![]() |
PRZEZ KRAJ PARTYZANTÓW, KOKAINY I KAWY: czyli pekaesem po Kolumbii. [Listopad 2011]
Musicie przyznać, że chwytliwy tytuł to podstawa :) No ale skoro już daliście się nabrać to zapraszam do lektury…acha, kawę naprawdę tam piłem :)
Część pierwsza czyli: No entiendo senior! - Dlaczego właśnie Kolumbia Panie Czosnku? - Ponieważ od zawsze fascynowałem się cywilizacją prekolumbijską, geografią oraz historią tego rejonu świata. Wyjazd ten to zwieńczenie mych wieloletnich studiów nad Ameryką Południową a w szczególności Kolumbią. Oczywiście w ramach licencia poetica, nieznacznie podkolorowałem rzeczywistość, która przedstawiała się tak: - Widziałaś jaki tani bilet do Kolumbii? - Oooo… - Lecim? - Lecim!! - Jaki mamy plan? – zapytała Sylwia, gdy czas wylotu zbliżał się wielkimi krokami. Ma dziewczyna szczęście, nie mogła trafić z pytaniem o plan do bardziej właściwej osoby ode mnie. W odpowiedzi zacytowałem mego guru strategii, samego naczelnika Tadeusza Kościuszkę, który to przed jedną z ważnych bitew, na identycznie zadane pytanie wymamrotał: „Jakoś to będzie” Dziewczę westchnęło smutno i bez słowa zamówiła przewodnik „Lonely Planet”, rozmówki hiszpańskie oraz przejściówkę na kolumbijskie gniazdka. Koniec żartów, nadszedł czas planowania! – rzekłem stanowczo, otwierając przewodnik. Samolot właśnie mijał Portugalię. Zanim jednak do tego doszło, dnia 27 listopada wylądowaliśmy w Oslo, skąd mieliśmy złapać samolot właściwy. Jako, że samolot właściwy odlatywał następnego dnia, ruszyliśmy zwiedzać. https://lh5.googleusercontent.com/--...0/DSC06408.JPG Jakbym miał jednym słowem opisać to miasto, powiedziałbym „poprawne” https://lh4.googleusercontent.com/-X...0/DSC06412.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-_...0/DSC06418.JPG Za to bardzo ale to bardzo niepoprawne są ceny. Tymczasem, planowanie zostało przełożone, ze względu na „Kowboi i Obcych” w pokładowej TV i tak w przyjemnej atmosferze, po 12 godzinach lotu wylądowaliśmy w Bogocie. Na lotnisku wymiana kasy przy okazji, której Sylwia musiała złożyć odcisk swego kciuka, taksówka i ok. dwudziestominutowa jazda do starej części miasta, czyli dzielnicy La Candelaria, gdzie UWAGA! Zarezerwowałem wcześniej pokój w hostelu. Bardzo lubię, jadąc w nocy taksówką w nowym kraju, otworzyć okno, wystawić nos na zewnątrz i chłonąć zapachy. Obrazy się zapomina ale zapachy pozostają ze mną na zawsze. Nasz hotel „Bogota invisible” rzeczywiście był dosyć invisible, uznając, że szyldy są dla amatorów a numer domu i dzwonek u drzwi rozwiązuje sprawę…. Mieli rację. Zaraz po wejściu poinformowaliśmy portiera, naszą piękna angielszczyzną o posiadaniu przez nas rezerwacji w tymże lokalu. Pan z naszego wywodu zrozumiał „rezerwacja” natomiast my z jego wywodu wypowiedzianego pięknym hiszpańskim "problem” Mówiąc, każdy po swojemu, machając rękami i pokazując różne papierki doszliśmy do wniosku, że nasz pokój jest dziś zajęty ale będzie wolny „maniana” za to dzisiaj dostajemy dla siebie całe dormitorium. Przed położeniem się spać, pijąc piwo w hotelowym atrium doszliśmy do smutnego wniosku, że skoro nawet obsługa hotelu w stolicy, reklamującego się na międzynarodowych stronach ni w ząb nie mówi po angielsku, to proszę państwa, na tym wyjeździe sobie nie porozmawiamy. https://lh4.googleusercontent.com/-1...0/DSC06429.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-k...0/DSC06433.JPG |
czekałem na to!!!!
|
Czosnek, jedziesz! :) :lukacz:
|
Cytat:
|
Cytat:
Jakoś to będzie! :Thumbs_Up: i zawsze jest git... |
Fajnie sie zapowiada...swietny pomysl :)
|
Kiedys wszyscy chcieli na wschód...... teraz widać po ostatnich relacjach coraz modniejsza Ameryka Południowa..........trza zacząć myśleć.
Czosnek nie zapominaj o nas , teraz długie zimowe wieczory, poczytalibysmy coś, |
Kiedyś modne było "naszym planem był brak planu" ale " jakoś to będzie" bardziej mi się podoba:D ;)
|
Czosnek proszę nie wygłupiaj się ... Za Twoim śladem Kirgizję obróciliśmy ale żeby do Kolumbii ! :dizzy:
|
Cytat:
Eee tam. Bez motóra to się nie liczy. Śladem Zazigiego trza jechać :) |
...Twoim (Waszym), czy Jego (Ich) sladem... to wszystko jedno - jestescie tak samo zajebiscie popierdoleni, ze to zaszczyt Was znac osobiscie i planowac nasladowac... - o nawet poeta jestem...
:) |
Joł
Śladem Zazigiego to raczej nawet neutrina nie nadąży. Czosnek-dawaj daleeej co tam się ciekawego działo na tym dziwnym kontynencie. |
"Nie idźcie tą drogą" chciałoby się też przywołać klasyka, ale bez przesady. Dawaj Czosnek bez kompleksów, ciekawy jestem Waszej Kolumbii bardzo! Czekam niecierpliwie na kolejne doniesienia.
|
Czosnek; jak dla mnie w pizdeczkę :) zazdraszczam :)
|
Ekhm! Czeka sie! ;)
|
Przywiozłeś jakiegoś towara ?? Czy zrobili Ci osobistą??
|
Cytat:
|
Czosnek, przestań się obijać bracie, wakacje się skończyły więc pisz, pisz prędziutko, bo Ci tu zaraz w wątku nastukamy 10 stron "achów, ochów, pizdeczek" i takich tam zachwytów, z biciem piany w roli głównej :D. Poproszę więc o TREŚĆ !:)
|
Cytat:
A tak naprawdę to po powrocie praca mnie dogoniła i żąda uwagi ale obiecuję nadgonić jak najszybciej :) |
Czosnek! Nie ściemniaj tylko pisz/zdjęciuj dalej! :umowa: :D
|
Ciąg dalszy proszę rajt nau :)
|
Rano, Sylwia się kąpie a ja siedzę sobie w atrium nie wadząc nikomu, gdy znienacka gość z obsługi pyta o coś po hiszpańsku.
- „Si?” Odpowiadam niemrawo ale na tyle trafnie, że dostajemy śniadanie. Zachęceni początkiem idziemy zwiedzać. Bogota to wielkie całkiem nowoczesne 7 milionowe miasto, leżące wyżej niż Rysy. My zamykamy się w skansenie jakim jest najstarsza dzielnica La Candelaria. https://lh3.googleusercontent.com/-j...0/DSC06449.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-e...0/DSC06451.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-Y...0/DSC06501.JPG To taka hipisowsko, artystyczno, rządowo, bandycka dzielnica położona na stoku góry z głównym punktem w postaci Plaza Bolivar. https://lh6.googleusercontent.com/--...0/DSC06516.JPG Plaza Bolivar jest obowiązkowy w każdym kolumbijskim mieście. W zasadzie po wyjściu z autobusu w dowolnym mieście, gdy powiemy taksówkarzowi "Plaza Bolivar por favor" to mamy 90% pewność, że trafimy do centrum. Podejrzewam, że już cywilizacje prekolumbijskie na wszelki wypadek miały Plaza Bolivar gdzieś pomiędzy piramida a stołem ofiarnym. Zanim jednak dotarliśmy na osławiony plac, włóczyliśmy się po zakamarkach La Candelarii, która bywa naprawdę klimatyczna. https://lh4.googleusercontent.com/-S...0/DSC06517.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-Y...0/DSC06503.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-X...0/DSC06509.JPG Prezentujemy sobą turystyczny typ klasyczny, z przewieszonym aparatem łażący nie zawsze tam gdzie powinien. Uświadamia nam to mieszkaniec jednej z dalszych ulic, radząc łamaną angielszczyzna, żeby schować aparaty i spieprzać na główniejsze ulice bo tutaj możemy stracić w najlepszym przypadku tylko aparaty. Na wyjazdach wyznaję zasadę, że skoro lokalny człek mówi, że lepiej się z danego miejsca oddalić to..lepiej się z danego miejsca oddalić. https://lh3.googleusercontent.com/-1...0/DSC06511.JPG Po drodze na Plaza Bolivar zahaczamy niechcący o muzeum Botero, który to udostępnił swoje zbiory państwu pod warunkiem, że będą udostępnione zwiedzającym za darmo. Jak miło, zwłaszcza, że facet uzbierał takich tuzów jak Dali, Picasso, Chagal, Soutine itp. itd. https://lh3.googleusercontent.com/-L...0/DSC06459.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-p...0/DSC06464.JPG a no i oczywiście także swoją twórczość. https://lh3.googleusercontent.com/-1...0/DSC06474.JPG W końcu mijając rządowe budynki dochodzimy do Plaza Bolivar a tam wojna! I to nie byle jaka bo pierwsza światowa! Zanim połapałem się chronologicznie, już miałem wykopane pól metra okopu a Sylwia przeprowadziła pierwszy atak gazowy przy pomocy zapalniczki. Przyczyną naszej konfuzji był tłum wojaków w pruskich pikielhaubach na głowach. https://lh6.googleusercontent.com/-y...0/DSC06515.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-W...0/DSC03359.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-g...0/DSC06491.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-W...0/DSC03326.JPG Postanowiliśmy usiąść na kościelnych schodach i poczekać na rozwój wydarzeń. Rozwojem wydarzeń okazał się lokalny żulik, który płynną angielszczyzną opowiedział nam o palcu o historii i o tych wojakach, którzy okazali się policjantami mającymi w tym dniu przysięgę. Opowieść darmowa nie była za to w ramach biletu dostaliśmy po świętym obrazku. Święty z obrazka najwyraźniej nie był świętym pierwszoligowym, bo żulik w ramach wydania reszty pobiegł w tłum skupiony wokół jakiejś szychy omawiającej szczegóły parady i …załatwił mi sesję fotograficzna z szefem całej tej awantury. "Very Big Boss" jak został opisany przez naszego przewodnika okazał się bardzo miłym człekiem. https://lh5.googleusercontent.com/-D...0/DSC03329.JPG a do tego jak pięknie paradował https://lh6.googleusercontent.com/-b...0/DSC06495.JPG Powoli zaczęliśmy się robić głodni. Kuchnie Kolumbijską wyobrażaliśmy sobie mniej więcej jak Meksykańską a przynajmniej jak nasze wyobrażenie meksykańskiej budowane na knajpach w Polsce a tymczasem okazało się, że Kolumbijczycy pałają potężnym uczuciem do głębokiego oleju. Pierwsza uliczna przekąska okazała się smażoną na głębokim oleju słoniną z kawałkami smażonego na głębokim oleju banana. Sylwia wymiękła po gryzie, ja dotrwałem do końca 2 kawałka słoninki... mdliło mnie do wieczora. Ogólnie po kilku eksperymentach doszliśmy do wniosku, że najtaniej i w sumie najlepiej jeść właśnie na ulicach oraz w jadłodajniach coś a'la nasze mleczaki gdzie dostawało sie w zestawie zupę (na ogół fasolową lub rybną) a na drugie kurczaka/rybę z smażonym bananem (funkcja ziemniaka), frytkami/ryżem, sałatką oraz sokiem. https://lh6.googleusercontent.com/-f...0/DSC07420.JPG W międzyczasie trafiamy na ulicę kapeluszników. Tutaj trzeba zaznaczyć, że handlowe ulice często mają swoją specjalizację i tak, jest ulica gdzie sprzedaje się buty, na innej militaria, jeszcze inna oferuje ubrania itp itd ale to nieważne. ważne są w tej chwili sklepy z kapeluszami gdzie można kupić prawdziwą fedorę Indiany Jonesa !!!!! Kręcę się, jęczę, sapie, opowiadam Sylwii, że to wiesz, no, Indiana Jones! Sylwia patrzy na mnie z politowaniem bo jako rocznik młodszy nie ogarnia legendy a ja przeliczam te peso na złotówki i cholera coś drogo mi wychodzi... do tej pory żałuje, tej chwili rozsądku. W międzyczasie zapada zmrok. zmrok nie dotyczy Plaza Bolivar gdzie wszystko zaczyna świątecznie świecić. Pomimo najszczerszych chęci nie byliśmy w stanie poczuć magii świąt przy 20 stopniach celsjusza. https://lh3.googleusercontent.com/-_...0/DSC06543.JPG No to jeszcze piwo z solą i limonką i do spania. |
Kurcze, ileż to się kręciliśmy po tamtejszych zakamarkach:)
Dzięki Czosnek i kontynuuj por favor rapido! |
Cytat:
Kontynuuj Waść. :Thumbs_Up: |
Miejscami język opisywania genialnym jest :D
|
:lukacz::lukacz:
|
:lukacz::lukacz::lukacz:
|
Czosnku...
|
czekamy ... czekamy pisać proszę :umowa:
|
Czosnek ja juz skonczyłem z grzecznościa!
W huja grasz az miło!!!! |
Cytat:
|
Ło matko, gdzieś to wygrzebał? ;)
|
Czosnek tak celebruje pisanie relacji bo zapewne ogłosi nowy konkurs.
Będzie to konkurs na najdłużej pisaną relację :D |
Budzimy się z gotowym szczegółowym planem wyprawy. Plan powstał poprzedniego wieczora w wyniku zakreślenia palcem kółka dookoła mapy Kolumbii, która to, formatu A5 była jako bonus na okładce przewodnika. Tym samym pierwsza szpilka dumnie utkwiła na północ od Bogoty w nazwie Villa de Leyva.
Na miejsce docieramy autobusem z przesiadką w Tunja gdzie oczekując na lokalny autobusik próbujemy ulicznego specjału, który to okazał się być serem z marmoladą w środku. Oburzenie kulinarne złagodziły widoki i kierowca wariat. https://lh4.googleusercontent.com/-9...0/DSC06554.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-Y...0/DSC06555.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-5...0/DSC06559.JPG Pomimo starań kierowcy, który najwyraźniej grał z nami w "którędy wyjdzie serek" dojechaliśmy na miejsce z serem "w" zamiast "na". Część druga czyli: Helmut zażywa konnej przejażdżki. Villa de Leyva jest takim kolumbijskim Kazimierzem, co jednak w żaden sposób nie wpływa na obniżenie uroku tego miejsca. To właśnie tutaj kręcono Zorro i praktycznie każdą tutejsza telenowelę mającą zacięcie historyczne. https://lh5.googleusercontent.com/-D...0/DSC06571.JPG https://picasaweb.google.com/1144891...88754831745730 https://lh3.googleusercontent.com/-9...0/DSC06567.JPG Znajdujemy hostel na placyku sąsiadującym z głównym placem miasteczka, podziwiamy piękna łazienkę przynależną do naszego apartamentu, po czym biegniemy zwiedzać. https://lh6.googleusercontent.com/-g...0/DSC06651.JPG Łazimy sobie po miasteczku bez konkretnego celu napawając się jego senną atmosferą. https://lh6.googleusercontent.com/-9...0/DSC06680.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-k...0/DSC06581.JPG https://lh4.googleusercontent.com/-Q...0/DSC06595.JPG Momentami bardzo senną: https://lh5.googleusercontent.com/-z...0/DSC06727.JPG To nie znaczy, że nic się tutaj nie dzieje, jak widać miejscowa ludność jest otwarta na nowych amigos. https://lh3.googleusercontent.com/-J...0/DSC06596.JPG Jako, że robimy się głodni, nadal wierzymy w lokalną kuchnie i nadal nie rozumiemy co się do nas mówi zamawiamy mijanej knajpie specjalność szefa kuchni co było o tyle łatwe, że nic innego tutaj nie serwowano. Boska opaczność na szczęście uznała, że nie tylko kierowca autobusu czyha na nasze zdrowie i jakimś cudem dostaliśmy tylko jedno drugie danie. Na pierwsze była zupa, Sylwia zbladła a ja w sekundę wróciłem wspomnieniami do Kirgistanu, Kurdaka i jego reminiscencji w ciasnej przestrzeni kasku. Nie zawracajmy sobie jednak głowy zupą gdyż na scenę wkracza specjalność szefa: https://lh3.googleusercontent.com/-G...0/DSC06602.JPG Po godzinie walki kilkoma rodzajami, mięsa, kaszanki, żył, ścięgien i kości desperacko uczymy się zakładki "w restauracji" w naszych podręcznych rozmówkach. Dochodzimy do wniosku, że trzeba danie owo spalić jak najszybciej zarówno żołądkowo jak i pamięciowo a najlepsza droga ku temu jest spacer za miasto. https://lh4.googleusercontent.com/-4...0/DSC06614.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-e...0/DSC06621.JPG W drodze powrotnej zauważam jeden z moich "muszę, muszę ooooj muszę" na ten wyjazd a mianowicie stado jeźdźców na koniach. Zaczepiamy ostatniego, który wygląda na opiekuna grupy. Tym razem jednak jestem przygotowany i wypalam do gościa przygotowanym jeszcze w autobusie zdaniem, które brzmiało mniej więcej tak: "Senior dondepuedoalquilaruncaballo ufffff... ? " Senior nie wykazał zdziwienia i co ciekawsze wskazał na siebie twierdząc, że to u niego można wynająć konie, ile chcemy, kiedy i na ile? Wspinając się na wyżyny pantomimy ustaliliśmy, że jadę tylko ja i o ósmej rano mam czekać na rynku. Przy pytaniu o cenę padło słowo "Pięć" "tysiąc" i "godzina" a więc w przeliczeniu ok 10 zł za godzinę. Czego chcieć więcej! Pijąc wieczorne piwo na rynku już widzę siebie galopującego konno przez rzekę w otoczeniu gór, jak to ma miejsce w folderze reklamowym...a to wszystko za 10zł za godzinę! https://lh4.googleusercontent.com/-M...0/DSC06635.JPG https://lh4.googleusercontent.com/--...0/DSC06639.JPG http://https://lh4.googleusercontent...0/DSC06646.JPG |
o Sjenior Sjarra dzięki!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
|
No, no, nooooo...gdzie ciąg dalszy, się pytam???? Na koń Waść by wsiadł w końcu! :D
|
Czosnek, motyla noga, dalesz zły przykład :D Pisz Wać Pan. Co to za przydługie przerwy...
|
czekam czekam nie wywiniesz sie!!!!
|
Ciężko mi to napisać .... no ale.
Czosnek . Twoja relacja jest jak sex bez orgazmu. Początek świetny .... ale finału nie ma . Myślę , że się nie obrazisz :D Bajrasz jeśli to przeczytasz , to do Twojej relacji ten tekst też się odnosi . |
Dzięki za przypomnienie ;)
|
Stopniowanie napięcia masz Pan opanowane do perfekcji ;) ale ciekawi mnie w którym roku opowieść zostanie zakończona? obstawiam 2021 :)
|
To piękny dzień na szarżę – rzekłem siadając punktualnie o 8 na ławce w widokiem na senny o tej godzinie rynek. Jedząc śniadanie nasłuchiwałem nadciągającej kawalerii.
https://lh3.googleusercontent.com/-U...0/DSC06662.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-3...0/DSC06664.JPG Po 15 minutach bezowocnego oczekiwania na odgłos podków na bruku postanowiłem przyspieszyć spotkanie, wychodząc naprzeciw rumakom. W końcu nastąpiło spotkanie w deszczu. Ku mnie pędziło ok. 15 koni! 15 ledwo zipiących koni, 15 mechanicznych ledwo zipiących koni. 15 mechanicznych ledwo zipiących koni zamkniętych w silniczku małego motorka z wielkim chłopem na grzbiecie. Gumiaki, dżinsowa katana i słomkowy kapelusz jeźdźca również niespecjalnie budowały obraz całości. Jeździec w przelocie krzyknął, że jedzie zatankować i zniknął za rogiem popierdując silniczkiem. Zanim mój mózg przeanalizował to co zobaczył, zatankowany jeździec wrócił, usadził mnie sobie za plecami i pocisnął w nieznane. Nieznane znajdowało się ok. 2 kilometry za miastem za skrzyżowaniu gdzie z tego co zrozumiałem mam czekać na konie. Po kolejnych 30 minutach podczas których zapoznałem się z amerykańską motoryzacją usłyszałem upragniony dźwięk kopyt. https://lh5.googleusercontent.com/-O...0/DSC06666.JPG 2 stworzenia które prowadziła okrągła Pani na sznurku, przy odrobinie dobrej woli mogły by uchodzić za… Może inaczej. 2 stworzenia które prowadziła okrągła Pani na sznurku przy ogromniej ilości dobrej woli i wyobraźni mogłyby uchodzić za konie. Postanawiając niczemu się nie dziwić zasiadłem na moim rumaku, który jak się okazało w miejscu, gdzie każdy szanujący się koń ma na tyle ciała, żeby jeździec mógł go ścisnąć kolanami bądź łydkami, postanowił tego ciała nie mieć, wprawiając tym samym jeźdźca w stan głębokiej zadumy. Wisienką na torcie pozbawienia mnie dumy był sznurek jednym końcem przywiązany do uzdy mojego rumaka a drugim do siodła mojej przewodniczki. https://lh5.googleusercontent.com/-C...0/DSC06679.JPG No nic, za tą cenę i za to co wg folderów widzianych w mieście zaraz zobaczę warto przełknąć tą smętna pigułę. Ruszyliśmy a to już nie byle jaki sukces biorąc pod uwagę dane wyjściowe. Kierunek również nie odbiegał od założeń jednak zwrot już tak. Te wymarzone przeze mnie góry i rzeki pokonywane przez konie z folderów zaczęły niepokojąco się oddalać. Zbyt byłem jednak pochłonięty walką o utrzymanie mniej więcej pionowej pozycji na mym wierzchowcu żeby zaprzątać sobie głowę takimi detalami. https://lh4.googleusercontent.com/-5...0/DSC06672.JPG No i tak dreptaliśmy sobie podziwiając takie sobie widoczki aż do chwili kiedy Pani przewodnik zaordynowała kłus. Kłus przyprawił mnie o chwilowy atak paniki kiedy zdałem sobie sprawę, że zaraz obkręce się na rumaku o 180 stopni i będę wyglądał jak ten Pan na zdjęciu, z tym, ze w kolumbijskiej wersji to koń byłby na górze https://lh5.googleusercontent.com/-q...rse_Prague.jpg Po chwili udało mi się jednak przystosować do warunków lokalnych i kolejne kłusy przebiegały bez większych sensacji, zwłaszcza, że 10 sekundowy kłus to był szczyt kondycyjnych możliwości mojego rumaka. Widoki również nie do konca pokrywały się z oczekiwaniami. https://lh3.googleusercontent.com/-4...0/DSC06670.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-s...0/DSC06678.JPG Wobec braków w rzeczywistości odpaliłem machinę wyobraźni. Machina niestety miała chyba silniczek z motorka, który mnie wiózł rano bo zamiast być niczym Murat pod Pruską Iławą czy lekka brygada pod Balaklawą , przed oczyma duszy mojej uporczywie stał ten oto obraz -No nic, życie jest nowelą, przynajmniej jest tanio – wymamrotałem do siebie po godzinie, wręczając mojej przewodniczce 5’cio tysięczny banknot. Widząc to co jej podałem kobita zrobiła wielkie oczy i coś zaczęła mi tłumaczyć a widząc tępotę w moich oczach, wyciągnęła karteczkę i napisała na niej 5 i coś za dużo zer. Jakbym nie kombinował to na karteczce jak byk stało 50 000 czyli ok. 100zł. Tym razem to ja zaprezentowałem piękny wytrzeszcz i jeszcze piękniejszy hiszpański - „Ty mąż mówi pięć tysiąc!!!!„ Chwilę to trwało, targi były zacięte, padła lawina argumentów, choć te moje argumenty jakoś dziwnie zawsze brzmiały: „ Ty mąż mówi pięć tysiąc!!!! „ Efekt: Przewodniczka – Ja 50 000 – 0 Pani chyba była zadowolona https://lh5.googleusercontent.com/-a...0/DSC06674.JPG Na początku czułem się oszukany, dopiero po pewnym czasie dotarło do mnie, że po prostu jak prawdziwy Helmut wykupiłem sobie indywidualną wycieczkę, zamiast pójść do biura i wykupić o wiele wiele tańszy wyjazd w zorganizowanej grupie. Wniosek: Było się uczyć języków. Było minęło, teraz czas w góry!!! |
No nareszcie Czosnkowy :lukacz: Tylko nie każ nam czekać kolejnego roku na kontynuację. ;)
Coś mnie jeszcze nurtuje: Cytat:
|
Cytat:
|
Cytat:
|
Ty patrz, a ja wyszedłem od kary... :p
|
Skoro nie spełniłem się jako jeździec to przynajmniej jako jako alpinista dumnie zaprezentuję polską szkołę wspinaczkową. Zgarniam Sylwie, z kawiarni i tako rzeczę do dziewczyny:
- Widzisz ten biały punkt na szczycie góry? Otóż szczęście się dziś do Ciebie uśmiechnęło, ponieważ nie dalej jak za godzinę będziesz stamtąd podziwiać wspaniałe widoki. -Ale... - Nic się nie martw, w 1/3 góry stoi jakaś figura, tam odpoczniemy, choć oczywiście nie będzie takiej potrzeby. Ruszyliśmy dziarsko, zwłaszcza, że pogoda sprzyjała, Słońce schowało się za chmurami więc nie straszne nam oparzenia. W dodatku przed wyjściem zaaplikowaliśmy sobie soki ze świeżo wyciskanych owoców, których nazwy nie mówiły nic, za to smak rekompensował nasza ignorancję. https://lh4.googleusercontent.com/-c...0/DSC06684.JPG Nie warto się rozpisywać o przebiegu marszu. Powiem tylko, że do figury jak się okazało Jezusa dopełzliśmy na czworaka z płucami na plecach. Dolegliwość ta zwie się kondycją komputerową. Żeby było weselej zaczął padać deszcz sprawiając, że skała po której szliśmy zamieniła się w wielką krokiew. https://lh3.googleusercontent.com/-L...0/DSC06695.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-D...0/DSC06690.JPG https://lh4.googleusercontent.com/-Z...0/DSC06698.JPG W obecności Jezusa zweryfikowaliśmy nasze plany ataku szczytowego i skupiliśmy się na widoku https://lh4.googleusercontent.com/--...0/DSC06696.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-f...0/DSC06719.JPG Jako, że nadal padało a droga powrotna prowadziła po wyślizganej skale, było niezwykle zabawnie https://lh3.googleusercontent.com/-3...0/DSC06715.JPG https://lh3.googleusercontent.com/-g...0/DSC06718.JPG A w dodatku mocno historycznie https://lh6.googleusercontent.com/-O...0/DSC06724.JPG Jako ciekawostkę dodam, że słońce świetnie sobie radzi zza chmur, co sprawiło, że na tym wyjeździe 4 razy schodziła mi skóra z ryja. Sylwia okazała się bardziej pancerna. Jeszcze tylko obiad o nazwie bandeja paisa, piwko wieczorem na rynku, poczytanie nekrologów i spać. https://lh5.googleusercontent.com/-l...0/DSC03504.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-z...0/DSC06727.JPG |
Mercedes Castillo-kurcze zajebiście,chyba tak zacznę się przedstawiać!
Czosnku kontynuujcie! |
Dzisiaj kierujemy się dalej na północ do miasteczka San Gil, którego atrakcja o nazwie "dupy mrówek" szczególnie nas zaintrygowała. Pod tą tajemnicza nazwą kryją się....dupy mrówek, które w lokalnej odmianie są szczególnie dorodne i zapewne smakują jak kurczak, choć spotkaliśmy się z opinią, że smakują dokładnie tak jak sugeruje to nazwa. Tego niestety nie sprawdziliśmy, ponieważ jak się okazało, to nie sezon na mrówcze dupy.
Zanim jednak dotarliśmy do San Gil zaliczyliśmy śniadanie z małym szantażystą (nie wiedzieć czemu przyciągałem wszystkie możliwe psy i koty, które kazały się czochrać) https://lh3.googleusercontent.com/-m...0/DSC03510.JPG Piękną górską drogą dojechaliśmy do stacji przesiadkowej gdzie polska motoryzacja ma się świetnie. https://lh3.googleusercontent.com/-d...0/DSC06738.JPG Oprócz nas na autobus do San Gil czekało kilku turystów z Francji, Anglii i chyba Hiszpanii. Po przyjeździe okazało się ,że nie ma miejsca dla wszystkich i 2 osoby muszą zostać. Patrzymy na turystów a ci jacyś tacy wystraszeni, coś mruczą i pchają się do autobusu. Postanawiamy poczekac na następny autobus. Zostaje z nami kierowca busa, który nas tutaj dowiózł. Z tego co zrozumieliśmy facet poczeka z nami aż przyjedzie kolejny autobus, ot tak, żebyśmy wsiedli do właściwego. Jakby tego było mało, w momencie kiedy musi już jechać i nie może z nami poczekać, przekazuje nas pod opiekę kobiecie, która też czeka na transport. https://lh3.googleusercontent.com/--...0/DSC06739.JPG Powstaje coraz większa przepaść pomiędzy tym co się czytało o oglądało o Kolumbii a tym z czym się spotykamy. W autobusie do którego w końcu wsiadamy również spotykamy się z niesamowitą uprzejmością, ludzie są weseli i mili dla siebie łącznie z kierowcą, który cały czas szczerzy zęby w uśmiechu. Piękne widoki za oknem dopełniają całości. W San Gil meldujemy się w hostelu w stylu kolonialnym, prowadzonym przez człowieka, który miał dziewczynę z Polski. https://lh3.googleusercontent.com/-T...0/DSC06780.JPG San Gil samo w sobie nie jest nadzwyczajne, traktujemy je jako bazę wypadową, co nie zmienia faktu, że włóczymy się po miasteczku ile wlezie. https://lh6.googleusercontent.com/-f...0/DSC06743.JPG https://lh6.googleusercontent.com/-0...0/DSC06747.JPG https://lh4.googleusercontent.com/-E...0/DSC06760.JPG Od rynku odchodzą ulice, które pną się w górę pod kątem chyba 40 stopni. https://lh3.googleusercontent.com/-W...0/DSC06741.JPG https://lh6.googleusercontent.com/--...0/DSC06742.JPG Wieczorem na rynku trwa świąteczna impreza, są ozdoby, występy lokalnych hip-hopowców, stragany itd itp. Kupujemy siatkę owoców, idziemy jedną ze stromych uliczek w górę gdzie z widokiem na miasto jemy owoce. https://lh5.googleusercontent.com/-1...0/DSC06773.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-o...0/DSC06767.JPG https://lh5.googleusercontent.com/-p...0/DSC06769.JPG Owoc po prawej jest dosyć ciekawy. Z wyglądy przypomina szyszkę, w środku z wyglądu i konsystencji żabi skrzek a z smaku nie przypomina niczego. W nocy wracamy do hostelu, gdzie unosi się piękny zapach zbliżony do bzu. Źródłem zapachu jest niepozorny kwiatek rosnący przy drzwiach naszego pokoju, który podobnie jak nasze maciejki ożywa wieczorami. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:05. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.