![]() |
Kakoj do jezdu , takoj do.... -Ukraina 2012
1 Załącznik(ów)
Długo, ten wyjazd, dojrzewał a jego kształt i cel zmieniał się też często. Nie ma co się nad tymi , żałosnymi, rozterkami rozwodzić. Fakty są takie:
1. Mam motocykl 2. Mam błogosławieństwo rodzinne 3. Mam urlop 4. Wiem gdzie chce jechać 5. Mam z kim jechać 6. Pogody nie mam…znaczy, ona jest , jak to zawsze, tylko taka nie motocyklowa, znaczy, nie bardzo gejowatemu giesowcowi się podoba. Wyruszam Załącznik 36281 Hehe, wygląda jakby to nie , tylko, Ukraina ale co najmniej Afganistan….. Złuda i obłuda. Pierwszy cel to Puławska 156 w Wawie i wymiana opon. Jedziemy, wszak, na Ukrainę, kraj dzikich gór, dróg tylko z nazwy je przypominających czyli środowiska gdzie kostki są, ze wszech miar, jak najbardziej na miejscu. Na miejscu, znaczy się na Puławskiej, entuzjazmu , swym gumowym wyborem , nie wzbudziłem. Trudno mi to teraz, z perspektywy czasu , określić, ale wyraz oczu i twarzy Pana, zmieniającego mi opony, wiele dobrego mi nie wróżył. - Plastik , Panie, plastik te opony są. Gdzie Pan jedziesz? - Ukraina - Łoooo, Jezu, ostrożnie Panie, ostrożnie… - Ale , wie Pan, w zeszłym roku to ja na takich samych w Albanii byłem i miejscami dokazywałem po winklach i jakoś, jak Pan widzi, cały jestem - Prowadź go Panie ścieżką krętą a suchą i bezpiecznie do dom, go , racz powrócić , albowiem wielkiej odwagi i wiary naiwnej jest ten człowiek a tacy są, Boże, sercu Twemu najmilsi, więc miej nad nim Swą pieczę i rozciągaj Swe błogosławieństwo… Sto złotych poproszę. Zapłaciłem , odpaliłem, przez ramię spojrzałem i żegnany krzyżem ruszyłem w drogę… Zacny jest ten warsztat na Puławskiej, opony zmienią, dobrym słowem wesprą i na drogę pobłogosławią… Wypłynąwszy na bezmiar chaosu dróg Warszawskich dokonałem, po bardzo krótkim czasie, odkrycia, że wraz z zamontowaniem nowych opon została włączona funkcja permanentnego załączania się ABS-u przy każdorazowym użyciu dźwigni hamulca. Hm…- pojawiło się pod kaskiem – Nie przypominam sobie abym wersję z taka funkcjonalnością kupował. W tym miejscu musze trochę się rozwinąć. Robię to w celu abyś Ty, zacny czar…, znaczy użytkowniku Afriki, miał pełniejszą świadomość z jaką to myślą techniczną przyszło mi obcować i jak wiele rzeczy, dla mnie oczywistych, dla Ciebie, może być niezrozumiałe, niepojęte tudzież, przyzwyczajonemu do prostoty , zupełnie zbędne. Zjechałem z ulicy, zaparkowałem, w deszczu, zdjąłem kask i użyłem smartfona w celu połączenia się z centralą Bayerische Motoren Werke w Monachium. Jak KAŻDY, użytkownik BMW mam wykupioną, w cenie motocykla, usługę dożywotniego wsparcia technicznego. Geniusz tego rozwiązania polega na tym, że zacni inżynierowie, tworząc mój motocykl w 2001 roku przewidzieli możliwość występowania szerokiego pasma przesytu danych przez stacje bazowe telefonii komórkowej i tak skonfigurowali dostęp do danych, że teraz już po kilkunastu minutach przecierania ekranu smartfona z kropel padającego rzęsiście deszczu, dowiedziałem się, że mój motocykl model R 1150 GS z roku 2001 w kolorze żółtym w konfiguracji z oponami Mitas E10 w rozmiarze 110/80/19 – front i 150/70/17 rear… Tak ma! Ale gdybym był posiadaczem rocznika 2003 w wersji kolorystycznej blue and white speciall edition, to tak by nie było. No cóż … na blue i white stać mnie nie było to teraz muszę cierpieć. Pojechałem dalej. Cel na dzisiaj to dojechać do Leżajska. Jadę i czerpię z tego przyjemność, jadę i czerpię z tego przyjemność, jadę i czerpię z tego przyjemność, jadę i czerpię z tego przyjemność, jadę i czerpię z tego przyjemność, musze tak sobie mówić bo deszcz pada, zimno jest, droga znana i nudna a dodatkowo gnębi mnie świadomość porażki życiowej w postaci braku wesji blue and white speciall edition. Nieważne, ważne jest ,że , jadę i czerpię z tego przyjemność… Z doświadczenia wiem , że jak już dojadę na miejsce to zaczerpnę przyjemności i wszelkie niedostatki pójdą w niepamięć. To , trzyma mnie przy kierownicy i powoduje , że mijam z pogardą wszelkie zajazdy przydrożne , gdzie ciepło i suto można by przeczekać niesprzyjające okoliczności drogowe. Skaracając, wasze czytelnicze cierpienia, przejdę już do dnia drugiego mojego wyjazdu. Nim to jednak uczynię, należy wspomnieć, aby zachować chronologię i nie utracić klimatu podróży, że dnia poprzedniego, po dotarciu do celu, zaczerpnąłem i czerpałem, w towarzystwie zacnym, przyjemności , które to spowodowały konieczność opóźnienia godziny wyjazdu dnia drugiego do chwili aż relacje pomiędzy zaczerpniętymi przyjemnościami a przepisami o ruch drogowym dojdą do porozumienia. Gdy takowe porozumienie zostało zawarte, wstępne bo wstępne i mocno warunkowe ale jechać trzeba było, wyruszyłem. Okoliczności podróży i czas do spotkania z towarzyszem podróży, skłoniły mnie do skorzystania z zanabytego , niedawno, nabytku, w postaci astronawigacji firmy Lark z Panem Krzysztofem w środku. OOOOOOOOOOOOOO!!!!!! YEAAAAAHHHHHHHHH! Takie to ekspresje wyrywały się ze mnie gdy patrząc się na przekątną ekranu w rozmiarze 3,5” (no może 3,7” – nie chce mi sie sprawdzać) przemierzałem kręte, boczne drogi przedgórza bieszczadzkiego i Bieszczad samych. Tak mnie to wciągnęło , że z pewnym zdziwieniem dopuściłem do swej percepcji informacje przekazywana mi, od dłuższego czasu, w postaci permanentnie palącej się żółtej lampki, że paliwa mało jest. Heble i w pierwszy napotkany tamziemiec poddany został testowi na znajomość rozkładu jazdy lokalnego CPN (dla młodszych chodzi mi o stację benzynową). - O panie, raz, dwa, no góra trzy razy w roku my tu paliwo widzimy. No to już wiem ,ze jestem daleko. - A jak , już tak was , przyciśnie, że bez paliwa ani chwili.. to co? Gdzie się udajecie? - A, to Panie, do Leska. Jakie, qrwa, Lesko??? Toć to jakieś 50 km a u mnie paliwa na jakieś 20 - Panie bliżej, znacznie, bliżej nic niema? - Nie wiem, ale jakby tak tu na skuske przez ten pagórek to byłoby bliżej. Pagórek, skuśka, paliwa tyle co niewiele, zapachniało adventure. Podziękowałem i wyłączając funkcję Rozsądek, a włączając funkcje Opatrzność – to kolejna funkcja dożywotnio dostępna po zakupie motocykla BMW (zainteresowanym kombinację przycisków na kierownicy wyślę na PRV)- zawinąłem i pojechałem… ... jakł łaskawie pozwolicie, znaczy jak Rafał sprzeciwu nie będzie zgłaszał |
dobrze się zaczyna.
kaman! |
:Thumbs_Up:
|
Ha, fajnie się czyta :)
|
Cytat:
Dawaj,Dawaj :lukacz: nie zgłaszam sprzeciwu,Rafał :D |
Bardzo ciekawy początek, dawaj dalej i dalej....
|
Hehe, pisane chyba po co najmniej 0,5 litra więc do czytania też się zastosuje do takowej ilości :P
|
Dobrze zanecone, poprosze o jeszcze.
|
:lukacz:
|
3 Załącznik(ów)
Wysokiej częstotliwości pisk w uszach oraz wyraźne zafalowanie czasoprzestrzeni wraz z towarzyszącym temu zjawisku głosem chórów anielskich i jasnymi promieniami Światła (musi) Boskiego Pochodzenia oznajmiło załączenie się funkcji Opatrzność. Tak, Tak, to nie są przelewki… masz to w Afryce? Masz?
Tym razem Opatrzność przybrała postać funkcjonariuszy Straży Granicznej malowniczo tkwiących na dróg rozstaju. Sytuacja była magiczna, na tyle wyraźnie to poczułem, że po zatrzymaniu się obok patrolu, zacząłem w skupieniu studiować napisy na tkwiącym w tym miejscu drogowskazie. Napisane było: „ W lewo pójdziesz – nie wrócisz” „W prawo pójdziesz – dzieci płakać będą” Zawrócisz- daleko nie pojedziesz bo benzyny nie masz” Odwróciłem się do pograniczników z wyraźnie wypisaną na twarzy niewiedzą i potrzebą zadania pytania - Nieee, Panie, na Grunwald to w przeciwnym kierunku. Buaaaachachachca!!! Padło z Landrover-a Nie, kuźwa, tego już za wiele, to jest wytwór mojej, ciężko opłaconej w cenie motocykla, funkcji Opatrzność. A funkcja opatrzność nie ma funkcji „Darcia Łacha” z płacącego za funkcję.. czy jakoś tak… Dobra, Opatrzność opatrznością , kasa - kasą ale nie dam z siebie pośmiewiska robić. Odwróciłem się do motka aby wcisnąć funkcję „UNDO” - Oj sorki, sorki, Pan się tak nie naburmusza. Nudny dzień mamy nikt tędy nie jeździ, bo jak tylko gdzieś staniemy to zaraz nikt już wtedy tu nie jeździ… - Panowie, benzyny mi brakuje potrzebuje jak najszybciej na stacje. Tu, za Wami, powiedzieli mi, że taki skrót do Leska jest - wskazałem na pagórek. - No, skrót jest ale tam asfalt zerwany , błoto , kamienie, stromo i ogólnie nie polecam – No, nareszcie funkcja Opatrzność zaczęła działać prawidłowo. Pomimo jej prawidłowego działania, moja sytuacja nie bardzo uległa zmianie. No fakt, gdyby nie oni to paliwo skończyłoby się tam, gdzieś wyżej zapewne na błotnym podjeździe gdzie zakopałbym się po osie. - No , dobra to dokąd jechać? - A wracaj, Pan, tam skąd przyjechałeś potem na Arłamów, no a potem to już coś tam , Pan, znajdziesz. Ruszyłem, pośpiesznie, znaczy oszczędnie starając się wykorzystywać sprzyjające, oszczędnej jeździe, warunki ukształtowania terenu. Po drodze 99% mocy przerobowej procesora jest nastawione na kalkulacje ile jeszcze mam paliwa wg tego co pokazuje dzienny licznik przejechanych kilometrów. Wartości zaczynają być unikalne –nigdy takich nie widziałem 470, 520, 580…. 600 – Utlevel kerem!!!… no dobra, sorki, poniosło mnie. Szczęśliwie dojeżdżam do Ustrzyk Dolnych. Tankowanie i telefon lokalizacyjny do Rafała. Umawiamy się na przełęczy pomiędzy Wetliną a Brzegiem Górnym. Wg. Rafałą ma tam być miejsce do spania i spożywania. Szczególnie myśl o tym ostatnim zaczyna mnie coraz częściej nawiedzać , z racji tego, że dzień był wyczerpujący w wydarzenia obfity, nawet te opatrznościowe, a widoki smukłych szkieł na stacji benzynowej jeszcze mocniej uświadomiły mi potrzebę resetu, mentalnie nastawiam się na upojny wieczór z Bieszczadzkim niebem w tle. Jedziemy, znaczy ja jadę – w zasadzie jak się zastanowić to motocykl też jedzie, czyli użycie słowa jedziemy jest jak najbardziej poprawne - pogoda sprzyja, powiedziałbym, że jest przyjemnie. Na przełęczy widzę , z daleka, reklamowe parasole mego ulubionego piwa Leżajsk, budki , pewnie z zakąską, miejsce do rozłożenia namiotu i pana. Jednego Pana, zakapturzonego w kurtkę z napisem OCHRONA. I już wiem …uj bombki strzelił choinki nie budziet, przynajmniej nie w tym miejscu. Jeszcze tylko sprytny, ale mało, w sumie, grzeczny manewr omijający Pana, który coś tam o opłacie za wjazd na parking krzyczał i już jedziemy w dół do Wetliny. Dlaczego „jedziemy” to już wyjaśniłem parę wersów wyżej. Chociaż nie, nie satysfakcjonuje mnie to wyjaśnienie. Dlaczego? Ano, to że ja jadę to fakt bezsprzeczny, a motocykl? Też jedzie ale nieświadomie bo ja nim kieruje, opłacam paliwo, ubezpieczenie , naprawy, myje go i konserwuje, dbam jak o mało która rzecz w domu. Czyli jest bezwolny, a więc to ja jadę a on, co? Podąża za mną? No, nie! Bo jest pode mną… Ścinam agrafkę na zjeździe z przełęczy i widzę jak na kolizyjnym pnie się w górę coś, nie wiem co, pewnie samochód, robię jakiś unik a może znowu opatrzność… W każdym razie pewne jest to, że jak ta dalej się będę rozdrabniał nad zawiłościami językowo znaczeniowymi to skończę nad, obok lub pod motocyklem i dywagacje na temat jadę czy jedziemy, w najlepszym przypadku odniosą się do sytuacji… w zasadzie to nie chce sobie wyobrażać tej sytuacji. Jest, widzę kolejną szansę na popas. Załącznik 36285 Parkuje, szybkie co i jak i wiem ,że na nocleg w pokoju liczyć nie ma co. Patrzę się w niebo a tam zero chmurek , zachód słońca ,ciepło, świerszcze grają.. luzik ognicho i namiocik i będzie gites. SMES do Rafała, i upragnione piwo, jedno i drugie i trzecie i wreszcie Rafał zajechał i kiełbaska i kaszanka. Rozbijamy obozowisko nad rzeczką ognicho i czujemy się .. dobrze Wieczór jest naprawdę sielski i w najmniejszym stopniu nie zapowiada hardkorowego poranka, podczas którego będziemy się zmagali z przeciwnościami fauny, flory i zjawisk pogodowych, ale o tym … następnym razem |
Super relacja, jestem pod wrażeniem i czekam na ciąg dalszy ...
|
...nie daj czekać Nam długo :)
|
Lubim tak nietuzinkowo, oj lubim ;]
|
fajny giees, taki sam jak moj ;)
czyta sie super ;) |
Super relacja, a tytuł to chyba jakieś przesłanie ukraińskich bajkerów :D
|
9 Załącznik(ów)
Przez sen słyszę … helikopter?!!!. No, popiliśmy - prawda , te piwa i ta żołądkowa ale żeby tak od razu helikopter?
- PROSZĘ O NATYCHMAISTOWE OPUSZCZENIE NAMIOTÓW I UDANIE SIĘ JAK NAJSZYBCIEJ NA NAJBLIŻSZE WZNIESIENIE!!! IDZIE FALA !!!!! IDZIE FALA !!!!! Jaka ,qrwa, fala , jakie wzniesienie, jaki namiot???? Piere de Otole z wami niech się wita idę spać dalej. Pomyślałem i przewróciłem się na bok. Zaraz, rwa, co tu tak mokro?!! Słyszę dudnienie odpalonej Afryki i głos Rafała - Tomek, wstawaj, …A!!!! GIES TONIE!!! Uciekaj!!! Jak to uciekaj? A giees??? Zrywam się ale ciężki od wody śpiwór krępuje ruchy, wody przybywa, a ja nie mogę się niego wyplątać Natężam się i z całej siły próbuje rozerwać materiał, czuję, że namiot zaczyna płynąć, śpiwór ciągnie mnie na dno gdzie rybie potwory z olbrzymimi ślepiami łakomie wpatrują się we mnie. Musze nabrać powietrza, musze nabrać powietrza….. Otwieram oczy i czuję, że jestem… mokry… nasłuchuję … helikopter? Nie, to co to za dźwięk??? HYR, HYR, HYR , HYRHYŁ WYR, WYR, WYRWYŁ!!!!..... Nie ma co się śmiać to ciężka przypadłość, utrudniająca relacje międzyludzkie. Całe szczęście , że uleczalna. No dobra, helikopter mamy z głowy ale mokro jest nadal. Wprawdzie nie toniemy i rybie oczy na nas nie dybią ale mokro jest. I tu właśnie jest ten moment , gdzie trzeba sobie powiedzieć wprost w oczy: jak żeś kutwa i leń to się teraz goń….. Zacznijmy od kutwy. Pożałowałem, tak pożałowałem, nawet targowałem się mimo niskiej ceny wyjściowej, grymasiłem też, oraz , na koniec, kazałem sobie zapakować. Chodziła mi po głowie , jeszcze, dostawa do domu – oczywiście bezpłatna, ale stwierdziłem, że już wystarczy bo mogą jeszcze do tego dołożyć. Wszak, zapłaciłem całe 154, PLN za „NAMIOT 2 osobowy jednowarstwowy” firmy highmountain, co, w mej naiwności, miało coś gwarantować. Oczywiście gdzieś tam, z tyłu głowy wiedziałem, że wyrzucam pieniądze i klął będę ale chciałem wierzyć. I niech pierwszy kamieniem, we mnie rzuci , Ten, który tak nie miał. No, to jak kutwę mamy z głowy to do lenia. W domu mam namiot, żadne ajwaje, żadne marki, bodajże zakup w tesco lub w czymś podobnym. 3 osobowy dwuwarstwowy, wierny, wygodny, suchy, nie za wielki…. Tylko, że Rafał ma taki namiot , który bardzo się szybko składa i rozkłada. I szlag mnie trafiał, podczas naszej poprzedniej wyprawy, że ja dopiero napoczynam a on już spakowany, złośliwie po kłakowsku się uśmiecha, patrząc na ślamazarnego warszawiaka. No i już mi się nie chciało tak spinać i wcześniej wstawać, żeby jego kłakowska wysokość nie musiała czekać. Jak wyglądają oba namioty zdjęcie poniżej. Mój ten po lewej. Załącznik 36291 Wiem już że dalej nie pośpię. Jasno już jest, deszcz ładnie napitala o jedyną warstwę namiotu. Obrazu , porannego nieszczęścia dopełniają kropelki spadające z na śpiwór, na głowę i nos…. Ewakuacja… Przenosimy się pod wiatę Załącznik 36292 Gdzie, Rafał, zaprzeczając obiegowej opinii o kłakowkim skąpstwie, częstuje mnie przepysznymi daniami przygotowanymi przez jego Panią. Załącznik 36293 Przez chwilę udaje się nam zapomnieć o tym, że deszcz leje konkretnie i nic nie zapowiada tego aby przestał. Zjedliśmy, czekamy, jakoś nasze adventure cochones nie są tak włochate żebyśm się zebrali i pojechali. Zimno, nie głodno, mokro i jakoś tak bez pomysłu. Jednak życie nie pozwala nam się długo nudzić. Zostajemy napadnięci przez … niedźwiedzia. Wielkie czarne, kudłate, nie wiadomo skąd i jak się pojawiające… rzuciło się z pianą na pysku na mój … kapeć. Porwało go i uciekło. Załącznik 36294 Ciężko było ale udało się odzyskać … kapeć. Pomimo sukcesu , nasze nastroje się nie poprawiały. Co robić z tak mile rozpoczętym dniem? Rafał : Jedźmy na wschód, na Ukrainę tam musi być słońce Ja: Znajdźmy jakiś miły pensjonacik i oddajmy się zajęciu pierwszego znanego, szerzej, żeglarza. Nie wiecie…? Noe, ten od Arki. „ Siedem dni Pan Bóg wodę z nieba lał, siedem dni , Noe, pił, spod beczki nie wychodził.” Zbieżność naszej sytuacji z biblijnym przekazem , oddziaływała na mnie nieodparcie… Ratunek przyszedł ze strony poukładanego kłakusa. Rafał zarządził wyjazd. Jedziemy a po drodze się ustali…. Po drodze…. Po drodze się przetarło i będąc w Ustrzykach stwierdziłem ,że mam chęć na dalsze przygody na kierunku Ukraińskim. Nie pozostało nic innego jak tylko udać się na przejście w Krościenku i rzucić się Ukraiński żywioł. Rafał to stary graniczny wyga, dla mnie granica z Ukrainą była moją pierwszą od czasów studenckich gdzie musiałem jakieś kwity wypełniać, więc trochę folkloru, jak dla mnie, było. Po drugiej stronie widzimy kawalkadę 6-7 quadów powracających do Polski. Podstawowe pytanie jaka pogoda dalej?. Leje, chłopcy, i lać będzie! No to, zdechł pies, myślę sobie. Nic to, wzorem małego rycerza, mówi Rafał i napieramy na wschód. Nasz pierwotny plan zakładał , że po przekroczeniu granicy odbijamy na południe i opłotkami, wioseczkami, boczkami zmierzamy do Turki, potem Wołowec, Miżria itd. na wschód. Punktem zwrotnym miał być Rachiv i z stamtąd na Północ przez Iwanofrankowsk powrót do Polski. Oczywiście gdzie tylko można , ambitnie zakładaliśmy offy. W zasadzie to asfaltów miało nie być wcale….. naiwne dzieci 300 kg kloców żelastwa- to w moim przypadku. Afra jest bardziej … szczupła? Plan zmodyfikowaliśmy, na razie pod kątem pogody: Jedziemy odwrotnie najpierw w kierunku na Iwano potem w dół na Rachiv i oborot do Polski. Tak nam wychodziło z obserwacji stanu nieba. Pojechaliśmy. Nie powiem ,wiedziałem i byłem mentalnie przygotowany na stan dróg na Ukrainie. To co zobaczyłem zabrało mi obszar tolerancji i pozostawiło nagim wobec rzeczywistości. Po kilkudziesięciu kilometrach, które zabrały nam ze dwie godziny , dojeżdżamy do ściany deszczu , która napiera w naszym kierunku. Odwrót, jedziemy z powrotem. Obserwacje nieba, i kierunkowanie się brakiem opadów w zasięgu wzroku na danym kierunku, owocują powrotem nad granicę i obraniem pierwotnego kursu. Jakby nie patrzeć zbliża się ku wieczorowi, a my jakieś 15-2 km w linii prostej od granicy – pełen sukces. Mijając jakąś wioseczkę wypatruje fajna polankę nad rzeczką, a może to Rafał ją zwietrzył? W każdym razie zapada decyzja o biwaku. Podział obowiązków krystalizuje się szybko: ja zbieram opał, Rafał jedzie po zaopatrzenie. Zbieranie idzie mnie iesporo, bo trzeba się nachodzić porąbać itd. rafał jakoś szybko wraca i coś am marudzi pod nosem, że mało tego zgromadziłem. Hm… starałem się. Czarę goryczy, u Rafała, przelewa trudność w rozpaleniu ogniska – drewno wilgotne ale on przypisuje to mnie, giesowcowi co to nic nie umie na biwaku zrobić – taki z niego kolega. Wybawienie, pojawia się w postaci właściciela pola na którym się rozbiliśmy, przynosi nam smolniaczki i pomaga rozpalić ognisko. Czyn ten jest oczywiście odpowiednio komentowany przez Rafała jako kolejna nieudolność giesiarza, który pomocy musi szukać ze strony tubylca. Załącznik 36295 Załącznik 36296 Załącznik 36297 Nocą niebo jest wygwieżdżone i jest zimno. Nocka upływa na poszukiwaniu straconego ciepła. Mówię sobie dość, to ostatnia noc pod namiotem, nie jestem przygotowany sprzętowo na takie warunki… |
"Zbieranie idzie mnie iesporo, bo trzeba się nachodzić porąbać itd. rafał jakoś szybko wraca i coś am marudzi pod nosem, że mało tego zgromadziłem. Hm… starałem się. Czarę goryczy, u Rafała, przelewa trudność w rozpaleniu ogniska – drewno wilgotne ale on przypisuje to mnie, giesowcowi co to nic nie umie na biwaku zrobić – taki z niego kolega. Wybawienie, pojawia się w postaci właściciela pola na którym się rozbiliśmy, przynosi nam smolniaczki i pomaga rozpalić ognisko. Czyn ten jest oczywiście odpowiednio komentowany przez Rafała jako kolejna nieudolność giesiarza, który pomocy musi szukać ze strony tubylca."
Cały Rudy........ :haha2::haha2::haha2: |
Rudy to rudy a na 10-ciu rudych 11-stu jest fałszywych :)
ale ogólnie fajny z niego gość tylko wredna menda :) |
Trzykawki,
dziś przy porannej kawie otwieram pocztę i czytam.. "..Ty Funfel Rafała pisze relacje z UA patrz!.." [ już pierwsze oznaki zazdrości!;) ] Za oknem sypie, kawa pachnie a tu czytam motto wyjazdu.. " Kakoj do jedy takoj do piezdy..! Morda się uśmiecha! :) Fajnie że ruszyłeś z relacją, niby wypad do "nikąd" ale fajnie powspominać! Pisz..pisz.. masz moje Błogosławieństwo na wszystkie zdjęcia i historie, te prawdziwe i te trochę zmyślone!;) A komentarzami chłopaków się nie przejmuj, jak wspomniałem to czysta zazdrość! ;) To proste chłopaki i nie potrafią ukryć uczuć!:) Masz dar także się nie wcinam, może czasami coś skomentuje, dodam trochę ściemy! ;) Czekam na ciąg dalszy.. |
Borch! :Thumbs_Up: :lukacz:
|
Dziękuje wszystkim i ciesze się, że się podoba. Postaram się aby reszta ukazała się za niezadługo i była równie ciekawa.
Dzięki raz jeszcze |
Oczywiście zapowiada się ciekawie i czekamy na ciąg dalszy :Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:
|
Przepraszam wszystkich ale nastąpi przerwa w pisaniu relacji... młodemu się poprawiło i obowiązki pracowe zawezwały...
|
No i jak tam z ciągiem dalszym ?
|
Ty no to weź go gdzieś w przeciągu postaw czy co, co on se myśli tak zdrowieć nagle jak relacja jeszcze nie skończona.
|
4 Załącznik(ów)
Nie tak dawno usłyszałem, w Trójce, wywiad z Panem parającym się zawodowym brudzeniem papieru - pisarzem. Niestety imienia i nazwiska nie pomne ale był to pisarz przez duże „P”. Słuchałem tak na odczepnego ale cos widocznie mi zostało. Relację piszę w pierwszej osobnie, wg Pana Pisarza tak postępuje tylko grafoman. W sumie nic przeciwko temu nie mam ale skoro Pisarz tak mówi a dodatkowo brzmi to w jego ustach tak, jak w ustach Pana Ziobry, słowo „erotoman”, spróbujemy się zmierzyć. Zobaczmy jak będzie się jechało w innej , niż pierwszej, osobie.
Poranek zastał go w namiocie, zwiniętego w kłębek. Pomimo śpiwora i pełnego kompletu stroju motocyklowego, na sobie, było mu zimno. Drżał. Z nadzieją wpatrywał się w jaśniejącą powoli, pojedynczą, powłokę namiotu. Wraz z jaśnieniem, na powłoce zaczęły się krystalizować kropelki wody. Było kwestią chwil, kiedy zaczną opadać na śpiwór, głowę, nos i oczy. Jak mi znowu nakapie do oczodołu wracam –pomyślał. Zawsze, można się odwrócić i wystawić revers oczodołu na działanie rosy ale czy to coś da? Czy zapewni mu chociaż 15- 20 minut snu, którego nie zaznał tej nocy? Podjął decyzje: wstaje. Mokry zamek, nieprzyjemnie oddał wilgoć jego palcom a potem przegubom, a one, dalej przedramionom, jak do tej pory ciepłym. Wzdrygnął się i zaklął. Nie narzekał wszak to był jego wybór, pracował, odkładał, skorzystał z obowiązującego kodeksu pracy i dostał 10 dni urlopu, mógł zrobić cokolwiek innego. Wybrał to , co wybrał… mógł tylko kląć. Na zewnątrz rosa przykryła mgłą trawę i srebrzyście skrzyła się w refleksach powoli budzącego się słońca. Chwila warta uwiecznienia. Załącznik 36463 Załącznik 36464 Załącznik 36465 Załącznik 36466 Obok, w namiocie, pilot dokonywał cudów zręczności aby bezpiecznie posadzić helikopter, któremu ewidentnie szwankował układ zasilania, wydechowy i , pewnie, jeszcze kilka innych. Mimo grozy sytuacji, z zazdrością wsłuchiwał się w te dźwięki, albowiem dokumentowały głęboki stan tego czego, jemu, tej nocy, brakowało. Kłakus to zawsze ma lepiej, mimo, że gorzej… Wraz z kolejnymi refleksami rosy osiadającej na jego patrzałkach , powoli krystalizował się plan działania na najbliższe godziny. Po pierwsze: trzeba wszystko wysuszyć , po drugie: zjeść, wypić, nabrać wiary w siebie, spakować się i ruszyć w dalszą drogę. Układanie planu czynności do wykonania, było zamierzonym działaniem, które miało przekierować myśli uparcie dotykające źródła niepokoju wewnętrznego, na bardziej przyziemne rzeczy. Niepokój, ów, pojawił się parę chwil po przebudzeniu a tak naprawdę to tkwił już w nim przez całą noc. Przed nim lśnił pięknie GS, dookoła prezentowały się malownicze góry, gdzie tu miejsce na niepokój? Poprawił patrzałki, naciągnął głębiej kapelusz. Trochę się boje – przyznał w duchu. Za dwie- trzy godzinki spakowany wyruszy drogą, w ślad za Afryką- lub sam na przedzie, w celu poszukiwania doznań przyjemnych przenoszonych za pomocą 300 kilowego klocka telepiącego się po coraz to mniej drogowych drogach. Przed wyjazdem została uroczyście sporządzona Umowa Koalicyjna. Jej jedynym punktem było stwierdzenie , że pomimo bojowego wyglądu, obu uczestników, oraz wyższości terenowej Afryki nad Giesem, w przypadku napotkania, przesłanek o zbliżających się trudnościach Koalicjanci będą poszukiwać rozwiązań alternatywnych dla obranego kierunku jazdy. Zapis uwieczniony w postaci solennego przyrzeczenia ze strony Rafała był mitem założycielskim niniejszej wycieczki. Niestety, obserwacje poczynione w dniu poprzednim, poruszyły, unieruchomiony bezpiecznie pieczęciami Umowy Koalicyjnej, kamyczek strachu. Kamyczek urodził się rok temu podczas samotnego skrótu przez rumuńskie bezdroża, drzemał sobie, i nie dawał o sobie znać, aż do dzisiejszego dnia. Powoli przestawał być kamyczkiem zaczynał zmierzać w kierunku kamienia… Zgodnie z poczynionymi obserwacjami, Rafał, wykazywał, niezrozumiałą dla GejEsa, nadaktywność drogową, co mogło sugerować przyszłe trudności z dotrzymaniem warunków koalicyjnych. Odgłos ptaków i budzącej się wsi przedarł się nagle do jego uszu. Helikopter wylądował. Z namiotu wyskoczył Kłakus, obiegł 5 razy polane , przepłynął kilka razy rzekę, machnął 100 przysiadów i pompek jednocześnie, po czym stanął, przeciągnął się, podrapał po …, i - Ale, piknie … Dzień dobry! Ruchy Kolego , Pakujemy się , jemy i jedziemy. Ale już! Połonina czeka!!! W spojrzeniu GejEsa nie odbijał się ani gram z energii, którą emanował Kłakus. Systematycznie zabrał się do wyciągania i rozkładania mokrych części ekwipunku. W tym czasie Kłakus, świadom swej szybkościowej przewagi w pakowaniu, rozpoczął ablucje poranne. Otworzył jeden ze swych kufrów i wyciągnął przenośny prysznic. Kilkoma sprawnymi ruchami podłączył wodę z rzeki do układu chłodzącego w Afryce i już po chwili, przy dźwięcznym, pdum dum dum silnika, oddawał się kąpieli. Taaa, pewne udogodnienia to Afryka jednak ma – pomyślał GejEs obmywając się lodowatą, aczkolwiek czystą i bieżącą wodą z rzeki. Kiedy wreszcie wrócił, Kłakus siedział na składanym krzesełku i przy nie mniej składanym stoliku, popijał aromatycznie pachnącą kawkę. Na zapraszający gest Kłakusa GejEs wygodnie rozsiadł się na drugim krzesełku i skorzystał z hojnie oferowanej porannej kawy. - Z tą połoniną, to Ty tak serio? – siorbnął znad kubka łyczek znakomitej Kłakowskiej kawy - No wiesz, bez napinki. W końcu wyjazd jest rekreacyjny. Ale jakby tak po drodze jakaś się trafiła, to…No, przecież nie będziesz gejowatym esem. Nie? – przepił KOLEGA - Ale wiesz, że po powrocie sprzedaje GS-a? Trochę słabo jakbym musiał go najpierw ponaprawiać. Nie? A po za tym, to patrz – w tym miejscu wyciągnął Umowę Koalicyjną – Pamiętasz? Podpisałeś? - No weź nie marudź u nas w Kłakowie, umowy, podpisuje się po to, żeby je zrywać. Zresztą, po co Ty się nakręcasz na zapas. Spoko, wiem co jest, będzie dobrze. – Może i będzie, pomyślał GejEs i zamilkł. Chwilę, jeszcze, pili kawę w milczeniu, rozglądając się dokoła. Drogą, co jakiś czas przejeżdżał sprzęt komunikacyjny produkcji radzieckiej. Za każdym razem, przejazdowi samochodu towarzyszył dźwięk klaksonu i widok podniesionej, w geście pozdrowienia, ręki. Ten zwyczaj , przypadł im do gustu i chętnie brali w nim udział pozdrawiając, pozdrawiających. Wredny, czarny, mały i schowany gdzieś w krzakach, sędzia startowy odpalił pistolet hukowy. Kłakus, zerwał się i zaczął w tempie pakować swój dobytek. GejEsowi nie pozostało nic innego jak stanąć do nierównej walki. Gdy, w pocie czoła i nerwowych ruchach, rozkładał swoją wuderwaffe, czyli jednowarstwowy namiot, mimowolnie rzucił okiem na Rafała. Po prysznicu, stoliku, pracach wodno – kanalizacyjnych, śladu nie było. A ubrany, w ciuchy motocyklowe Kłakus, kończył domykanie kufrów. Znowu było jak zwykle. Gdy, wreszcie, gotowy do drogi GejEs ,odpalił sprzęt, Rafał, po dokonaniu objazdu polany i bliższych okolic, czekał już niecierpliwie na drodze. Pojechali |
Pięknie Panie piszesz Pan. Nie mogę się doczekać kolejnych odcinków.
|
A po za tym, to patrz – w tym miejscu wyciągnął Umowę Koalicyjną – Pamiętasz? Podpisałeś?
- No weź nie marudź u nas w Kłakowie, umowy, podpisuje się po to, żeby je zrywać. Zresztą, po co Ty się nakręcasz na zapas. Spoko, wiem co jest, będzie dobrze. – Może i będzie, pomyślał GejEs i zamilkł. Jak zwykle Pirania zrobił kogoś w .........:haha2::haha2::haha2::haha2::haha2::haha2: |
Ja tam wolę jak Piszesz w pierwszej osobie. Ja prosty czarny człowiek jestem.
Ale fakt piszesz Pan Pięknie przez duże P.:bow: |
Cytat:
|
Cytat:
|
Nie śpimy, lecimy...! :lukacz:
|
Naprawdę mile łechce ma próżność Wasze zainteresowanie ale .... pod choinke nie zdąże
|
Bana mu!
|
Cytat:
Przez te Ukraińskie Helikoptery każdemu mogła się zdarzyć chwila amnezji..!!! : Lol19: A poza tym widzę że pisarz urozmaica sobie pisanie..: Chleje: Trzy.. wrzucaj więcej zdjęć, czasami oddają więcej niż 1000 słów.. Ktoś to kiedyś powiedziała ale ta amnezja..;) |
Może Kłakus coś dopisze, bo od Warszawioka to się chyba nie doprosimy!! :mur:
|
Tak wszystko rozumiem święta ale proszę już pisać :bow:
|
Bardzo ciekawie się zapowiada - czekam na więcej.
|
Nie chcę być nie grzeczny ale ktoś się prosi wryj!!! ;) proszę o kontynuacje...
|
Szły przez las trzy owoce egzotyczne:kiwi,cytryna i marakuja. Ida sobie i idą, nagle Kiwi wyskakuje:
- Jestem Kiwi co każdego ożywi !!!- Cytryna długo nie myśląc: - A , ja jestem Cytryna, kocha mnie cała rodzina! Marakuja, idzie i myśli, myśli... wreszcie: - Ja jestem Marakuja i.... nie wiem co mam powiedzieć Jestem Marakuja... |
:Thumbs_Up:
|
1 Załącznik(ów)
Koń by się...
|
Cytat:
Gustlik więc wpadł na pomysł, że będzie on Gui, Ludwik będzie Lui a Hubert w polonezie Caro drze japę najgłośniej: '-chopyyy!!! pierdola, ja nie jada!' do sedna jednak to tu się czyta! pisać! :umowa: matjas |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:47. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.