Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   [2014 Rumunia/Bałkany] "Podróż im. PET'a" - Czyli przekuwanie marzeń w rzeczywistość (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=21468)

Maurosso 02.07.2014 01:53

[2014 Rumunia/Bałkany] "Podróż im. PET'a" - Czyli przekuwanie marzeń w rzeczywistość
 
1 Załącznik(ów)
Sporo pierwszych razów w tym sezonie dla mnie.
Pierwsze duże moto, pierwsza duża wyprawa, będzie też i próba pierwszej relacji ;]

W niedziele szczęśliwie zakończyło się 14 dni motowakacji po południowo-wschodniej europie: PL-UE-RO-SRB-MK-AL-ME-HR-HU-SK-PL

4500km, 1m3 przepalonej wachy, 5 różnych motorów, 7 różnych świeżo upieczonych moto podróżników.
391 zdjęć, 72gb filmów (nie, nie będę was zanudzał wszystkim ;) )

Wśród nietypowych atrakcji, które postaram się opisać między innymi:
-o tym jak dziwnym trafem uczestniczyliśmy w otwarciu macedońskiego harley'owego motoklubu
-o odkrytej albańskiej szutrowej trasie eden (choć pewnie okaże się, że na forum dobrze znana ;])
-o uśmierceniu Bambi nad Balatonem
-o laskostradzie w Centinje
-o tym jak jedno moto wróci z Węgier o czterech kołach

To tak w formie zajawki przedstawię drużynę [od lewej]:
-Dominik vel "Zdunek" i Alicja vel "Kuzu" na brzydkim Tigerze 855i
-Ksenia vel "Ksenia" i Maciek vel "Szeryf" na wielkim Caponordzie
-Kuba vel "Bua" na srebrnej DL650
-Krzysiek vel "Długi" na motorynce Pegaso Strada
-(naczelny fotorob) Marcin vel "Gruby" vel "Maurosso" na sprawdzonej konstrukcji XRV750 :)

(Możecie obstawiać, które moto nie wróciło o własnych siłach :) )

Zdjęcia przez noc wrzucą się na picasę, jutro start.

zibiano 02.07.2014 21:54

obstawiam pegaso :) i czekam na foty

puntek 02.07.2014 23:17

caponord będzie ci on :)

Maurosso 03.07.2014 01:48

Episod 1:

Formowanie ekipy było dość magiczne...paczka kumpli, która zawsze marzyła o motorach i dalekich podróżach nagle w roku AD 2014 podołała zaopatrzyć się w parchy, które pozwalały na podróże krótsze i dłuższe. W mig więc rozpoczęto planowanie epickości. Każdy dorzucił propozycję coby zobaczyć chciał, więc planowanie szło dość sprawnie, tyle że wyszło z tego 4500km...sporo jak na pierwszą wyprawę, ale przecie kto da rady jak nie my? ;]

https://lh6.googleusercontent.com/-6...20350%2529.jpg

FastForward o miechę dopinania terminów i sprzętu do dnia wyjazdu. Wieczór to pośpieszne pakowanie, lekki chaos jak to przed wyjazdem, ale udało się. Parch gotowy.

https://lh3.googleusercontent.com/-x...20350%2529.jpg

W niedzielę z rana start. Część ekipy (Tiger i Capo) ruszyła w sobotę przez Słowację w kierunku Wesołego Cmentarza na Rumunii gdzie mamy się spotkać. W sumie przyznać się nie chcieli...ale speniali przed Putionowymi grami wojennymi. Nasza trójka rzuca Putinowi i "kolejkom-na-granicach-takim-że-stracicie-trzy-dni" wyzwnie i wyrusza ok. 9 w kierunku przejścia w Krościenku.

https://lh6.googleusercontent.com/-M...20350%2529.jpg

Przejście granicy zajmuje faktycznie dłuuuuugo...po minucie wyłączyłem silnik...w trzeciej musiałem znowu odpalić, bo było już po wszystkim ;] Przelotka przez Ukraina to dziurawe drogi, trochę wiosek, raczej tranzyt coby szybko dołączyć do reszty. Po drodze zjadamy kanapeczki mamy Krzysia, czyli ostatnią zdrową rzecz przez najbliższe dwa tygodnie ;]

https://lh6.googleusercontent.com/-8...20350%2529.jpg

Przejście Ukr-Rum zajęło nam mniej więcej dwa razy dłużej, ale tylko dlatego że było sprytnie schowane za jakąś wioską i ciężko było do niego trafić. Do cmentarza docieramy przed resztą, która zamulała nad jakimś jeziorem. Szybki zwiad Merry Cementery, jakieś lody i poszukiwanie miejsca noclegowego.

https://lh4.googleusercontent.com/-C...20350%2529.jpg

Rozbijamy się na polance przy drodze i rzeczce w górę od cmentarza. Wcześniej udało się zaopatrzyć w piwa w butelkach typu PET (standard w naszych wyprawach) do tego ognicho, kiełba...i powoli zaczynamy czuć klimat wyprawy.

"Parchy warują na straży"
https://lh3.googleusercontent.com/-g...20350%2529.jpg

"Capo, przezwane przez nas Cinquecento, plus załoga w porannym nieogarze"
https://lh4.googleusercontent.com/-h...20350%2529.jpg

Po porannej zbiórce ruszamy w rejon Maramureszu, choć raczej w formie przejazdu, niż podboju szuterów i stepów. Okazuje się, że naszemu czerwonemu autobusowi uchodzi z tyłu powietrze. Wizyta u lokalnego wulkanizatora, kołek w oponie i do końca wyprawy spokój w temacie ogumienia u kogokolwiek :). Trasy i widoki zaczynają rozpieszczać.

https://lh6.googleusercontent.com/-2...20350%2529.jpg

https://lh5.googleusercontent.com/-D...20350%2529.jpg

https://lh5.googleusercontent.com/-J...20350%2529.jpg

Po przejechaniu Maramuresz, plan trasy wiedzie nas przez przełom Bicaz (pomysł skradniętu z FAT'u :) ). Tutaj pierwszy raz sceneria urywa nam cycki. Jest dobrze...choć robi się późno. Następy namiar to Brasov.
Pod wieczór psuje się nam pogoda, ekspresówka świetna, ale mżawka zmienia się w deszcz, w ciemności szukamy noclegu. Na szczęście deszcz lekko zelżył przed rozkładaniem namiotów.

https://lh3.googleusercontent.com/-R...20350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-2...20350%2529.jpg

Start i lada moment jesteśmy w Brasovie. Śliczne miasto z Czarną Katedrą, która już nie jest czarna...bo ją umyli [sic.] Nad miastem góruje biały znak z nazwą miasta a'la Hollywood.

https://lh3.googleusercontent.com/-U...20350%2529.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-x...20350%2529.jpg

Jako że mam często dziwne zajawki w stylu wchodzenie na słupy wysokiego napięcia, postanawiam się spiąć na ten znak w stylu Hollywood i strzelić zdjęcie lub dwa. Plan wykonany :)

https://lh3.googleusercontent.com/-M...20350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-c...20350%2529.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-g...20350%2529.jpg

Kolejny target to podrabiany zamek Draculi, Bran, ale komercha i cygaństwo szybko popycha nas dalej. Jedna z górskich przecinek ponownie mrowi nam tyłki (Rucar).

https://lh6.googleusercontent.com/-G...20350%2529.jpg

"Palinka kupiona u tej miłej Pani okazała się ciężka...na tyle ciężka że ostatni kieliszek wypity został podczas ostatniego noclegu ;]"
https://lh6.googleusercontent.com/-8...20350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-E...20350%2529.jpg

Na późny wieczór docieramy u podnóża trasy Transfogaraskiej. Przed spaniem jeszcze szybki zwiad prawdziwego zamku Vlada Palownika (z petem oczywiście ;] )
https://lh3.googleusercontent.com/-p...20350%2529.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-9...20350%2529.jpg

Rano drużyna startuje wcześnie rano, w planach szybki dojazd na przełęcz trasy 7C i zaatakowanie Negoiu (szczyt z dziesięciogodzinnym podejściem). Z uwagi na pierdoły techniczne motoru i brak obuwia górskiego odpuszczam. Mamy spotkać się na przełęczy i ruszyć razem w dół w poszukiwaniu noclegu.
Naciągam łańcuch o ząbek, naprawiam włącznik olejarki sreberkiem z czekolady i o 11 godzinie jestem gotowy do trasy. Oberwanie chmury.

https://lh3.googleusercontent.com/-E...20350%2529.jpg

Co chwile zaczyna i przestaje padać. Nici z szaleństwa po winkach. Z raz czy dwa koło przednie ucieka na śliskim, ale obyło się bez wywrotek. TKC jak na kostkę jest nienormalna...tylna k60 tak samo.
Widoki takie ło, z lokalnymi wyjątkami.

https://lh4.googleusercontent.com/-J...20350%2529.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-8...20350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/--...20350%2529.jpg

Udziela mi się klimat, mam mega humor. Jest dobrze, choć pada i zimno. Docieram na przełęcz, motory stoją zaparkowane na parkingu, ale ekipy brak. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że oni chyba jednak nie zrezygnowali z tego podejścia. 10 godzin trasy, Szeryf w sandałach, reszta raczej też niewiele lepiej przygotowana, zimny deszcz z silnym wiatrem...jeszcze się nie martwię, wiem że to górskie harpagany są, dadzą radę...na pewno dadzą...

https://lh6.googleusercontent.com/-q...20350%2529.jpg

Przy którejś godzinie oczekiwania nie wytrzymuję i uderzam do chatki rumuńskiego GOPR'u. Typ dobrze ogarnia angielski...mówię mu, że nie żebym się martwił czy coś...ale sześciu moich kompadre poszło na Negoiu. Wyglądał na zmartwionego. Na hasło że jeden w sandałach, złapał się za głowę...postanowiliśmy poczekać jeszcze, w końcu 10 od ich wyjścia jeszcze nie minęło.

https://lh4.googleusercontent.com/-Y...20350%2529.jpg

Pierwsi wracają Zdun z Kuzu. Nigdy nie widziałem tak zmarnowanych istot ludzkich :P Przybli pierwsi, bo nie atakowali szczytu (2x 1.5h). Reszta tak.

https://lh6.googleusercontent.com/-j...20350%2529.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-N...20350%2529.jpg

Zziębnięci, zasiadamy do restauracji. Opowiadają trasę, ponoć był hardcore nie na żarty...a Szeryf w sandałach to jest pojebany i basta :P Po dwóch godzinach wraca reszta, wszyscy cali i zdrowi. Szczyt zdobyty...koszt? Ogromny. Tego wieczoru nikt z tego dokonania dumnym nie był.

https://lh6.googleusercontent.com/-Z...20350%2529.jpg

Bua opowiada anegdotkę, jak przy przechodzeniu jednej z łat śniegu (wspominałem, że na szczycie było sporo śniegu? ;]), noga mu się uśliznęła. Zaczął rajd w dół, jakieś 300 metrów niżej skały typu żyletki. Jakimś lichym losem, noga zaczepia w jakąś wywrę w śniegu i zatrzymuje się zanim nabrał większej prędkości...ale jak to opowiada to widać że bez ściemy było blisko.

Słońce zachodzi, robi się coraz chłodniej...ekipa jest wypompowana z sił. Musimy pokonać jeszcze drugą połówkę Transfogaraskiej. Tu jest za zimno na namioty z naszymi śpiworami, a kwatery są poza dostępnością dla naszych portfeli. Na szczęście deszcz ustaje. Widoczek pompuję energię we wszystkich.

https://lh3.googleusercontent.com/-k...20350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-0...20350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-Z...20350%2529.jpg

Po zjeździe na dół, temperatura wyraźnie rośnie, deszcz ustaje. Udało się nam znaleźć przyzwoity nocleg. Szybkie ognisko, resztki jakiegoś PET'a i spanie. To był długi dzień ;]

https://lh3.googleusercontent.com/-m...20350%2529.jpg

CDN.

Scorpi 03.07.2014 13:08

:at::lukacz::lukacz::lukacz:Afra napewno dojechałą bo to odemnie :D Dobrze ze pokazujesz jej świat :D Pozdro

Neno 03.07.2014 13:23

To ja obstawiam, że awarię zaliczył chyba najbardziej niezawodny sprzęt z grupy - DL ;)
Czekam co dalej.

Maurosso 03.07.2014 13:56

Z DL było zabawnie. Jeszcze w drodze na granicę Ukrainę komp wyrzuca "EROOR! BŁĄD F1!" Troche skonfundowani, korzystamy z dobrodziejstw internetu w komórkach.

Kumpel trochę zakłopotany, boi się że komp mu wyłączy wtryski i tyle będzie z podróży. Na jakiejś rozpisce błędów F1 możliwe przyczyny które mu odczytuje:
-[Zupełnie bezduszny, pozbawiony tonu głos] Przestawiony wałek rozrządu, Czujnik pozycji zaworów dolotowych, Przestawiony kąt wału napędowego, Czujnik wychylenia, Czujnik ciśnienia powietrza w komorze (...)
-[Blady Bua] Chyba se jaja robisz...

Trochę robiłem, inne opcje to między innymi spalona lampka podświetlenia tablicy rej., ale tego mu nie wymieniałem ;]

Dochodzimy do wniosku, że od zbytniego składania się w winklach, zaszwankował "czujnik wychylenia", i ma się już tak bardzo nie składać...podziałało :P

Choć późniejsze deszcze robiły cuda z kompem DL'a...cuda...ale wtrysku nie wyłączył ;]

Neno 03.07.2014 14:53

Hehehehe podniosłeś moją i pewnie nie tylko, ciekawość. Dawaj zdjęcia, dawj opis dalszej trasy. Czekamy!

Maurosso 03.07.2014 19:48

Episod 2.

Pobudce towarzyszą lekkie pojękiwania dotyczące zakwasów. Chmury dalej wiszą, ale humory szybko się poprawiają.

https://lh6.googleusercontent.com/-P...f+350%2529.jpg

Za przyzwoleniem Długiego, całą drużyną ciśniemy z niego bekę z okazji jego żelowych gaci, które mają zapobiec bólowi dupy. Ponoć zadziałały... :P

https://lh4.googleusercontent.com/-w...f+350%2529.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-B...f+350%2529.jpg

Z obozowiska wygania nas sfora psów i morze owiec. Byli też jacyś pasterze którzy się przywitali, ogólnie przyjazna atmosfera, ale komu w drogę temu wrotki.

https://lh5.googleusercontent.com/-x...f+350%2529.jpg

Obieramy kierunek na Transalpinę. Wznawia się problem deszczu.
Sama Transalpina jest ekstra, pomimo mokrej drogi. Nasza trójka bez plecaczków pociska na granicy przyczepności i mamy generalnie wielki fun. Z uwagi na nawierzchnię (a raczej jej okresowe braki) Tiger i Capo trochę tracą morale. Mniej więcej w połowie trasy jest tama z zalewem, tam też pierwszy paciak z prawdziwego zdarzenia:

Jadę za czerwoną strzałą, dość strome nachylenie. Jeden z winkli, szczelnie osłaniany skałą z prawej strony, jest trochę ciaśniejszy niż wyrobiony wcześniej standard. Oczywiscie jak to zwykle w takich sytuacjach z przeciwnej strony jechało auto. Duże. Coś w stylu SUV. Capo nie wyrabia w zakręcie, i żeby nie uderzyć w samochód który pojawił się znikąd odbija w lewo. Na szczęscie ten zakręt rozpoczynał wypłaszczenie z zaporą, więc Szeryf mija maskę auta, które gwałtownie się zatrzymuje. Ja, jak owieczka w odstępie 4 sekund, manewr ten idealnie kopiuje. Koleś za kierownicą totalnie nie wie co się dzieje. Przepraszamy go, rusza powoli w odmęt zakrętu. Nie ujechał 10metrów gdy zza zakrętu wypada DL'a. Wykonała to samo co my, tyle że na żwirku pobocza coś poszło nie tak i moto leży przy dźwięku ślicznej przygazówy.

Ogólnie prędkości zerowe, więc wiedzieliśmy że nic się nie stało. Sztromka podniesiona, a my dobrze obśmiewamy cała sytuację, wczuwając się w kierowcę auta. Ten wyszedł...totalnie blady, zaczyna macać Kubę, oglądać jego motor...a reszta zawodzi się śmiechem z tego jeszcze bardziej. Koleś totalnie nie wiedział co się dzieje :P Było blisko...śmiech trochę rozładowuje adrenalinę po niebezpiecznej sytuacji.

https://lh3.googleusercontent.com/-g...f+350%2529.jpg

Reszta trasy mija bez przygód, choć niektóre kręte odcinki długo zapadną w pamięć. Nocujemy w jakiś krzaczorach, w drodze na Serbię. Następny dzień to tranzyt przez SRB, chcemy dostać się do Skopje.

"Granica serbsko macedońska gdzie znowu uderza w nas deszcz."
https://lh4.googleusercontent.com/-M...f+350%2529.jpg

Do stolicy docieramy dość późno. Rozpoczynamy zwiad miasta. Jest to chyba najdziwniejsze miasto jakie w życiu widziałem. Wciąż nie do końca potrafię sobie wyrobić o nim jakiegoś konkretnego zdania. W centrum gąszcz pomników z marmuru i brązu (lub czegoś marmuro- i brązopodobnego). Wszędzie fontanny. Ale wystarczy odejść słownie 50 metrów od centrum...i klimat podrzędnej wioski.

https://lh6.googleusercontent.com/-q...f+350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-p...f+350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-e...f+350%2529.jpg

"Obskurny parking zaraz koło hiper pomnika rozpoczynał dzielnicę 'nie centrum'"
https://lh6.googleusercontent.com/-l...f+350%2529.jpg

https://lh5.googleusercontent.com/-y...f+350%2529.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-c...f+350%2529.jpg

Szeryf skusił się na usługi miejscowego golibrody. Mega rogal na jego ryju i zalotne spojrzenia Kseni dowiodły, że było warto. A koszt znikomy (ok. 8zł).
https://lh4.googleusercontent.com/-S...f+350%2529.jpg

To zdjęcie świetnie obrazuje Skopje. Most i pomnik, stylizowany na zabytkowy (wręcz archaiczny), obok super nowoczesny galerio-biurowiec, przed którym kręci się karuzela rodem z początku komunizmu. Fontanna na środku rzeki, której brzeg do szutrowa droga z gruzu i śmieci. W tle niedokończone budowle...WTF?! :P Jest tak paskudnie, że aż pięknie.
https://lh6.googleusercontent.com/-Y...f+350%2529.jpg

Nocujemy na opuszczonym kempingu, pełnym porzuconych przyczep kempingowych.

Rano uruchamiamy rozkminę, bo cele poszczególnych załóg trochę się różnią. Zdunek ma plan uderzyć w szutry na Albanii (okolice Klos, ale o samej tracie później). Ja także mam parcie na tą trasę. Reszta podchodzi do pomysłu sceptycznie. Motory przeładowane, lub nieprzystosowane do górskich wspinaczek po kamieniach. Postanawiamy się rozdzielić. Ekipa Tigera z rana wolno się zbierała, więc początek dnia postanawiam zaliczyć z resztą (objazdówa okolic Skopje) i potem spotkać się w Albanii ze Zdunem. Tak też czynimy.

Pierwszy przystanek, Kanion Matki. Tu skusiliśmy się na wynajem po taniości kajaków, coby dupy od siodeł odpoczęły.

https://lh4.googleusercontent.com/-w...f+350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-L...f+350%2529.jpg

https://lh5.googleusercontent.com/-I...f+350%2529.jpg

Kolejny przystanek to krzyż, który góruje nad miastem. Dojazd pod szczyt na parking skąd trzeba podejść lub ogarnąć kolejkę linową szybki i sprawny. Na miejscu jednak coś idzie nie tak...Trzy motory grzecznie skręcają na parking. Widzimy z parkingu jak Capo omija skręt (30m dalej widzieliśmy szlaban z wielkim zakazem wjazdu).

Czekamy...nic się nie dzieje...mogli nie zauważyć że skręcamy na parking? Tam przecież był zakaz wjazdu...Po chwili Szeryf z cieszącą się michą:

-TYYYYYYPY!! Nie uwierzycie! 100 metrów stąd jest otwarcie nowej knajpy motocyklowej i jest jakaś mega impreza, chyba z 20 motorów!

Faktycznie...po podjeździe pod szlaban z zakazem, znikąd pojawiał się jakiś strażnik, szlaban podnosił i uśmiechem motory wpuszczał. Czystym szczęściem trafiamy na dzień otwarcia clubhouse'u macedońskiego zakonu Choperowców.
https://lh4.googleusercontent.com/-P...f+350%2529.jpg

Zostaliśmy przywitani strzałem śliwowicy i uśmiechami. Historię klubu, biegłą angielszczyzną opowiada nam szef. Zaprasza nas na nocną imprezę. Ponoć zjedzie się ekipa z Włoch, Anglii, będzie kapela...klimat jest mega. Po dłuższej rozkminie jednak postanawiamy, że tym razem odpuścimy.

https://lh4.googleusercontent.com/-5...f+350%2529.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-c...f+350%2529.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-D...f+350%2529.jpg

Gospodarz mówi że clubhouse będzie działać cały rok, wszyscy motocykliści i podróżnicy mile widziani. Jest gdzie się przespać, lokalizacja klubu jest niesamowita, a ekipa przemiła. Tak więc jeżeli będziecie w Skopje, a z noclegiem licho, polecam udać się na górę krzyża i poprosić o otworzenie szlabanu z zakazem wjazdu :)

Na koniec zgarniamy jeszcze firmowe koszulki i jadymy dalej.

https://lh3.googleusercontent.com/-Z...f+350%2529.jpg

Widok ze szczytu z krzyżem:
https://lh6.googleusercontent.com/-q...f+350%2529.jpg

W drodze na granicę, zahaczamy o poleconą przez Choperowców knajpę we Vrutok. W skrócie, prawdopodobnie najlepsiejsza ryba jaką w życiu jadłem.

https://lh5.googleusercontent.com/-G...f+350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-A...f+350%2529.jpg

https://lh5.googleusercontent.com/-W...f+350%2529.jpg

Fun fact: Kelner po pokazaniu nam rybek które zaraz powędrują do kuchni, zadaje nam pytanie. "-Open? or Close?". Po naradzie w pięć głów...stwierdzamy że chcemy jednak rybę "Open".
Trafiliśmy. Ryba została podana bez półości. Idealnie wyczyszczona, sam filecik. Mniam.

https://lh4.googleusercontent.com/--...f+350%2529.jpg

W trakcie uczty dostaję sms'a od Zdunka: "Typie, za ile będziesz? Chyba nie starczy mi benzyny, weź jakiegoś PET'a z wachą". Lekki kacyk moralny mi doskwiera, bo restauracje, kaniony matki i motocyklowe clubhausy zabrały prawie cały dzień. Odpisuję, że późno.

Po parunastu kilometrach na trasie rozdzielamy się. Ja uderzam na przejście w Debar, reszta ekipy ciśnie na południe. Wszyscy razem spotkać mamy się dopiero w Durres nad morzem.

Zaraz po rozłące uderza we mnie srogi deszcz. Trasa jest przewspaniała, jednak słońce szybko uciekło. Jest ciemno i leje. W Debar przestaje padać. Piszę Zdunowi że dzisiaj nie urobię. Przekraczam granicę gdzieś koło 22, i niedaleko potem znajduje miejsce na spanie na jakiejś łące.

Wstaję wcześnie, by szybko dogonić Tiger'a. Mym oczom ukazuje się jeden z najpiękniejszych obrazków jakie widziałem. Mgła która osiadła na łące, robi piorunujące wrażenie. Jest pięknie.

https://lh3.googleusercontent.com/-7...f+350%2529.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-K...f+350%2529.jpg

CDN.

Neno 03.07.2014 20:32

Bo kto rano wstaje... ;)
Dajesz dalej!
A po rybce to aż się głodny zrobiłem!
Idę jeść ;)

Maurosso 03.07.2014 21:22

Wszyscy i tak czekają coby dowiedzieć się, które moto wróciło busem :P
Wasze dotychczasowe typy wielce mnie ubawiły wam powiem ;]

Plany na wieczór się pozmieniały...więc jedźmy dalej ;]

Episod 3:

Po stronie Albańskiej jadę w kierunku Klos, gdyż w tamtych okolicach zaczynają się Zdunkowe szutry. Zatrzymuje się na stacji na tankowanie, a bagaż uzupełniają dwa PET'y z benzyną. Jestem bez GPS'a, z mapą papierową. Tracę trochę czasu na znalezienie właściwej drogi. Lokalsi usilnie chcą mnie wysłać asfaltem, bo przez góry nie dam rady, nie ma opcji i tyle.

https://lh3.googleusercontent.com/-z...f+350%2529.jpg

Droga prowadzi z Xiber do Tirany przez góry. Po krótkim odcinku asfaltowym zaczynają się kamienie i szuter. Jestem w siódmym niebie. Na to czekałem. Krzyczę na całe gardło z radości po każdej "perfekcyjnie" wykonanej zawrotce, i wzdycham na coraz piękniejsze widoki...a to był dopiero początek.

https://lh4.googleusercontent.com/-n...f+350%2529.jpg

Szaleńcza droga uwieczniona na kamerze (podepnę za jakiś czas pod wątek jej elementy pewnie). Droga zmienia się z luźnych kamieni, w szuter, w ziemię, w błoto, w kałuże po światła, w kamienie, znowu w błoto, znowu w szuter.
Widząc i doświadczając tej trasy...ledwo mogę uwierzyć w to, że Zdunek z Kuzu na Tigerze, obici w szosowe opony mogli dać temu wszystkiemu radę.

Docieram do skrzyżowania trzech dróg z obeliskiem na środku polany.

https://lh5.googleusercontent.com/-x...f+350%2529.jpg

Wybieram opcję pod górę. Droga staję się z każdą chwilą coraz lepsza, i nie ma końca. Docieram na grań, nawierzchnia pokryta czerwoną cegłą czy czymś, super się po tym jeździ. Naprzeciwko jedzie jakiś UAZ. Zatrzymuje go i pytam się kierowcy czy to trasa na Tirane?
W odpowiedzi słyszę, że nie. Po czym zamyka okno i jedzie dalej w przeciwną do mnie stronę. Trochu zdziwiony, decyduje że musiałem przy obelisku źle skręcić. Jakoś nieszczególnie smutny (w końcu droga powrotna była równie fajna) wracam do obelisku i obieram drugą mańkę.

Widoki z trasy:

https://lh5.googleusercontent.com/-d...f+350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-c...f+350%2529.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-H...f+350%2529.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-N...f+350%2529.jpg

Na trasie zaczynają się pojawiać pojedyncze domy. Ktoś zarzyna jakąś kozę i mnie pozdrawia. Zza zakrętu wybiega źrebak i biegnie na mnie ciągnąć za sobą zerwaną linę, dźwięk fałki stawia go do pionu i z piskiem kopyt zawraca w drugą stronę. Przez parędziesiąt metrów towarzyszy mi jakiś duży ptak łowny. Strzał endorfin nie do opisania.

Nie znalazłem jednak Tigera. Trasa wychodzi z gór, wpada w większą wioskę. Jadę przed siebie...nagle tak totalnie ni stąd ni zowąd w jakiejś ciasnej dróżce mija mnie z dużą prędkością żółta osa. Z krzykami radości witam się z Kuzu i Zdunem. Dolewamy paliwo z PET'a (drugi stracony na nierównościach). Wymieniamy wrażenia z trasy.

https://lh6.googleusercontent.com/-P...f+350%2529.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-9...f+350%2529.jpg

https://lh5.googleusercontent.com/-E...f+350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-7...f+350%2529.jpg

Okazuje się, że pierwotna trasa z której zawrócił mnie UAZ była dobra. Z zapewnień Zduna nawet lepsiejsza, bo jedzie się istnym urwiskiem i w tyłku nie raz robi się ciasno. Cóż, na pewno swego czasu zaliczę powrót w tamte okolice, coby zjeździć całą okolicę.

"Foto z pokładu Tigera"
https://fbcdn-sphotos-d-a.akamaihd.n...68044607_n.jpg

Po ochłonięciu ciśniemy na Durres. Jesteśmy w miarę wcześnie, niedługo potem reszta ekipy do nas dociera. Chillujemy się na plaży, zażerając hamburgery po 1.5zł od garbatego karła z wózka, na widok którego sanepid wyzionął by ducha. Każdy chyba z 5 ich wciął.

https://lh4.googleusercontent.com/-t...f+350%2529.jpg

Po plaży sunie wózek z owocami. Długi pobija bo ma ochotę na morele. Pyta się po ile...albański język jest nieludzki, w końcu dogadał się na 3 kilogramy.

https://lh3.googleusercontent.com/-F...f+350%2529.jpg

Daje mu jakąś tam kwotę, ale koleś mówi że mało...to pada pytanie, trochę na migi, trochę na nie wiadomo jak:
-A po ile kg? - typ na ziemi rysuje 1 5 i dodaje znaczek euro.
-PIĘTNAŚCIE EURO! - drze się na niego Długi po polsku - Chyba cię POJEBAŁO! ODDAWAJ MOJĄ KASĘ!
Typ trochę przestraszony, nie za bardzo wie o co chodzi. My ciśniemy z całej sytuacji pompę, leżymy i kwiczymy ze śmiechu. Szeryf z Ksenią podchodzą i mówią:
-Może mu chodziło że 1.5 euro za kg?
To było to. Kwota różniła się nieznacznie od pierwotnie oferowanej. Ubaw był wielki.

https://lh6.googleusercontent.com/-x...f+350%2529.jpg

Po chilloucie nad plażą uderzamy na nocleg kawałek od miasta przy jakimś zalewie/zbiorniku wodnym.

https://lh3.googleusercontent.com/-v...f+350%2529.jpg

Wszystko byłoby spoko...gdyby nie to, że na wale otaczającym wodę pojawiło się tak z 20 sylwetek jakiś dzieciaków. Grali w piłkę w okolicy i musieli nas przyuważyć. Po chwili bezruchu przesuwając się jakieś 100 metrów bliżej, coś tam szczepcąc do siebie. Jakoś tak nieswojo się czujemy...jak w zoo. Pojawia się plan żeby ktoś ściągnął garcie i zaczął srać, aby zobaczyć reakcję oglądających.

Dzieciarnia podchodzi prawie pod motory, jeden zna na wyrywki jakieś losowe słowa po angielsku. Troche zachęcany przez kumpli zagaduje skąd jedziemy, dokąd i takie tam terefere. Nie mamy pomysłu jak ich spławić...

Jeden z dzieciaków przynosi piłkę, pada pytanie z jego ust: -Football?

Z Szeryfem patrzymy na siebie...JASNE że football! Odbiegamy od reszty, która woli zamulać z rozbijaniem namiotów. Boisko/klepisko jakieś 200 metrów dalej.
Ganiamy jak w transie. Gdzieś w Albanii gramy z dzieciakami w piłkę. Szeryfowi nawet udaję się zrobić wspaniały rajd skrzydłem i wpakować śliczną bramkę strzałem pomiędzy dwa kamienie. Totalny ubaw.

Wracamy do motorów, dzieciaki po takim przełamaniu lodów nie mają skrupułów. Wsiadają na hundę i włoszkę, jeden nawet nam wmawia że ma crossa i chce poprowadzić capo (nogami nie dostaje do pegów ;] ). Po namowach i uruchomieniu podejścia, "Fuck It", biorę dwóch mokłosów na tylne siedzenie na krótką przejażdżkę. Pisk i krzyk radości jak dobijamy do 110 na jakiejś długiej prostej i wiem że to był dobry pomysł.

Po powrocie oczywiście reszta ekipy też chce, ale wykręcam się że mało paliwa, późno ciemno, mam wadę wzroku i w ciemności nic nie widzę. Moi byli pasażerowie mnie wspomagają i ekipa pokojowo wraca do domów.

https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.n...54406296_n.jpg

Kolacja, PET'y z browarem, kima. To był dobry dzień.

Maurosso 04.07.2014 00:04

Episod 4

Ruszamy na północ. Shkoder to nasz cel. Ekipa się rozciąga. Cześć została oglądać zamek po drodze, Ja z Kubą ciśniemy prosto nad Cel. Na miejscu jesteśmy raczej zawiedzeni miastem. Trochę się nie dogadaliśmy i gubimy się w centrum. Korzystając z chwili uderzam na zamek górujący nad miastem. Z uwagi na absolutny brak turystów, wielce mnie urzeka.

https://lh4.googleusercontent.com/-m...f+350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-E...f+350%2529.jpg

https://lh5.googleusercontent.com/-G...f+350%2529.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-8...f+350%2529.jpg

Po powrocie do miasta dalej brak drużyny. Ruszam w kierunku Czarnogóry. Naszym pewnym punktem jest Stary Bar, postanawiam że tam zaczekam na wszystkich. Docieram na miejsce, szybka obczajka i oczekiwanie na resztę.

https://lh3.googleusercontent.com/-U...f+350%2529.jpg

https://lh5.googleusercontent.com/-T...f+350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-7...f+350%2529.jpg

https://lh5.googleusercontent.com/-N...f+350%2529.jpg

Reszta dociera po pewnym czasie

https://lh3.googleusercontent.com/-X...f+350%2529.jpg

Kolejny żelazny punkt wyprawy to trasa Ponari-Dodosi-Rijeka-Cetinje-Lovcen-Kotor. Trasa taka z uwagi na lekką nostalgię, gdyż kilka lat wcześniej pokonywaliśmy ją autostopem. Start w Ponari i trasa do Dodosi gdy byliśmy tam ostatnim razem urzekała swoistym pięknem. Krajobraz niczym sawanna. Baobaby, wysoka trawa, mega klimat.
Po dojechaniu do Ponari od lokalsów dostajemy info, że do Dodosi nie dojedziemy. Trochę zdziwieni...przecie to tylko kilka kilometrów, a droga utwardzona...cóż, może w sierpniu.
Trafiamy na istne bagno. Uniesiony duchem "Afryka nie przejedzie?!", rwę do przodu. Ujechałem może z 500metrów, kiedy zaczęło się robić słabo. Opony szybko zapchały się błotem. Robię co mogę, ale miota sprzętem jak szatan. Po 30minutach ledwo jestem w stanie utrzymać moto. Wyłączam silnik. Późna szarówka...żadnego dźwięku...trochę się na siebie zirytowałem żem się pchał w taki shit.

W pewnym momencie koło tylne tonie po wachacz...z motoru nie mam jak zejść, bo tonę od razu po kostki w błocie...jedynka, dwójka, bez sprzęgła dzida i jakimś cudem zaczynam płynąć przez morze błota...niczym kapitan Columb, 10 cm/min w sporym przechyle na tylnie kole. Dość mocno by kogoś to ubawiło jakby widział tą scenę z boku :D

Morze błota powolutku się kończy i jakimiś krzaczorami powolutku staram się obrać kierunek powrotny. Co rusz zsiadam z motoru i badam ścieżkę przed sobą, wyszukując choć kilku korzonków, które służyłyby za podporę dla opon. Cały czas w głowie myśl: "Jak się tu wywalę...to basta. Reszta pewnie pojechała objazdem jakimś...w tym błocie nie urobię, sam sprzęta nie podniosę, za ślisko." Z taką motywacją udaje mi się jakimś cudem wybrnąć z opresji (bez wywroty ;] ).

Ekipa jednak nie pojechała, też pobłądziła w okolicznych zagajnikach, spotykamy się wszyscy i decydujemy...że do Dodosi zajedziemy od drugiej strony. Zajmuje nam to ponad godzinę (zahaczając o Podgoricę). Na miejscu jesteśmy na miejscu póóóźno.

Irytację tego że nasz nocleg jest (wg. GPS'a) 1.8km od miejsca w którym zawróciliśmy z bagna...neutralizujemy się skutecznie PET'ami.

https://lh6.googleusercontent.com/-n...f+350%2529.jpg

Cały następny dzień to wegeta i chillout. Miejsce jest super, polecam. Czysta rzeka, most z którego można bez stresu skakać do wody. Jakiś mały bar z piwem.

https://lh4.googleusercontent.com/-I...f+350%2529.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-7...f+350%2529.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-x...f+350%2529.jpg

Tu też postanawiamy ogarnąć szambo ciuhowe. Chłopaki z plecaczkami problemu nie mieli...dziewczyny przekupione czekoladą problem im rozwiązały...Nasza trójka, z nienawiści do prania ręcznego w rzece, wyparła się tego zadania...musieliśmy obrać plan zastępczy. Trzech ynżynerów zawsze coś wymyśli nie?
Ja z długim przerabiam jego worek PCV na pralkę pół-automatyczną. Nawrzucaliśmy ciuchy, proszek, dwa mydła i sporo wody. Bełtalimy na zmianę z 20 minut...ciuchy funkiel nówka ;]

https://lh5.googleusercontent.com/-T...f+350%2529.jpg

Bua jako najinżynierszy z nas, wpadł na lepszy pomysł. Zrobił z dostępnych rzeczy parkę automatyczną. Nawrzucał ciuchów do kufra centralnego, woda, proszek i dzida po okolicznych wertepach. Za 15 minut wraca z bananem na mordzie: -To jest...jedyny przyjemny sposób robienia prania.
Koszt tej frajdy to utopiona w kufrze komórka...ale warto było :P

Wypoczęci, późnym popołudniem startujemy na Cetinje. Docieramy tam pod wieczór i uderzamy na Laskostradę. Ci co byli w Cetinje pewnie wiedzą o co chodzi...dla tych co nie...to tak w skrócie:

Laskostrada, to główny deptak w Cetinje. Jest magiczny z tego powodu...że niezależnie od dnia tygodnia (choć piątek/sobota to czas najlepszy), wieczorem, zmienia się w istną autostradę lasek...nie ma tego jak inaczej ująć...ale to jeszcze nic. Siedząc w przydrożnej knajpie, popijając piwo, szybko zorientujemy się, że niektóre z dziewczyn dopiero co nas mijały. BA! Po chwili okazuje się że WSZYSTKIE nas już mijały. Jak wypatrzymy jakąś fajną dziewoszkę, możemy być pewni że za chwile znów się pojawi idąc w drugą stronę...Magia? Nasze dziewoszki, wkurzone naszym ślinieniem się na co drugą odpierdzieloną długonogą czarnogórkę, uzbrajają się w PET'a i włączają się w ruch laskostrady:

https://lh4.googleusercontent.com/-H...f+350%2529.jpg

I co się okazuje? Wszystkie dziewczyny uczestniczące w ruchu na deptaku...docierają do jego końca i bezceremonialnie zawracają w drugą stronę :D Niektóre z nich naliczyliśmy jak z 9 razy, szły raz w jedną, raz w drugą.
Faceci, siedzą w ogródkach, walą browary...i wypatrują dziewczyny którym są zainteresowani postawić drinka, lub próbować zarwać na jakiś skuter...No prze-nie-samowicie to wygląda. Do tego bałkańska muzyka z kapel przy knajpach i klimat dopełniony do maksimum.

Śpimy w jakimś parku, morale wysokie, choć niektórym udziela się już długość eskapady.

Rano start na park Lovcen. Przy wjeździe pod Mauzoleum, dopada nas stały punkt programu. Deszcz. Tyle że ten był taki nie na żarty...ze śniegiem i takie tam. Chowamy się w restauracji. W między czasie silny wiatr przewraca Afrykę i małą włoszkę. Ogólnie masakra.

https://lh6.googleusercontent.com/-F...f+350%2529.jpg

W restauracji info że lepiej nie będzie, ani dziś, ani jutro. Eh...ubieramy co możemy i ciśniemy w dół na Kotor. Na jednej z ostrych agrawek, DL'a zalicza ślizg. Ryski na boczkach, lewy kierunek, trochę złości.

Kotor jak zawsze śliczny.

https://lh5.googleusercontent.com/-P...f+350%2529.jpg

Zasiadamy przy jakiejś knajpie skąd podkradamy internety i lekko się podłamujemy. Padać ma jeszcze z dwa lub trzy dni. Szanse na poprawę minimalne. Szczególnie nas to wkurza, bo chcieliśmy uderzyć na Durmitor i tam po chodzić pieszo, a później połazić po górach Fogaraszy w Rumuni.
Lipa...na hasło deszcz i góry odżywa wspomnienie Negoiu. Odbijamy na Chorwację. Nikt z tego planu szczególnie nie zachwycony, ale alternatywa jeszcze gorsza.

Mokry asfalt po deszczu zrobił się śliski jak cholera. Po dziwnej reakcji auta przed nim, Długi blokuje tylne koło, potem przednie, kładzie moto. Jemu na szczęście nic, trochę poobijana kostka. Szlug na zbicie adrenaliny. Pegaso na pierwszy rzut oka wygląda ok. ryśnięty boczek. Po paru kilometrach, smród plastiku roznoszący się za jego moto jest nieznośny. Pit stop i oględziny. Uszkodzony wiatrak chłodnicy, który uderzony oberwał się i przytapia się o kolektory. Upału nie ma, więc ignorujemy usterkę.

Wpadamy na odwiedziny do Dubrovnika.

https://lh3.googleusercontent.com/-6...f+350%2529.jpg

Uliczki zatłoczone turystami, ceny z kosmosu, czyli standard. Uciekamy przed zgiełkiem do małego portu i napawamy się troszkę niespokojnym morzem.

https://lh5.googleusercontent.com/-I...f+350%2529.jpg

https://lh5.googleusercontent.com/-Z...f+350%2529.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-_...f+350%2529.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-q...f+350%2529.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-U...f+350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-z...f+350%2529.jpg

Po zwiedzaniu wracamy do motorów. Parking gęsto upakowany skuterami, pomiędzy które wcisnęliśmy nasze krowy. Zrzucając królewnę z centralnej, wachnęło mnie na prawo...lecę, moto też...jakimś cudem wywraca się tylko jeden skuter, a nie cały parking (efekt domina).
Podnosimy mojego parcha, oględziny skutera...ani śladu. Jakieś ryski na ciężarku od kierownicy...ale zardzewiałe, więc raczej nie od tego upadku. Nikt nie krzyczy, nikt nie podchodzi...ruszamy dalej.

Po chwili zauważam że coś nie tak jest...jadę prosto...ale kiera tak z 10 stopni skrzywiona w lewo. Zaszokowany, bo wcześniej nie raz moto mi się położyło i ani śladu...ale cóż, problem na potem.

Po wyjeździe z miasta, pojawia się problem noclegu. Nie za bardzo mamy się gdzie robić. Ceny kempingów w okolicy to paranoja (50eu od namiotu), a na dziko same skały. Wzdłuż wybrzeża z doświadczenia wiemy, że nic nie urobi. W końcu decydujemy się na spartańskie warunki na wzgórzu nad miastem. Kamienie i twarde podłoże utrudniają robicie namiotów, ale daje się. Rano okazuje się, że wielce możliwe że z tego właśnie wzgórza, Dubrovnik był przez Serbów ostrzeliwany. Znajdujemy jugosławską monetę i pozostałości po czymś, co wygląda jak okop/transzeja.

https://lh5.googleusercontent.com/-c...f+350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-j...f+350%2529.jpg

Rano wybrzeżem dzidujemy na Split. Przed nim zatrzymujemy się na lekkie kąpanie w morzu. Znaczy się...ekipa się kąpie, a afra i tiger przechodzą szybki remont. Żółtemu brzydalowi pęka linka sprzęgła, trzyma się na ostatniej nitce. Wspomagam Zduna moim zapasem (Dzięki Scorpi :) ta która była pod kanapą spisała się świetnie). Potem zabieramy się za problem krzywej kiery...podchodzimy do tematu jakoś tak niepewnie i bez przekonania...a to tu śrubę poluzowałem, a to tam boczek zdjąłem. Trochę chcę to olać i bawić się wszystkim w Polsce, jakoś się przyzwyczaję do takiej jazdy...
Jednak ostatnim rzutem mówię do Zduna: -Ej...weź mi nogami przytrzymaj koło z przodu.
Zaparł się porządnie, ja na kierze też. Po chwili było po wszystkim, prosta jak struna, kocham afrykę ;] wszystko poskręcalimy, i dalej w trasę.

Szybki Split:

https://lh3.googleusercontent.com/-X...f+350%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-Z...f+350%2529.jpg

Następny target: Plitvickie Jeziora.

Unikamy autostrad, przez co droga robi się naprawdę wielce przyjemna. Choć łapie na noc. Na miejscu rozbijamy się na ustronnej polanie...i nie wiem jak to możliwe, ale dopiero tego wieczora mamy prawdziwie rozgwieżdżone niebo. PET, rozmowy o wyprawie, wnioski, wspomnienia, za parę dni koniec przygody.

Rano schodzimy jakoś na dziko pooglądać Jeziora. Cholera...robi to wrażenie. Masy turystów psują troszkę temat, ale mimo wszystko warto.

https://lh3.googleusercontent.com/-s...f+350%2529.jpg

https://lh5.googleusercontent.com/-5...f+350%2529.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-W...f+350%2529.jpg

https://lh4.googleusercontent.com/-r...f+350%2529.jpg

Tyle w tym epizodzie. Dzisiaj pewnie jeszcze machnę ostatni, a w nim rozwiązanie zagadki i akcja wyjazdu :)

Maurosso 04.07.2014 02:07

Final Epizode:

Po zwiedzaniu jezior, DL'a i Pegaso jadą pozwiedzać na szybkości okolicę. Reszta zwija obóz. Wraca tylko Suzuki. Buła mówi że Długi był zaraz za nim, i musimy tylko poczekać chwile...mocz pewnie, albo coś w tym stylu. Gotowi do wyjazdu, Długiego brak. Ruszam w kierunku, z którego przyjechali. Zziajany Długi stwierdza, że padł mu starter. Moto pracuje...skubany odpalił ją solo.

Jedziemy wszyscy na stację, większość motorów na oparach. Afryka na tyle, że jakiś kilometr od stacji kończy mi się paliwo...na szczęście odcinek do stacji jest z górki. Niczym Ninja wtaczam się na stację na wyłączonym silniku ;]

Lekko grzebiemy przy Pegaso. Przy startowaniu pobór prądu jest, więc raczej nie stycznik...chyba coś mechanicznego. Dziwne, że tak bez objawów padł. Odpalamy na pych i dymimy na Węgry.

https://lh3.googleusercontent.com/-Q...f+350%2529.jpg

https://lh6.googleusercontent.com/-Z...f+350%2529.jpg

Jakaś dziwna kolejka wstrzymuje nas na granicy chwilę, ale zaraz jedziemy dalej. Cel to Balatonbereny. Trasa jak po sznurku. Droga raz wśród pól, raz przez las. Mijam trójkąt ostrzegawczy z jelonkiem. Wpada mi myśl:

"Co za lipa...4000km trasy, tych trójkątów namijaliśmy się już chyba ze setkę...i ani pół królika nie widziałem"

jakieś 300 metrów dalej. Rudy cień w kącie oka. Zero czasu na reakcję. Prędkość 110km/h. Silne uderzenie w bok motoru. Nieomylny dźwięk łamanych kości. Przenikliwy ból w nodze.

Przejeżdżam jeszcze z 400 metrów zanim dochodzi do mnie co się przed chwilą stało. Zatrzymuje się na poboczu. Mogę ruszać palcami, to nie moje kości gruchnęły, ale boli w pierony. Przez chwile tylko, zaraz uderza adrenalina. Za mną jechał Bua, zatrzymuje się przy mnie. Otumaniony naturalnym narkotykiem, podnoszę szczękę:
-Typie...chyba coś zabiłem. -trochę z dumą, trochę z niedowierzaniem, byłem pewien, że to jakiś lis.
-Stary...zajebałeś sarnę!

Na szczęście nie sarnę (bo pewnie bym o tym teraz nie pisał), a sarenkę. Biedactwo wyskoczyło z trawy przy poboczu prosto we mnie. Dostało prawym pegiem i czubkiem buta. Ponoć rzuciło nią z 1.5m w górę, po czym łbem o asfalt żywot zakończyła.

Foto w linku dla mało wrażliwych: http://goo.gl/8cyGSU

Jakieś 50m dalej matka zwierzaka, trafiona autem pewnie nie dalej jak minutę przed tym jak my się pojawiliśmy na scenie. Na drodze sporo krwi.

http://goo.gl/axIpx3
http://goo.gl/71JjUU

Docieramy nad Balaton. Po akcji z sarną, moto dziwnie mi się prowadzi. Czuje jakieś bicie. Mam wrażenie, że z przodu. Zwalam na powoli ząbkującą kostkę.

Nad Balatonem szybkie, chamskie jedzenie i ostatni nocleg na dziko na jakimś opuszczonym kempingu.

Rano ekipa dzieli się. Motory z plecakami mają zajawkę na Budapeszt. My ta ło, wolimy wrócić troszkę wcześniej. Pożegnania, podziękowania i uruchamiamy w trzy motory powrót na Polskę, po wcześniejszym startowaniu Pegaso z holu (na zimno ni cholerę na pych nie urobiliśmy).

Trasa to tranzyt autostradami. Bicie które zaczęło się po sarnie jest cały czas wyczuwalne...denerwuje mnie. Ostatnie TKC też mi trochę biło, ale nie tak...
Jakieś 50km od granicy słowackiej, dostaję SMS'a o następującej treści:

Zdunek:
"Tiger. Olej na rondzie. Szlif. Uszkodzenie silnika. Lyka olej. Sciagamy go do PL...So sad, so sad*..."

*http://goo.gl/mUAbrO

Szybki kontakt czy wszystko ok z nimi. Jest ok, jakieś obtarcia. Tiger po postawieniu do pionu i odpaleniu silnika ponoć roznosi chmurę dymu i wciął w kilka chwil połowę oleju z miski.

Organizuję rodzinnego dostawczaka, Fiata Ducato. Kumpel który nim pojedzie rusza z Krakowa do Rzeszowa. Ja ruszam dalej, docieram do domu. Marek który ma kierować autem po komplikacjach przybywa dopiero w okolicach 23. Postanawiam jechać z nim. Jestem trochu zmordowany, ale w dwójkę trudniej zasnąć. Trasa mija szybko i bezproblemowo. Ekipę przechwytujemy w Budapeszcie, Szeryf z Ksenią też zostali. Jedziemy po Tigera który jest jakieś 60 km od miasta na parkingu pod Lidlem.

https://lh5.googleusercontent.com/-w...f+350%2529.jpg

Pakujemy go na pakę, spinamy pasami, zwiedzamy jeszcze szybko Budę i Pest i ruszamy na polszę.

https://lh3.googleusercontent.com/-z...f+350%2529.jpg

Przy gadanym, co mogło się stać Tigerowi, zwracamy uwagę na kretynizm człeka który montował gmole. Są one przymocowane bezpośrednio do silnika. Obecnie wszystko wskazuje na to, że uderzenie asfalt poszło po gmolach prosto w silnik i strzeliła głowaca, lub blok...co nie jest usterką miłą niestety :( Bo jak inaczej wessałoby takie ilości oleju? On dosłownie rzygał olejem z rury wydechowej.

Epilog:
W Rzeszowie jesteśmy ok. 18 w niedzielę. Mnie jeszcze czeka podróż do Warszawy. Schodzę do garażu, coby obadać temat tajemniczego bicia. Kręcę tym kołem z przodu i kręcę...coś niby ociera...ale nie bije raczej. Jakoś od niechcenia podchodzę do tyłu.

Tył ma tak 0.5cm luzu na boki. Coś grubo nie tak. Ściągam koło i szybko znajduję winowajcę. Simmer z prawej strony wyzionął ducha. Jakieś brudy dostały się do łożyska, które się rozsypało. Trzech kulek brakuje :P Pewnie te 300km bym jeszcze zrobił...ale odpuszczam :)
===========================================
Wnioski:
Jedyne moto, które ani raz nawet nie kaszlnęło to Caponord. Brawa dla niego ;]
Afryka dostała w pizdę po Albanii jak nigdy. Pompa na mnie raz fuknęła po którejś kałuży w Albanii. Rozkręciłem, przedmuchałem i nie było tematu do końca. Przejechała wszystkie trasy wzorowo. Na łożysko po prostu przyszedł czas :)
Komputer DL'a dalej świruje. Uruchamia kierunkowskazy, zegary się resetują co jakiś czas, ogólnie dyskoteka :P ale mechanicznie bez zarzutu.
Pegaso trochę zawiodło. Zapomniałem wspomnieć, ale wcześniej jeszcze mieliśmy przygody z cieknącą chłodnicą i niedziałającym wiatrakiem (zanim został urwany ślizgiem).
Tiger miał pecha...do czasu gleby na rondzie, była to jedyna maszyna która nie zaliczyła paciaka na wyjeździe.
Jednak ogólnie...jak na takie parchy...to wszyscy jesteśmy zdumieni, że nic nie zawiodło.

============Podziękowania============
Ogólnie...to chciałbym podziękować całemu FAT'owi za rozwiązanie niejednej kwestii, bez czego wyjazd byłby dużo bardziej kłopotliwy ;]

Scorpi, dziękuję za cud maszynę :) Jeszcze nie jeden kraj zwiedzimy. Teraz na pewno dalej na wschód. Polowanie na niedźwiedzie będzie bardzie fair niż na sarenki ;]
Szparag, dzięki za sztuczkę z holowaniem motoru nogą...pomogła przy odpalaniu małej Włoszki ;]
==================
Reszta zdjęć: https://picasaweb.google.com/1026111...Balkanejro2014

==
Otwartym na konstruktywną krytykę ;]

Navaja 04.07.2014 10:47

Maurosso,
popraw w relacji. Stolica Macedonii to Skopje a nie Sofia. Chyba, że do Bułgarii też Was zaniosło?
Nawet na zdjęciu masz wielką reklamę macedońskiego piwa: Skopsko

Neno 04.07.2014 11:14

No właśnie ja tez się nad tym zastanawiałem...

Maurosso 04.07.2014 11:30

Geograficzny ortograf naprawiony

Scorpi 04.07.2014 12:20

MAurosso , ciesze sie ze jestes zadowolony ze sprzeta no i ze lineczka sie przydałą :D W sierpniu wybieram sie katem w podobna traske i prosiłbym o wszelkie informacje łacznie z jakas traska na maila jak możesz :D

Zycie mamy tylko jedno a wspomnien nikt wam nigdy nie zabierze .

Maurosso 04.07.2014 14:01

Cytat:

Napisał Scorpi (Post 387418)
Zycie mamy tylko jedno a wspomnien nikt wam nigdy nie zabierze .

Dżizas! Zabrzmiało to jakby to miała być ostatnia wyprawa ever, a po drodze walczyliśmy ze smokami :D

Zrobimy nawet lepiej niż propozycje pras:

Za przyzwoleniem Kuby, z pełnymi wobec niego prawami autorskimi, podłączam plik wyprawowy, który w dużej mierze opisuje założenia trasy.

https://docs.google.com/file/d/0B4xB...xDbENFQzQ/edit

Jako że to była pierwsza nasza długa podróż, przebiegi rzędu 350-400km w pięć motorów w trybie wakacyjnym (a nie wyprawowym) były trudne do zrealizowania. Stąd kilka rzeczy po drodze modyfikowaliśmy.

W pliku linki do google mapsów etc. Jeżeli kat jedzie w tamte strony...to Albańskie góry na wschód od Tirany obowiązkowo (dzień 7 w *.docx :) )

W .docu mowa o strasie SH54. Ja pojechałem tą ścieżynką na północ od niej. Start widać po rzuceniu google mapsom zapytania: "Zall Bastar, Albania"

Maurosso 22.12.2014 12:52

Odgrzeję tu conieoco, coby definitywnie zamknąć temat tej relacji ;)

Podpinam zapis wideło sklecony na weekendzie...może komuś siądzie pod piwko/herbatkę :)
Dla niecierpliwych, pierwsze 2 min to wstęp, można śmiało od drugiej minuty startować :)
https://www.youtube.com/watch?v=h6Rt...ynGUxpasFFsuQg

Scorpi 22.12.2014 18:00

:Thumbs_Up:

Dren 23.12.2014 17:06

Dobre :)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:49.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.