Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   [Azja centralna/2015] W poszukiwaniu piątej klepki (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=25707)

Maurosso 25.01.2016 14:58

[Azja centralna/2015] W poszukiwaniu piątej klepki
 
Oryginalny topic mocno się rozrósł...jak nikt nie ma nic przeciwko, otworzę nowy. Tamten jest chyba już generalnie do zamknięcia.

Skryba ze mnie lichy, ale trening czyni mistrza, a talent to ponoć ściema.

Zapraszam do podczytywania opisu ubiegłorocznego wyjazdu w głąb Azji Centralnej. Jest szansa, że sporo historii i zdjęć będzie się powtarzać ze strony na FB lub z opowiadań. Tyle, że w tym wypadku, w kilku miejscach będzie kilka bardziej rozbudowanych anegdotek i lichych przemyśleń. Te szczególnie liche i pseudofilozoficzne lub niezwiązane z samym wyjazdem będą w cytatach. Przeważnie będzie to bardziej rozbudowany opis sytuacji, lub poznanej osoby, która zrobiła na mnie spore wrażenie. Krytyka na bieżąco mile widziana. No cóż...czas start:


===========
Papieroch z kumplem na balkonie. Centrum miasta, 4te piętro, późny wieczór.
-Wyjeżdżam stary.
-Spoko. Anglia? Niemcy?
-No…nie do końca...

Dwa tygodnie później, gdy paszport pełny już różnych dziwnych pieczątek, a plotka się rozeszła, odbywa się impreza typu odprawka. Zaczyna się w czwartek, kończy w niedzielę w okolicach 10tej rano. Już wiem, że będą chwile gdy będzie brakowało mi tych szajbusów, którzy zdolni są w ramach tortu urodzinowego przygotować ośmiokilogramową galaretkę z owocami. Tak zwaną „Galaretkę zniszczenia”.

https://lh3.googleusercontent.com/-9...203%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-C...203%252529.jpg

Moto generalnie w rozsypce. Standardowy przedwyjazdowy nieogar. Na tyle duży, że trzeba poświęcić jeszcze dzień na pakowanie i sprawdzenie wszystkiego. Obładowany jak na Mongolię. Brakuje tylko opon na zmianę. Te czekać na mnie będą u Mirmiła w Gruzji. Wtorek 7go Lipca 2015. Start.

https://lh3.googleusercontent.com/-g...202%252529.jpg

Obieram kierunek na Tokaj. Kilometry uciekają. Słowacja migła. W głowie rozkminy. Jak to będzie? Nigdy tak daleko sam nie jechałem. W ogóle jest to pierwszy wyjazd turystyczny solo. A co jak będzie nudno? Uda się kogoś w ogóle spotkać po drodze?

Do Tokaju docieram późnym popołudniem. Pierwszy obóz rozbity przy pobliskim jeziorku. Słodkie wino, zachód słońca…to się naprawdę dzieje.

https://lh3.googleusercontent.com/-5...203%252529.jpg

Dalsza trasa to absolutny żar z nieba. Nigdy potem, aż tak słońce nie dało mi w kość jak na Węgrzech (aklimatyzacja organizmu?). Jest nieznośnie. Między 12 a 17 robię przerwy.

Już w Serbii zahaczam o Belgrad, który robi wielce pozytywne wrażenie. Jakoś tak…młodzieżowo jest. Sporo studentów, historii, alejek, knajp. Spędzam tam większość dnia, a nocuje poza miastem w okolicy strzelistej wieży telekomunikacyjnej, z której rozpościera się niesamowity widok na całą okolicę.

https://lh3.googleusercontent.com/-7...028%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-u...028%252529.jpg

Dalsza trasa to pierwsza prawdziwie kręta i śliczna droga. Jest wielka frajda. W pewnym momencie nawet zawracam, aby jeden z odcinków pokonać jeszcze raz. Dobra widoczność, świetny asfalt i szybkie łuki kuszą aż za bardzo. Taki mocno podjarany tą trasą, nagle zwalniam osłupiały. Granica.
Zaraz zaraz…do Macedonii przecież powinienem mieć z 70km jeszcze. Jaka granica? Gdzie ja jestem? Nieśmiało podbijam do budki z celnikiem w środku. Na pagonach flaga Kosowa. Faaaaktycznie, trochu zboczyłem z pierwotnej trasy i na drodze stanęło Kosowo.

Typ otrzymuje mój paszport, popatrzył, przewertował, wbił pieczątkę. Uśmiecha się i oddaje ze słowami:
-Happy Birthday! Welcome do Kosovo!

Faktycznie, nie ogarłem. Urodziny dzisiaj. Cool ;]
W samym Kosowie spędzam czasu niewiele, choć intensywnie. Trzeba kupić obowiązkowo ubezpieczenie OC w pierwszym napotkanym mieście. Tak też robię w Mitrowice. Miły pan uzupełnia dla mnie papierki, bierze kasiorę…patrzy na mnie i na kask, powrotem na mnie...Wstaje, sięga do szafeczki. Wyciąga taki wielki blok A4, pełny ubezpieczeniowych oświadczeń o wypadkach. Do uzupełnienia w razie W. Gdzie, kto, jak, miejsce na szkice wypadku, strefy zgniotu pojazdu…bez słowa wydzieram jedną kartkę i oddaję mu resztę.

-Are you sure, you want only one?

Ooook, uznaję więc że z uważnego kierowania, trzeba wejść w tryb awaryjny.

Nad miastem góruje śliczne wzgórze. Widzę, że opasają je jakieś ścieżki i dróżki. Ciekawe co jest na górze…znalazłem drogę asfaltową, która pod koniec zmieniła się w gruntową. Mocno stromo. Dziiiiida! Wpadam na szczyt…wojskowi. Trochę nie wiem co zrobić…spierdalać? Podjeżdżam bliżej. Na pagonach flaga wroga. Bundeswehra. NATO. Więc swoi.

https://lh3.googleusercontent.com/-h...028%252529.jpg

-Gutten Tag! Alles klar?
Z mojego łamanego niemieckiego, mimowolnie przeskakujemy na angielski. Misja stabilizacyjna. Trzeci miesiąc tu siedzą. Dzisiaj pierwszy raz ich też to wzgórze skusiło i chcieli zobaczyć co na górze jest. Ponoć niedaleko stacjonują Polacy. Ale nie do końca wiedzą gdzie.

To zdjęcie nazwałem…EKOsovo…heheh
https://lh3.googleusercontent.com/-K...028%252529.jpg

Jeszcze tego samego dnia, wpadam do Macedonii. Kieruję się na Skopje gdzie mam spotkać się z bardzo zacną ekipą motocyklistów.

Cytat:

Poznałem ich wspólnie z przyjaciółmi na wyjeździe rok wcześniej. A było to tak: nad Skopje wielka góra. A na szycie wielki krzyż. Krzyż Milenijny. Postanawiamy zobaczyć panoramę z tego miejsca.
Wyjazd na górę po mocno serpentynowej drodze. Przed szczytem szlaban i zjazd na parking. Dalsza droga na nogach lub koleją linową. Pierwsze trzy motory zmykają na parking. Ostatni kumpel który był za nami, mija parking i jedzie pod szlaban. Znika. Czekamy i czekamy…chyba głupi przez szlaban nie przejechał? Wraca po 10 minutach.

-Tyyyypy! Tam jest klub Harleyowców i dzisiaj mają otwarcie!

Okazuje się, że MC Potfat, a więc najstarszy macedoński klub wielbicieli Chromu, Frędzli i Skórzanych Sakw, otwiera dziś swój ClubHouse. A my akurat mamy opcję się załapać.

Historia całego klubu jest mocno niesamowita. Gdy wiosenno i letnie, ekipa śmiga gdzie oczy poniosą. Gdy zima, mocno współpracują z lokalnym Czerwonym Krzyżem. Pierwszym dużym projektem, była pomoc dzieciakom w hospicjach…okazuje się to niezwykle ciężkim przeżyciem dla wielu z nich. W kolejnym roku, postanawiają uruchomić nowy pilotażowy program dla młodzieży z trudnych rodzin. Takich w których brak autorytetu. Rodzice alkoholicy lub gorzej itp. Projekt polega na tym, żeby stać się dla nich autorytetem takim właśnie. Bo jakiegoś typka z czerwonego krzyża nikt nie słucha jak jest młody i buńczuczny. Ale wytatuowanego, wielkiego jak góra harleyowca już bardziej. A to ludzie o złotym sercu. Strzał w dziesiątkę. Spora ilość młodych wychodzi na prostą. Jeden z nich nawet dołącza do klubu.

W ramach podziękowania za wieloletnią pomoc, Czerwony Krzyż oferuje im grunt na swoim terenie oraz rozpadający się domek. Pozostałość po starej bazie. Zabierają się do roboty. Remont na pełną skalę. Udało się. Zapracowali na chyba najbardziej epicką bazę o jakiej może marzyć taki klub. Zaraz pod Krzyzem Milenijnym, na szycie góry nad Skopje. Jak to w tych klimatach, chętnie witają zbłądzonych po drodze.
Ode mnie dostali info, że mam ochotę ich odwiedzić i zatrzymać się na jedną noc. Kończy się to mega pozytywnym spotkaniem przy domowej rakiji. Dostaję także masę ciekawych informacji o tym, co zobaczyć w Turcji, bo tereny te mają dobrze obeznane. Na mapie pojawiają się kolejne punkciki, które „koniecznie muszę zobaczyć”. Rozmawiamy o braterstwie motocyklistów, o podróżach…ktokolwiek zabłądzi w okolice Skopje, polecam wjechać pod tą górę i przy szlabanie strażnikowi powiedzieć, że jedzie się do MC Potfat.

https://lh3.googleusercontent.com/-y...028%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/--...028%252529.jpg

Najmłodszy kadydat na członka klubu.
https://lh3.googleusercontent.com/-L...017%252529.jpg

Ranek to leniwa zbiórka. Trochę mechanikowania, bo do sterownika od grznych manetek dostała się woda i szaleją. Dostaję w prezencie Kontakt do elektryki, tejpy, śrubki…biorę wszystko. Nie raz się przydały. W podzięce zostawiam szefowi pamiątkową monetę, których nabrałem trochę z Polski, aby spełniały rolę suwenirów. I tu zaskoczenie. Okazuje się, że jest on numizmatykiem. Wręcz skacze z radości. Pokazuje mi dziesiątki fotografii ze swoimi kolekcjami. Mówi, że różne monety widział, ale takiej jeszcze nie. Zrobi dla niej specjalny stojak, a znajomi będą piać z zazdrości. Na jej awersie SHL’ka.

Wyjazd z ich bazy to automatyczne obranie kierunku na Grecje. Późne popołudnie. Pocinam nudną wylotówką i jakoś tak…smutno mi się zrobiło. Bardzo. Wiedziałem, że po kilku dniach od Polski, odwiedzę Potfat i będzie z kim pogadać etc. Ale teraz, najbliższe dwa lub trzy tygodnie raczej nie będzie takie opcji. Tęsknota mocno się wgryza i trzyma skubana silnie. Może jednak wrócić?

https://lh3.googleusercontent.com/-A...017%252529.jpg

Poncki 25.01.2016 15:09

Z przyjemnością przeczytam, bo minęliśmy się na Biesowisku, a w Warszawie zatrzymała mnie przeprowadzka...
Życzę wytrwałości w pisaniu, bo trochę tego będzie :D

Rojek 25.01.2016 15:27

Będzie co czytać :lukacz:

MotoGdyniaMariusz 25.01.2016 15:52

Ajj, Skopje cudowne miasto, przynajmniej centrum, w remoncie ale i tak robi wrażenie :)
Czekam na ciąg dalszy!

KORNIK 25.01.2016 16:19

:lukacz::Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:

sluza 25.01.2016 17:35

:mad: Żebyś mi tylko do 20 lutego wszystkiego nie napisał!!!!!!!!

jacoo 25.01.2016 23:38

Cóóóólllll opowiastka;)

Go on!

voxan69 26.01.2016 10:06

Pisz pisz masz talent

Wysłane z mojego E2303 przy użyciu Tapatalka

Maurosso 28.01.2016 21:56

Spoks Śluza :) Zrobimy tak, żeby było dobrze :)
============
Zbijam z ekspresówki. Z zamyślenia wyrywa mnie ciekawy obrazek. Pomarańczowy Oldtiemer i równie pomarańczowy kierownik na poboczu drogi. Oferuję pomoc. Krótka wymiana zdań w polsko/macedońsko/słowiańskim. Przegrzane auto. Musi poczekać aż silnik ostygnie. Ruszam dalej...i zdałem sobie sprawę, że nudno to raczej nie będzie.

Granicę przekraczam z samego rana. Kierunek na Saloniki. Nawi poprowadziło naprawdę urokliwymi wioskami, wkomponowanymi w zbocza wzniesień. Po wyjechaniu z jednej z takich wiosek zerkam w prawo...a tam coś co można by uznać za cmentarzysko zabawek. Zatrzymuje się...nikogo w okolicy. Stary magazyn i otaczające go pola usiane są zabawkami z centrów handlowych/marketów. WTF?!

https://lh3.googleusercontent.com/-4...850%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-k...852%252529.jpg

Marząc o Isle of Man TT
https://lh3.googleusercontent.com/-q...855%252529.jpg

Wszelkie możliwe opcje zabawkowe można było znaleźć. Roboty, samoloty, motory...Skąd się tam wzięły? Nie wiem. Nikogo w okolicy nie było.

Jeszcze tego samego dnia witam Saloniki. Żar się leje z nieba. Ciekawy ruch...na początku wrażenie, że milion razy gorszy niż w Kosovie. Totalne szaleństwo. Na światłach podbija do mnie typek na ścigu w spodenkach i koszulce. Wyśmiał czarny ubiór od stóp do głów i dzida przez skrzyżowanie na czerwonym. Awsome! :>

Przed wkręceniem się lokalny sposób prowadzenia motocykla, powstrzymuje mnie asfalt...nie wiem o co chodzi...ale jest tak Kuuuuuu*ewsko śliski, że to aż nie jest śmieszne. Cokolwiek więcej jak 20% hamulca to blokada koła...Przy takiej temperaturze, totalnie nie mieści mi się to w głowie. Jakbym tego nie wyczaił przypadkiem na spokojnym dohamowaniu, tylko przed skrzyżowaniem lub na szybkim łuku, to nie byłoby co zbierać. Nawet chodząc po nim w butach jest ślisko. Inna mieszanka niż w reszcie europy?

https://lh3.googleusercontent.com/-s...867%252529.jpg

Lokum w hostelu niedaleko centrum. Wybieram się na zwiad miasta. Kurdę...podoba mi się tu. Tak sobie właśnie wyobrażałem Grecje. Centrum fajne i ładnie utrzymane. A zaraz poza nim stroma, wąska, pnąca się w górę zabudowa. Okalające miasto mury, zakończone ruinami twierdzy. Trochę syf, trochę autobusów wypełnionych niemcami...ale bardzo łatwo znaleźć alejki, w których można poczuć elementy greckiego klimatu.

https://lh3.googleusercontent.com/-4...872%252529.jpg

Wieczorem głównym miejscem spotkań jest promenada i słynna baszta.

https://lh3.googleusercontent.com/-L...877%252529.jpg

Ciekawe wrażenie robią antyczne ruiny, obecnie najczęściej otoczone familokami.

https://lh3.googleusercontent.com/-8...875%252529.jpg

Jak na duże miasto...wrażenia pozytywne.
Przez internety kontaktuję się z koleżanką, która jest w połowie greczynką. Proszę o namiary na ciekawostki w okolicy. W odpowiedzi otrzymuję: "Półwysep chalcydycki".

Wybieram opcję objechania jego środkowej odnogi.

Cytat:

Część zachodnia nastawiona jest to kurorty, spa baseny etc. Środek trochę na bardziej ekonomicznego turystę, plus ma spore ilości niezamieszkałych terenów. Wschodnia to ziemie Autonomicznej Republiki Góry Athos.

Dom dla ponad 1800 mnichów. Cytując za wiki: Turyści na terenie Athos mogą przebywać maksymalnie 3 dni. Pobyt ma charakter pielgrzymki religijnej. Poza akredytowanymi specjalistami, turyści nie mogą posiadać sprzętu fotograficznego. Od 1060 na terenie półwyspu nie mogą przebywać kobiety (nawet zwierzęta hodowlane na półwyspie są tylko płci męskiej). Zakaz ten nosi nazwę grecką avaton. Statki i łodzie, na których pokładzie znajdują się kobiety (np. statki turystyczne, bazujące w Uranupoli), nie mogą zbliżyć się do linii brzegowej na odległość mniejszą niż 500 metrów.
Będąc już na miejscu, urzeka piękno prawdziwie Greckiej "riwiery". Będąc na południowy skrawku, zauważam zjazd w lewo z drogi i stromy podjazd w głąb gór..."No kurdę...mało offu ostatnio było". Wbijam się w park narodowy i chyba z 5 godzin kręcę się po całym półwyspie po mega ślicznych drogach.

https://lh3.googleusercontent.com/-J...884%252529.jpg

W tle góra Athos.
https://lh3.googleusercontent.com/-D...890%252529.jpg

Kusi najwyższe w okolicy wzniesienie. Podjazd stromy, kamienisty...na szczęście suchość drogi ratuje sytuację. Wydarłem na samą górę. Na szczycie mała budka. WTF? Z budy wypada dwóch typów. Pierwsze ludzie od jakiś 2 godzin. Patrzymy tak po sobie. Coś tam zagaduje, przywitanie...okazują się być pracownikami straży pożarnej. Z tego miejsca widać wszystkie trzy odnogi całego półwyspu, a ich zadaniem jest wypatrywanie ognia.

https://lh3.googleusercontent.com/-q...891%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-e...892%252529.jpg

Niestety nie gadają w żadnym ludzkim języku. Pozwalają obejść szczyt i porobić foty naokoło. To musi być dramatycznie chamska robota...upał 40stopni, cały dzień zamulania z lornetką...

http://i.imgur.com/Wu5JOZa.jpg

Na wyjeździe z gór, zaliczam paciaka. O tyle niefortunnego, że rozwalam lusterko. A dokładniej popuściła do zera śruba kontrująca. Już wcześniej ledwo trzymało się jednej pozycji...teraz już zero. Na polu namiotowym postanawiam się zabrać za mechanikowanie. Coby dostać się do środka...zupa z lusterka:

https://lh3.googleusercontent.com/-K...101%252529.jpg

Patent znaleziony na forum zadziałał mega. Uszczelka się uplastyczniła i całość rozeszła się bez problemów. Śruba dokręcona, lustro jak nowe.

Do tego dobieram się do klemów akumulatora...bo mam wrażenie, że to ich wina, że napięcie zaczęło skakać dziwnie +/-0.7[V]...mam nadzieję, że nie regler...papierek ścierny, macedoński kontakt...książkowe ładowanie. Moto jak nowe.

https://lh3.googleusercontent.com/-6...107%252529.jpg

Powyższe zdjęcie to ostatni piękny widok z Grecji - Alexandropolis. Ale osobiście czuję już zajawkę na Turcję i pomysły sprzedane mi przez ekipę z MC Potfat. Tnę więc do granicy.

W ostatnim miasteczku przed granicą chcę wybrać z bankomatu trochę gotówki i tam zauważam pierwszy raz...to o czym u nas w TViku tylko było. Ogromne kolejki do bankomatów. Widać że jest daleko od OK jeżeli chodzi o ekonomie. Banki w całej mieścinie pozamykane. Ale nie ma wrażenia, że to końca świata. Ludzie żyją. Rozmawiają sobie w tej kolejce. Jak ktoś starszy to się go wpuszcza. Żarty żarciki...generalnie bez spiny. Takie realia.

To czekanie po kasę spowodowało...że stała mnie ciemna noc. Wybijam za miasto, granicy już nie przekroczę. Ścinam w jakieś krzaki boczną dróżką. Rano budzą mnie jakieś gwizdki...pokrzykiwania. Cóż, wychodzę z namiotu. Krzaki gęste więc nic w okolicy nie widzę. Pakuję manatki i obieram kierunek równoległy do głównej drogi.

Lekki zakręt, kilka wysokich drzew i otwiera się ogromna polana. I co na mnie patrzy? Piękny Leopard 2 A5, obok drugi. No i chyba z 2 Plutony wojska na apelu. Wszyyyyyscy na mnie gapią...a ja sobie pocinam jakby nic, wzbijając tumany kurzu za sobą.

Przekomicznie to musiało wyglądać :P

ATomek 28.01.2016 22:24

1 Załącznik(ów)
To jak spełniony sen z dzieciństwa z lekkim opóźnieniem :)

Załącznik 60571

sebol 28.01.2016 23:19

No wreszcie, bo opowiadania są "kawałek" od mojego domu, a i konta na FB nie mam. Pozbieraj wszystko i przenieś do relacji. Ludziska tak zachwalają Twoje prelekcje, że już zwątpiłem, że na FAT coś powstanie. Czekam na więcej :Thumbs_Up:

RAVkopytko 31.01.2016 08:40

Dawaj Dawaj,dobrze Piszesz ale o Twoich fotach też trzeba wspomnieć.Dobre są

:lukacz:

jagna 31.01.2016 16:46

Czekam na ciąg dalszy :Thumbs_Up:

Maurosso 02.02.2016 14:56

=========
Turcja. Początek przygody z tym krajem to widowiskowa i piękna szutrowa droga wzdłuż wybrzeża w kierunku Canakkale. Na miejscu, sprawna przeprawa promem, żegnaj kontynentalna Europo.

https://lh3.googleusercontent.com/-p...109%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-6...110%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-1...112%252529.jpg

Po przybiciu na ląd, zaczął się pierwszy etap objazdu Turcji, oparty o informacje Macedońskich choperowców. Zdjęcia więcej o tych miejscach opowiedzą, bo są to miejscówki generalnie turystyczne.

Cytat:

Troja: Ogromna ilość informacji rozsianych jest na tabliczkach, których z filmów czy popkultury się nie dowiemy. Interesujące jest np. to, że Troj było 9. Najprawdopodobniej Troja numer 7, wystąpiła u Homera. Kolejne etapy rozbudowy, wyburzania, opuszczania, ponownego zasiedlania tego terenu to kawał dobrej ciekawostki historycznej. Ale prawda jest taka, że można to wszystko wyczytać z książek. Samo miejsce choć oferuje możliwości poznania tej historii, nie jest atrakcyjne estetycznie. Ogromna ilość zabytków została rozkradziona przed pierwszych odkrywców. Wciąż prowadzone są prace wykopaliskowe, co wiąże się z wszędobylskimi namiotami z niebieskiej foli i metalowymi siatkami. Generalnie miejsce dla lubiących historię.

https://lh3.googleusercontent.com/-M...113%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-j...115%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-C...119%252529.jpg
Po drodze do Efes zahaczam przypadkiem o rejon Ayvalik. Trafiony zachód słońca...łał. W okolicy wzgórze na szycie którego jest knajpka. To miejsce z uwagi na piękno i romantico klimat, okazuje się mocno popularnym. Masa ludzi, zakochanych par i rodzin spędza zachód słońce jedząc obiad, popijając kawę, a to wszystko przy trzaskaniu ośmiuset selfików na minutę.

Okolica jest bajkowa.

https://lh3.googleusercontent.com/-_...120%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-y...121%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-9...123%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-A...124%252529.jpg

Cytat:

Efes. To miejsce jest godne polecenia. Nieważne czy lubisz czy nie lubisz ruiny i antyczną historię. Nieważne, że irytujący są turyści i Japończycy z aparatami. Miejsce robi wrażenie.

https://lh3.googleusercontent.com/-K...126%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-2...133%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-n...144%252529.jpg

Przy wyjściu, wśród kramów z pamiątkami i watą cukrową, oko przykuła taka perełka:

https://lh3.googleusercontent.com/-c...146%252529.jpg

Nie wytrzymuje. Zaczynam się tak strasznie śmiać :P Ludzie się gapią, a ja się nie mogę powstrzymać. Nikt nie wie o co chodzi...obłąkany? W sumie zastanawiam się czemu tylko ja się śmieję :D Przecież na taki szyld nie wpadłby nawet Monthy Pyton.

Na parkingu podchodzę do wielkiego autokaru, na którym na szybach widnieje napis: "Free WiFi!"

-Hello mister. Poda mi Pan hasło do swojego WiFi? Na chwilkę tylko...
-Sure mister, no problem.

I tak siedzę sobie po turecku w Turcjii i podkradam autokarowi internety, bo muszę wyczaić gdzie dokładnie jest kolejny cel, czyli Pamukkale. Kierowca nawet poczęstował herbą i jakimś słodkim ciastkiem ;)

Cytat:

Pamukkale. Cytując za wiki: Słynie z wapiennych osadów powstałych na zboczu góry Cökelez. Wypływająca z gorących źródeł woda, bogata w związki wapnia i dwutlenek węgla, ochładzając się na powierzchni, wytrąca węglan wapnia, którego osady układają się w nacieki i stalaktyty. Na zboczu góry, wykorzystując nierówności terenu, powstają progi, półkoliste i eliptyczne baseny wody termalnej, ukształtowane w formie tarasów, oddzielone od siebie obłymi zaporami, po których spływa woda. Proces ten trwa nieprzerwanie od około 14 tysięcy lat. Twory te w czasach rzymskich nazywane zostały trawertynami.

Ja docieram tam pięknym zbiegiem okoliczności akurat na zachód słońca. Ludzi w ciul. A i tak jest pięknie.

https://lh3.googleusercontent.com/-C...149%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-n...152%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-S...153%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-4...159%252529.jpg
Na noc chowam się na polu namiotowym. Cena dogadana, miejsce fajne ciche spokojne, na polu tylko ja. Coś tam postuje, coś tam obrabiam zdjęcia, nagle czuje że jakoś tak...wigotno się robi. "-Rosa pewnie siadła". 5 minut później całe pole namiotowe wygląda tak:

https://lh3.googleusercontent.com/-B...163%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-e...162%252529.jpg

Jest późno w nocy. W recepcji nikogo. Wszystko pogaszone. W związku z tym nocleg wyglądał tak:

https://lh3.googleusercontent.com/-u...164%252529.jpg

Oberwał się kawałek brzegu kanału, którym była odprowadzana woda. A że całe pole namiotowe w lekkiej niecce, to zrobił się sporej wielkości basen.

Rano robię trochę burdy. Generalnie chłopaczek na recepcji lekko przestraszony, coś tam przeprasza. Zostawiam ok. 5zł za skorzystanie z internetu i prysznica.

Odbijam na północ. Kierunek Ankara.
=============

Maurosso 11.02.2016 14:42

============
Do Ankary trafiam późnym popołudniem. W piątek. Tak więc konsulat Turkmenistanu, w którym muszę załatwić wizę, zamknięty do poniedziałku.

Po szybkim zakupach zaczynam poszukiwania noclegu. Turek pod sklepem wskazuje kierunek gdzie ponoć będzie można bez problemu rozbić się z namiotem. Po dojeździe na domniemane miejsce, jest już noc. Z miejscem ciężko. Pola uprawne i wioski wszędzie. Kręcę się, szukam...wypatrzyłem jakąś ruderę. Mega miejscówka na szycie wzgórza. Rozpadająca się prycza, wszędzie potłuczone szkło, wszystko skrzypi od wiatru. Ale widok na Ankarę robi robotę.

https://lh3.googleusercontent.com/-0...179%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-3...180%252529.jpg

Cały następny dzień kręcę się po okolicy. Okoliczne wzgórza i punkty widokowe objechane. Pięknie tu. Sama Ankara tez robi jak na stolicę, bardzo fajne wrażenie. Zupełnie co innego niż Stambuł. Ruch miejski jakiś taki z głową, świetna infrastruktura drogowa.

https://lh3.googleusercontent.com/-l...182%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-e...184%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-Z...185%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-T...188%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-W...190%252529.jpg

Ciekawostka: Turecka moto policja jeździ czwórkami na dwóch maszynach ;>
https://lh3.googleusercontent.com/-K...192%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-m...193%252529.jpg

Totalnie nie wiem co miał na myśli inżynier robiąc tą lunetę:
https://lh3.googleusercontent.com/-C...194%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-n...195%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-A...196%252529.jpg

Późnym popołudniem wracam na z góry upatrzone pozycje przy mojej ukochanej ruderze. I tutaj ma miejsce jedna z historii które, głęboko zapadły mi w pamięć...

Powoli gotując się do kimona słyszę, że ktoś idzie i latarką omiata teren. Lokales z jakimś sporej wielkości psiakiem. Nie jest zachwycony, że tu jestem. Próbujemy się dogadać...nie idzie nam to*. Ewidentnie chce żebym sobie stąd pojechał. Bo to jego posesja.

Tłumacze mu, że jest już noc...prześpię się tylko i z samego rana zniknę. Nie widzi mu się to. Mówi coś o hotelach, żeby płacić etc. W końcu załamuje ręce, i mówi coś co odbieram jako zaproszenie:
-"Ok...niech Ci będzie. Jak chcesz to zapraszam na obiad, a zamiast w tej ruderze, to kimniesz się u mnie."

Coś tam mu tłumaczę, że nie...że zostanę tutaj. Jedzenie mam, nie mam potrzeby mu się narzucać. On nalega (przynajmniej tak mi się wydaje). Ok, niech będzie. Pakuje graty i ruszam za nim do jego gospodarstwa, które jest jakieś 200 metrów od rudery.

Mieszka z dwójką synów. Żony nie widać, jej lokalizacja mi nieznana. Żyją bardzo biednie. Od razu mam wrażenie, że gość jednak nie jest do końca zadowolony, że pojechałem za nim.

Łamiemy z jednym z synów jakieś deski i pół krzesła na opał. Ojciec kroi co ma do gara. Jakaś cebula, trochę mięsa, kasza...bardzo skromnie.
Siadamy do stołu. Ciężko opisać tą atmosferę. Jest bardzo nieswojo. I nie wiem jak zrobić tak, żeby rozluźnić atmosferę. Mam wrażenie, że gość czuje się w jakiś sposób "zażenowany" lub upokorzony, że jedyne czym może mnie przyjąć to trochę chleba i kasza z cebulą.

Ja natomiast od jakiego tygodnia nie jadłem nic ciepłego, więc opcja domowej wyżery...wcinam aż mi się uszy trzęsą. Staram mu się przekazać, że strasznie dziękuję, że dobre, ale w odpowiedzi dostaję coś co odczytuję jako: "Tia. Tak se mów. Ty to pewnie w restauracjach się non stop robijasz. Już mi nie ściemniaj, że Ci kasza z cebulą smakuje..."

Mam wrażenie, że ten stan biedy w jakim się znaleźli, stał się w pewnym sensie opresyjny. Dużo później zgarniali mnie gdzieś ludzie z ulicy do swoich równie ubogich domostw, i nigdy nie spotkałem się z taką...bezradnością? brakiem nadziei na wyrwanie się z tego stanu? a może dokładniej: ze świadomością swojej pozycji w społeczeństwie. Mam wrażenie, że ogromny wpływ na to mogła mieć bliskość Ankary. Przepych, drogie auta, galerie handlowe...a on musi łamać krzesło coby ugotować kaszę z cebulą.

Cała sytuacja była wielce dziwna i nieswoja, bo np. w rogu komnaty ładowały się dwa nowiutkie Samsungi Galaxy S3.

Po kolacji, pokazuje mi komnatę w której jedliśmy kolacje i wymownym gestem tłumaczy: "Ja śpię tutaj z synami, więc jak widzisz, dla ciebie nie ma miejsca". W odpowiedzi mówię "No problem, udam się do rudery i rano znikam". Prosi mnie o pieniądze za jedzenie i nocleg. Przy sobie mam tylko kilka lir. Poza tym, mam takie głupie i egoistyczne wrażenie, że nieważne ile mu dam, to w jego mniemaniu będzie to za mało lub za dużo.

Postanawiam mu dać jedną z orlenowskich monet pamiątkowych. Zawsze widziałem uśmiech na twarzach ludzi, którzy taką dostali. Cieszyli się, dziękowali. W tym przypadku jednak, gość wziął tą monetę. Popatrzył. I spytał się: "Gold?". Mówię, że nie. "To suvenira, pamiątka, podziękowanie, w sumie to sam nie wiem co to i po co Ci to...". Chciał mi ją oddać, ale młodszy syn się zainteresował. Więc to jemu przekazuje monetę.

Cytat:

Dłuuuugo i wiele razy jeszcze o całym tym wieczorze myślałem. Zachowałem się jak ciul czy nie? Może powinienem rano pojechać, wybrać coś kasiory, wrócić i im dać? Byłoby to fair czy nie? Natomiast do ciekawych wniosków doszliśmy już po powrocie z siostrą.

Bardzo łatwo jest nam podśmiechiwać się czy wręcz gardzić ludźmi, którzy robią sobie 2 tygodnie urlopu w spa w hotelu. Siedzą, nic nie robią, pomoczą tyłek w basenie i nazad do roboty. Natomiast my motocyklisty, poznajemy kulturę danego miejsca. Obcujemy z ludźmi lokalnymi. Jesteśmy przez nich goszczeni, doświadczamy ich stylu życia. Cieczy nas to. Wręcz napawa dumą, że tamten siedział w hotelu, a ja to widziałem prawdziwe realia tego kraju. Sam tak często robiłem. Po powrocie do domu z różnych wyjazdów, z wypiekami na twarzy opowiada się o historiach jak to jakiś autochton nas przenocował. Nic nie miał, ale dał nam jedzenie i dach nad głową. I był taki miły i fajny, mimo że tak mało miał. Dwie kury i kulawego koguta, ale miał szczęśliwą rodzinę, i trochę pola. I nie było tej pogoni, za pieniądzem, za czasem, byle do urlopu.

A jak już ten urlop się pojawia, to wyjazd w tereny dzikie, biedne...coby napawać się jak ludzie sobie fajnie biednie i szczęśliwie żyją. W jakim odosobnieniu i bez tych wszystkich iPhonów i Internetów. I prąd mają z generatorów, jakie to fajne i piękne. A Ci źli turyści z hotelów i spa to wszystko zabierają. Bo kraj się powolutku bogaci. Ci wszyscy szczęśliwi i biedni ludzie, przeprowadzają się do miast i wkurza nas, że oni też chcą iPhona i internet i prąd, bo przez to my nie doświadczymy już tej "prawdziwej" kultury.

Mam wrażenie, że sporo w tym hipokryzji się kryje. Bo prawda jest taka, że może nas zachwycać piękno prostego życia, ale nikt by się nie skusił na podmianę swojego stylu życia, na ich. Sam tak robiłem i teraz widzę, że zdarzało mi się, że traktować takie spotkania jak wjazd do skansenu.

Ciekawy jest cały proces turystyki. Turyści jadący na dziko, bez planu (stopem, pociągiem, motorem), zachwycają się pięknem jakiegoś miejsca. Miejsce to zdobywa popularność poprzez slajdowiska, opowieści. Przybywać zaczynają turyści "wygodni", zmieniając kraj na tyle, że tym pierwszym już się nie podoba. Szukają więc dalej, i znajdują. Podoba im się, popularyzują, a potem znów są wkurzeni, bo miejsce stało się znane i Ci "wygodni" turyści zabrali im miejsce na ucieczkę. Myślę, że tak było z Czarnogórą, tak dzieje się z Gruzją, a teraz dotyka to Kirgistanu, ale o tym później. Zastanawiam się, na ile cały ten proces jest to zły, a na ile dobry. O ile w ogóle można myśleć o tym w kategorii dobro/zło. Dalsza część tego nudnego wywodu, przy okazji opisu spotkania w Kapodocji Brytyjki, która była lesbijką i od 25 lat jeździła do Indii, a teraz się boi...
Następnego dnia dalej kręciłem się po okolicy. Zalęgłem też w jakiejś galerii i kradłem Macowi internety.
Jako że rudera odpadła jako ostatni nocleg, przeniosłem się na okoliczne jeziorka. Bardzo blisko Ankary. Bardziej jakieś wyrobisko. Straszna ilość śmieci...ale przynajmniej w nocy wszyscy grilownicy się zwinęli i była spokój i cisza.

https://lh3.googleusercontent.com/-V...199%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-p...200%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-h...201%252529.jpg

W poniedziałek rano strzał na konsulat. Papierkowa robota zajmuje jakieś 30min. Wszystko dogadane. Wiza będzie czekać w Meshed przy granicy z Turkmenistanem. Ruszam w kierunku Kapodocji.

Nynek 11.02.2016 15:01

Rewelka :Thumbs_Up:

zipo 11.02.2016 17:36

Jakby to powiedziec...Maurosso ,musze przyznac,ze Twoje slowa dowodza,jak "gleboko zanurkowales"
Siedze w aucie,drzwi sa otwarte,powinienem juz jechac do domu a jednak czytam drugi raz powyzszy kawalek o Twoich samotnych dylematach z rodzaju rzeczy kontrowersyjnych.
Zastanawia mnie, czy odniosles wrazenie,ze zdobyles kilka odpowiedzi(?)

Wprawiony w chwilowa zadume gapie sie na suche galezie obumarlych dawno drzew..
Odpalam i jade .
Wpadne tu znowu .

Maurosso 12.02.2016 11:48

Mam nadzieję, że w domu nie było rumoru za spóźnienie ;>

Co do "głebokiego nurkowania", to bez przesady...bardziej skok na główkę bez wiedzy gdzie jest dno.

Prawda taka, że zdobyłem masę pytań, a szukanie odpowiedzi w toku :) Za młody i głupi jeszcze jestem, by na takie rzeczy odpowiadać w sposób jednoznaczny. Poza tym, zawsze tak jest. Znajdziesz jedną odpowiedź, a 10 kolejnych pytań się pojawi :)

jagna 12.02.2016 16:47

Pisz, pisz...

krakus 12.02.2016 17:42

:lukacz:
czekam na dalszą część :)

voxan69 12.02.2016 17:48

Dawaj dawaj chłopie więcej

zaczekaj 12.02.2016 21:52

Dawaaaj!

wytapatalkowano

Maurosso 13.02.2016 01:33

==============
Szczęście do przyjazdów w piękne miejsca o zachodzie słońca się mnie trzyma. Kapadocja polecana przez Mirmiła od razu robi wrażenie.

https://lh3.googleusercontent.com/-P...202%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-H...203%252529.jpg

Pobyt rozpoczynam od znalezienia bardzo fajnego pola namiotowego. Tam zostawiam bety i rozbijam bazę, bo w planach na cały następny dzień, jest szaleństwo na lekko.

Tutaj poznaję też jedną z najbardziej ekscentrycznych osób z całego wyjazdu. Ale o tym za chwilę. Po rozbiciu bazy, wieczorny objazd okolicy.

https://lh3.googleusercontent.com/-v...205%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-L...207%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-Z...208%252529.jpg

Przed powrotem na pole, postanawiam wbić się do jakiegoś Turist Office i zapytać o co kaman z tymi balonami. Do tego momentu jestem święcie przekonany, że Kapadockie balony to jakiś festiwal. Może z dwa, trzy razy do roku. Coś w stylu festiwalu w Guczy.

Z tą świadomością, udało się znaleźć kanciapę jakiegoś TuristInfo, które akurat było przez Typa zamykane. Dialog mniej więcej taki:

-Hello
-Hello. Sorry, czy może mi pan powiedzieć kiedy będzie festiwal balonów?
-Mister...nie ma czegoś takiego.
-JAK TO NIE MA!? Głupa ze mnie robisz? A te wszystkie pocztówki co tu masz? Te plakaty. Wszędzie balony? Jak to nie ma festiwalu balonów w Kapadocji?!
-Mister, one latają codziennie
-Wow! Naprawdę?! Jutro też? Mega! A wie pan o której startują?
-O 4 nad ranem mister.
-Aha...to dziękuje...

I wyszedłem. Taki strasznie smutny. No bo...no byłaby opcja zobaczyć te balony. Ale o czwartej nad ranem? Pobudka? No nie ma opcji. Nie da się. Nie jest to dla mnie wykonalne.

Na szczęście drzwi obok był sklep z winami. Dwie butelki z najniższej półki, w rogu za lodówką, wyglądały akurat na to czego potrzebowałem. I cena jaka rozsądna! Wracam na pole namiotowe. Do wina zapraszam poznaną wcześniej Fee oraz dwie całkiem urokliwe węgierki, które autostopem sobie zwiedzają Turcję. Ale nie o nich teraz będzie...

Fee jest Brytyjką. Podróżniczką. Lesbijką. Matką. Jej sposób opowiadania, akcent, historie, po prostu wgniatają w glebę. Raz śmieszne, raz straszne. A ma ich praktycznie nieskończoną ilość, bo żyła w ewidentnie nietypowy sposób.

Przez prawie 20 lat, praktycznie pół na pół na Wyspach i w Indiach. Co roku czyniła dwa lub trzy kilku miesięczne wyjazdy w formie freestylu. Bez planu. Ot, szwendanie się po Indiach z patyczkiem. Tu jakaś robota. Tam jakaś dziewczyna. Odrazu warto zaznaczyć że ze swoją orientacją jest bardzo otwarta. Można wręcz zaryzykować, że jest wojująca w tym temacie :)

Obecnie spotykam ją z córką (nazwaną wymownie India ;]), w Kapadocji. Pytam więc, co ją do Turcji sprowadza? W odpowiedzi słyszę, że boi się tam od kilku lat jeździć. Tutaj zaczyna się jej opowieść, o Indiach sprzed jakiś 30stu lat. O miłości do tego regionu. I o tym jak widziała na własne oczy jak z każdym rokiem miejsce, które tak kochała, wypacza się. A winą za ten stan rzeczy jednoznacznie obwinia turystykę komercyjną.

Bardzo krytykuje cały system, który w skrócie opisała tak (parafrazując): Dwa tygodnie urlopu dla biznesmena, to ważny czas. Trzeba go spożytkować intensywnie i z rozmachem. W tamtym czasie, Indie były ogromnym rozmachem. Zaczyna się napływ ludzi majętnych, którzy płacą duże pieniądze za swoje 2 tygodnie odpoczynku. Wszystko było by ok, gdyby odpoczywali zgodnie z kulturą danego miejsca. Jednak oni chcą odpoczywać tak jakby odpoczywali w swoim kraju. Chcą modżaito, disco, basen i spa, czyli dokładnie to co na Wybrzeżu Lazurowym, tyle że w Indiach.

W kraju, który nie jest obeznany z alkoholem i kulturą picia. Który nie zna prawideł i społecznych ram zachodniego świata. Dodajmy do tego internet, który dla laika generalnie składa się z tylko z pornografii i zdjęć kotów...i nagle robi się problematycznie.

Coraz więcej hoteli, spa. Coraz więcej modżaitów i innych zachodnich zachcianek pojawia się zbyt szybko w zbyt niekontrolowany sposób, bo portfel turysty komercyjnego jest generalnie bez dna z uwagi na siłę $$$. I nagle pojawia się coś, co jeszcze kilkadziesiąt lat temu w Indiach byłoby nie do pomyślenia: przestępczość, przypadki gwałtów no i alkoholizm. Do tego generalny społeczny rozpiździaj.

Tak ta cała historia została przez Fee opisana. Ile w tym prawdy? Nie wiem. Mówiła przekonująco.

Dlatego też postanawia ogarnąć inne kraje, których jeszcze nie poznała. Do Turcji przyjechała z Maroka. Tak więc z uwagi na orientację...odważnie ;] W tej tułaczce, towarzyszy jej jak wspomniałem, córka Indie. Całe obozowisko spakowane mają do dwóch małych walizeczek, bo plecak turystyczny dla Indie za duży, a Fee ma problemy z kręgosłupem. Długo można, by jeszcze o tym duo opowiadać ;)

Fee z Córką
https://lh3.googleusercontent.com/-1...255%252529.jpg

Dwa wina później, wtaczam się do namiotu. Jakoś tak na złość sobie, ustawiam budzik na 3:45. Dzwoni. "...uh...nienawidzę świata, pierdziele te balony, nie kce mi się i basta." Znowu dzwoni. "No dobra, wstanę. Ale coś czuję, że to jakaś lipa będzie. Zimno. Źle. Ciemno." Wciskam się w motołachy, wypycham Afrę z pola namiotowego coby ludzi nie budzić. Odpalam moto, siadam. "...no i pięknie. Nawet nie wiem, w którą stronę jechać. Nie mam pojęcia skąd te balony mają w ogóle startować. Wiedziałem, że to bezsens z tym wstawaniem. Cóż, jak teraz wrócę to się jeszcze wyśpię."

Drogą pocina sobie pick-up z z przyczepką. Na przyczepce coś, co wygląda na wielki kosz baloniarski. Uch, nici więc z odespania tej pobudki. Trza za nim jechać. Dojeżdżamy do jakiejś sporej wielkości dolny. Jest tam też drugi taki sam pickup z przyczepką. "No świetnie. Wstawanie o czwartej tylko po to, by zobaczyć dwa balony. Ależ mi atrakcja". Ustawiam się na lekkim wzniesieniu tej doliny i postanawiam poczekać chwilę i zobaczyć co się będzie działo.

Po dziesięciu minutach...w ciemności rozjarza się chyba 20 świateł samochodowych. Kręcą się po mieście. Po okolicznych dolinach. Kilka wpada na tą gdzie ja jestem. Coraz więcej i więcej ich. Wszystkie to pickupy z przyczepkami. Straszny harmider się robi, ale taki zorganizowany. Każde auto zajmuje swoje miejsce. Z każdego wysiada ekipa Turków i zaczyna ogarniać. "No dobra...chyba jednak warto było się zdzierać o tej godzinie..."

Podwójne, białe światełka, to pickup z balonem
https://lh3.googleusercontent.com/-5...209%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-Q...211%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-n...210%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-Q...211%252529.jpg

Odpalają dieslowskie dmuchawy. Huk jaki się robi...jest nie do opisania. Cała dolina, także okoliczne drży. A to dopiero początek, bo po chwili odpalają się palniki gazowe. Pięknie to wygląda, bo jeszcze szaruga jest, i odległe balony, co chwilę jak żaróweczki się rozpalają na kilka sekund :)

https://lh3.googleusercontent.com/-h...212%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-o...214%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-e...218%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-I...222%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-l...224%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-0...230%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-g...233%252529.jpg

Jak już palniki grzeją, znowu robi się zamieszanie, bo przybywa cała flota białych busików z turystami. Każdy minibusik, zbiera turystów o 5 nad ranem z hotelu i podwozi do umówionego wcześniej balonu. Nie ma tu jakiś negocjacji czy walki o miejsca. Wszystko wcześnie uzgodnione z biurem i danym przewoźnikiem. Szybki załadunek i po chwili startują.

https://lh3.googleusercontent.com/-V...237%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-V...235%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-q...239%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-0...241%252529.jpg

Śledzę całą tą bandę, bo wielce ciekawy jestem, jak wygląda lądowanie takiego balonu.

https://lh3.googleusercontent.com/-Y...247%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-c...250%252529.jpg

Lądowanie wygląda dość komicznie. No bo tak: Nigdy do końca nie wiadomo, w którą stronę te balony poniesie, bo zawsze różnie wieje. Każdy balon, ma swojego pickupa z przyczepką, i trzeba go po lądowaniu na tą przyczepkę spakować. Poza tym, ktoś musi złapać liny i wspomóc załogę z kosza z ziemi. Tak więc jak tylko balony wystartują, to nagle w pościg rusza taka sama ilość pickupów z przyczepkami.

No nie ma jakiegoś lądowiska oczywiście. Przeważnie siadają gdzieś w szczerym polu na jakimś wzgórzu. Tak więc wszyscy dzidują po bezdrożach, Każdy kierowca z ekipą naziemną, ściga tego swojego balona. Jak powieje w drugą stronę, to zawrotka i dzida w drugą stronę. No totalny, wspaniały, piękny chaos :D Z tymi przyczepkami, które ma się wrażenie że zaraz się rozlecą na tych wertepach. Zawracanie w szczerym polu. Jeżeli kiedyś w Dakarze pojawi się piąta kategoria: samochód z przyczepką, to Turcy z Kapadocji będą nie do wyjebania :P

Tyle że to nie koniec. Bo każdego takiego pickupa, ściga biały busik. No bo w końcu ktoś musi turystów z powrotem pod hotel odstawić :D

Niestety w momencie największego zamieszania, padła bateria. Tutaj tylko lekka namiastka całej zabawy:

Jac 13.02.2016 08:36

Pięknie! Ładnie też opisane, tak że czuje się ten radosny pierdolnik balonowy :)

Dylan 13.02.2016 09:32

Słucham raz, teraz czytam i utrzymuje nadal, że to najlepsza relacja jaką czytałem/słuchałem :)
Dobrze się składa, ze posłucham jeszcze raz. Do zobaczenia w Narolu :beer2:

Maurosso 26.02.2016 12:21

=========
Dalsze kilometry to kierunek na Kurdystan. Po drodze przyuważyłem pierwszą górę z prawdziwego zdarzenia: Erciyes Dağı. Kręcę się po okolicy bo jest niezwykle urokliwa.

https://lh3.googleusercontent.com/-j...256%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-L...257%252529.jpg

Nocleg w okolicy jeziora Malatya, które na mapie wygląda mega wypaśnie, a okazało się raczej mało atrakcyjnym, pełnym robactwa szuwarowiskiem. Przynajmniej od tej strony, z której zajechałem. Na szczęście, pełnia robiła niesamowite wrażenie.

https://lh3.googleusercontent.com/-M...260%252529.jpg

Następny dzień to atak na park narodowy Nemrut Dagi. Piękne drogi, księżycowy krajobraz, a w samym sercu parku, antyczne ruiny.

Cytując za wiki:
Cytat:

Nemrut jest jednym z najważniejszych stanowisk archeologicznych związanych z kulturą późnego okresu hellenistycznego, jednak sama eponimiczna nazwa tego miejsca pochodzi z kręgu kultury Mezopotamii III tysiąclecia p.n.e. i wywodzi się od legendarnego Nemroda.

Rangę tego miejsca wyznaczył najlepiej zachowany zespół świątynno-sepulkralny tzw. hierotezjon (gr. hierothesion lub hierotheseion) zbudowany przez króla Kommageny Antiocha I Theosa Dikajosa Epifanesa Filoromajosa Filhellena ok. r. 62 p.n.e. Kompleks składa się z tumulusa (kurhanu) o wysokości 50 metrów, usypanego z drobnych odłamków skalnych oraz trzech tarasów, które przylegają do tumulusa od wschodu, północy i zachodu. Każdy taras ozdobiony jest grupą pięciu monumentalnych (8 m wysokości) rzeźb przedstawiających samego Antiocha jak i jego "braci i siostry" - bogów synkretycznego panteonu persko-greckiego. Wszystkie postacie przedstawiono w strojach typowych dla I wieku p.n.e. na tych terenach, a każdy posąg opatrzony jest objaśniającą inskrypcją. Do każdego z tarasów prowadziła niegdyś osobna Droga Procesyjna, a całość była "chroniona" przez liczne posągi lwów i orłów. Podstawę tumulusa oraz cokoły posągów obiegał monumentalny fryz przedstawiający rzeczywistych i mitycznych przodków króla.
https://lh3.googleusercontent.com/-D...263%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-I...265%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-x...266%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-u...269%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-B...271%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-X...275%252529.jpg

Cały ten teren usiany jest niezwykle ciekawymi miejscami ociekającymi historią.

https://lh3.googleusercontent.com/-G...281%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-P...282%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-k...283%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-m...284%252529.jpg

Z uwagi na żar lejący się z nieba. Zatrzymuje się w prowadzonej przez Kurda knajpie przy drodze. Dojazd do niej pod kostce brukowej, jest niezwykle stromy. Moto ledwo na jedynce tam dociera. Gość dobrze gada po angielsku. Opowiada jak pracował w Niemczech, ale wrócił tu bo tęsknił za rodowitą ziemią i otworzył tą knajpkę.

Luźno sobie rozmawiamy, kiedy słyszę niezwykłe skrzypienie i jęki metalu. Odwracam się i nie do końca ogarniam co widzę. W tym radykalnym słońcu, pod ten nieludzki podjazd, na skrzypiącym składaku podjeżdża ten gość:

https://lh3.googleusercontent.com/-r...285%252529.jpg

Spotykałem wcześniej sporo rowerzystów po drodze. Przeważnie jednak wczesnym porankiem albo późnym popołudniem. Wielu z nich w ogóle swoje kilometry kręci nocą, kiedy nie ma tego prażącego słońca. Hans ma 62 lata, jest na emeryturze, odchował już dzieciaki i w związku z tym i brakiem poważnych zobowiązań, postanowił spełnić swoje marzenie o długiej wycieczce na rowerze.

Rowery innych jego pokroju, to albo superduper karbonowe kolarki, albo zwykłe rowery z paroma kilogramami w sakwach. Rower Hansa, wygląda...ciężko opisać jak wyglądał. Na zdjęciu tego nie widać, ale poza dwoma wielkimi sakwami z tyłu i ogromnym wałkiem za siedzeniem, z przodu miał kolejne dwie wielkie sakwy. 47 kg waży wszystko :|

-Hans, czyś ty zgłupiał? Wiesz jaka jest temperatura? Jak ty w ogóle wydarłeś pod tą górę tutaj?
-Wiesz co, ogólnie to pod górkę jest ok. Z górki jest beznadziejnie, bo mi hamulce nie wyrabiają.
-...

Cóż, po takim tekście nie wiedziałem co powiedzieć. Dopiłem zimną colę, spakowałem manatki i z podkulonym ogonem przed Niemcem Hansem ruszyłem dalej w kierunku Siverek.

Nowy most nad Eufratem. Jeszcze rok przede mną, kursowało się promem, który teraz rdzewieje na brzegu.
https://lh3.googleusercontent.com/-f...286%252529.jpg

Nynek 26.02.2016 13:13

Zajebioza :D

Maurosso 04.03.2016 13:32

===================
Siverek to Kurdystan pełną gębą. Zatrzymuje się na poboczu, coby wybrać gotówkę z bankomatu. Znikąd pojawia się trzech typków. Jeden niesie krzesła, drugi tacę pełną herbat, trzeci stół. Rozstawiają cały interes na chodniku, każą siadać i opowiadać :P

Mega pozytywna spontaniczna posiadówa szczególnie, że praktycznie co drugi coś tam mówi po angielsku. Za chwile pojawia się kolejny typek, który podjechał białą machiną i mówi, żebym wsiadał, to obwiezie mnie po okolicy i pokaże miasto. Trochę skonfundowany byłem, bo lipa zostawiać na chodniku całe obładowane moto, generalnie bez zapięcia etc. Ale gość co przyniósł stół, prowadzi sklep GSM zaraz obok, mówi że będzie zerkał, że nie ma co się bać. A wszystko o co się martwię, żeby wnieść do niego do lokalu.

https://lh3.googleusercontent.com/-L...287%252529.jpg

Objazdówka jest mega śmieszna, bo kierowca i jego wspaniała maszyna jest jakoś śmiesznie zmodyfikowana. Jedzie po ludzku, cichutko, do czasu kiedy na chodniku pojawia się jakaś lasencja, wtedy przełącznikiem rodem z helikoptera, przełącza wydech w tryb przelotowy a'la WRC :P Nie wiem czy to jakiś tani trick, ale efekt był zajebisty. Do tego co drugie skrzyżowanie bierzemy bokiem.

https://lh3.googleusercontent.com/-c...290%252529.jpg

Po powrocie, moto na swoim miejscu, nikogo nawet w okolicy. Jakoś tak, bezpiecznie się poczułem. Automatyczne wrażenie, że można by zostawić moto całą noc i raczej nikogo by nie pokusiło.

Na tym etapie, nie miałem ze sobą porządnego klucza do tylnej osi, a łańcuch wymagał lekkiego naciągnięcia. Zahaczam się o jeden z licznych serwisów skuterkowo/motocyklowych. Mega miły szef, przyjmuje herbą. Cała ekipa pracowników jest mega pozytywna. Obskoczyli moto, jeden naciąga łańcuch, drugi dokręca jakieś śrubki, trzeci coś tam modzi linkami. Oczywiście koniec końców i tak musiałem poprawiać, bo jak łańcuch typ naciągnął to zrobił z niego strunę fortepianową :P

Ten drugi z lewej chłopaczek w białej koszulce, to syn szefa siedzącego po środku w pasiastej koszuli. Ogólnie większość ekipy to kuzyni, szwagrowie, jednym słowem rodzinna atmosfera :)
https://lh3.googleusercontent.com/-Q...291%252529.jpg

Po wyjeździe z miasta, ruszam na poszukiwania noclegu. Dzidując przez pobliskie wioski, na środek drogi wypada typ. Zaczyna machać rękami. Zatrzymuje się. Wygląd gościa epicki. Wąs Stalina, krok spodni kończący się na przy kostkach i uśmiech od ucha do ucha.

Pyta się mnie coś, chyba skąd jadę. Nie hablo pa angliskij niestety. Odpowiadam, że z Lechistanu...Oczy otworzył szeroko i zaczyna się śmiać. Odwraca się w stronę swojego podwórka i autorytatywnie rzucił hasło w stronę swojej żony, które można by odczytać jako: "Hanka! Nastawiaj czaj! Mamy gościa z Lechistanu."

Rozsiedliśmy się w "ogródku", popijamy herbę. Gospodarz uczy mnie metodyki ichniejszego popijania herbaty (trik z kostką cukru w zębach), plus generalna zabawa w komunikację metodą na kalambury. O tyle zabawnie, że cokolwiek dojdziemy do jakiegoś porozumienia, to typ zaczyna się tak strasznie śmiać :P Praktycznie co chwile spada z krzesła rechocząc i łapiąc się za głowę. Mega pozytywne doświadczenie. Szczególnie, że w pewnym momencie, drogą którą jechałem toczy się marszrutka pełna ludzi.

Gospodarz znowu wyskakuje na drogę, macha rękoma. Kierownik to chyba jakiś jego znajomy. Po chwili wysiada z busika i dołącza do nas. I tak sobie siedzimy w trójkę, popijamy czaj, kalamburujemy, a ludzie z busika wszyscy wlepieni z okno i patrzą o co w ogóle chodzi :P Trochę jak scena z filmu Barei. Po szklance herby, kierowca lituje się na pasażerami i rusza dalej. Ja po chwili podobnie, bo niedługo słońce zajdzie i lipa będzie z szukaniem miejsca na nocleg.

https://lh3.googleusercontent.com/-J...293%252529.jpg

Szukanie noclegu kończy się na porażce. Choć nie przed jednym z bardziej epickich zachodów słońca. Problem polegał na tym, że ziemia jest niesamowicie surowa. Cała okolica, pomimo że wygląda jak raj dla rozbicia namiotu, usiana jest polem ostrych bazalto-podobnych kamieni.

https://lh3.googleusercontent.com/-A...294%252529.jpg

Kręcę się to w jedną to w drugą. Lipa generalnie. Ciemno i głucho wszędzie, więc spanie przy motorku na drodze to jedyna opcja. Z takim namysłem, gaszę maszynę, i dopiero wtedy dopiero słyszę nieodległe dzwonienie kóz. Po chwili pojawia się pasterz, który całym tym stadem zarządza. Po krótkich kalamburach i szybkim namyśle, zaprasza do siebie na kolacje i nocleg. Kątem oka przyuważyłem, że za pasem ma wielkiego sześciostrzałowca, kalibru na słonie.

Powolutku zagania on z drugim chłopakiem całe stado w kierunku domostwa, a ja toczę się za nimi. Gospodarstwo sprawia wrażenie bardzo ubogiego, ale przyjęty zostaje wielce gościnnie. Wejście do środka tylko na boso (na szczęście miałem okazje umyć nogi jakimś szlauchem...).

Co ciekawe, gospodarz miał w komórce jakieś elementy internetu. Wbijam więc na google translate i zaczynamy nieśmiałą wymianę prostych informacji. Szybko rozluźnia się cała atmosfera. Pojawia się mega wypasiona wyżera na bazie sałatek, serów, lokalnego pieczywa. W domostwie urzęduje szef, jego żona z małym bobasem i trochę starszym synem, plus dwie córki w tym jedna w ciąży.

Do całej supry, po chwili dołącza dwóch gości, ewidentnie jakiś wujków. Gaworzymy sobie. Śmiejemy się z niezdarnych translacji farsi-angielski i odwrotnie. W pewnym momencie, zwracam uwagę na tego chłopaka co wcześniej zaganiał kozy z gospodarzem przy pierwszym spotkaniu. Jakoś tak w kącie siedział i bardziej coś tam podjadał niż uczestniczył w wyżerce.

Pytam szefa o co kaman i czego nie siedzi z nami, a co pada wymowne: "To jest Arab. Nim się nie przejmuj."

Widząc moje zdziwienie rozwija temat mówiąc, że chłopak uciekł z Syrii przed wojną i pracuje u niego w gospodarstwie za jedzenie i dach nad głową. Ale żebym generalnie się nie martwił, bo to tylko Arab. Bardzo nieswojo się poczułem, a była ku temu masa czynników. Swoboda z jaką przy wszystkich mówił, że to generalnie jest niewolnik i żeby się nim nie przejmować była...uderzająca. Plus ta świadomość, że ja sobie z dupy przyjechałem i z marszu potraktowano mnie jak wielkiego Pana, a chłopaka (w moim wieku mniej więcej), który uciekał przed wojną i tragedią (widać to było w jego oczach), który wielce możliwe, że stracił część rodziny, traktuje się jak osobę trzeciej kategorii. Ciężki temat.

Z drugiej strony, nie było tam widać jakieś agresji lub niechęci w jego stronę. Ciężko mi to opisać. Zupełnie inna rzeczywistość i perspektywa. W końcu fakt jest taki, że gość daje mu jednak to schronienie i jedzenie.

Po skończonej kolacji, kobiety posprzątały i znikły, Syryjczyk też gdzieś poszedł, zostały tylko wujki i gospodarz. Znowu trochę się rozluźniła atmosfera. Jeden z nich, wyciąga wielki wór tytoniu, plus bletki i kręci papierocha. Proszę go coby też dla mnie podziałał w tym temacie. To co typ stworzył, śni mi się po nocach. Wielka, krzywa, marchewa, bez filtra bez niczego. Choć różnej jakości papierochy zdarzało mi się popalać...tamten był nieludzki. I z wyglądu i ze smaku.

Wstałem, poszedłem do moto i wydarłem z tankbaga filterki i maszynkę do rolowania, którą zgarnąłem jeszcze w Grecji. Wziąłem od typa bletkę, wsadziłem filtr, trochę tytoniu...cała ekipa wpatrzona w moje łapy, bo totalnie nie wie co się dzieje. Po chwili w łapie trzymam idealnie skręconego papierocha z filtrem. Zaskoczenie i radość w oczach wujka i reszty ekipy: bezcenna.
Oczywiście zostawiam wujkowi resztkę filtrów plus tą maszynkę, po wcześniejszym nauczeniu obsługi :)

Czas na nocleg. Kolejne zaskoczenie. Nie ma spania w komnatach, sypialniach. Budynek jest dwukondygnacyjny z dobudówką. Na dachu drugiego piętra śpi szef z żoną i najmłodszym synem. Na dachu pierwszego piątra (tej dobudówki), babcia, córki, starszy syn i ja. A na jeszcze niższym budyneczku nieopodal (coś a la komórka/szopa), chłopak z Syrii. Posłanie z kilku ciepłych koców. Nad łbem rozgwieżdżone niebo. Wszystko powyższe to jeden dzień w Kurdystanie...było co rozkminiać przed snem.

https://lh3.googleusercontent.com/-Z...295%252529.jpg

motomysz 04.03.2016 15:44

Wciągające to wszystko, czyta się jednym tchem. Taka wyprawa to marzenie pewnie niejednego z tutejszych, moje na pewno :-D Dzięki MAUROSSO !

Korbol 04.03.2016 20:41

Świetne... czekam z niecerpliwością na następna część

Rojek 05.03.2016 00:35

A to dopiero Turcja :) Dawaj Gruby następny epizod :)

RAVkopytko 05.03.2016 21:29

:lukacz:

Na sobotni wieczór Byś coś Napisał :D

zaczekaj 06.03.2016 15:04

Dawaj Marcin!

wytapatalkowano

Maurosso 06.03.2016 15:12

Sobotnia parapetowka u znajomych...nic nue da sie zrobic dzisiaj...

Maurosso 09.03.2016 18:44

Dzięki wszystkim za pozytywny odbiór :) Pamiętajcie, że konstruktywna krytyka mile widziana.
============
Z dnia na dzień coraz bliżej Gruzji, czyli dużego punktu kontrolnego całej trasy. Najpierw jednak objazd okolicy jeziora Wan i wulkanu Nemrut Golu.

https://lh3.googleusercontent.com/-S...298%252529.jpg

Kierując się w region góry Ararat, która miała być ostatnią ciekawostką w Turcji, zobaczyłem jeden z najbardziej wgniatających w siodło widoków całej trasy. Mianowicie efekt erupcji pobliskiego wulkanu. Czarne, bazaltowe, niedostępne rozlewisko, pochłaniające sporą część doliny. Na myśl przychodzi Mordor. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego.

https://lh3.googleusercontent.com/-F...302%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-I...303%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-c...307%252529.jpg

Sam Ararat schował się akurat za chmurami deszczowymi.

https://lh3.googleusercontent.com/-P...308%252529.jpg

Z drugiej strony prezentował się już bardziej imponująco.

https://lh3.googleusercontent.com/-A...309%252529.jpg

Słońce chyliło się ku zachodowi, myślę więc nad noclegiem. Na GPSie wypatrzyłem nieodległe, jeziorko Balik Golu, do którego niby prowadziła jakaś ścieżka. Początkowo droga okazała się pięknym, krętym asfaltem. Do tego chmury, zachód i surowość okolicy dodawały epickości całemu regionowi.

https://lh3.googleusercontent.com/-t...310%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-e...313%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-Q...314%252529.jpg

Po przejechaniu przez miasteczko, w której asfalt się kończył, zaczyna się bardzo przyjemny szutrowy podjazd. Za wzniesieniem otwiera się przepiękne, dzikie, totalnie zapomniane jeziorko. Jest maksymalnie cicho, spokojnie, żadnych owadów, zabudowań. Cóż złego może się tutaj stać?

https://lh3.googleusercontent.com/-1...315%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-w...316%252529.jpg

Rozwalam bety, ogarniając jakąś kolacyje, kiedy na drugim brzegu dopatrzyłem się stada kóz.

https://lh3.googleusercontent.com/-n...318%252529.jpg

Dwójka pasterzy, która zarządzała tym stadem, też mnie wypatrzyła. Powoli zaczęli więc okrążać jeziorko. Po chwili na przywitanie mi przybiegły kurdyjskie psiaki.

https://lh3.googleusercontent.com/-J...319%252529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-V...320%252529.jpg

Ich właściciele okazali się braćmi, mniej więcej w moim wieku. Na migi zapraszają mnie na herbę i kolację. W sumie czemu nie...? Po kilku próbach zaparkowania maszyny koło nich, udaje się ta sztuka.

Rozsiadamy się na kocach, gadamy coś tam na migi. Ja sobie wcinam pyszny kozi serek i popijam zacnym czajem. Jakoś tak między słowami, pada z ich strony pytanie (w trybie kalambury oczywiście):
-Gdzie będziesz spał?
-No...tutaj. Chador sobie postawie i tutaj zostanę.
-Nie możesz tutaj spać.
-Czemu nie? Tak cicho tutaj, ciepło, jest woda.
-Tutaj grasują bandits.
-Jacy tam bandits. Przecie to Kurdystan. Tu bezpieczniej niż w Lechistanie.
-Nie, nierozumiesz. Jak tutaj zostaniesz, to w nocy przyjdą bandits i Cię zabiją (tutaj nastąpił przy słowie bandits, wymowy znak kciuka przeciągniętego po szyi)
-No co ty. Kto by wiedział że tu jestem?

Zmęczony tym przekomarzaniem, jeden z nich, wstał i mówi żeby iść za nim. Odchodzimy jakieś 100 metrów od miejsca gdzie chciałem robić namiot. Typek wskazuje coś, mówiąc: bandits.

A tam: rów. Mniej więcej 2 na 3 metry szeroki, z metr głęboki. Wypełniony kośćmi. Ludzkimi. Czaszki, klatki piersiowe, piszczele. Trochę podcięło mi nogi i mimo że miałem aparat w ręce, to nie zrobiłem zdjęcia.

-Jak zostaniesz tutaj, to przyjdą w nocy bandits, [znak kciukiem na szyi], i wrzucą Cię do tego rowu.
-Aha...ok. Mhhhhmm. Ok, teraz zrozumiałem. Ten. To wiesz co? Ja się chyba będę zbierał. Dzięki za herbę i kolację.

Po szybkim pożegnaniu dość szybko się stamtąd zwijałem i w sumie absolutnie ciemną nocą robiłem dłuuuugi powrót do głównej drogi, ponad 30km, gdzie znalazłem jakieś w miarę spokojne miejsce nieopodal większego miasteczka.

Po jakimś lekkim przemyśleniu całej sytuacji, dochodzę do wniosku, że masowy grób w tamtym miejscu, to efekt i świadectwo Ludobójstwa Ormian. Nieopodal tego miejsca, widać było ruiny jakiegoś klasztoru. Zaraz koło grobu, położona była płyta z krzyżem ormiańskim. Czy bandits pojawiliby się w nocy jakbym tam został albo nie spotkał tych pasterzy?

Raczej nie. Zbyt oddalone od cywilizacji wydawało się to jezioro. Ale nigdy nie wiadomo.

Poniżej krótka zlepka pokazująca to miejsce i pastuchów. Spodziewać się wulagryzmów i efektów mówienia do siebie ;)


zaczekaj 09.03.2016 22:16

Więcej, więcej!

wytapatalkowano

ofca234 09.03.2016 23:40

ej, a oni nie chcieli Ci po prostu w jakiś prosty sposób przekazać, że to miejsce jest po prostu przeklęte?

RonDell 09.03.2016 23:46

Oczywiście padło sakramentalne: O koorva nic nie widać!!

Teraz wiem, że do postawienia AT na kosie trzeba trzech ludzi;)

Ogólni zayebiscie:at:

borys609 11.03.2016 13:52

Oj chłopie, dobrze się Ciebie czyta.. Masz dar. Bez kombinacji, konfabulacji, językiem lekkim, acz inteligentnym. Rzadko kiedy czytam znane mi już relacje kolejny raz od początku. Czekam na ciąg dalszy bo coś czuję, że sporo jeszcze przed nami...
Pozdrawiam!

voxan69 11.03.2016 15:41

Borys jeszcze lepiej się go słucha - ma chłopak prawdziwy dar

Rojek 11.03.2016 19:01

+1 ;)

mdxmd 11.03.2016 23:57

brak zdjęcia zawartości tego rowu ... wyobraźnia robi swoje :Thumbs_Up:

Maurosso 14.03.2016 14:30

Em...proszę bez takiego słodzenia o darach :)
==============
Po przygodach z dołami pełnymi kości, przyszedł czas opuszczać Turcję. Tak więc rzucam się w kierunku przejścia granicznego koło Posof. W Gruzji czeka już Mirmił, z zestawem do ogarnięcia maszyny. Odbijam na boczne drogi, bliżej granicy z Armenią i tam znów opad szczeny pod względem przyrodnicznym. Turcja ponownie zaskoczyła.

Pewnie to efekt tego, że po ponad dwóch tygodniach w suchym, surowym klimacie, nagle Turcja zmieniała się w Bieszczady. A szybkie, szutrowe drogi tam, to absolutna bajka.

Przełęcz, za którą Surowa Turcja, zmieniła się w Bieszczadową Turcję
https://lh3.googleusercontent.com/-N...28322%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-8...28323%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-f...28327%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-u...28328%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-T...28331%2529.jpg

Na granicy tracę prawie dwie godziny, z uwagi na brak prądu. Mam plan dojechać do Gonio, gdzie wstępnie jestem zgadany z Mirmiłem. W sumie nie daleko. To może lekki ofik boczymi dróżkami przez wioski?
Po jakiś 15km mordęgi przez błota, pola, przeprawy przez rzeki, odechciało mi się lekkiego gruzińskiego offu i wrzucam się na główną. Która w sumie okazała się tym lekkim ofem, o jaki mi chodziło.

https://lh3.googleusercontent.com/-1...28332%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-s...28333%2529.jpg

Ponieważ każdy przystanek to oczywiście zaproszenie na wódę, gruzińskie toasty, supry, do Gonio trafiam późną nocą. Trasa była długa i męcząca. Aklimatyzuje się w wielce niesamowitym Polskim Nyabinghi Reggae Bar.

https://lh3.googleusercontent.com/-C...28336%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-6...28337%2529.jpg

Ekipa, która prowadzi bar to niezwykłe osobistości. Do tego luźna zbieranina Polaków i nie Polaków na wakacjach, tak więc browar i wóda idą w obrót. Pojawia się i Busiarz z Mielca(tm), a cały wieczór kończy się dla mnie tak, że rozbijam namiot na betonowym parkingu za barem. Co nie jest do końca możliwe, bo jest to konstrukcja niesamostojąca, tak więc przynajmniej 4 śledzie muszą zostać wbite.

Po bardzo ciężkim poranku i regeneracji w morzu rzucam się w kierunku Kutaisi do Hostelu prowadzonego przez Gruzina Kote, tam też czekają części do Afry. Na miejscu panuje wielce fajny klimat. Ekipy który dopiero rozpoczynają wakacje, ekipy które właśnie pakują się na lotnisko, sporo pozytywnej energii. Następnego dnia, Mirmił poświęca mi większość dnia, na kręcenie śrubek. Nowe gumy, napęd, olej, filtr powietrza, a do tego jeszcze patent Iziego, na naprawę czujnika luzu, który padał od połowy Turcji. Wszytko idzie w miarę sprawnie.
Do czasu, kiedy zabraliśmy się za próbę poprawy pogiętych gmoli. Tutaj mogę się pochwalić, że wnioskując z wyrazu twarzy, niewiele brakło by niezwykle opanowany Mirmił, stracił opanowanie ;]
Po wielkim sukcesie (czyli powrotu gmoli na swoje pogięte miejsce), reszta dnia to zasłużony relaks.

Coby sprawdzić czy wszystkie śrubki trzymają się na miejscu przed dalszą trasą, wybieram się na dwudniową objazdówkę po Svanetii.

https://lh3.googleusercontent.com/-z...28338%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-u...28340%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-G...28342%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-N...28343%2529.jpg

Nocne wilki. Trochu się pośmiechuje, że za jeden tak obładowany aluminium sprzęt, można by z 3 moje wycieczki (razem z afrą) zorganizować ;]
https://lh3.googleusercontent.com/-A...28345%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-c...28349%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-a...28351%2529.jpg

Już z powrotem w Kutaisi, coś poszło nie tak przy ściąganiu okularów. Łamią mi się oprawki. Ślepawy jestem bez nich, a do kontaktów nigdy się nie przekonałem. Cóż. Uruchamiam tryb REJLI.

https://lh3.googleusercontent.com/-F...28353%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-r...28354%2529.jpg

Wieczorem znów luźny, fajny klimat Hostelu u Kote. Tym razem odbyła się wielce ciekawa wieczorna rozmowa z Ulą, która od ponad pół roku współpracuje z Kote. Temat, to ogólna sytuacja Gruzji.

Cytat:

Gdy byłem w Gruzji pierwszy raz, to zachłyśnięcie się pięknem przyrody i charakterem ludzi, było wielkie. Ciężko mi do teraz, wyobrazić sobie bardziej "wakacyjny" kraj. Taki, do którego można przyjechać generalnie bez planu i za każdym razem zaliczyć "wyjazd życia". Gruzińskie "flow" jest silne. Ale tego wieczora popytałem Uli, jak wygląda sytuacja życia tam na dłuższą metę. Narysowana przez nią rzeczywistość nie była już taka różowa i wspaniała, jak "wakacyjna Gruzja". Wszędobylski alkohol i praktycznie permanentny stan pod-wpływem u sporej części społeczeństwa, mocno odbija się na tym, jak funkcjonuje to państwo. Dodać do tego szowinizm i dyskryminację kobiet na poziomie mocno islamskiego kraju i nagle Gruzja nie jest już taka wspaniała.

Ula nakreśliła też taką sytuację, która ponoć jest nagminna, ale o której weryfikacje ciężko: Będąc w Gruzji, ma się wrażenie że wszyscy non-stop imprezują. Bary czy sklepiki spożywcze, zawsze pełne klienteli, gadającej i relaksującej się przy piwku winku lub czaczy. Podejście do alkoholu oczywiście dość frywolne, nawet za kółkiem. Tyle, że skąd oni mają tyle czasu i pieniędzy na to ciągłe leniuchowanie? I gdzie wszystkie żony się pochowały? Okazuje się, że spora część żon i córek, wysłana została do Niemiec, lub innych zachodnich krajów, ciężko haruje, i wysyła kasiorę do męża/ojca w Gruzji, który powinien np. remontować dom, kupić auto, rozkręcać firmę, coś oszczędzić, ale przeważnie przepija przesłane euro/dolary.
Jak się tam przyjrzeć temu społeczeństwu, to faktycznie coś w sporej jego części nie funkcjonuje jak powinno. Ciągłe konflikty, z Rosją w tle, też na pewno niczego dobrego nie przyniosły. Kolejny, niezwykle ciekawy, ale trudny kraj.
Skoro świt, w okolicach dwunastej, żegnam się z Kote i Ulą, Mirmiłowi który ruszył na objazd Gruzji, zostawiam wielką torbę suwenirów do zabrania do Polski, a sam kieruję się na południe, przez Sairme. Kolejna piękna droga.

https://lh3.googleusercontent.com/-c...28356%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-C...28355%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-J...28361%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-o...28363%2529.jpg

https://lh3.googleusercontent.com/-G...28366%2529.jpg

Marulin 15.03.2016 19:47

Bajera!!!

mdxmd 15.03.2016 23:07

na czwartym zdjęciu od końca ... co masz w tej bańce po oleju ?? :)

Dylan 15.03.2016 23:25

Genialne zdjęcia. Motywujesz gościu i to jak! Do tej Gruzji nawet bardzo, dzięki za te szczegóły. Pisz dalej!

borys609 20.03.2016 11:35

Jedziesz Pan z tym koksem! :-)


Wysłane z ajfona..

Maurosso 23.03.2016 02:53

Opierniczam się trochę w tym wątku...w ramach zadość uczynienia podpinam krótką sklejkę z Gruzji :)
==========================
Kierując się na Armenię, w pewnym momencie nawigacja mówi: "Turn left". Tak też czynię. Po krótkiej przeprawie przez jakieś wioski, kolejny dziwny skręt i nagle pocinam przez jakąś polanę totalnie na dziko. Na mapach niby jakaś droga zaznaczona.

Trawa wysoka po kierownicę, piękna pogoda, klimat nieziemski. Po kilku kilometrach, równinę zaczynają przecinać coraz głębsze rowy i paryje. Po chwili trafiam na jeden, który jest na tyle głęboki, że nie dam rady go przejechać. Ciągnie się wzdłuż całej doliny. Żadnego mostka, ani wypłaszczenia nie widzę. Trochę kręcę się, próbując raz w jedną raz w drugą coby jakoś jednak przeciąć ten "wąwozik".

Nagle przyuważam wojskowego dżipka/ATV, który ewidentnie pocina w moim kierunku na pełnej piździe. Wtedy dopiero jakoś do mnie dotarło, że jest maaaaalutka szansa, że ten rów to granica Gruzja/Armenia.

Nie wiem czemu, ale navi stwierdziło sobie, że ominie przejście graniczne, które jest jakieś 5 kilometrów na zachód. W pełnym słońcu, fioletowa granica państwa była średnio widoczna na mapie, a ja byłem pewny że jeszcze z 30km do posterunku przynajmniej :P Na tracku wygląda to komicznie.

Po wstępnym zarzucie o przemyt narkotyków, udało się wytłumaczyć gościom z ATV, że ja tylko tępy turist, co w GPSom wierzy. W sumie chcieli mnie puścić, jednak jeden z nich posłał cynk do dowodzącego pobliskim posterunkiem. No i jak już koło biurokratyczne ruszyło, to wsiąkłem...

Najpierw oczekiwania na Pana Pułkownika, który przyjechał Styerem. Potem jazda w wojskowym konwoju (Steyer - Ja - ATV) do bazy, a na koniec oczekiwanie na tłumacza.

Generalnie po jakiś 30 minutach, jakoś dogadałem się z szefem i wytłumaczyłem mu jak to się stao, że chciałem nielegalnie przekraczać granicę. Także i on chciał mnie w sumie puścić, ale wykonał już telefon do swojego przełożonego. Tak więc musiałem złożyć pisemne wyjaśnienie całego zajścia. Po Gruzińsku lub Rosyjsku. A ponieważ mój rossijskij w ocień płochy, to trza kiblować w bazie.

Leniuchowanie ponad 6 godzin, bo tłumacz gdzieś ze stolicy jedzie, a po drodze jeszcze "cośtam, cośtam". Przez te 6 godzin w sumie się skumplowałem z ekipą stacjonującą tam. Nakarmili michą makaronu, odpalili TV, dali internety, full wypas :P

Po spisaniu papierków, ciemną nocą wypuszczają mnie w kierunku granicy. Po sprawnej odprawie Gruzińskiej, mordęga z Armeńczykami. Jakieś ubezpieczenia, jakieś bilety wjazdowe, jakieś cła. Nie byłem w stanie dojść, które to ściema, a które to faktyczne opłaty wjazdowe szczególnie, że noc i zmęczenie robiło swoje. Parę kilometrów za granicą udało znaleźć się wykoszoną, skrytą polankę. Witaj Armenio.


Nynek 23.03.2016 09:54

Hahah goście wyglądają na nieco zaspanych :D Mina gościa w ATV nie tęga .. :) W sumie to miałeś szczęście, że rów był nieprzejezdny, pewnie za przekroczenie nielegalne granicy to już jakiś paragraf by się znalazł :D

Pisz dalej... :)

sluza 14.04.2016 17:13

dobrze, że byłem na slajdowisku, bo inaczej bym się wkurwił, że relacja trwa dłużej niż sam wyjazd :)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:58.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.