![]() |
Pętelka po Azji Mniejszej [Maj-Czerwiec 2011]
1 Załącznik(ów)
Diabeł zna tylko jedno słowo i jest nim "ale". Czujesz wewnętrzny ogień, który pcha Cię do czegoś niewiarygodnego, czegoś co spowoduje, że będziesz promieniował szczęściem i nagle atakują Cię wszystkie "ale". Te "ale" zawsze się znajdą. Możesz być za gruby lub za chudy, za stary lub za młody, zbyt zmęczony lub zbyt wypoczęty. Gdy się nie poddasz i zaczniesz realizować swoje marzenie czeka Cię jeszcze jedno wielkie ale. Ale jesteś egoistą! Jak zaczynasz być silnym i wolnym człowiekiem to oskarżenie o egoizm jest tak nieuniknione jak chlapnięcie przy skoku do wody.
Fabian Błaszkiewicz SJ Uczestnik: Tomek (Mech&Ścioła), lat 35. Motocykl: Honda NX650 Dominator, 14 letnia. To mój pierwszy motocykl, mam go 4 rok i z każdym nawiniętym kilometrem darzę go większą sympatią. Dotychczas razem przejechaliśmy 34 000 km. Wspaniała maszyna! Cel: Podróż, która jest dla mnie spotkaniem. Jestem gotowy na spotkanie z drugim człowiekiem i z samym sobą, z inną kulturą, przyrodą i przygodą. Jestem otwarty na ludzi i okoliczności. Chcę otrzymać radość i dać ją innym, często bez słów, w czasie jazdy, przez pozdrowienie podniesioną ręką. W pojedynkę, lecz przecież nie samotnie. Jest ze mną wiele osób, które wysyłają mi dobre myśli. I ja o nich często myślę. Paradoksalnie, poprzez rozłąkę czuję, że mogę być bliżej nich. Geneza podróży: Pomysł na tę podróż powstał w zeszłym roku podczas motocyklowego wyjazdu Ukraina – Rumunia, razem z dwoma kolegami. Już wtedy wiedziałem, że w przyszłym roku pojadę sam jeden (jak palec:). Przez jesień i zimę planowałem Bliski Wschód, lecz ze względu na dość niepewną sytuację polityczną, ostatecznie stanęło na Turcji, czyli Azji Mniejszej. Lubię tę nazwę, bo jej pierwszy fragment wydaje się egzotyczny, a drugi, bo... jestem raczej podróżnikiem mniejszej rangi. Tak więc: „Pętelka po Azji Mniejszej”. Rodzinę zostawiam w domu na 16 dni (20 maja – 4 czerwca 2011) Renata, kochana Żono, dziękuję Ci za wyrozumiałość! |
Zrobiłem sobie kawę, zasiadłem wygodnie w fotelu, ogłosiłem wszem i wobec, ze będę strasznie zajęty i...zobaczyłem drzewo
|
Wstęp niezły... Cos czuję, że będzie ciag dalszy sączony łykami jak wytrawne wino...
|
Cytat:
|
Tomek dawaj,dawaj,podobnie jak Bajrasz :) zrobiłem sobie kubeł gorącej herbaty z prawdziwym miodem :D rozsiadłem się na narożniku i ....szybko się skończyło rozpoczęcie,będę czekał cierpliwie na następne części oby nie za długo ;)
z moich wyliczeń wychodzi,że Masz marianoitaliano ;) znaczy się RD08 ja latam na 17 letniej RD02 pozdrawiam :zdrufko: dużo fotek poprosze ewentualnie link do galerii, jeśli się da |
:lukacz:
|
Kawy wystygły, popkorn się kończy, trzy godziny minęły a tu dalej tylko drzewo!! ?? Zapodaj coś więcej kolego na dobranoc, lud czeka.
|
:lukacz:
|
Przebieg trasy
1 Załącznik(ów)
Dziękuję za słowa zachęty!
Postaram się regularnie pisać - w stosunku 1:1, czyli wydarzenia dotyczące jednego dnia podróży opisywać codziennie wieczorem. Trasa podróży, którą przebyłem: |
DZIEŃ 1 – 20 maja, piątek
3 Załącznik(ów)
Załącznik 26478
Nawet nie przypuszczałem, że będzie mi tak trudno rozstać się z rodziną. Jeszcze nie wyjechałem, a już tęsknię. Mam nadzieję, że to jednak szybko przejdzie:) Wstaję o 5.30, śniadanie itp., pomiar ciśnienia w oponach, ładowanie rzeczy na motocykl. W porównaniu z zeszłym rokiem – mam ok. 30% mniej bagażu:). Aż trudno mi uwierzyć, że spakowałem wszystko co koniecznie. Przed 7.00 mój 4,5-letni syn Dominik jest już po śniadaniu i „pomaga” mi przy motocyklu w pakowaniu. Regulacja naciągu łańcucha i odwożę Go do przedszkola. Pierwszy przystanek – Sulisławice. Ze 2 kilometry stąd jest miejsce, do którego jestem bardzo przywiązany. Nie mogłem nie wstąpić. Załącznik 26479 Kelner właśnie przyniósł mi herbatę i do niej: ćwiartkę cytryny, miód w małym plastikowym pojemniczku, 2 kostki cukru i jednego cukierka. Fajnie! Jest 15.26, siedzę w słowackiej knajpie, ok. 50 km za przejściem granicznym, przed Prešov, i czekam na zamówioną rybę z frytkami i surówką. Przypomniałem sobie, że Słowacja nie jest droga, posiłek kosztował mnie niecałe 5 eurobaksów. O rany! Jest pięknie! Żadnych komarów, żadnych ludzi, tylko węgierska puszta. Jestem pośrodku niczego! Jedynie na horyzoncie widzę te charakterystyczne betonowe stodoły. Nie było jednak łatwo wydostać się z autostrady i tu trafić. Z jednej i drugiej strony niekończące się ogrodzenie, to był dopiero nakład drogi! Załącznik 26480 Pozycja noclegu wg gps: N47˚41΄49,71΄΄ E21˚17΄56,20΄΄ Najbliższe miasto: Hortobágy, HU Dystans dzienny: 660 km Dystans skumulowany: 660 km |
Zapowiada sie ciekawie, nie skąp Waść słów ani fotek!
|
DZIEŃ 2 – 21 maja, sobota
15 Załącznik(ów)
Załącznik 26520
Dobrze mi się spało! Gdy już się zbierałem minęła mnie trójka dzieci z dziadkiem na rowerach, jechali w kierunku tych stodół, pastuszkowie. Załącznik 26521 Ale ci Węgrzy jeżdżą! Jak dozwolone 50 km/h, to jadą 50 i ani krzty więcej. Dla mnie, Polaka i Warszawiaka o dosyć żywym usposobieniu węgierski styl jazdy był szkołą cierpliwości. Poza tym nie widziałem rowerzysty bez kamizelki odblaskowej. Wyższa kultura! Na granicy węgiersko-rumuńskiej tak szybko poszło, że omal nie zdążyłem wyciągnąć paszportu;) Załącznik 26522 Do Satu Mare docieram przed południem. Załącznik 26523 Wymieniłem 200 eurobaksów na RON i zjadłem wczesny obiad. Frytki, sznycel i surówka za 32 RON. Potem kieruję się na północny-wschód, do oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów słynnej miejscowości Săpânţe w regionie Maramuresz. Załącznik 26524 Odwiedziłem „Wesoły cmentarz”. Śmiać mi się chciało rzeczywiście, w głowie już zacząłem sobie robić jaja:D, wyobraziłem sobie, że te charakterystyczne infantylne malunki opowiadają o tym jak zginął dany człowiek, zamiast o tym – czym się zajmował. Załącznik 26525 Poniżej widzimy człowieka, który wpadł pod pociąg oraz innego, który zmarł nagle podczas jazdy konno... Załącznik 26526 ...i nieszczęśnika, który wpadł pod autobus. Załącznik 26527 Ta pani chyba tak wszystkich kochała, że żywcem poszła do nieba Załącznik 26528 Mój dobry nastrój prysł jednak dość szybko, bo oto nadciągnęła wycieczka rumuńskich uczniów, którzy zaczęli pozować do zdjęć wchodząc i kładąc się na nagrobkach. Jadę dalej. Załącznik 26529 Lubię tę zieloną Rumunię i jej ludzi w mijanych wioskach. Są życzliwi i serdeczni, pozdrawiamy się rękami. Spędzają czas siedząc na ławkach przed swoimi domami, patrząc raz w jedną, raz w drugą stronę ulicy. Załącznik 26530 Załącznik 26531 Noc spędziłem na skraju lasu, pomiędzy połoninami, Załącznik 26532 Które rano wyglądają malowniczo. Wcale nie chce mi się stąd odjeżdżać. Załącznik 26533 Załącznik 26534 Pozycja noclegu wg gps: N46˚38΄02,40΄΄ E24˚39΄39,86΄΄ Najbliższe miasto: Sangeru de Padure, RO Dystans dzienny: 486 km Dystans skumulowany: 1146 km |
DZIEŃ 3 – 22 maja, niedziela
7 Załącznik(ów)
Załącznik 26550
Po spakowaniu, siadam na pieńku i włączam empetrójkę. Zasłuchuję się o niezwyciężonym Plastrze Miodu Samsona, wszak wciąż mamy maj. Przez 20 minut wypełniają mnie całego organy, śpiew, radość i całkowita ufność. To był dzień jazdy. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do Bułgarii i udało się. Był to też dzień przebierania. Rumunia płakała rzewnymi łzami gdy ją opuszczałem. Dwa razy się ubierałem-rozbierałem z przeciwdeszczowych „kondomów”. Lecz wcześniej pięknie się jechało! Droga DN17 jest piękna! A Rumunia taka zielona! Załącznik 26551 Posiłek w jednej z wielu przydrożnych mordowni. Jedzenie nieszczególne, lecz przynajmniej ciepłe. Załącznik 26552 Napis na tablicy ogłasza: „viaductul Cârligul Mic” Załącznik 26553 W Giurgiu w Rumuni, tuż przed granicą z Bułgarią byłem około 18.00. Załącznik 26554 Zrobiłem zakupy w Kauflandzie i usiadłem na parkingu koło motocykla, żeby zjeść. Jak zwykle, pełno bezpańskich psów, tylko czekających na jakiś ochłap. Psy rumuńskie są chyba najsmutniejsze na świecie. Zabiedzone, skołtunione, wiecznie bojące. Bezbłędnie odczytują każdy gest człowieka, nieraz dostawały w skórę. Jeden z nich miał zakolczykowane ucho, zupełnie jak unijna krowa. Strzeliłem im fotę i już po chwili wyrósł jak spod ziemi jakiś tajniak, sekuritas. Pokazał legitymację, spytał co fotografowałem, bo to teren prywatny. Przypomniała mi się wtedy afera sprzed kilku lat w Polsce, w centrum handlowym w Jankach. Tam klienci też nie mogli robić zdjęć. Pokazałem zdjęcie psów czekających cierpliwie na jedzenie. Pan okazał wyrozumiałość i wyjaśnił, że ten z kolczykiem na uchu jest po sterylizacji. - They are free – stwierdził filozoficznie. Załącznik 26555 Na przejściu granicznym Giurgu – Ruse nikogo. Wszyscy ciągną w drugą stronę, do Rumunii. Odprawa zajęła celnikom 15 minut. Wieczorem wreszcie się „wykąpałem”, cały, łącznie z głową!:) Zużyłem na to 1,3 litra wody z butelki. Jak pomyślę, ile wody marnuję normalnie podczas prysznica w domu, to włos się jeży na głowie. Poza tym jest to z reguły ciepła woda. Podczas tego wyjazdu ani razu nie zatęskniłem do ciepłej wody. Jak niewiele potrzeba człowiekowi w podróży! Załącznik 26556 Pozycja noclegu wg gps: N43˚39΄56,15΄΄ E26˚09΄20,17΄΄ Najbliższe miasto: Picaнeц, Beтobo, BG Dystans dzienny: 504 km Dystans skumulowany: 1650 km |
DZIEŃ 4 – 23 maja, poniedziałek
12 Załącznik(ów)
Załącznik 26610
Nocleg był fajny, ale ta kiełbasa z kauflandu szczyściła mnie jak misia po kalafiorach! Musiałem zwlec się o 3.20 i pójść w krzaki:(. Podróż przez Bułgarię do granicy. Jadę, patrzę i myślę. Mało samochodów, drogi słabiutkie, niektóre tragicznie dziurawe, jak na Ukrainie. Biedota. Wsie i miasta po prostu ohydne! Za to dużo lasów i upraw, winogrona itp. Bardzo dużo ludzi na polach pracuje własnymi rękami i prostymi narzędziami (motykami) jak w XVII w. Widziałem ze 2 traktory i koniec. Załącznik 26611 Jadę drogą chyba ostatniej kategorii i wjeżdżam do wioski pod groźną nazwą Generał Inzovo. Załącznik 26612 Moją ciekawość wzbudziły szyby sklepu, całe wyklejone klepsydrami. Niektóre mają już po kilka lat, prawie wszystkie zawierają, oprócz standartowych informacji, również zdjęcie zmarłej osoby. Załącznik 26613 Jakoś mi tu dziwnie. Jadę dalej i moim oczom ukazuje się piękny widok makowej łąki. Załącznik 26614 Jest też biało-czerwony motyw. Załącznik 26615 Zostawiłem motocykl na poboczu i pognałem z aparatem w tę łąkę. Porobiłem zdjęć, odwracam się w kierunku drogi i motocykla i widzę niebanalnej wielkości dźwig. – Ocho! – myślę sobie, to jest właśnie to coś głupiego, co zaraz zrobię! Wlezę na samą górę i stamtąd to dopiero natrzaskam fajnych fotek:D. Podjechałem i mina mi trochę rzednie, bo teren ogrodzony, psy szczekają, z daleka wydawało mi się, że to opuszczony złom. No, ale nic. Gaszę silnik, z budki wychodzi cieć. Zagaduję i widzę, że sympatyczny gość. Mówię skąd się wziąłem i dokąd zmierzam, i że po prostu muszę tam wleźć! A on, że nie, bo jak się szef dowie, to go wywali. Próbuję jeszcze przekupstwem, ale sam w to nie wierzę. – Dam 10 eurobaksów! – Nie, nie mogę. – odpowiada i na otarcie łez przynosi mi zielonych, ale całkiem smacznych śliwek. Fajne spotkanie, ja rozbawiłem jego, a on mnie. Załącznik 26616 O mały włos zabrakłoby mi dziś paliwa w Bułgarii. Oczywiście, dla uspokojenia siebie samego (pamiętam z relacji Beddiego, jego kłopoty z wachą na tureckiej autostradzie), a także żeby moja wyprawa wyglądała bardziej poważnie, zabrałem z Polski kanister na paliwo, ale w tej najpotrzebniejszej chwili był pusty:dizzy:. Zresztą nie miałem okazji podczas całej podróży ani razu go napełnić, o czym napiszę w dalszej części. Pomiędzy miasteczkami Jambol i Svilengrad dojrzałem na mapie wieś o nazwie Polski Gradec, do której moje patriotyczne serce zapragnęło dotrzeć. Niestety, od dłuższego czasu jechałem już na oparach. Bak mojej dominatorki ma pojemność 15 litrów i na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy udało mi się przejechać na tej ilości paliwa 218 – 220 kilometrów. W końcu jest, stacja benzynowa. Niestety, bardzo podrzędna, jakiś nieprzyjemny babochłop z pogardą popatrzył na moją Visę. Bułgarskich lewych nie mam, planowałem przejechać ten kraj kupując jedynie benzynę na (porządnych;)) stacjach benzynowych. – Może sprzeda mi pani za rumuńskie leje? – pytam z nadzieją w głosie. W zamian otrzymuję tylko lekceważący uśmiech. – No dobra, a euro? Jedno euro, jeden litr paliwa, ok? – pytam. – Nie ok.,2 euro za litr. – O pani, toż to rozbój w biały dzień – mówię, a myślę, że tyle to będę płacił już niedługo w Turcji. Miałem w portfelu tylko 1,5 eurobaksów monetami, resztę banknoty, najmniejszy 50. W końcu dostałem ten litr upragnionego paliwa za 1,5 euro, odmierzonego co do ostatniej kropli i odjechałem w siną dal. Gdy szczęśliwie dotarłem do następnej stacji benzynowej, licznik wskazywał przejechane 246 kilometrów, a w baku zmieściło się 14,64 litra świeżutkiej benzynki. Załącznik 26617 Jest 16.10, siedzę w jakiejś mordowni 4 kilometry od przejścia granicznego BG-TR w Kapitan Andreevo. Udko kurczaka pływa w zupie, przede mną jeszcze stos ćwiartek pomidorów + ser + cola. Dużo i nadspodziewanie smacznie za 5 eurobaksów. Załącznik 26618 Przejście graniczne z Kapitan Andreevo (BG) do Edirne (TR) poszło bardzo sprawnie, zero ruchu, 20 minut, wiza za 18 eurasów i jestem. Kilka kilometrów dalej zatrzymuję się, żeby strzelić fotę jakiegoś mostu będącego „under construction”. Po chwili zatrzymują się dwaj kolesie na skuterze i pytają czy wszystko w porządku, czy nie potrzebuję pomocy. Pierwsze kroki na tureckiej ziemi i od razu tak miło! Załącznik 26619 Ale wspaniały nocleg! Zjechałem tylko z głównej drogi prowadzącej do Çanakkale, około 10 km za Keşan, w prawo do lasu. Zjazd był dosyć karkołomny, celowo utrudniony, żeby samochody z niego nie korzystały. Droga szutrowa po kilkudziesięciu metrach zmieniła się jakby w wyschnięty żleb, koryto rzeki. Później domyśliłem się, że są to specjalne pasy p-poż, zapobiegające przedostaniu się ognia z jednej do drugiej części kompleksu leśnego. Po 300 metrach droga (pas p-poż) zaczęła gwałtownie się nachylać. Zatrzymałem motocykl i poszedłem zbadać teren. Załącznik 26620 Jakieś 150 metrów niżej – strumyk! Wkoło sosnowy las:). Już wiem, że będę tu spał! Wdrapałem się z powrotem do motocykla i aż się zziajałem, tak było stromo. Wolniutko i ostrożnie zjechałem na dół. Po kąpieli i praniu wracam do namiotu, zdążyło się już zrobić ciemno. Patrzę, a tu cała armia latających wojowników! Robaczki świętojańskie! Ale super! Załącznik 26621 I tak leżę w nocy na suchym igliwiu i przez zdefoliowane korony sosen obserwuję gwiazdy na niebie:D. Jest zupełnie cicho, nawet ustał ruch samochodów na pobliskiej szosie. Nie ma wiatru, komarów i żadnych zmartwień. Trwaj chwilo! Przypominam sobie jedną piosenkę i wlewam ją sobie do uszu. „Niektórzy czują ciągle nienormalny żar i życie im szybciej płynie i płonie...”. Dubska, Barcelona. Przechodzą mnie ciarki! Pozycja noclegu wg gps: N40˚42΄40,60΄΄ E26˚44΄27,12΄΄ Najbliższe miasto: Yerlisu, Keşan, TR Dystans dzienny: 513 km Dystans skumulowany: 2163 km |
fajnie,fajnie :D
Cytat:
|
To prawda, w takim tempie do zmiany oleju pozostają ze 3 dni...
Zmiana będzie, ale trochę poźniej:) |
DZIEŃ 5 – 24 maja, wtorek
19 Załącznik(ów)
Załącznik 26661
Wstałem dziś rekordowo wcześnie, o 6.30 (w Polsce to dopiero 5.30). Zagotowałem wodę ze strumyka dodałem płatki owsiane i kostkę knorra. O rany, nie mogłem tego zjeść! Załącznik 26662 Dojechałem do promu i za 8 TL przeprawiłem się przez Cieśninę Dardanele do Azji Mniejszej. Ale fajnie! Załącznik 26663 Załącznik 26664 Po drugiej stronie znajduje się miasto Çanakkale. Tutaj wymieniłem gotówkę, zjadłem kebaba i dojechałem do legendarnej Troi. Trochę się nią rozczarowałem, sam nie wiem czego się spodziewałem. Załącznik 26665 Dużo ludzi, trochę ruin, no i ten drewniany koń, któremu przecież i ja musiałem pstryknąć fotę. Załącznik 26666 Spotkałem tu brytyjskich emerytów podróżujących na swoim wielkim szosowym BMW. Są 16 dzień w podróży i już wracają do domu. Załącznik 26667 Rozmowa z tą starszą panią trochę mi jednak otworzyła oczy i pozwoliła zachwycić się tym starożytnym dziełem człowieka. Stwierdziła mianowicie, że niesamowite jest to, że te tysiące lat później człowiek wciąż używa tej samej techniki w budownictwie, przecież z cegieł buduje się powszechnie również obecnie. I mimo ogromnego postępu cywilizacyjnego, niektóre rzeczy są niezmienne. Potem przeczytałem, że pierwsze zabudowania Troi zaczęły powstawać 3000 lat BC... Na budynku jedyne graffiti, które widziałem w Turcji. Załącznik 26668 Turcy są chyba mistrzami w załadunku samochodów i jednocześnie w olewaniu wszelkich norm:) Załącznik 26669 Obiad przy trasie. Gumowate mięcho, ale za to pełno surówek. Cena mnie ścięła: 17 TL! Załącznik 26670 Załącznik 26671 Załącznik 26672 Spotykam jadącego przede mną „barana”:) Załącznik 26673 Po raz pierwszy zatrzymała mnie też policja. Byłem trochę przejęty, bo rzeczywiście jechałem koło stówki, może ciut mniej. Ale szybko się okazało, że to rutynowa kontrola, sprawdzają wszystkich pod kątem posiadanych uprawnień. Każde kolejne spotkanie z panami policjantami było bardziej przyjemne. Nigdy nie widziałem, żeby turecka policja używała „suszarki”. Załącznik 26674 Załącznik 26675 Niezły wybór terminali! Podczas całej podróży tylko 2 razy się zdarzyło, że moja karta nie chciała działać. Załącznik 26676 Za Izmirem (ale wielkie miasto! :dizzy: Jechałem 3 pasmowym tunelem długości co najmniej 2 km.) wjeżdżam na autostradę. Przy bramkach żywej duszy. Same bramki zachęcająco sterczą otwarte, ale widzę, że trzeba mieć specjalne karty zbliżeniowe. Pytam kogoś co robić, a on pokazuje budynek stojący po drugiej stronie. Musiałbym przeleźć przez barierki. Olewam to i wjeżdżam, będę się martwił przy wyjeździe. Po kilkudziesięciu kilometrach zajeżdżam na stację Shella. Podczas tankowania pytam kolesia o płatność za autostradę. – Nie ma problemu, możesz kupić tę kartę u nas na stacji – mówi. Kupiłem, 7 TL. Załącznik 26677 Dzisiejszy nocleg było trudno znaleźć. Wszędzie tylko góry i doliny, za cholery prostego kawałka miejsca. W okolicy brak właściwie lasu, który znamy u nas, tylko jakieś niewysokie zarośla i różne plantacje. Tak więc zjechałem z głównej drogi na bardziej podrzędną, potem na szutrową, potem trafiła się droga nieuczęszczana, zarośnięta trawą i kończąca się skleconą z patyków furtką. – Chyba to jest to, czego szukam – pomyślałem i otworzyłem „bramę”, przejechałem jeszcze 200 metrów i rozbiłem namiot na tej drodze. Załącznik 26678 A 50 metrów dalej droga zakończyła się „placykiem”, na którym stoła wanna pełna wody:D. Do wanny prowadził szlauch, biegnący z gór i nieustannie doprowadzający wodę dla zwierząt. Wkoło pełno suchych krowich placków, ale nie zwracam na nie większej uwagi. Załącznik 26679 Czysty i pachnący, już po kąpieli zachwycam się zapachem lawendy, rosnącej wokół mnie. I tylko dzwonki na szyjach owiec lub krów (nie widziałem ich) nie pozwalają mi długo zasnąć. Co jakiś czas mam wrażenie, że są tak blisko, że przejdą przez środek mojego namiotu. Pozycja noclegu wg gps: N37˚54΄27,64΄΄ E27˚21΄11,17΄΄ Najbliższe miasto: Acarlar, Selçuk, TR Dystans dzienny: 509 km Dystans skumulowany: 2672 km |
dobre!
:lukacz: |
świetne!
|
Cieszę się, że Wam się podoba!
Z tym wiekszą ochotą jadę dalej:) |
DZIEŃ 6 – 25 maja, środa
24 Załącznik(ów)
Załącznik 26741
Wstałem po 5.00. Było jeszcze ciemno, ale ptaki już zaczęły śpiew. Na śniadanie zjadłem, kupiony poprzedniego dnia serek. Gdy tylko otworzyłem opakowanie, w moje nozdrza uderzył ostry i mało przyjemny zapach, do którego jednak zdążyłem się już wcześniej przyzwyczaić. Otóż często zdarzało się, że podczas jazdy taki sam smrodek dolatywał mnie gdy mijałem miejsca jego produkcji lub gdy mijałem ciężarówkę wyładowaną tym towarem. Nie jest to szczególnie przyjemna woń, kojarzyła mi się ona ze starym capem. No cóż, ale jak człowiek głodny... to zamyka nos:) Załącznik 26742 I zjada coś, co zawiera równie sporo wysokoenergetycznego białka:D Załącznik 26743 Ruszyłem i już po chwili bym leżał, bo zaczepiłem sakwą o tę skleconą z patyków bramkę, dopiero co przeze mnie otwartą, a która po chwili zaczęła się zamykać. Zgrzany jak mysz, wyjeżdżam na drogę. Załącznik 26744 Załącznik 26745 Załącznik 26746 Po 30 minutach dojechałem do miejsca, jednego z dwóch, do których bardzo chciałem dotrzeć. Poza tym plan podróży był taki, żeby objechać w koło półwysep Azji Mniejszej, wstępując tam, gdzie w danej chwili mam ochotę:). Tym pierwszym miejscem była Meryemana, dla muzułmanów "Dom Marii Matki", dla chrześcijan Dom Matki Bożej, czyli ostatnie miejsce na ziemi, w której przebywała. Wstęp 12,50 TL, więc raczej nie tanio. Pełno autokarów, choć to dopiero 9.00. Głównie żabojady, gadki, papieroski:smoking:. Razi mnie ten brak szacunku dla miejsca, ale postanawiam się nie denerwować. Mimo wszystko, na mnie miejsce to robi wrażenie. Załącznik 26747 Przejeżdżając koło ruin w Efezie stanąłem na chwilę i strzeliłem fotę, przez siatkę. Szkoda mi było czasu na przepychanie się przez tłum ludzi. Ale też nie miałem ochoty na łażenie po kamieniach. Wolę pojeździć! :at: Załącznik 26748 Po drodze mijam samochody wykorzystywane do przewożenia różnego inwentarza.;) Załącznik 26749 Załącznik 26750 Stojąc na światłach słyszę radosne krzyki z prawej strony. Oglądam się, to szkoła:) Załącznik 26752 Trwa kampania wyborcza. Wybory prezydenckie odbędą się w Turcji w połowie czerwca. Załącznik 26753 Didim, „świetne 16 metrowe kolumny” – jak ktoś to opisał na naszym forum. Znowu zrobiłem je zza siatki. Myślę, że stąd był najlepszy widok, poważnie:). Przecież nie chodziło o te 2,50 TL, tylko o czas. Lubię jeździć:D. Załącznik 26754 Następny przystanek: sklep spożywczy. Po zrobieniu zakupów podjechałem na plażę, żeby je skonsumować w ładnych okolicznościach przyrody:). Niestety, zanim pomyślałem, już byłem zagrzebany w piachu. Nic to! Najpierw się posilę, potem będę działał. Nawet szybko mi poszło (nie tylko z jedzeniem), odkopałem, nawrzucałem kamieni i w 15 minut byłem gotowy do jazdy. A myślałem, że będę musiał zdjąć cały bagaż. Załącznik 26755 Drogi są tu naprawdę ciekawe. Mimo, że to asfalt, to kręty, a i widoki bardzo ładne. Załącznik 26756 Ciekawy pomysł na schłodzenie klientów wchodzących do knajpy;) Załącznik 26757 Tutaj kolejka do pana policjanta, kolesie aż przebierają nogami, żeby zostać jak najszybciej obsłużonymi. Kolejna rutynowa kontrola, wszystko z uśmiechem na twarzy i błyskawicznym w tempie. Ach, czy i u nas nie mogłoby tak być? Załącznik 26758 Turcy uwielbiają swoją flagę. Takie flagi, nadmuchane wiatrem podczas jazdy wyglądają odlotowo:) Załącznik 26759 Zatrzymałem się, żeby strzelić fotę. Za chwilę zatrzymuję się obok samochód i wysiada z niego para młoda para, literalnie. Turcy, ona w fioletowej sukience i zawinięta w bardzo ładną żółtą chustę, on „normalnie”. Koleś zaczyna od razu nawijać po angielsku, żali się, że są w podróży poślubnej i nie mają wspólnego zdjęcia. Ona nie jest miss Turcji, figura też zbyt obfita, ale za to bardzo ciekawie ubrana i przyciąga moją uwagę. W zamian, nawet na mnie nie spojrzy, jakbym nie istniał.:mur: – Kupcie sobie statyw – pomyślałem. Po chwili on prosi, żebym zrobił im zdjęcie. Ok., nie ma sprawy, zrobione. On w zamian proponuje mi, że teraz on mi zrobi zdjęcie. – Bardzo chętnie, ale pozwól, że z Twoją śliczną żoną:D – mówię z wdziękiem, na jaki mnie stać w tej chwili. Jego reakcja trochę mnie ścina, w najlepszym razie interpretuję ją jako coś pomiędzy: dać mu w ryja – zepchnąć z tej góry – powtórz, bo się przesłyszałem! :mad: Nie próbuję powtarzać, tylko ustawiam się pojedynczo do zdjęcia. Dobrze, że koleś nie obciął mi głowy, nie tylko na zdjęciu:o Załącznik 26760 Dzisiaj pogoda w kratkę, lecz deszcz nie jest uciążliwy. Po nim znowu słońce i upał :Sun: Załącznik 26761 I tak dojechałem do wąwozu Saklikent (o którego istnieniu dowiedziałem się na naszym forum:Thumbs_Up:). Wstęp tylko 4,50 TL. Przed wejściem miła pogawędka z ochroniarzem (?), który odbywał służbę we wschodniej Turcji, koło Van. Stwierdził, że są to bezpieczne rejony, owszem jest dużo wojska, no i trzeba unikać zapadłych wiosek. Wąwóz malowniczy. Lecz nie brodziłem w wodzie gdzieś w górę rzeki, jak jest to tutaj dozwolone. Zdjąłem sobie buty i lajtowo siedziałem na brzegu z nogami w zimnej wodzie:cool:. Załącznik 26763 Oj, nie było łatwo dojechać na miejsce dzisiejszego spoczynku! Przecież nie jeżdżę jak Steven ‘bikerooter’! Ale znam zalety lekkiego dominatora! Z przepięknej drogi krajowej D-400 (prowadzącej południem Turcji przez ponad 2 000 kilometrów, od Marmaris aż po granicę z Irakiem) zjechałem w lewo na wąziutką szutrówkę, bardzo krętą i ciągnącą ostro pod górę. Drożyna ta zaczyna się na 87 m npm, przejechałem nią 400 metrów i zatrzymałem się przy opuszczonym gaju oliwnym na wysokości 139 m npm. Z obliczeń wyszło mi, że droga ta ma nachylenie 13%. Niektóre zakręty musiałem brać na 3 razy:Sarcastic:. Nie mogę sobie darować:) i zamieszczam szczegółową mapkę. Załącznik 26764 Ten nocleg jest super! Jaki tu spokój! Prawie jak w piosence, „nic się nie dzieje, na-na-na-na”:). Zresztą każdy nocleg jest inny i każdy naprawdę mnie cieszy! Zjadłem kolację i zszedłem 50 metrów niżej. Usiadłem na kamieniu i wpatrywałem się w morze, w bardzo rzadko przejeżdżające światła samochodów i rozgwieżdżone niebo. Załącznik 26765 Załącznik 26766 Pozycja noclegu wg gps: N36˚13΄54,62΄΄ E29˚26΄32,88΄΄ Najbliższe miasto: Ordu, Kaş, TR Dystans dzienny: 481 km Dystans skumulowany: 3153 km |
Fajnie się czyta :Thumbs_Up: Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy :at:
|
miła lektura do śniadania. dzięki i równiez czekam na kolejne dni!
|
DZIEŃ 7 – 26 maja, czwartek
23 Załącznik(ów)
Załącznik 26810
Wstaję raniutko obawiając się upału. Zjazd z miejsca biwakowania do asfaltu wywołał u mnie siódme poty. Nie ujechałem tym asfaltem daleko. Już po kilometrze zobaczyłem taki obrazek. I możecie się domyślić, co zrobiłem:D. Załącznik 26811 Parkuję na poboczu i zbiegam te kilkadziesiąt metrów w dół po schodach. Tak byłem spragniony tej kąpieli, że rozbieram się po drodze. Już na plaży okazuje się, że zapomniałem wyjąć z sakwy kąpielówki, ale co tam, o tej porze plaża jest przecież bezludna! :) W stroju Adama wskakuję do wody! Woda chłodniutka, rewelacja! Koloru lazuru, serio-serio:cool:. Popływałem sobie do woli! Siedziałem, leżałem w niej jak na materacu, poddając się falom, pływałem 40 minut z zegarkiem w ręku. Załącznik 26812 No dobra, w końcu dzisiaj też trzeba dokądś dojechać. Wychodzę na plażę i ruszam pod skałę, gdzie leżą ciuchy. I w tym momencie słyszę i widzę na górze ludzi robiących zdjęcia gołemu Polakowi. Stałem się atrakcją turystyczną...:o W porcie miasteczka Kaş jem śniadanie, przy okazji obserwując życie mieszkańców. Dwóch panów na skuterze przewozi 2 ryby, ich ogony wystają na dwie strony skutera. Załącznik 26813 Zagłębie szklarni. Załącznik 26814 Jak widać na skuterze da się też przewieźć siano... luzem:Thumbs_Up:. Załącznik 26815 Ciężarówki niemal zawsze są tu wyładowane ponad miarę, ale kolein w drodze nie widziałem żadnych. Załącznik 26817 Załącznik 26816 Różnorodność terminali na stacji benzynowej, a mimo to pierwszy raz miałem problem, by zapłacić kartą. Dopiero po 4 czy 5 próbie załapało. Ale za to zostałem poczęstowany herbatą. Gorąca, sam wrzątek! Załącznik 26818 Załącznik 26819 Zobaczyłem w komórce 2 nieodebrane połączenia, kierownik KZ do mnie wydzwania. Zbyłem go esesmanem wyjaśniającym, żeby na nic nie liczył, aż do mojego powrotu. Zdaje się, że nie wie dokąd mnie poniosło... Upał dziś niesamowity, pierwszy raz jest mi zbyt gorąco podczas jazdy. Około 13.00 robię sobie pół godzinny odpoczynek pod dachem nieczynnego warsztatu (?), obok stacji benzynowej. Ayran, ciastka i banany. Jestem już za Antalya, około 50 kilometrów przed Manavgat. Tyłek boli! Załącznik 26820 Manavgat. Chciałem tu chwilę pobyć, w zeszłym roku przyjechaliśmy do okolicznych wodospadów w trójkę z R. i D. Kampania wyborcza trwa, właśnie przejeżdża jeden-wielki-głośnik. Załącznik 26821 Załącznik 26822 Zafundowałem sobie dondurmę, tureckie super smaczne lody, wbrew pozorom wcale nie przesłodzone, o konsystencji ciągnącej się plasteliny. Pycha! Lodziarz ugniata je, poczym nakłada na wafel metrowym, spłaszczonym na końcu kijem. Załącznik 26823 Pakowałem zakupy do sakw motocykla, pod marketem w Alanya. Ktoś mnie zagadnął, patrzę 2 kolesi. Zaczęli wypytywać i żywo interesować się moją podróżą. Początkowo myślałem, że „wczasowicze”, ale okazało się, że to szwedzcy podróżnicy, przemierzający świat na rowerach. Wyruszyli z Gdańska, są 10 tydzień w podróży, a ich celem są Chiny. Rowery mieli za rogiem, dlatego ich nie zauważyłem. Super sprawa! Sam nie wiem, kto kim był bardziej zaciekawiony, oni mną, czy ja nimi:) Jeden z nich bardziej odczuwa trudy podróży, właściwie idąc ledwo stąpał. Mieli dużo kłopotów ze swoimi rowerami. – Jesteście studentami? – Jeszcze nie! – odpowiadają z szelmowskimi, wspaniałymi uśmiechami na twarzach:D. Good luck travellers! :Thumbs_Up: Załącznik 26824 Piękna jest ta droga! Tuż nad morzem, serpentyny, z góry na dół i odwrotnie. Załącznik 26825 Załącznik 26826 Załącznik 26827 Załącznik 26828 Jej fragmenty wciąż są w budowie, ale już niedługo. Buduje sie tu na potęgę! Poniżej ok. 3-kilometrowy odcinek tłucznia i pospółki. Załącznik 26829 Ułożyć stos drewna na tak pochyłym zboczu to niełatwa sprawa, raczej;) Załącznik 26830 Dziś taki nocleg, że z góry mam widok na okoliczną wioskę, tym samym mnie też widać. Z pobliskiego minaretu dobiega nagrany głos muezina wzywającego do modlitwy, jest 20.00 czasu lokalnego. Mocno wieje wiatr po tej stronie zbocza, ale dzięki temu nie ma komarów. Załącznik 26832 Załącznik 26831 Pozycja noclegu wg gps: N36˚02΄53,44΄΄ E32˚40΄10,25΄΄ Najbliższe miasto: Demirören, Anamur, TR Dystans dzienny: 454 km Dystans skumulowany: 3607 km |
:lukacz: Tak sobie czytam, oglądam i odnoszę wrażenie, że kolega ma trochę wspólnego z drzewami :D.
Podroż i relacja :bow: |
Rewelacja i inspiracja :)
Dawaj dalej! |
O, Dominator :)
Zaczytuję :lukacz: |
Strobus,
Wrażenie z drzewami - jak najbardziej słuszne, poza tym to ja strasznie kocham przyrodę:D |
DZIEŃ 8 – 27 maja, piątek
26 Załącznik(ów)
Załącznik 26873
Ta nadmorska droga jest niesamowita! Ach te winkle! Niektóre odcinki wciąż są w budowie, na razie to pospółka, pył i kurz. Załącznik 26874 Załącznik 26875 Znowu zagłębie szklarni, tym razem są one dużo wyższe, uprawia się w nich bananowce. W Anamur przyjezdnych informuje o tym to wymowne, plastikowe drzewo. Załącznik 26877 Kolejne tankowanie. Sympatyczna Turczynka i jak zawsze mnogość terminali. Załącznik 26876 Załącznik 26878 Po drodze mijam szkołę, dziś mają jakąś uroczystość na jej dziedzińcu. Zatrzymałem się, zsiadłem z motocykla, żeby zrobić zdjęcie. Zaraz pojawił się przy mnie jandarma, z rozkazem wstrzymania się z tym aparatem, musi spytać przełożonego o zgodę. Żenada, zaczyna mnie to denerwować:mad: Przecież nie jestem terrorystą (partyzantem) z karabinem! Zgodę uzyskałem, ale wcześniej już zrobiłem chłopakom to zdjęcie. Potem, jak im pokazałem na wyświetlaczu, mieli jeszcze szersze uśmiechy! :D Przelotne spotkanie, ale bardzo miłe! Nigdy wcześniej nie byłem w stanie wywołać życzliwych uśmiechów na tylu twarzach jednocześnie! :Thumbs_Up: Załącznik 26879 Chciałem zrobić zakupy w sklepie spożywczym. Zatrzymałem się, ale okazało się, że to nie sklep, tylko herbaciarnia i miejsce spotkań miejscowych starszych panów. Wypiłem herbatę, zjadłem snikersa i popatrzyłem na grę w domino. Załącznik 26880 Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jakie emocje może wywołać ta gra. Klocków nie kładzie się po prostu na stole, nimi się z całej siły wali z góry! A miny uczestników gry, przezabawne:). Ile w tym zaangażowania! Za herbatę nie musiałem płacić:). Załącznik 26883 Napisy na ciężarówkach, takie jak „Allah koruşun”, czy „Maşaallah Güzelsan’a” są bardzo popularne. Załącznik 26881 Załącznik 26882 Samemu się w Turcji nie tankuje. Na początku trochę mnie to dziwiło, potem szybko się przyzwyczaiłem, bo to naprawdę jest wygodne:Thumbs_Up:. Pracownik stacji przybiega błyskawicznie, tuż po zgaszeniu silnika, nigdy nie musiałem czekać. Podchodzi z tyłu, odczytuje numer rejestracyjny i wklepuje go z boku dystrybutora. Potem, klipsem przyczepionym do ręki (często na gumce) lub jak skipas do ubrania, odblokowuje dystrybutor. Potem wybieram benzynę Pb95, czyli kurşunluz. – Full? – pyta. – Jasne, i tak zmieści się tylko 12-13 litrów :D – myślę i kiwam głową. Ja w tym czasie zdejmuję kask, rękawiczki, odpinam plecak i go zdejmuję. Po zatankowaniu otrzymuję od pana paragon, który został wydrukowany tutaj, przy dystrybutorze i idę z nim do środka, bo płacę kartą. Najważniejsza rzecz następuje po zapłaceniu. Dostaję potwierdzenie użycia karty, i 2 inne świstki. Jeden z nich (do tej pory nie wiem który) koniecznie muszę oddać temu panu, który nalewał paliwa. Oni w ten sposób chyba są rozliczani za swoją pracę. Kilka razy zapomniałem, czym wywołałem niemałe oburzenie. Załącznik 26884 Na tej stacji benzynowej też zostaję podjęty herbatką. Miłe! Załącznik 26885 Chińska marka Chery, model Alia. Załącznik 26886 Strzelone po drodze. Antyczne miasto Korykos. Załącznik 26887 Powinienem już wymienić olej w silniku, jakis czas temu:oldman:. W dominatorze trzeba to robić niezwykle często, co 3200 kilometrów. Od pewnego czasu rozglądam się za półsyntetykiem, odwiedzam każdą stacje shella i sklepy, warsztaty, bez rezultatów. W końcu pewnie wleję mineralnego, dużo częściej spotykanego, ale jeszcze z tym zwlekam. Z takiego dystrybutora oleju nie zdecydowałem się wlać, nie byłem pewien co to za olej, a jakoś nie przyszło mi do głowy spytać. Załącznik 26888 Kolejna chińska produkcja, Kubuś. Załącznik 26889 Mersin. Te kwitnące na piękny fiolet drzewa to chyba mimozy, z akcentem na „chyba”. Załącznik 26890 Jest to drugie (i ostatnie) miejsce, które planowałem odwiedzić, znajduje się tu kościół katolicki prowadzony przez oo. Kapucynów. Załącznik 26891 A co więcej, pracuje tutaj Polak, brat Maciek. Nie mam nic wspólnego z zakonnikami, ani z wymienionym b. Maćkiem, po prostu pomyślałem sobie, że gdy będę już tak daleko od domu, to miło będzie spotkać rodaka. Przygotowując się do tego wyjazdu znalazłem w sieci informację o nim. Wchodzę na dziedziniec i naciskam guzik domofonu. Kazano mi czekać na ławce, co pokornie czynię. Załącznik 26892 Po kilkunastu minutach wychodzi oczekiwany i usłyszawszy polską mowę okazuje zdziwienie:eek:. Wyjaśniam kto zacz mu przeszkadza, umawiamy się, że porozmawiamy za parę minut. Wykorzystuję ten czas na zjedzenie dwóch całkiem niezłych kebabów, które popijam sokiem z marchwi. Notabene, ten sok był kwaśny jak z kiszonej kapusty i koloru buraków. Ale etykieta (w jęz. angielskim) nie pozostawiała złudzeń. Rozcieńczony wodą dał się wypić! Załącznik 26893 W kościele, nad drzwiami wejściowymi znajduje się obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Oto m.in. co na ten temat znalazłem przed wyjazdem w sieci. Obecność Polonii przy kapucyńskim kościele św. Antoniego zbiega się z historią Mersinu z okresu drugiej wojny światowej. Mersin na przełomie 1940 i 1941 roku leżał na szlaku uchodźców z Polski, Czech i Malty, którzy zatrzymywali się tu w drodze do Libanu czy Palestyny. W oczekiwaniu na statki, które miały dowieźć ich do nowego domu, znajdowali azyl u miejscowych chrześcijan. Do dnia dzisiejszego wspominają oni o Polakach goszczących w ich domach. Uchodźcy z wdzięczności za życzliwą gościnę mimo trudnych warunków, odwdzięczyli się ufundowaniem kopii wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej w promienistej obwolucie. Załącznik 26894 Godzinna rozmowa przebiegła w mgnieniu oka w bardzo przyjacielskim tonie. W tym miejscu pracuje tylko 3 braci, w całej Turcji jest 17 Kapucynów. Ponieważ Turcja jest krajem laickim, noszenie habitów jest zakazane. Dowiedziałem się jak trudno jest utrzymać taki chrześcijański przyczółek. Z jednej strony kłopoty finansowe (bracia próbują wynajmować pomieszczenia), z drugiej systematyczne ataki nacjonalistów. Ostatnio ktoś podpalił jedno z pomieszczeń. Brat Maciej zapewnia, że nie są to ataki związane z wiarą, z muzułmanami całkiem nieźle się dogadują. Obecny rząd turecki, muzułmański, próbuje rozwiązywać konflikty z Kurdami, czym nie zjednuje sobie sympatii tureckich nacjonalistów. Załącznik 26895 Porozmawialiśmy też o sposobie prowadzenia pojazdów przez Turków. Niedaleko stąd jest rondo, do którego dojeżdżając trzeba się zatrzymać; po obu stronach drogi są wielkie znaki DUR (czyli stop). Nikt ich nie respektuje, a zatrzymanie pojazdu grozi zniszczeniem… tylnego zderzaka. W czasie naszej rozmowy naładowałem baterię aparatu i telefon oraz otrzymałem esesmana od Janka K. Miło, że koledzy z pracy o mnie myślą:). Bratu Maćkowi zostawiłem polskie krówki, trochę polskiej muzyki (mp3) i symboliczną ofiarę. To moja pierwsza ofiara na misje, przekazana tak bezpośrednio. – Pierwszy raz się z czymś takim spotykam! – usłyszałem. Ja też i było to dla mnie bardzo ciekawe spotkanie! Dziękuję! Gdy odjeżdżałem, brat Maciej zainteresował się motocyklem. Zdradził wyraźną ochotę nabycia własnego pojazdu. Ze szczerą przyjemnością poleciłem mu nasze forum, jako kopalnię wiedzy o motocyklu honda Africa Twin (większej siostrze mego dominatora:)). Przejeżdżając przez Tars (słabe oznakowanie było powodem nieznalezienia groty św. Pawła) dotarłem do Adany. Hałaśliwe miasto, wielkie korki. Zatrzymuję się koło stacji benzynowej, żeby dolać oleju. W zasadzie pomiędzy stacją, a warsztatem wulkanizacyjnym. Tych 4 dżentelmenów nie zna ani jednego słowa po angielsku, a mimo to nawiązujemy nić sympatii. Dolałem oleju, a podczas wspólnej herbaty „opowiadam” co tu robię, pokazuję na mapie skąd i dokąd zmierzam. Bardzo serdeczni ludzie! Pan z prawej trzyma w ręku muzułmański różaniec, obraca w ręku paciorki i modli się do Jedynego Boga. Załącznik 26896 Nocleg, coraz trudniej jest mi go znaleźć, ale zawsze jestem z niego zadowolony! To są chyba jedyne zarośla, które widziałem w okolicy. Przypominają polskie wierzby, ale czym są naprawdę, to (jak mówi kolega Marian) jeden Allach raczy wiedzieć. W tle prześwituje droga asfaltowa, wzdłuż której ciągnie się betonowy kanał, dostarczający wodę na pola uprawne. Załącznik 26898 I właśnie w nim dziś wieczorem biorę kąpiel. Na sam koniec kładę się w tej zimnej, rwącej rynnie. Ale przyjemnie! :Thumbs_Up: Załącznik 26897 W najbliższym miasteczku chyba jakiś wiec wyborczy. Do późna w nocy walenie w bębny skutecznie rozprasza mój sen. Pozycja noclegu wg gps: N37˚03΄27,93΄΄ E36˚00΄53,16΄΄ Najbliższe miasto: Azizli, Ceyhan, TR Dystans dzienny: 395 km Dystans skumulowany: 4002 km |
Allah Akhbar !
|
Eukaliptusy, jak sądzę
|
Fajno się czyta :).... dawaj dalej
|
Skąd taka Pani wie, którego terminala użyć?
|
te plastikowe drzewo przypomina mi naszą Warszawską palmę :)
|
DZIEŃ 9 – 28 maja, sobota
24 Załącznik(ów)
Załącznik 26908
Rano do miejsca, w którym spędziłem noc, podjechał ciągnik z przyczepką i z dwoma kolesiami. Z maczetami w rękach zeskoczyli z traktora i zaczęli iść w moją stronę:dizzy: – Chyba nie chcą mnie tu złupić? – pomyślałem podnosząc jednocześnie rękę w geście pozdrowienia. Odpowiedzieli tym samym (na razie jest ok! – myślę) i zaczęli w swoim narzeczu:) opowiadać, że przyjechali tylko wyciąć ze dwa drzewa. Gdy się pakowałem stwierdziłem brak 5 litrowego kanistra. W mordę! :mur: Nigdzie wokoło nie leży, czyli ktoś musiał jednak zakraść się tu w nocy i go ukraść. Niech się udławi! Na szczęście nic innego nie zginęło. Już zacząłem psy wieszać na lokalnej ludności, gdy dojrzałem przepaloną gumę expandera, którą kanister był przymocowany do motocykla. Wtedy poczułem ulgę i wstyd z bezsensownie rzucanych oskarżeń. Niestety, często oceniam ludzi przez pryzmat własnej małostkowości, czyli z tzw. „własnego punktu widzenia”. Smutno dziś, nie tylko dlatego, że od samego rana pada deszcz. Renata przysłała mi esesmana, w którym pisze, że Dominik przepłakał 2 dni. Babcia zrezygnowała z zabrania go na wycieczkę samochodem, mimo wcześniejszej obietnicy. Chłopak ma niecałe 5 lat i stanowiło to dla niego prawdziwy cios. Ponadto Renata nie będzie mogła iść w ten weekend na studia podyplomowe, bo nie ma go z kim zostawić. Zatrzymałem się na przystanku, żeby włożyć gumowy kondom p-deszczowy, ale odeszła mi ochota do dalszej jazdy. Może powinienem zacząć już wracać do domu? Załącznik 26909 W deszczu dojeżdżam do Antiochii (Antakya). Załącznik 26910 Staję gdzieś w centrum i proszę policjanta o wskazanie groty św. Piotra. Jednak bariera językowa nie pozwala się nam dogadać. Stoję z rozłożoną mapą przy motocyklu, gdy podchodzi do mnie jakiś człowiek i zaczyna rozmawiać ze mną po angielsku. Okazało się, że jest Belgiem. Szybko tłumaczy mi dokąd jechać. Zaglądam do tej groty. Grota i już, lecz przecież w tych miejscach naprawdę przebywali pierwsi chrześcijanie. Załącznik 26911 Wracam do miasta. Załącznik 26912 Wąskie uliczki w starej części miasta zachęcają do zagubienia się pomiędzy nimi. Załącznik 26913 Załącznik 26914 I właśnie tutaj zjadłem najpyszniejszego szisz kebaba w całej podróży!:D Załącznik 26915 A zarazem najtańszego:). Kosztował 3 TL i był naprawdę sssoczysty! :drif: Załącznik 26916 Do niego, w woreczku foliowym podano mi świeżą miętę, którą się tu jada jak u nas sałatę oraz ostre jak brzytwy papryczki. Do dziś żałuję, że nie wziąłem repety, ale wtedy byłem już najedzony:) Obok pan sprzedawał jakieś obwarzanki z sezamem, prawie jak krakowskie precle:) Nie zwróciłbym na nie uwagi, ale żeby zachęcić potencjalnych klientów, wydawał dźwięki jak becząca koza. Usłyszawszy go pierwszy raz, naprawdę pomyślałem, że ktoś ciągnie tu jakąś kozę. Załącznik 26917 Jadę dalej na wschód. Na wylotówce z miasta, po jednej i drugiej stronie drogi, co jakieś 200 -300 metrów stoi policjant lub jandarma z karabinem. I tak przez dobre 5 kilometrów – O co chodzi? – myślę. Czy to już tak niebezpiecznie? Zatrzymuję się przy kolejnym służbiście. Załącznik 26918 Gaszę silnik, powoli zsiadam z motocykla, ręce trzymam na widoku, nie chcę tu przez pomyłkę paść trupem;) Moje próby uzyskania odpowiedzi na pytanie „Dlaczego was tu tyle?” spełzają na niczym. Koleś nic nie rozumie. Ale chce pomóc, woła swego kolegę oddalonego o 200 metrów. Ten przybiega, ale też nic nie kuma. Trudno, jest ich tu tylu, że w końcu się dowiem, mam czas (i pęd do wiedzy:)). Kolejna próba, tym razem z policjantem, nie przynosi rezultatów. W końcu staję przy dwóch „kolesiach” z samochodem. Ten z prawej zna po angielsku 3 słowa na krzyż. Z mojej gadki wyłowił „policemen” i „jandarma”. Chyba załapał wreszcie o co mi chodzi. Wskazuje palcem i pokazuje 3 kilometry wstecz. – Nie, nie szukam posterunku! – zaczynam się irytować. Dzwoni do kogoś innego, chyba myśli, że to sprawa wagi państwowej i trzeba mi za wszelką cenę udzielić pomocy. Wycofuję się, mówię, że wszystko OK., proszę o pozwolenie zrobienia zdjęcia i odjeżdżam. Później dowiedziałem się, że w związku z wyborami, miasto nawiedził obecny prezydent... Stoją na baczność i prężą się jak przed królową, a to przecież tylko dominatorka:) Załącznik 26919 Koniecznie muszę już zmienić olej w silniku! Silnik źle pracuje, biegi zaczynają źle wchodzić. Stanąłem przy jakimś warsztacie z szyldem „Renault”, niedaleko Nurdaği, 70 kilometrów przed Gazientep. Wszedłem do środka. Chyba z 10 kolesi popija sobie herbatkę, a na regale zajmującym całą przeciwległą ścianę – same oleje. Ale wybór! – cieszę się. – Potrzebuję olej 15W50, półsyntetyk – objaśniam słownie, sporo także pokazując rękami na różne etykiety. W końcu – jest! Koleś przynosi z zaplecza taki jak chciałem olej, lecz pojemnik 1-litrowy. – Ok., ale mi potrzebne są 4 litry – mówię:) Cztery, bo przeszło 2 na wymianę, a resztę (niewielką) na dolewki. W końcu jest 4-litrowa bańka oleju Addinol, za 50 TL. – Super, biorę, ale chcę u was wymienić, dajcie mi tylko klucze:) I tak, przy asyście wesołych Turków dokonałem wymiany oleju. Wesołe typki:Thumbs_Up: Załącznik 26921 Chciałem zapłacić ciut więcej, bo jednak doszła też wymiana oleju, ale szef wziął tylko tyle ile wart był olej. Nigdy wcześniej nie stosowałem tego oleju, ale muszę przyznać, że silnik pracował na nim bardzo dobrze. Załącznik 26920 Załącznik 26922 Załącznik 26923 Autostradą przejeżdżam 200 km i docieram do miasta Urfa, zwanego obecnie Sanliurfa. Tutaj czuję wschodnie klimaty. Jest już dosyć późno, postanawiam wjechać do centrum, wybrać trochę kasy z bankomatu, zrobić spożywcze zakupy i wyjechać za miasto, by się gdzieś przespać. Załącznik 26924 Zrealizowałem tylko pierwszą część tego chytrego planu, wjechałem i wybrałem kasę... Przy okazji robię zdjęcie panu w białej koszuli i szerokich spodniach. Załącznik 26925 Stoję jeszcze przy motocyklu, naprzeciwko bankomatu, gdy podchodzi lokels. – Otel? – pyta. – Nie, dzięki, ale nie mam kasy na hotele – stwierdzam, czym wywołuje uśmiech na twarzy gościa:D, bo przecież ładuję kasę po wyjęciu z bankomatu. – OK., ok., no money, wait! – gada z entuzjazmem, po czym łapie za swoją komórkę i zaczyna z kimś gadkę. Jedyne co rozumiem, to: Polonia. Wcześniej spytał mnie skąd jestem, a teraz stoi za moim motocyklem i spoziera na tablicę. Rozmowa trwała nadzwyczaj krótko, pewnie ze 20 sekund i mimo tego, że koleś wydaje się strasznie podniecony tym, że mnie spotkał:D, wzbudza moja czujność. – OK, follow me! – krzyczy, cały czas się szczerząc. Nie zdążyłem o nic spytać, zaprzeczyć czy wyrazić zdziwienia. Wskoczył na skuter i ruszył. – No cóż, ryzykuję, ale koleś coś gadał o motocyklach, jadę za nim – myślę i ruszam. Zdążyłem tylko spytać czy daleko. – Nie, niedaleko:) – mówi z uśmiechem. Załącznik 26926 Po 5 minutach jesteśmy na miejscu, w starej części miasta, chyba w samym jego sercu. Z wąskiej uliczki wchodzimy przez stalową bramę na mały dziedziniec, pośrodku którego stoi studnia. Zaraz pojawia się starszy pan (drugi z lewej, na zdjęciu poniżej). Załącznik 26927 – To Hasan Parmaksiz, 63-latek, który kolekcjonuje i naprawia motocykle, i dużo na nich podróżuje – przedstawia poznany skuterowiec – Kasim (imię to oznacza listopad). Jest tu kilka osób, wszyscy serdecznie uśmiechnięci. Po chwili otwiera się brama i wjeżdża przez nią koleś na yamaha 660XT. Zsiada, witamy się, oglądamy swoje motocykle i dużo gadamy, sporo używając rąk;) Hasan nieźle sobie radzi po niemiecku. Kasim stoi pierwszy z prawej. Załącznik 26928 Trwa to wszystko dobre 40 minut i już zaczynam się zastanawiać, kiedy będę mógł się nieco ogarnąć na osobności, gdy przede mną wyrastają następne 2 nowe osoby, on i ona. Tym razem widzę europejskie rysy, na co reaguję być może zbyt entuzjastycznie:D – Przynajmniej się dogadamy bez problemu! – myślę. To Niemcy (no cóż...:Sarcastic:), u Hasana mieszkają już 4 dni, poznali go przez couchsurfing, w zamian uczą go niemieckiego, a on ich tureckiego. Są studentami, przez 4 miesiące na uniwerku w Stambule robili część swojej pracy magisterskiej, teraz zwiedzają Turcję. Potem oglądamy zdjęcia Hasana, z jego różnych podróży skuterem po Europie. Był też w Polsce, na zlocie złombolowców Oglądam jego motocykle trzymane w różnych częściach domu, jest ich chyba z 10. Głównie są to zabytki, jest oryginalne BMW z 1952 roku. Załącznik 26929 Długo rozmawiamy siedząc na dziedzińcu wcinając czereśnie i popijając herbatę. Załącznik 26930 Atmosfera bardzo przyjacielska, Hasan prowadzi dom otwarty, co chwilę wchodzi ktoś nowy, wita się, siada i dalej trwa rozmowa przy herbacie. W trakcie tego wieczoru przewinęło się w ten sposób co najmniej z 10 osób. Na kolację, którą przygotowali Niemcy razem z Hasanem zjadamy spaghetti z solidną porcją surowych warzyw. Załącznik 26931 Potem Kasim zabiera mnie i Niemców do kafejki internetowej i pokazuje ten filmik z Polski. Tak w ogóle, to mam wrażenie, jakby Kasim był jakimś rzecznikiem Hasana, bardzo przeżywa wszystko, co jest z nim związane. W końcu idę spać, namiot rozbiłem na dachu, fajne miejsce! Pozycja noclegu wg gps: N37˚09΄09,79΄΄ E38˚47΄28,92΄΄ Najbliższe miasto: Veli Sokak, Urfa, TR Dystans dzienny: 500 km Dystans skumulowany: 4502 km |
DZIEŃ 10 – 29 maja, niedziela
31 Załącznik(ów)
Załącznik 26969
Budzi mnie deszcz padający na namiot. Załącznik 26970 Trudno, i tak muszę się zbierać. Jest wcześnie rano, wszyscy jeszcze śpią. Na szczęście niebo zaraz się rozchmurzyło:Sun: Od Hasana wyjeżdżam o 6.30. Gdy już jestem spakowany, wystawiam motocykl na ulicę, włączam silnik i chcę szybko ruszyć, by nie robić hałasu. Wtedy wychodzi gospodarz i się żegnamy. Załącznik 26971 Bez śniadania pognałem do znajdującego się 45 km od Urfy, Harranu. Miejsca, „w którym spotykają się 3 religie świata”. Tutaj podobno urodził się Abraham. Po przyjeździe na miejsce patrzę i widzę jakąś zabitą dechami wiochę; z 10 straganów dla autokarowych turystów i ruiny ogrodzone siatką. Rozczarowany już miałem brać „nogi za pas”, ale z obowiązku postanowiłem podjechać jeszcze te 500 metrów dookoła wioski. I dobrze zrobiłem! Trzeba wjechać do środka tego „grodziska”. Wtedy widać te charakterystyczne chatynki, które od razu skojarzyły mi się z ulami. Wioska jest wciąż zamieszkana. Tutaj, pierwszy i ostatni raz w Turcji spotkałem się z żebractwem. Załącznik 26972 Załącznik 26973 Załącznik 26974 Przeglądam mapę, już właściwie odjeżdżając, gdy zatrzymuje się samochód. Koleżka zagaduje do mnie po... polsku:). Jakieś standardowe zwroty, ale, że było ich kilka pod rząd, to rozdziawiam gębę. Potem proponuje mi, że będzie moim przewodnikiem po tym miejscu. – Dzięki stary, już wszystko tu zwiedziłem! Załącznik 26975 Po drodze znowu widzę „akwedukty”. Załącznik 26976 Nie zdążyłem się jeszcze dobrze rozpędzić, gdy zauważam przed sobą stadko owiec. – Kolorowa pasterka, ładne światełko, strzelę fotę! – szybko myślę i staję na poboczu. Gdy pasterka mnie zauważyła, macham do niej ręką i zaczynam robić zdjęcia. A ona natychmiast bierze na ręce małą owieczkę. – O rany, ale ładnie! – cieszę się. Jednak jej zachowanie nie było bezinteresowne. Oto już stoi przede mną i prosi o pieniądze. Ruszam nerwowo nie spełniwszy jej prośby, potem trochę tego żałuję. Mogę tylko dodać, że moją decyzję o odjeździe przyspieszył niesamowity smród pasterki i jej owiec. Załącznik 26977 Wjeżdżam z powrotem do Urfy. Chciałem zatrzymać się, by zrobić zdjęcie przejazdu dla skuterów. Już wcześniej takie przejazdy zwracały moją uwagę i wyzwalały we mnie śmiech. W jedną stronę 2 pasy ruchu i w drugą też 2. Po środku wysoki, czasem na pół metra, krawężnik, tak by nikt nie zawracał. Ale co jakiś czas w takim krawężniku jeden z „kafli” jest położony lub brakujący. W ten sposób skuterem można się przecisnąć. Odbierałem to w ten sposób, że zasadniczo zawracać nie można, ale jak ktoś naprawdę musi, to może:). W podobny sposób Turcy traktują czasem czerwone światło. Samochody stoją na czerwonym, ale jak się komuś naprawdę spieszy, to tak wolniutko i ostrożnie może przejechać:D. Widziałem to nieraz i zawsze mnie bawiło. Apropos sytuacji na drodze, to dodam jeszcze, że Turcy bardzo często używają sygnałów dźwiękowych. Czasem jest to zwykły klakson, a czasem jakaś krótka melodyjka. Gdy pierwszy samochód stojący na czerwonym świetle nie ruszy w momencie gdy właśnie zapaliło się żółte światło, ci z tyłu już lekko trąbią. Nie jest to agresywny dźwięk, raczej sympatyczny. Albo gdy znajomy przechodzi obok sklepu, knajpy, czy stacji, kierowca trąbnie sobie przyjaźnie:Thumbs_Up: Tak więc, wytracam prędkość i w końcu zatrzymuję się przy takim przejeździe, na którym akurat kuca chłopiec. Trochę głupio jest mi tak wymierzyć w niego lufę obiektywu, więc siedzę zastanawiając się co zrobić. Nie zdążyłem jednak nic zrobić, gdy po chwili chłopak już stoi przede mną i podaje mi klapkę obiektywu. Zauważył, że spadła na ziemię, zerwał się i mi ją podał. Ja nawet nie zauważyłem, że spadła. Podziękowałem, zrobiłem zdjęcie pustego już przejścia dla skuterów, a potem sympatycznemu koledze. Załącznik 26978 Załącznik 26979 Tutaj, w rodzinnej piekarni przy dworcu autobusowym, kupiłem kanapki i ciastka. Poprosiłem również o naładowanie baterii do aparatu. Pan od razu kazał mi siadać i podać herbatę:D Sam zjeździł pół świata pracując wcześniej jako kierowca tira. Pogadaliśmy pół godziny w serdecznej atmosferze. Załącznik 26980 Załącznik 26981 Zatrzymałem się, by zatankować. Zapłaciłem, i znowu zostałem poczęstowany herbatą...:) Załącznik 26982 ... i już zbierałem się do odjazdu, gdy zobaczyłem tego sympatycznego osobnika:). Strzeliłem mu fotę, co wywołało u niego jeszcze większą radość. Załącznik 26983 Koleszka poprosił stojącego obok benzyniarza, żeby zrobił nam wspólne zdjęcie. Załącznik 26984 Jadę dalej na południowy wschód. Czuję klimat pustyni, jest mi naprawdę gorąco. Zatrzymałem się przy polu, na którym pracowały zraszacze podlewające zboże, obmyłem kask i twarz. Załącznik 26985 Załącznik 26986 Kolejne spotkanie na kolejnej stacji benzynowej. Nawet tu nie tankowałem, zatrzymałem się tylko by przeczekać nagłą ulewę. 2-letni Berken (to kurdyjskie imię) na rękach u swojego dziadka. Zostałem poczęstowany herbatą i batonem. Im dalej na wschód, tym więcej spotkanych ludzi mówi do mnie z dumą, że są Kurdami. Na koniec otrzymałem jeszcze firmowe (koncernu paliwowego) chusteczki higieniczne, bardzo przydatny prezent! Załącznik 26987 A tutaj najwyższy krawężnik jaki widziałem... w życiu:) Załącznik 26988 Turecki transport, cd. Załącznik 26989 Dotarłem do Mardin. Super miasto na wysokim wzgórzu. Załącznik 26990 Wąziutkie, kręte uliczki, piękne kamienice zbudowane z kamienia o złotym kolorze. Poszwendałem się trochę. Załącznik 26993 Załącznik 26994 Akurat był wiec wyborczy, pełno hałasu, ludzi i policji oraz żandarmów z długą bronią, samochody opancerzone. Jakby szykowali się na wojnę! Załącznik 26991 Krótka pogawędka z policjantami. Załącznik 26992 Zrobiłem zakupy w markecie, lale chciały być uwiecznione na zdjęciu. Może dzięki temu będą sławne:haha2: Załącznik 26995 Kilkanaście kilometrów dalej zatrzymałem się, żeby skonsumować to, co niedawno kupiłem. Z drogi widziałem namioty i pomyślałem, że to pewnie Kurdowie. – Zjem, popatrzę i zrobię zdjęcie – pomyślałem. Zaparkowałem na szerokim poboczu i zacząłem wyjmować jedzenie z sakw. Po chwili pojawiło się koło mnie 2 chłopaków z procami w rękach. Ich dumne miny pokazywały, że po 1.: są u siebie i po 2.: właśnie przyjechał frajer, kosztem którego można się zabawić:Sarcastic: Skojarzyli mi się z zadziornością Tomka Sawyera. – Pewnie zostawią mi na kasku kilka wgnieceń od kamieni, gdy będę odjeżdżał – pomyślałem realnie. Chłopcy stali ze 3 metry ode mnie, a ja wciąż wyjmowałem jedzenie z sakwy zastanawiając się co robić, by nie wyjść na głupka. Wyciągnąłem rękę na powitanie i powiedziałem swoje imię, na co odpowiedzieli tym samym. – Jednak będzie miło – pomyślałem i z mapą w ręku opowiedziałem „swoją historię”. Chłopaki zainteresowali się też gie-pe-esem, jeden z nich przymierzył kask, a na ich twarzach pojawiły się uśmiechy. Potem siedząc na kamieniu obserwowałem jak celnie potrafią strzelać, dziś na szczęście nie ja byłem ich „wybrańcem”:) Załącznik 26996 Po drodze coraz więcej posterunków. Stanąłem przy jednym z nich, był po drugiej strony drogi. Po obu stronach bramy wjazdowej, za tymi workami z piachem kryją się żandarmi w pełnym rynsztunku. Strzeliłem fotę i od razu usłyszałem jakieś groźby (?), czym prędzej stamtąd zjeżdżam. Załącznik 26997 Jadę dalej, odwiedzić Batmana:). Załącznik 26998 Oprócz nazwy, nic ciekawego. Jeszcze tylko rocznik, najlepszy – ’76 :D Załącznik 26999 Długo nie mogłem znaleźć miejsca na nocleg. Teren górzysty i gęsto zaludniony. Posterunki jandarmy co 10 kilometrów. Lasu jak na lekarstwo, a jeśli już jest, to ogrodzony (sic!). Dopiero później domyśliłem się, że to chyba ze względów bezpieczeństwa. Pewnie po to, by utrudnić życie kurdyjskim partyzantom. Zaczęło się ściemniać. W miasteczku Ziyaret (25 km za Kozluk) zatrzymałem się koło posterunku (albo raczej warowni) jandarmy i spytałem o możliwość noclegu w okolicy. Oprócz wartowników pojawiło się jeszcze 2 gości w cywilu. Żaden z nich nie mówił po angielsku. Jeden z wartowników zadzwonił po „tłumacza”, który miał zaraz przyjść. Czekałem i czekałem, denerwowałem się, że czas leci, a niebo się ściemnia, gdy w końcu, po 10 minutach przyszedł. Pan w kwiecie wieku, z pochodzenia Syryjczyk, wyjaśnił mi, że ze 2 km stąd jest tani hotel. 3 dolce za pokój. – Super! Gdzie to jest? – spytałem. Okazało się, że tak naprawdę żaden z nich dokładnie tego nie wie. Po kolejnych 15 minutach bezsensownej gadki, stwierdziłem że to pieprzę i jadę gdziekolwiek dalej. Wtedy któryś z nich stwierdził, że w następnej mieścinie, oddalonej 10 minut jazdy stąd jest hotel dla nauczycieli. Wytłumaczyli gdzie dokładnie, dla pewności napisali mi to jeszcze na kartce po turecku. :umowa: Trwało to wszystko z pół godziny i gdy się skończyło spytałem Syryjczyka, czy mogę zrobić im zdjęcie. – Dobrze, ale staniemy w ten sposób, żeby nie było widać obozu – powiedział. Strzeliłem im fotę, pożegnałem się i chcę odjeżdżać, gdy nagle zatrzymuje mnie ten sam Syryjczyk. – Niestety musisz skasować to zdjęcie!:mad: – Co??? :dizzy: – To rozkaz komendanta obozu, bardzo mi przykro, nic nie poradzę – powiedział. Skasowałem to nieszczęsne zdjęcie (na jego oczach) i odjechałem. Już po ciemku wjechałem do oddalonego o 8 km Baykan. Przy pomocy lokelsów znalazłem ten hotel, lecz niestety nie było w nim wolnego miejsca. W końcu, na wyjeździe z miasta zobaczyłem otwartą bramę i wjechałem przez nią na plac gospodarczy. Z budynku wyszedł dozorca, któremu ręcznie zacząłem tłumaczyć i prosić, że chciałbym się przespać tutaj, na tej trawie w namiocie. Pan kazał czekać, wyjął komórkę i zadzwonił do szefa. Na dworze było już zupełnie ciemnio, a dozorca po skończonej rozmowie stanowczo odmówił spania na zewnątrz. Kompletnie NIC nie rozumiałem, a on coś mówił i szczypał mnie delikatnie w ręce. – A, pewnie są tu chmary jakiś komarów, czy innych krwiopijców, które mnie w nocy zjedzą – pomyślałem. Pokiwałem głową i wszedłem za nim do środka. Dostałem łóżko w osobnym pokoju. Przy telewizji wypiliśmy herbatę i poszedłem spać. Pozycja noclegu wg gps: N38˚09΄49,82΄΄ E41˚47΄26,18΄΄ Najbliższe miasto: Baykan, TR Dystans dzienny: 536 km Dystans skumulowany: 5038 km |
Pięknie .... serducho mi mocniej bije jak czytam o Turcji . Jakąś cząstkę siebie tam zostawiłem i nawet cena paliwa nie potrafi mnie odwieść od powrotu w tamte strony :)
|
DZIEŃ 11 – 30 maja, poniedziałek
25 Załącznik(ów)
Załącznik 27002
Gdy rano wyszedłem na zewnątrz i spojrzałem na motocykl, już wiedziałem o co mu chodziło z tym szczypaniem. Wszystko pokryte było jakimś pyłem. Wziąłem szlauch, którym dozorca mył stojącą obok ciężarówkę, chodnik i ulicę, i zlałem dominatorkę. Pożegnałem się z serdecznym panem i odjechałem. Załącznik 27003 Jadę w kierunku jeziora Van. Droga kręta, cały czas pod górę, aż do wysokości prawie 2200 m npm. Załącznik 27004 Załącznik 27005 Załącznik 27006 „Warowni” jandarmy cała masa, oddalone od siebie o kilka kilometrów. Oprócz tego często spotykam lotne patrole. Byli też kolesie z karabinami ubrani po cywilnemu, idący poboczem wzdłuż drogi. Czuję się jak Mariusz Max Kolonko nadający z serca konfliktu zbrojnego:Sarcastic: Załącznik 27007 Załącznik 27008 Kurdyjscy uczniowie idący rano do szkoły. Załącznik 27009 Po drodze tunel o długości ok. 2 km. Jak zwykle, wjeżdżając nie zdjąłem okularów przeciwsłonecznych. Pierwsza połowa tunelu – nieoświetlona, a gps dodatkowo razi mnie po oczach. Ledwo-ledwo widziałem środkową linię na jezdni i starałem się jej kurczowo trzymać, wydaje mi się, że mam początki klaustrofobii:dizzy:. Załącznik 27010 Ojciec Turków, Mustafa Kemal Paşa (ten na obrazku:)). Często widziałem jego podobizny, ale ten tutaj ma wyjątkowo hipnotyczne oczy. Jeden z naszych też ma takie... :D Załącznik 27011 Załącznik 27012 Jezioro Van. Załącznik 27013 Na nazwę sklepu, w którym ostatnio zrobiłem zakupy, zwróciłem uwagę dopiero teraz:haha2: Załącznik 27014 Załącznik 27015 Załącznik 27016 Pasterze. Załącznik 27017 Władza lubi przypominać, kto tu rządzi. Załącznik 27018 Z miasta Tatvan pojechałem dalej do Van. Załącznik 27019 Z obowiązku podjechałem do atrakcji turystycznej, oddalonej o 3 km od centrum – jakiś zamek. Wielkie to i rozległe, a jeszcze trzeba się wspinać na górę. Szkoda czasu i atłasu, jak prawiła babcia. Zrobiłem tylko zdjęcie, przez siatkę. Załącznik 27020 Poczułem nagłe pragnienie mięsa i wróciłem do centrum w poszukiwaniu kebaba. Zjadłem 2 (3 TL / sztuka). Załącznik 27021 Silnik zaczął przerywać. Początkowo myślałem, że jakieś felerne paliwo, bo było wyjątkowo tanie (3,65 TL). Notabene, najdroższe jakie udało mi się zatankować, było za 4,50 TL. Gdy zatankowałem na następnej stacji, a problem nie znikał, zwaliłem winę na wysokość npm. Sprawdziłem świecę, okazała się czarna jak smoła. Załącznik 27022 Moja szczątkowa wiedza techniczna pozwoliła mi stwierdzić, że mieszanka jest zbyt bogata. Zajrzałem do airboxa. Niestety dostał się tam olej, który upaćkał z jednej strony filtr powietrza. – Skąd tu olej? – spytałem sam siebie, ale odpowiedzi nie uzyskałem:) No nic, filtra powietrza nie mam zapasowego. Jak będzie naprawdę źle, to da się przecież jechać bez niego. Zmieniłem tylko świecę. – Ale super, wreszcie silnik nie przerywa!!! – ucieszyłem się po przejechaniu pierwszych kilometrów. Jednak po 10 km nieprzyjemne objawy powróciły, lecz już się nie zatrzymywałem. Potem było raz lepiej, raz gorzej. Lepiej gdy zjeżdżałem na 1600 m npm, a gorzej – wyżej. Załącznik 27023 Na stacji paliw „m-oil” w Erzurum sympatyczny pan dał mi gadżety związane z zimową olimpiadą, która odbywała się tu w styczniu br.; naklejkę „Erzurum 2011 – winter universiade”, plan miasta i zapach... do auta:D Ucieszyłem się, zwłaszcza z tej naklejki, lecz na razie nie mogłem jej nalepić, motocykl pokrywała zbyt gruba warstwa błota. Spytałem pana o możliwość taniego noclegu w okolicy. Robiło się już późnawo, a teren wciąż nie dawał zbyt wiele nadziei na rozbicie namiotu. Pełno ludzi, miasteczek i wsi, no i tych nielicznych ogrodzonych lasków. Inne fajne tereny (łąki, wzgórza) też są ogrodzone i wiecie kto je okupuje? Jandarma, całe hektary!!! Zostają jeszcze pola uprawne i strome zbocza gór...:( Wesoły benzyniarz polecił mi kemping znajdujący się 15 km dalej w Ilica. Załącznik 27024 Udałem się do Ilica. Jednak żadna z zapytanych przeze mnie osób, nic nie słyszała o kempingu. W końcu przejeżdżam obok posterunku polis. Policjant przy użyciu translatora w komórce, dokładnie wyjaśnił mi gdzie znajduje się jedyny lasek w okolicy, jaki on zna. Zaznaczył, że nie jest to zbyt bezpieczne miejsce. – Jeśli będą kłopoty, zadzwoń do mnie na 155 – powiedział z troską. Numer 155 to po prostu odpowiednik naszego 997, ale fajnie to zabrzmiało w jego ustach:D Bezbłędnie trafiłem do rzeczonego lasku, który okazał się być zbiorem ze 20 drzewek rosnących luźno i bez żadnego podszytu, tuż nad rzeczką. Rzeka jest niezaprzeczalnym plusem, lecz nad jej brzegiem rozkręcała się impreza, której towarzyszył połów rybek. A ze 300 metrów dalej była wioska... Ogarnąłem całą sytuację wzrokiem i odkręciwszy manetkę szybko się stamtąd zmyłem. Zrobiło się już szarawo, do zmroku pozostało ze 40 minut. Koniec podchodów, walę znowu do jandarmy. 2 kolesi, obaj po cywilnemu. Ni w ząb po angielsku. Gestykuluję i wyginam ciało jak mim, robiąc przy tym minę ostatniej ofiary losu:D Zakumali o co mi kaman i wskazują palcem tablicę w 4 językach świata, że „no entry” i mam spadać. Ale ja twardo, że jak nie wewnątrz ich ogrodzonego terenu, to rozbijam namiot tu na trawie, tuż za siatką! Wtedy młodszego z nich wzięła litość i zadzwonił do swego przełożonego (chyba). 2-minutowa rozmowa, w czasie której chłopak naprawdę się starał właśnie się skończyła, a ja nie mogę domyślić się werdyktu. – Pokaż paszport! – słyszę komendę. – Dobra nasza! Mam spanko! – myślę podając mu dokument. Ale on obejrzał, oddał i stwierdził krótko, że nie można. Ups! Co robić, podziękowałem mu szczerze i odjechałem. Zrobiło się już zupełnie ciemno i w dodatku zimno. Przecież nie będę jechał nocą, walnę się byle gdzie i już. Jadę tak ze 2 kilometry szosą, nagle patrzę – opuszczona stacja benzynowa „Gulf”. W trakcie jazdy gaszę światła i zajeżdżam od tyłu. Jest nieźle, za budynkiem równy beton, od strony łąk pół metrowy murek. Podnoszę wzrok 3 metry dalej i widzę ze ściany wystający kran i wodę lejącą się do „korytka”. – Extra, będzie kąpiel! – ucieszyłem się:D Dobra, zanim rozłożę namiocik, to jeszcze sprawdzam, czy nie ma tu nikogo. Jedne drzwi zamknięte, drugie drzwi... otwarte. Zaglądam i widzę pusty pokój 3 x 3 metry, na podłodze wykładzina, na kaloryferze 2 złożone dywaniki i leżący na nich muzułmański różaniec. O w mordę, co raz lepiej!!! :Thumbs_Up: Niewiele myśląc, rozładowuję motocykl. Odchudzony zmieścił się przez drzwi do środka:) W zamku drzwi, od środka znajduję... klucz:) - do kompletu szczęścia i poczucia bezpieczeństwa! Tej nocy kierownik wraz ze swoją dominatorką mają do dyspozycji własny, zamykany na klucz pokoik! Rano tak to wyglądało. Załącznik 27025 Załącznik 27026 Wieczorami męczy mnie jakiś dziwny kaszel i gęsty katar. To wina mojego kierownika, który zaraził mnie tuż przed wyjazdem, podczas delegacji do RDLP Piła, rzęził wtedy jak iż pod górę! Zdrówka mu życzę, i sobie też! Pozycja noclegu wg gps: N39˚57΄35,63΄΄ E41˚03΄40,59΄΄ Najbliższe miasto: Kayapa, Ilica, TR Dystans dzienny: 662 km Dystans skumulowany: 5700 km |
DZIEŃ 12 – 31 maja, wtorek
27 Załącznik(ów)
Załącznik 27027
Rano wyruszyłem z myślą, żeby już wracać do domu, ale dominatorka ładnie jechała, prawie bez szarpnięć. Dlatego zmieniłem plan i postanowiłem zahaczyć jeszcze o Kapadocję. Załącznik 27028 Potwierdzają się moje przypuszczenia, że słaba praca silnika związana jest wysokością npm. Tak mi się przynajmniej wydaje. Do 1300 m npm silnik pracuje ładnie, około 1600 m npm zaczyna przerywać, a na 1900 – 2000 m npm jedzie się naprawdę ciężko. Załącznik 27029 W zasadzie cały dzień jadę... Załącznik 27030 Załącznik 27031 Załącznik 27032 Załącznik 27033 Załącznik 27034 Rano jem... tak, znowu kebaba:), tym razem w Erzircum. Załącznik 27036 Załącznik 27035 Gdy kończę posiłek, zbliża się do mojego talerza kelner i swoimi łapami zaczyna mi zawijać mięso w resztki naleśnika... i zawiniętego kebaba wciska mi do rąk. Wcześniej koleś był sympatyczny, ale teraz taka bezpośredniość zaczyna mi działać na nerwy :Sarcastic: Załącznik 27037 Jadę dalej :at: Załącznik 27038 Załącznik 27039 Załącznik 27040 Załącznik 27041 A tutaj bym leżał. Zbyt szybko i zbyt nonszalancko wjechałem na świeżutki asfalt i... na szczęście skończyło się na przejściu ciarek po plecach:) Załącznik 27042 Załącznik 27043 Około 14.00 musiałem zregenerować, bo bałem się, że usnę podczas jazdy. Zatrzymałem się koło jeziora Tödürke, będącego chyba jakimś rezerwatem przyrody. Punkt widokowy na wieży był niedostępny (zamknięte stalowe drzwi), a moja ospałość i znużenie wygrały z chęcią lustrowania okolicy. Wokoło żywego ducha, zapadłem tu w przyjemną drzemkę :spac: Załącznik 27044 Po 30 minutach dalej w drogę. Załącznik 27045 Załącznik 27046 W 250-tysięcznym mieście Sivas, w sklepie z pilarkami i kosiarkami kupuję zapasową święcę... Załącznik 27047 ... i robię zakupy w markecie. To co kosztuje 4.35 biorę za ser, lecz później okazuje się masłem:) Załącznik 27048 Kupuję miód, który sprzedają tu w plastikowych pojemnikach, w całych plastrach. Załącznik 27049 W dziale ze słodyczami, pod sufitem wiszą cevizli sucuk, czyli orzechy włoskie zalane zastygłym syropem z winogron. Tanie, smaczne i pożywne :Thumbs_Up: Załącznik 27050 Załącznik 27051 Wieczorem zajeżdżam na stację benzynową. Po zapłaceniu koleś pokazuje mi łyżeczkę do herbaty. – Jasne, chętnie napiję się herbaty! – ucieszyłem się w myślach. Ale zaraz okazuje się, że na stole leży pudełko z lodami. Siadamy we trzech (2 pracowników stacji i ja) i uśmiechając się do siebie wcianamy, każdy pędzluje ze swojego rogu. Na początku chciałem tylko kurtuazyjnie zjeść kilka łyżeczek i podziękować, ale ta dundurma była taka pyszna, że nie mogłem się od niej odczepić dobre 20 minut:D Dobre, śmietankowe, nieprzesłodzone, konsystencji ciągnącej się jak nasza krówka. Bardzo serdeczny naród! Załącznik 27052 Dziś 2 razy o mały włos zabrakłoby mi paliwa. To pewnie kwestia prędkości, musiałem tankować już po przejechaniu 165 km (normalnie robię ponad 200 km). Śpię około 40 km przed Nevşehir, pomiędzy łąkami i młodymi plantacjami winorośli. Pierwszy raz podczas tego wyjazdu czuję się śpiący i zmęczony. Dobranoc! :spac: Załącznik 27053 Pozycja noclegu wg gps: N38˚44΄45,09΄΄ E35˚02΄14,25΄΄ Najbliższe miasto: Bozca, Incesu, TR Dystans dzienny: 673 km Dystans skumulowany: 6373 km |
Fajna ta Turcja...zwłaszcza w samotnej wycieczce...Klimat podrozy wciaga....a tu sniegi i mroz.. fajnie się czyta.. super
|
Nie ustawaj w pisaniu ! Przypomina mi się moja pierwsza samotna wyprawa po Turcji. Turcy sa dość specyficzni ale dadzą się lubić.
|
DZIEŃ 13 – 1 czerwca, środa
24 Załącznik(ów)
Załącznik 27065
Rano wstaję naprawdę wcześnie. Na dworze zimno i ciemno, co mnie trochę dziwi po wyjściu z ciepłego śpiwora. Nawiasem mówiąc, ze śpiwora zaczyna też (oprócz mnie) wyłazić puch, pojedyncze piórka. Trochę mnie to niepokoi, przecież to jego pierwszy wyjazd! Najedzony i spakowany wyruszyłem już o 6.00. Chciałem zdążyć na start balonów w Kapadocji. I udało się:) Jak się później przekonałem, balony wzbijają się w powietrze od samego świtu, aż do wczesnych godzin południowych (10.00 – 11.00). Załącznik 27066 Załącznik 27067 Załącznik 27068 Przypadkowo poznana Hiszpanka twierdzi, że widziała tutaj kiedyś na niebie 60 balonów na raz. Koszt tej przyjemności dla zwykłego turysty wynosi 125 eurobaksów, a lot trwa 1 godzinę. Nie zdecydowałem się. Kapadocja zrobiła na mnie duże wrażenie! Mam wrażenie, że dzięki temu, że spędziłem tam tylko pół dnia, udało mi się uniknąć komercyjnej strony tego miejsca. Kapadocję pamiętałem z relacji Beddie’go. Tak jak jego, mnie też cieszy nieskrępowana możliwość pojeżdżenia wąskimi ścieżkami między tymi wulkanicznymi skałami. Są one tak delikatne, że kruszą się pod naciskiem palca. Załącznik 27069 Załącznik 27070 Załącznik 27071 Załącznik 27072 Z premedytacją odszukuję fallusokształtne skałki:D Wierzchołek takiej skały zbudowany jest z bardziej odpornego na erozję bazaltu, stąd te ciekawe kształty. Załącznik 27073 Załącznik 27074 Załącznik 27075 Wjeżdżam na górę z zamkiem Uçhisar, ujdzie, widok taki sobie. Skorzystałem za to z okazji i posłuchałem trochę przewodnika, który oprowadzał jakąś wycieczkę. Usłyszałem od niego m.in. to, że miasteczka w Kapadocji są połączone podziemnymi tunelami, ciągnącymi się nieraz po 30 – 40 kilometrów. Załącznik 27076 Załącznik 27077 Zrezygnowałem natomiast z zaplanowanego wcześniej podziemnego miasta Derinkuyu. PIP (power of pussy), jak mawia Steven, jest silniejsze:D Pognałem w stronę domu, najpierw do Aksaray i dalej na północny-zachód wzdłuż słonego jeziora Tuz. Załącznik 27078 Załącznik 27081 Słodycze dodają energii Załącznik 27079 Załącznik 27080 Jakieś 80 km przed Ankarą uciekłem na wschód przez wiochę Haymana do Polatli. W Haymanie złapała mnie burza, lecz po 14 km byłem już suchy. Załącznik 27082 Załącznik 27083 Wjechałem do 80-tysięcznego Polatli. Miasto zrobiło na mnie przyjemnie wrażenie, ciche i spokojne, leżące nieco na uboczu. Zatrzymałem się przed pierwszą zauważoną knajpką z kebabami. Z zewnątrz nic nie wskazywało na to, żebym za chwilę, po przekroczeniu progu stanął jak wryty. Nie bardzo wiedziałem co robić, bo głupio mi było się wycofać. Trudno. W progu zostałem powitany przez kelnera i zaprowadzony do nakrytego białym obrusem stolika. Po chwili ujrzałem menu i w duchu się zaśmiałem, bo ceny były naprawdę przystępne. Zamówiłem halap kebap. Już po chwili kelner przyniósł mi zupę. Jak się okazało, do każdego kebaba zupa i pieczywo gratis. Mięso okazało się pysznie przyprawione, na talerzu znajdowały się też kawałki bułki w sosie. Jak zawsze w Turcji, tego mięsa było dla mnie 5 razy za mało, ale cóż. Rachunek opiewał na 10 TL. Przed wyjściem kelner spryskał mi dłonie wodą cytrynową, rewelacyjny wynalazek! Załącznik 27084 Ciągnę dalej na zachód, przez Eskişehir do miasta Bilecik, którego nazwę chcę jutro zatrzymać w kadrze. Załącznik 27085 Jakąś godzinę przed planowanym noclegiem znowu leje, tym razem jak z cebra. Załącznik 27086 Stoję tak i czekam aż przejdzie to oberwanie chmury, gdy nagle podjeżdża... rambo. Jak widać nie tylko WTA ma swojego ramboszczaka:D Załącznik 27087 Udało mi się (znowu:)) znaleźć fajny nocleg, tym razem w sosnowym lasku. Niestety większość rzeczy mokra (te, które mam na sobie) lub wilgotna, worek zaczął przeciekać. Namiot też ma już za sobą najlepsze lata, szwy puszczają. Nie było przyjemnie kończyć tego dnia w ulewnym deszczu, nawet herbatę gotowałem w namiocie. Poza tym chyba zaczynam śmierdzieć, przydałby mi się hamam. Załącznik 27089 Pozycja noclegu wg gps: N39˚54΄11,95΄΄ E30˚10΄34,88΄΄ Najbliższe miasto: Yeniçepni, Bozüyük, TR Dystans dzienny: 592 km Dystans skumulowany: 6965 km |
Cytat:
Te formy nazywają się fairy chimney albo hoodoos. Takie zboczenie zawodowe :Sarcastic: Świetne zdjęcia :Thumbs_Up: |
Dzięki za sprostowanie!
Pozdrawiam :) |
DZIEŃ 14 – 2 czerwca, czwartek
12 Załącznik(ów)
Załącznik 27091
Tym razem długo wstaję i długo się pakuję. Deszcz przestał padać dopiero rano, z koron drzew wciąż spadały krople. Wilgoć. Dużo wilgoci. Załącznik 27092 Wyjechałem bez śniadania, zatrzymałem się, żeby je zjeść w Bileciku. Załącznik 27093 Kupiłem bułkę w piekarni i ayran w małym sklepiku. Załącznik 27094 Wjechałem do Stambułu. Nie autostradą, ale drogą do niej równoległą i tak samo wygodną, czasem trzeba było tylko stanąć na światłach. Załącznik 27095 Załącznik 27096 Tylko tutaj w jedno przedpołudnie widziałem 3 kraksy. W tym giga-mieście dopiero zauważyłem, że Turcy jeżdżą jak szaleni. Ale i u nas jest podobnie, po wioskach i mniejszych miasteczkach ludzie jeżdżą duuużo spokojniej niż w miastach. A te korki! W Stambule nikt nie przepuszcza motocykli. Jeszcze przed Stambułem zatrzymała mnie policja. Bardzo miła pogawędka i to po angielsku. Co myślę o tureckich „crazy drivers”? Po 5 minutowej konwersacji policjant nawet nie chciał spojrzeć na moje dokumenty. Na koniec usłyszałem jeszcze życzenia miłej podróży! Niech drogówka w Polsce bierze przykład! Zatrzymałem się na stacji benzynowej próbując wczytać do gps-a adres sklepu motocyklowego. Potrzebowałem sprej do łańcucha. Po chwili podjechał kurier na skuterze. Jak wszyscy Turcy był życzliwy i chciał pomóc:Thumbs_Up: Jednak po angielsku znał tylko jedno słowo: friend:) Mówił do mnie po turecku, co bardzo szybko mnie wyczerpało:) i już po chwili nie chciało mi się nawet powtarzać w formie pytającej wypowiadanych przez niego pojedynczych słówek. Równie dobrze mógłby przemawiać do mnie po chińsku. Na początku chciałem, żeby pomógł mi zrozumieć adres sklepu motocyklowego. Miałem ich kilka przygotowanych, ale za cholerę nie mogłem ich wczytać do gps-a. Potem zacząłem nawijać o potrzebnym spreju. Po kolejnych 10 minutach chciałem już tylko, żeby zostawił mnie w spokoju:Sarcastic: Przestałem wysilać się swoim (też łamanym;)) angielskim, mówiłem coś po polsku i starałem się jak najbardziej obrazowo machać rękami „czaisz te kocie ruchy, te gesty rękami”:D Język gestów zaskoczył! Obaj się ucieszyliśmy i dosiedliśmy swych maszyn. Jednak Turek zaraz znowu się zatrzymał chcąc się upewnić, że jest mi potrzebny tylko smar, a nie olej do silnika. Tak, tak, tylko smar. Ok! Załącznik 27097 Ruszyliśmy znowu. Poprowadził mnie przez arterie swojego miasta. Podążałem za nim i mimo tego, że nie jechał zbyt szybko, maksymalnie ok. 90 km/h, to w korkach i ogólnym chaosie ulicy ciężko mi było za nim nadążyć. Po kilku kilometrach, które bardzo mi się dłużyły wreszcie skręciliśmy w boczną uliczkę, gdzie zobaczyłem całe zagłębie motocyklowe. Co najmniej kilkanaście salonów motocykli i skuterów. Weszliśmy do salonu hondy i pojawił się szef, chłodno się witając. Sprej motula kosztował 30 TL, drożej niż u nas, innych nie było. Nie grymasiłem. Pan okazując swoją łaskę spuścił mi z ceny piątaka, na co pani w kasie zareagowała unosząc brwi pod sam sufit w niemym zdziwieniu:dizzy: Kurczę, koleś, gdybym był na Twoim miejscu i ktoś przyjechałby do mojego do salonu pokonując wcześniej ponad 7 tysięcy kilometrów to dałbym mu ten sprej za darmo i jeszcze poprosił o autograf. Tak wtedy pomyślałem, uśmiechając się i mając nadzieję, że nie czyta mi w myślach. Za chwilę jednak wyszedłem i mi przeszło. W końcu za kogo ja się uważam??? Wymieniliśmy maile z tureckim kurierem i się pożegnaliśmy. Załącznik 27098 Przed wjazdem do Stambułu myślałem sobie, że chciałbym załatwić tutaj 3 sprawy: kupić sprej do łańcucha, rzucić okiem na Hagia Sofia i zjeść kebaba, który pozwoli mi pędzić z wiatrem do wieczora. Ale nagle poczułem się strasznie zmęczony tym miastem, jego ogromem i chaosem. Gdy zobaczyłem znak otogar, pomyślałem: ok! Na dworcu na pewno znajdzie się kebap! Dworzec adekwatny wielkością do swojego miasta. Pełno tu prywatnych przewoźników mających swoje lokale. Zaparkowałem motocykl i zabierając ze sobą kask, kurtkę i plecak – uznałem, że dworzec to miejsce jednak mało bezpieczne, wszedłem do pierwszej lepszej mordowni. Za 9 TL zjadłem nadspodziewanie dobry posiłek. Zapłaciłem i wyszedłem z pełnym brzuchem trochę się przejść. Załącznik 27099 Załącznik 27100 Zadowolony z siebie przechadzam się trzymając w jednej ręce kask, a w drugiej kurtkę. Uszedłem ze 100 – 150 metrów, gdy zorientowałem się, że ktoś za mną biegnie. Odwracam głowę i widzę kelnera trzymającego w ręku mój plecak. Nie wiem nawet, czy usłyszał moje serdeczne podziękowania:bow: bo jak tylko mi go oddał, na nic nie czekając biegiem pomknął z powrotem. Wzruszyłem się, bo w plecaku miałem paszport, dokumenty motocykla, pieniądze, aparat i kamerę, więc bez niego byłoby raczej ciężko dostać się do domu. Nawet nie sprawdzam, wiem, że wszystko jest na swoim miejscu. Zaczynam być roztargniony... A parę godzin później, gdy kasjer w sklepie pomylił się i wydał mi o 20-kilka tureckich lirów za dużo, całą wieczność analizowałem za i przeciw zwrócenia mu na to uwagi, nim w końcu, po chwili odezwałem się. Ta moja małostkowość! Jak ciężko jest ze sobą walczyć, jak dużo trzeba zmienić! Załącznik 27101 I ostatnia migawka z Turcji. Po drugiej stronie ulicy dorosła córka stojąca z wózkiem na ulicy, żegna się ze starszym mężczyzną, pewnikiem swoim ojcem. Kończą rozmowę, a potem ona całkiem niewymuszonym gestem całuje ojca najpierw w rękę, a potem przykłada ją sobie do czoła. Piękne i wzruszające! Przejście graniczne Edirne – Kapikule przebyłem błyskawicznie, rozbawiając przy okazji celników. Dojeżdżając do ich budki i widząc 2 wpatrujące się we mnie bułgarskie twarze niczego oczywiście nie podejrzewałem, gdy nagle spod asfaltu zostałem zbryzgany jakimś syfem:mad: Zrobili mi prysznic z chloru! Zatrzymałem się przy nich i poirytowany pytam o co kaman? A oni bardziej weseli niż im na służbie przystoi, mówią, że to zabezpieczenie sanitarne, żeby nie przywieźć czegoś do UE. „Pożartowaliśmy, pośmiali, jak to mówią” i ruszyłem przed siebie mając nadzieję, że za chwilę spadnie solidny (acz krótki) deszcz i spłucze ze mnie to gówno. Nocleg w lesie nad brzegiem jeziora w Bułgarii! Super miejscówka! Ale jeszcze jakieś 200 metrów przed ostatecznym wyborem miejsca na spanko, wywaliłem się i nie miałem siły podnieść tej załadowanej krowy. Spociłem się jak mysz. Gdy 5 minut później znalazłem to wspaniałe miejsce, od razu wskoczyłem do jeziora. Cudowne uczucie! Tym bardziej, że ostatni raz kąpałem się… nie pamiętam już kiedy...:D Po kolacji długo siedziałem i cieszyłem się tym miejscem. Cisza, spokój, gwiazdy i leciutki szum fal jeziora. Brak ludzi i bzyczących krwiopijców. Aż żal kłaść się spać! Załącznik 27102 Pozycja noclegu wg gps: N42˚35΄17,80΄΄ E25˚53΄56,84΄΄ Najbliższe miasto: Рaнuчepebo, Noba Зaгopa, BG Dystans dzienny: 703 km Dystans skumulowany: 7668 km |
:bow::bow::bow:
|
Fajnie.Dziś zacząłem i skończyłem czytać.czekam na cd.
|
rispect
|
DZIEŃ 15 – 3 czerwca, piątek
6 Załącznik(ów)
Załącznik 27111
Rano wyjechałem bez śniadania, bo ayran, który wczoraj kupiłem okazał się skisły, a nic innego nie chciało mi się pichcić. Pogoda dziś nie najlepsza, poza tym nie mogłem jej wyczuć. Już miało lać, ołowiane chmury wisiały tuż nade mną, więc zatrzymałem się, by włożyć kondomy. Niedługo potem okazało się, że jednak nie będzie padać, jest mi duszno, więc staję i ściągam to z siebie. Przejechałem może z 50 km, kiedy zaczyna się ulewa. No dobra, zatrzymam się i ubiorę. W zatoczce przy szosie podczas zatrzymywania musiałem się jeszcze wywalić, no musiałem po prostu. Nie wiem jak tego dokonałem:mad:, motocykl powoli się położył i już. Na szczęście to druga i ostatnia gleba podczas tego wyjazdu. Na liczniku pojawiła sie okrągła sumka:) Załącznik 27112 Załącznik 27113 Szybko :at: przez granicę, jestem w Rumunii Załącznik 27114 Zatrzymałem się dopiero koło 11.00 przy jakimś markecie tuż przed Bukaresztem. Posiliłem się ciepłymi udkami kurczaka, smakowały całkiem nieźle! Załącznik 27115 Bukareszt wydał mi się strasznie obrzydliwy i meczący. Okropne, brzydkie blokowiska, nieotynkowany, nieocieplony beton. Chciałem go jak najszybciej mieć za sobą, co nie było łatwe, żadnej obwodnicy, duży ruch i bardzo częste światła. To był meczący dzień. Czasem słońce, czasem deszcz. Mokłem i wysychałem. Po drugim założeniu i zdjęciu p-deszczowych ochraniaczy olałem to i do końca dnia jechałem bez nich. Bardzo duży ruch, masa TIR-ów. Ślisko. Nocuję w bukowym lesie. Jem zupę z kluchami, siedząc na ziemi. A wokół mnie szeleści chyba ze 20 biegaczy! Nigdy ich na raz tyle nie widziałem! Jednego przed chwilą wytrząsnąłem z nogawki:) Załącznik 27116 Do Satu Mare zostało mi 194 km, a do domu 860. Pozycja noclegu wg gps: N46˚41΄14,92΄΄ E23˚37΄02,29΄΄ Najbliższe miasto: Vălcele, Feleacu, RO Dystans dzienny: 687 km Dystans skumulowany: 8355 km |
DZIEŃ 16 – 4 czerwca, sobota
3 Załącznik(ów)
Załącznik 27130
Nie wstałem skoro świt, potrzebowałem porządnie się wyspać i zregenerować siły. Ostatecznie wyjechałem około 9.00. Załącznik 27131 Ustawiłem w gpsie dom jako cel podróży i niewiele myśląc, myślenie nie jest ostatnio moją najmocniejszą stroną, ruszyłem. Dojechałem do północnej granicy Rumunii. Trochę mnie zdziwiło pojawienie się jakiejś celniczki, przecież granicę UE dawno już minąłem. Błysnęła mi w głowie myśl, że to pewnie jakaś Węgierka, przecież to taki dziwny naród:) Niech sobie stoi – pomyślałem i już ją wymijałem, gdy zorientowałem się, że czegoś chce ode mnie. Ok, stanę. Podeszła spisać tablicę i wręczyła mi karteluszkę. Coraz bardziej to wszystko dziwne:dizzy: Ruszyłem przed siebie, a ze 300 metrów stanąłem jak wryty! Przecierałem oczy ze zdumienia widząc napis: UKRAINA!:confused: No nie, to jakiś większy absurd!!!:mur: Nie tak miało być! Po chwili dotarło do mnie, że jechałem jak osioł z klapkami na oczach, bezwiednie kierując się gps-em. Sflaczałem nieco na duchu, myśląc ile czasu niepotrzebnie tu zmarnuję. Ale nie chciało mi się już wracać do innego przejścia. Mimo złych przeczuć i wcześniejszych doświadczeń ukraińscy celnicy trzymali mnie tylko pół godziny. Koleś strasznie się tylko dziwił, po jaką cholerę tędy jadę. – Eee, nie było aż tak źle – myślę sobie jadąc po ukraińskich dziurach na spotkanie ze Słowacją. Mijam jeden ze stadionów wybudowany na EURO2012 przez naszych sąsiadów:D Załącznik 27132 Ale znacznie gorzej miało dopiero być… Jest przejście, podjeżdżam na sam przód, nie czekając w tej całej kolejce, ona przecież nie jest dla mnie, ja jestem „motocyklysta”:D, poza tym wracam do domu z flagą na kasku, no i to Słowacja – nasi sąsiedzi. Schodzę z moto przed samiuśką budką, omijając samochód trzepany przez celników, w wyciągniętym ręku trzymam paszport i z bananem na twarzy zbliżam się do budki. – A wy gdzie Pany?!? – słyszę głos ładnej celniczki, a zdziwienia w nim co nie miara. – Ja do kontroli:) – odpowiadam uśmiechem. – To stójcie tam i czekajcie! – też się uśmiechnęła, ale pod tym uśmiechem wyczytałem lekką drwinę. Ok, postoję, poczekam. Po 15 minutach wciąż stoję i nic się nie dzieje. To znaczy nic ze mną, bo obok celnicy trzepią już następny samochód. Dziwi mnie to, bo szczegółowo sprawdzają swoich obywateli. Po 20 minutach zaczynam dreptać wokół motocykla, po następnych 5 wyciągam jedzenie i udaję, że teraz to już mi się nie spieszy. Zjadłem. W końcu zaczepiam jakiegoś typa, który właśnie wyszedł z budki i proszę, żeby teraz mnie wziął na trzepak. – Dobra, będziesz trzeci, za nim i za nim – pan władza cedzi słowa upajając się tym. Czekam więc dalej. Podchodzi do mnie jakiś grubas w mundurze żołnierza i czysto po polsku zagaduje mnie skąd i po co. Stara się prowadzić rozmowę w luźnej atmosferze, ale ciężko mu to idzie. Po kilku pytaniach wreszcie przechodzi do rzeczy. – A, to w Turcji byłeś, próbowałeś jakiś narkotyków? Wziąłeś coś sobie na pamiątkę? – pyta. Przestałem się uśmiechać, spojrzałem mu w oczy i używając eufemizmu Sambora powiedziałem: „uciekaj szybko!”. Oczywiście, tylko chciałem tak powiedzieć:D W zamian po prostu bąknąłem krótkie „nie!”. Grubas odszedł, ale za chwilę znowu przyszedł i znowu zaczyna ze mną pseudo-luźną pogawędkę. Nie miałem na nią ochoty, ale co robić. I znowu, po kilku pytaniach zjechał na narkotyki. Grubasie nudzisz mnie! W końcu przyszła moja kolej, podstawiłem motocykl, oddałem paszport, a juby się ulotnił. Podeszła celniczka i pyta o pojemność silnika, średnie spalanie (ale o sso chodzi???), ile mam paliwa w baku (?????). Żąda podania przebiegu motocykla – nie mogę się temu nadziwić! Czy ja chcę wjechać do kraju trzeciego świata, czy na tę zasraną Słowację??? Wszystkie moje odpowiedzi spisała na pomiętej kartce 8 x 8 cm i razem z moim dowodem rejestracyjnym poszła to trawić. W tym czasie inna „zwraca się do mnie z uprzejmym pytaniem” o zawartość sakw. Jak teraz o tym myślę, to chce mi się rzygać, ale dopiszę to do końca, bo to jakaś kompletna paranoja, jakiś „większy absurd”! Tak więc wyliczam cierpliwie wszystko po kolei, co w worku na górze, co w lewej sakwie, co w prawej. I od początku, co w worze, co w lewej…. Zaczynam czuć się jak główny bohater Franza Kafki. Jednak tłumaczę sam sobie, że zniecierpliwieniem, czy irytacją mogę tylko stracić tu więcej czasu. Za chwilę przychodzi jeszcze jeden dociekliwy pan i wspólnie ze swoja koleżanką trzeci raz mnie przepytują. Mówię to samo, w tym samym porządku, już nawet zaczynam rymować!:Sarcastic: Wreszcie cięcie! Koniec zabawy, możesz jechać – słyszę. Po 1,5 godziny stania pozwalam wszystkim porządnie zaciągnąć się moimi spalinami:at: Do dziś żal mi czasu straconego na tej granicy i samego siebie, że nie sprawdziłem wcześniej trasy w gpsie:mur: Do domu dotarłem szczęśliwie około 23.00. Pozycja noclegu wg gps: Dom Najbliższe miasto: Warszawa, PL Dystans dzienny: 860 km Dystans skumulowany: 9215 km K O N I E C. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:48. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.