówę. Po 20 USD od łba.
Objechaliśmy ich polem. Byli nie źle wk....ni na nas, kiedy zjechaliśmy obok ich radiowozu po skarpie na dół w pole, żeby wyjechać z tego pola 200 metrów dalej i jechać już asfaltem.
Było już czuć powiew Polski, przecież Ukraina to jak Polska. Świadomość że jesteśmy już w domu spowodowała, że złapali nas na radar. Milicjant tłumaczy że to "zielona zona", a my na to że nie wiemy co to jest. Pokazuje nam w kodeksie drogowym znak, wysyła mnie na koniec wioski, żebym zobaczył jaki tam jest znak. Niestety, u nas w Polsce takich nie ma. A "zielona zona" kojarzy nam się z parkiem. Jedziemy dalej.

Teraz chyba Fuks się wk....i. Tym bardziej że pisząc ten tekst siedzę z nim na GG:)

Wjeżdżamy do, jak że by inaczej Fuks, Kijowa, tak Kijowa. Dzwoniliśmy do ciebie bucu, ale telefon wyłączyłeś. Wiedziałeś że jedziemy w twoją stronę!

Trafiliśmy spore korki, ruch okrutny a było już dobrze po południu. W tamtą stronę jak jechaliśmy, a było coś ok. 4 nad ranem, to jakoś pusto było. Przy wyjeździe z miasta, kupujemy po melonie, i arbuzie. Gnamy w stronę PL. Ale wiemy że nie damy rady. Zaraz za Kijowem zjeżdżamy w jakiś zagajnik, żeby glebnąć sie spać. Ciemni już się zaczęło robić, wiec nie szukamy intensywnie, tylko kładziemy się w pod pierwszymi lepszymi drzewami. Dobrze że były drzewa, bo chociaż motocykl można było o coś oprzeć.

Elwood 13.01.2009 16:48

Pięknie, qrwa pięknie. Żal, że się kończy ta wasza pojezdka... ot tak, po prostu.

Robert Movistar 13.01.2009 17:30

Dzień ostatni.

Kiedy rano się obudziliśmy, okazało się że spaliśmy na cmentarzu...
Wczesna pobudka bo coś ok. 6, dom blisko, flaszki z zakładów, które Bajrasz poczynił się studzą. Tęskno za polską wódką, kiełbasą, korkami na drodze i marketami, życzliwością kierowców.
Pierwszy postój ok. południa. Coś ciepłego na ruszt. Patrzymy na Iziego oponę. Widać płótno, więc zmieniamy. Za dobrze by było, gdyby Trelleborg Army wytrzymał całą trasę. Dziw nas bierze, że w ogóle tak doskonale dawały radę.


Kiepsko zaczęło się robić przed Lwowem, remonty dróg, ruch wahadłowy. Na granicy korki, więc przeciskamy się między autami. Ludzie patrzą na nas jak na ufoludków.
Będąc kulturalnym, pytamy dwóch kolesi przed nami, którzy byli przewidziani do odprawy, czy możemy się że tak powiem wepchnąć. Problemów nie robią, tym bardziej że kiedy usłyszeli odpowiedź na swoje pytanie skąd wracamy. Nagle wyskakuje polska pani celnik, i drąc się w niebogłosy karze nam spadać na koniec kolejki. Jej wyklinania, były dla nas jak miód na serce. W końcu oprócz słuchania języka polskiego z ust Iziego, posłuchaliśmy go z ust ładnej celniczki. Darła się, a my wpatrzeni w nią staliśmy nie ruchomo. Zapytała tylko dwóch ludków stojących przed nami, czy się zgadzają na to żebyśmy się wcisnęli bez kolejki. Pan celnik zapytał tylko czy nie szmuglujemy alkoholu i fajek. Oczywiście nie skłamałem i powiedziałem że w czeluściach kufra trzymam kilka wagonów nie ukraińskich lecz ruskich cigaretów. Poprosił, żebym tylko otwarł kufer, aby ludzie widzieli że nas też kontroluje, obiecując że nic nie będzie wyciągał. Tak też było. Za nami koleś na MZ ściągał dekiel przy silniku (nie wiem jak można tam coś szmuglować).
Po przekroczeniu granicy, wpadamy do knajpy. Zamawiamy po smażonej kiełbasie i schabowym. Greton już nas sprawdza gdzie jesteśmy.
Droga do autostrady to tragedia. 130 km w dwie godziny. Przez tyle czasu u ruskich robiło się 200. Ale cóż, chciałeś do domu, to masz i przestań się dziwić.
Jest już ciemno, kiedy przejeżdżamy przez bramki w Katowicach. Światła świecą po czubkach drzew. Zjeżdżamy z autostrady w stronę Oławy, Izi leci do siebie, a ja profilaktycznie jeszcze tankuję. Pamiątkowa fota i się rozjeżdżamy. Wracam na autostradę i jadę przez Wrocław.
O 23 melduję się w domu. Izi potwierdza smsem, że też dojechał. Opieram motocykl o stos drewna, i wlokę się do domu.
Przejechaliśmy w tym dniu coś ok. 1200 km.

No i tak to jakoś było.

Wystąpili:


Scenariusz napisało życie.
Reżyseria wyszła w praniu.

OBSERWATOR 13.01.2009 17:52

zajebista wyprawa szkoda że koniec.SZACUNEK

JareG 13.01.2009 17:55

Cytat:

Napisał Robert Movistar (Post 39039)
(..)
Wystąpili:
http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SL...0/P8220253.JPG
Scenariusz napisało życie.
Reżyseria wyszła w praniu.

Jakie grzeczne chlopaki :D:D

A relacja super :Thumbs_Up:
No i ten survival.. szacunek sie nalezy :brawo:

ltd454 13.01.2009 18:01

Szkoda że już koniec. Za jakiś czas wrócę do tej relacji i przeczytam od początku. Było tak jak lubię czyli krótko zwięźle i na temat bez zbędnych pierdu pierdu.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:20.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.