![]() |
8 Załącznik(ów)
22. ''Huk'' w Meru - Kenia
07 sierpnia GPS pokazywał ponad 2000mnpm, a wysokość z każdym przejechanym kilometrem wzrastała. Droga wiła się wśród dość niepozornie wyglądających gór. Jak wysoko jeszcze wjedziemy? 2580mnpm! Nieźle, choć mój rekord wjazdowy to ponad 4600mnpm na Pamir Highway. Widoki i przestrzenie super, tylko ziiimno. 10stC. Ważne jest jednak to, że się przemieszczamy. O znowu equator! Jeszcze raz fota i eksperyment. Sprytni lokalesi wymyślili, jak wzbogacić się na równiku. Potrzebny jest dzbanek z wodą, miska z dziurą i turysta. Akurat tak się złożyło, że te trzy elementy właśnie się zgrały. Sprytny prezenter natomiast wziął się do roboty. Nalał wodę do miski z dziurą, woda ściekając tworzy wir, do tego źdźbło trawy i widać jak po stronie północnej równika woda kręci się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Przeszliśmy na stronę południową i...tak, w przeciwnym kierunku. Eksperyment prosty w zamyśle i radosny zarazem. Taka to zabawa. Załącznik 57473 Załącznik 57474 Załącznik 57475 Po drodze mieliśmy zajechać do Pawła, który mieszka w Kenii i zaprasza. Niech będzie, w końcu rodak i kawę zawsze można wypić, a potem w drogę. Zajechaliśmy do miejscowości Meru i za chwilę pojawił się Huk, Paweł Huk. Przywitanie, my, że na chwilę, on, że tu są nasze pokoje, a obiad się robi. Trudno było odmówić. Zaczęliśmy rozmawiać, a mi powoli szczęka zaczęła opadać i nastawiłem się na wyłącznie na odsłuch, bo historia, którą usłyszałem wciągnęła mnie w całości. W bardzo dużym uproszczeniu jest to historia chłopaka z Zamościa, który zawsze czuł, że ciągnie go ciekawość świata. Z Zamościa przeniósł się do Wa-wy, z Wa-wy do Anglii, Nowej Zelandii, potem znowu Anglia i własną pracą osiągnął możliwość komfortowego życia w garniturze i krawacie na stanowisku menedżerskim na Uniwersytecie Cambridge. To bardzo duży skrót. Cały czas czuł, że to nie to. O coś innego chodzi. Postanowił ruszyć autostopem do Kampali w Ugandzie z gotówką w postaci 100$ w kieszeni. Pieniądze skończyły się szybko i tak bez kasy jechał dalej. Nie będę w stanie przytoczyć całej podróży. Kilka przygód jednak zacytuję. Jedzenie. Paweł wchodził do restauracji i mówił, że jest głodny i może zapracować na obiad. Spanie. Różne miejsca. Camp na Cyprze, czy może się rozbić i odpracować opłatę? Cztery dni lało, a Paweł koczował w namiocie i...modlił się o autostop do Izraela. Linie lotnicze udzieliły 100% rabatu dla niego, a pracownicy zrobili zrzutę na opłatę lotniskową. Sudan. Jazda ciężarówką pełną bydła, na pace, siedząc na jednym pręcie, trzymając się drugiego. Załącznik 57476 Załącznik 57477 Załącznik 57478 Załącznik 57479 Załącznik 57480 To tylko wycinek przygód. Ważniejsze podczas tej podróży było co innego. Pomaganie. W Turcji spotkał załamanego chłopaka, który miał camp w rozsypce. Rzeczywiście wszystko zrujnowane i zarośnięte. Paweł rozesłał info w internecie, że potrzebni są ochotnicy do odbudowy tego miejsca. Stało się! Camp funkcjonuje do dzisiaj. W Telavivie widział ludzi wysiedlonych z domów, koczujących w parku bez jedzenia i picia. Znowu, wolontariat i akcja zbiórki żywności. Udało się! Afryka. Kenia. Sierociniec i los dzieciaków, które nie mają swojej szansy bez wsparcia. Tym teraz zajmuje się Paweł Huk. W Kenii nie było mu łatwo i łatwo nie jest. Pojawiały się momenty zwątpienia. Zwłaszcza, kiedy tłum chciał go ukamienować i musiał ratować się ucieczką z Isiolo. Czemu został? Bo tak czuje. I jak sam mówi wsparcie dostaje od Boga. Pomaga mu wiara. I żeby nie było! Nie ma to nic wspólnego z jakimś nawiedzeniem, czy coś. Ja sam czuję, że coś w tym jest. Zawsze mówię sobie, że dobra energia przyciąga dobrą energię. U Pawła to jest Bóg. Kenia - sierociniec i działalność Pawła www.newhope.pl Zostaliśmy u Pawła na noc. Do poczytania wywiad w natemat.pl http://natemat.pl/67925,wzial-100-do...za-niz-dziecko Najechane 350km Keriche - Meru Do 18C |
23 Załącznik(ów)
23. Kenya Highway
08 sierpnia Jest Pamir, jest Karakorum, dlaczego nie miałoby być Kenya Highway? Jak to się zwykło mówić, są tak zwane ''kultowe trasy'' motocyklowe. W Kenii był to odcinek Moyale-Isolo. Ponad 500 kilometrów off'owej trasy, która dla niektórych była nocną zmorą, a dla innych punktem do odhaczenia na liście życzeń. Nie można było jej ominąć jadąc z Kairu do Cape Town. Nie przypadkowo piszę ''był''. Zmienia się Afryka i zmienia się Kenia. Zmienia się też Kenya Highway z off'u na asfalt. Jeszcze 2-3 lata i Chińczycy zakończą budowę nowej drogi. Na dzień dzisiejszy z off'u zostało jakieś 280km. Inna ''kultowa'' trasa, w Sudanie, już od dawna jest na czarno. Całą wschodnią Afri będzie można przejechać Gold Wingiem, albo nawet Harley'em i się nie zakurzy. Dobrze to, czy źle? Postęp proszę Państwa, postęp. Tyle w temacie. Jeśli zaś chodzi o samą Kenya Highway, to nie uważam ją za trudny off. Raczej użyłbym słów ''urokliwy i męczący'' zarazem. Urokliwy, gdyż są takie momenty, że widoki są niesamowite. Na wprost majestatyczne skały, a dookoła przestrzeń, która wydaje się nie mieć końca, Męczący, gdyż trudny nie jest, ale poszaleć też nie można. Tempo zabija tarrrrrrka! Jedzie się na motocyklu, jak na młocie pneumatycznym. Do tego wystające kamienie i powracające natrętne myśli: ''Opony, opony, opony...żeby przypadkiem nie rozerwać!''. Ewentualnie, żeby nie skończyć na poboczu, jak załoga ciężarówki, którą mijaliśmy po drodze. Nie wiem, jak im to wyszło. Droga nie była specjalnie kręta, a moim oczom ukazał się widok zadziwiający. Dwóch kolo siedziało sobie na oponie tracka przewróconego i leżącego aktualnie na skraju drogi. Zostawiłem im wodę, bo jakoś specjalnie chłodno nie było. Jak zwykle mijam wioski zadając sobie pytanie: ''Jak ci ludzie tu żyją? Z czego i po co?'' Perspektywa Europejczyka. Chyba nie za wiele tu wniosę. Przynajmniej można jakieś foty zrobić. Załącznik 57481 Załącznik 57482 Załącznik 57483 Załącznik 57484 Załącznik 57485 Załącznik 57486 Załącznik 57487 Załącznik 57488 Załącznik 57489 Załącznik 57490 Załącznik 57491 Załącznik 57492 Załącznik 57493 Załącznik 57494 Załącznik 57495 Załącznik 57496 Załącznik 57497 Załącznik 57498 Załącznik 57499 Nocny off. Tego jeszcze nie było w historii moich motocyklowych przygód. Do Moyale zostało nam jakieś 30 kilometrów, a niestety zegar tyka. Minuty uciekały bezlitośnie, a kilometry jakoś nie. Spoglądałem co chwila na dane z GPS'u i w pewnym momencie pomyślałem już, że chyba się zepsuł, bo jakoś ruchu w liczbach nie ma. Ale jednak nie. Działał tylko my się snuliśmy dramatycznie wolno. I gonitwa myśli...lwy...napad na drodze...gleba? Nieeee...przesada. Ale gdyby...lwy...napad...gleba? Niee... W Moyale byłem już koszmarnie wyrąbany. To było 30 najdłuższych kilometrów w moim życiu, motocyklowym. Załącznik 57503 Załącznik 57500 Załącznik 57501 Załącznik 57502 Najechane 550km (280km off) Meru - Moyale Do 31C |
I FILM nr VIII
|
9 Załącznik(ów)
24. ''Jujujuju'' w Etiopii
09 sierpnia ''Tarmak in Ethiopia. No problem''. Ten, kto tak pisze na necie zasłużył na solidnego kopala w sam środek zadka. Najlepiej w samo kakao! Po przygodach dnia poprzedniego, tarrrka itp. nastawiłem się na relaks jazdę w Etiopii, bo przecież jest asfalt i no problem. Tymczasem droga od granicy to dziury obtoczone czymś, co kiedyś było asfaltem. Niestety wycofuję moje wczorajsze stwierdzenie, że Harleyem będzie można itd. Porysują się chromy wydechów. Jeszcze się nie szykujcie koledzy. Tam, gdzie się kończą dziury zaczynają się objazdy budowanych właśnie dróg. Zatem powrót na off. I tak 390 kilometrów. Żeby być uczciwym, pojawiła się dobra droga przez około 100km. Aczkolwiek! Objazdy i off'y zostały poprowadzone przez przydrożne wioski. Piękne miejsca! Zielono, aż w oczy kole, a przejeżdżaliśmy przez wioski z okrągłymi chatynkami pokrytymi strzechą, wtopionymi w gaje olbrzymich bananowców. Są momenty, gdzie po obu stronach tylko to widzę. Ścianę liści bananowca. Przy drodze masa ludzi, okolicznych mieszkańców. Czasami myślę, że przestrzeń przy drodze to chyba takie tutejsze centrum biznesu, kultury i spotkań towarzyskich. Mijamy w stójce zielone wioski a ''tłumy wiwatują, entuzjastycznie witają przedstawicieli kraju Piasta, pozdrawiają i ślą wyrazy sympatii'' wołając ''jujujuju (you)...money, money, money!!!''. Tak na serio ''jujuju'' było często i to chórem. Dzieciaki są niesamowite. Autentyczna wrzawa i gonitwa za motocyklami. ''Money'' też było, tylko nie tak często. Nie zliczę ile było uniesionych w górę kciuków, czy machających w pozdrowieniach łapek. Jest entuzjazm w narodzie! Załącznik 57504 Załącznik 57505 Załącznik 57506 Załącznik 57507 Załącznik 57508 Załącznik 57509 Załącznik 57510 Załącznik 57511 Załącznik 57512 W Awasa złapaliśmy jakąś przydrożną miejscówkę i nauczony doświadczeniem z poprzednich miejsc zacząłem zadawanie pytań sprawdzających wiarygodność lokum: - Jest prysznic? - Jest. - A woda? - Jest. Odkręcam kran. Nie ma. - Właśnie się skończyła, ale jutro będzie. O ciepłą już nie pytam. - Internet jest? - Jest. - A działa? - Wczoraj działał, a teraz nie. Łóżka są też fajne. - Jest pokój dla dwóch osób? Dwa łóżka w pokoju osobno. Pokazuję i mówię: - One single, two single - Yes Wchodzę do pokoju. Jedno łóżko podwójne! I tak w kółko. Taki folklor, to Afri przecież! Nawet mnie to bawi. Najechane 490km (off 390km) Moyale - Awasa Temp. do 22st.C |
18 Załącznik(ów)
25. ''Czasem słońce, czasem deszcz'' w Etiopii
10 sierpnia To było nieuniknione. Nie ma tak, że nie wjedziemy w obszar mocnych opadów. Z naszej miejscówki ujechaliśmy może 10km i spadły pierwsze krople deszczu na szybę kasku. Tych kilka kropel warto potraktować na poważnie, ponieważ po nich w kilkanaście sekund spada na ziemię fontanna wody. Tym razem byliśmy szybcy i zdążyliśmy w porę założyć nasze przeciwdeszczowe wdzianka. Przede mną krajobraz nie był specjalnie atrakcyjny. Ciężkie, nisko zawieszone deszczowe chmury. I tak do Addis Ababy I znowu ''tik taki''! Poważną wadą jazdy w deszczu i to nawet we wdzianku przeciwdeszczowym jest to, że woda ściekająca na siedzenie motka, tam się zatrzymuje. A że zbiera się jej dużo to, w jakiś magiczny sposób przedostaje się do wewnątrz wdzianka, co skutkuje tym, że cały tyłek wraz z okolicami przednimi jest umiejscowiony w misce z wodą. Przy temperaturze 12st.C jest to mało przyjemne jednak. W przyszłości coś muszę z tym zrobić! Pampersy? Za Addis trochę jakby przejaśniało i nieśmiało zaczęło przebijać się słońce. I tylko to, co widziałem z przodu trochę psuło mi pogodny nastrój. Ciemnogranatowosina ciężka chmura z widocznym, gęsto padającym deszczem. Spojrzałem na GPS. Może jakoś bokiem przejedziemy? I widzę, że przejedziemy...centralnie pod chmurą. ''Tik taki''! Dawno nie czułem na sobie takiego deszczu. Twarde, prawie jak grad, grube krople napędzane dodatkowo przez kąśliwy wiatr. Waliły we mnie tak, że czułem je na całym ciele. A przecież byłem odziany w przeciwdeszczówkę i kurtkę z cordury. Przejechaliśmy przez jedno z pasm górskich i słońce. Następne, powtórka z oberwania chmury. Następne i znowu słońce. Następne i słońce. Tak słońce! Radość! Wjechaliśmy w obszar tzw. ''Rowu Afrykańskiego''. Spojrzałem na dane z GPS'u. Wysokość ponad 3200m, a pode mną i dookoła widok na przepiękne zielone przestrzenie, góry i doliny. Wszystko wyglądało kojąco spokojnie. Zza delikatnych chmur przebijały się rozwarstwione smugi światła słonecznego. Jak z obrazka, który ksiądz daje czasami dzieciom chodząc ''po kolędzie''. Landszaft pierwsza klasa. Tylko, że ten jest obłędny i nic tylko stać i się wgapiać. Czy Etiopia, kolebka chrześcijaństwa i obraz, który sobie teraz podziwiam mógł być pierwowzorem wyobrażeń o raju? Oj, tak! Z pewnością! A droga stała się nam bardziej przyjazna. Już nie było dziur tylko winkle i widoki. Świetna jazda! Oby tak dalej! Cały czas gonimy prom. Najechane 650km Awasa - Desse Temp. do 35st.C, w deszczu 12st.C Załącznik 57513 Załącznik 57514 Załącznik 57515 Załącznik 57516 Załącznik 57517 Załącznik 57518 Załącznik 57519 Załącznik 57520 Załącznik 57521 Załącznik 57522 Załącznik 57523 Załącznik 57524 Załącznik 57525 Załącznik 57526 Załącznik 57527 Załącznik 57528 Załącznik 57529 Załącznik 57530 |
46 Załącznik(ów)
26. ''Bieda i głód'' Lalibela Etiopia
11 sierpnia Kontynuowaliśmy jazdę serpentynami podziwiając widoki i...koniec drogi. Spostrzegłem przed nami jakieś zgrupowanie ludzkie przeplatane pojazdami mechanicznymi i tyle. Nie można jechać dalej, ponieważ zawalił się most, a drugi, nowy był właśnie w budowie. Spojrzałem na rzekę. Może, jak się pomocujemy to poradzimy sobie z nurtem rzeki, kamienistym dnem i przepchniemy motocykle, choć pewności nie ma. Ciężarówki jakoś przejeżdżały, tylko busy się nie odważyły. Pojawiła się też wersja alternatywna. Ochotnicza młodzież etiopska zaoferowała pomoc we wniesieniu motków na nowy most. O wjeździe nie było mowy, ale z tym wniesieniem to nawet sprytny koncept. Kilkanaście rąk chwyciło 300kg i udało się! Byliśmy przeniesieni na drugą stronę. Kupa śmiechu! Załącznik 57531 Załącznik 57532 Załącznik 57533 Załącznik 57534 Załącznik 57535 Załącznik 57536 I tylko jedna rzecz zaburzyła mi kolorowy obrazek całej operacji. W zagadkowych okolicznościach, jedna z kieszeni mojego tankbaga została opróżniona. Chciałem z tego miejsca podziękować nieznanemu sprawcy, ponieważ bardzo mi pomógł. Od samego Cape Town nic niepokojącego w temacie kradzieży nam się nie wydarzyło. Wszędzie jest tak miło, że moja początkowa czujność dała się uśpić. Łupem sprawcy padła mokra, brudna szmata i jedna sucha szmata, taka żółta (za tą będę tęsknił) i dzięki temu zdarzeniu moja czujność wróciła. Jeszcze raz dziękuję! A mnie jeszcze trochę trzyma wizyta u Pawła w Meru. Jazda motkiem to jednak czas na różne przemyślenia. Od Pawła usłyszałem: ''Bieda to stan umysłu''. Coś w tym jest. W szczególności kojarzy mi się to z porównaniami. ''Sąsiad ma lepszy telewizor, samochód, dom i coś tam jeszcze''. Ja nie mam. Czyli jestem biedniejszy. Mówimy czasami o wyścigu szczurów. Najbardziej w korporacjach, a tak na serio to dzieje się to dookoła nas. Czy można żyć bez telewizora przykładowo? Jasne, że tak! Żeby było jasne. Nie nawołuję do ascezy i rzucania telewizorami przez okno. Tutaj mieliśmy taką oto sytuację. Ziggy kupił bułki na śniadanie. Było ich w jednym opakowaniu chyba sześć. Zjedliśmy po jednej, a resztę Ziggy dał dzieciakom czatującym obok nas. Co się działo?!!! Wojna o bułki. Ziggy ich jakoś ogarnął i każdy dostał swoją część. Jedli na zapas, bo nie wiadmo, co będzie jutro. A jutro może być GŁÓD! I jeszcze mi się przypomniało w temacie podróż Pawła o ''Into the wild''. Książka lub/i film. Obowiązkowo! Nic więcej nie zdradzam. Sami zobaczcie, o co chodzi! I tak mi się ułożyło: ''Bieda to stan umysłu, głód to stan fizyczny''. Głód może boleć, a bieda? Lepszym TV się nie najesz. Po tej refleksyjnej części wracam do relacji z dnia. ''Black market''. Tyle się dowiedzieliśmy, kiedy w Weldiya chcieliśmy zatankować paliwo. ON jest, a benzyny brak. Słabo! Przed nami była jeszcze masa kilometrów do przejechania i bez paliwa nie wyglądało to dobrze. Można powiedzieć, taka to oferta nie do odrzucenia. Pojechaliśmy zatem za chłopaczkiem, który znał miejscowego dealera i stało się. Z baniaków zatankowaliśmy po kilkanaście litrów mając nadzieję, że nasze maszyny to wytrzymają przynajmniej do Lalibela. "Czat" był w promocji. Załącznik 57537 Załącznik 57538 Piszę nowy post wsłuchując się w kazanie, które słychać w całej Lalibela. Nic nie rozumiem, ale zaangażowanie mówcy jest znaczące. Obejrzeliśmy właśnie chyba najbardziej znane miejsce w Etiopii. Starożytne kościoły w Lalibela. Chętnych zgłębiania historii tego miejsca odsyłam do Wikipedii lub gdziekolwiek w internecie. W Lalibela jest śmiesznie. Jak to zwykle bywa biali turyści budzą zainteresowanie i pojawiają się standardowe pytania. Szczególnie na początku. Tutaj jest trochę inaczej. Ludzie już nie pytają, tylko oznajmiają: ''You from Poland, Warsaw, motorcycle...''. Po miasteczku rozniosła się wieść ''o dwóch takich co...motocyklami przyjechali''. Zabawne. Załącznik 57539 Załącznik 57540 Załącznik 57541 Załącznik 57542 Załącznik 57543 Załącznik 57544 Załącznik 57545 Załącznik 57546 Załącznik 57547 Załącznik 57548 Załącznik 57549 Załącznik 57550 Załącznik 57551 Załącznik 57552 Załącznik 57553 Załącznik 57554 Załącznik 57555 Załącznik 57556 Załącznik 57557 Załącznik 57558 Załącznik 57559 Załącznik 57560 Załącznik 57561 Załącznik 57562 Załącznik 57563 Załącznik 57564 Załącznik 57565 Załącznik 57566 Załącznik 57568 Załącznik 57569 Załącznik 57570 Załącznik 57571 Załącznik 57572 Załącznik 57574 Załącznik 57575 Załącznik 57576 Załącznik 57577 Załącznik 57578 W Lalibela paliwa też nie ma. Otrzymaliśmy jednak ofertę z ''black marketu''. Cena podskoczyła do 140% za 1 litr do ceny urzędowej (urzędowa 2160 tutejszych, dla nas 5000 tutejszych). Po negocjacjach zeszliśmy do jakichś 90%, czyli około 4000. Odpada! Damy radę pojechać na tym, co mamy w zbiornikach. Jednakże w naszym lokum znalazł się bardzo uczynny Etiopczyk, który zna kogoś, kto ma to czego my pragniemy. Umówiliśmy się zatem na nocne tankowanie w cenie tylko 45% wyższej niż oryginalna (3000). Promocja! Noc, a my z latarkami lejemy paliwo do zbiorników. Wyglądało to wszystko jak jakiś spęd przemytników i kanciarzy. Generalnie, jesteśmy gotowi do podążania w stronę Sudanu. Jutro! Najechane 290km (40km off, dojazdówka do Lalibella) Dessie - Lalibela Temp. Do 26st.C |
FILM nr IX
|
:lukacz:
|
16 Załącznik(ów)
27. Co za...trzeba uważać? - Etiopia
12 sierpnia A dzisiaj. Dzisiaj nagrałem z kasku scenę, która wesoła nie była, choć trochę efektowna jest (jak dla kogo oczywiście). Wyjechaliśmy z Lalibela jak należy, czyli kilkanaście minut po szóstej. Wiedziałem już, że do przejechania mamy około 45km szutrów zanim dojedziemy do drogi głównej. Jechaliśmy w chmurach na poziomie około 3000m. Widoczność była fatalna i są momenty, że widać na nagraniu tylko białą plamę. Pomyślałem sobie, że podjadę bliżej Ziggiego, żeby chociaż czerwone światło z motka było widać. Byłem już dość blisko i wszystko potoczyło się w ułamku atomowym sekundy. Booom!!! Zobaczyłem, że Ziggy ciągnie za sobą oberwany prawy kufer. Podjechałem do miejsca, w którym kufer został zerwany i zobaczyłem leżącego osła. Biedne zwierzę. Ziggy, co widać na filmie, jechał jak należy. Środkiem prawego pasa, tylko lokalesi nie za bardzo byli przytomni, żeby upilnować zwierzę. Osiołek wyszedł na jezdnię dokładnie w momencie, w którym nadjechał Ziggy i booom! Stało się! Osiołek padł na asfalt, a ja patrzyłem, jak za Ziggim ciągnie się oderwany kufer. Całe szczęście, że nie zakończyło się to glebą. Ziggy zajął się naprawą kufra i przez jakiś czas mu asystowałem. Później dało się słyszeć płacz dziecka i poszedłem zobaczyć, jak się ma zwierzę? Już go nie było. I w sumie nie wiem, czy osiołek padł i dlatego dziecko płakało, a tutejsi szybko posprzątali ślady zbrodni? Czy może jednak wszyscy ruszyli dalej na targ? Po 30 minutach naprawy ruszyliśmy dalej. W stronę granicy z Sudanem. Szare, nisko zawieszone chmury przypominały mi o przeciwdeszczówce, ale mieliśmy dużo szczęścia, bo jakoś przeciskaliśmy się na sucho dalej. Deszcz dopadł nas 90km przed granicą. Nic to! Już się przyzwyczaiłem. Załącznik 57579 Załącznik 57580 Załącznik 57581 Załącznik 57582 Załącznik 57583 Załącznik 57584 Załącznik 57585 Załącznik 57586 Załącznik 57587 Załącznik 57588 Czy jestem białym demonem? Zacząłem się nad tym zastanawiać na poważnie, ponieważ ziściły się zapowiedziane zapowiedzi. Przejeżdżaliśmy przez wioski i osady zmierzając w stronę Sudanu i tak, jak zazwyczaj wielu lokalesów ''łapka w górę''. Ale raz na 50 przypadków zdarzyło się, że poleciały w naszą stronę kamienie, albo kije. Co do faka?! Paweł wspomniał, że podobno dzieciaki mają kładzione do głów, że biały to demon, który porywa maluchy. Może chodzi o odstraszanie demona? Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej i postanowiłem sięgnąć do mądrości ludowej w postaci obsługanta. ''Ja też tam jechałem i wybili mi szybę. To są wieśniaki, a nie wykształceni ludzie''. Uff, ulżyło mi. Nie jestem białym demonem jednak. Sporo nim nie jestem, to znaczy, że oni są ''wioskowymi głupkami''. Sorry! Cenię folklor, ale głupoty nie zdzierżę! Mieliśmy trochę szczęścia. Na granicy po stronie Etiopii byliśmy lekko przed szóstą i pogranicznicy zmierzali do finału dnia. Jednak udało się. Przeprawiliśmy się na stronę sudańską. Niestety odprawa z tej strony zajęła nam zbyt dużo czasu i zaczęło się robić ciemno. Rozejrzałem się dookoła i widoki były dość marne. Same budy z blachy i dykty postawione na klepisku. Taki przygraniczny kocioł. Niezależnie od wszystkiego podjąłem decyzję, że zostaję. Jazda po ciemku, nie, dziękuję! Byłem gotów rzucić się obok motka do snu i miałem też namiot w razie czego. Podpytałem celników o jakiś hotel lub cokolwiek z możliwością spania. Jak najbardziej taki funkcjonował tuż za rogiem. Ziggy poszedł na oględziny, a kiedy już wracał próbowałem wyczytać z jego ruchów hotelowe rokowania. Chyba nie było dobrze. Hotel to coś w rodzaju noclegowni z łóżkami postawionymi w błocie. Kilkanaście osób w jednym pomieszczeniu i...nie przeszkadzało mi to. Byłem gotów się spoziomować w takim miejscu na noc. Czujne oko celników dostrzegło jednak nasze rozterki i ku naszej uciesze pojawiła się odsiecz. ''Możecie spać u mnie w domu''. ''Serio?''. ''Tak, jestem Sudańczykiem''. Rewalacja! Motki zostały za murem u celników, a my ruszyliśmy do miejscówki. Przekroczyliśmy próg domostwa, a tam kilku chłopa. Witają nas radośnie jakby na nas czekali miesiąc. I co najważniejsze były dwa łóżka na stabilnej kafelkowanej podłodze. Byliśmy w bazie noclegowej gościnnych celników. Za moment pojawiło się jedzenie. Ichnie pieczywo z soczewicą chyba. Ulga! Mamy najbezpieczniejszą miejscówkę w okolicy. Załącznik 57589 Załącznik 57590 Załącznik 57591 Obmyłem się już i zgłosiłem gotowość do spania, ale nie dane mi było. W wiosce odbywała się ceremonia ślubna i pytanie było, czy chcemy zobaczyć? Też pytanie! Aparat, kamera w dłoń i za kilka minut byliśmy na miejscu. Na klepisku były ustawione krzesła, grajek już pomykał tutejsze przeboje na samograju, a tańce toczyły się w najlepsze. Ostra impra! Pięćdziesięciu chłopa tłoczyło się w kole podrygując każdy na swój sposób. Lekko transowo było. Spojrzałem na bufet i wszystko było jasne. Wszyscy nawaleni! I to czym? Dwutlenkiem węgla wydobywającym się z otwartej coli albo też 7up. Tylko jak to robią? Wciągają? Nie, wygląda jakby wchłaniali pijąc gazowane napoje. Ostro!!! Załącznik 57592 Załącznik 57593 Załącznik 57594 W całym towarzystwie, co mnie zdziwiło, kobiet było sztuk 3. Myślałem, że to wyłącznie męskie party, a tutaj taka niespodzianka. Nie były to Sudanki tylko Etiopki w statusie gościa. Był taki moment, kiedy zrobiło się dość niefajnie. Pojawił się jakiś zalotnik, który koniecznie chciał jedną z nich wyciągnąć na klepisko. Ona jednak nie za bardzo miała na to ochotę. Zalotnik wybrał podejście siłowe w swoich zalotach i zaczął ciągnąć ją za rękę, pchać, szarpać i czekałem tylko, kiedy chwyci ją za włosy i wyciągnie na środek klepiska. Pękła. Weszła w środek tłumu i na moment zniknęła mi z oczu. Zauważyłem ją za kilkanaście minut, jak wróciła na swoje miejsce. Przeżyła jednak, choć na specjalnie szczęśliwą nie wyglądała. Długo tam nie zabawiliśmy. Jutro ruszamy dalej w stronę Charum. Najechane 530km (45km szutrów, dojazdówka z Lalibela) Lalibela - Granica z Sudanem Temp. do 22st.C, w deszczu 10st.C |
5 Załącznik(ów)
28. Gorączka 41st.C - Sudan
13 sierpnia Zrobiło się płasko. Górzysta Etiopia zamieniła się w płaski Sudan, a my mogliśmy dzięki temu przemieszczać się dość sprawnie. Humor psuły mi tylko ''check pointy'' rozstawione gęsto na drogach. Znudzeni życiem policjanci zatrzymywali nas bardziej z ciekawości niż z potrzeby. Trochę zaczęło mnie to irytować. Ten sam zestaw pytań i odpowiedzi, a przed nami jeszcze kilkaset kilometrów. Trafił się też taki, który z wielką namiętnością spisywał dane z naszych paszportów. Spisuje i spisuje, jakby miało to jakiekolwiek znaczenie. A my stoimy i czekamy. Termometr wskazywał już 36st.C i nie było za fajnie tak stać w całym motocyklowym opakowaniu. Pot zaczął lać się ze mnie w najmniej spodziewanych miejscach. Wreszcie ruszyliśmy dalej. Trzeba czasami coś zjeść. Załącznik 57595 Załącznik 57596 Załącznik 57597 Załącznik 57598 Załącznik 57599 Pierwsze wrażenie z Chartum to dramat ulicznego ruchu. Nie ma szans na to, żeby przecisnąć się motkiem, co spowodowało, że snuliśmy się leniwie tak jak wszyscy. Na termometrze pojawiła się liczba 41st.C. Gorączka! Do tego brak tlenu, bo ze stojących w korku samochodów leciały czarne spaliny. W końcu przecisnęliśmy się do miejsca, w którym była szansa na nocleg. Jazda tutaj wyglądała jakbyśmy wrócili na off road. Klepisko z plamami błota i do tego tłum ludzi przeciskający się bez ładu. Byłem szczęśliwy, kiedy wreszcie zaparkowaliśmy. Kręciło mi się w głowie i myślałem, że za chwilę zejdę z tego świata. Cola, cukier, zimne...tego mi trzeba było! Generalnie duże miasta w podróży motocyklowej mnie nie wciągają i omijam je jak tylko mogę. W przypadku Chartum jest inaczej. W Sudanie wymagana jest rejestracja w przypadku pobytu powyżej trzech dni i można to zrobić tylko tutaj. Następne wydatki i następna papierologia. Z wydatkami nic się nie dało zrobić, ale z papierologią już tak. ''Taka Hotel'' przejął temat rejestracji na siebie za drobną opłatą. Całe szczęście, bo nie chciałoby mi się w tym upale błądzić po mieście. Wyszedłem z hotelu po 21 i nic się nie zmieniło. Gorąco jak w saunie, a powietrze też ''lepkie i gęste''. Nie ma czym oddychać, a po ciele kroplami zaczął spływać mi pot. Zarządzam odwrót. Wjeżdżamy w najbardziej gorący czas wyprawy. W Egipcie chłodniej nie będzie. Spotkaliśmy się jeszcze z Midhat'em z biura Mashansharti Travel www.tour-sudan.com. Chłopaki ciekawy biznes rozkręcili. Przeprawiają turystów z Sudanu do Egiptu na różne sposoby: promem, barką, lądem. W zależności od potrzeb i możliwości. Najbardziej oczywisty jest prom, na który my chcemy się dostać. Kursuje tylko raz w tygodniu, we wtorki i płynie z Wadi Halfa do Aswan. Jest trochę komplikacji z tą przeprawą. Przede wszystkim formalności różnego rodzaju i logistyka. Prom jest pasażerski, a nie motocyklowy. Oznacza to, że motocykle płyną osobno barką, która jak już dopłynie to odbiera się pozostawiony sprzęt. Normalnie dopływa 1-2 dni po promie, ale zdarzało się, że trzeba było czekać nawet tydzień! Nasz Midhat zaczął organizować specjalne pozwolenie na przewóz motocykli naszym promem. Trzymam kciuki, że się uda. Czasami pływają oprócz promu barki i zdarza się, że na nią też można się zakotwiczyć. Właśnie dzisiaj taka odpływa. Tylko, że my jesteśmy w Chartum, a nie w Wadi Halfa. Opowiadał też o przypadkach przekraczania granicy lądem, ale to jest poza zasięgiem zwykłego śmiertelnika. Midhat pochwalił się, że ma motocykl. Choć przyznam, że okoliczności i sposób, w jaki go nabył są makabryczne. Jakiś czas temu głośna była historia młodego Niemca, który tak jak my podróżował motocyklem. Gdzieś na pustyni wypatrzył hieny i zaczął je fotografować. Podchodził coraz bliżej, a hieny nie reagowały, aż do momentu, gdy przekroczył magiczną barierę bezpieczeństwa. Został po nim motocykl, czaszka i końcówki palców. Początkowo policja myślała, że był to napad, ale nagranie z kamery wyjaśniło wszystko. Atak stada hien! Makabryczne zdarzenie. Finalnie, nikt po motocykl się nie zgłosił. Celnicy wystawili go na sprzedaż, a Midhat stał się jego nowym właścicielem. Wracam do klimatyzowanego pokoju. Nie można wytrzymać w tym skwarze. Najechane 570km Granica Sudan/Etiopia - Chartum Temp. w Chartum 41st.C |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:46. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.