![]() |
Laweciarstwo na Balkanach.
Poniewaz zawsze jest tak, że ktoś musi zacząć, zacznę od wyznania:
Tak. Jestem laweciarzem. Trzeba sie do tego faktu przyznac i przeprosic za lamerstwo, chodzenie na skróty i zabijanie adwenczera.... Poniżej opiszemy laweciarska wyprawe na Balkany (Serbia, Kosovo, Albania, Macedonia), która samotrzeć odbylim we wrzesniu roku trzynastego w skladzie: Paulina - zwana dalej Cleo Adam - zwany dalej Sowizdrzalem Ja - zwany dalej mną lub Hansem Laweciarz przy lawecie wyglada tak: http://i969.photobucket.com/albums/a...psb46780b0.jpg Laweciarz na lawecie wygląda tak: http://i969.photobucket.com/albums/a...psbaa78d34.jpg A laweciarz poza lawetą wygląda tak: http://i969.photobucket.com/albums/a...ps31bc3dd9.jpg razem wyglada to tak: http://i969.photobucket.com/albums/a...ps44985d67.jpg A zaczelo sie calkiem niewinnie, od zeszlorocznej Albanii - http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=15806 , wyjazdu Chlopakow w góry Szar - http://africatwin.com.pl/showthread....ght=szarpanina oraz pewnego pomyslu Cleo.... |
A ja Was widziałem w Zylinie- pomachalismy sobie na światłach :at:
|
Zaraz jaki to mialam pomysł...? :smoking: ale zanim opowiem o tym, to parę słów wstępu... |
...ale, może chociaż jakiś jeden mały kuferek?
Może być i na kosmetyki, byle by "adFenczeru" posmakować! :D Dawajcie, bo widzę, źe "będzie się działo". Cleo wyglądasz jak "Piękna", a piszesz jak "Bestia" :Thumbs_Up: Pozdro Orzep |
Sowizdrzał:
Wrzesień 2013 nie zapowiadał mi się rewelacyjnie, ani z motocyklowego, ani z innego punktu widzenia. W paszporcie leżała i stękała z nieróbstwa wiza do jednego ze wschodnich krajów, bo niestety nie miała szansy go ujrzeć, zwłaszcza z perspektywy dwóch kółek. W Garminie niepotrzebnie miejsce na karcie zajmowało kilkadziesiąt tracków po Czarnogórze i płn. Albanii (bo sierpień też nieco dał w życie). Przy zwykłym borykaniu się z codziennością, jedyną formą motocyklizmu, na jaką mogłem sobie wtedy pozwolić, było regularne śledzenie kolejnych relacji i planów (cudzych) na forum, o ile nie liczyć nieśmiałego wkołokominowego docierania nowego tłoka w Suzi DRuZi. Nawet wątek Cleo pt. ,,Szar Płanina czy jakieś tam bałkańskie'' rzucił mi się w oczy tylko jako potencjalnemu kibicowi, bo prawdopodobieństwo wzięcia udziału w tym czy innym przedsięwzięciu równało się wówczas moim możliwościom startu w Rajdzie Dakar... Puściłem delikatną sugestię do Pauliny i Jacka i natychmiast spotkałem się z ich wesołą i konkretną reakcją. Właśnie to ich pozytywne i tętniące ciekawością świata nastawienie podpowiedziało mi, że może by tak jednak spróbować? Góry Szar nadal kryły dla mnie co najmniej kilka zagadek, kilka niedokończonych tracków, kilka nieprzejechanych dróg. Ich odpowiedź ,,my i tak jedziemy, miejsce na lawecie jest wolne'' stwarzała mi bardzo wówczas potrzebne pole manewru. Ale już ziarno myśli o kolejnej włóczędze po Bałkanach padło na grunt podatny i żyzny, wypuściło kiełki i listki... Znacie to uczucie, kiedy nagle zapala się światełko na końcu ciemnego tunelu. |
Ja :Jacek, odezwał sie jakis facet Sowizdrzał z AT, że może on przyłączyć się do nas.
Hans: Kto ? Ja: Sowizdrzał. Ja: Cos mnie olsnilo! Mówię,o kurka to facet który był z Chłopakami na Szarpaninie. Jacek, musisz do niego zadzwonić! Już! Teraz! Koniecznie! Proszę. Myślę se, jak to się cudnie układa. Myieliśmytylko plan składający się z : jedziemy w tamte tereny i tyle. A tu Adam który już tam był i chce jechać jeszcze raz :bow: Jacek : Spokojnie Mała, nie podniecaj sie. Przestań przebierać tymi nóżkami i zajdź mi z głowy bo muszę zadzwonić... Ja już w mojej pokretnej główce zaczynałam snuć plany, a Chłopaki zaczęli się dopiero dogadywać. Kuferek AdFenczeru był juz dawno spakowany ;) |
Piszcie dalej!
|
"adFenczeru" - na wszystko co piękne i dobre, błagam Cie - nie idź drogą Orzepa, zarzuć pokemonizm....
:bow: pokemonizm: http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Pokemoniaste_pismo |
Dzwonie. Odbiera Adam. Gadamy. Takie pierwsze telefoniczne co i jak. Gdzie i po co. I kiedy....
Wyglada na to, ze cos z tego bedzie, ze sie moze jakios zgramy. Choc gdzies z tylu glowy kielkuje mysl: "...jedziesz z Obcym...". A ze - primo - wielu znajomych wyjeżdzalo razem a wracalo osobno nie odzywajac sie do siebie i - secundo - wiem jak francowaty mam charakter, czarne są mysli me. Montuje hak do auta, żartem groźbą i uśmiechem uzyskuje wpis do dowodu. Potem zawracam ludziom dupę ws przyczepki. Z sukcesem. O tym jak nasze francuskie 1,4 w gazie ogarnie zestaw jeszcze nie mysle. W sumie i dobrze ze nie mysle. Pociągnęło choć osiagi dupy nie urywaly. Raczej usypialy, a przednie kola drogi dotykaly. Czasami, ale jednak :) http://i969.photobucket.com/albums/a...pse80415cf.jpg Ale, ciut wybiegam w przyszlosc... PS. powyzsze zdjecie robione bylo po trzygodzinnej drzemce ok 100 km od Belgradu. Drzemka tyczyla glownie Cleo i Adama. Ja milo spędzalem czas usilujac usnac radosnie dopignowany do tego siarczystym charapniem moich Kompanów. Brzmialo to mniej wiecej tak (tylko na dwa glosy, chórek taki) /film z youtube o charakterze pogladowym, tylko sluchac/ |
Eeenoo, Cleo ładny rydwan Ma ;)
|
Proszę poprawić linka do YT bo ekran śnieży...;)
|
Pisać pisać .... Bo ja chce czytać :)
|
Cytat:
|
Taaaa, wiedzialem.
Orzep, ależ wcinaj sie ile chcesz ;) '' Mieć dystans do siebie '' - "... umieć żartować sobie z siebie, ze swych wad, zalet. Oznacza też akceptowanie wad. Czasami żartowanie także ze swych zainteresowań. Ogólnie, mieć luźne podejście do siebie, do swego życia. (...). Patrzeć na siebie obiektywnie...." |
Za trudne Hans - dla GSiarza z kuframi! ;)
...więc pisz i nie 3.1416erdol kocopołów, że ślimak ma sierść!!! :D Pozdro podglądacz Orzeppe p.s. Qrwa edycja na FAT jest...dodópy! |
Sowizdrzał:
Przejrzałem na forum relacje i zdjęcia z wcześniejszych wyjazdów moich towarzyszy podróży in spe. Cholera, Cleo sama pojechała XT-kiem w Bieszczady, potem przesiadła się na lżejszy motek - wiecie co to oznacza. O do licha - Hans objeżdżał Afryką w Albanii takie miejsca, gdzie moja Suzia DRuZia nie miała za lekko. Lubią góry a nie asfalty, szpejek mają upakowany ciasno, do hoteli się nie pchają... To twardzi zawodnicy, trzeba będzie się porządnie przygotować. Tylko co ja mogę wnieść do tego składu? Już wiem! Poukładam porządnie tracki z poprzednich lat i poszukam jeszcze kolejnych w sieci. Teren trochę znam, może uda się zobaczyć kilka miłych widoków, a przy okazji sprawnie i bez błądzenia poendurzyć (względnie sprawnie poendurzyć, a widoki przy okazji ;)). Do roboty, Sowizdrzale, Garmin w dłoń, bo kilka dni raptem zostało! Sprzęt na wyjazd spakowałem jak zwykle. Do uzgodnienia zostało mi tylko kilka kwestii technicznych, a konkretnie: jakie opony i jakie śpiwory zabieramy oraz jaki zarys trasy planujemy, żebym wiedział, które drogi wybierać i gdzie możemy urządzać noclegi; wrzesień w górach bywa już chłodny i z kiepskim sprzętem biwakowym trzeba by potem przed nocą uciekać w doliny, co nie zawsze jest możliwe. Wolę więc wiedzieć, czy targać śpiwór z puchu, czy wystarczy mi mała letnia ,,kilówka''. Rozmiary zębatek w DR350 i XT600 też mi sporo powiedziały. Wypytałem szczegółowo Hansa o to przez Skype'a (później Jacek przy którymś kolejnym piwie zeznał, że czuł się wtedy jak na egzaminie, a ja wcale nie byłem luźniejszy), ale okazało się, że nastawienie mamy bliźniacze. No i fajno - posłałem Jackowi swoje pomysły na trasę, okazało się, że się przyjęły, przynajmniej na Google Earth ;) |
Czekamy na dalszy ciąg!
Ps. dawniej "pokemoniozmem" nazywał się dysleksję/dysgrafię/niechęć do poprawnego pisania ;) Ps.2 Przypominam, że rogal czeka do przymiarek, a on również nie wpisuje się w ducha pełnego forumowego adventura :) ot do laweciarstwa w sam raz :D |
Juz samo zapiecie lawety do 1.4 benzynka w klasku zachacza o przygode.;)
Jechaliscie na ryzyko chyba ,bo wagi auta a lawety nie pasuja ? Dla mnie bardzo fajny zestaw :Thumbs_Up: Jak juz sie rozchulasz to jakos idzie,troche gorzej z hamomaniem. |
I tu Ci Zippo powiem, że i tak, i nie.
Tak - bo miałem wątpliwości czy zestaw w ogóle ruszy. a jak ruszy to czy zahamuje ;) Ruszał (jakoś), hamował (jakoś), do 100km/h się bujał, górki robił na Słowacji i do tego palił ok 10-11 l LPG/100km. Co więcej - w papierach wagi się zgadzały... Ale trauma była. Nie - bo gdyby po drodze trafiła się waga, to byłby zonk |
1 Załącznik(ów)
Tak to miało wyglądać: po zostawieniu lawetki w Belgradzie, najpierw lekka rozgrzewka przez Serbię,
do granicy z Kosowem, coby się dograć. Potem w Kosowie formalności (ubezpieczenie OC) i kierunek Szar Płanina, głównie malowniczy Brod :) Dalej przeskok do Albanii, jeziora Lure i mnóstwo zapomnianych górskich szutrów, niektóre zaledwie o krok od Tirany. Na deser Macedonia i piesza wycieczka na Titov Vrv (2747m npm.) - najwyższy szczyt gór Szar. Dużo to czy mało na 2 tygodnie, jak Wam się wówczas wydawało?? |
Kiedy Jacek przedstawił mi sytuacje... O ku...a, czy ja dam radę?
Przegładnęłam pare relacji Adama, które mówiły że Facet ma pojęcie o jeździe. O cholera! To nie będzie już tak, jak jeździłam sama z Jackiem, że będę mogła robić jaja typu : nie przejadę danego odcinka trasy bo za trudny i zmuszała Jacka do przeprawienia dwóch motków.Dlaczego? Bo tak! Ok.Paulina! Sama tego chciałaś, teraz masz okazje sprawdzić się przed Obcym :mur: Kiedy to przegryzłam to sam plan trasy wydawał się fajny, chodź nie miałam pojęcia ( bo nie umiem czytać z mapy, widziałam tylko zarys linii na mapkach) co, gdzie i którędy. Ten wątek zarezerwowałam przygodzie :) A czy trasa była wystarczająca na 10 dni...? Zobaczycie w kolejnych odsłonach. |
Cytat:
Swego czasu ,gdy w portfelu wialo groza bralem kazda robote. Ktos powiedzial, ze trzeba przyciagnąc zdefektowany mercedes. Merc umarl w Le Havre a nie bylo komu jechac za niska stawke. Zgodzilem sie pojechac z Polski tam i z powrotem. Laweta zlom,Bus za lekki ,brak zmienika i glodowa djeta. Zapytali-Prawko masz? -mam! Ale nie mialem .Nie pytali dalej wiec pojechalem. Udalo sie przejechac i wrocic i dopiero polscy gliniarze rutynowo zatrzymali Patrzy jeden, patrzy to na mnie ti na zestaw. -Pyta skad jade ,nie wiedzac co mam robic wiec powiedzialem prawde. Z Le Havre-mowie :) A on-...A gdzie to jest? -No..na koncu Francji ,dukam ...Czy mnie czasem nie pojebalo?!- pyta zadziornie widzac tylko "A,B" -Z leksza chyba-odpowiadam Od razu wyciagam stowke i mowie ze to wszystko co mam... A ci na siebie,na mnie patrza...i mowia bym spadal Stowke oczywiscie inkasuja ;) Dojechalem do domu i wszystko co bylo zdalo mi sie snem.. pozdrowienia |
No to przechodzimy do samego wyjazdu. Jego ewidentnie pierwszą częścią był tzw. prolog, czyli pokonanie trasy Chorzów-Nowa Huta,
DRZ-ką na szutrowych gumach, krótkich przełożeniach i w deszczu. Oj! była jazda, ale jak mus, to mus (i to bynajmniej nie w oponach, tylko w okolicach mózgu wypełnionych głównie przez imperatyw kategoryczny - umówiłeś się, to wio, masz być na czas, choćby skały srały....) Z Pauliną i Jackiem umówiłem się w Krakowie na dzień przed wyjazdem - pakowanie motocykli na lawetę, ostatnie zakupy. Dopiero po drodze zaczęło do mnie docierać, że pierwszy raz będę na większej wyprawie w towarzystwie damy. Psiakrew - myślałem - trzeba będzie oduczyć się mówienia ,,ku**a'' i ,,d**a'', po piwie bekać tylko dyskretnie, a na siku chodzić w krzaki, a nie lać na drogę. Do tego to moje chrapanie w nocy... Uprzedzając nieco fakty - niepotrzebnie się martwiłem, albo byliście oboje z Jackiem na tyle dyskretni, że nie daliście mi nic odczuć :P |
Dobrze się zapowiada :D
|
Cleo, cieszę się na kolejną opowiastkę. Będę tutaj zaglądał :)
Pozdrawiam |
Faktycznie Adamie - ad rem.
Więc - Adam przesłuchał mnie na skype tak dokładnie, ze miałem już zamiar przyznać się do win wszystkich popełnionych, niepopełnionych i podatkowych (takie zboczenie zawodowe ; ) Ustalenia proste były - Adam nawiguje, ja trzymam wspólną kasę i zamykam (myliłby się ten, kto sądzi, że Cleo ma konsumpcję czegokolwiek niższą niźli statystyczny samiec ALFA (a w końcu wszyscy nimi jesteśmy, czyż nie - Panowie?), a Cleo jako jedyna kobieta w zestawie łagodzi obyczaje i budzi zdziwienie albańczyków. Dzięki niej, nie klniemy, nie pierdzimy, nie bekamy i w ogóle - pełna kultura - przynajmniej przez pierwszą dobę Kurde, pierwsze wakacje od nastu lat, gdzie moja wiedza o trasie sprowadzała się głównie do kraju w jakim jestem... :) Lawetka spakowana, pasy pozaciągane (pasy od Harley'ow, a kto bogatym zabroni), zapoznawcze piwko wypite, pozostało tyko wyruszyć... Anyway, lecim, spotykamy naszych z Żlinie, ciężko obrażamy słowackiego policjanta, nie płacimy mandatu i.. wyprzedzamy furmankę na HJajŁjeU (autostradzie). http://i969.photobucket.com/albums/a...ps3e212892.jpg Adam bezbłędnie nawiguje, a my śpimy (Cleo z tylu, ja za kółkiem). Zrzutka z lawety, ogarniecie i dawaj przygodo! http://i969.photobucket.com/albums/a...ps17198b6c.jpg http://i969.photobucket.com/albums/a...ps446d72ca.jpg http://i969.photobucket.com/albums/a...psb0cd5d51.jpg Od tej pory jedynie Najwyższy i Adam wiedzą gdzie jesteśmy...Z Adamem jednakże, łatwiej jest się dogadać, co widać na załączonym obrazku. http://i969.photobucket.com/albums/a...psa1812f6f.jpg A noclegujem w hotelu. Tysiacgwiadzkowym. http://i969.photobucket.com/albums/a...ps11887ec5.jpg Kurde, jakie te single fajne, nie to co ta krowa..... ups, wrrrrróć, to znaczy Królowa. Nie ma to jak pierwszy sezon na singlu. Ścieżki, jak widać kolega wybierał raczej nie on... http://i969.photobucket.com/albums/a...ps6db039aa.jpg http://i969.photobucket.com/albums/a...ps3efb6d8f.jpg Adam - jak zawsze o rok świetlny z przodu, wiec wrzucam Cleo: http://i969.photobucket.com/albums/a...ps95c8cc8e.jpg A jak się zatrzymał, to i fotę ma :) http://i969.photobucket.com/albums/a...ps253e2ff9.jpg Zarzuć że Adamie mapą jaką, coby lokalizacja była... http://i969.photobucket.com/albums/a...ps90c89154.jpg http://i969.photobucket.com/albums/a...ps8d0129d0.jpg A dla odmiany leje, mi - kurde - zawsze leje. http://i969.photobucket.com/albums/a...ps0dde4ca6.jpg Kosovska Mitrovica jak zawsze przygnębiająca... i ten most oddzielający Serbów od Kosowarów. http://i969.photobucket.com/albums/a...ps8d31ef0e.jpg http://i969.photobucket.com/albums/a...psf4dfe866.jpg Tydzień później, w Mitrovicy zastrzelono cztery osoby... |
Cleo "weszla na wheele" czy tak ino wyglada :)?
|
...na pociesznie Wam powiem, że mnie z kuframi, też Kosovo przywitało deszczem!
Widać nie wybiera bardziej advenczer, czy bardziej rejli - do suchej nitki i koniec! Pozdro Orzep p.s. No i może trochę większa częstotliwość? W końcu do cholery trójka Piszących! ;) |
Rebel :" Cleo, cieszę się na kolejną opowiastkę. Będę tutaj zaglądał :) "
:) Zipo : "Cleo "weszla na wheele" czy tak ino wyglada :)? " Tak ino wygląda. Może czasami próbowała wznosić się na wyżyny przy tak wybornej Obstawie ;) Kiedy wystartowaliśmy na motkach z Belgradu, pomyślałam, no Chłopaki czuje się wyjątkowo, bo z każdej strony mam obstawę. Pierwszy nawiguje, co jakby nie muszę sie martwić która to strona prawa a która lewa ( prawa to lewa czy lewa to prawa?) a ostatni pilnuje by mi sie nic nie stało a w razie W podniesie DRkę. Jupi. Pozostaje mi jedynie prowadzić się. Żyć, nie umierać. Dzięki Chłopaki. Poczułam sie wyjątkowo ;) Adamie,Twoja dynamiczna jazda rozwiązała moje odwieczne dylematy typu: hmm... przejechać tą czy tamtą dziurę... Jednym słowem zaoszczędziła nam czas, który i tak cholernie szybko płynął. |
sorki za pytanie, ale co to za przednie zawieszenie w xt'ku?
PZdr |
Cytat:
pozdr |
8 Załącznik(ów)
No chyba nic nie dodam nowego o tym fragmencie trasy, ale tak moim okiem:
Sowizdrzał: Pierwsze kilometry w Serbii przecieramy po czarnym - to w końcu cywilizowany kraj - z lekka tylko próbując szuterków. Kierunek południe, kurort Kopaonik i przejście graniczne z Kosowem k. Raszki. Tu nie chciało mi się zbytnio wysilać przy robieniu tracków, bo nie warto w nowym składzie od razu za wiele ryzykować. Pomimo to udało się zobaczyć Kopaonik, park narodowy zaraz przy granicy z Kosowem i zaliczyć pierwsze offiki. Piękne góry! Tempo mamy jednakowe, aż muszę naprawdę mocno się sprężać na prowadzeniu, żeby na kolejnych rozjazdach mieć te kilka sekund przewagi i wybrać dobrą drogę, tak żeby nie musieli stawać i czekać na decyzję (bo taka niepłynna jazda bardzo męczy grupę). Pierwsze biwaki, pierwsze zakupy, pierwsze piffka - okazuje się, że styl podróżowania mamy ten sam. Fajnie! Zakładamy wspólną kasę, którą trzyma Jacek, bo jemy i pijemy tyle samo i to samo (brawo Paulina!). Szybciutko też dobieramy sobie styl biwakowania: namioty rozstawiamy w miejscach nie rzucających się w oczy, ale niedaleko od cywilizacji. Wodę kupujemy butelkowaną, więc do źrodełek ciągnie nas li tylko w celach ablucyjnych, ale to niekoniecznie musi wiązać się z biwakiem czy noclegiem. W ostatniej wsi przed planowanym spaniem uzupełniamy jedzonko i napoje, po czym spokojnie toczymy się w kierunku miejsca namiotowego. Zazwyczaj wypada nam to najpóźniej godzinkę przed zmrokiem (który pod koniec września zapada dość szybko, bo dzień zdążył już skrócić się do niepełnych 12-tu godzin...) |
A z pierdzeniem Panowie... to przesadzacie.
Z każdym postojem to myślałam że portki chciało mi urwać! A Wy sie tak przejmowaliście,że z kobitką jedziecie :haha2: Jak przygoda to w każdym calu :D |
Cytat:
Dobrze żesmy wówczas o tym nie wiedzieli. |
Fakt, do Kosova wpuszczono nas bez lokalnego OC. Mieliśmy już nawet niewykupywać, ale się złamaliśmy.
Szło to jakos tak: "...nikt nas nigdy tu nie znajdzie..." http://i969.photobucket.com/albums/a...psa62c4d17.jpg 20 minut później: http://i969.photobucket.com/albums/a...ps14ceb9f9.jpg |
I co ?? Przerwa w relacji w takim momencie ??????
|
Cytat:
|
1 Załącznik(ów)
Nie, nie, nie, z lokalesami - a właściwie pod ich dachem - zachlaliśmy tylko raz i oto co z tego wyniklo...
Ale o tym później. |
Kurczę, pomimo tego,że znam historię i miałam okazję być na mini relacji, (tzn. dużej relacji, ale w mini gronie :) ),to muszę przyznać, że czyta się z zapartym tchem. I z tego miejsca chciałam zaprotestować przeciwko tak długim przerwom w opisywaniu przygody!!! Proszę się nad nami nie pastwić, my tu czekamy na ciąg dalszy!:bow:
|
Cytat:
|
11 Załącznik(ów)
*romek* - co prawda umówilismy się wczoraj z Pauliną, że będziemy twardo budować napięcie, ale...
ja mam słabą silną wolę i zawsze ulegam płci pięknej, więc specjalnie dla Ciebie... ---------------------------------------------------------------------- Sowizdrzał: Na trzeci dzień na dobre wsiąknęliśmy już w kosowski klimat. Po przecięciu drogi M25 łączącej Prizren ze stolicą Kosowa - Prisztiną, kończą się asfalty, zaczynają sympatyczne nietrudne szuterki, zjazdy, podjazdy, a teren bardzo przypomina charakterem nasze Gorce lub Podhale. W planach mamy atak na ciut większą górę, w okolicach wiosek Maqiteve i Jezerce, czeka nas blisko 1000m podjazdu, a to i tak dopiero początek. Ze szczytu, na którym w dość oczywisty sposób zbudowano stację przekaźnikową, widać główną grań pasma Szar. Poezja! Szczyty sięgają 2700m npm., ale kształtem i aparycją przypominają nasze Bieszczady, bo ich zbocza są pełne połonin i to 50 razy bardziej rozległych niż te ukochane - polskie. Sporo gór się widziało, na parę z nich wlazło, ale widok każdego nowego pasma, w scenerii ciemnych chmur przez które z rzadka przebija się słońce, zawsze powoduje opad szczęki... Wyłapuję w tym widoku szczyt Scarpa, na który rok wcześniej wjechaliśmy motocyklami z Szarpaniną :) https://picasaweb.google.com/1018548...41561603282306 Tymczasem niebo się chmurzy, a nas czeka zjazd sporo ostrzejszy niż podjazd. Wyszukane na zdjęciach satelitarnych drogi okazały się koleinami po ciężkim sprzęcie, albo pieszymi ścieżkami. Cholera, gubimy drogę, przewracamy raz za razem, grzęźniemy w głębokich koleinach. No - ale przynajmniej, skoro tyle luda się tu bezładnie szwendało, to znaczy, że nie ma min (a być mogły, o czym wspomnieli nam polscy żołnierze spotkani na granicy Macedonii i Kosowa w ostatnim dniu jazdy)... W którymś motocyklu przestaje wystarczać nawet jedynka, sprzęgła się męczą, jazda staje się coraz mniej przyjemną przeprawówką. Nie trwa to jednak długo, po znalezieniu łagodniejszego zjazdu odpuszczamy część przygotowanego tracka i spadamy, nieco zmęczeni, do wioski Mushtisht w okolicach Prizren. Tam kusi nas pieczony kurczaczek za 5 euro, jak się okazuje, nie za porcję, ale za całość, a w tym chleb, sałata, oliwa w dowolnej ilości dla 3-ch osób. Smak dobrej potrawy sprawia, że nie żałujemy zbytnio tej niezrealizowanej dróżki, przecież będzie jeszcze po co tam wrócić :) Tymczasem powolutku dociera do nas, że kobieta która jeździ na motocyklu i do tego zasiada z mężczyznami przy stole w lokalach, jest dla Kosowarów co najmniej.... zjawiskiem. Ale o tym to już nie ja... |
No i nici z planów budowania napięcia :-(
Adamie ja też mam słaba silna wole, ale nie do kobiet ;-) więc : Wieczór dnia 2 zapowiadał się bardzo spokojny. A jednak... Resztę pozostawię milczeniem... Taka niepisana umowa Co się wydarzyło na łące jakiejś tam - tylko Adam wiedział gdzie ona była ;-) to pozostało na łące jakiejś tam. Ponieważ moje wyobrażenie na temat trasy było, co będzie to bedzie.I tyle. To jednak dzień 3 zapamietałam na dobre. Dość niewinnie snułam się po lekkich szuterkach z lekkimi przechyleniami...beztrosko patrzyłam na otaczajacy mnie krajobraz... Aż tu nagle, wyrosła z nienacka, pionowa (no, na tamtą chwilę taka była!) góra, którą trzeba było pokonać. Orzesz KU..A - pomyślałam.Byliśmy juz w takim miejscu, że nie wypadało marudzić. Po co mi klopoty? Jedź Paulino - przygoda czeka za zakrętem... A z drugiej strony przecież jechałam z nowo poznaną osobą. Bądź twarda! Pokonawszy straszna górę pojawił sie dość mi bliski widok. Bieszczady - Wspaniałe Bieszczady. http://i969.photobucket.com/albums/a...ps8f350406.jpg Tylko zaraz... ! One są jakieś rozległe i wyższe. Były wszędzie. A ja stałam jak zahipnotyzowana z cieknącą ślinką. Moi współtowarzysze stali obok i równie dziwnie wyglądali jak ja. Eh...potem pojechalismy dalej... Każde następne strome wzniesie stawało sie normalnością. Do czasu kiedy Drce zabrakło jedynki na podjeździe. Ale mimo tego incydentu nie poddawałam się! Za to pojawiły sie głebokie rozjechane koleiny...brr Jakos to przejechałam. Z naciskiem na jakoś! Dzieki Chłopaki za wsparcie :-) Potem szybka decyzja. Chłopaki modyfikują plan trasy i ladujemy na pysznym chrupiutkim kurczaczku w pierwszej małej kosowskiej wiosce. Mimo, że zasiadłam wygodnie przy stole, to ciągle byłam na połoninach, na podjazdach i zjazdach i jak to usiłuję podnosić swoje moto. Nie słyszałam Jacka i Adama, którzy komentowali zachowania mężczyzn z sąsiednich stolików. Gdzieś tam docierały do mnie urywane słowa Chłopaków Jesteśmy... cyrk....żdziwko? Te słowa obijaja mi sie po uszach... lekceważę te sygnały. Ciekawsze było, jak nadal cisnę na DRce pod górę... jupi Ale zaraz, o czym oni mówią...? o cyrku... ? Wieczorem trzeba Chlopakom dać piffa, bo bredzą ;-) Koniecznie. A tymczasem koło naszego stolika... Autochtoni, jak tylko sie zorientowali że ten najmniejszy koleś to dziewczyna to zaczęli obchodzić nasz stolik z wielkim zainteresowaniem Widać było że juz chcą podejść, ale jak to? Baba z Facetami przy jednym stole w knajpie â tak relacjonowali mi potem Chłopaki. Wracając z "O" szybko wróciłam do rzeczywistości! Nie moglam znaleźć mojego stolika. Zaraz, przeciez on tam był... ale przecież nie mogli mnie zostawić ... Widzę motki przed knajpa. Ok. Uf. Są. Tylko gdzie? Podeszłam do tłumu mężczyzn i co widzę? Tambylców którzy okupują stolik z moimi Panami i staraja się jakoś dogadać. Jak tylko zostałam zauważona, towarzystwo jak pokopane przez prąd zwiało do swoich stolików. Aha, to oto chodzi. Ten cyrk to my w rolach głównych ;-) Jako kobieta - europejka a zarazem gość w kraju z goła odmiennym kulturowo i religijnie od mojego, musiałam pogodzic się ze zdziwieniem, szokiem i komfuzja jaką wprawiałam wszystkich mężczyzn na swojej drodze. A do jeszcze wiekszej konfuzji dochodziło wtedy, jak równy z równym śmialiśmy się i bekaliśmy równie donośnie :-) To był fajny dzień :-) |
....ano, połonina była fajna.
gdyby nie deszcz i burza, była by fajniejsza ; ) http://i969.photobucket.com/albums/a...ps24f994f3.jpg http://i969.photobucket.com/albums/a...ps2650c1d0.jpg http://i969.photobucket.com/albums/a...psdab8656e.jpg http://i969.photobucket.com/albums/a...ps6016d264.jpg a i zjazd niegłupi był: http://i969.photobucket.com/albums/a...ps35de7b08.jpg http://i969.photobucket.com/albums/a...ps27154330.jpg http://i969.photobucket.com/albums/a...psc03ebefc.jpg http://i969.photobucket.com/albums/a...ps2de41ec7.jpg |
1 Załącznik(ów)
Cytat:
A dalej w Macedonii Ty robiłeś chyba więcej zdjęć... |
3 Załącznik(ów)
Cytat:
--------------------------- Sowizdrzał: Po przejechaniu przez Prizren, co ze względu na panujący tam brak reguł ruchu drogowego, nie było wcale takie łatwe, Garminek nieoczekiwanie pokazuje nam bliskość śladów z zeszłorocznej Szarpaniny. W pamięci mam wielogodzinne błądzenie i zawracanie ze ślepych ścieżek, kiepską orientację, dokuczliwe słońce. Nawet przy zapisanym tracku obliczam ten dodatek do trasy na jakieś 2 godziny. Ale co tam - decydujemy się zobaczyc te góry, najwyżej prześpimy się po drodze, biwak w Brodzie może poczekać. Okazuje się, że przy sprawnej jeździe i orientacji odcinek zajmuje nam... ok. 25 min. do tego warunki są rewelacyjne dla lekkiego tour-enduro. To przekonuje mnie ostatecznie, bezapelacyjnie i do samego końca o wyższości nawigowania po śladach w miejsce map. Jeżeli cokolwiek psuje nam humory, to tylko docierająca coraz dalej i wyżej czarna masa bitumiczna pokrywająca bezpowrotnie kolejne dziewiczo naturalne, ujeżdżane od pokoleń ,,adefałowe'' szutry... W końcu, w lekkim deszczyku, docieramy do ,,stolicy'' regionu Gora - miasteczka Shar Dragash. Położone na południe od Prizren, przeszło 1100m npm. wyżej, nie różni się prawie niczym od innych miasteczek tego typu. Jest jednak pewna rożnica - na ulicach pobrzmiewa język nie albański, ale... jakiś taki słowiański. Później od pasterza w Restelicy dowiemy się, że to język bośniacki (bardzo zbliżony do serbskiego, jak czeski do słowackiego albo nawet bardziej), którym mieszkańcy Gory posługują się od wieków. Rdzennie mieszkali tu bowiem Serbowie i Bosniacy, którzy przyjęli islam. Dziś wszyscy są Kosowarami i najczęściej posługują się równolegle albańskim. Tak czy siak, mam tu znajomych z zeszłego roku do odwiedzenia - szef lokalnego przedsiebiorstwa dostarczającego internet, czyli po polsku: ,,prowajder'';) (AUĆ, Hans, nie szturchaj mnie ciągle pod żebro, ten pokemonizm był zamierzony i ujęty w cudzysłów: ,,''), częstuje nas kawą, sokiem, przyjmuje mały upominek w postaci albumu ze zdjęciami o Polsce. Jest miło, deszcz troszkę jakby zelżał, żegnamy więc gościnnegpo ,,prowajdera'' (AUĆ!!!) i turlamy oponki 20 km dalej, w głąb doliny, do Brodu. Dla odmiany leje... W ciągu swoich sześciu poprzednich wyjazdów na Bałkany nie widziałem w sumie tyle deszczu, co w ciągu tych 3-ch dni z Pauliną i Jackiem. Zazwyczaj w tym rejonie rozsychałem się z gorąca, chciwie spijałem każdą kroplę wilgoci z butelek i źródełek, a w odparzone od siodła półd... tj. policzki wcierałem sudokrem, wybierając po temu zaciszne i ustronne miejsce, żeby koledzy źle mnie nie zrozumieli. Tymczasem trzeci dzień nie rozstaję się z deszczówką, w butach mokro, a ubrania i namiot suszę wtedy kiedy mży. Ki diabeł, albo raczej ,,ki Smok Wawelski?''. Pewnie Cleo w przedwyjazdowym rozgardiaszu zapomniała upakować obiecane słoneczko do worków i zostało na lawecie w Belgradzie. Tak na marginesie - obiecanej flaszki domowej roboty też z Hansem zapomnieli, ale już nie będę im wypominał, bo będzie foch :P Natomiast tamtego wieczoru akurat flaszeczka przydałaby się, bo namioty rozkładamy jakieś 1500m npm. i w cieniu mokrych deszczowych gór. W nocy nawiedza nas Wuj Chłodek, upał nieco zelżał, bo nad ranem widać było coś jakby odrobinę szronu na trawie. |
Ech ta miejscówka w Brodzie...:)
https://lh3.googleusercontent.com/-B...panina_146.jpg też tam się zatrzymaliście? |
2 Załącznik(ów)
Cytat:
------------------- Znalazłem jeszcze zdjęcia z tego dnia. |
20 Załącznik(ów)
Sowizdrzał:
Rano nie spieszymy się z pobudką, bo i po co. Chmurki i mgiełki powoli sobie opadają (dobry znak, lampa będzie!). Przy porannej kawie dłubiemy conieco z Jackiem w motocyklach; problem ten sam - zacinające się liczniki. Pomimo tej i wielu kolejnych prób do końca wyjazdu ani w XT, ani w DRZ telewizorki nie pokazują już wszystkiego co pokazywać powinny. Pierwszy raz na wyjeździe motocyklowym nie zapisuję kolejnych przebiegów, biwaków, tankowań, bo zwyczajnie nie ma z czego. Tymczasem nasze obozowisko leniwie nachodzą mućki-mlekodajki, a za nimi poważnie i dostojnie kroczy pasterz. Robimy sobie wspólne zdjęcie, a Paulina znajduje jednak słoneczko w bagażu i szybko rzuca je na niebo, więc pakowanie idzie nam raźniej. Wyprowadzamy motorki na drogę, jeszcze dwa rekreacyjne kilometry w głąb doliny, zamkniętej hotelem Argena dość przyzwoicie wkomponowanym w estetykę górskiej okolicy. Mijamy walec drogowy, którego operator wygraża nam za rozoranie kostkami wygładzonej dopiero co nawierzchni; tu też już kładą asfalt... Śladami z poprzedniego roku jedziemy do sąsiedniej doliny, która przez wieś Restelica wyprowadza nas do miesjca, gdzie schodzą się granice Macedonii, Albanii i Kosowa. Kiedyś nie było tu granic, teraz są, ale nadal nieoznaczone, pilnujemy więc pozycji na GPSie, żeby niepotrzebnie nie władować się na patrol macedońskiej straży granicznej. Z Restelicy wyjeżdżamy na ciągnący się ponad 20 km pas połonin, przez które wije się szutrowo-kamienista, nawet niezła droga. Znowu buszujemy po wysokościach sięgających 2000m npm. Słońce raźno grzeje, czasu mamy sporo, wszystko nas zachwyca: stojący w tle Golem Korab - najwyższy szczyt Albanii i Macedonii zarazem, niekończące się połoniny, stadko koni... Widzimy też wyraźnie granicę pomiędzy pasmem Szar a Mali i Korabit (alb. pasmo Korabia) - to jakby Bieszczady Wschodnie z Rawkami i Tarnicą postawić obok Tatr Wysokich. Jestem w tym miejscu 4-ty czy 5-ty raz, a jak zwykle napatrzeć się nie mogę. Wreszcie GPS mówi ,,stop'' - granica już blisko, nie będziemy się o guza prosić. Wracamy do Restelicy, ale po drodze świta nam pomysł, aby wprosić się do bacówki na kawę. Zazwyczaj nie było to nigdy problemem w tych stronach, jednak tym razem wyczuwamy jakby lekki opór pasterzy, którzy choc bardzo dla nas życzliwi, coś szepczą pomiędzy sobą i koszą oczy. No tak - jest z nami kobieta, a oni przecież nie wiedzą, że to nie jest wcale taka zwykła kobieta, ale najprawdziwsza Kobieta Enduro. Najstarszy z pasterzy, w charakterystycznym gospodarskim nakryciu głowy, pokonuje jednak swoje skonfudowanie (,,idzie nowe, dziadzie, idzie nowe'') i podtrzymuje grzeczną rozmowę. Jego bośniacki język jest podobny do serbskiego, przez co i my Polacy jesteśmy w stanie go zrozumieć. Po kawie kłaniamy się pasterzom, dziękujemy za poczęstunek i - z lekkim żalem - spadamy na asfalt. Dziś chcemy juz przeskoczyć do Albanii lokalnym i dość dobrze schowanym przejściem granicznym, namierzonym - a jakże - na zdjęciach satelitarnych. Czy nam się to udało? Napiszemy niedługo :) |
No tak.
Dorwawszy się co nieco do kompa, śpieszę odrabiać zaległości. W temacie motocykli - dojechały wszystkie, w bez większych przygód. Mielismy (Adam i ja) drobne problemy ze wskazaniami liczników i - pomimo litrów wylanego WD40 - do końca wskazywały co chciały i kiedy chciały ; ) U mnie - jak wszystko wskazuje - było gdzieś przebicie na cewce lub kablu WN, na tyle malutkie ze kłopotów z jazdą nie powodowało, ale pracę obrotomierza w Acewell'u już zaburzało. Co u Adama - ja nie znaju. Najbardziej irytujące było to, że najstarszy motocykl w zestawie (1995 DR'ka Cleo) nie miał ŻADNYCH fochów, kichów, wachań i NIC nie trzeba było o nim myśleć. Ale - do rzeczy. Towarzystwo na szczecie doborowe i wesołe: A miejscówka w Brodzie - zanim spadła 8 godzinna ulewa wyglądala tak: a leniwy poranek tak: na szczęście potem: - słońce wzeszło - mgła się rozwiała - krowy se poszły - kupy po krowach zostały - zrobiło się ciepło - zarzuciliśmy bezowocne próby dojścia do ładu z licznikami - rzeczy wyschły - se pojechaliśmy dalej. A na tej granicy Macedońskiej było tak: Co do deszczu - tak, na początku przez pierwsze dni ciut padało. Czasem nawet więcej niż ciut. Adam - jak chcesz bez deszczu to najlepiej beze mnie. I w przeciwnym kierunku. I miesiącu ;) Mi zawsze pada.... Przejście KOS-AL wyczailiśmy na mapach googla na wysokości Shishtavec'a. Takie baraki w górach na polnej drodze: I zaczęło się. Że się nie da. Że to przejście lokalne. Że kosovarzy wypuszcza, ale, albańczycy wpuścić już nie mogą, że nie wolno im. Że niebezpiecznie, Że bandyci z bronią, że napady i złodzieje (kurna, rok wcześniej spaliśmy z Cleo 2 km od tegoż przejścia po albańskiej stronie i owszem, słyszałem strzały ale...). I tu - obstawiający przejście w ramach KFOR tureccy żandarmi (ten biały SUV na filmie)- się zmyli. I właściwie zaczęło się dać, ale układ był prosty. Albańczycy wpuszczają nas bez pokwitowania, czyli pieczątek w paszportach, a w razie czego zaprzeczają, że tędy wjechaliśmy. Szlaban w górę - droga wolna, jedźcie. Nie wjechaliśmy. Wjechaliśmy przez Kukes, i rozbiliśmy się gdzieś. Nie wiem dokładnie gdzie, ale było ładnie. I zimno. http://i969.photobucket.com/albums/a...pse62197e4.jpg http://i969.photobucket.com/albums/a...ps04c45979.jpg http://i969.photobucket.com/albums/a...ps59791815.jpg A kolejnego dnia, prawie spłonęliśmy żywcem, ale o tym potem.... PS. powyższe filmiki maja charakter nieobrobiony i poglądowy. Sensowny film, taki poskładany i z muzyką - później. ; ) |
Właściwie, to Słońce wypuściłam z worka 4 dnia. Pupa zmarzła, więc bez przesady. Zimmnnooo było.
A tak na poważnie. Nam zawsze pada, gdziekolwiek pojedziemy. Nawet na bałkanach. A propos Bacy i jego synów... byli lekko z konfundowani, kiedy postanowiliśmy zatrzymać sie u nich na kawę. Padło pytanie,czy my sa militares, bo mamy wszyscy ubrania moro...(Własciwie to praktycznie przez cały wyjazd lokalsi brali nas za wojskowych :) ) Wiedziałam jednak, ze dystans który był wyczuwalny od górali spowodowany był moją osobą. Gospodarz zapytał moich towarzyszy podróży kim ja jestem, w odpowiedzi usłyszał że żona. Okeeey. Poukładał to sobie jakoś, a i dalsza pogawędka przy kawce przebiegła w nieco luźniejszym nastawieniu. Potem pojechaliśmy dalej. Aż żal było wyjeżdżać z tych połonin... Eh Pięknie tam. Kolejne miejsce na ziemi,które stało sie moim domem. Tak, muszę sie przyznać. Nie wziełam flaszki domowej roboty, bo już najzwyczajniej nie miałam. Hans wszystko wypił. To jego wina! Odnośnie podróżowania : Ponieważ zawsze jechałam w środku i miałam tak świetna obstawę,
Czułam sie jak ten Szeregowy z Pingwinów - (co mi bardzo odpowiadalo) tak niewinnie, beztrosko i głupiutko... Dzięki Chłopaki :) Miejscówka w Brodzie a dokładnie poranek który przywitał nas gęstą mgłą stoi mi teraz jak żywy przed oczami. Niesamowite zjawisko. Wyobraźcie sobie że widzicie tylko swój i waszego kolegi namiot bo mgła jest tak gęsta że można zawiesić na niej wszystko, potem powoli, powoli zaczyna odsłaniać otaczające was wzniesienia gór. Widzicie to? Dookoła was, wszystko jest szare jakby umarło. Sami macie wrażenie że żyjecie po to żeby tylko oddychać.Jjedynie ubrania i namioty dają kolory życia. Mgła jest nieustępliwa. Nadal trzyma Słońce w swym kokonie...Czekacie... Aż do pierwszej próby przebicia się Słońca. Widać jak Słońce przełamuje mgliste chmury, jak szary nieżywy świat wstaje do życia. Jak wszystko dookoła zaczyna błyszczeć... A Ty przypominasz sobie że jesteś w podróży i zaczynasz kolejny jej dzień ... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:16. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.