Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Dwóch Nasara na Czerwonym Lądzie - "Cameroon challenge 2014" (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=20571)

Sub 24.03.2014 22:04

Dwóch Nasara na Czerwonym Lądzie - "Cameroon challenge 2014"
 
Tu kończy się cywilizacja. Zostawiamy za sobą wystylizowane, lotniskowe ławki, swobodny dostęp do internetu, sklepy pełne dobrodziejstw cywilizacji, pachnące toalety. Przez następne 3 tygodnie wiele się zmieni w naszym otoczeniu... a jeszcze więcej w naszym życiu...

https://lh4.googleusercontent.com/-R...C4153_1725.JPG


https://lh5.googleusercontent.com/-w...C4149_1724.JPG

Przez Berlin, Brukselę i Doula docieramy do Yaoundé - stolicy Kamerunu, gdzie z lotniska tuż po północy odbiera nas o. Darek z Marianną i jej mężem, Ashilem. W misji spędzamy kilka dni aklimatyzując się, przygotowując motocykle do drogi oraz zaprzyjaźniając się z dzieciakami, które są pod opieką Darka. Misja przez niego prowadzona jest swoistą oazą spokoju i bezpieczeństwa dla nich: mają zapewnione wszystkie potrzeby jakich niejedno dziecko z ulicy nigdy nie zaspokoi. Darek poprzez jasne reguły dba o ich wychowanie i wykształcenie. Zapewnia opiekę medyczną i możliwości rozwojowe. Uczy ich jasnych zasad życia. Byliśmy pod ogromnym wrażeniem widząc jak dzieciaki same o 5:00 zmywają podłogi i same piorą sobie ubrania... Rzadki widok w Polsce ;) Msza Św. przed wyjściem do szkoły rozpoczyna się o 6:00. Nikomu nie trzeba o tym przypominać czy zaganiać do swoich obowiązków. Chyba poniosłem porażkę jako rodzic...:)

https://lh6.googleusercontent.com/-e...C4169_1739.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-7...C4174_1744.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-y...C4177_1747.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-H...C4179_1749.JPG

Zajęcia popołudniowe z korepetytorką.


https://lh6.googleusercontent.com/-O...C4183_1753.JPG

Pierwsze spotkanie z maniokiem.


https://lh3.googleusercontent.com/-2...C4220_1786.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-M...C4224_1790.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-K...C4305_1861.JPG

Jadźka - mistrzyni kuchni!


https://lh3.googleusercontent.com/-a...C4242_1803.JPG

Marianna (czyli Mańka) - dobra kobieta z Jadźką




https://lh6.googleusercontent.com/-t...C4290_1851.JPG

Taddy, po prostu Tadek - gotowy do przytulenia.


https://lh3.googleusercontent.com/-_...C4326_1878.JPG

Sprzęt prawie gotowy...


https://lh6.googleusercontent.com/-X...C4246_1807.JPG

...jeszcze tylko szybka lekcja zmiany dętki pod okiem "miszcza".


https://lh6.googleusercontent.com/-W...C4250_1811.JPG

Ready to ride!


https://lh3.googleusercontent.com/-E...C4255_1816.JPG

"Ostatnia wieczerza" - później już nie będzie tak łatwo, smacznie i przyjemnie.


https://lh4.googleusercontent.com/-k...C4295_1856.JPG


Jutro opuszczamy misję, wyjeżdżamy po naszą przygodę...


https://lh5.googleusercontent.com/-P...run%252053.jpg

Fot. Marcin Kucharski Ⓒ

madafakinges 25.03.2014 10:00

SUb pośpiesz się z tym pisaniem bo siedzę w robocie i mi się nudzi!!

Sub 25.03.2014 10:17

No to musimy się zamienić "na roboty"... Będę miał wtedy idealne warunki żeby się móc oddać pisaniu...:)

madafakinges 25.03.2014 10:26

To trochę bezsensu pomysł, bo kto wtedy by to czytał:)

herni 25.03.2014 11:08

Extra!!!

KORNIK 25.03.2014 12:17

:lukacz:

Mirmil 25.03.2014 12:44

Cytat:

Tu kończy się cywilizacja. Zostawiamy za sobą wystylizowane, lotniskowe ławki, swobodny dostęp do internetu, sklepy pełne dobrodziejstw cywilizacji, pachnące toalety. Przez następne 3 tygodnie wiele się zmieni w naszym otoczeniu... a jeszcze więcej w naszym życiu...
Bardzo ciekawie sie zaczyna...
Mimo,ze o Afryce mozna napisac duzo, to jednak trzeba tam byc, pobyc z ludzmi, przejechac setki kilometrow po czerwonej ziemi, zobaczyc usmiechniete mordy lokalesow, zeby poczuc ten klimat. A jak sie juz to wszytsko poczuje- to naprawde zmienia sie poglad zycie w "cywilizowanym swiecie"

Sub - pisz, wklejaj zdjecia, czekamy na dalsze opowiesci z waszej afrykanskiej przygody.

miro&afryka 25.03.2014 15:07

Też mi się wydawało, że ten w chustce to Mirmil, też taki wylansowany ;-)

Sub 26.03.2014 13:14

Kokosówka między pierdzipędami

Rano opuszczamy misję i jedziemy w kierunku Bertua. Przedzieramy się przez uliczne szaleństwo jakie panuje na obrzeżach Yaounde: zasada "kto pierwszy/większy/kto głośniej trąbi - ten lepszy" rozpanoszyła się tutaj na dobre. Oswajamy się ze stylem jazdy proponowanym przez Afrykę. Najdziwniejsze są ronda: pierwszeństwo dla wjeżdżającego, więc jeśli już wjechałeś, to musisz ustąpić miejsca jakiemuś pierdzipędowi, który nadlatuje jak mucha z prawej. Pierdzipędy zresztą towarzyszyły nam przez cały pobyt - jako najpopularniejszy środek transportu służą w zasadzie do wszystkiego: można przewieźć 5 pasażerów, trumnę lub ... innego pierdzipęda. Ale wracając do rond. Żeby było ciekawiej przed nimi są często umieszczone znaki "ustąp pierwszeństwa", więc robi się galimatias, z którym tylko dzięki czujności, zdecydowaniu i intuicji kobiecej udaje się je bezpiecznie pokonywać. Droga asfaltowa ale co to za asfalt, jak są momenty, że co chwila dziura na pół metra. Raz z lewej, raz z prawej. Nawigacja pokazuje, że mamy jakieś 350 km. Nie spieszymy się. Zatrzymujemy się w kilku przydrożnych osadach, rozmawiamy z ludźmi, cieszymy się z każdego spotkania... Gorąco.

https://lh3.googleusercontent.com/--...C4332_1884.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/--...C4332_1884.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-b...C4348_1900.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-u...C4354_1906.JPG

"Kokosówka" domowej roboty

https://lh3.googleusercontent.com/-w...C4358_1910.JPG

Starszyzna częstuje - nie wypada odmówić...

https://lh4.googleusercontent.com/-Z...C4359_1911.JPG

"Za zdrowie wszystkich twoich dzieci..."!

https://lh3.googleusercontent.com/-2...C4356_1908.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-n...C4363_1915.JPG

Pierdzipęd solo...

https://lh4.googleusercontent.com/-b...C4443_1990.JPG

...duet...

https://lh5.googleusercontent.com/-P...C4526_2072.JPG

...tercet...

https://lh4.googleusercontent.com/-_...C4448_1995.JPG

...jak to będzie? Sextet...?!

http://4.bp.blogspot.com/-qBd_W2vW3V...4/s1600/11.jpg

Fot. Marcin Kucharski

Rychu72 27.03.2014 09:32

Że te chińskie zawieszenia tyle wytrzymują :dizzy:
A ja szukam miodu w dupie i wymieniam w AT na lepsze :D

Pisz kulego ;)

Sub 30.03.2014 22:11

Klątwa pigmeja



Spokojnie dojeżdżamy do misji w Bertoua. Na miejscu gościnni znajomi o. Darka przyjmują nas jak swoich, racząc czym mogą. Wieczorne piwo w przydrożnym barze, z dziewczynami w mundurach z pobliskiego garnizonu - umila koniec długiego dnia.






Rano po szybkiej kawie zostawiamy w misji swoje klamoty i ruszamy na "lekko" w teren. Cel: dotrzeć do pigmejów z plemienia Baka oraz do polskich sióstr prowadzących misję w Djouth. Powrót przez Batouri do misji w Bertoua na kolację. Ot, taka mała off-pętla prowadząca głównie przez dżunglę. 350 km. Będziemy z powrotem na kolację... Betka.

W końcu zjeżdżamy z asfaltu i możemy trochę pokurzyć po czerwonej, wypalonej słońcem ziemi. Po drodze gościmy w kilku osadach ukrytych wśród bananowców. Mieszkańcy reagują na nas dość ostrożnie ale już po chwili są serdecznie nastawieni i chętnie podejmują rozmowę.




Po kilku godzinach jazdy docieramy do większej wioski, gdzie trafiamy na targ. Sporo ludzi: kupują, sprzedają, chętnie z nami rozmawiają. Dzieciaki "oblepiają" nas oferując mięsna przekąski z grilla. "Może później" - pomyślałem. Póki co, chłodzimy się "33" Export uzupełniając braki w płynach.






Dochodzimy do grilla, który jest tuż obok rzeźni. Kontrola z Sanepidu raczej tu nie bywa. "Eeee.... może jednak innym razem..." - pomyślałem.





Grill w wersji mikro...





...i w wersji makro :)




Pranie nad rzeką jest częstym widokiem. Szczególnie na południu kraju, tam gdzie jest więcej wody w korytach rzek. Jest to doskonała sytuacja do integracji i zabawy. Takie przyjemne z pożytecznym.






Walcząc z "pudrem", którego sporo na drodze docieramy do Djouth. Gości nas siostra Donata, która na dźwięk motocykli już wiedziała kto przyjechał, chociaż nikt nas wcześniej nie anonsował. Zajadamy się zimnym ananasem, wspominamy wspólne, znajome okolice na południu Polski i ruszamy dalej..





Po drodze mijamy kolejne osady pigmejów. Mam szczęście, bo w ciągu dnia są zazwyczaj poza swoimi domami, gdzieś w dżungli. W jednej z nich trafiamy na pogrzeb, który trwa już od jakiegoś czasu. Kilkaset mieszkańców z okolicznych wiosek gromadnie rozsiadło się na trawie spędzając czas na rozmowach. Żegnają się ze zmarłą na różne sposoby: jedni wspominają, inni, piją, jeszcze inni oddają się transowemu tańcowi, śpiewając i plącząc. Marcin zostaje przy motocyklach tłumacząc coś zdezorientowanym gapiom, a ja "kocimi ruchami" wchodzę w ten tłum, który początkowo nie reaguje na moje pojawienie się. Dyskretnie próbuję zagrać to niecodzienne dla nas wydarzenie. Jestem oszołomiony: na środku leży na łóżku, pod moskitierą leciwa kobieta. W zasadzie moskitiera jest już jej nie potrzebna ale może to jakiś rytuał. Wmieszany w tłum ocieram się o tańczących wokół katafalku. Z pewnością znajdują się w innej rzeczywistości i bynajmniej nie sprawił to upał. Błędnymi oczyma zatrzymują się na naszych motocyklach. Widzę, że Marcin na dobre wdał się w rozmowę ze starszyzną. Coś nawzajem sobie tłumacza. Wódz wioski nastaje na niego, by ten coś zostawił żałobnikom na pocieszenie. Jest przy tym nieustępliwy. Tłum oblega motocykle ze wszystkich stron. Czuję, że jakoś napięcie rośnie w tej całej sytuacji. Marcin zniecierpliwiony po raz kolejny odmawia. "Grzeczniej, nie tym tonem do wodza...!" - poucza go jeden ze starszyzny. Chyba czas się zbierać. "Oj, dzisiaj to wy do Bertoua nie dojedziecie!" - słyszymy od niego na odchodnym. "Jak to nie?! Zostało nam ok. 150 km i 2 godziny do zmroku. Spokojnie, bez napinki damy radę..." - pomyśleliśmy. Ruszamy zostawiając za sobą wioskę żałobników.


W pewnym momencie zawieszenie w motocyklu Marcin jakoś dziwnie się obniża. Pobieżne oględziny jednak nie niepokoją. Jedziemy dalej odciążając go: zabieram cały jego bagaż. Po kilku kolejnych kilometrach jest jeszcze gorzej. Okazuje się, że pękły obydwie śruby mocujące ramę. Powolutku zmierzamy do Batouri, gdzie mamy nadzieję szybko to naprawić. Nadchodzi noc. Przedzieramy się nie tylko przez ciemności oraz kurz, który wzniecają jadące w szaleńczym tempie ciężarówki ale też liczne check-pointy, które ze swoimi rozłożonymi przez drogę kolczatkami i pijanymi żandarmami z kałachami spowalniają naszą jazdę. Na jednym z nich zatrzymujemy się pół metra przed kolczatką! W ciemnościach zupełnie niewidoczna zapora budzi już w nas frustrację czemu dajemy wyraz w rozmowie z pijanym policjantem. Zdziwiony, że tak na niego naskoczyliśmy macha ręką żeby jechać dalej. Docieramy do Batouri i po 2 godzinach poszukiwań i naprawy ruszamy w kierunku naszej misji w Bertua.




Nieziemsko zmęczeni, po przejechaniu 420 km docieramy na miejsce o 2:15 nad ranem... "Oj, dzisiaj to wy do Bertoua nie dojedziecie!". Oj, faktycznie...:)


This is Africa!



Mirmil 30.03.2014 23:23

Super odcinek, czekamy na kolejne
Jak dla mnie zachowujesz idelane proporcje ilosci zdjec do tekstu

baggins 01.04.2014 08:45

:brawo::lukacz:

madafakinges 01.04.2014 10:59

Głupio się przyznać, ale dopiero teraz doczytałem, że temat to dwóch 'Nasara' a nie dwóch nasra...
Super wyprawa:)

Pirania 01.04.2014 15:08

Cytat:

Napisał Mirmil (Post 371294)
Jak dla mnie zachowujesz idelane proporcje ilosci zdjec do tekstu

:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:

RAVkopytko 02.04.2014 22:39

Myślałem,ze tylko w BMWu coś pęka ;)
Foty i opis w bardzo dobrych proporcjach :Thumbs_Up:

Orzep 03.04.2014 00:39

Sub - daj choć raz kilka odcinków!
Jak znam twoje relacje, to masz ich na pewno kilka w zanadrzu?! ;)

Pozdro Orzeppe

Sub 03.04.2014 11:37

Orzepku, uwierz, nie buduję napięcia, zresztą jak je zbudować jak wyprawa nudna jak flaki z olejem, nic się nie działo, kurz, kurz, bananowce, kurz... no panie nuda jak w polskim filmie... :) Nie mogę się ogarnąć z robotą i piszę z doskoku, a w zanadrzu mam zapalenie pęcherza przywiezione w gratisie z Afryki, które nie pozwala wysiedzieć dłużej jak 5 minut przed kompem...:mur:

A.Twin 03.04.2014 12:35

Schistosomozy chyba nie masz, co ?

Mirmil 03.04.2014 13:07

Cytat:

Napisał A.Twin (Post 372071)
Schistosomozy chyba nie masz, co ?

Ja bym stawial na brak pewnej blondynki , o kryptonimie "33"

Sub 03.04.2014 13:57

Cytat:

Napisał Mirmil (Post 372077)
Ja bym stawial na brak pewnej blondynki , o kryptonimie "33"

https://lh4.googleusercontent.com/-S...IE/s800/33.jpghttps://lh4.googleusercontent.com/-S...IE/s800/33.jpghttps://lh4.googleusercontent.com/-S...IE/s800/33.jpghttps://lh4.googleusercontent.com/-S...IE/s800/33.jpghttps://lh4.googleusercontent.com/-S...IE/s800/33.jpghttps://lh4.googleusercontent.com/-S...IE/s800/33.jpg ... i jeszcze jedno https://lh4.googleusercontent.com/-S...IE/s800/33.jpg :D

Dariusz Godawa OP 09.04.2014 23:41

Właśnie spędzam z.nią wieczór

Wysłane z mojego C6903 przy użyciu Tapatalka

Sub 27.01.2015 09:52

Po dwóch godzinach snu i wysokoenergetycznym śniadaniu (zupka chińska + kawa) wyjeżdżamy z Bertoua i ruszamy na północ, w kierunku Meiganga. Po drodze uliczni sprzedawcy kuszą soczystymi owocami ale wizja przyjęcia ameby skutecznie nas zniechęca.



Trudno namówić nas również na mięsne przekąski z grilla, jakoś odchodzi nas ochota na degustację. Oczywiście nie kwestionujemy ich wartości smakowych i kalorycznych ale w podanym menu nie dostrzegamy kaszanki i karkówki. Cóż, może innym razem...



Opuszczamy obszar gęsto porośnięty dżunglą. Teraz poruszanie się w otwartej przestrzeni jest bardziej męczące. Dodatkowo jazda bitą, pokrytą drobnym pyłem drogą, potęguje nasze zmęczenie. Liczne postoje w zacienionych miejscach, uzupełnianie płynów to jedyny sposób na szybką regenerację. To też doskonała okazja na nawiązanie kontaktów z okoliczną ludnością, możliwość obserwacji ich codziennego życia.




Zachwycamy się wszystkim: fascynuje nas kolor ziemi, roślinność, architektura, draperie, struktury, materiały, barwne stroje mieszkańców. Z tej krótkiej, kilkudniowej perspektywy daje się już zauważyć różnice architektoniczne. Wcześniej, na obszarze gęsto porośniętym lasem, dominuje architektura drewniana, na planie prostokąta, ściany i zadaszenie wykonane są z drewna teakowego. Tu, w strefie sawanny, dostępność tego materiału jest ograniczona, pojawia się więc wypalana na słońcu cegła. To stwarza nowe możliwości, coraz częściej stosuje się owal, domy buduje się na planie koła.





Po południu docieramy do Garoua-Boulai i kierujemy się w stronę przejścia granicznego między Kamerunem i Republiką Centralnej Afryki - kraju, w którym aktualnie panuje wojna domowa. Na granicy zatrzymują nas żołnierze armii kameruńskiej i unii afrykańskiej. Mimo zagrożenia panuje miła atmosfera, żartujemy, opowiadamy o naszym kraju, o celu naszej wizyty, o planach na najbliższe dni, fotografujemy, nagrywamy krótkie filmy. Wbrew niebezpiecznej sytuacji panującej po drugiej stronie, jest tu wyjątkowo spokojnie.







Jesteśmy świadkami zmiany warty, opuszczenia flagi, stoimy na baczność wraz z mundurowymi śpiewającymi hymn państwowy. Jesteśmy podekscytowani. Po chwili jednak pojawia się urzędnik wojskowy, któremu nie podoba się nasza obecność w tym miejscu. Nie pomagają nasze prośby, tłumaczenia, przeprosiny, momentami robi się wręcz niemiło. Pozbawieni paszportów i dowodów rejestracyjnych, praw jazdy... zostajemy zatrzymani. Na szczęście po dwóch godzinach odzyskujemy dokumenty i sprawnie, w pośpiechu opuszczamy granicę. Dwie godziny później, po zmierzchu zatrzymujemy się hotelu. To był kolejny dzień pełen wrażeń, przeżyć jakich tego dnia się nie spodziewaliśmy.




herni 27.01.2015 10:22

Fajne...! dawaj dawaj!!

PARYS 27.01.2015 22:37

Tak sobie myślę, że ciężko jest być takim wojskowym na granicy w takim miejscu. I to żeby jeszcze jakiś zdrowy zmysł zachować... Może tacy ludzie ja wy co tam zawitają przywiozą ze sobą odrobinę normalności do tych krajów biedy i bezsensownej śmierci.

Sub 31.01.2015 21:44

W kolejnym dniu przejeżdżamy drogę z Meiganga do Tchollire. W kilka godzin dojeżdżamy do Guldjiba - dystans około 270 km. To dosyć szybko jak na warunki afrykańskie. To już ostatni odcinek, który tak sprawnie pokonujemy. W Guldjiba skręcamy na wschód w stronę Parku Narodowego Bouba Ndjida do miejscowości Tchollire, gdzie mamy nadzieję zobaczyć hipopotamy. Jedziemy teraz drogą terenową, często wpadamy w grząski, miałki pył fesz fesz, motocykle ślizgają się, częściej się zatrzymujemy.

Żar leje się z nieba, częściej szukamy cienia.




Cegły wypalane na słońcu z uformowanego, czerwonego błota.




Zmagamy się z usterkami motocyklowymi, straszliwym upałem oraz ograniczonym dostępem do wody pitnej i żywności. Jesteśmy dopiero w połowie Kamerunu, a już teraz widzimy co znaczy brak wody, jak ogromny i realny jest to problem dla tych, którzy tu żyją. Wyschnięte koryta rzeczne i ludzie czerpiący z nich resztki wody, to nieodłączny element tutejszego pejzażu. Problem ten często przewija się w rozmowach z napotkanymi po drodze mieszkańcami.



Uzupełnianie płynów wydaje się w tych warunkach obowiązkowe - eksperymentujemy z różnymi napojami. Niektóre zdają się mieć wszystkie inne pod sobą...




Miejska studnia. Tu się toczy życie wioski.




Mimo wielu trudności, cieszymy się każdą chwilą, każdym spotkaniem i miejscem. Każdy pomyślnie rozwiązany problem urasta do rangi wielkiego zwycięstwa, z każdym dniem stajemy się coraz pewniejsi siebie, swych umiejętności, teraz Afryka wydaje nam się bardziej bezpieczna, oswajamy się z nią do tego stopnia, że odstawiamy leki przeciwmalaryczne, często zapominamy o podstawowych zasadach higieny.

Do Tchollire dojeżdżamy już po zmroku znajdując bez problemu skromny penzion polecany przez Lonely Planet. Wybieramy zgodnie z rekomendowaną zasadą: "Choose your neighbourhood wisely".






Sub 03.02.2015 23:15

Niestety, pomimo tego, że wstaliśmy dość wcześnie i dojechaliśmy do miejsca, w którym miały być hipopotamy, musieliśmy zmierzyć się z rozczarowaniem. Być może poziom wody był zbyt niski, a być może przyjechaliśmy zbyt późno... cóż, może następnym razem.






Jadąc w kierunku Maroua zatrzymujemy się w wiosce, w której przykuwają naszą uwagę kobiety ubrane w niezwykle kolorowe stroje. Kiedy próbujemy podejść do nich, spłoszone dziewczyny chowają się za matkę. Są nieufne. Przerażone. Zjawiskowe...










Jadąc dalej w kierunku Czadu, opuszczany sawannę wjeżdżamy w pustynny obszar i w ósmym dniu docieramy do miasta Maroua - najbardziej gorącego regionu kraju. Panuje tu klimat gorący i suchy. Jesteśmy w najdalej wysuniętym na północ punkcie naszej podróży. Kamienna pustynia fascynuje nas swą barwą, formą, przestrzenią. Obserwujemy ogromne różnice klimatyczne, kulturowe, religijne. To zupełnie inny świat, różni się znacznie od tego, który pozostawiliśmy za sobą na południu. Coraz trudniej też o paliwo: najczęściej lejemy po drodze to przemycane z Nigerii. Obsługa full service...







Opuszczamy Maroua i kierujemy na wschód się w stronę Roumsiki - miejscowość znajduje się tuż przy granicy z Nigerią. Zjeżdżamy z asfaltu i od tej pory poruszamy się wyłącznie drogą terenową. Ze względu na częste ataki i porwania przez islamskie ugrupowanie terrorystyczne Boko Haram, region ten uważany jest za wyjątkowo niebezpieczny, szczególnie dla nas, przedstawicieli zachodniej cywilizacji. Poczucie niepewności i zagrożenia towarzyszy nam przez kilka kolejnych dni. Częste zatrzymania, kontrole, awarie motocykli, upał, grząska nawierzchnia, pierwsze problemy ze zdrowiem - wszystko to powoduje, że jazda czasem staje się nerwowa i nieprzewidywalna.











Vertus72 04.02.2015 21:34

Chłone opowieść, ale nie mogę opanować tytułu i cały czas czytam, że dwóch nasra na czarnym lądzie.

Sub 07.02.2015 17:05

Dojeżdżając do Roumsiki, zatrzymujemy się na targowisku w niewielkiej miejscowości. Tłum zgromadzony przed straganami początkowo spogląda na nas nieufnie. Odnosimy wrażenie, że jesteśmy pierwszymi białymi przybyszami na tej ziemi. Reakcje są różne, jedni dotykają nas, jakby chcieli w ten sposób uwierzyć w nasze istnienie, sprawdzić kolor naszej skóry, inni, również dotykowo, poznają nas poprzez delikatne skubanie włosów. Tą nietypową weryfikację przechodzimy pomyślnie. Próbujemy poczuć atmosferę targowiska...

http://3.bp.blogspot.com/-ylXyVVz8Km...C5122_2650.JPG

http://2.bp.blogspot.com/-GPGiAtJ99k...C5123_2651.JPG

http://2.bp.blogspot.com/-8KX-_LEZKt...C5125_2653.JPG

http://3.bp.blogspot.com/-IbnUSYTVMc...C5127_2655.JPG

http://3.bp.blogspot.com/-mz2MHvrSXD...C5135_2663.JPG

http://4.bp.blogspot.com/-vfSNJIQUso...C5129_2657.JPG

http://2.bp.blogspot.com/-YcrVSj0KAJ...C5131_2659.JPG

http://2.bp.blogspot.com/-3gzSN2L54L...C5133_2661.JPG

http://2.bp.blogspot.com/-IqTabmLobh...C5132_2660.JPG

http://2.bp.blogspot.com/-ouFtRtJHbM...C5134_2662.JPG

Po kilku chwilach gromadzi się już wokół nas spory tłum. Każdy chce z nami zamienić słowo, sfotografować się, coś opowiedzieć o sobie, oglądnąć jednoślady, zapytać: Skąd? Dokąd? Ile pali? Jaka jest maksymalna prędkość? Atmosfera jest wyjątkowa, jak zwykle z żalem musimy się rozstać, żegnamy się wzajemnie pozdrawiając i wyrażając nadzieję, że może kiedyś tu powrócimy. Informacja, którą otrzymaliśmy od miejscowego lekarza, że w wiosce panuje epidemia polio, nieco studzi nasz zapał...

http://1.bp.blogspot.com/-Gd9CnSvd_R...C5104_2632.JPG

http://3.bp.blogspot.com/-aZrT4zyq8U...C5112_2640.JPG

http://4.bp.blogspot.com/-06iGLfwm72...C5116_2644.JPG

http://1.bp.blogspot.com/-RrqLdo6hiu...C5110_2638.JPG

http://1.bp.blogspot.com/-zL7DLtpzaR...C5107_2635.JPG

W trakcie naszej podróży, w zasadzie od samego Bertua, zauważyliśmy, że przez spotykanych ludzi nazywani jesteśmy nasara. Na początku nie zwracaliśmy uwagi na to słowo, ale po jakimś czasie już całkiem sprawnie wyławialiśmy je z potoku okrzyków jakie zazwyczaj towarzyszyły naszemu pojawieniu się. "Nasara, nasara!" - krzyczał tabun obdartych dzieciaków zazwyczaj biegnąc za nami do granicy wioski. W lokalnym dialekcie Fulfulde określenie nasara oznacza "białas". Hmmm... gdyby to miało miejsce na innym kontynencie, z pewnością odnotowane byłoby jako brak poprawności politycznej, akt nietolerancji, ksenofobii, a może nawet rasistowskiej agresji. W naszym odczuciu, jako dwa białasy nazywani byliśmy dość adekwatnie do stanu rzeczy i w żadnym wypadku nie powodowało to obrazy jakichkolwiek naszych uczuć, ani nie czyniło nas ofiarami jakiejś opresji narodowościowej. Po jakimś wręcz czasie, tak mocno zidentyfikowaliśmy się z tym określeniem, że sami zaczęliśmy zwracać się do siebie w ten właśnie sposób.

http://2.bp.blogspot.com/-VzJ6pXsSxT...C4946_2474.JPG

http://3.bp.blogspot.com/-WE5PomNN99...C4945_2473.JPG

http://3.bp.blogspot.com/-7jx1V3do3r...C4954_2482.JPG

http://2.bp.blogspot.com/-IrIuaxtV_e...C4966_2494.JPG

http://2.bp.blogspot.com/-wgYy5lnXVS...C5009_2537.JPG

http://4.bp.blogspot.com/-7ZBe1p2LuY...C5073_2601.JPG

http://1.bp.blogspot.com/-eC0sWBkxB0...C5071_2599.JPG

http://4.bp.blogspot.com/-F2Sbo1G1LR...C5089_2617.JPG

Obrazki z drogi... Stacja benzynowa i lokalny dealer telefonii komórkowej

http://2.bp.blogspot.com/-BnUMqJnHWP...C5097_2625.JPG

Restauracja w Ngaundere

http://4.bp.blogspot.com/-0JpLIGrwok...C5003_2531.JPG

Bar z dyskoteką

http://4.bp.blogspot.com/-rqkOd5yogS...C5098_2626.JPG

Salon piękności czy zakład fryzjerski - nie wiem, nie znam się...;)

http://1.bp.blogspot.com/-q8zRfR9fQK...C5100_2628.JPG

http://3.bp.blogspot.com/-_TBqhBV8Tr...C5102_2630.JPG

bujny 08.02.2015 16:42

Super opowieść. Fantastyczna przygoda. Czekam na kolejną część...

Sub 12.02.2015 23:25

W ciągu kilku kolejnych dni, opanowując już do perfekcji usuwanie awarii, realizując wcześniej założony plan: oddalamy się od granicy Nigeryjskiej. Teraz jedzie się nam lepiej, pozostawiamy za sobą miejsca, które nie budzą zaufania. W pamięci mamy historię niedawno porwanej czteroosobowej rodziny francuskiej.







Święto młodzieży, które odbywała się w tym czasie w całym Kamerunie pozwala nam na chwilę zapomnieć o naszych problemach. Święto nie może obejść się bez spektakularnych parad młodzieży, którym przyglądają się notable, politycy, zwykli gapie. Pobocza zapełniają się straganami, zewsząd ściągają obnośni sprzedawcy wszelkich dóbr. Szkoły organizują pokazy, wystawy rękodzieła i zawody sportowe. To widowiskowy, barwny festyn, prawdziwa uczta dla naszych oczu, naturalnie wkomponowana w krajobraz, prawdziwy, nie pod turystę.





Późnym popołudniem zatrzymujemy się w kameruńskiej misji katolickiej. Przemierzając tę część kraju łatwiej znajdujemy misje katolickie, w przeciwieństwie do północy, gdzie panuje islam. Mimo różnic rasowych czujemy się tu dobrze, bezpiecznie…jak u siebie.






simon1977 12.02.2015 23:39

Zajebiste foty :bow: Czuję piasek z zębach i strzepuję kurz z ubrania...

sluza 13.02.2015 00:01

Cytat:

Napisał simon1977 (Post 417372)
Zajebiste foty :bow: Czuję piasek z zębach i strzepuję kurz z ubrania...

++Dokładanie. Zdjęcia są poprostu Z A J E B I S T E. I wszystko jest w tej relacji zajebiste

Sub 23.02.2015 08:35

W kolejnym dniu pokonujemy odcinek 320 km z Garoua do Ngaundere, kierując się na południe. Upał dokucza w tym rejonie jak nigdy dotąd. Wjeżdżamy do Parku Narodowego Benue, gdzie przez kilkadziesiąt kilometrów towarzyszy nam wypalona przez słońce ziemia i buszujące po skromnej roślinności małpy.





Kolejną noc spędzamy w katolickiej misji u polskich sióstr: Piotry i Nikoli. Siostry opowiadają o swojej pracy, wspominają swoje rodzinne strony, zastawiają stół smakołykami. My opowiadamy o tym, co spotkało nas dzisiaj w drodze, o planach na jutro, o wieściach od Darka.




Następnego dnia w moim motocyklu zauważam znaczny wzrost zapotrzebowania na olej. Zaczyna nas to niepokoić. Miejmy nadzieję, że to nie zapowiedź poważnych problemów. Przy drodze kupuję litr jakiegoś oleju - powinno wystarczyć na dziś. Przed nami całodniowy fragment zabawy w terenie: jedziemy w kierunku Tibati (220 km).





Tibati. Miasto wyjątkowo smutne i ponure. Dookoła brud i jakoś nie nastraja do siebie przychylnie. Mimo to spędzamy wieczór w pobliskim barze racząc się lokalnym browarem "33". W mieście nie ma prądu, co nadaje mu jeszcze większej ponurości. Wracamy na misję, gdzie w nocy jesteśmy oprowadzani po kościele przez miejscowego proboszcza. Zasypiamy zaskoczeni, że Jezus i jego matka byli czarnoskórzy...;)





Kolejny dzień - droga do Foumban. Cała trasa OFF (320 km). Niby teren nie jest ciężki, ale upał, czerwony pył, kolejne awarie dają się nam we znaki. Zmęczenie.




Nazajutrz nie mogę uruchomić swojego motocykla. Od tej pory będziemy go uruchamiać na linie. Ot taka poranna, codzienna atrakcja. Kręci ale nie pali. Sprawdziliśmy wszystko co możliwe i na co pozwalały nam nasze skromne, mechaniczne umiejętności.




Glód prowadzi nas do restauracji "La confiance" (franc. zaufanie) - no jak taka nazwa przydrożnej jadłodajni mogła nas nie zachęcić do skosztowania w tej restauracji popisowego dania mistrza kuchni czyli makaronu z fasolą? Pomimo wątpliwych walorów estetycznych wnętrza nie oparliśmy się degustacji, czego gastryczne konsekwencje dały o sobie znać w kolejnych dniach naszej podróży. Obsługa miła, gramatura pełna - dwie gwiazdki w/g przewodnika Michelin.




Po drodze w autoryzowanym warsztacie Kawasaki naprawiamy drobne uszkodzenia motocykla. Nie zważają tu na zasady bezpieczeństwa i higieny pracy. Póki działają skutecznie, nam również to nie przeszkadza.




Fuzja doświadczeń kilku specjalistów od procesu spawania metali kolorowych.




Klimatyzowana poczekalnia dla stałych klientów serwisu. Akurat nie było kawy i świeżych bułeczek.





Od teraz już będzie tylko gorzej. Jedziemy w kierunku Zatoki Gwinejskiej - tego dnia dojeżdżamy do Mbanga (260 km). To z pewnością najważniejsze dni naszego pobytu na pomarańczowym lądzie, które na zawsze pozostają w pamięci. Po licznych awariach, wywrotkach, odcinkach specjalnych, kopaniu się w piachu o zmroku trafiamy do kolejnej kameruńskiej misji, którą prowadzi ojciec Alexis. Zaskoczony naszą wizytą robi wszystko, aby przyjąć nas godnie. Życzliwość i troska z jaką tam się spotykamy urzeka nas. Otrzymujemy dach nad głową i wyżywienie. Następnego dnia niedziela - uczestniczymy we Mszy św., na której zostajemy przedstawieni wszystkim jako rodacy Papieża Jana II. Kilkuset zgromadzonych wiernych entuzjastycznie wita nas radosnymi okrzykami. Zdarzenie to wywołuje w nas ogromne wzruszenie.



RonDell 23.02.2015 10:57

Globetroterzy z Nowego Sącza to i Piwniczankę mieli ze sobą. Super trip.:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:

Artek 23.02.2015 12:01

Cyt.:"Zasypiamy zaskoczeni, że Jezus i jego matka byli czarnoskórzy...;)"

Poniżej obraz z Częstochowy.
http://upload.wikimedia.org/wikipedi...stochowska.jpg

calgon 23.02.2015 15:34

Świetne foty ludzi! Zazwyczaj je olewam,ale Twoje przypadły mi do gustu.
Sama opowieść z fajnym dreszczykiem.
Pisz Waść!

Sub 01.03.2015 00:14

Już tylko 250 km dzieli nas od Zatoki Gwinejskiej i wypoczynkowej miejscowości Kribi. Tam zamierzamy odpocząć trochę, nacieszyć się kąpielą w Atlantyku i lutowym, afrykańskim słońcu. Po drodze mijamy gaje palmowe. Cieszy nas taka egzotyka.




Jeszcze przed dotarciem na wybrzeże zatrzymują nas kolejne, pijane patrole na rogatkach próbując wyłudzić trochę grosza. "Jesteśmy spłukani" - tym razem mówimy prawdę. "Możemy ofiarować modlitwę za ciebie i twoją rodzinę" - żandarm wyraźnie się ucieszył, że dostanie cośw gratisie. Docieramy do kompleksu wypoczynkowego rekomendowanego przez Darka - Tara Plage. Mili ludzie lokują nas w 2-osobowym, klimatyzowanym pokoju. Po 12 dniach jazdy taki exclusive prawdziwie rozpieszcza... Zamawiamy kilka buteleczek naszego ulubionego trunku i do końca dnia leżymy w pełnym zachwycie na opustoszałej plaży. Zimna substancja przyjemnie rozchodzi się po całym ciele... Jest na prawdę błogo ;)


Nazajutrz wybieramy się z naszym przewodnikiem do osady pigmejów. Docieramy tam jego czółnem płynąc po Lobe River. Po drodze wypatrujemy małp buszujących w gęstym, tropikalnym lesie.


Sama osada robi na nas raczej smutne wrażenie. Jej mieszkańcy przyzwyczajeni do przywożonych turystów próbują odczytać i zaspokoić nasze oczekiwania. Wódz odśpiewuje pieśń plemienia łagodząc ból swojej egzystencji. To czym uraczył się rano jeszcze nieźle go trzyma. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się czegoś innego.











Nazajutrz dopada mnie gorączka i cały wachlarz innych dolegliwości. Być w takim miejscu i przeleżeć cały dzień w pokoju? Nie tego się spodziewałem. Reakcja organizmu na skutek lekkomyślnej decyzji o zjedzeniu makaronu z fasolą poprzedniego dnia, jest bezwzględna i przywołuje do porządku umysł, który najwyraźniej stracił na moment swoją czujność. Herbata ziołowa Marcina, Guiness i zimne okłady zbijają gorączkę i przywracają siły.










Czas się pożegnać z oceanem i ruszyć w kierunku misji w Yaounde. Ten etap podróży pozwala na ułożenie sobie w głowie tego, co w ostatnich dniach doświadczyliśmy. Dolewam już 1 litr oleju na 100-150 km. Jakaś masakra. Oby tylko bezpiecznie dojechać do misji i nie zarżnąć motocykla. W końcu za kilka dni przylatuje kolejna ekipa z Polski.

Po dotarciu do Yaounde gorących powitań nie ma końca. Najbardziej cieszą się dzieciaki. Nazajutrz, w pobliskiej przychodni robimy testy na nosicielstwo wirusa malarii. Mamy nadzieję, że jesteśmy "czyści".


"Wielorazowe", gumowe rękawiczki chronią głownie pielęgniarkę, która sprawnie pobiera krew do badań.



Izolatka odbiega w sposób znaczny od standardów europejskich. Mamy nadzieję, że nie będziemy musieli tu "leżakować". Nie marudzimy. Czekamy do popołudnia na wyniki badania.




roger ktm 01.03.2015 20:11

Plaża w Kribi niezapomniana! Cena piwa również :). Dobrze się czyta i ogląda. Gratulacje!

mikelos 01.03.2015 23:50

Fantastyczne zdjęcia, zwłaszcza wiosek i ludzi, kolory których nie umiem nazwać. Naprawdę mega wyjazd...

Sub 23.03.2015 12:27

Na koniec film z naszego wyjazdu:



Miłego oglądania :)

szarik 23.03.2015 16:43

Ależ ...:drif: , gratuluję super "przejażdżki" i dziękuję za super relację , słów brak :)

motoMAUROxrv 25.03.2015 13:36

Piękna wyprawa :drif: - świetnie zrealizowany dokument :brawo:
Taka przygoda rzeczywiście może trwale odmienić spojrzenie na świat...
Szacun za odwagę i reporterski profesjonalizm :bow:
Pozdrowionka :)

sluza 25.03.2015 13:51

:bow: Zacząłem, ale zostawiam to sobie na wieczór. Szkoda nie zamieściłeś tego w HD

QrczaQ 26.03.2015 01:08

Super wyjazd i film!!!


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:00.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.