Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Polska (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=75)
-   -   SAwaRS 250 - rowerem dookoła Warszawy (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=37829)

El Komendante 08.10.2020 08:04

El`egancko Poncki!

_-aska-_ 08.10.2020 17:58

Cytat:

Napisał Poncki (Post 700548)
Kim jest / był Adam Czaus niestety nikt nie wie :(

No jak nie wie, jak wie? "Stacje obsługi, mechanicy", Gdynia :D

Poncki 09.10.2020 17:57

Cytat:

No jak nie wie, jak wie? "Stacje obsługi, mechanicy", Gdynia
Faktycznie, nie zauważyłem.
Być może grobla to fundament pod warszawski oddział...

Poncki 13.10.2020 00:43

10 Załącznik(ów)
Po przejechaniu 110 km musieliśmy zacząć myśleć o noclegu.

Nieodłącznym elementem każdej wyprawy są noclegi w plenerze. Powszechnie wiadomo też, że znalezienie dogodnej lokalizacji graniczy czasem z cudem. Zwłaszcza gdy poruszamy się w nieznanym i nieprzyjaznym terenie. A to zabudowania, a to kamieniste podłoże, brak wody lub brak opału. Jak jest wszystko, to są komary, jak nie ma komarów, to logistyk zapomniał browarów. Zawsze coś...

Ponieważ nasza wyprawa została sklasyfikowana jako "przedsięwzięcie mikro" wszystkie powyższe niedogodności nas dotknęły. Ich znaczenie było jednak proporcjonalnie mniejsze niż w przypadku "wypraw prawdziwych" (czymkolwiek one są...).

Nocleg był elementem niezbędnym i bardzo ważnym w kontekście realizacji założeń (odsyłam do pierwszych postów). Szukaliśmy sposobu na sprowokowanie pewnej spontaniczności. Przy sztywno wytyczonej trasie było to dosyć trudne. Zdecydowaliśmy, że ruszymy z przypadkowego miejsca (trasa stanowi pętlę) i nocleg będziemy musieli zorganizować tam, gdzie rzuci nas los. Oczywiście najzabawniejsze jest to, że w każdym momencie mogliśmy wsiąść w autobus i w 40 minut być w domu :D Z jednej strony dawało nam to komfort psychiczny, ale z drugiej zmusiło do walki z pokusą powrotu. Zabrakło tyci, tyci :p

Nieoczekiwanym problemem okazały się komary. Trafiliśmy na taką plagę, że nie dało się wytrzymać. O swobodnym siedzeniu na ławce nie było nawet mowy. Zdecydowaliśmy się przeprowadzić debatę noclegową. Jedynym względnie bezpiecznym miejscem okazała się kładka nad Wisłostradą.

Załącznik 100996

Dopiero w trakcie przeglądania zdjęć zauważyłem napis na glebie: „Mój jest ten kawałek chodnika, nieeee mówcie mi więc co mam pisać”. Pewien jestem, że wtedy nikt z nas nie myślał o pisaniu. Każdy z nas chciał jednak wykrzyczeć: PIĆ! JEŚĆ! SPAĆ! KOMARY SPIER-DA-LAĆ!!!

Na miejsce noclegu wybraliśmy lasek przy wylocie na Łomianki. Do celu prowadziły dwie dogodne drogi. Jedna w większości asfaltowa (bardzo szybka) i druga szutrowa nad samą Wisłą (bardziej klimatyczna).

W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że przejechane 110 kilometrów po mieście może być nieopatrznie odebrane jako dystans bardzo przeciętny. W praktyce cały dzień byliśmy w ruchu. Przedzieraliśmy się przez chaszcze, dźwigaliśmy rowery po schodach, przeprawialiśmy się przez rowy melioracyjne, nasypy kolejowe i inne przeszkody. Zasadniczo… byliśmy wyjebani w kosmos jak Mario Bros!

Dlatego też zdecydowaliśmy się na trasę trzecią, o której istnieniu sobie przypomniałem. Była najkrótsza. To jest właściwy moment, żeby czytelnik przypomniał sobie najbardziej spektakularne przygody związane z wybraniem trasy najkrótszej.

Załącznik 100997

Latarnie skończyły się bardzo szybko, jednak ścieżką wytyczony był szlak pieszy, oznakowany dosyć dobrze. Ponieważ do pokonania mieliśmy tylko krótki odcinek, nie chciało nam się wyciągać latarek z otchłani sakw. Pulsacyjne światełko sygnałowe musiało wystarczyć. I zapewne wystarczyłoby, gdyby nie fakt, że ktoś ogrodził swoją rezydencję jebutnym płotem i tym samym szlak zdematerializował się. No ale przecież nie będziemy się wracać!
Z rowerów zeszliśmy już wcześniej. Do pokonania mieliśmy półkilometrowy odcinek. Niby mało. Tyle, że po stromym zboczu i bez ścieżki. Zaczęły nam się ześlizgiwać zadnie części rowerów (te z ciężkimi sakwami). Wyratowanie kół przednich powodowało, że poruszaliśmy się jak motocykle żużlowe. Kiedy opanowaliśmy tę sztukę, los rzucił nam kłody pod koła. Brakowało tylko wiejskich kundli podgryzających nam łydki. Ich rolę przejęły pokrzywy, do spółki z komarami.

Wszystko to sprawiło, że na nocleg przybyliśmy w humorach względnie złych.

Załącznik 100999

Uświadomiliśmy sobie także, że nie mamy piwa… No ale od czego jest CPN?! 25 minut pedałowania w dwie strony i humory nam wrócą. No jasne, że warto!

Załącznik 101000



Tak więc ciśnienie zeszło ze mnie ostatecznie. Pozostało wziąć głęboki oddech i cierpliwie czekać.

Załącznik 101001

W końcu około godziny pierwszej zasiedliśmy do wspólnej kolacji. Szybko okazało się, że moje piwne podboje skończą się na jednej puszce. Otwarcie drugiej było symbolem podjęcia wyzwania, jednak znalazłem ją pełną i rozgazowaną o poranku.

Załącznik 101002

Nocleg zwyczajowo kojarzy się ze snem, jednak w tym przypadku był on tylko chwilowym luksusem. Sakwy miałem wypełnione po brzegi, dlatego zrezygnowałem z namiotu na rzecz hamaka. W trakcie pakowania okazało się, że to nie wystarczy i w odstawkę poszedł także śpiwór. Na konsekwencje nie trzeba było długo czekać. Komary w trybie ekspresowym dobrały się do mnie i zaczęły kąsać bezlitośnie. Jedynie szczelne zawinięcie hamakowego kokonu dawało jako taki komfort. Cóż z tego, skoro zaraz po zaśnięciu moja dłoń odpuszczała i hamak ponownie stawał się areną krwawej walki.

Noc udało nam się jednak przetrwać, a kolejnego poranka przywitała nas piękna pogoda.

Załącznik 101003

Duch w zespole podupadł jednak i trzeba go było czym prędzej odbudować.

Załącznik 101004

A przecież nic tak nie budzi do życia, jak pożywne i bogate w witaminy śniadanie.

Załącznik 101005

Konsumował także fotograf, któremu zawdzięczamy zdjęcia z momentów, w których nikt o pstrykaniu nie myślał.

Załącznik 101006

Czemu obraca mi foty, nie wiem.
Przyjmijmy, że jest to symbol człowieka na poziomie.

_-aska-_ 20.10.2020 15:32

Się czeka na dalsze losy oraz się poleca na przyszłość
https://a.allegroimg.com/s512/06365a...oducenta-42792

Poncki 23.10.2020 16:19

Chłopaki się psikali co pół godziny, a ja wcale.
Byliśmy tak samo pogryzieni, a ja oszczędziłem na browar :)

Dużymi krokami zbliżamy się do końca relacji.
Jeśli jednak w przyszłości pojawi się coś ciekawego w temacie to myślę, że coś skrobnę.
Tymczasem jest to ostatni moment aby udzielić odpowiedź na pytanie:

Co znajduje się w sakwach?!

_-aska-_ 26.10.2020 17:51

Wiosła?

Ale koledzy właśnie muggi używali i nie pomogła na tych paskudnych krwiopijców?

Poncki 27.10.2020 01:33

9 Załącznik(ów)
Cytat:

Napisał _-aska-_ (Post 702717)
Wiosła?

Całkiem ciekawa teoria!

Tymczasem dzisiaj w Warszawie zaobserwowano wzmożony ruch.
Chyba jakiś mecz na Narodowym... ?!

Załącznik 101250

Kibiców było sporo więc podstawili najdłuższy tramwaj

Załącznik 101256

i najdłuższy autobus

Załącznik 101248

Kibole jak to kibole...

Załącznik 101251

Załącznik 101252

A reszta rozsiadła się na trybunach

Załącznik 101249

Załącznik 101253

Załącznik 101254

Jeden motorniczy się wkurwił, że nie wróci do zajezdni na fajrant i porzucił tramwaj na Marszałkowskiej...

Załącznik 101255


Poncki 27.10.2020 21:54

1 Załącznik(ów)
Cytat:

Napisał _-aska-_ (Post 702717)
Wiosła?

Wracając jeszcze do noclegu...

Rozkładaliśmy się w ciemnościach i jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, poranek był zagadką. W nocy wyobrażasz sobie piękna łąkę, a po porannym wyjściu z namiotu owszem wita cię soczysta trawka, jednak urozmaicona tajemniczym hasłem "PAZI MINA". To oczywiście klimaty bałkańskie :)

Warszawiaków takie klimaty nie dotyczą. Swoje miny wyzbieraliśmy dawno temu. Trochę gorzej jest z tymi łąkami, ale też się znajdą. W takich miejscach ludzie zbierają się, żeby uprawiać sport najdalej od gwaru miasta, jak to tylko możliwe.

Ostatnio jakaś dama w ledżinsach z trzema paskami wyszła na dżoging do Lasku Młocińskiego, a jej późniejsze zeznania wyglądały mniej więcej tak:

A więc, jak już mówiłam, tego dnia wyszłam na poranny dżoging. Jak co niedziela zresztą. Był ciepły letni poranek, a komary nie dawały się zbytnio we znaki. Szczególnie, że ciągle byłam w ruchu. To nie był mój dzień. Wypiłam co prawda koktajl z grejpfruta i awokada, ale siły nie miałam wcale to a wcale. Nogi plątały mi się, a ręce bezładnie opadały ku ziemi. Musiałam wyglądać jak jakaś pokraka.

Jak co weekend wybrałam ścieżkę dydaktyczną. Biegnie się tam po ubitym leśnym dukcie. Po drodze przygotowane są różne takie przyrządy do robienia fikołków, skłonów i innych wygibasów. Nie korzystam z nich, ale bardzo mi się one podobają. Dzięki nim wiem gdzie jestem i ile muszę jeszcze przetuptać, żeby był równy kilometr.

Opadałam już z sił całkowicie, kiedy z lasu wyskoczył ten pokrak. Czego chciał nie wiedziałam, jednak przez myśl przeszło mi, że swój do swego ciągnie. Ale ja się tak wystraszyłam, że moc niecodzienna wstąpiła w me ciało i wielkimi susami zaczęłam oddalać się od niego. Tego pokraka w sensie.

On był straszny jakiś. Letni poranek, a on ubrał wełniane skarpety i nałożył kaptur. Wyszedł nieoczekiwanie z za drzew i przez ułamek sekundy nasze spojrzenia spotkały się. Miał w oczach ogień, był wściekły i żądny krwi. Ja już czytałam o takich zboczeńcach w okolicy. Nie ma z nimi żartów.

Najgorsze było jednak to, co trzymał w rękach. Aż mnie ciarki przeszły. Środek lasu, a on po zaroślach z łopatami do pizzy biega. Nawet nie chcę myśleć co chciał mi zrobić.

Załącznik 101270

Ale życiówkę na kilometr - wykręciłam!

_-aska-_ 29.10.2020 13:55

Cytat:

Napisał Poncki (Post 702763)
Całkiem ciekawa teoria!

Na zdjęciu z hamakami leżą pod drzewem. Czy też leży, bo chyba składają się w jedno dwustronne ;) Teraz z kolei pojawia się następna zagadka - czy wrzucenie tego zdjęcia było celową wskazówką czy tylko przeoczeniem?:dizzy:

Natomiast wersja z łopatami do pizzy bardziej mi się podoba. Lubię pizzę. Pizza to dobro.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:46.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.